Talk dirty to me pt.2

Znacie to uczucie gdy po wielkim zawirowaniu w życiu wszystko wreszcie wraca do normy? 

Ja też nie.

Przez cały miesiąc snułem się jak duch po domu i nie odzywałem się do nikogo. Zayn i mama próbowali mnie pocieszyć na różne sposoby, ale oni po prostu nie rozumieli. 

Wszystkie posiłki, które we mnie wmuszali zaraz zwracałem. Byłem senny i płaczliwy. Jednak nie zwracałem na to uwagi, tak jak  na wszystko co się działo wokół mnie.

Nazwijcie mnie masochistą, ale zamiast o nim zwyczajnie zapomnieć całe dnie spędzałem na przeglądaniu twitter'a i patrzeniu jak się wygina na scenie przed tłumem napalonych lasek. Kto wie czy potem też ich nie nabiera na maślane oczka i nie pieprzy na plażach?

Znów siedziałem zawinięty w koc na swoim dużym łóżku z telefonem w dłoni patrząc na jego ostatni koncert w Los Angeles. Moje policzki były zapadnięte, włosy tłuste, a oczy przekrwione. Usłyszałem znajome kroki na korytarzu i już się szykowałem na godzinny monolog bo jak zwykle nie miałem zamiaru się odzywać. 

- Lou? - łóżko się ugięło, a do mojego nosa dotarł zapach ostrych męskich perfum.- Jak się czujesz?

Milczałem i udawałem, że go nie słyszę.

- Nie możesz tak siedzieć sam. Będziesz chory, jeśli już nie jesteś... Proszę odezwij się do mnie. Rozumiem, że jesteś zraniony, ale nie możesz tak przeleżeć całych wakacji. Jestem twoim najlepszym przyjacielem i widząc twoje cierpienie sam cierpię- jego głos załamał się na końcu.

Siedziałem dalej bojąc się odezwać.

- Wiesz... Niall się o ciebie pytał. Też się o ciebie martwi... Wszyscy się martwimy. Proszę odezwij się, powiedz cokolwiek.- słyszałem jak ciężko oddycha obok mnie.- Czy znów wymiotowałeś?

Skrzywiłem się na to pytanie. Oczywiście, że tak. Tak samo jak od kilku dni. 

- Louis. Odpowiedz chociaż na to.

Może jak się odezwę szybciej pójdzie i da mi się z powrotem pogrążyć w głębinie smutku i rozpaczy?

- Tak- odchrząknąłem cicho.

- Boli cię brzuch?- zatroskał się.

- Ni-e- moja wypowiedź została wzbogacona o dorodne ziewnięcie.

- Jesteś śpiący? Jay powiedziała, że spałeś do południa.

Nie odpowiedziałem nic tylko ściągnąłem koc z głowy i spojrzałem na Zayna. Jak zawsze wyglądał perfekcyjnie. Ładnie ułożone włosy, wyprasowana koszulka i gładka buzia. Gdy pomyślałem o tym jak ja wyglądam zrobiło mi się wstyd. Potargane, tłuste włosy, śmierdzący podkoszulek i niewyprane dresowe spodenki. 

Mulat siedział przez chwilę cicho i patrzył się za okno nad czymś intensywnie myśląc. 

- Lou... Powiedz mi proszę, kiedy wymiotujesz?- przeniósł swoje spojrzenie na mnie.

- Umm... rano?- wymamrotałem niepewnie.

- Boli cię wtedy żołądek?

- Nie- pokiwałem głową.

Zayn wciągnął powietrze i rozszerzył oczy.

- Czemu się tak na mnie patrzysz? Wiem, że wyglądam okro-

- Nie, nie. To nie o to chodzi... Po prostu- przejechał po swojej twarzy dłonią.- Mam pewne podejrzenia, ale...

- Ale co? Nie sądzę, że mogłoby być to coś jeszcze gorszego.

- J-ja... Tak masz rację. Będę się zbierać- patrzyłem jak szybko się podnosi i wychodzi z pokoju.

Sam zostałbym w nim na kolejne godziny gdyby nie to, że okropnie chciało mi się siusiu. Niemrawo podniosłem się z łóżka i nadal owinięty w koc wyszedłem na korytarz. Rozejrzałem się czy nikogo nie ma , ale najwyraźniej wszyscy domownicy byli aktualnie na dole. 

Sunąłem stopami po podłodze nie mając siły i ochoty nawet ich podnieść, gdy usłyszałem cichą rozmowę. Rozpoznałem głos Zayna, ale drugi był zniekształcony. Prawdopodobnie rozmawiał przez telefon.

- Bez zmian, nadal siedzi zamknięty w sypialni i ledwo się do mnie odezwał.... Tak, wiem... Ale jest jeszcze coś, Ni. O-on, ja myślę, że on może być w ciąży- ściszył głos, ale i tak wyraźnie usłyszałem.

Czy on mówi o mnie? Przecież to niemożliwe! Mężczyzna w ciąży? Poza tym Harry miał na sobie kondoma, z tego co pamiętam... To niemożliwe. 

Myśli o mojej rzekomej ciąży nie dręczyły mnie ani razu dopóki kolejnego dnia Zayn nie wszedł do mojego pokoju i rzucił mi w głowę prostokątnym pudełeczkiem.

- Louis. 

Obróciłem głowę w jego kierunku odrywając spojrzenie od okna.

-Co?- burknąłem.

- Nie zadawaj żadnych pytań tylko go zrób, dobrze?- patrzył na mnie szerokimi oczami.

- Ale co mam zrobić?- zaczynał mnie wkurzać tą swoją nadmierną troską. 

- Test-

- Test na IQ? Proszę cię, miałbym -120. Jak głupim trzeba być żeby dać się przelecieć obcemu facetowi i dać się zostawić? Nie musisz mi uświadamiać jak bardzo-

- Możesz się zamknąć i zrobić ten test ciążowy!- mój monolog przerwało głośne warknięcie.

-C-co?- czułem jak bicie mojego serca zatrzymuje się, a potem rusza z podwójną prędkością.

- Nie udawaj, Lou. Masz poranne mdłości, jesteś cały czas zmęczony i nazbyt emocjonalny. To typowe objawy.- patrzyłem na niego próbując przyswoić po kolei wszystko co powiedział.

- A-ale my- zarumieniłem się.

- Tak. Wiem, że używaliście zabezpieczenia, ale kto tam wie tego całego Srylesa- wywrócił oczami, jednak widząc moje przerażenie podszedł do łóżka i objął ramieniem.

- Po prostu go zrób, Loulou. Będziemy mieć pewność, dobrze?- podał mi pudełeczko, a ja czułem jak w moim żołądku wiąże się ogromny supeł.

Wstałem na drżących nogach i wykonałem dwa niepewne kroki w kierunku drzwi. Popatrzyłem  z błaganiem na Zayna odwracając się na chwilę. Tak bardzo bałem się zrobić ten test. Od jednej lub dwóch kreseczek zależało tak wiele, moje całe życie. 

Mulat ponaglił mnie kiwnięciem głowy i po, mogłoby się wydawać długich godzinach, siedziałem na brzegu wanny co chwilę niespokojnie patrząc w kierunku umywalki, czekając na wynik. 

Moja noga podrygiwała niespokojnie wydając głuchy dźwięk przy zetknięciu się z kafelkami. Patrzyłem co chwilę na zegar na ścianie pragnąc by sekundy upływały wolniej, albo żeby w ogóle się zatrzymały. 

Jednak odpowiedni czas minął i musiałem sprawdzić wynik. Patrzyłem się w podłogę pragnąc zniknąć i w ogóle się nie znaleźć w tej sytuacji. Co jeśli okaże się, że jestem w ciąży? Co ze szkołą? Jak zareaguje mama? I najgorsze co z Harry'm? 

Siedziałem nie chcąc się ruszyć jeszcze kilka minut, gdy same czarne myśli zalewały mój umysł. Jednak wiedziałem, że dopóki nie będę wiedzieć na 100% na nic nie zdadzą się snute plany. 

Wstałem. Chwilę później znów czułem jak grunt wali mi się pod nogami, a z moich ust wydobył się okropny wrzask.

*Harry's POV*

Blondyn, którego imienia nie pamiętałem podskakiwał na moim kutasie, krzycząc jak rasowa, tania dziwka. Jego tyłek był tak luźny i zużyty przez innych, że naprawdę musiałem się wysilić by odczuć jakąkolwiek przyjemność. 

Zacisnąłem dłonie na jego biodrach i przycisnąłem go na chwilę do siebie, myśląc, że to pomoże. Nic to kurwa nie dało. Zrzuciłem go z kolan i trzymając za włosy pociągnąłem do podłogi. Przesunąłem się na koniec motelowego łóżka i przyłożyłem kutasa do jego pulchnych ust i mam na myśli, czy on robił sobie pieprzony botoks? 

- Ssij go- warknąłem.

On bez zbędnych słów otworzył usta i od razu wsunął go całego wgłąb swojego gardła, jaka kurwa. 

Zamknąłem oczy, przynajmniej to robi na przyzwoitym poziomie. Mając w dupie to czy go przyduszę czy nie wypchnąłem biodra do góry. Nie zakrztusił się, dziwka. Gdy wreszcie poczułem, że zbliżam się do orgazmu zacisnąłem w pięści jego włosy.

- Louis- jęknąłem.

Poczułem jak na to chłopak między moimi nogami próbuje się odsunąć, ale skutecznie przytrzymałem go przy swoim fiucie i po tym jak jeszcze kilka razy wyjęczałem imię niebieskookiego doszedłem w dół jego gardła. 

Nawet na niego nie patrząc wstałem, ubrałem się i wyszedłem z zaśmierdłego papierosami pokoju. Po długim tarasie, a potem schodach zszedłem na parking do mojego auta i po chwili byłem na trasie z powrotem do centrum miasta. 

Moja głowa była całkowicie wyczyszczona z jakichkolwiek myśli, wiedziałem że wszystko uderzy z podwojoną siłą dopiero w moim domu.

Po kilkunastu minutach wpisywałem kod do bramy i wjeżdżałem po kamienistej ścieżce na moją posesję. Zostawiłem niedbale zaparkowane auto pod wejściem i niczym burza wpadłem do obszernego holu, a zaraz potem do jeszcze większej łazienki.

W ekspresowym tempie zrzuciłem z siebie ubrania i wbiegłem pod prysznic odkręcając gorącą wodę. Jak szalony szorowałem gąbką moje ciało próbując zmyć z niego dotyk tej obleśniej kurwy. Na samo wspomnienie wzdrygnąłem się. 

Nadal bez emocji wyszedłem spod wrzątku i nagi stanąłem przed lustrem rozciągającym się na całej ścianie. Patrzyłem się na siebie czując jak powoli wzbiera się we mnie wściekłość. 

Z rozpędu uderzyłem pięścią w lustro patrząc jak ono  powoli pęka, a po mojej dłoni cieknie krew. Czemu znowu kurwa o nim myślałem? Czemu?!

Odkąd zostawiłem tego chłopca samego, na plaży nie chce opuścić moich myśli. Jest w nich  gdy się budzę, gdy jem śniadanie, gdy gram na scenie, gdy pieprzę przypadkową dziwkę, gdy kładę się spać i nawet gdy śpię ich nie opuszcza. Jest tam non stop.

Co się z tobą do cholery jasnej dzieje, Styles?!

Co w tym gówniarzu jest specjalnego?

Odkleiłem rękę od lustra i patrzyłem jak niektóre odłamki szkła spadając na ziemię. Nie przejmując się resztą, która została w mojej nadal krwawiącej dłoni agresywnym krokiem udałem się do mojej sypialni i upadłem na ogromne łóżko.

Znów usypiałem z niebieskimi tęczówkami w głowie. 

***

Każdy kolejny koncert na trasie przybliżał mnie do jej zakończenia i do powrotu do mojej ogromnej, pustej willi w Londynie. Każdy kolejny koncert przypominał mi o tym co mało miejsce już całe pół roku temu.  Każdy kolejny koncert uświadamiał mi, że wśród widowni nie znajdę opalonego chłopca z zadartym noskiem i oceaniczno błękitnymi oczami. 

Powoli doprowadzało mnie to do szaleństwa. Louis za żadne skarby nie chciał opuścić mojej głowy, wręcz przeciwnie. Zakorzeniał się tam jak chwast i nie chciał puścić. 

Piękne kobiety i mężczyźni nie podniecali mnie tak jak wcześniej i coraz częściej wolałem posłużyć się swoją ręką.

Chodziłem sfrustrowany jako jeden, wielki bałagan emocjonalny. Warczałem na każdego kto się do mnie odezwał lub dotknął. 

Piosenki z podtekstem, z których byłem znany nie brzmiały tak dobrze jak wcześniej,  a zamiast nich w moim notesie pojawiały się o delikatnym głosie, drobnych dłoniach i... i miłości.

To ostatnie sprawiało, że rwałem sobie włosy z głowy. To rozrywające uczucie w środku nie opuszczało mnie ani na chwilę. Byłem wściekły na siebie. Jak mogłem dopuścić by w ogóle takie słowo zagościło w moim słowniku? 

Nadszedł dzień, w którym już nie wytrzymałem tego całego harmideru w sobie i poszedłem się komuś wyżalić. Przypadkowo wypadło na mojego kolegi z branży, Liama.

Nie przejmując się tym, że wyglądam okropnie z dołami pod oczami, rozczochranymi lokami i pomiętą koszulką wsiadłem do mojego Lamborghini i  z piskiem opon ruszyłem na przedmieścia, gdzie znajdowała się posiadłość Payne' a. 

Gdy tam dojechałem i zacząłem dobijać się do drzwi przywitał mnie widok zaspanego bruneta zawiniętego w szlafrok.

- Harry? Co ty tu robisz o tej porze?- wymamrotał.

Ach, no tak. Jest 3 w nocy, wspomniałem o tym?

- Muszę z kimś wreszcie porozmawiać, proszę wpuść mnie.

- T-tak, jasne. Daj mi chwilę, czekaj w salonie.

Przepchałem się przez szparę w drzwiach i przeszedłem przez hol by po chwili znaleźć się w przestronnym salonie. Usiadłem na zamszowej kanapie w niecierpliwie czekałem na Liama.

Po kilku minutach wreszcie przyszedł przebrany w dresy i bardziej rozbudzonym wyrazem twarzy. Usiadł na przeciwko mnie w dużym fotelu i spojrzał prosto w oczy. 

- Co cię do mnie sprowadza w środku nocy, Harold?

- J-ja... Co to miłość, Liam?- desperacja w moich oczach musiała go poruszyć, ponieważ odchrząknął i wyprostował się w fotelu. 

- Nie wiem, dla każdego to coś innego. To coś jak...To takie uczucie, które może zabijać cię każdego dnia, ale równocześnie pozwala ci latać. W tej osobie widzisz wszystko czego potrzebujesz, wiesz że możesz jej zaufać, że masz w niej oparcie. Chcesz dla niej jak najlepiej, jest sensem twojego życia. Myślisz  o niej non stop. Wiesz, że przy tej osobie jest twoje miejsce.

- A c-co jeśli się skrzywdziłem tę osobę? 

- Co masz na myśli?

- Jest taki chłopak... Ja przespałem się z nim pół roku temu i zostawiłem go bez wyjaśnień kolejnego dnia. Myślałem, że będzie taki jak każdy inny, ale ja nie mogę przestać o nim myśleć. Od pół roku nie ma dnia, w którym nie wspominałbym jego oczu, głosu, czy ciała. Męczy mnie  to, bo ja nigdy wcześniej nie czułem się w taki sposób. Nie wiem co mam z tym zrobić- schowałem twarz w dłoniach i pokręciłem w bezsilności głową. 

- Kontaktowałeś się z nim w jakikolwiek sposób?

- Nie, ja próbowałem zapomnieć... Ale nie mogę. 

-  Wpadłeś całkiem głęboko, stary. Jest tylko jedna rada na to.

- Jaka?- spojrzałem się na niego z nadzieją.

- Znajdź go... i zawalcz o niego. 

***

Minęły dokładnie dwa miesiące od mojej rozmowy z Liam' em. Aktualnie próbowałem przedrzeć się prze tłum fanek, który się mnie uczepił. Z nieba lał się żar, jak to bywa w Rio de Janeiro. 

Zanim wyleciałem z Londynu minęło kilka tygodni. Musiałem wreszcie ogarnąć swój tyłek i zrozumieć jak bardzo spierdoliłem moje życie. Jaką dziwką byłem. Jakim bezuczuciowym dupkiem. 

Spakowałem się z dnia na dzień. Nie przejmowałem się, że byłem w trakcie nagrań do nowego krążka, ani że mój menadżer chciał mnie zabić. Teraz Louis jest najważniejszy. Teraz gdy wiedziałem, że moje serce nie jest z kamienia i mogę... kochać.

Jednak nie spodziewałem się, że będzie aż tak trudno. Byłem w Rio już od prawie miesiąca. Szukałem wszędzie. Na naszej plaży, przeszedłem sam całe wybrzeże, byłem w każdym bardziej i mniej zatłoczonym miejscu w mieście. Louisa brak. 

Wynająłem informatyków, jednak poza jego kontami społecznościowymi, na których ostatni raz był aktywny kilka miesięcy temu nie znaleźli nic. Louis nigdy nie podawał nigdzie swojej lokalizacji. Nie mogłem namierzyć go w żaden sposób. 

Dzisiaj kolejny raz postanowiłem przejść przez miasto jednak nie spodziewałem się, że zostanę osaczony. Dziewczyny krzyczały, piszczały i popychały mnie. Prosiłem aby się uspokoiły jednak to nie nie dawało. 

Dopiero po kilkunastu minutach tłum zaczął się przerzedzać i gdy myślałem, że jestem wolny do moich uszy doszedł dziki krzyk i poczułem mocne uderzenie na moim nosie.

Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować zostałem powalony na ziemię i poczułem kolejny cios skierowany w moją szczękę.

- To za Louisa skurwysynie!- usłyszałem warknięcie nad sobą i zaraz po nim kolejne uderzenie.

Otumaniony na oślep chwyciłem mojego oprawcę za nadgarstki i obróciłem nas tak, że teraz ja na nim siedziałem. Czułem jak krew spływa w dół mojej twarzy, a nos okropnie boli. 

- Puść mnie dziwko!- mulat pode mną szarpał się.

- Skąd znasz Louisa?- splunąłem krwią obok krzywiąc się na jej smak.

- Nagle się nim interesujesz?! Pierdol się, nic ci nie powiem! 

- Skąd. Znasz. Louisa?!- podniosłem głos ściskając mocniej jego nadgarstki. 

On nie odpowiedział tylko szybko podnosząc głowę uderzył mnie nią w nos co sprawiło, że natychmiast upadłem na ziemie chwytając się za niego. Jęknąłem z bólu ze strachem patrząc jak na chodniku pode mną formuje się mała kałuża z mojej krwi.

- Poobijana morda to nadal za mało za co zrobiłeś, kurwiu!- mulat nadal stał nade mną.

Z trudem podniosłem się do siadu. 

- Wiesz gdzie jest Louis?- spojrzałem na niego z dołu.- Proszę, powiedz mi.

- Oczywiście, że wiem- prychnął.- Pytanie brzmi po co ci to wiedzieć?

Otwierałem usta by odpowiedzieć, gdy przeszkodził mi kolejny krzyk.

- Kochanie, Zaynie! Co ty robisz?- po chwili u boku chłopaka pojawił się drobny blondyn.

- Pilnuję sprawiedliwości, Niall- nie oderwał ode mnie swojego wściekłego spojrzenia ani na chwilę.

Z tego co wywnioskowałem Niall podążył za spojrzeniem mulata i gdy mnie zobaczył wciągnął gwałtownie powietrze. 

- Co ty tu robisz, Styles?- on też zna Louisa?

- Wiesz gdzie jest Louis? Proszę, muszę go znaleźć i wszystko wyjaśnić.

Blondyn zmrużył oczy i przyglądał mi się z ciekawością. 

- Po co? Nie uważasz, że już trochę za późno?

- Ja wiem, że spieprzyłem, ale dopiero do mnie dotarło jakim dupkiem byłem. Proszę, ja muszę go przeprosić. Jestem już tutaj od prawie miesiąca i próbuję go znaleźć, ale nigdzie go nie ma. Jesteście moją ostatnią nadzieją- patrzyłem na nich z desperacją w oczach. 

Oczy Nialla lekko się rozszerzyły na moje wyznanie. - Jesteś tu już od miesiąca?

Pokiwałem tylko głową i czekałem na jakiekolwiek informacje. Niall objął mulata ramieniem i wyszeptał mu coś do ucha. Jednak najwyraźniej nie spodobało mu się, ponieważ po chwili cała ulica mogła usłyszeć jego odpowiedź.

- Nie możemy, Niall! Wiesz, że od razu by mu wybaczył! A poza tym skąd wiemy, że znowu nie zwieje jak się dowie?- z ostatnim słowem znowu skierował na mnie swoje jadowite spojrzenie.

O czym się dowiem? Nie mam zamiaru nigdzie uciekać, nie od Louisa. 

- Zayn, żabciu moja kochana- Niall spojrzał na chłopaka maślanymi oczami.- Powinniśmy mu dać drugą szansę, każdy na nią zasługuje. Poza tym stara się i widać, że jest szczery.

Pokiwałem gorliwie głową potwierdzając słowa blondyna. 

Widziałem jak Zayn walczy ze sobą. W końcu westchnął głęboko i odwrócił się w moim kierunku.

- Zaprowadzimy cię do Louisa-

- Boże, dziękuję!- wstałem na równe nogi.

- Ale!- wyciągnął palec wskazujący przed siebie.- Jeśli znowu złamiesz mu serce tym razem nie skończy się tylko na złamanym nosem, rozumiesz? 

- Tak, obiecuję. Nie mógłbym. 

- Chodź za nami.

***

Po kilkunastu minutach doszliśmy do skromnego piętrowego domu niedaleko plaży. Moje serce waliło jak oszalałe. Co jeśli mi nie wybaczy? A co jeśli znalazł już kogoś nowego? To bardzo prawdopodobne, tak śliczne stworzenie na pewno nie mogłoby być długo same. 

Z każdym krokiem na kamiennej ścieżce prowadzącej do wejścia do domu moje dłonie pociły się coraz bardziej, a żołądek kurczył z nerwów. Od czego mam zacząć? "Byłem dupkiem, który bał się swoich uczuć. Dasz mi drugą szansę?" Nie. To za proste. "Louis chyba cię kocham, wiem że byłem głupi zostawiając cię ale-"

Moje rozmyślania przerwało szturchnięcie w ramię. Spojrzałem zdezorientowany na Niall'a. Zayn cały czas szedł obok, ale nawet na mnie się nie patrzył.

- Harry, proszę obiecaj mi, że niezależnie co zobaczysz i czego się dowiesz znowu nie uciekniesz- niebieskooki chwycił mnie za ramiona i potrząsnął.

- Obiecuję, ale co się sta-

- Nieważne. Po prostu tam wejdź- popchnął mnie w kierunku drzwi i razem z Zayn'em usiedli na huśtawce w ogrodzie. 

Przełknąłem głośno ślinę i niepewnie zapukałem w drzwi. Usłyszałem szuranie po drugiej stronie i po chwili drzwi otworzyły się ukazując cel mojej miesięcznej tułaczki. 

Patrzyłem jak jego usta uchylają się w szoku, a ręka zastyga w powietrzu. Wyglądał jeszcze piękniej, niż zapamiętałem. Jego oczy  pięknie odbijały słońce skanując moją sylwetkę, a jego skóra wyjątkowo błyszczała. Cały wydawał się promienieć. Jego włosy były rozczochrane jak po drzemce, a usta delikatnie spierzchnięte. Tak bardzo chciałbym je jeszcze raz pocałować.

- H-harry? C-co ty tu robisz? Co ci się stało w twarz?- jego oczy cały czas były rozszerzone jakby zobaczył ducha.

- Ja... Przepraszam, Lou. Byłem tak głupi zostawiając cię. Ja po prostu nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek kiedykolwiek obudzi we mnie głębsze uczucie niż pożądanie. Gdy cię zostawiłem myślałem, że będziesz jak każdy inny, ale nie mogłem wyrzucić cię z mojej głowy. Każdego dnia coraz bardziej tęskniłem za tobą, ale nie dopuszczałem do siebie, że możesz znaczyć dla mnie coś więcej niż jednorazowa przygoda. Dopiero gdy zaczęło być ze mną naprawdę źle zacząłem rozumieć, że już się z ciebie nie wyleczę. Rozmowa z moim przyjacielem uświadomiła mi takie uczucie to nie byle co. Louis, jesteś najpiękniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem i te wszystkie modelki, z którymi byłem nie dorównują ci w żadnym stopniu. Twoje czyste podejście do świata jest urzekające, a twój uśmiech mógłby wyleczyć każdą chorobę. J-ja nie znam się na uczuciach, a-ale myślę że cię kocham. Całe moje połamane i skamieniałe serce należy do ciebie.

-C-co? Harry ja- Ouch!- Louis skrzywił się z bólu i chwycił się za swój ciążowy brzuch. 

Chwila, co?! C-ciążowy? Rozszerzonymi oczami latałem między twarzą szatyna, a jego dużym brzuchem. 

- H-harry, ja r-rodzę!- popatrzył na mnie przerażony, a potem na przeźroczystą plamę na podłodze między jego nogami.

- Jak to? Czemu? Co się dzieje?!- przerażony zacząłem szarpać się za włosy.

Louis cały czas trzymając się za brzuch mamrotał w kółko "to za szybko, nie teraz".

- Louis! T-ty, m-my musimy jechać do szpitala! Ty do cholery jasnej rodzisz!- nie myśląc wiele chwyciłem go w stylu panny młodej i pognałem w kierunku ulicy.

Po chwili za mną zaczęli biec Zayn i Niall. Dogonili mnie przy furtce.

- Co ty robisz?!

- L-louis, o-on rodzi! Szpital, szybko! Trzeba, on- chłopcy patrzyli na mnie jak na kosmitę, jednak najwyraźniej zrozumieli co się dzieje bo pociągnęli mnie za łokieć i kazali biec za sobą.

Wyobrażam sobie jak musiałem wyglądać. Przerażony, biegnący z jęczącym z bólu chłopcem na rękach. Czułem jak Louis drżał w moich ramionach. Wcale nie polepszało to mojego samopoczucia. Czułem się jakbym za chwilę miał się zsikać ze strachu w majtki, jeśli już tego nie zrobiłem. 

Wreszcie dobiegliśmy do postoju dla taksówek i jakimś cudem Zayn wepchnął mnie cały czas z Lou na rękach do jednej z nich. Nie przejmując się niczym dookoła usadowiłem go sobie na kolanach i cały czas głaskałem po policzku.

- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze- nie wiem czy mówiłem to by uspokoić siebie czy Louisa. 

On za to z każdą minutą krzyczał coraz głośniej i zaczął coraz mocniej zgniatać moją rękę, którą w między czasie mu podałem. Starałem się myśleć trzeźwo, ale sam czułem się przerażony tą sytuacją. To działo się tak szybko. 

 Z bólem patrzyłem jak po jego policzkach spływają łzy, a oczy były mocno zaciśnięte. Kiedy będziemy w tym zasranym szpitalu? Bóg musiał mnie wysłuchać bo zaraz po tym taksówkarz z piskiem opon zatrzymał się na podjeździe szpitala.

Poprawiłem Louisa w swoich ramionach i jak błyskawica wyskoczyłem z pojazdu. Jak szalony podbiegłem do recepcji krzycząc niezrozumiałe rzeczy do pielęgniarki. Gdyby nie Zayn, który powiedział do niej kilka słów po Portugalsku nadal stałbym tam i się darł. 

Dwie pielęgniarki szybko podbiegły do nas z wózkiem i kazały na nim posadzić Louisa. Delikatnie ułożyłem go na nim starając się wyrządzić mu jak najmniej bólu.

- H-harry- szatyn chwycił mnie za koszulę i popatrzył się na mnie ze łzami w oczach.

- Spokojnie, skarbie. Panie się tobą zajmą- pogłaskałem go ostatni raz po policzku, po czym szybko odjechał z kobietami i z Zaynem.

Przy recepcji został ze mną tylko Niall. Gdy z powrotem zrobiło się cicho i moje emocje odrobinę opadły mogłem wreszcie przyswoić wszystkie fakty.

Louis był w ciąży. Louis właśnie rodzi.  Louis był w ciąży ze... mną? Czy to moje dziecko? Założyłem wtedy prezerwatywę, ale to i tak nie daje stuprocentowej pewności. Boże, co jeśli to moje dziecko. O Boże! Ja może mam dziecko, z Louisem! Ale przecież on nawet nie ma 18 lat! Boże Święty!

- Harry, uspokój się. Za chwilę wyrwiesz sobie wszystkie włosy z głowy- Niall chwycił mnie za łokieć i zatrzymał w miejscu.

- N-niall, cz-czy to dziecko jest moje?- popatrzyłem mu prosto w oczy.

- Uważam, że powinniście to wyjaśnić między sobą, gdy Darcy się urodzi.

- Darcy?

- Takie imię wybrał Louis. 

- Darcy...- wypróbowałem imię na języku.- Ładnie.

- Tak, a teraz chodźmy cię opatrzyć. Twoja twarz wygląda jakby przejechał ją pociąg.- zaśmiał się.

- To twój chłopak mnie tak urządził- prychnąłem.

- Z-zayn to nie mój chłopak- spuścił głowę i się zarumienił. 

-  Jak to? Przecież-

- Wiem, ale proszę cię, nie mam u niego szans- skrzyżował ramiona na piersi.

- Nie wydaje mi się- uśmiechnąłem się.

- Nawet nie próbuj mi robić nadziei, Styles. Idziemy po jakiegoś lekarza. 

Pociągnął mnie za koszulę i po małych poszukiwaniach siedziałem na kozetce, gdy jakiś lekarz nastawiał mi nos. 

- Kurwaaa!- wrzasnąłem, gdy kość wskoczyła na odpowiednie miejsce.

- Nie bluźnij młody człowieku- upomniał mnie doktor i zaczął nakładać opatrunek na mój nos. 

Niestety potem musiałem przeżyć jeszcze zszywanie brwi i odkażanie wszystkich zadrapań. Gdy moja twarz przypominała odrobinę mumię odetchnąłem z ulgą. Koniec mąk. A przynajmniej dla mnie. Gdzie jest Louis?

- Zayn napisał mi, w której sali jest Lou. Właśnie zaczął rodzić.- Niall odezwał się czytając mi w myślach.

- Musimy tam iść, szybko- zeskoczyłem z kozetki i wybiegłem na korytarz. 

Blondyn dogonił mnie i razem szybkim krokiem udaliśmy się pod odpowiednią salę. Nie zdążyliśmy nawet usiąść gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, a z nich wyjechało  pchane przez pielęgniarki łóżko, na którym leżał Louis. 

Podbiegłem do niego i chwyciłem za rękę. Był cały spocony i ledwo utrzymywał otwarte oczy. 

- Louis, kochanie. Jestem tutaj.

- Harry- wychrypiał.- Darcy jest taka piękna, moja ukochana córeczka- uśmiechnął się patrząc się na sufit.

- Z pewnością tak jest- uścisnąłem jego dłoń.- Jak się czujesz?

- Zmęczony-wymruczał i wtulił się w moją dłoń.

- Tak, już za chwilę odpoczniesz- wjechaliśmy do całkiem przytulnej jak na szpital sali, a pielęgniarki ustawiły łóżko w odpowiednim miejscu i zablokowały kółka.

Chwilę po tym wyszły mówiąc, że za chwilę przyniosą dziewczynkę. Usiadłem na taborecie koło łóżka i odgarnąłem mu grzywkę z czoła. 

- Louis, powiedz mi proszę... Czy Darcy to też moja córka?- wiedziałem, że to może za wcześnie na takie pytania, ale musiałem już wiedzieć. 

- J-ja...A chciałbyś Harry żeby była?- popatrzył się na mnie uważnie skanując moją twarz.

- T-to naprawdę dużo dla mnie, a-ale ja myślę, że tak... Mam na myśli, jeśli to moja córka zostanę z wami, poniosę za to odpowiedzialność.

- Nie chcę żeby była dla ciebie karą, Harry. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać.

- Nie zmuszasz mnie do niczego! Po prostu to wszystko dla mnie nowe. W przeciągu godziny wydarzyło się tyle rzeczy, cały czas nie jestem w stanie tego pojąć. 

- Czułem się tak samo gdy mnie zostawiłeś- odwrócił wzrok.- W ciągu miesiąca zniszczyłeś moje życie. Gdy dowiedziałem się, że jestem w ciąży chciałem się zabić. Nienawidziłem siebie za to, że dałem się tak perfidnie oszukać. Dopiero mama przemówiła mi do rozsądku, tylko dzięki niej tutaj jestem. Pokochałem Darcy dopiero kiedy poczułem jej pierwsze kopnięcie, dopiero kiedy poczułem, że jest prawdziwą, małą istotką. Całą ciążę musiałem przechodzić praktycznie sam, nie miałem nikogo kto by w środku nocy pobiegł do sklepu po nutellę z szynką albo żeby rozmasował mi stopy. Skrzywdziłeś mnie Harry jak nikt inny, mimo to jestem ci wdzięczny za to, że dałeś mi Darcy. Jest moim wszystkim.

- L-lou... Ja nie wiem co powiedzieć. Przepraszam tak bardzo, wiem że to za mało, ale nie wiem co mógłbym jeszcze zrobić. To wszystko co ci powiedziałem na twoim ganku, to prawda. Mimo, że nigdy wcześniej tego nie czułem, wiem że obudziłeś we mnie to wspaniałe uczucie i nie mam zamiaru dać temu odejść. Dlatego proszę, daj mi kolejną szansę. Zostanę tutaj z tobą, z tobą i Darcy. Zaopiekuję się wami. Tylko daj mi szansę. 

- Harry, ja...Po prostu tego nie spieprz, proszę.

- Na pewno nie kochanie- podniosłem się i niewiele myśląc złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach. 

 harrystyles: nasza ukochana córeczka już 5 miesięcy z nami  💖👶 dziękuję ci Lou za czynienie mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, kocham cię

polubione przez zaynmalik, justinbieber, loutomlinson i 3 000 000 innych 

loutomlinson: ja ciebie też


Tak kończę "Talk dirty to me", jednak jeśli ktoś miałby pomysł na jakieś dodatki chętnie go przyjmę ❤. 






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top