Prawdziwy pocałunek
Odpierałam ataki Valkoyna, a w międzyczasie starałam się kontratakować, ale po chwili wylądowałam pod nim.
— Idzie ci bardzo dobrze. Tylko ugnij mocniej kolana, w ten sposób zwiększysz swoją przyczepność. — Pomógł mi wstać i ponownie rozpoczęliśmy walkę. Tym razem rozłożyłam go na łopatki.
— Dzięki za fory, z którymi nawet dziecko by wygrało — mruknęłam, siedząc mu na brzuchu. Zeszłam z niego i usiadłam obok, biorąc butelkę z wodą. Białowłosy podniósł się do siadu i również zaczął pić.
— Nieprawda. Szło ci bardzo dobrze, chciałem tylko lekko podnieść twoją wiarę w siebie.
— Przynajmniej nie próbujesz mi wmówić, że naprawdę udało mi się z tobą wygrać — powiedziałam śmiejąc się.
— Gardienne mogę ci coś powiedzieć? — zapytał, a w jego głosie słyszałam niepewność.
— Oczywiście, że tak.
— Kiedy rok temu pocałowałem cię, żeby podać ci ten eliksir... Ja... Nie mogę przestać o tym myśleć.
— Valkoyn co ty...
Spojrzał na mnie tak czułym wzrokiem, że umilkłam.
— Gardienne... Od tamtej chwili dużo o tobie myślałem... Ja kocham cię... I... niczego od ciebie nie oczekuję, po prostu chciałem, żebyś wiedziała.
Siedziałam na ziemi z szeroko otwartymi ustami, nie byłam zdolna wykrztusić nawet słowa. Kiedy Valkoyn podniósł się i zaczął odchodzić, ocknęłam się i krzyknęłam.
— Valkoyn czekaj! — Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam się na niego, namiętnie go całując. Odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie w pasie. — Ja też cię kocham.
Spojrzał na mnie z uśmiechem i mocno przytulił.
— Zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić — powiedział a potem mnie pocałował. Kiedy się oderwaliśmy, powiedziałam.
— Teraz jestem szczęśliwa. — Wtuliłam się w niego. W jego ramionach mogłabym spędzić resztę życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top