4. Bajki z dna szklanki

Dirk czekał już na niego przy barze. Zajadał solone orzeszki z puszki, przyglądając się polerującemu kufle barmanowi. Stary Teo prowadził lokal od kilkunastu lat. Pozbawiony jakiejkolwiek konkurencji w okolicy, prosperował całkiem dobrze. Mimo to mieszkał na obszernym zapleczu wraz ze swoją dwunastoletnią córką. Żona porzuciła go, kiedy Siena miała trzy latka. Stwierdziła że rodzina i obowiązki matki nie są dla niej. Wystąpiła o rozwód i wyjechała do Azji z nadzieją na rozpoczęcie wielkiej kariery. W czym? Tego jeszcze sama nie wiedziała, choć liczne pomysły i biznesplany gnieździły jej się w głowie. Mężczyzna zaakceptował jej decyzje, jednak nigdy z nią się nie pogodził. Otworzył bar i spędzał w nim całe dnie, obsługując samotnie klientów. Czasem tylko, kiedy jego jedyna pociecha wracała ze szkoły, prosił ją o drobną pomoc.

- Czy ktoś kiedykolwiek bliżej przyjrzał się domowi starców? - Lipski dosiadł się do przełożonego, zagadując drżącym głosem.

- Kiedy zostałem awansowany na szeryfa, mój poprzednik prowadził sprawę związaną z tym miejscem. Została ona jednak oddana w ręce służb specjalnych a one nie wykryły nic podejrzanego. Temat ucichł. Od tamtego czasu nikt nie złożył żadnego zawiadomienia.

- Jak to przekazana?

- To państwowa placówka niezwykle ceniąca sobie prywatność. Kazała sprawę przekazać wyżej i tyle.

- A całe te plotki które krążą po mieście? Nie było żadnych śmiałków którzy na własną rękę chcieli odkryć prawdę?

- Nie ma tam żadnej tajemnicy! Przyjmują tam jedynie tych ze schorzeniami psychicznymi oraz porzuconych przez rodzinę. Stąd brak odwiedzin oraz wizerunek zakładu zamkniętego. Nie doszukuj się nie wiadomo czego. Mamy inne sprawy na głowie - Lekko poirytowany Szeryf rzucił jednym z orzeszków w rozmówcę.

- Powiedz mi lepiej co sądzisz o ekspertyzie. Czemu miało służyć płytkie nacięcie na brzuchu? Jak i zawieszony nieopodal na drzewie kawałek materiału. Cały przesiąknięty krwią ofiary, w około zaś silnie naruszona ściółka jakby po walce.

- Może to jakaś chora zabawa?

- Tak Felixie, w chowanego, w wersji dla dorosłych. Dziewczyna poprosiła kogoś o pomoc w zakopaniu i podtrzymaniu funkcji życiowych. Aby nadać jeszcze całości pikanterii, pocięła się. Dobrze się spryciula skryła, że nikt jej nie znalazł na czas. Szkoda tylko że umarła. Pytanie teraz kto przegrał. - Dirk kończąc wywód wypił do dna filiżankę kawy. Głośno zasyczał i odłożył ją z hukiem na ladę. - A krwawa ścierka to takie ciepło, zimno, rozumiesz?

Asystent szeryfa przyglądał się swojemu rozbawionemu przełożonemu z niekrytym zdziwieniem. Całkiem ciekawy sposób reagowania na stres. Żartując sobie ze wszystkiego. Zadatki na psychopatę czy zalążek problemów z psychiką?

- Jak myślisz, kto szukał a kto krył? Mamy Nicka i Dereka.

- Obstawiałbym Nicka - Barman, stojący dotychczas tyłem, odwrócił się w stronę gości, zarzucając białą ścierkę na lewe ramię.

- Ale krył czy szukał? - Dirk aż klasnął w ręce uradowany. Wciągnął w końcu kogoś w swoją gierkę.

- Powiem ci jak zgodzisz się pomóc mi w drobnej sprawie.

- Wiesz że mamy coś poważniejszego na głowie... ale... jakiej?

- Najpierw musisz się zgodzić. Następnie podzielę się z tobą tym co wiem i wrócimy do tego. - Ciężko było mu nie przystać na takie warunki. Stary Teo był miejskim kompendium wiedzy mieszanej. Od rozsiewanych plotek po szczere wyznania upitych mieszkańców. Te usłyszane w bezpośredniej rozmowie i podsłuchane zza lady. Czterdziestolatek wiedział niemalże wszystko. Patrzył teraz swoimi niebieskimi oczami wprost na niego, unosząc delikatnie kącik ust. Był pewny siebie. Słysząc cicho wyduszone słowa zgody, podrapał się po zaroście, wygładził wąsy i oparł się na łokciach zniżając głowę i ton głosu.

- Hope w pewnych kręgach uważana była za ladacznicę. Wszystko wskazuje na to, że jej ostatnim partnerem był Nick. Wynajmowali hotel w sąsiednim mieście, kryjąc się przed jego ojcem. Gdyby Antonio dowiedział się że jego syn posuwa córkę nieżyjącego już Harolda, nie darowałby mu tego. Początki ich rodzinnego interesu nie były zbyt legalne i nie uszło to uwadze ówczesnemu szeryfowi. Prawdopodobnie zabił ją któryś z nich bądź też wynajęta do tego osoba.

- Nie mógł jednak być nią Derek. Znał las najlepiej, nie zakopał by ciała przy leśnej ścieżce. - Wtrącił Felix.

- Słuszna uwaga. Co więcej, ostatnio w mojej knajpie zjawił się sam Antonio. Jak nigdy. Wypił kilka szybkich, rwąc przy tym swe gęste, krucze włosy z głowy. - Od zawsze Dirka zastanawiało jak sześćdziesięciolatek mógł mieć tak bujną czuprynę. Silne geny czy odżywki? Facet od najmłodszych lat prowadził poważne interesy. Miał na utrzymaniu sporej wielkości dworek z hektarem lasu. Do tego utrzymywał aż czterech synów całkiem sam, po tym jak jego żona zmarła przy ostatnim porodzie. Z tego co tłumaczył właśnie barman, Najmłodszy był za granicą na studiach. Dwudziestoletni Marko właśnie wrócił do rodzinnego domu a dwóch najstarszych, Nick i Fabio, pomagało ojcu w interesach.

- A teraz wisienka na torcie panowie. - Teo ciągnął dalej. - Hope przed śmiercią zdecydowała podjąć się pracę. Zgadniecie gdzie?

- W domu starców? - Wyszeptał przejęty Lipski.

- Zgadza się. Spędziła tam kilka dni kończąc współpracę kłótnią. Akurat w okolicy czaił się Joe tropiący, jak mi to mówił, jakąś zwierzynę. Zakręcony człowiek. Wspominał coś o kłótni między dziewczyną a facetem w fartuchu, który wybiegł za nią. Wspominali o krwi i wymiotach. Więcej nie pamiętam. Znajdziecie go nieopodal rzeki w przyczepie kempingowej za wałem. Tam przy starym dębie. Powinien wam pomóc jak powiecie że was do niego przysłałem. - Mężczyzna kończąc konspiracje wyprostował się. Odszedł na chwilę na bok przyjąć zamówienie od oczekującej damy. Była to okoliczna fryzjerka. Maja. Młoda, 21 letnia dziewczyna. Błękitne włosy upięte miała w dwa kucyki po bokach. Blada cera sprawiała wrażenie, jakby była chora. Zaczerwienienia pod oczami próbowała ukrywać delikatnym makijażem. Z uśmiechem spojrzała w stronę Felixa, odbierając różowego drinka z zieloną rurką. Krawędź naczynia przystawiła do drobnej brudki, powoli je podnosząc. Mężczyzna widział jak kilka kropel spływa jej z czerwonej wargi, pełznąc po naciągniętej szyi i niknąc pod dekoltem. Biała bluzka obciśnięta na piersiach podniosła się w momencie głębokiego wdechu. Jego wzrok sunął niżej. Z nogawek krótkich czarnych szortów wyrastały chude, zgrabne nogi. Lewa stopa, skryta w czerwonym trampku, unosiła się na pięcie i opadała wystukując o parkiet rytm lecącej z głośników muzyki. Oczy powędrowały do góry. Stała teraz koło niego, gryząc nerwowo słomkę. Po chwili drgnęła, w końcu zdecydowała się jako pierwsza odezwać:

- Czemu nie w biurze, braciszku? Już po pracy?

- Jak ty się ubrałaś? - Odpowiedział jej z wyrzutem w głosie. Zdjął swoją brązową kurtkę i zarzucając jej na ramiona zaczął prowadzić do wyjścia. Dirk przyglądał się odchodzącej dwójce z podniesionymi do góry rękami, jakby oczekiwał wyjaśnień. Odwrócił się w końcu na powrót do baru, kiedy poczuł oddech na karku.

- Słuchaj Dirk. Wiesz jak wiele znaczy dla mnie moja księżniczka. Oddałbym jej wszystko, włącznie z moim życiem żeby tylko była szczęśliwa. Męska łza ciśnie mi się na oko kiedy widzę smutek na jej twarzy.

- Rozumiem.

- Jej ukochanego kota Barrego minionej nocy coś zagryzło. Znalazła rozszarpanego biedaczka nad ranem na zapleczu, wybierając się do szkoły. Poprosiłem Dereka o pomoc. Powiedział, że to sprawka czyjegoś kundla. Chcę abyś dorwał właściciela i go ukarał aby sytuacja więcej się nie powtórzyła.

- Czy ty...

- Ja wiem jak to brzmi. - Prędko przerwał mu zmieszany.

- Jednak zrozum. Nikt inny tego nie zrobi. Kundel rozszarpał biedaka. Siena po ujrzeniu plam krwi i porozrzucanych wnętrzności stała się jakaś inna. Jakby coś w niej pękło. Jest obojętna i wściekła. Nie raz mówiła jak zakatowałaby zwierze, które to zrobiło. Zaczynam się o nią bać. Tym bardziej że wczoraj zabrała nóż z kuchni i ze łzami w oczach szła na zaplecze. Gdyby nie huk, który szperając po kuchni zrobiła, nie zauważyłbym. Mówiła że znajdzie i poćwiartuje bestie. Rozumiesz? dwunastolatka!

- No dobra ale jak to sobie wyobrażasz?

- Derek powiedział, że on się tym zajmie. Nie wyobrażam sobie jednak żeby uprowadził i zaciukał komuś psa. Przypilnuj go i załatw to... bardziej cywilizowanie. To nie zwierze powinno się karać a właścicieli, którzy robią z niego potwora. Skoro z tego zrobili zabijakę to pomyśl co będzie jak zaadoptują kolejnego kiedy ten zniknie?

- Odezwę się jutro do naszego leśniczego i zobaczę co da się z tym zrobić. Umowa to umowa - uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc zakończyć ten temat jak i pełen przygód cały dzień. Czuł że potrzebował teraz tylko jednego. Snu. Mimo że dopiero co nastał wieczór. Poprosił o nalanie mu szklanki lemoniady i wyjął telefon pisząc smsa do żony z informacją, że niedługo wraca.

***

Felix korzystając z momentu zatrzymania się na czerwonym świetle, odwrócił się w stronę Mai.

- Mówisz że umówiłaś się na wieczór z obcym chłopakiem i nic mi o tym nie powiedziałaś? - Rodzice ich przebywali aktualnie na wakacjach, co sprawiało że był w pełni odpowiedzialny za siostrę. W świetle aktualnych wydarzeń nie było mu to na rękę, nie miał jednak innego wyjścia. Kochał siostrę i chciał dla niej jak najlepiej. Wiedział o jej pokręconym charakterze i lekkiej naiwności, dlatego też chciał dopilnować osobiście, aby była bezpieczna. Nawet godząc się na to, żeby jechać po wybranka i zawieść ich do baru.

- Nikt w tym mieście nie jest obcy głuptasie.

- To mówisz, że gdzie mam po niego dokładnie jechać?

- Za pół godziny kończy pracę. Do domu spokojnej starości.

- Gdzie! - słysząc kierunek wyprawy, przyhamował ostro. Rozległo się głośne trąbienie z tyłu.

- Co ty robisz? Chcesz nas zabić? Jedź normalnie.

- Przepraszam. - Przejechał dłonią po twarzy, skupiając się na uciszaniu myśli. Obrazy z ostatniej wizyty powróciły w jego myślach. Poczuł jak oddech staje się płytki i szybki.

- Kim... kim on tam jest? Co to za jeden?

- Ma na imię Andy i jest przystojnym, wysokim blondynem z bujną grzywką i hipnotyzującymi niebieskimi oczami. Jest fizjoterapeutą. Studiował to w Niemczech. Jest umięśniony, potrafi dobrze gotować a jego masaże są nie z tej ziemi - Cicho jęknęła, rozpływając się w myślach. Nie otrzymując jednak reakcji zwrotnej, westchnęła.

- Strzygłam go wczoraj. Mieliśmy miłą pogawędkę po której zaprosił mnie dzisiaj na kawę. Trafił tu polecony z innej placówki. Nikogo nie zna a ja mam być tą, która pokaże mu naszą mieścinę. Wyobrażasz to sobie? Twoja siostra, reprezentantka Green Grove. - Zaśmiała się ze swoich słów, nie mówiąc już nic. Felix również milczał, próbując uspokoić oddech. Sprawiało mu to jednak niebywałą trudność, szczególnie w momencie kiedy wjechał na ostatnią prostą. Znajomy mu budynek ukazał się przed nim w oddali.

Zaparkował na tym samym miejscu co poprzednio, nie gasząc silnika.

- Chcesz po niego iść czy poczekamy?

- Już wychodzi! - Wskazała palcem w kierunku drzwi wejściowych. Postać w ciemno zielonej kurtce kierowała się w ich stronę. Dziewczyna zamachała mu przez otwarte okno, wskazując drogę. Po chwili siedział już na tyle, kulturalnie witając się z nimi.

- Miło poznać Andy, Felix jestem, starszy brat Mai i asystent tutejszego szeryfa.

- Przestań - Uderzyła go w ramię pięścią, pesząc przy tym swoim zachowaniem przybysza. - Ty lepiej skup się na prowadzeniu auta i nie przeszkadzaj... A ty powiedz mi jak ci minął drugi dzień pracy? - Odwróciła się do tyłu, odpinając pasy.

- Dosyć nietypowo. - Blondyn krzywo się uśmiechnął, drapiąc tył głowy. - Jeden z pacjentów przebywających na świetlicy krzyczał coś o upiorze. Wszystko słyszałem. Byłem salę obok. Masowałem chorą na nerwicę staruszkę, skarżącą się przy tym na skurcze mięśni pleców.

- Mówił coś więcej?

- Pewnie jakiś wariat, ich tam przecież chyba nie brakuje - Wtrąciła Maja, odpowiadając bratu i wracając na swoje miejsce.

- W sumie masz racje, dostają jednak silne leki uspokajające. Wiem bo widziałem. Personel do końca dnia był jakiś nieswój, włącznie z szefem. Mogło chodzić o coś innego. - Po tych słowach nastała cisza. Nikt nie miał nic więcej do powiedzenia. Każdy odpłynął myślami w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top