Aranżowane małżeństwo
Siedziałem na skraju łóżka i przyglądałem się śpiącej Gardienne. Zaraz miałem wyjechać. Stracić ją na zawsze. Nie byłem w stanie jej tego powiedzieć, dlatego postanowiłem zrobić to po kryjomu. Wiedziałem, że ją tym zranię, ale nie potrafiłem inaczej.
— Nevra? Jesteś tu? — Do pokoju weszła Karenn. — Powóz już czeka. Musimy iść.
Ostatni raz pocałowałem Gardienne, zabrałem swoją torbę i wyszedłem.
— Jesteś pewien, że dobrze robisz?
— Nie. Ale nie ma innego wyjścia.
Przed wielką bramą stali Miiko, Ezarel, Valkoyn, Leiftan i jeszcze kilka innych osób.
— Za tydzień będzie oficjalne naznaczenie mnie Alfą rodu. Możecie przyjechać, jeśli chcecie — powiedziałem. Zaczęliśmy się żegnać, a potem razem z siostrą wsiadłem do powozu i ruszyliśmy.
***
Gardienne
Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że jest mi dziwnie pusto. Odwróciłam się na drugi bok i zaczęłam na oślep szukać Nevry, ale nie było go. Uniosłam powieki i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na poduszce leżała jakaś karteczka. Podniosłam ją i przeczytałam:
Z nami koniec. Przepraszam.
N.
Poczułam, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce. Przecież jeszcze wczoraj mówił mi, że mnie kocha. Zerwałam się na równe nogi, szybko się ubrałam i ruszyłam na poszukiwania Nevry. Chciałam, żeby mi to wyjaśnił. Obiegłam całą kwaterę główną i nie znalazłam go. Nagle zauważyłam Ezarela. Podbiegłam do niego i zapytałam.
— Widziałeś Nevrę?
Spochmurniał na moje pytanie i powiedział.
— Nie będziemy rozmawiać o tym tutaj. — Zaprowadził mnie do sali alchemicznej i powiedział — Lepiej usiądź.
Spojrzałam na niego z przerażeniem, ale zrobiłam tak, jak powiedział.
Nevra wyjechał. Karenn też. Wrócili do swojej wioski.
— Dlaczego mi o tym nie powiedział? Na jak długo wyjechali?
— Na zawsze. Nie mniej mu za złe, że nie powiedział ci o tym. Nie potrafił.
— Po co tam pojechali?
— Umarł ich ojciec, a rodzina Nevry jest tak jakby rodziną królewską. Teraz Nevra dostanie status Alfy rodu i przy okazji obejmie władzę w wiosce. Nie powiedział ci, kim jest, bo nie chciał, żebyś patrzyła na niego przez pryzmat tego.
Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy.
— Czyli już nigdy go nie zobaczę?
— Będziesz mogła zobaczyć go za tydzień. Wtedy oficjalnie zostanie przekazana mu władza. Potem już go nie zobaczysz.
Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi serce. Nie odzywając się, wyszłam z sali alchemii i poszłam do swojego pokoju, a potem rzuciłam się na łóżko i rozpłakałam się.
***
tydzień później
Przez ostatni tydzień tylko płakałam, więc nie musiałam patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że wyglądam okropnie. Aktualnie razem z Lśniącą Strażą i kilkoma innymi osobami czekałam na Nevrę i Karenn. Nagle weszli do sali. Towarzyszyły mi jeszcze dwie inne kobiety. Kiedy wzrok czarnowłosego spoczął na mnie, zobaczyłam, że był przerażony. Zatrzymali się przed nami, a Nevra powiedział
— Poznajcie się. To moja matka — wskazał na kobietę po prawej — To moja narzeczona.
Serce mi stanęło. Zostawił mnie dla innej?
— A to moi przyjaciele.
— Twoja narzeczona? — wyszeptałam łamiącym się głosem.
— Tak, Gardienne — odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
— Czyli to wszystko, co mi mówiłeś, te gorące obietnice, czułe słówka, to wszytko było kłamstwem?! — nie wytrzymałam.
— Nie! Gardienne to nie tak! — powiedział, podchodząc do mnie.
— Nie dotykaj mnie! Nie chcę cię znać! — wrzasnęłam i podbiegłam przed siebie. Mimo że nie znałam tego miejsca i ledwo widziałam przez łzy. Chciałam być jak najdalej Nevry.
***
Nevra
Już miałem rzucić się w pogoń za Gardienne, kiedy poczułem uścisk na nadgarstku.
— Nevra daj sobie z nią spokój. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ją kochasz? — zawołała wybrana mi przez rodziców narzeczona.
— Właśnie, że tak. Kocham ją, głupia! — Wyrwałem się jej i pobiegłem za ukochaną. Jak mogłem być takim idiotą? Dogoniłem ją bardzo szybko i natychmiast mocno przytuliłem.
— Puszczaj! Zostaw mnie! — Wyrywała się i płakała, ale trzymałem ją mocno. Odwróciłem ją w swoją stronę i namiętnie pocałowałem. Jeszcze przez chwilę walczyła, ale potem uspokoiła się i zaczęła odwzajemniać pocałunek. Miała słone od łez usta.
***
Gardienne
Co ja wyprawiam? Dlaczego go całuję? Cały czas powtarzałam sobie, że za chwilę go do siebie odsunę, a w rzeczywistości coraz bardziej zatracałam się w tym pocałunku. Był tak namiętny i zachłanny jak jeszcze nigdy. Brakowało mi tego. Po długiej chwili odsunął się ode mnie.
— Przepraszam. Jestem największym idiotą i dupkiem, jakiego mogłaś poznać. Mój ojciec jednak miał rację. Jestem beznadziejny. Cały czas cię ranię, mimo tego jak bardzo cię kocham. — W jego głosie słychać było rozpacz i żałość. — Ona nic dla mnie nie znaczy. To aranżowane małżeństwo. To ty jesteś dla mnie wszystkim. Nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Przez ten cały tydzień myślałem i śniłem tylko o tobie. Wybacz mi, proszę.
— A skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz i nie mówisz tego, tylko dlatego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia?
Złapał mnie za rękę i położył w miejscu, gdzie jest serce. Biło bardzo szybko. Zupełnie tak jak moje.
— Czujesz?
Potwierdziłam skinieniem głowy.
— Ono bije dla ciebie, tylko dla ciebie. Daj mi ostatnią szansę, a obiecuję, że już nigdy cię nie skrzywdzę.
— Ostatnio też tak mówiłeś.
Sposępniał jeszcze bardziej i całkiem się ode mnie odsunął.
— Rozumiem. Nie jesteś w stanie teraz mi tego wybaczyć. Nie dziwię ci się, ale obiecuję ci, że będę walczył, do samego końca — powiedział i odwrócił się na pięcie.
— Zaczekaj! — Złapałam go za nadgarstek. — Masz ostatnią szansę. Jeśli ją stracisz...
— Nie stracę — wyszeptał i wtulił się we mnie. — Nie zasługuję na ciebie.
— Nie mów tak — powiedziałam płaczliwym tonem. Czułam, jak drży i płacze. Sama też nie potrafiłam powstrzymać łez. Nie wiem, ile tam staliśmy i płakaliśmy wtuleni w siebie, nie obchodziło mnie to. Tak bardzo za nim tęskniłam, że nic nie było w stanie oderwać mnie od niego. W końcu postanowiliśmy wrócić do reszty. Pierwsza przybiegła do nas Karenn, a kiedy zobaczyła, że trzymamy się za ręce, rzuciła się na nas.
— Tak się cieszę, że się pogodziliście. Nie znoszę tej lafiryndy. Traktuje mnie jak dziecko. A ty jesteś najlepszą szwagierką, jaką można mieć.
Zaśmiałam się i przytuliłam ją.
— Co to ma znaczyć?! — zapytała wściekła była narzeczona Nevry.
— Nie ożenię się z tobą. Kocham Gardienne i tylko z nią chcę być.
— Ale kochanie, nie możesz ożenić się z kimś z innej rasy niż wampir i dalej być Alfą rodu — zawołała jego matka, patrząc na nas jednocześnie z rozczuleniem i wściekłością.
— Nie chcę być Alfą rodu. Zrzekam się prawa do tego na rzecz Bety — powiedział Nevra, a wszystkich zamurowało. Dla mnie zrzeka się tytułu i władzy?
— Kompletnie zwariowałeś! — krzyknęła jego była narzeczona.
— Zgadza się. Zwariowałem na punkcie Gardienne — powiedział i pocałował mnie w skroń.
— Jesteś tego pewien? — zapytała spokojnym głosem jego matka. Teraz w jej wzroku było tylko rozczulenie. Nevra potwierdził skinieniem głowy.
— Skoro tego chcesz. To niech i tak będzie. Najważniejsze, żebyś był szczęśliwy. Jeśli ona da ci szczęście, to macie moje błogosławieństwo.
— Dziękuję matko — powiedział i mocno mnie do siebie przytulił. — Z Gardienne będę najszczęśliwszy — dodał, patrząc mi w oczy. Może i popełniłam błąd, wybaczając mu tak szybko, ale żałować będę potem, teraz chcę cieszyć się jego bliskością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top