Zdrada
Jak każdego ranka po porannej toalecie udałam się do stołówki. Miałam nadzieję, że jak zawsze spotkam po drodze Valkoyna i razem pójdziemy na śniadanie. Specjalnie zwolniłam kroku, by niby przypadkiem stać obok jego drzwi tak jak zawsze. Hah, to chyba stało się już naszą małą tradycją. Oczywiście udało mi się to niemal perfekcyjnie, problem polegał na tym, że Valkoyn wyszedł ze swojego pokoju z jakąś nieznaną mi dziewczyną, której nigdy wcześniej nie widziałam w KG, a przez to nie zauważył mnie.
— Dziękuję ci. Odkąd tu przybyłam, nie czułam się tak dobrze. Naprawdę jesteś niezastąpiony — powiedziała z szerokim uśmiechem, nie odrywając od niego swoich błyszczący ślepek.
"Odwal się od mojego Valkoyna!" - pomyślałam wściekła, piorunując ją spojrzeniem, mimo że ona i tak tego nie widziała. W tej chwili absolutnie mnie to nie obchodziło
— Zawsze do usług. Jakbyś jeszcze czegoś potrzebowała, to możesz do mnie przyjść, służę pomocą.
"Do mnie nie byłeś tak pozytywnie nastawiony na początku... To boli..."
— Jeszcze raz dziękuję i przepraszam z to. — Wskazała na jego zadrapanie na szyi.
"Ona mu to zrobiła?! Więc to dlatego nie chciał o tym mówić! Grrrr... Zaraz ją uszkodzę!"
— Nie szkodzi, należało mi się. Nie powinienem był tego robić — powiedział, lekko się uśmiechając.
Dziewczyna zaśmiała się i ucałowała go w policzek, na co Valkoyn szerzej się uśmiechnął. Czy oni...? Czy to... To naprawdę to, co myślę? Przecież mówił, że z tym skończył! Dziewczyna odeszła od niego, kierując się w moją stronę. Dopiero teraz dostrzegłam, że ma zaczerwienione od płaczu oczy, a na jej policzkach są ślady łez. Dlaczego...? Z zamyślenia wyrwał mnie Valkoyn, który nagle zdał sobie sprawę z mojej obecności tutaj i powiedział.
— Cześć Gardienne! To jak idziemy razem na śniadanie?
— Nie jestem głodna — odburknęłam i ignorując jego zaskoczone spojrzenie, poszłam do przychodni, by zacząć swój dyżur. Byłam na niego wściekła! Przecież powiedział, że od dawna nie sypia z dziewczynami dla samej przyjemności... Okłamał mnie. Wściekła i zraniona weszłam do przychodni i przywitałam się z elfką. Ewe widząc mój stan, o nic nie pytała, a ja byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.
— Dziękuję Gardienne — powiedziała elfka, szeroko się do mnie uśmiechając. — Jako że przyszłaś dziś wcześniej, to możesz już iść — dodała.
— Dzięki Ewe — odpowiedziałam i skierowałam się do drzwi.
— Nie ma sprawy. A i Gardienne jakbyś potrzebowała z kimś porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć. — Posłała mi pocieszający uśmiech, który z marny skutkiem spróbowałam odwzajemnić. Potem poklepała mnie pokrzepiająco po plecach i wróciła do pracy.
Natychmiast udałam się do stołówki, by coś zjeść. Przez brak śniadania mój brzuch głośno protestował przed dalszym pozostaniem bez posiłku. Wzięłam swoją porcję, usiadłam na wolnym miejscu i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co dziś widziałam i słyszałam. Dlaczego Valkoyn postanowił wrócić do starych nawyków? Myślałam, że my... Eh... Jestem taka głupia, ale skoro on postanowił znowu zabawiać się z dziewczynami, to ja również nie będę bierna. Bardzo mi na nim zależy, ale nie chcę być jedną z jego panienek. Przez następny tydzień trzymałam się blisko Nevry i dużo z nim rozmawiałam pod pretekstem, że jako szef mojej straży powinien nauczyć mnie podstawowych umiejętności, jakie mogą być mi przydatne ze względu na moją przynależność do tej konkretnej straży, a poza tym lubiłam spędzać z nim czas. Zawsze wiedział jak poprawić mi humor i ufałam mu. Razem z Karenn byli dla mnie jak rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Wampir oczywiście uznał, że mam w tym inny cel, a ja nie starałam się jakoś specjalnie temu zaprzeczać. Jego nawiązana do mojego rzeczywistego, jego zdaniem, powodu, dla którego spędzam z nim tyle czasu były... Dawniej byłby zabawne, a teraz nawet udawane zaloty Nevry do mnie nie potrafiły mnie rozśmieszyć. Za bardzo brakowało mi Valkoyna. On natomiast całkiem się ode mnie odciął. Nie jadaliśmy już razem śniadań, a nasza poranna tradycja odeszła w zapomnienie. Bolało mnie to. A najbardziej przybijający był fakt, że on nawet nie starał się dowiedzieć, czemu się tak zachowuję. Traktował mnie tak jak wcześniej... Jakby zupełnie nic się nie zmieniło... Co prawda było w tym też trochę mojej winy, ale ja naprawdę nie chciałam, żeby traktował mnie tak jak wszystkie. Może to egoistyczne z mojej strony, ale chciałbym być dla niego wyjątkowa. Dodatkowo często widywałam go z tamtą dziewczyną... Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, jak mnie tym ranił? Eh... To przecież oczywiste, że nie.
— Hej Gardienne! — zawołał Ezarel i razem z Nevrą i Valkoynem do mnie podeszli. — Idziemy na łąkę odpocząć od tego wszystkiego. Idziesz z nami? — zapytał.
Zerknęłam na Valkoyna, a potem przygryzłam lekko wargę. To będzie pierwszy raz odkąd spędzę czas z Valkoynem odkąd słyszałam jego rozmowę z tamtą dziewczyną... Ale... Przecież wcale nie muszę z nim rozmawiać, prawda? No dobra raz kozie śmierć. Najwyżej jak coś będzie nie tak, to powiem, że źle się czuję i wrócę do kwatery.
— Pewnie — powiedziałam z uśmiechem — Bierzemy coś ze stołówki czy...
— Już o to zadbaliśmy piękna — powiedział Nevra, pokazując w uśmiechu kły.
— W takim razie chodźmy. — Powoli skierowaliśmy się w stronę polany. Czułam na sobie nieustanny wzrok Valkoyna co bardzo mnie rozpraszało. Tęskniłam za nim. Za wspólnym milczeniem i za rozmowami o bzdetach... Ale dla niego najwidoczniej to nic nie znaczyło, skoro po tym, jak się od niego odsunęłam, nie starał się poznać powodu mojego zachowania. Po chwili byliśmy na miejscu. Rozsiedliśmy się na łące, a ja zamknęłam oczy i rokoszowałam się ciepłymi promieniami słońca. Denerwowało mnie jednak, że jestem pod ciągłą obserwacją Valkoyna, ale nie miałam zamiaru przez niego rezygnować, ze spotkania z przyjaciółmi. Dopiero teraz niedawny szeroki uśmiech wampira przypomniał mi pewną rozmowę, którą zaczęliśmy niedługo po tym, jak tu przybyłam. Pomyślałam, że to genialny sposób na zabezpieczenie się przed ewentualną rozmową z białowłosym. — Nevra... — zaczęłam mówić, przeciągając przy tym samogłoski.
— Tak? — zwrócił się do mnie z wyraźnym rozbawieniem.
— A pamiętasz, jak jakiś czas temu zaczęliśmy rozmowę o przemianie? Możemy ją teraz dokończyć?
— No nie wiem, nie wiem. Musiałabyś mnie jakoś przekonać — powiedział, znowu pokazując kły.
Przygryzłam wargę i udałam, że się zastanawiam.
— A niby jak miałabym to zrobić? — zapytałam, podłapując jego grę. Tym razem to on udał, że się zastanawia, a potem z zawadiackim uśmieszkiem powiedział.
— Domyśl się moja piękna.
Spłonęłam rumieńcem pod wpływem jego spojrzenia i słów. Dlaczego on z taką łatwością to robi? Przecież jest dla mnie jak brat! No dobra, bardzo przystojny i uwodzicielski, ale w dalszym ciągu brat!
— Och czyżby ktoś miał tu nieczyste myśli? — zapytał Ezarel, głośno się przy tym śmiejąc, a po chwili dołączył do niego wampir.
— Nevra! Ezarel! Jesteście niemożliwi — stwierdziłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Ale właśnie za to nas uwielbiasz — zaśmiał się wampir, czochrając mi włosy.
Strąciłam jego rękę z mojej głowy i wystawiłam mu język.
— Przepraszam, ale ja jednak muszę już iść — powiedział nagle Valkoyn i wstał. Ezarel i Nevra popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a potem czarnowłosy podniósł się i powiedział.
— Pójdę z nim porozmawiać. A ty pilnuj naszej małej Ziemianki — nakazał elfowi.
Ponownie wystawiłam mu język. On tylko się zaśmiał i ruszył na białowłosym, którego zachowanie kompletnie mnie zaskoczyło... Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego tak zrobił. Spojrzałam na Ezarela chcąc go o to zapytać, bo wydawało mi się, że wie coś na ten temat, ale on widząc moje spojrzenie, powiedział.
— Ja nic o tym nie wiem. Sama zapytaj o to Valkoyna. A teraz mi nie przeszkadzaj. Relaksuję się. — Po czym ułożył się wygodniej na trawie i zamknął oczy.
Valkoyn.
Nie mogłem patrzeć na to, jak moja ukochana wspaniale bawi się w obecności mojego przyjaciela, a mnie ignoruje. Bolało mnie to, tym bardziej że wydawało mi się, że między nami jest coś więcej.
— Valkoyn? Wszystko gra? — usłyszałem za sobą głos Nevry.
— Tak. Wracaj do nich. Ja mam dużo obowiązków.
— Nie kłam. Doskonale wiem, że nie masz nic konkretnego do roboty. Chodzi o Gardienne, prawda? Nie musisz się o to martwić, nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Jest dla mnie jak siostra. Uwielbiam ją, ale nie w ten sposób co ty. A ona czuje do mnie to samo, co ja do niej
— W takim razie, dlaczego w ostatnim tygodniu spędza z tobą tyle czasu? — zapytałem zirytowany.
— Sam się nad tym zastanawiam. Twierdzi, że chce się nauczyć funkcjonowania w mojej straży, ale ja wiem, że to nie cała prawda.
— Co masz na myśli?
— Naprawdę nie zauważyłeś, w jakim jest ostatnio stanie? Nie pamiętam, żebym w tym tygodniu widziałem ją szczerze uśmiechniętą. A zaufaj mi, że robiłem wszystko, żeby to osiągnąć — stwierdził.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że Nevra ma rację. Ostatnio Gardienne zachowywała się dziwnie. Zupełnie jak nie ona. A to zaczęło się gdy...
— Coś musiało się między wami stać Valkoyn. I to ty musisz dojść do tego, co, to było.
— Chyba już wiem... Tydzień temu widziała, jak rozmawiam z nową członkinią mojej straży. Dziewczyna przyszła do mnie zapłakana, chcąc, żebym wypisał ją z mojej straży. Podbudowałem trochę jej ego i powiedziałem, że również nie miałem łatwych początków. Gardienne mogła odebrać to inaczej, niż było w rzeczywistości. — Wytrzeszczyłem oczy i złapałem się za szyję gdzie były resztki śladów po paznokciach tamtej dziewczyny. — No i musiała też usłyszeć, jak przeprasza mnie za podrapanie...
— A powiedziała, w jakich okolicznościach cię podrapała? Albo, chociaż ty to zrobiłeś?
— Nie... Myślisz, że o to chodzi?
Nevra przeczesał ręką włosy, a potem powiedział.
— To z pewnością to. Musisz jej to wyjaśnić i to jak najszybciej, bo ta rozłąka oboje was niszczy.
— Tak, masz rację i zrobię to teraz.
Gardienne
Nagle zauważyłam, że Nevra i Valkoyn wracają. Wampir lekko się uśmiechał, a na twarzy jego towarzysza malowała się determinacja.
— Gardienne możemy porozmawiać? — zapytał, gdy do nas podeszli.
— Nie chcę z tobą rozmawiać — powiedziałam, zamykając oczy i odchylając głowę w stronę promieni słońca.
— Ale to bardzo ważnie! To, co wtedy widziałaś i słyszałaś, nie jest takie, jak ci się wydaje — zawołał.
Sparaliżowało mnie. Powoli na niego spojrzałam, a potem westchnęłam i powiedziałam.
— Dobrze, skoro tak bardzo ci zależy to zgoda. Porozmawiam z tobą, ale masz tylko 5 minut. — Odeszliśmy kawałek dalej, a wtedy Valkoyn zaczął mówić. Powiedział mi, co tak naprawdę robiła w jego pokoju ta dziewczyna, z którą go widziałam i skąd wzięło się to zadrapanie, a także wyjaśnił mi, że w ostatnim czasie spędzał z nią tyle czasu, bo obiecał jej, że pomoże jej się tu lepiej zaaklimatyzować. W międzyczasie zbliżył się do mnie, zmuszając mnie do oparcia się o pień drzewa.
— Ty jesteś dla mnie najważniejsza i żadna inna się dla mnie nie liczy. Kocham cię Gardienne. — Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się delikatnie, a ja stałam jak sparaliżowana. Nie spodziewałam się tego. Jednak, gdy pierwszy szok mi minął, uśmiechnęłam się delikatnie i powiedziałam.
— Ja też cię kocham Valkoyn. — A potem wspięłam się na palce i czule go pocałowałam.
DODATEK!
Kilka godzin później Valkoyn
Kiedy odprowadziłem Gardienne do pokoju ruszyłem do siebie. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Tak długo na to czekałem. Nagle zorientowałem się, że pod moim pokojem czeka Nevra. Miał śmiertelnie poważną minę.
— Coś się stało? — zapytałem trochę tym przerażony.
— Nie, chciałem ci tylko coś uświadomić.
— C-co? Nevra, o co ci chodzi? — kompletnie nic z tego nie rozumiałem.
— Wiesz, bardzo się cieszę, że ty i Gardienne jesteście razem. Wasz humor od razu się poprawił. Wspaniale znowu widzieć jej uśmiech, ale jak wspominałem wcześniej, ona jest dla mnie jak siostra. Jeśli ją skrzywdzisz, to ja skrzywdzę cię sto razy bardziej, zrozumiano?
— Nevra, ty chyba nie sądzisz, że... — zacząłem, ale mi przerwał.
— Nie ma znaczenia, co ja sądzę. Najistotniejsze jest to, że zmienię twoje życie w piekło, jeśli skrzywdzisz Gardienne.
— Przecież wiesz, że ja nigdy... — znowu mi przerwał.
— Wiem, jak kiedyś traktowałeś kobiety i wiem, że na chwilę obecną jesteś w Gardienne zakochany. To było tylko ostrzeżenie przyjacielu. Nie pozwolę, żeby ona cierpiała. A póki dajesz jej szczęście, to nie masz się czego obawiać.
Potem odwrócił się na pięcie, a po chwili zniknął za drzwiami swojego pokoju. Nie sądziłem, że Gardienne znaczy dla niego aż tyle... Ale kocham ją i nigdy jej nie skrzywdzę. Jednak na myśl o obiecanej przez wampira zemście za jej krzywdę, przeszedł mnie mimowolny dreszcz. Znałem go bardzo dobrze i wiedziałem, że nie rzuca słów na wiatr. Potrząsnąłem głową, odganiając złe myśli. Przecież on nigdy nie będzie musiał realizować swojej groźby. Cierpienie Gardienne jest moim cierpieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top