Nieszczęśliwe zakończenie: Nie zostawiaj mnie.

Takie małe cuś, w pewnym sensie moje własne złe zakończenie ścieżki. Nie ma imienia wampira, żeby każdy mógł dopasować to do swojego WSa. W pewnym momencie pojawia się scena, gdzie opaska Rafcia przeszkadza, więc uznajmy, że zgubił ją w ferworze walki XD. I przepraszam za końcówkę, ale nie wiedziałam jak to zakończyć, a nie chciałam być tak podła i kazać wampirkowi cierpieć przez wieczność.



— Zmień mnie! Proszę, chcę być z tobą już na wieczność. — wyszeptałam prosto w jego usta. — Chcę być twoja już na zawsze.
— Co tylko zechcesz — odszeptał, wpił się zachłannie w moje usta, by po chwili przenieść się na moją szyję i ugryźć mnie. To było coś zupełnie innego niż dotychczasowe ugryzienia. Nie czułam bólu, nie czułam przyjemności, nie czułam nic. Mój ukochany mocno trzymał mnie w ramionach, bym nie osunęła się na ziemię, kiedy powoli traciłam kontakt z rzeczywistością.

***

Kiedy się obudziłam, leżał przy mnie, lekko mnie obejmując.
— Cześć moja mała wampirzyco — powiedział i pocałował mnie. Odwzajemniłam pieszczotę, całkowicie się jej oddając. — Musimy iść na polowanie. — powiedział, lekko się ode mnie odsuwając.
—Później — odpowiedziałam, ponownie przyciągając go do siebie. Miałam na niego nieposkromioną ochotę. Chciałam go już, teraz, natychmiast. Całowałam go zachłannie i dziko. Czułam, że jeśli się od niego odsunę, to cały mój świat runie jak domek z kart. On najwyraźniej też do odczuł, bo naparł na mnie jeszcze bardziej. Oderwał się od moich ust, żeby pieścić moją szyję, a potem resztę ciała. W końcu oboje byliśmy wampirami, mieliśmy przed sobą wieczność, całe eony wspólnego życia.
— Kocham cię — usłyszałam, kiedy oderwał się na chwile do pieszczot.
— Ja ciebie też — odszepnęłam i przyciągnęłam go do pocałunku.

***

Kiedy myślałam, że już po wszystkim, że Neil nie żyje i będę mogła resztę mojej wieczności spędzić z ukochanym, kiedy miałam rzucić mu się w ramiona i pozostać w nich już na zawsze, poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Usłyszałam jego krzyk, zobaczyłam, jak biegnie w moją stronę, rzuca się na kogoś za mną. Usłyszałam przerażający trzask. W ciągu tych kilku chwil stało się tak wiele, a ja wciąż nie wiedziałam, co się dokładnie się zdarzyło. Spojrzałam za siebie. Neil leżał na ziemi, a jego głowa ułożona była pod dziwnym kątem. Nagle zaczęło mi się robić słabo. Mój ukochany złapał mnie w ostatniej chwili. W jego oczach lśniły łzy.
— Nie zostawiaj mnie. Słyszysz? Nie zostawiaj mnie. Nie możesz, nie poradzę sobie bez ciebie.
Dopiero teraz zobaczyłam, ile krwi jest dookoła mnie. Moje krwi. Zrozumiałam, co się stało. Zrozumiałam, że umieram.
— Jestem tak zmęczona — wyszeptałam słabym głosem
— Nie! Nie! Błagam!
— Przepraszam, to moja wina, byłam nieuważna.
— Nie, to ja zawiniłem, nie ochroniłem cię, ale Eloise proszę, ukaż mnie za to w inny sposób, zrób wszystko, co chcesz, tylko nie zostawiaj mnie. Nie potrafię bez ciebie żyć. Proszę...
— Tak mi przykro, mieliśmy spędzić razem całą wieczność, a ja wszystko popsułam, przepraszam.
— Nie przepraszaj. Wszystko będzie dobrze kochanie, obiecuję — wyszeptał — Będziemy razem na wieczność. Nie ważne co będę musiał zrobić. — wyszeptał i pocałował mnie, a potem nastała ciemność.

Oczami wampira

Wciąż tuliłem do siebie jej martwe ciało. Nie powstrzymywałem już łez. Te kilka miesięcy z nią były najlepszym czasem w całym moim życiu. Zyskałem sens mojej egzystencji, tylko po to, żeby go teraz stracić.
— Chodź, nie możemy tu zostać, zaraz nastanie świt.
— Nigdzie nie idę. Bez niej nic już nie ma sensu. Idźcie beze mnie. Ja tu zostaję. Mieliśmy być razem całą naszą wieczność i tak też się stanie.
— Eloise nie chciałaby, żebyś umierał.
— A niby po co mam żyć, skoro jej już nie ma? Zostawcie mnie tutaj. — wykrzyczałem do nich. Oni nie rozumieli. Nie rozumieli, jak to jest w ciągu minuty stracić wszystko.
— Chodź, proszę cię. — nie odpuszczali, ale ja też nie miałem takiego zamiaru, mocniej się w nią wtuliłem, pozwalając moim łzom wsiąknąć w jej koszulkę.
— Zostawcie mnie, proszę. — wyjęczałem. — Chcę umrzeć razem z nią.
W końcu zirytowani moimi odmowami złapali mnie pod ramiona i próbowali siłą odciągnąć mnie od Eloise, ale nie mogłem im na to pozwolić. Wrzeszczałem ile sił w płucach, że mają mnie zostawić, bo nie chcę żyć na świecie, w którym jej już nie ma. Aż dali za wygraną. W końcu zostawili mnie samego z moim bólem i żałobą, pozwalając mi odejść razem z nią.
— Jesteś pewien, że tego chcesz? — zapytał cicho mój przyjaciel.
— Niczego innego nie pragnę.
— Więc mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy w przyszłym życiu.
Niedługo po tym, jak odeszli pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Mocniej przytuliłem do siebie ciało Eloise i wyszeptałem.
— Idę do ciebie kochanie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top