Luźnie historyjki - Ethan

W mojej głowie rodzi się dużo mniej lub bardziej pokręconych pomysłów. Z niektórych powstają tekst, inne trafiają do kosza, a z jeszcze innych powstają historyjki! Zapraszam na moje historyjki z Ethanem.  Przypominam, wszystko opieram na moich teoriach i w przyszłości może okazać się błędne.  Historyjki są pisane w różnych momentach rozwoju ML, więc niektóre rzeczy mogą się nie zgadzać z tym, co wiemy teraz. W pewnym momencie pojawia się motyw bijącego serca Ethan. Niby sam mówi, że jego serce bije, ale nie wiadomo czy to nie była metafora. Postanowiłam ugryźć to po swojemu. Historyjki, nie będą kontynuowane, ani rozbudowywane. Istnieje duża szansa, że pojawi się kolejna część z Ethanem, oraz podobne "serie" z innymi chłopakami. Dziękuję dziewczynom z Moonlight bitches, bo to właśnie dzięki nim (lub przez nie, zależy co kto woli) powstała spora część z nich. 





Uważnie przeglądałam się Ethanowi, który ze wściekłością patrzył na Vladimira.
— Zamknij się! Słyszysz? Nie masz prawa o tym mówić! Nie masz prawa! Ona jest moim kielichem i to ja decyduję co jej mówić a co nie! A tobie nic do tego!
— Ethan, proszę. Nie ma sensu się denerwować. Vladimir powiedział mi tylko, kiedy się urodziłeś. Nic poza tym.
— Nie pytałem cię o zdanie, więc się nie odzywaj. Dotarło? — zapytał, patrząc na mnie z mordem w oczach. Skinęłam głową i odsunęłam się lekko.
— Ethan, nikt nie twierdzi, że Vladimir dobrze zrobił, mówiąc coś na twój temat Eliose, ale co się stało, to się nie odstanie - powiedział Raphael. — Nie ma sensu krzyczeć.
Białowłosy spiorunował go wzrokiem i byłam niemal pewna, że gdyby nie ślepota Raphaela to po zobaczeniu tego wzroku, natychmiast wycofałby swoje słowa. Ethan widząc, że jest w mniejszości, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Nie protestowałam. Nie chciałam denerwować go jeszcze bardziej. Wepchnął mnie do swojego pokoju i zamknął za nami drzwi.
— Nie masz prawa rozmawiać z Vladimirem, rozumiesz? Zabraniam ci się do niego zbliżać! Do Raphaela też!
— A to niby dlaczego? Rozumiem l, że jesteś wściekły na Vladimira i z wielką przyjemnością nie będę z nim rozmawiać. Ale dlaczego mieszasz w to też Raphaela. On nic nie zrobił!
— Nic nie zrobił, tak? — wrzasnął. — Twoim zdaniem nic nie zrobił? Właśnie, że zrobił. Stanął po stronie Vladimira! I dlatego do jasnej cholery z nim też nie masz prawa rozmawiać — powiedział i walnął pięścią w ścianę z taką siłą, że zrobiło się w niej małe wgniecenie. — Rozumiesz, co do ciebie mówię, czy jesteś na to za głupia?
— Rozumiem — odpowiedziałam drżącym ze strachu głosem.
— I?
— I będę się trzymać od nich z daleka.
— Grzeczna dziewczynka — powiedział i uśmiechnął się delikatnie — Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Możesz iść do siebie i położyć się spać.
Ugryzłam się w język, powstrzymując się od złośliwego komentarza. Widziałam, że wciąż był wściekły i nie chciałam jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji.
— Nie będzie problemu, jeśli jutro po południu pójdę na zakupy? Nie wiele mam już do jedzenia.
— Dobrze. Tylko uważaj ,na słońce. Im mocniejsza staje się nasza więź, tym większy masz światłowstręt i możesz się poparzyć, jeśli zbyt długo będziesz na zewnątrz.
Skinęłam głową i załapałam za klamkę.
— Dobranoc Ethan — powiedziałam i wyszłam z jego pokoju. Kiedy znalazłam się w końcu u siebie, oparłam się o ścianę i zjechałam po niej na podłogę. Ethan zawsze był porywczy, ale jeszcze nigdy nie widziałam to tak złego.





Siedziałam w bibliotece i gapiłam się w pamiętnik matki. Niedawno skończyłam go czytać. To, co tam znalazłam, bardzo mną wstrząsnęło.
— Bu! — krzyknął mi do ucha Ethan. Ale ja nawet na niego nie spojrzałam.
— Nie masz zamiaru na mnie nawrzeszczeć, że mam przestać tak robić, jak to masz w zwyczaju? — zapytał, obejmując mnie w pasie.
— Nie mam ochoty na wygłupy Ethan — mruknęłam i dalej wpatrywałam się w zeszyt. — Wiesz, że wszystko już rozumiem? To, że nigdy nie lubiłam mocnego słońca i nie opalałam się. To, że zawsze czułam się, jakbym nie do końca była człowiekiem. — powiedziałam, podnosząc na niego wzrok. Po jego minie wnioskowałam, że go zaskoczyłam.
— Pod materacem znalazłam pamiętnik mojej matki. Mój ojciec był wampirem. Nigdy nie byłam w pełni człowiekiem.
— Pokaż to — zażądał i zabrał mi zeszyt. Siedziałam w milczeniu i obserwowałam go uważnie. Rzadko mam okazję oglądać go tak skupionego. Zazwyczaj na jego twarzy gości złośliwy uśmieszek albo grymas złości. Ale dla momentów takich jak ten warto było się z nim na początku trochę pomęczyć.
— I co masz zamiar z tym zrobić? — zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
— Nie wiem. To odpowiada na wszystkie moje pytania. Poza tym jednym.
— Jak zerwać więź? — zapytał, patrząc mi w oczy.
— Szczerze? Już dawno przestało mi na tym zależeć. Odkąd poznałam pewnego troszkę złośliwego, ale w gruncie rzeczy całkiem uroczego wampira, ta więź zaczęła mi się nawet podobać — powiedziałam, nie odrywając od niego oczu. Ethan uśmiechnął się pod nosem i pocałował mnie delikatnie.
— Więc jakie pytanie cię męczy?
— Jak uzyskać nieśmiertelność bez przemiany w wampira. Wiem, że Ivan wciąż nie nauczył się samokontroli, a ja nie chcę kazać wam panować nad dwoma młodymi wampirami, a jednocześnie nie chcę się przez ten czas starzeć, bo... Bo boję się, że przestanę być dla ciebie atrakcyjna.
— Jednak jesteś głupsza, niż myślałem — powiedział rozbawiony. — Po pierwsze Ivan nie jest już aż tak młodym wampirem. Dzięki twojej obecności bardzo zapanował nad sobą. Planujemy z Beliathem zabrać go niedługo do klubu, jeśli nikogo nie będzie próbował zaatakować, to znaczy, że całkowicie nad sobą panuje. A jeśli nie to kwestia maksymalnie dwóch lat, jak osiągnie całkowitą kontrolę. Po drugie wciąż, pomijając mój wampiryzm, jestem o pięć lat starszy od ciebie. No i po trzecie, nigdy nie przestaniesz być dla mnie atrakcyjna — powiedział, patrząc na mnie tak, że aż zrobiło mi się gorąco i dziękowałam niebiosom, że siedzę, bo kolana z pewnością ugięłyby mi się pod naporem tego spojrzenia.






Szykowałam sobie w kuchni herbatę, kiedy nagle usłyszałam delikatne dźwięki fortepianu. Zaciekawiona tym poszłam, sprawdzić kto jest za to odpowiedzialny. Okazało się, że to Ethan.
— Dlaczego nie mówiłeś, że potrafisz grać? — zapytałam, siadając obok niego.
— Bo nie potrafię. Znam kilka nut i jedną, góra dwie proste melodie. Moim rodzicom zawsze zależało, żebym potrafił grać, ale ja wolałem się uczuć do zawodu lekarza, więc olewałem lekcje gry na fortepianie. Jeśli chcesz, posłuchać prawdziwej gry, to poproś Aarona.
— Ale ja chcę posłuchać, jak ty grasz. — odpowiedziałam, opierając głowę, na jego ramieniu. — Zagraj mi te proste melodie.
Ethan spojrzał na mnie z rozbawieniem.
— W porządku, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem. — powiedział i zaczął grać "Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma". Kiedy skończył, spojrzał na mnie i zapytał.
— Podobało się?
— Bardzo, może za kilka miesięcy będziesz mógł zagrać to naszemu dziecku — powiedziałam, uśmiechając się na widok jego zaskoczonej miny. Ale kiedy szok mu minął, podniósł się i porwał mnie w ramiona, namiętnie całując.

Leżałam wtulona w Ethana, wciąż ciężko łapiąc oddech. Głowę miałam ułożoną na jego piersi, więc mogłam słyszeć bicie jego serca. Znacznie powolniejsze niż normalnego człowieka, ale i tak te dźwięk i rytm pozwalał mi się uspokoić, po niedawno zakończonym namiętnym stosunku. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na mojego wampira. Miał przymknięte oczy i rozkosz wypisaną na twarzy. Podciągnęłam się nieco wyżej w jego objęciach i zaczęłam składać drobne pocałunki na jego twarzy. Szeroki uśmiech niemal od razu wykrzywił jego usta.
— Coś dzisiaj bardzo spragniona pieszczot jesteś — powiedział rozbawiony, przyciągając mnie z powrotem na wysokość swojej piersi.
— Po prostu cię kocham — powiedziałam, patrząc w jego niesamowicie piękne oczy. On nic nie powiedział, uśmiechną się tylko delikatnie i pocałował mnie namiętnie.

***

Siedzieliśmy w jego pokoju, przytuleni do siebie ciesząc się tak bardzo wyczekiwanym spokojem.
— Ja ciebie też Eloise — powiedział nagle Ethan.
— Co ty mnie też? — kompletnie nie wiedziałam, co ma na myśli.
— Najbardziej na świecie — dodał. I kiedy spojrzałam mu w oczy i już miałam pewność. Posłał mi delikatny i trochę zawstydzony uśmiech. Rozczulona ujęłam jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowałam.









Opadaliśmy z Ethanem na kanapę w Moondance. Przetańczyliśmy ostatnią godzinę, byłam wykończona, ale świetnie się bawiłam.
— Idę nam po drinka. Chcesz coś konkretnego, czy mam ci wybrać? — zapytał, całując mnie za uchem.
— Wybierz coś, masz do tego talent — odpowiedziałam, całując go w usta.
— Nie tylko do tego mam — powiedział, wystawiając kły w uśmiechu, miziając mnie po udzie.
— Jakbym nie wiedziała — odpowiedziałam, śmiejąc się. Ethan raz jeszcze mnie pocałował i poszedł w stronę baru. Jakieś pięć minut potem pojawił się na jego miejscu jakiś facet.
— Cześć mała. Co taka ładna dziewczyna, robi tutaj sama?
— Mam chłopaka — odpowiedziałam, nawet nawet na niego nie patrząc.
— Jakoś go tu nie widzę. Nie ładnie jest kłamać.
— Poszedł po drinki. Odwal się koleś! — warknęłam.
— A powiedział ci kiedyś ktoś, że chłopak to nie ściana, da się przestawić?
— A powiedział ci kiedyś ktoś, że cudzych dziewczyn się nie podrywa? — zapytał, Ethan wracając od baru. W jego oczach było widać chęć mordu. Odstawił napoje i złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie.

— Wyluzuj stary! Powinieneś się cieszyć, że masz na tyle ładną dziewczynę, że inni faceci na nią lecą — powiedział, z przerażeniem obserwując Ethana. Mój wampir słysząc to, próbował się na niego rzucić, ale stanęłam przed nim, powstrzymując go od głupoty. Na szczęście mój podrywacz uciekł, widząc, że Ethan nie ma żadnych zahamowań.
— Trochę przesadziłeś, Ethan.
— Przesadziłem? Nie dość, że cię podrywał, to jeszcze obraził, głupia!
— Co? O czym ty mówisz? Kiedy niby mnie obraził? Podrywał mnie. Nie wiem, czy wiesz, ale normalni ludzie, w przeciwieństwie do ciebie prawią komplementy, które są miłe, kochanie. Kiedy twoim zdaniem mnie obraził?
— Powiedział, że jesteś ładna, a to największa obelga, jaką mógł ci powiedzieć.
Patrzyłam na niego skonsternowana. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Ethan prawi mi bardzo osobliwe komplementy. Przywykłam do tego, ale tego nie potrafiłam pojąć. Ethan westchnął, widząc moje zdezorientowanie i powiedział.
— Nazwanie cię ładną, jest obelgą, bo jesteś piękna... Najpiękniejsza — i zarumienił się lekko. — Ja wiem, że niezbyt często mówię ci takie rzeczy... Ja po prostu... — zaczął, ale przerwałam mu, całując go namiętnie. Ethan odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie w pasie i mocno do siebie przytulając.
— Nie chcę, żebyś mi ciągle słodził, bo zakochałam się w złośliwym, niesamowicie przystojnym dupku, a nie w ciapciaku. — powiedziałam, kiedy się od niego oderwałam. On tylko się uśmiechnął i powiedział.
— Mam naprawdę wielkie szczęście, że cię spotkałem — powiedział i ponownie mnie pocałował.




Stałam przy trumnie Beliatha, a tuż za mną był Ethan, delikatnie obejmujący mnie w pasie. Szloch wstrząsnął moim ciałem, a białowłosy przyciągnął mnie do siebie, przytulając ze wszystkich sił.
— Nie płacz maleńka. Jestem przy tobie.
— Och Ethan! A zaczynaliśmy się już dogadywać — wychlipałam w jego tors. — A teraz znowu będę sama!
— Wiem, mała. Wiem. I nie będziesz sama. Masz mnie! Zawsze będę obok ciebie — powiedział i pocałował mnie delikatnie. Na początku nie wiedziałam jak mam zareagować, ale po chwili objęłam go za szyję i odwzajemniłam pocałunek. Ethan podniósł mnie, zmuszając do objęcia go nogami w pasie i przeniósł się na moją szyję, składając na niej mnóstwo drobnych pocałunków, powoli przemieszczając się w stronę mojego dekoltu. Ja jednak złapałam go za policzki i uniosłam jego głowę, żeby ponownie wpić się w jego usta. Nasze języki spotkały się w walce o dominację, którą bez trudów wygrał Ethan.

Beliath

Kiedy przestałem słyszeć ich rozmowę, a zamiast niej dochodziły do mnie dziwne odgłosy mlaskania, postanowiłem przestać udawać, że nie żyję i podniosłem się, krzycząc.
— Niespodzianka! — dopiero wtedy poznałem powód mlaszczących odgłosów. Ethan i Eloise obściskiwali się nad moim martwym ciałem. — Hej! Ja tu jestem, cały i żywy! — zawołałem, ale oni kompletnie nie zwracali na mnie uwagi. Ethan nawet, ciągle trzymając ją w ramionach, zdjął rękawiczki.
— EJ! Ja żyję! Przestańcie się ślinić! — wrzasnąłem, a oni odskoczyli od siebie jak oparzeni.
— B-beliath? — wyszeptała z przerażeniem Eloise. Ethan również patrzył na mnie w szoku.
— Stary ty... Żyjesz?
— Jak widać! I jakoś nie bardzo za mną płakaliście! A spodziewałem się czegoś więcej po moim najlepszym przyjacielu i kielichu! — warknąłem, wychodząc z trumny.



Chodziłem po swoim pokoju, próbując ustalić, kiedy i w jaki do cholery sposób zakochałem się w tej małej irytującej idiotce. Ale nie potrafiłem ustalić konkretnego momentu. Za to zdałem sobie sprawę, że tak właściwie wszystko mi się w niej podoba. Jest piękna, potrafi mi się odgryźć i nie jest też aż taka głupia, jak większość ludzi w jej czasach.
— No i co ja mam teraz zrobić? — zapytałem sam siebie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Eloise mnie nie znosi. Zawarliśmy pokój, mniej się kłóciliśmy i wyzywaliśmy, ale dalej daleko było do tego, żeby mogła mnie polubić. Dodatkowo w ogóle nie działały na nią wszystkie moje patenty na dziewczyny. Od mojej przemiany nie byłem w takiej sytuacji. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Ale musiałem coś zrobić. Zacząłem zastanawiać się, jak postępowałem z dziewczynami przed moją przemianą. Kwiaty... Ale przecież nie dam jej kwiatów! To zbyt oczywiste i od razu zacznie doszukiwać się podstępu. Nie było też mowy o tym, żebym kupił jej jakiś prezent, będzie tak samo, jak z kwiatami. Nie mogę też od razu do niej pójść i powiedzieć. Wyśmieje mnie. Chyba po prostu muszę być dla niej miły i powoli się do niej zbliżać... Mając jako taki plan, wyszedłem ze swojego pokoju, żeby jej poszukać i wprowadzić go w życie. Nie było jej w pokoju, więc postanowiłem poszukać jej w salonie. Schodząc po schodach, słyszałem, jak mówi, że idzie do sklepu. Szybko zbiegłem na dół i zobaczyłem, że rozmawiała z Raphaelem.
— Dziękuję za pomoc Raphael.
— Przekazuję tylko to, co powiedział mi Aaron. Dobry wieczór Ethan. — zwrócił się do mnie.
— Ta cześć Raph. — powiedziałem, a potem zwróciłem się do Eloise — Więc mała myszka idzie na zakupy? Pójdę z tobą i nie chcę słyszeć żadnego słowa protestu — powiedziałem, piorunując ją wzrokiem.
— Nie zamierzałam. Będzie miał mi kto torbę nieść.
— Nawet o tym nie śnij mała — powiedziałem i złapałem ją za nadgarstek, ciągnąc w stronę wyjścia z rezydencji.
Do sklepu szliśmy w milczeniu. Ciągle powstrzymywałem się od zaczepiania jej, ale skoro chciałem, żeby mnie polubiła, to musiałem trochę przyhamować z docinkami. Kiedy w końcu doszliśmy do sklepu, Eloise złapała za wózek i zaczęła biegać po sklepie.
— Przepraszam — usłyszałem nagle za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem całkiem ładną dziewczynę. Do Eloise było jej daleko, ale niczego jej nie brakowało — Mógłby mi pan to podać? — wskazała na pudełko na najwyższej półce.
— Oczywiście śliczna. Już ci podaję — powiedziałem, puszczając jej oczko. A ona się zarumieniła.
— Bardzo panu dziękuję — powiedziała, kiedy podałem jej rzecz, do której nie mogła dosięgnąć.
— Zawsze pomogę damie w potrzebie — powiedziałem, mając nadzieję, że Eloise jest gdzieś w pobliżu i to słyszy. — Ethan jestem — przedstawiłem się.
— A ja... — zaczęła, ale przerwała jej Eloise.
— Ej casanova! Chodźże tutaj! — zawołała gdzieś spomiędzy półek.
— Wybacz moja droga, ale wzywają mnie — powiedziałem, ponownie puszczając jej oczko. Widząc zawiedzioną minę dziewczyny, przez chwilę miałem ochotę z nią zostać, ale uczucie do Eloise, nie pozwalało mi spojrzeć na żadną inną w ten sam sposób. Omotała mnie i usidliła. Nie potrafiłem jej się oprzeć i odmówić. Przerażało mnie to. Kiedy znalazłem Eloise, spojrzała na mnie i zapytała.
— I jak udał się podryw?
Zabolało mnie to, że w ogóle nie okazała najmniejszej nawet zazdrości o mnie. Ale nie mogłem dać po sobie poznać, że ruszyła mnie jej reakcja.
— Szło dobrze, ale wszystko zepsułaś — powiedziałem, starając się zachować pozory, jakbym nic do niej nie czuł.
— Oh jak mi przykro, a teraz podaj mi to — wskazała na ustawiony na najwyższej półce słoik dżemu.
— Mała myszka sobie nie radzi? — zapytałem, patrząc na nią z góry. Nadymała policzki ze złości i posłała mi zirytowane spojrzenie. Cholera! Mam taką ochotę, żeby ją teraz pocałować. — Dobra, już dobra. Nie rób takiej miny, bo ci zostanie — powiedziałem i sięgnąłem po słoik, żeby mieć powód do odwrócenia się od niej.
Kiedy w końcu skończyła kupować potrzebne jej rzeczy i wyszliśmy ze sklepu, zabrałem jej torbę, nie chcąc, żeby dźwigała.
— A miałeś mi nie pomagać nieść zakupów. — powiedziała, uśmiechając się szeroko.
— Zaraz możesz je nieść sama, jeśli chcesz — odpowiedziałem, starając się unikać patrzenia na nią, żeby łatwiej było mi panować nad sobą.
— Nie, dziękuję — oznajmiła i lekko mnie objęła, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
— Dobra, wystarczy tych przytulasów — powiedziałem, lekko ją od siebie odsuwając.
— A tak właściwie, dlaczego chciałeś iść ze mną do sklepu? — zapytała. Bo szaleję za tobą i chcę spędzać z tobą każdą chwilę, pomyślałem.
— Bo jesteś ciamajdą i jeszcze się zgubisz, a ja nie mam ochoty, latać potem po całym lesie i miasteczku szukając cię — powiedziałem. Ona tylko prychnęła ze złością i w tym samym momencie przewróciła się — No widzisz? O tym właśnie mówiłem. Wstawaj — powiedziałem, wyciągając do niej rękę. Złapała za nią, a ja pociągnąłem ją w górę. Jednak ledwo stanęła na nodze i znowu prawie się przewróciła. Na szczęście zdążyłem ją złapać.
— Ała! Moja kostka — jęknęła, a ja westchnąłem.
— No mówiłem, że z ciebie ciamajda — powiedziałem i spojrzałem na nią. W jej oczach były łzy bólu i upokorzenia.
— No już nie płacz mała. Każdemu mogło się zdarzyć. — powiedziałem i schyliłem się, żeby przerzucić ją sobie przez ramię.
— Co ty robisz? — zapytała, zaskoczona całą tą sytuacją.
— No przecież cię tu nie zostawię, a sama nie dokuśtykałabyś do rezydencji do świtu, gapciu.
— Mówił ci kiedyś ktoś, że jesteś irytujący?
— A tobie, że jesteś głupia?
— A tobie, że jesteś wredny?
— A tobie, że jesteś piękna? — dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, z tego co powiedziałem.
— A tobie, że... Zaraz co ty powiedziałeś? — zapytała kompletnie zbita z tropu — Uważasz, że jestem piękna?
— Gdzieś dla kogoś na pewno — powiedziałem, starając się nie zdradzić własnych uczuć, a ona uderzyła mnie z pięści w plecy.
— Głupek — dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy dotarliśmy do rezydencji, w holu wpadliśmy na Aarona.
— Co się stało? — zapytał, z przerażeniem na nas patrząc.
— Eloise się przewróciła i coś jej się stało w kostkę. Mógłbyś zanieść to do spiżarni? Ja muszę się zająć moją ciamajdą. — powiedziałem, podając mu torbę z jedzeniem dla Eloise.
— Jasne nie ma sprawy — powiedział i poszedł w kierunku kuchni. Zdjąłem Eloise z mojego ramienia i teraz gdy miałem obje dłonie wolne, wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej.
— Co ty wyprawiasz? — zapytała, zdezorientowana, obejmując mnie za szyję.
— Niosę cię do twojego pokoju. Nie widać? — zapytałem.
— Ale... Przecież... Dlaczego?
— Wolisz wrócić do poprzedniej pozycji? — spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się. Ona tylko westchnęła i oparła głowę na moim ramieniu.
— Nie tak jest dobrze — odpowiedziała i już nic nie mówiła. Kiedy dotarliśmy do jej pokoju, posadziłem ją na łóżku i poszedłem po moją apteczkę. Delikatnie zdjąłem jej buta i skarpetkę i starając się zadać jej, jak najmniej bólu obejrzałem jej nogę.
— Ethan... Naprawdę podobała ci się tamta dziewczyna ze sklepu? — zapytała, a ja zamarłem... Czyli jednak była o nią zazdrosna?
— Ładna była. A czemu pytasz? Zazdrosna jesteś?
— Nie. Nie ma o co. Ona jest ładna, ale ja piękna — odpowiedziała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Może między nami jednak nie jest tak źle, jak myślałem.
— Jeśli chcesz w to wierzyć. Kostka na szczęście nie jest skręcona — powiedziałem, owijając ją bandażem — Ale musisz ją oszczędzać, nie nadwyrężać i dużo odpoczywać.
— Okey! Pójdę coś zjeść i od razu idę spać.
— Nie ma mowy o żadnych spacerach — powiedziałem, patrząc na nią.
— Ale ja jestem głodna!
— Nie obchodzi mnie to — powiedziałem i wyszedłem z jej pokoju. Skierowałem się jednak do kuchni, sprawdzić co sobie kupiła. Nie mogłem jej tam tak zostawić. Wśród jej zakupów znalazłem jakieś słodkie bułeczki, owoce i napoje. Wziąłem ich trochę i z powrotem ruszyłem do jej pokoju. Zobaczyłem ją na szczycie schodów, usiłującą zejść.
— Czy nie wyraziłem się wystarczająco jasno na temat spacerów? — zapytałem, ponownie przerzucając ją sobie przez ramię i zanosząc do pokoju. Posadziłem ją na łóżku, a na szafce obok położyłem jedzenie dla niej. Spojrzała na mnie w kompletnym szoku.
— No co? To, że jestem dupkiem, nie oznacza, że będę kazał ci głodować — powiedziałem — Zjedz i idź spać. — dodałem.
— Ethan zaczekaj — zawołała, łapiąc mnie za rękę. Przyciągnęła mnie bliżej do siebie, wspięłam się na palce i ucałowała mnie w policzek.
— To za pomoc mi dzisiaj — pocałowała mnie w drugi policzek. — To za zajęcie się moją kostką. A to za nazwanie mnie piękną — powiedziała i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. To było już za dużo. Nie potrafiłem się powstrzymać. Nie potrafiłem się kontrolować. Przyciągnąłem ją do siebie, pogłębiając pocałunek. Mruknęła z aprobatą, przylegając do mnie całym ciałem. Oderwaliśmy się od siebie po dłuższej chwil, ciężko łapiąc oddech. Wtuliła się we mnie, a ja nie wiedziałem jak mam zareagować.
— Zostaniesz ze mną? — zapytała, lekko się ode mnie odsuwając i patrząc w oczy.
— Tak... Będę doglądał twojej kostki — powiedziałem i pochyliłem się nad nią, żeby skraść jej buziaka. Musiałem mieć pewność, za nim jej powiem... Pozwoliła na to bez protestów. Uśmiechnęłam się do mnie szeroko i pociągnęła na łóżko, zmuszając, bym na nim usiadł, a sama usadowiła się na moich kolanach, sięgając po jedną z bułek. Objąłem ją mocno w pasie, przyciągając do siebie i wtulając się w nią.
— Kocham cię — powiedziałem cicho prosto do jej ucha. Spojrzała na mnie lekko zaskoczona, ale uśmiechnęła się i powiedziała.
— Ja ciebie też.
Nagle do jej pokoju wszedł Beliath
— Hej, Eloise widziałaś gdzieś Ethana, bo... — zaczął, ale widząc nas razem, urwał w szoku — Chciałem zapytać, czy idziesz ze mną do Moondance... Ale chyba nie potrzebuję odpowiedzi - powiedział powoli, jakby wciąż przetrawiał to, co właśnie zobaczył.
— Nawet jakbym chciał, to bym nie mógł, bo muszę zająć się tą ciamajdą — powiedziałem, uśmiechając się złośliwie.
— Okay... To ja was już zostawię — powiedział mój przyjaciel i wyszedł z jej pokoju.
— Jesteś głupi — stwierdziła Eloise, posyłając mi zirytowane spojrzenie.
— Głupi z miłości do ciebie — powiedziałem i pocałowałem ją w szyję.
— Co?
— Nie licz na to, że to powtórzę — zaśmiałem się, wtulając nos w jej szyję.
— Ethan... Ale teraz tak na poważnie... Naprawdę uważasz, że jestem piękna? — zapytała, a ja westchnąłem męczeńsko.
— Nie, ani trochę mi się nie podobasz — odpowiedziałem i parsknąłem śmiechem na widok jej miny. — No co? Zadajesz idiotyczne pytana to i odpowiedzi takie otrzymujesz. Oczywiście. Uważam, że jesteś piękna. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze żadna dziewczyna nie podobała mi się tak jak ty. — powiedziałem, patrząc jej w o czy. Uśmiechnęła się i zarumieniła. Musnąłem jej usta i ponownie się w nią wtuliłem.
— Ethan... — zaczęła, a ja jęknąłem głośno.
— Mówił ci kiedyś ktoś, że jesteś niesamowicie irytująca?
— Tak. Ty każdego dnia od naszego spotkania. — odpowiedziała, całując mój policzek. — Ethan... — zaczęła ponownie, ale przerwałem jej, całując ją.
— Co ty... — zaczęła, kiedy skończyłem ją całować, ale przerwałem jej kolejnym pocałunkiem.
— Ethan...
Wpiłem się w jej usta, po raz kolejny nie pozwalając jej dokończyć.
— Będę cię całował, tak długo aż w końcu przestaniesz paplać — powiedziałem.
— Wiesz, że to wcale nie zachęca mnie do przestania mówienia? — zapytała, śmiejąc się i wpijając się w moje usta. Przyciągnąłem ją do siebie, pogłębiając pieszczotę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top