1. Sennik

 Szósta nad ranem. Słońce jeszcze nie wzeszło znad drzew, kiedy byli już na miejscu. Mroźny poranek na skraju lasu z termosem gorącej kawy zapowiadał się ciekawie. Stali na krawędzi dołu. Niezbyt głębokiego, takiego metr na dwa metry. Chaotycznie wykopanego. W nim leżała zbita z desek skrzynka. Prowizoryczna trumna można by powiedzieć, widząc w środku ciało młodej kobiety. Ubrana w białą, długą koszulę nocną, upiększoną miejscami w ciemno-czerwone, zaschnięte plamy. Ręce wyciągnięte wzdłuż zgrabnego ciała, z powykrzywianymi nienaturalnie palcami. Blond włosy rozlane dookoła głowy niczym poduszka, szeroko otwarte brązowe oczy ziejące teraz pustką i... maska na twarzy. Plastikowa, prześwitująca maska połączona wężykiem z butlą tlenową. Cienki, rozciągający się od głowy do pasa, czerwony zbiornik, ułożony był tuż obok ciała. Kucający obok znaleziska mężczyzna określił go mianem "wręcz wtulonego" w zwłoki. Sunąc po jej sinym ciele ręką, okrytą białą rękawiczką, bez emocji podawał kolejne szczegóły.

-Brak na ciele jakichkolwiek śladów walki. Zero siniaków. Ręce i nadgarstki również. Dłonie pokryte krwią. Palce powykręcane, pozbawione paznokci. Sądząc po podrapanych zbitych deskach, które stanowiły pokrywę, świadoma była swojej beznadziejnej sytuacji. Na szyi skóra zdaje się być nieco ciemniejsza. Prawdopodobnie była podduszana. Głowa i twarz bez uszkodzeń. Wyróżniają się tyle co ślady po łzach na polikach. Ofiara zdaje się że nie stawiała oporu. Zapewne trafiła tu w pewien sposób uśpiona. Tylko po co jej butla z tlenem? Ktoś miał ją uratować i nie zdążył?

-Człowiek budzi się nad ranem, gotowy na kolejny dzień jak co dzień, bez żadnych zmian, wezwań, wydarzeń, wszystko tak jak zawsze, w ciepłym biurze przy papierach, rutynowo, a tu wezwanie do ciała i takie rzeczy. - Dirk zachrypniętym głosem przerywa koledze, masując kciukiem i palcem wskazującym skronie. Zsuwa tyłem głowy brudno zieloną czapkę, odsłaniając krótko ściętą, potarganą siwiznę. Nakrycie chowa w bocznej kieszeni granatowego polaru, poprawiając następnie odznakę szeryfa, wbitą na wysokości piersi. Promienie słoneczne padają na jego bladą twarz, krzywiącą się teraz w grymasie.

-Cholera, gdzie moje okulary - Obraca się na pięcie i kieruje w stronę samochodu zaparkowanego kilka metrów dalej na polance.

-Ciało było dosyć płytko zakopane. Pokrywa nie przymocowana do reszty, deski jakieś cienkie. Gdyby na to wejść, całość zapadłby się. - Stojący dotychczas obok szeryfa młodzieniec wzdrygnął się na myśl o własnych słowach. Pozostawiony sam ze specjalistą badającym zwłoki, zdawał się teraz bardziej angażować w dochodzenie.

-I ta koszula nocna. Musiała być uprowadzona z łóżka. Zbrodnia zaplanowana. - Pochylony nad dziewczyną, lekko wykrzywiał głowę na bok, sunąc wzrokiem od jej gołych stóp, po drobny przedziałek na czubku głowy. Nagle poczuł lekki nacisk u dołu pleców. Uświadamiając sobie, że lewa stopa osuwa się wraz z ziemią w dół, ratował się długim skokiem na drugą stronę. Udało mu się chwiejnie wylądować, jednak wciąż był wytrącony z równowagi. Mając przed sobą przerażoną twarz specjalisty, w którego stronę jego ciało miało zaraz polecieć, chwycił się desperacko gałęzi wiszącej mu nad głową. Uświadamiając sobie, jak mało brakowało, żeby leżał teraz na ciele martwej kobiety, odskoczył na bok głośno sapiąc. Stojący naprzeciw Dirk wydał z siebie głośny rechot.

-Młody, nie pochylaj się aż tak, bo wpadniesz - Szeryf, chichocząc jeszcze cicho po swoich słowach, poprawił okulary. - Felix, jak już serce przestanie ci tak walić, że aż tu słyszę, dzwoń po transport, niech zabiorą panienkę na dokładne badania. Ja idę przesłuchać świadka.

Starzec stał trzy metry dalej od niego. Pochylony nad swoim pupilem, czarnym wilczurem, delikatnie gładził go po głowie. Ubrany w wytarte, lekko przyduże spodnie dżinsowe i puchatą, szarą kurtkę. Według wstępnych zeznań wyszedł na spacer, jak co rano z psem, zaczerpnąć świeżego powietrza i rozbudzić się przed obowiązkami domowymi.

-... I wtedy Snif zaczął kopać. Kiedy jego pazury zaczęły głośno szurać o deski, podbiegłem i odgarnąłem z nim ziemię. Widać było, że grunt był świeżo naruszony. Natrafiłem na skraj tej skrzynki i szarpnąłem za wierzch. Ten lekko przesunął się i wpadające przez wąską lukę promienie ukazały mi ciało. Serce podeszło mi do gardła. Pomogłem psu kopać dalej i odsunąłem pokrywę do reszty. Widząc, że dziewczę nie żyje, zadzwoniłem po was.

- Rozumiem. Czy widział pan kogoś w okolicy wychodząc na spacer? Czy wie pan kim jest nasza ofiara?

- Nikogo nie widziałem. A jej się nie przyglądałem. Nie wiem.

- To pan podejdzie do kolegów i rzuci okiem. Green Grove jest małym miasteczkiem, może akurat coś się przypomni. - Staruszek poszurał do najbliższego kopca usypanego z ziemi. Wychylił się do przodu spoglądając w dół i wracając nieco już szybciej i bardziej przygarbiony kiwał przecząco głową.

- Nie wydaje się pan być wzruszony całym zajściem. To już grzybiarze znajdując rozdeptany okaz reagują bardziej emocjonalnie.

- Stary jestem, na wojnie byłem, wiele widziałem. - Wzruszył ramionami wracając do gładzenia sierści na głowie psa. W tym momencie Dirk nie miał już więcej pytań. Próbował pojąć tylko w głowie w jakiej sytuacji się znalazł. Od dwóch lat tu mieszka. Małe miasteczko Green Grove od zawsze było spokojnym, nudnym miejscem z jednym barem przy drodze głównej i wybudowanym na uboczu domem spokojnej starości. W centrum wszyscy zdawali siebie nawzajem znać. Ciężko było ruszyć się do sklepu czy baru nie trafiając na bliską osobę. Odchył od normy stanowiły tylko nieliczne rodziny zamieszkujące obrzeża. Nie włączały się w aktywne życie lokalnej społeczności, zawsze gdzieś bokiem przemykając. Nie stanowili też jakiegokolwiek problemu, przestrzegając prawa. Wiedział o tym, gdyż od roku dbał tu o porządek, nosząc z dumą odznakę. Dotychczasowe małe występki, zazwyczaj z udziałem przejezdnych, zdarzały się rzadko. Teraz jednak trafiła się poważna sprawa, a on ma jeszcze humor do żartów. Czyżby jeszcze nie uświadomił sobie powagi sytuacji?

- Czemu pozwoliłeś odejść świadkowi, szefie? Powiedział w ogóle coś więcej? - Koścista dłoń Felixa wylądowała na jego ramieniu, wyrywając z przemyśleń. Wracając na ziemię, Dirk Potrząsnął głową, chrząkając.

- Nie. Nic tu po nas jak na razie. Jeszcze tylko... - Zrobił chwilę pauzy. Wyciągnął z kieszeni telefon i podszedł do miejsca zbrodni. Oko kamerki wycelował w twarz dziewczyny. Błysnął flesz.

- Jeszcze tylko zdjęcie zguby i jedziemy. Zgłodniałem z tego wszystkiego. Dzisiaj dla odmiany może gofry?

///

Całe opowiadanie nie jest jakoś szczególnie długie. Godzinka - dwie czytania. Akcja, od połowy, nabiera zdecydowanie tempa. Poświęć czas na przeczytanie całości, w sumie co Ci szkodzi :D nie zapomnij też pozostawić po sobie komentarza. Konstruktywna krytyka bardzo pomoże mi przy kolejnych tworach literackich ;) Miłego czytania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top