Być z piratem( Spamano)

W opowiadaniu pojawią się sceny 18+, więc czytasz na swoją odpowiedzialność.
A chętnych zapraszam :


Ciemność. Ból.Upokorzenie. Samotność. Cierpienie. Gniew. Porażka. Brak nadziei.Obojętność. Wściekłość... A na końcu pustka. Nie wiem, któryto już raz gdy tak się czuje. Po raz kolejny od niespełnamiesiące, jedyne co czuje to ból i upokorzenie. Czułem te okropnedłonie, które dotykały mojego nagiego ciała, jakby to była tylkoniewinna zabawa. Słyszałem jego obleśny oddech tuż przy uchu. Apo chwili jego penis bez żadnego ostrzeżenia, bez żadnejdelikatności, wszedł we mnie. Po raz kolejny byłem gwałcony i nicnie mogłem z tym zrobić. Zostałem sprzedany, tylko dlatego że niebyłem idealnym synem. Aby moja „rodzina" żyła w jeszczelepszych warunkach i by móc chwalić się swoim jedynym synem, jamusiałem zostać sprzedany jakiemuś staruchowi, któremu spodobałsię mój były brat. Chciałem coś zrobić, uwolnić się, jednaknie mogłem. Nic nie mogłem powiedzieć, zakneblował mi usta, nieprzejmując się tym, że mogę się udusić. To go nie interesowało.Tak długo jak miał coś do pieprzenia na tym jebanym statku byłzadowolony...

Otworzyłemoczy, na których nie było żadnej szmaty, która by miprzeszkadzała. Rozejrzałem się. Byłem sam w jego kajucie, ręcemiałem wolne, jednak moja noga została przykuta do łóżka.Westchnąłem. Który to już raz straciłem przez tego debilaprzytomność? Czy nawet podczas snu muszę śnić to co mi zrobił?!Spojrzałem na siebie, byłem ubrany w to w czym mnie zabrał z domu.Czułem się brudny. A jedyne o czym potrafiłem myśleć douciekający ból z mojej dolnej części ciała. Ten pieprzonystaruch znów się zagalopował, a ja przez to cierpię. Westchnąłemzaczesując włosy za ucho. Nagle moją uwagę przykuły krzyki napokładzie. Wiedząc na ile mogę się poruszać w obecnym stanieoraz jaką długość ma łańcuch, stanąłem na łóżku iwyjrzałem przez małe okienko na pokład. To co ujrzałem przeraziłomnie. Przed szybą leżała twarz jednego z członków załogi,którego zapamiętałem pierwszego dnia. Czułem jak robi mi sięniedobrze a moje nogi odmawiają posłuszeństwa, przestając mniepodpierać. Przez co spadłem z łóżka, jęcząc z bólu. Podniosłem się z podłogi uświadamiając sobie, że prawdopodobniejesteśmy atakowani przez piratów. Przełknąłem ślinę. Co sięze mną stanie?! Umrę w tym momencie, bezbronny i przykuty dołóżka?! Nie! Nie mogę na to pozwolić! Jedynie jaką śmierćkiedykolwiek sobie wyobrażałem to będąca podczas walki lub sambym się zamordował, nie dając satysfakcji mojemu przyszłemumordercy. Rozejrzałem się po kajucie, w poszukiwaniu czegoś copomoże mi uwolnić się z tych łańcuchów lub pozwoli przez chwilęnawet obronić się. Lecz nic takiego nie znalazłem, a odgłosywalki powoli cichły. Upadłem na podłogę z nadzieją, że znajdęcoś pod łóżkiem i doznałem szoku. Toż to moja szabla! Szybko zanią chwyciłem i rozpocząłem uderzanie nią o nogę łóżka,chcąc chodź o odrobinę je pociąć by móc następnie z całejsiły zniszczyć tę nogę i jakoś wykorzystać łańcuch. Nagleprzerwałem słysząc czyjeś kroki nade mną. Przeraziłem się,zaprzestając tej opcji. Czyli mogę jedynie czekać na śmierć.Wyprostowałem się, mimo bólu i spojrzałem w stronę drzwi,czekając aż nadejdą. Nie musiałem długo czekać. Drzwi otworzonokopnięciem, następnie do środka została wrzucona ta świnia a zanim wszedł wysoki Latynos. Prawdopodobnie sam kapitan, sądząc pojego stroju. Chyba mój widok go lekko zszokował, bo po chwili sięuśmiechnął, podchodząc do tego starucha, który spojrzał namnie. Widziałem strach w jego oczach oraz chyba nadzieje.

-Lovino! Uratuj mnie a obiecuje, że wrócę ci wolność!- krzyknął,pełznąc w moją stronę. Teraz to wie jak się nazywam, a nawetpowiedział coś innego niż tylko bezsensowne rozkazy? Pirat nicsobie z tego nie zrobił, po prostu stał i nam się przyglądał.Moje spojrzenie nie wyrażało nic, bo przecież nigdy nie mogłempokazać swoich uczuć. Ruszyłem przed siebie, w stronę tegogwałciciela, który uśmiechnął się zwycięsko. Widziałem jakwyciąga klucz, jednak nie spuszczałem spojrzenia z nieznajomego. Po chwili dało się usłyszeć jak otwiera zamek, uwalniając mnie. Teraz spojrzałem na świnię znajdującą się tuż przed moimi nogami. W ciszy uniosłem broń, którą następnie wbiłem mu od tyłu w krtań, pozwalając usłyszeć jego ostatnie krzyki tym razem z agonii. Nie pokazałem żadnych emocji, tylko spojrzałem na klaszczącego i uśmiechającego się tajemniczo pirata. Stanąłem w  pozycji do obrony, bacznie go obserwując. Wyciągnął z tym uśmiechem swój miecz, jednak mnie nie zaatakował, tylko odsunął moją szablę, stając ze mną twarzą w twarz. Wiedziałem dobrze, że jedna z jego stup znajduje się na martwej głowie tego cholernego gówna, jednak nic nie powiedziałem, jedynie patrzyłem mu w oczy, nie pozwalając mu zobaczyć moich oczu oraz duszy.

- Interesujące... Jak się nazywasz?- zdziwiłem się. Czyżby lubił znać imiona swoich ofiar? I tak nie ma dla mnie nadziei. Przegrałem w momencie, w którym odsunął moją szable.

- Lovino. Lovino Vargas. Co może jeszcze chcesz poznać ile mam lat by móc sobie wyryć na ścianie w kajucie wiek kolejnej ofiary, co?- powiedziałem z ironią.  Nie myślałem, bo jak iść w ramiona śmierci, to lepiej nacieszyć się tą ironią za którą tak bardzo tęskniłem. Ten nic nie powiedział, jedynie przysunął się jeszcze bliżej, chwytając mnie za włosy i odchylając moją głowę do tyłu. Syknąłem z bólu, lecz nic więcej nie zostało pokazane, już do tego typu rzeczy przywykłem.

- Radzę ci zapanować nad tym językiem, chyba że chcesz bym ci go wygryzł bądź wyrwał, co?- powiedział z tajemniczym błyskiem w oku.  Przestraszyłem się, jednak skoro mam umrzeć to co będę sobie żałował i tak nie wyrządzi mi większych cierpień niż ten drań.

- Niby czemu? I tak za chwilę zginę, więc nic mi nie szkodzi.

- A ktoś powiedział, że cię zabije? Raczej przyda mi się para dodatkowych rąk do pracy.- to powiedziawszy związał mi dłonie, po czym przewiesił mnie sobie przez ramię. Pisnąłem z zaskoczenia, lecz nie miałem siły nawet na utrzymanie swojej szabli a co innego by coś mu zrobić. Od długiego czasu nie ruszałem się tak dużo jak dzisiaj, więc to chyba oczywiste, że moje mięśnie jak i ciało odmówiły mi posłuszeństwa. Czułem jak zmęczenie mnie dopada a sam Morfeusz zaprasza mnie do swej krainy, a mi jedynie zostało zaakceptować jego kuszącą propozycję...

Ciemność. Samotność. Strach. Ból. Niepewność. Lęk. Rozpacz.  Niepokój. Złość. Gniew.  Tylko to potrafiłem w tej chwili czuć. Byłem w obcym miejscu, sam. Nikt z rodziny nie wracał na mnie uwagi, jedynie  pocieszali Feliciano. Dziadku ty pewnie byś powstał z martwych tylko dlatego, że on płacze, prawda?  Czemu dla mnie byś tego nie zrobił? Przecież także jestem twoim wnuczkiem! Przecież też cię kocham, nawet bardziej niż mój brat! Więc czemu!? Czemu musiałeś wybrać jego?! Czy jestem niechcianym dzieckiem, które pojawiło się tu przez Bożą pomyłkę? Czyżby sam Bóg nie chciał mnie u siebie, więc zesłał mnie tu bym cierpiał...

Poczułem coś mokrego na swojej twarzy oraz zgniły psi oddech.. Zaraz psi?! Gwałtownie podniosłem się do siadu rozglądając się po otoczeniu. Nie znałem tego miejsca. Więc to co powiedział tamten pirat okazało się prawdą. Poruszyłem nogami, chcąc się upewnić iż nie jestem do niczego przykuty i uśmiechnąłem się w myślach na fakt iż nic nie blokuje moich ruchów. Nagle drzwi się otworzyły a pies, którego teraz zobaczyłem biegł w stronę swojego pana. To był ten sam mężczyzna, który mnie tu przyniósł.

- Widzę, że księżniczka się obudziła.- powiedział zamykając drzwi i podchodząc do łóżka. Chciałem mu odpysknąć, lecz powstrzymałem się. Teraz to on trzyma w swoich dłoniach moje życie. Dlatego nic nie powiedziałem tylko czekałem na to co ma mi do powiedzenia.- Jaki cichy. Gdzie się podziała twoja agresja szczeniaku?- spytał z ironią na co warknąłem. Pieprzona wybuchowość! Ten jedynie się zaśmiał, nachylając się w moją stronę.- Lubię gdy facet jest agresywny a potulny w łóżku.- powiedział oblizując wargi. No ja nie mogę! Czy ja na serio muszę trafiać na jakiś pojebów?! Do tego ten się z tym nie krył, czego oczekuje za uratowanie mi życia. Wkurzyłem się, już raz przeszedłem przez to piekło i wolę umrzeć niż znowu go doświadczyć, a nie minął prawdopodobnie jeden dzień!

- He? Myślisz, że skoro darowałeś mi życie, to rozłożę szeroko nogi by ci w ten sposób podziękować? Ha! Już wolę umrzeć niż ci na to pozwolić.- powiedziałem pewnym siebie głosem, nie pozwalając masce gniewu oraz pewności siebie spaść z mojej twarzy. Ten jedynie uśmiechnął się mrocznie a w jego oczach dostrzegłem niebezpieczny błysk. Gwałtownie chwycił mnie za włosy, szarpiąc za nie i odchylając moją głowę do tyłu. Gdyby ktoś tu wszedł myślałby, że chce mnie pocałować.

- Nie bój się. Jeszcze dziś pozbawię cię tego nastawienia i sam będziesz o to błagał.- wyszeptał mi do ucha. Mimowolnie przełknąłem ślinę, co oczywiście musiał usłyszeć. Puścił moje włosy, chwytając tym razem za ramię i wyciągając z kabiny. Gdy wyszliśmy na pokład odruchowo przymrużyłem oczy. Tak dawno nie miałem kontaktu ze słońcem, że aż boli. Jednak ten stan nie trwał długo bo po chwili byliśmy pod podkładem. Spojrzenia obecnych skupiły się na naszej dwójce, a zwłaszcza na mnie.

- Ten który go rozbierze będzie miał  możliwość zabawienia się z nim, tak jak lubi. A wiem, że dawno nikt z was nie robił tego z dzieciakiem.- wściekłem się. Czyli taki był jego plan, chce mnie złamać? Niech mnie tak łatwo nie ocenia, bo pomimo że mam te siedemnaście lat umiem o siebie zadbać. Poczułem jak przysuwa się niebezpiecznie blisko mnie.- Oni albo ja. Wybieraj.

- Żadna z podanych propozycji.

- W takim razie miłej zabawy. Jeśli jednak zmienisz zdanie po prostu zaszczekaj, szczeniaku.- po czym popchnął mnie w ich stronę. Widziałem jak się oblizują, łapią za krocze, drapiąc się po nim. Obleśne. Ale nie mam zamiaru dać im tej cholernej satysfakcji! Nie czekali aż się przygotuje czy coś, od razu na mnie ruszyli, jednak nie lekceważcie Włochów! Unikałem ich ataków na moją garderobę i osobę, jednocześnie uderzając ich by dali sobie spokój. Ale o czym ja mówię!? Przecież to banda piratów! Lecz nie poddam się bez walki! Przecież jestem potomkiem walecznych Rzymian. Oddawałem im z każdym kolejnym atakiem, jednak było ich za dużo, do tego warunki były niekorzystne dla mnie. Do tego czułem jak opuszczają mnie siły. Zagryzłem wargi, bo wiedziałem, że długo nie pociągnę a ten pieprzony drań dostanie to czego chce. Szybko ruszyłem w jego stronę a gdy stanął z nim twarzą w twarz, warknąłem, co ten przyjął jako moją porażkę. Po raz drugi zostałem przerzucony przez jego ramię i pogwizdując ruszył do swojej kajuty. Wiedziałem co zaraz nastąpi, byłem na to przygotowany. Lepiej jednak jak to zrobi jedna osoba niż kilka na raz. Otworzył drzwi kopniakiem i tym samym sposobem je zamknął a następnie rzucił mnie na łóżko. Teraz przyglądał mi się z góry a ja znów czułem ten strach. Nie znałem go, nie wiedziałem o nim nic. Tamtego to przynajmniej imię znałem, co jakoś ułatwiało mi całe to piekło, które mi wyrządził, bo mogłem wyzywać go w myślach. Lecz tu? Tu nie miałem żadnej formy jakiejkolwiek obrony.

- Co jest? Nie widzę już tego twojego ducha walki. Poddałeś się?- powiedział łapiąc za moją twarz.- W takim razie dobrze. Sprawię, że będziesz krzyczeć z rozkoszy a dojdziesz jedynie gdy ci pozwolę. Dojdziesz wykrzykując moje imię, Lovino...

- Jakbym je jeszcze znał to mógłbym się nad tym zastanowić.- powiedziałem obojętnym, pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem.

- Antonio.- po czym poczułem jego wargi na swoich. Już rozpocząłem wchodzenie do świata swojej świadomości, by nie czuć tego wszystkiego, lecz nie pozwolił mi, gryząc mnie w dolną wargę, aż nie poczułem metalicznego smaku. Spojrzałem na niego, a ten z błyskiem w zielonych oczach wsadził do środka język, jednocześnie wsuwając dłoń pod moją koszulę. Tamten nigdy się mną nie przejmował, robił to co chciał, tylko po to by się zaspokoić, więc dlaczego ten jest jeszcze łagodny po tym co mówił? Na co czekasz, Antonio? Jego palce zahaczyły o jeden z moich sutków, powoli go pocierając oraz szczypiąc, nie przerywając pocałunków, które nie pomagały mi w racjonalnym myśleniu. Traciłem oddech i chyba to zauważył bo odsunął się ode mnie. Teraz zabrał się za pozbywanie naszych ubrań, a ja mu na to pozwalałem. Byłem jedynie lalką, pustą skorupą, która nie ma żadnej wartości w tym świecie. Po chwili jego usta powróciły do moich a jego dłoń sunęła powoli w górę i znów czułem jak bawi się moimi sutkami. Mimowolnie jęknąłem mu w usta, przeklinając swoje cholernie wrażliwe ciało. Poczułem jak jego język łaskocze moje podniebienie a po chwili czułem te usta na swojej szyi, którą kąsał, lizał i ozdabiał malinkami. Z taką trasą dotarł do moich sutków, które zaczął gryź, ssać i lizać. Czułem jak jego oddech osadza się na mojej skórze, która płonęła, tym razem nie z obrzydzenia lecz z podniecenia. Czemu tak reaguje moje ciało na dotyk tego mężczyzny? Widząc, że nie stawiam oporów jego dłonie przeniosły się w stronę moich ud. Odruchowo chciałem się wyrwać, lecz przygwoździł mnie do łóżka, lekko podduszając.

- Nie ładnie kotku. Mam rozumieć , że wolisz na ostro? W takim razie mam coś lepszego. Podnieć mnie.- powiedział oblizując wargi. Z trudem przełknąłem ślinę, bo jeszcze nigdy nikogo nie podniecałem. Po chwili puścił moje gardło, łapiąc mnie za włosy i przysuwając moją głowę do jego krocza. Czułem obrzydzenie, jednak nic nie powiedziałem, tylko ze strachem otworzyłem usta, łapiąc jego przyrodzenie niepewnie w dłonie i wkładając go sobie do ust, kawałek po kawałku, przyzwyczajając się do zaistniałej sytuacji.- Grzeczny kotek, a teraz liż i ssij uważając na zęby. Spróbuj ugryźć a nie będę łagodny.- powiedział trzymając mocno za moje włosy. Chciało mi się płakać, jednak wiedziałem, że na nic mi to pomoże, więc robiłem to co mi kazał. Przejechałem po nim ostrożnie kilka razy językiem, ssąc i poruszając moją głową w przód i tył. Czułem jak zaciska oraz rozluźnia dłoń na moich włosach, co świadczy o tym iż mu dobrze. Tamten też tak robił. Nagle odciągnął mnie od siebie, a ja przez przypadek zahaczyłem zębami o jego członka. Jego miejsce zajęły palce chłopaka, po których przejechałem językiem, robiąc to odruchowo.  Następnie wyciągnął je, wpijając się w moje usta oraz wkładając jeden palec w mój tyłek. Krzyknąłem zaskoczony w jego usta, lecz nie przerwał pocałunków oraz ruchów w moim ciele. Co więcej drugą ręką chwycił za mojego członka, pobudzając i podniecając go. Znów jęknąłem mu w usta, tym razem samemu wkładając swój język w jego gardło. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, lecz sądząc po tym jak wsadził mi kolejne dwa palce, musiał się powstrzymywać, co nie wiem dlaczego doprowadzało mnie do szaleństwa. Dlaczego chce poczuć go w sobie? Coś jest ze mną nie tak?! Jakby czytając mi w myślach wyjął palce, przykładając się do wejścia we mnie. Wszedł gwałtownie, szybko, brutalnie. Poczułem jak w moich oczach pojawiają się łzy, które zlizał, kierując swój język do mojego ucha, które zaczął kąsać oraz lizać, co doprowadziło do głośnego jęku. Po chwili rozpoczął poruszanie się we mnie. Najpierw powoli, jednak z każdym ruchem przyśpieszał, liżąc oraz szczypiąc moje sutki, jednocześnie dalej ściskając moje przyrodzenie. Czułem jak rozpadam się na kawałki, pod napływem tej przyjemności, którą mi oferował... Tylko dlaczego....

Otworzyłem oczy a pierwsze co ujrzałem to uśmiechniętą i zadowoloną twarz Antonia. Niby dlaczego jest taki szczęśliwy?

- Nareszcie jesteś mój Roma.- powiedział całując mnie w usta a ja doznałem szoku. Nie to niemożliwe..

- ..Ty.. Czy ty nie jesteś.. Antonio Fernandez.. Carriedo?- ten jedynie się zaśmiał.

- Dość długo zajęło ci rozpoznanie mnie Romano.- czułem jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce oraz łzy. Uderzyłem go w tors, z czego się zaśmiał.

-  Myślałem, że zginąłeś pięć lat temu! Obiecałeś mnie zabrać ze sobą ty draniu!

- Ale zabrałem cię teraz. Wiesz jak trudno było cię złapać księżniczko? Twój smok był dość sprytny i ohydny. Lecz się nie martw. Będę delikatny i nikomu cię nie oddam.- powiedział a ja ujrzałem od bardzo dawna uśmiech, który kiedyś pozwalał mi żyć.

- Mam nadzieje. Tylko spróbuj mnie wystawić a osobiście wbije ci nuż w gardło.- ten się zaśmiał po czym dostałem całusa, który po raz pierwszy odwzajemniłem bez żadnego obrzydzenia...


***

Witam! Nie ma jak pisanie przed pójściem spać. Spamano, którego mi ostatnio brakowało. Mam nadzieje, że się spodobało.

Dobranoc :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top