Kłótnia cz.1

Wściekła szłam w stronę pokoju Nevry. Miałam dość tego, że traktuje mnie jakbym była z porcelany. Troska troską, ale on grubo przesadza. Wparowałam do pomieszczenia, a on posłał mi szeroki uśmiech.
— Już wróciłaś? — podszedł do mnie i chciał mnie pocałować, ale nie pozwoliłam mu na to. Spojrzał mnie zaskoczony. — Coś się stało?
— Znowu to zrobiłeś! A przecież prosiłam cię, żebyś nie przesadzał z tą swoją troską! — powiedziałam, a właściwie krzyknęłam do niego.
— Skąd w ogóle pomysł, że cię nie posłuchałem?
— Twój kret cię wsypał.
Wampir zaklął pod nosem, a potem spojrzał na mnie błagalnie. Przygryzłam wargę, starając się nie ulec jego spojrzeniu.
— Skarbie — wyciągnął do mnie dłoń, ale odtrąciłam ją. — Przepraszam. Ja po prostu nie mogę znieść myśli, że mógłbym cię stracić.
Westchnęłam, naprawdę chciałabym być na niego wściekła, ale nie potrafię. Spojrzałam mu w oko i powiedziałam.
— Rozumiem cię, bo na myśl o tym, że coś mogłoby ci się stać, robi mi się słabo, ale ja nie wysyłam za tobą członków straży, żeby cię pilnowali. Zdecydowanie przesadzasz.
— Obiecuję, że to był ostatni raz.
Zacisnęłam dłonie w pięści i zawołałam.
— Zawsze tak mówisz! A potem i tak robisz to samo! Nie ufasz mi! I dopóki nie zaczniesz, nie chcę cię widzieć — odwróciłam się do niego tyłem i już miałam zamiar wyjść z jego pokoju, ale złapał mnie za nadgarstek. Najpierw nie patrząc na niego, starałam się wyszarpnąć rękę z jego uścisku, ale nie pozwolił mi na to.
— Spójrz na mnie — powiedział spokojnym głosem, ale wyczułam w nim idealnie skrywane ból i strach. Niechętnie wykonałam jego prośbę. — Kochanie, proszę cię, nie zostawiaj mnie. Przysięgam, że już nigdy nie wyślę za tobą nikogo, ale nie odchodź. Kocham cię.
— Ja też cię kocham Nevra i nie mam zamiaru odchodzić, ale na razie nie chcę cię widzieć, bo wiem, że przy następnej misji i tak kogoś wyślesz, albo jeszcze lepiej pójdziesz sam! — W końcu udało mi się wyrwać się z jego uścisku i wyszłam z pomieszczenia. Dopiero za drzwiami swojego pokoju zdałam sobie sprawę z tego, że to nasza pierwsza kłótnia w związku. Przez kolejnych kilka dni unikałam Nevry jak mogłam. Ale tak bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności obok, że jej brak był niemal bolesny. Za każdym razem jak go widziałam, miałam ochotę podejść i przytulić się do niego. Już nawet robiłam krok w jego stronę, kiedy uświadamiałam sobie, że jesteśmy pokłóceni. Dodatkowo cała kwatera mówiła tylko o nas. I wszędzie można było znaleźć dziewczyny plotkujące o tym, że może w końcu mają szansę u Nevry. Cudem powstrzymywałam się przed wygarnięciem im, że wampir jest mój i tylko mój, a jak któraś go dotknie, to zabiję. Funkcjonowałam w ciągłej walce między tym, czego chciałam a tym, co powiedziałam. Musiałam trzymać się na dystans od mojego ukochanego, dopóki Ewelein nie dała mi misji, żebym pozbierała trochę ziół. Wzięłam ją bez zastanowienia. Jeśli Nevra nie wyśle za mną szpiega, to w końcu będę mogła się w niego wtulić.
— Ewe, nie masz nic przeciwko, żebym wzięła sobie kogoś do towarzystwa?
— Oczywiście, że nie.
Prawie w podskokach poszłam do pokoju Karenn.
— Co ty taka szczęśliwa? Błagam, powiedz, że pogodziłaś się z Nevrą.
— Jeszcze nie, ale za kilka godzin już wszystko będzie w porządku.
Wampirzyca zrobiła zdezorientowaną minę, ale nie odezwała się.
— Mam do ciebie sprawę. Dostałam misję od Ewe i chcę, żebyś poszła ze mną i powiedziała mi, gdyby Nevra wysłał za nami szpiega. I proszę, nie kłam. Wiesz, że poznałam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy mówisz prawdę, a kiedy nie.
Przez chwilę Karenn wyglądała, jakby się zastanawiała, a potem powiedziała.
— Okey! To idziemy?
— Pewnie! — odpowiedziałam i razem ruszyłyśmy w stronę lasu i polany. Przez większość drogi milczałyśmy, kiedy nagle moja towarzyszka się odezwała.
— Wiesz, że Nevra bardzo przeżywa waszą kłótnię? Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
— Ja też to bardzo przeżywam Karenn. Ale nie chcę, żeby traktował mnie jak małe dziecko. Nie rozmawiajmy o tym, proszę. Zajmijmy się zbieraniem tych ziół.
— No dobra.
Chodziłyśmy po lesie i szukałyśmy odpowiednich roślin, kiedy nagle Karenn zesztywniała.
— Co się stało? — zapytałam przerażona.
— On tu jest — powiedziała drżącym głosem.
Gdy usłyszałam trzask gałęzi, odwróciłam się i stanęłam przed Ashkorem.
— Długo ci to zajęło mała wampirzyco — zaśmiał się głośno.
— Karenn, uciekaj! — rozkazałam. — Słyszysz? Uciekaj! — warknęłam, gdy dalej stała za mną nie ruchomo.
— Zwariowałaś? Nie zostawię cię!
— Uciekaj i zawiadom Lśniącą straż. Poradzę sobie
— A-ale...
— UCIEKAJ! — wrzasnęłam, a ona wykonała moje polecenie i używając swoich wampirzych zdolności, pędem pobiegła w stronę KG.
— To był twój błąd Gardienne — powiedział złowrogim tonem, powoli podchodząc do mnie.
— Tylko tak ci się wydaje — odwarknęłam i zaczęłam się cofać. Nagle potknęłam się i przewróciłam, lądując na tyłku. Ashkore podchodził do mnie coraz bliżej. Starając się ukryć przerażenie, rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania. Za plecami mojego oprawcy dostrzegłam grubą gałąź, natychmiast przypomniałam sobie o lekcjach Cameri o wykorzystaniu mojej drobnej budowy do walki z przeciwnikiem. W głowie układał mi się plan idealny. Kiedy Ashkore był wystarczająco blisko, przeczołgałam się między jego nogami, a potem kopnęłam go w zgięciach kolan. Stracił równowagę i poleciał do przodu, a ja w tym czasie złapałam za gałąź i gdy Nieznajomy próbował się podnieść, przywaliłam mu z niej w głowię, całkowicie go nokautując. Na nic nie czekając, rzuciłam się biegiem do wyjścia z lasu. Na jego skraju natknęłam się na Valkoyna i Karenn.
— Jesteś cała — zawołała wampirzyca i rzuciła mi się na szyję. — Tak się cieszę!
— Gardienne, gdzie jest Ashkore? — zapytał jak zwykle spokojnym tonem Valkoyn. Widziałam jednak w jego spojrzeniu, że był przerażony.
— Znokautowałam go i zostawiłam pod drzewem z dziuplą — powiedziałam, cały czas tuląc do siebie Karenn. Valkoyn poszedł do wskazanego przeze mnie miejsca, ale wrócił bardzo szybko.
— Nie ma go tam.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Ale... Przecież...
— To teraz nieistotne. Zabieram was do Ewe, a potem powiadomię Miiko. Przeszukamy okolicę.
Posłusznie za nim poszłyśmy. Jak się okazało, nic nam nie było. Najadłyśmy się tylko trochę strachu.
— Ewelein, tylko tyle udało mi się znaleźć z twojej listy — powiedziałam, podając jej sakiewkę.
Elfka uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała ciepłym tonem.
— Nie szkodzi. Nie zdziwiłabym się, gdybyś nic z tej wyprawy nie przyniosła. A teraz idź do Miiko chciała z tobą porozmawiać. Aha i moje zalecenia jako twojego lekarza to prysznic i łóżko.
Zaśmiałam się cicho i poszłam do sali kryształu, by porozmawiać z kitsune.
— Cześć Miiko. Chciałaś mnie widzieć?
— Tak, Valkoyn trochę nam opowiedział. Podobno znokautowałaś Nieznajomego, ale kiedy Valkoyn poszedł to sprawdzić, to już go tam nie było. Opowiedz mi dokładnie, co tam się wydarzyło.
W skrócie opisałam Miiko, że razem z Karenn zbierałyśmy zioła dla Ewelein i jak wtedy zaskoczył nas Ashkore. Powiedziałam o moim rozkazie skierowanym do wampirzycy, aby ich zawiadomić, a sama zajęłam się Zamaskowanym i jak dzięki treningom z Camerią udało mi się go pokonać.
— Nevra będzie z ciebie dumny — powiedziała, uśmiechając się. — Idź odpocząć, należy ci się.
Już miałam wychodzić, kiedy przypomniało mi się, że nie widziałam wampira, a ciężko było mi uwierzyć, że nie chciał sprawdzić, w jakim jestem stanie.
— Miiko, a gdzie jest Nevra?
— Razem z Valkoynem i kilkoma osobami z ich straży sprawdzają okolice. A coś się stało?
— Nie, wszystko w porządku — opuściłam kryształową salę i postanowiłam dostosować się do poleceń elfki. Wzięłam z pokoju świeże ubrania i popędziłam pod prysznic.

Nevra

Szedłem obok Valkoyna, cały czas zastanawiając się co u mojej ukochanej i siostry.
— Ale na pewno nic im nie było? — zapytałem po raz enty.
— Nic. Karenn mnie o tym powiadomiła, więc nie miała z nim do czynienia, a Gardienne była tylko trochę brudna i przestraszona. Z pewnością świetnie sobie poradziła
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Słowa Valkoyna ani trochę mnie nie uspokajały. Chciałem sam się przekonać, że Gardienne i Karenn są całe.
— Dobra, dosyć tego. W obecnej chwili do niczego się nie nadajesz. Wracaj do Kwatery i upewnij się, że są całe. Poradzimy sobie.
— Jesteś pewien?
— Tak Nevra. No idź już.
— Dziękuję — powiedziałem i pognałem do KG. Na korytarzu wpadłem na Karenn, która chyba szła do stołówki. Natychmiast mocno ją przytuliłem. Już byłem odrobinę bardziej spokojny. Moja mała siostrzyczka jest cała i zdrowa
— Nevra, dusisz! — puściłem ją i odsunąłem na odległość wyciągniętych ramion — Nic mi nie jest i Gardienne też. Nie musisz się martwić.
— Zawsze będę się martwił. Przecież wiesz, jak wiele dla mnie znaczycie
Karenn uśmiechnęła się szeroko i powiedziała.
— Skoro sprawdziłeś, co u mnie to może teraz idź pogodzić się z Gardienne?
— Tak, tak. Masz rację. — Ucałowałem ją w czubek głowy i pognałem do pokoju mojej ukochanej. Kiedy tylko je otworzyła, zawołałem — Bogom dzięki, jesteś cała — i mocno ją przytuliłem. Ku mojej radości nie zaprotestowała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top