Wypadek Nevry
Kiedy zobaczyłam rannego Nevrę padłam przy nim na kolana i natychmiast zaczęłam uciskać ranę.
— Zróbcie coś! — krzyknęłam do Ezarela i Valkoyna. — Nevra, nie zamykaj oka. Słyszysz? Nie masz prawa tego zrobić. Zabraniam ci. — Niewiele widziałam przez łzy cisnące mi się do oczu.
— Nie płacz — wyszeptał, posyłając mi delikatny uśmiech, ale ja nie potrafiłam go odwzajemnić. Znowu zwróciłam się do chłopaków.
— Pomóżcie mu!
— Gardienne, nie możemy nic zrobić. Musimy czekać na Ewelein — powiedział Ezarel.
— Musi być coś, co mu pomoże! Proszę, zróbcie coś. — Głos mi się łamał.
— Jest coś takiego — odezwał się Valkoyn. — Krew powinna trochę mu pomóc.
Kiedy to usłyszałam podstawiłam Nevrze nadgarstek pod usta i powiedziałam.
— Pij.
Spojrzał na mnie tak, jakby chciał powiedzieć, że zwariowałam.
— Bez dyskusji. Pij!
Popatrzył mi głęboko w oczy i zrobił to. Poczułam, jak jego kły przebijają moją skórę. Czułam, jak wypływa ze mnie krew. Ale nie odczuwałam bólu. Nie miałam pojęcia, czy to dlatego, że to naprawdę nie boli, czy przez adrenalinę, która buzowała w moich żyłach. Po kilku łykach Nevra odsunął mój nadgarstek od ust.
— Pij jeszcze, jeśli potrzebujesz.
— Wystarczy Gardienne. — Jego głos nadal był słaby, ale w jego oku dostrzegłam delikatny błysk, który dał mi nadzieję. Mimo to kolejna porcja łez zaczęła płynąć po moich policzkach. — Nie płacz, proszę. Nic mi nie będzie.
Nagle poczułam, jak ktoś odciąga mnie od wampira.
— Nie! Puszczaj! Zostaw mnie! — krzyczałam, wyrywałam się, kopałam i drapałam, ale na marne. Zauważyłam, że przy Nevrze jest Ewelein i podaje mu jakieś mikstury. Trochę się uspokoiłam, ale dalej wyrywałam się. Chciałam jej pomóc. Nie mogłam ot tak zostawić teraz Nevry, nawet jeśli był w tak dobrych rękach.
— Gardienne, przestań! — zawołał Valkoyn, który trzymał mnie mocno w pasie. — Nie możesz już mu pomóc. Zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy. Zostaw to Ewelein.
Widziałam, jak elfka zakłada mu opatrunek i jak dwóch osiłków go podnosi, kierując się w stronę KG. Przez ten cały czas Valkoyn mocno mnie trzymał, nie zwracając uwagi na to, że robię się coraz bardziej agresywna w stosunku do niego. Poczułam, jak mnie podnosi, przerzuca sobie przez ramię i zaczyna iść. W końcu złość na białowłosego mi przeszła i znowu zaczęłam płakać. Nie wiem, ile szliśmy, zanim Valkoyn postawił mnie na ziemi. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w przychodni. Rozejrzałam się i zobaczyłam Nevrę. Rzuciłam się biegiem do niego. Był nieprzytomny, ale żył. Widziałam, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstek, w który ugryzł mnie Nevra. Syknęłam cicho. Dopiero teraz zaczął docierać do mnie ból. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Ewelein.
— Chodź, umyjesz ręce, a ja opatrzę cię.
— Co z nim? — zapytałam drżącym głosem, spłukując krew z dłoni.
— Jest w krytycznym stanie, ale mogło być gorzej, gdyby nie ty. Właściwie to uciskaniem rany i swoją krwią uratowałaś mu życie — powiedziała, opatrując mój nadgarstek. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. — Gardienne, nie płacz. Obiecuję, że Nevra przeżyje.
Skinęłam głową, ale po moich policzkach dalej płynęły łzy. Kiedy miałam obandażowany nadgarstek, znowu usiadłam obok niego. Złapałam go za rękę i delikatnie głaskałam go po głowie. Nie mogłam powstrzymać łez, mimo że Ewelein zapewniła mnie, że wyjdzie z tego cało. Nie byłam w stanie przestać się martwić. Nagle drzwi od przychodni otworzyły się i wpadła przez nie Karenn.
— Co z nim?! — zawołała rozpaczliwym głosem. Nie musiałam jej widzieć, żeby widzieć, że płacze.
— Jego stan jest stabilny. Niedługo powinien się obudzić.
Usłyszałam kroki i po chwili wampirzyca znalazła się po drugiej stronie jego łóżka. Obie siedziałyśmy w milczeniu, żadna z nas nie była w stanie powiedzieć nawet słowa.
— Gardienne, Karenn, nie możecie tu tak siedzieć. Musicie odpocząć — powiedziała Ewelein, kiedy od kilku godzin nie ruszyłyśmy się z miejsca.
— Nie zostawię go! — krzyknęła wampirzyca, nawet nie podnosząc wzroku na elfkę.
— Gardienne, to chociaż ty idź się położyć.
Podniosłam się i spojrzałam na nią ze wściekłością. Nic nie rozumiała!
— A ty byłabyś w stanie pójść spać, gdyby zamiast Nevry leżał tu Ezarel? Mogłabyś tak po prostu zasnąć z myślą, że nie wiesz co się z nim dzieje?
— Ale między mną i Ezarelem... Och...
Dopiero po chwili dotarł do niej sens moich słów.
— Już rozumiem. Ale mimo to nie możesz się tak przemęczać. Jesteś wykończona.
— Nic mi nie będzie — odpowiedziałam, z powrotem siadając na krześle. Ewelein dała sobie spokój i odeszła. Łzy na nowo zaczęły płynąć po moich policzkach. Tak strasznie się o niego bałam.
— Gardienne? — zaczęła Karenn. Spojrzałam na nią wyczekująco. — To naprawdę to, co myślę?
Posłałam jej zaskoczone spojrzenie.
— Twoje słowa, do Ewe. Kochasz go?
Nie przewidziałam tego, że Karenn też zorientuje się, o co mi chodziło. Westchnęłam cicho i powiedziałam.
— Tak, Karenn. — Ponownie spojrzałam na nieprzytomnego wampira. Nie chciałam opuszczać go nawet na chwilę, mimo że byłam zmęczona, a powieki miałam jak z ołowiu. Oparłam głowę na brzegu jego łóżka i zamknęłam oczy, obiecując sobie, że to tylko na chwilę. Obudziło mnie delikatnie łaskotanie na dłoni. Podniosłam głowę i napotkałam wzrok Nevry. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero kiedy zobaczyłam, jak się uśmiecha, dotarło do mnie, że się obudził. Mocno się do niego przytuliłam i znowu rozpłakałam, tym razem ze szczęścia. Jeszcze nigdy nie wypłakałam tylu łez, co w ciągu ostatnich kilku godzin. Nevra objął mnie i delikatnie gładził po plecach.
— Hej, nie płacz. Jestem cały i zdrowy, a to tylko dzięki tobie.
Odsunęłam się od niego, siadając na skraju jego łóżka, a on starł moje łzy. Posłał mi zniewalający uśmiech, a ja nie mogłam się opanować i mimo słonych kropel, które uparcie spływały po mojej twarzy, uśmiechnęłam się.
— Moja, mała bohaterka — powiedział, głaszcząc mnie po policzku. — Jak ci się odwdzięczę mój mały rycerzu?
Parsknęłam śmiechem. Zawsze wiedział jak poprawić mi humor.
— Obiecaj, że to już nigdy się nie stanie — powiedziałam, mimo że wiedziałam jak mało to prawdopodobne. W Eldaryi źle się działo, a Nevra zrobi wszystko, żeby chronić słabszych.
— Nie mogę ci tego obiecać, ale przysięgam, że zrobię wszystko, żeby tego uniknąć. A teraz powiedz, dlaczego to zrobiłaś? — zapytał, unosząc mój wciąż obandażowany nadgarstek. Ten, w który mnie ugryzł.
— To był jedyny sposób, żeby cię uratować. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym nie zrobiła wszystkiego co w mojej mocy, żeby ci pomóc.
Poniósł się do siadu, krzywiąc się przy tym lekko.
— Co ty robisz? — zapytałam, widząc, że odwiązuje bandaż. Nie odpowiedział mi. W milczeniu obserwowałam jego poczynania, jego ruchy były delikatnie i czułe. Zupełnie jakbym była z porcelany i miała się rozsypać, gdy wykona gwałtowniejszy ruch. Kiedy pozbył się kompresu, delikatnie pogłaskał ugryzienie kciukiem. Ten gest wywołał u mnie jednocześnie ból i przyjemność. Nie wiedziałam, co było silniejsze. Moje myśli były teraz zupełnie niepoukładane i pędziły jedna za drugą. A ja nawet nie starałam się ich ogarnąć i tak nie dałabym rady. Nevra powoli uniósł moją dłoń do ust i patrząc mi w oczy, ucałował miejsce, w którym były ślady jego kłów. Dreszcz przeszedł mi przez kręgosłup. Ten gest był niesamowicie delikatny, a jednocześnie zmysłowy. Nie odsunął mojego nadgarstka od swoich ust. Wciąż czułam jego ciepły oddech na mojej skórze. A przez to moje zmysły wariowały. Napotkałam jego spojrzenie i przygryzłam wargę. Mogłabym się rozpłynąć od intensywności jego spojrzenia. Wolną dłoń uniósł do mojej twarzy, delikatnym ruchem uwolnił moją wargę spomiędzy moich zębów i przejechał palcem po moich ustach. Mimowolnie je rozchyliłam. Uśmiech wpłynął mu na usta, a ja przeniosłam na nie swój wzrok. W tej chwili miałam ogromną ochotę zasmakować jego warg.
— Gardienne... Mogę?
Nie musiałam pytać, o co mu chodzi. Wiedziałam to doskonale. Kiwnęłam głową i przybliżyłam się do niego. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, a potem Nevra delikatnie musnął moje usta. Po raz kolejny w ciągu kilku minut przeszedł mnie dreszcz. Wampir odsunął się lekko i przyjrzał się mojej reakcji, kiedy go usatysfakcjonowała, znowu się do mnie przybliżył. Przymknęłam oczy w oczekiwaniu na pocałunek, obiecując sobie, że tym razem nie pozwolę mu tak szybko go zakończyć, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Odskoczyliśmy do siebie jak oparzeni i oboje skierowaliśmy wzrok w tamtą stronę. Karenn. Nawet nie zauważyłam, że jej tu nie ma. Wampirzyca wyglądała okropnie, chociaż ja zapewne wcale nie wyglądałam lepiej. Miała rozczochrane włosy i opuchnięte, zaczerwienione oczy.
— Nevra! — zawołała i mocno go przytuliła. On również ją objął i pogłaskał po głowie. Kiedy się od niego odsunęła, powiedziała — Cieszę się, że nareszcie się obudziłeś. To czekanie było okropne.
— Nic mi nie jest. Niepotrzebnie się martwiłaś. Obie niepotrzebnie się martwiłyście. — Posłał mi delikatny uśmiech. Byłam ciekawa jak będą teraz wyglądać nasze relacje, ale bałam się zapytać o to przy Karenn. Nagle podeszła do nas Ewelein i powiedziała do mnie.
— Skoro Nevra już się obudził i wiesz, że nic mu nie jest, możesz iść do swojego pokoju odpocząć. To jest rozkaz — dodała, widząc, że chcę protestować. Spojrzałam na nią z wyrzutem i podniosłam się.
— Nie dostanę buziaka? — zapytał Nevra, a mnie zapiekły policzki. Uśmiechnęłam się i delikatnie pocałowałam go w usta. Kiedy się od niego odsunęłam, zauważyłam, że się uśmiecha. Przeniosłam swój wzrok na Karenn. Patrzyła na nas w osłupieniu, a potem wydała z siebie pisk radości i rzuciła mi się na szyję. Po krótkiej rozmowie, w której wszystko jej wyjaśniliśmy, a ja i Nevra oficjalnie zostaliśmy parą, poszłam do swojego pokoju i zasnęłam od razu, gdy tylko moja głowa zetknęła się z moją poduszką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top