Pielęgniarskie obowiązki
Pomagałam właśnie nowemu pielęgniarzowi obyć się z przychodnią, kiedy do środka ktoś wszedł. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam zakrwawionego Valkoyna. Byłam przerażona, ale starałam się zachować spokój. Natychmiast zabrałam to, co uznałam za potrzebne i posadziłam go na kozetce. Uważnie przyjrzałam się jego dłoni, bo to ona okazała się problemem, ale wciąż sącząca się i miejscami już zakrzepła krew utrudniała mi to. Trzęsące się ręce też mi tego nie ułatwiały. Delikatnie ją opłukałam i polałam ranę eliksirem tamującym krwawienie. Na szczęście okazało się, że nie potrzeba szycia. Zanim jednak opatrzyłam ją, podałam Valkoynowi leki przeciwbólowe. Gdy jego dłoń była obandażowana, zapytałam.
— Coś ty sobie zrobił?
Odwrócił ode mnie wzrok i powiedział jakby od niechcenia.
— Nie mogłem skupić się na treningu i stało się. — Wzruszył ramionami i zerknął na mnie. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowywał. Miał problem z koncentracją i rozmawiał ze mną jeszcze mniej niż zwykle. Starałam się nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale on skutecznie tego unikał.
— Valkoyn, co się z tobą dzieje? Martwię się.
W końcu spojrzał mi w oczy i kiedy już miał coś powiedzieć, zawołał mnie nowy pielęgniarz, a białowłosy nie dając mi nawet zareagować na to, wstał i powiedział.
— Nic się nie dzieje, Gardienne. Nie musisz się mną przejmować. Idź do niego. On potrzebuje cię bardziej niż ja. — Jego słowa podziałały na mnie ja kubeł zimnej wody i zrozumiałam, że Valkoyn zachowuje się tak, odkąd nowy zaczął pracę w przychodni. Czy to możliwe, że...
— Zaraz do ciebie przyjdę — zwróciłam się do chłopaka, a potem pobiegłam za wychodzącym już z pomieszczenia Valkoynem. — Zaczekaj! — zawołałam, łapiąc go za ramię. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale posłusznie się zatrzymał. — Mogę zadać ci pytanie?
Skinął głową, a ja wzięłam głęboki oddech i zapytałam.
— Jesteś zazdrosny?
— Aż tak to widać? Bardzo mi na tobie zależy Gardienne i nie chcę cię tracić, ale jeśli wolisz jego, to zaakceptuję twoją decyzję.
Uśmiechnęłam się i wzięłam jego twarz w dłonie.
— Mi też na tobie bardzo zależy. I nikt ani nic tego nie zmieni, a on jest tylko współpracownikiem. Nic nie znaczy.
Pocałowałam go w policzek i mocno się do niego przytuliłam. Objął mnie delikatnie i zdrową dłonią pogłaskał po głowie. Po chwili odsunęłam się od niego niechętnie i powiedziałam.
— Muszę wracać do pracy.
Skinął głową i zapytał.
— Spotkamy się później?
— Z przyjemnością — powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go delikatnie w usta. A potem wróciłam do przychodni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top