4. Dobranoc

— Czekam na ciebie już godzinę.

— Wiem, przepraszam. 

— Gdzie jesteś?

— Stoję w korku w centrum.

— Mhm..

— Nie mogłem wcześniej. 

— Mogłeś mnie uprzedzić. Kolacja już wystygła. 

— Ugotuje nam coś.

— Nie trzeba. Zjadłem sam.

— Uh kochanie..

— Do niej też tak mówisz?

— Znowu ciągniesz ten temat? — westchnął starszy, wyrzucając niedopałek za okno samochodu. 

— Dzisiaj w pracy Min się pytał, czy zerwaliśmy. 

— Powiedziałeś mu, że nie.

— Powiedziałem mu, że wszystko idzie w tym kierunku.

— Skarbie..

— Zauważyłeś Chan, że nigdy nie mówisz do mnie po imieniu? Ile masz tych skarbów?

— Wymyślasz już. Tylko ciebie. 

— Nie wiedzę ci.

— Baekhyun.. proszę cię.. 

— Oh pamiętasz moje imię? Wiesz, to nic nie zmienia. Cmoknij klamkę Park. — rozłączył się i rzucił telefon w kąt pokoju. Tej nocy zasnął, słuchając, jak ukochany puka do jego drzwi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top