64.|Złoty pokój, trauma srebra, klan śmierci, pewien grób oraz miasto walki

Złoto czy srebro?

Złoto.

~*~

Jego mieszkanie było... Okropne.
Mimo, że było bardzo eleganckie, a kolory idealnie się ze sobą komponowały... A meble były kosztowne... To było tu po prostu okropnie.
Nie było żadnego ciepła, lecz chłód oraz niesamowicie napięta atmosfera, która utrudniała mi oddychanie.

Bałam się tego człowieka, tego domu oraz jutrzejszego dnia.

Zamknął mnie w pokoju gościnnym, tłumacząc, że martwi się o to, że go okradnę i ucieknie. Lecz ja bym tego nie zrobiła, mam zdecydowanie inne plany.
Byłam tym dniem wykończona. Marzyłam tylko i wyłącznie o tym, aby zapaść w sen i obudzić się w dworku. Tak bardzo chciałam, aby to był zwykły sen.
Pragnęłam położyć się, lecz nagle usłyszałam donośne pukanie w okno.
Pierwsza osobą, o której pomyślałam bym Marco, przecież to on miałam zwyczaj wlatywania przez nie. Nie zastanawiając się długo pobiegłam w tą stronę i je otworzyłam.
Ku mojemu zdziwieniu z zewnątrz do środka przedostały się tysiące złotych nitek. Niczym pająk owijający swoją ofiarę, nicie szczelnie zakryły każdy skrawek pomieszczenia, trwało to może z 15 sekund.
Tak oto powstał złoty pokój.
Czułam się trochę jak we wnętrzu mojej bańki ochronnej. Tylko nie otaczał mnie spokój, lecz niezbyt wytłumaczalny niepokój.
Wtedy wszedł on.

- Papyt! - Krzyknęła ze szczęścia kiedy go zobaczyłam, podeszłam w jego stronę, lecz kiedy byłam około metr od niego w oczach zobaczyłam nieokiełzaną furie. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego zła w nim. To trwało ułamek sekundy, kiedy on zamachnął się, a ja poczułam okropny ból policzka. Uderzenie było tak mocne, że zrobiło mi się ciemno przed oczami, w związku z tym usiadłam na podłodze... Chociaż lepszym określenie będzie to, że upadłam na nią. Kompletnie zdezorientowana, po prostu leżałam tam próbując zrozumieć dlaczego mnie uderzył.

Nastała cisza, która była przebijana tylko i wyłącznie moim mocno bijącym sercem. Zamknęłam oczy. Jeszcze bardziej niż wcześniej pragnęłam, by to wszystko było kiepskim i nader realistycznym snem. Było mi słabo, wręcz nie miałam ochoty oddychać. Chciałam aby to wszystko zniknęło.

- Dlaczego? - Zapytałam kiedy trochę się uspokoiłam, a miejsce uderzenie nie bolało mnie już tak bardzo. Odważyłam nawet spojrzeć mu w oczy, ale kiedy to zrobiłam to zostałam kopnęła prosto w brzuch. Skuliłam się i zaczęłam krzyczeć jednocześnie płacząc. Wtedy wbrew mojej woli pojawiła się moja powłoka ochronna. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam otworzyć powiek, przez strachem przez nim. W mojej głowie myśli pojawiały się z przerażająca szybkość: "Dlaczego on mnie uderzył? Dlaczego? Co takiego zrobiłam? Przecież jest moim przyjacielem? Jak on mógł? Czemu chce mojej krzywdy? Co zrobiłam źle? Co go zdenerwowało?
Nagle on do mnie podszedł i kucnął przed bańką.

- On mi kazał Ciebie tylko obserwować... Ale kiedy zobaczyłem, że wchodzisz z Nim do mieszkania... To coś we mnie pękło... - Powiedział dosyć powoli ze spuszczoną głową. Dosyć szybko ból zmniejszał swoją intensywność, najprawdopodobniej przed to, że nie jestem człowiekiem. Chwilę tak leżałem, nie mogłam praktycznie nic zobaczyć przed łzy. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos mi się łamał.

- Kto? Dlaczego? - Wyszeptałam ledwo mogąc oddychać. - Zabierz mnie do domu proszę... - W moich oczach pojawiło się jeszcze więcej łez, które szybko spływały po moich policzkach i uchu, aby później spaść na złotą podłogę.

- Nie mogę. Już nie jesteś Naszą przyjaciółką, a ze względu na to, że jednak nie potrafimy Ciebie od tak zostawić... To zostałaś odwieziona do domu. - Mówił beznamiętnie... Jakby wszystkie emocje z niego spłynęły.

- Co ja zrobiłam? - Zapytałam nie mogąc niczego zrozumieć. To wszystko było dla mnie niezmiernie skomplikowane. Każe mnie za coś, czego absolutnie nie pamiętam. To... Tak bardzo nie sprawiedliwe.

- Dosyć mocno skrzywdziłaś Błękitka swoim zachowaniem. - Znów zrobiło się cicho. Przez chwilę zastanawiałam się co takiego mogłam zrobić, żeby posunął się do aż tak bardzo dramatycznej decyzji. Także spytałam.

- Co? Dlaczego? - Ten westchnął oraz przez chwilę się zamyślił. Widać rozważał, czy powinienem mi to mówić.

- Eh... On... - Zamilkł. Minęła jeszcze chwila, a potem powiedział dosyć wolno. - Wyjawił Ci swój sekret, którego przed dłuższy czas nie chciał mówić. - Ciężko westchnął. - Bał się, że go opuścisz. I jak widać się nie pomylił... - Tym razem spojrzał w bok. - Chciałaś po usłyszenia tego wyjść, co go zabolało.

- Nie wierzę... - Mimo ciągłej obecności bólu, zdążyłam podnieść się do pozycji siedzącej. Starłam wraz z makijażem łzy rękawem. A potem zakryłam usta dłońmi. Nie mogłam uwierzyć, że zachowałam się na tyle głupio. Przecież cokolwiek by mi nie powiedział... To nie miało by znaczenia. Dlaczego tak zrobiłam? Przez mój umysł przechodziło dosłownie tornado myśli, która nie prowadziły do absolutnie niczego. Co takiego musiał mi powiedzieć, że tak się zachowałam? Może to coś było tak straszne, że... Nie no... Nie wiem.

- Zrobił to, aby sprawdzić czy aby na pewno kochasz go bezwarunkowo. - Kontynuował. - Do końca myślał, że go zrozumiesz... Lecz tak się nie stało. Reagowałaś agresywnie... - Ja? Agresywnie... To nie do końca w moim stylu. - Potem Cię uśpił. Na początku jego plan był taki, że w razie Twojego naturalnego wahania dmuchnął w Ciebie i wszystko było by normalnie. Ale tak się nie stało. Po prostu nie mógł na Ciebie patrzeć i czuł odrazę. Wtedy zadzwonił do mnie. Odwieźliśmy Cię tutaj. Następnie kazał mi Ciebie obserwować, jak na to zareagujesz i tym podobne.

- To znaczy, że on tu jest? - Trochę się ożywiłam, bo to oznaczało, że mogłabym to wszystko wyjaśnić. A przynajmniej tak myślę...

- Nie do końca. Udał się samotnie w jedno, dość ważne dla niego miejsce, nie daleko tego miasta. I mamy się spotkać trzeciego dnia. - Znów wszystkie moje nadzieję zgasły. Tylko zastanawiam mnie dlaczego tam poszedł. Może aby mnie przypadkiem nie spotkać, gdyż mógłby zareagować podobnie tak The Puppeteer?

- Błagam, weź mnie ze sobą. Nie mam zamiaru wracać do ciotki i nie mam pojęcia czy uda mi się tego człowieka oszukać. - Powiedziałam błagalnym tonem, mając chociaż cień nadziei, iż on skończy ten koszmar, a ja będę mogła wrócić do mojego poprzedniego życia, którego szczerze nie chciałam opuszczać.

- O czym mówisz? Oszukać? - Zapytał zbity z tropu. Natomiast ja posłałam mu kpiące spojrzenie. Bo po pierwsze zignorować moją wypowiedź początkową, a po drugie... On serio mnie nie zna, jeśli myśli, że od tak dałabym się bez żadnego postępu.

- Miałam w planach użyć swoim mocy, aby go oszukać i zgarnąć pieniądze, aby mogła przeżyć bez konieczności mieszkania z ciotką... - Wyjaśniłam beznamiętnie najkrócej jak tylko potrafiłam.

- A więc... Ty nie chciałaś... - Głos mu zadrżał. Widać zrobiło mu się głupio. A ja miałam ochotę znowu się rozryczeć.

- W życiu. - Rzekłam groźnie z grymasem na twarzy. Trudno stwierdzić czy teraz bił się z myślami, czy może nie? Odniosłam wrażenie, że delikatnie żałował swoich pochodnych decyzji, lecz wiem to doskonale, nie przeprosi. On i ja zdajemy sobie sprawę, iż należało mi się pomimo wszystko. A nawet powinnam mocniej pocierpieć za jego ból.

- Rozumiem... Także powodzenia. Może Ci się uda, może nie. - Wzruszył ramionami. Tymi słowami zbił mnie kompletnie z tropu.

- Więc mnie nie zabierzesz? - Zapytał zdezorientowany jego bez uczuciowym tonem.

- Mówiłem o tym na początku... Zostajesz tutaj. - Odrzekł ostro i wręcz nader stanowczo. Ten ton nie tolerował jakiegokolwiek sprzeciwu. Nie przyjmowałam tego do wiadomość... On musi mnie stąd zabrać! Nie wytrzymam tego dłużej, czuje się tak słabo i jestem wykończona ostatnimi godzinami jak nigdy w życiu.

- Nie zostanę tutaj!

- Zostaniesz.

- Nie! Wrócę do Was, czy to się Tobie podoba czy nie! - Nie odpuszczałam, a nawet starałam się wstać, lecz ból przyskrzynił mnie do podłogi. Starałam się go ignorować, by jednak pokazać swoją siłę, lecz to było nieskuteczne i tylko straciłam czas oraz energię.

- Obawiam się, że to nie możliwe. - Oparł brodę dłonią. Było po nim widać, że ta rozmowa zaczyna go nudzić. Wtedy właśnie zauważyłam w jego oczach to, co u innych ludzi. Zabójczo identyczne. Widział we mnie kogoś bezwartościowego, nie zasługującego na jakąkolwiek uwagę. Byłam najzwyczajniej w świecie dla niego niczym. Skreśli mnie z listy i zostałam skazana na straty. Moje serce po tym zakuło po raz kolejny. Straciłam moich przyjaciół. Chciałam się w tym momencie załamać, lecz musiałam iść dalej.

- To znaczy?

- To znaczy, że Nasze położenie nie jest dostępne dla ludzi. Aby się tam dostać trzeba cokolwiek wiedzieć o portalach. A ty nie wiesz kompletnie nic, a inne demony z tego wymiaru najprawdopodobniej też. - Wyjaśnił z takim spokojem, jakby to była rozmowa z herbatą. Irytowało mnie jego podejście, ale grunt, że chce mi odpowiedzieć. - Poza tym nie jest powiedziane, że jakiegokolwiek demona spotkasz, który by chciał się ujawnić. Także to jest nie możliwe. - Wzruszył ramionami.

- I tak wrócę! - Prychnęłam mimo wszystko.

- Mów sobie jak chcesz. - Oboje wiemy, że to nie możliwe. Spieranie się w takim wypadku nie ma sensu i tak wiem już wystarczająco. Także postanowiłam zmienić temat

- A tak w ogóle... To w jakie miejsce poszedł Błękitek?

- Oczekujesz, że Ci powiem. - Cholera.

- Nie... To w jakim celu...?

- Odwiedzić pewien... Grób. - W tym momencie byłam już kompletnie zdezorientowany. Nie ukrywam, zaintrygowało mnie.

- Grób? Dlaczego? Kogo?

- Też się zastanawiam... Zwykle nie przykłada wagi to rzeczy martwych... - Zabrzmiało to nad wyraz ponuro. Nie licząc obecnej sytuacji. - W każdym bądź razie Ciebie to nie dotyczy. - Skwitował, dając do zrozumienia, że to nie mój interes. W sumie zawsze tak było, że nic mi nie mówili istotnego. Ich gadka opierała się na wytłumaczeniu mi mechanizmu tego wszechświata. Lecz rzadko coś o sobie. Eh...

- Rozumiem... To co teraz będzie? - Zapytałam smutno.

- Z czystej ciekawości popatrzę jak radzisz sobie z tym oblechem, a potem jak opuścisz ten budynek, ja zabiorę Cię z powrotem do Twojego domu u ciotki.

- Kpisz sobie ze mnie?! - Krzyknęłam, czując narastające w moich ciele ciśnienie.

- Nie. Taką dostałem prośbę. Poza tym... Jesteś nie pełnoletnia. Całe życie przed Tobą. Musisz po prostu zaakceptować swój los.

- Zaakceptować...?

- Tak. Skończyć szkołę, żyć normalnie, a co najważniejsze zapomnieć o Nas.

- Mówisz o rzeczach nie możliwych, wiesz o tym? - Schowałam twarz w dłoniach, to było tak bardzo nie wykonalne... Niemożliwe.

- Teraz tak uważasz, ale przywykniesz.

- Pierdol się Papyt. Jesteś tępym, bez uczuciowym chujem. - Wyszeptałam, bo nie miałam już siły podnosić głosu. Trudno powiedzieć czy te słowa bardziej zabolały mnie czy jego.

- A ty niezłą hipokrytką. Lecz to już mnie nie dotyczy... Muszę się zbierać. Niedługo zacznie świtać. I jeszcze jedna sprawa. Gdy zabiorę nicie to odczekaj tak z 20 minut zanim się oddale, wtedy będziesz mogła wyjść ze swojej bańki, bo obawiam się... Że mógłbym Cię uderzyć ponownie. - Uśmiechał się kpiącą. To było tak bardzo nie na miejscu.

Potem cały pokój wyglądał jakby się ruszał, lecz w rzeczywistości on zabierał swoje nicie.

~*~

Obudziłam się około piętnastej. Rozejrzał się trochę po pokoju, aż moje oczy nie ujrzały pewnej kartki:

"Idę do pracy. Wrócę o 16.30. Drzwi wejściowe są zamknięte."

Wyjątkowo mi to odpowiadało, gdy miałam wystarczająco dużo czasu, aby się wyspać po tych kilku ciężkich godzinach. Poza tym teraz mogę się jako tako mentalnie przygotować do Naszej "psychologicznej" rozmowy i ułożyć plan powrotu do dworku. Lecz na początku muszę się ogarnąć.
Dowiedziałam się wczoraj, że jego mieszkanie jest specjalnie do takich akcji, więc jest tu wszystko co potrzeba dziewczyną mojego pokroju. A przyznaj mnie tak uważałam, bo po otworzeniu szafy zobaczyłam tam tylko ubrania w kolorze szarym i białym. Poczułam delikatny niepokój, ten kolor nigdy nie kojarzył mi się z czymś przyjemnym. Tylko z więzieniem i zimnem. De facto jestem teraz w pseudo więzieniu, lecz to moja decyzja. W każdym razie zabrałam te ubrania, które były najbardziej wygodne na tą chwilę. Mowa tutaj o zwykłym przewiewnym t-shirt'cie wraz z jakimiś dresami.
Miałam teraz absolutnie gdzieś jak wyglądam.

- Dobra... - Rzekłam, gdy byłam już przebrana. - Jeśli chodzi o rozmowę, to myślę że po prostu będę go pytać, a on będzie odpowiadał. Nic wielkiego. Teraz muszę... Zastanowić się co zrobię to tym, jak będę opuszczać budynek. Biorąc pod uwagę to, co powiedział Papyt... Eh... Muszę się jakoś mu wymknąć, bo w najgorszym wypadku ciotka tym razem może mnie zauważyć. Ucieczka będzie dosyć skomplikowana... I najprawdopodobniej już nie będę miała szans by wrócić! - Krzyknęłam ze złości. - Spokojnie... Siły dodaje mi to, że muszę zachować trzeźwość, bo inaczej nie wrócę. Ale jak to zrobić? Niby pamiętam adresu... Znaczy numer domu... I... I... Miejscowość... Lecz takich jest najprawdopodobniej z czterdzieści. Szkoda, że nie pamiętam kodu pocztowego to by mi ułatwiło sprawę... Poza tym co on miał na myśli, że to miejsce nie jest dostępne dla ludzi... Przecież tam byli ludzie! A może... - Coś mnie nagle oświeciło. - Może to były inne demony... Specjalne miasto dla stworzeń z wymiaru zero? Inaczej jego słowa nie miałyby sensu, bo jestem pewna, że znajdowaliśmy się w wymiarze pierwszym. Ale w takim wypadku jak mam się dam dostać... Hmm.. Mogę znaleźć inny portal w tym wymiarze do innego wymiaru... Znaleźć moja szkole, wejść do tego portalu. Wtedy byłabym w tym lesie i.. I... - Westchnęłam. - To bardzo skomplikowane... - Usiadłam bezradnie na podłodze. - Miną wieki zanim znajdę jakiś portal... Prawdę mówiąc to może być wszystkim... A jeśli jest tylko jeden? Może tak być... Dlaczego on mówił, że to praktyczne nie możliwe... - Położyłam się na podłodze. - Kurwa.

Wtedy usłyszałam dźwięk domofonu. Poczułam jak olewa mnie fala gorąca oraz stresu. Natychmiast wstałam z podłogi i jako tako poprawiłam włosy.
Wtedy on wszedł.

- Heja... - Powiedziałam po chwili, gdy ten zdejmował buty. Ten człowiek przeraża mnie z każdą minutą. Czuję w nim tyle zła... Eh, uspokój się.

- Hej. - Odpowiedział życzliwie i powiesił kurtkę na wieszaku. - Jest tak zimno... myślałem, że mi soczewki oszronieją. - Mówiąc to wyją szkła ukazując swoje srebrne tęczówki.

- Czemu je nosisz? - Zapytałam z czystej ciekawości. Nie rozumiałam tego, ponieważ znacznie bardziej pasował mu jego naturalny kolor.

- Aby wyglądać groźnej. - Odparł beznamiętnie tudzież nie szczerze. - To jak? Co robimy? - Uśmiechał się w okropny sposób, aż moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Porozmawiamy. Tylko daj mi kartkę i długopis. - Odparłam ze spokojem, chociaż wywnętrz się gotowałam ze strachu. Czułam jak bardzo nie jestem na to gotowa i jak bardzo to nie na moje siły.

- Jasne. - Prychnął, a następnie zniknął gdzieś za drzwiami. Wrócił po chwili wpychając mi do ręki notes z piórem... Piórem w kolorze różowo - czarnym. Szaleńczo podobnym do mojego, tego co mi wręczył Błękitek. Chwilę się w to wpatrywałam.

- Skąd ten kolor? - Zapytałam, gdy wprowadził mnie do mini salonu. Usiadłam na dość duży fotelu i położyłam nogę na nogę.

- Dostałem od firmy cały zestaw ze wszystkimi dostępnymi kolorami. Pomysłem, że spodoba Ci się akurat różowy. - Wzruszył ramionami, a następnie zasiadł na fotelu na przeciwko mnie. Pokiwałam głową na znak zrozumienia. Teraz czas na pytania. Nie ukrywam, że ciekawi mnie w jaki sposób stał się takim zimnym i oschłym człowiekiem. Może to w jakiś sposób pomoże mi zrozumiem tok myślenia Błękitka? Bądź co bądź zauważyłam między innymi pewne podobieństwo.

- Czy kiedykolwiek ktoś Cię dotkliwie skrzywdził? - Zapytałam prosto z mostu. Chociaż może i powinnam delikatniej

- Widzę, że się nie patyczkujesz i przechodzisz do sedna... - Ciężko westchnął, a potem błądzi wzrokiem po całym pokoju.

- Luz, możesz mi powiedzieć o absolutnie wszystkim. - Próbowałam dodać mu chodź trochę otuchy. Mimo swoich poprzednich przekonać jest dosyć wrażliwym mężczyzną. Widać to po jego obecnym zachowaniu... Tak samo jak Candy... Taki zimny... Arogancji... A mimo to jest niczym... Eh... Jak go nie ma, to zaczynam żałować każdych złych słów i czynów. Co za okrutna ironia losu. Teraz wdech i wydech. Muszę zrobić wszystko by wrócić.

- Wszystkim?

- Tak.

- Otóż... Była kiedyś... Taka dziewczyna... - Zaciął się na moment. -...którą kochała kolor moich tęczówek. - Delikatnie mnie to zdziwiło, aczkolwiek nie śmiałam mu przerywać. Grunt, że zaczął opowiadać, a ja nie muszę trudzić się pytaniami. - Miała na imię Colin. - Gdy wypowiedział to imię to momentalnie poczułam jak brakuje mi powietrza. Lecz ani drgnęłam.

- Colin?

- Tak. Była piękną i inteligentną kobietom. Miała w sobie tyle energii... Tyle dobroci. Była po prostu idealna. - Miał naprawdę rozmarzony ton, aż miło było słychać. - Poznałem ją tu... W tym mieście. W wieku szesnastu lat. Razem chodziliśmy na zajęcia gry na skrzypcach. Była serio bardzo utalentowana, natomiast mi wychodziło średnio... Więc mi pomagała. Staliśmy się wtedy dobrymi przyjaciółmi przez wiele lat. Chciałem się później oświadczyć... Lecz wtedy mi powiedziała, że wyjeżdża na pół roku. Na praktyki... Razem z siostrą. Chodzi mówiąc to, wiedziałem że nie mówi mi całej prawdy, ale nie miałem nic przeciwko. Postanowiłem się nie śpieszyć. Przełożyłem oświadczyny. Kiedy była w podróży to często wysyłałem do niej listy, a ona do mnie. A potem nagle ustało... Przepadła jak kamień w wodę. Wiesz kiedy się spotkaliśmy ponownie? - Zapytał mając w oczach łzy, a potem łamiącym się głosem powiedział. - Na jej pogrzebie. Po ceremonii podeszła do mnie jej siostra ze swoim dzieckiem na rękach. Znała mnie, więc opowiedziała o przyczynach jej śmierci. I co się okazało? Ona wyjechała, by zarobić kasę poprzez prostytucje. I zaszła w ciążę z nieodpowiednim mężczyzną. Urodziła martwe dziecko, które wyjątkowo dziwnie nazwała "Kasander". Kilka dni później sama umarła przez komplikacje.

- To wyjątkowo smutna historia... - Przyznałam po wysłuchaniu. Było mi go naprawdę szkoda... Najprawdopodobniej również bym się załamała, gdym się dowiedziała, że Błękitek chodzi na kurwy lub nie daj Boże kogoś zapłodnij. Hmm... Może to mi właśnie powiedział, a ja tak zareagowałam? Nie, to nie sensu, bo moja reakcja byłaby oczywista.

- Tak sadzisz? Ja nie specjalnie. To nadało mojemu życiu nowy cel... - Odpowiedział z uśmiechem i starł łzy. Delikatnie zszokowała mnie jego nagła zmiana nastawienia. Jeszcze chwilę temu miał w oczach...

- Jaki cel? - Zapytałam nie pewnie.

- Pozbywanie się dziwek. - Odparł do kilku minutach grobowym głosem. - Okaleczam je do tego stopnia, aby już nigdy nie zrobiły tego ponownie. Po prostu uważam, że sprzedawanie swojego ciała innej osobie, niż tej jedynej jest najgorszym z grzechów. Dlaczego tym, co uważają się za kartę kredytową funduje niezapomniany wieczór.

- Innymi słowy bawisz się w "Piłę"?

- Można tak to ująć. Wiem, teraz myślisz, że źle się do tego zabieram albo to nie legalne. Aczkolwiek one same się na to godzą. Doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji, a mino to robią to. Dlaczego nie czuje się winny. Poza tym... Dość dużo im płacę... Za milczenie, za pokrycie "szkód" i za w miarę godne życie. Niektórym nawet kupuje mieszkania i daje stanowiska.

- Niesamowite...

- Tak uważasz?

- Tak... W pewnym stopniu, myślę że masz rację, ale to nie zmienia faktu, że to co robisz jest straszne...

- Bywa...

- Bywa... - Zawtórowałam

- Lubię Cię. Dlaczego daję Ci wybór... Jak chcesz możesz w tym momencie wyjść, bez pieniędzy oczywiście. - Nie ma takiej opcji. Papyt mnie dorwie, a ja jeszcze nie wymyśliłam jak mam mu uciec.

- Nie... Mimo wszystko jestem tego ciekawa... Poza tym... Serio potrzebuję tej kasy.

- I super. Wejdź proszę do pokoju na końcu korytarza i rozbierz się. Ja zaraz przyjdę. - Wstał z miejsca, a mnie popadła nagła panika. Nie dam rady tego zrobić. Zastanawiam się, czy aby nie skorzystać z jego propozycji i uciec. Lecz było za późno. Nim się zorientowałam byłam w takim pokoju z masą szafek i żelaznym... Jakby stołem operacyjnym na środku. To dodatkowo mnie speszyło. Chciałam zobaczyć co było w środku szafek, ale nie miałam odwagi zrobić cokolwiek.

Wtedy on wszedł do środka i zamknął pomieszczenie, ale nie na klucz. Trochę mnie zdziwiło to, że obrał się w biały fartuch i rękawiczki, lecz on nim nie ośmieliłam się pytać.

- A ty jeszcze nie gotowa? - Zapytał z nutą zawiedzenia. A potem oparł się na "stole operacyjny". - Możesz jak na razie zostać w staniki i majtkach. Dostaniesz ode mnie ulgę, bo nie wyglądasz i nie zachowujesz się jak typowa "dziwka". - Jak miło... Pomyślałam, a potem wzięłam głęboki oddech, aby chodź trochę się uspokoić.

Robię to, aby wrócić do Błękitka. Uspokój się, teraz nie możesz tego zjebać.
Powtarzałam sobie w myślach. Potem zmarszczyłam brwi i posłusznie zdjęłam z siebie ubranie. A on przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem swoimi srebrnymi oczami. Natomiast moje złote oczy patrzyły na podłogę, czekając na jakikolwiek rozkaz.
Wtedy pomyślałam o tym... Co by było, gdybym inaczej się zachowała wobec tej czwórki...? Zgwałcili mnie, a ja bym z rozpaczy się zabiła? Podcięła żyły własnymi włosami?
Jakoś ta wersja wydarzeń wydawała mi się tak niemożliwa...

I potem zaczęłam się zastanawiać... Co mnie urzekło w tym niebieskim kamieniu?

Nic.

- Teraz się połóż tutaj. - Wskazał na ten kawał metalu. Wyprzedzając moje pytanie, położył na nim koc. Teraz nie będę narzekała na zimno. Przynajmniej są jakiekolwiek plusy "przyjaźni" z nim, bo myślę że normalnym kobietom kazała położyć się na zimnym. Lecz ja miałam z miarę ciepło. Wtedy on przykuł mnie do tego przerażające łóżka. Za ręce i nogi oraz wzdłuż brzucha. Tłumaczył, że z bólu mogłabym zrobić jakiś niekontrolowany ruch i tym podobne.

Patrzyłam beznamiętnie na sufit zmrużonymi oczami, aż do moich dotarł dźwięk zapalanej zapałki. Gwałtownie otworzyłam oczy i podniosłam głowę do góry.

- Na początek coś delikatnego. - Trzymał w ręku świece, z której wosk zaczynał się nader szybko topić. Wtedy zrobił dosyć gwałtowny ruch, a cały gorący wosk rozprysł się na skórze moich nóg. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wydać z siebie żadnego, chociaż najmniejszego dźwięku. A on nie myślał przestać. Przybliżył się bliżej mojej skóry i powoli wylewał dość sporą ilość wosku w jednym miejscu. Wtedy nie wytrzymałam, cała oblałam się łzami. Tak bardzo pragnęłam, by to się jak najszybciej skończyło. Substancja dość szybko zasychała, tworząc tym samym nieprzyjemną skorupę. Szarpałam się oraz walczyłam ze skórzanym kajdanami. Przeklinałam siebie za to, że po prostu kogoś nie okradłam tylko wybrałam taki sposób zarobku.

Gdy cała świeczka się wypaliła, on sięgnął do szafek i wyjąć z jednej z nich papier ścierny. Przez chwilę przyglądałam się mu z niedowierzaniem. Wtedy do mnie dotarło, że nie jest normalny, może zrobić mi poważną krzywdę. Nim zdołałam cokolwiek zrobić on ścierał już oparzone miejsce, jakby chciał w ten sposób zdrapać przyklejony wosk z mojej skóry. Musiałam yo skończyć teraz. Z niewyobrażaną trudnością dusiłam w sobie krzyk.To tak bolało.

- Mógłbyś wziąć jakiś z inny? - Zapytałam zduszanym przez ból głosem. Szorstkim jak ten jego papier.

- Jasne. - Wzruszył ramionami i odwrócić się znowu w stronę szafek. To była moja szansa. Z całym sił postarałam się, by stać się niewidzialna, a gdy to osiągnęłam... (tak szybko, bo byłam w agonii, także moje moce nie miały czelności protestować.) Użyłam przenikania, mocy, którą odkryłam przypadkowo, gdy prawie mnie przejechało auto. Wyrwałam się z kajdan, potem stanęłam obok niego... na boso, na zimnych kafelkach cudem powstrzymując jęki niewyobrażalnego bólu. Nie widziałam tego, ale czułam jak po moich nogach powoli płynie krew. Wtedy on w końcu wziął to, co tak długo szukał i obrócił się o 180 stopni. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć czy też zareagować, to ja wzięłam odruchowa pierwszą lepszą stojącą obok rzecz, padło na szklaną, ale dość dużą popielniczkę. Z całej siły przywaliłam nią o tył jego głowy, co go ogłuszyło. Padł na kolana, a potem rzucił salwą przekleństw pod moim adresem. Ja kompletnie przestraszona patrzyłam jak w miejscu uderzenia zaczyna sinieć. Nagle przestałam być niewidzialna. Byłam kompletnie sparaliżowana ze strachu, cała drżałam, a moje serce miało ochotę wyskoczyć z klatki piersiowej, ale momentalnie się zatrzymało, gdy on chwycił mnie za nogę z przerażającą siłą. Zaczął warczeć, a resztkami energii pragnął wstać. Ja spanikowana chciałam się jak najszybciej poddać. Także kopnęłam go z całej siły, a całą równowagę powierzyłam tej uwiezionej kończynie. Puścił mnie, a wtedy ja znieważając wszystko wybiegłam z pomieszczenia. Usłyszałam potem donośny krzyk, a potem jego powolne kroki. W oczach miałam łzy, chciałam krzyczeć ze strachu przed nim. W końcu dobiegłam do zamkniętych drzwi.

- CHOLERA!!! - Krzyknęłam szarpiąc ze nie jak opętana. Zaczynało mi powoli brakować powietrza, myślałam, że się uduszę ze stresu. Ale wtedy zauważyłam klucze, na komodzie. Jego kroki były coraz głośniejsze i szybsze. Możliwe, że odzyskał już sprawność. Nawoływał mnie swoim obrzydliwym oraz chorym tonem głosu, gdy ja rozpaczliwie próbowałam włożyć klucz. Ręce mi się trzęsły, a nawet wtedy, kiedy mi się udało, to okazywało się, że akurat ten nie pasuję. Został ostatni, ale zanim go wypróbowałam, to spojrzałam na siebie. Na zbliżającego się psychola, który miał w ręku łom, a jego twarz zdobiła połyskująca czerwień.

- ZABIJĘ CIĘ!!! - Krzyknął, a wtedy gwałtownie przyspieszył, lecz wtedy zamek drgnął. Gwałtownie go przekręciłam w ostatniej chwili zdążyłam je otworzył, wyjść i zamknąć. Sekundę po zamknięciu poczułam, jak rzucił tym przedmiotem w drzwi. Próbował wyjść. Szarpał nieregularnie, niczym potwór. Swoimi ostatnimi siłami próbowałam zamknąć drzwi, lecz nie umiałam, był stanowczo za silny. Już myślałam, że to koniec.

Jednakże czyjeś silne czarne ręce zaczęły pchać. Wtedy on już nie miał szans, a ja w ostatniej chwili przekręciłam klucz w drzwiach od zewnątrz. Był zamknięty, jeszcze chwilę bił w niej, a jego krzyki prawie doprowadziły mnie do zawału. Upadłam na podłogę bez sił. Nie mogłam oddychać, z trudnością łapałam powietrze. Chciałam się uspokoić, lecz zmarnowałam stanowczo za dużo energii.

- Wstawaj, może znaleźć klucz zapasowy. - Powiedział czyjś kobiety głos, a następnie pociągnęła mnie za rękę. Nie wiedziałam kim ona jest, ale jak na razie chciałam po prostu oddalić się od tych drzwi do wrót tego potwora.

~*~

- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak dużo miałaś szczęścia? - Zapytała mnie czarnoskóra kobieta podając mi herbatę uspakajającą. Ja nic nie odpowiedziałam tylko bardziej przykryłam się kocem. Jej dom był bardzo ładnie urządzony w pastelowych kolorach. Sama kobieta była jego sąsiadką. Trochę niepokoił mnie fakt, że jest on dosłownie pod nami, ale Helga zapewniła, że on ma zakaz wchodzenia tutaj. Poza tym, na pewno myśli, że już jestem przynajmniej kilometr stąd. Uwierzyłam jej. Gdy ja byłam pochłonięta myślami ona opatrywałam moje nogi, co i raz mlaskając z niezadowolenia. Bardzo nie chciałam na nie patrzeć, na startą skórę papierem ściernym. - Gotowe, ale obawiam się, że mogą Ci zostać do końca życia blizny.

- Yhym... - Mruknęłam martwo. To wszytko jest ponad moje siły. - Co ty tu robisz? - Zapytałam po chwili ciszy.

- Ja? - Westchnęła. - To mieszkanie on mi opłaca. Jak wszytko tutaj. Jak się domyślasz za równo wysoką cenę...

- Co Ci zrobił? - Znów zapytałam z ciekawości do czego on jest zdolny. Ta popatrzyła na mnie z dziwnym grymasem, ale potem się nie wiem czemu uśmiechnęła.

- Ciepły wosk, papier ścierny... Jak w Twoim przypadku. Potem polewanie wrzątkiem, ukuwanie bąbli szpilkami...

- Proszę, przestań. - Pisnęłam, bo w mojej głowie pojawiały się te wszystkie obrazy jakie mogły mnie spotkać. Kobieta zachichotała.

- Nikt nie jest w stanie słuchać tej opowieść, ale muszę jeszcze wspomnieć, że użył mojej gałki ocznej jak popielniczki. Dlaczego, nie widzę na jedno oko. I nie, nie oszalałam. Uśmiecham się, bo planuję go zabić w najbliższym czasie jak tylko zbiorę odpowiednich ludzi. Prowadzę coś w rodzaju klanu poszkodowanych. - Usiadła na przeciw mnie i pogładziła po głowie. - Naprawdę serce mi się kraja, gdy widzę co on robi.

- I z jakiego powodu. - Mruknęłam popijając ciepły napój.

- Ta, gdyby ta laska się nie puszczała, to by nie zwariował, ale nie ma sensu jej winić. To on ma problem ze sobą. W każdym razie, co Cię tu sprowadza? - Zapytała ciepło. Ona też już oszalała. Każdy oczekuję zemsty. On, ona i te dziewczyny. Zemsta poszkodowanych nie widząc, że swoimi czynami tworzą jeszcze więcej szkód.

- Chłopak mnie wyrzucił za próg. - Westchnęłam. - Nie miałam gdzie się podziać, dlatego myślałam, że on mi pomoże. - Odpowiedziałam możliwie najkrócej jak mogłam.

- Rozumiem.

- A i jeszcze jedno... - Jest jedna rzecz i może ona mi pomoże, chociaż trudno powiedzieć. - Narobiłam sobie przy okazji wrogów. Jeden z nich czeka pod tym blokiem, aby mi zabrać pieniądze, które miałam u niego zarobić.

- Chcesz go za wszelką cenę go zgubić? Jesteś w dobrych rękach skarbie, ale na razie odpocznij. Przeżyłaś szok i musisz się zregenerować. - Zabrała ode mnie pusty kubek, a potem wstała. - Połóż się na tutaj, natomiast ja pójdę po kilka rzeczy. Niebawem wrócę. - Następnie wyszła zgaszając światło oraz zamykając za sobą drzwi.

Wzięłam kilka głębokich wdechów dla otrzeźwienia umysłu. Zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam z myślą, że może w końcu ktoś mi pomoże.

~Puppeteer~

- Gdzie byłeś? Gdyby Cię nie znał to bym pomyślał, że naprawdę się chowasz. - Zapytałem go przez telefon, bo niezmiernie nudziło mi się ciągłe obserwowanie tego bloku. Już chciałem się zerwać, gdy zobaczyłem wychodzącą kobietę z klatki, ale to tylko jaką czarnoskóra o kompletnie innych rysach twarzy.

- Jakby to ując... - Na chwile zamilkł. Jego głos był pozbawiony jakiejkolwiek barwy. Był już tak bardzo zmęczony tymi wydarzeniami, że pogrążył się w swoim cierpieniu jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet zabicie paru osób po drogę nie poprawiło jego humoru, jedynie tylko uspokoiło szalejącą w jego ciele furie, którą na wypisaną w naturze, ale również w imieniu. Ostatnio to odkryłem. Zackary Nikode Williams - Zjawa Niebieskiej Wściekłości. Oczywiście bardziej by pasowało, gdyby miał nazwisko na "F" , to byłoby furii, ale tak też może być.

- Najlepiej słowami. - Wyszeptałem pod nosem, tak by nie słyszał.

- Musiałem przemyśleć swoje prawy i ogółem to wszystko w miejscu, do którego zawsze chodziłem...

- I to tylko przypadek, że to miejsce jest w praktycznie w mieście rodzinnym tej szmaty? - Zapytałem retorycznie. Wiedziałem, że to jest coś dla niego ważnego, ale przypadki i okoliczności tak biły po oczach.

- Co poradzę, że to miejsce jest w pewien sposób przeklęte? - Westchnął niezwykle ironicznie, typowo ja dla niego.

- A dowiedziałeś się cokolwiek o April i Colin? - Zmieniłem temat, bo byłem bardziej niż pewny, iż nie chce o tym mówić. To jego sprawa. Dlaczego ma do mnie większe zaufanie niż do reszty. Po prostu nie dociekam.

- Tak. Znalazłem jej grób, ale nie daję mi spokoju jedna rzecz... - Bardzo głęboko westchnął i po długiej ciszy wyznał. - ...razem z nią pochowali najprawdopodobniej moje dziecko. Pewnie April wmówiła ludziom, że to jej. A tą Offa zatrzymała.

- Czyli teraz mieszkają razem. Może znaleźć ich miejsce zamieszkania? - Odrobinę się ożywiłem na tą wiadomość.

- Po pierwsze; nie sądzę aby chciała zostać w tym mieście, to za bardzo ryzykowne. Po drugie; nie zamierzam tego robić. Pomyśl tylko, gdy będziemy wiedzieć kim jest dziecko Offa, to automatycznie skażemy je na śmierć. A on tego nie chce, dobrze o tym wiesz. - Zmienił ton ma bardziej agresywny, ale nie dziwie mu się, to było z mojej strony dosyć głupie pytanie.

- Dobra, rozumiem.

- A teraz mów, co ona robi...? - Zapytał już ciszej. Chciałem mu to powiedzieć, gdy będziemy wracać, ale zdaje sobie sprawę, że i tak powtórzę tą historie co najmniej cztery razy. Poza tym, on zabiłby mnie, gdybym odmówił.

- Nie wiem, czy tego się spodziewasz... lecz znając jej chaotyczny charakter to pewnie tak. Od razu po przebudzeniu przeczytała Twój liścik, następnie schowała go w kurtkę i uciekła oknem. - W czasie opowiadania słyszałem mruknięcia niebieskowłosego. - Ogółem trochę się poszlajała po mieście z płaczem oraz zamyśleniem. Gdy wtedy wpadła na pomysł, by zarobić jaką kasę. Także znalazła jakiegoś frajera. Na początku myślałem, że będzie się bawić w prostytutkę, ale powiedziała, iż chce go oszukać...

- Jak to powiedziała?! - Warknął niczym demon, a potem usłyszałem szelest płomieni.

- Nie wytrzymałem nerwowo, gdyby nie jej bańka, to najpewniej bym ją zabił, ale mówiła, że ma plan. Uwierzyłem jej, bo w sumie chciałem zobaczyć co wymyśliła....

- Zrobiłeś jej krzywdę? - Jego ton głosu był pełen jadu. Przewróciłem oczami, dla mnie była martwa, w związku z tym nie ruszało mnie jego oburzenie.

- Należało jej się, ale słuchaj dalej. Kiedy on przyszedł to opowiedział jej historie na temat Colin...

- Co?

- Nie przerywaj mi. Jestem pewny. Wspominał, że była dla niego ważna, chciał się oświadczyć, ale ona wyjechała z siostrą i wróciła martwa. Umarła po porodzie, gdyż zaszła, bo była tylko tanią dziwką. Dlaczego torturuję kobiety jej pokroju w akcie zemsty. W tym miejscu rozwijają się dwa tematy. Po pierwsze stał przed Karoliną... The Tormentor of Slut. Jestem tego pew...

- CO?! I TY NIC Z TYM NIE ZROBIŁEŚ?! PRZECIEŻ SLENDER CHCIAŁ GO DOŁĄCZYĆ DO LIGI MORDERCÓW!!! JEGO UMIEJĘTNOŚCI DO TORTUR SĄ PORÓWNYWALNE DO JACK'A - Krzyknął jak opętany, a potem zaczął szybciej i nerwowo oddychać. - Gdzie jesteś? Jadę tam...

- Nie musisz jest już po akcji. - Uspokoiłem go z wyjątkowo znużonym głosem. - On jedynie polał jej nogi i trochę brzuch gorącym woskiem, a następnie potraktował oparzoną skórę papierem ściernym, ale jak powiedziała tak zrobiła, uciekła mu za pomocą swoich mocy. Teraz jest u sąsiadki, śpi.

- Jezus Maria... - Tylko tyle powiedział przed kolejną długą ciszą. Nie wiedziałem czy zdoła cokolwiek powiedzieć, także kontynuowałem.

- Wiesz dobrze, że jej się należało. Odrobinę adrenaliny jej nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie! Zmądrzeje i zrozumie, że świat to nie bajka. Sama się pchała na szeroką wodę to ma...

- Myślisz... że po tym zdarzeniu będzie miała traumę i nie będzie taka wesoła jak zawsze? -Zapytał strasznie cicho, a mnie krew zalała.

- Słuchaj, wiem, że przeżywasz ciężkie chwile i może masz wyrzuty z takiego gwałtownego obrotu sprawy, ale to była jedyna słuszna decyzja! - Trochę się uniosłem, aby doprowadzić zranionego przyjaciela do porządku. - Poza ty... Mówiła, że wróci, jeśli jej się to jakoś uda, to będziesz miał jakikolwiek rozterki moralne, ale teraz bądź zimny.

- Przecież w jej przypadku powrót jest nie możliwy...

- O tym właśnie mówię. - Szybko uciąłem. Teraz jednak zajmijmy się drugą sprawą. - Napiłem się wody z butelki, aby mieć chodź minimalny czas na uporządkowanie swoich myśli. Od dawna nie byłem aż tak stanowczy, ostatni raz, gdy April i Colin zniknęły. Wtedy to ja ogarnąłem poruszony tym faktem lud. Było to tak dawno, ale takich rzeczy się nie zapomina... Zostają i to właśnie one kształtują Nasz charakter. - Karolina mówiła o tym samym, że jej matka umarła w wyniku komplikacji w tym mieści. Może April ukryła ten fakt, że w grobie było jeszcze Twoje dziecko, by tam nie chodziła. Ten gość mówił dokładnie o tym samym, spotkanie z siostrą z dzieckiem na rękach. Poza tym ona jest demonem i...

- Ta sprawa została już wyjaśniona. Myślałem o tym, nawet zmusiłem ich do testów, lecz wyszedł negatywnie.

- Bardzo interesujący zbieg okoliczności. - Przyznałem z wahaniem, ale jednak z delikatną ulgą.

- Myślisz, że wyniki zostały sfałszowane? - Zapytał pusto. Przez chwile nie wiedziałem co powiedzieć. Ta sprawa zdawała się być naprawdę podejrzana. Potem podjąłem decyzję. Nawet jeśli tak było, to lepiej dla Nas, aby podtrzymywać tą wierzę. Już nie chodzi o mnie czy Błękitka. Offender może to przeżyć, a temu chodzącemu trupowi nie potrzeba kolejnych zmartwień.

- Kto by mógł to okantować? To był zwykły szpital. A takie pomyłki się raczej nie zdarzają.

- Może i masz rację. - Po wypowiedzeniu tych słów się rozłączył, a ja ponownie mogłem zając się obserwowaniem drzwi do klatki schodowej.

~Karolina~

- Nie wiedziałam jaki lubisz kolor skarbie, dlatego pozwoliłam sobie wybrać. - Powiedziała Helga, gdy tylko otworzyła drzwi do mojego tymczasowego pokoju. Czująca się potwornie, ale w miarę wyspana ja. Usiadłam po turecku, a następnie spojrzałam na stół, na którym była niebieska oraz zielona farba do włosów oraz cała masa różnych mazideł. - To jeszcze nie wszystko, jeszcze Cię inaczej ubiorę.

- Helga, proszę... Wytłumacz mi o co chodzi...

- Jak to co? - Odrobinę się oburzyła.- Zmienia Twój styl, aby ten gość, a przy okazji ten psychol Ciebie nie rozpoznał. A teraz siadaj tu. - Wskazała na zwykłe drewniane krzesło. - Będą Ci pasować niebiesko - zielone włosy, ale spokojnie nie planuję Ci zrobić Melanie Martinez, jestem byłą fryzjerką, także wiem co robię. - Bez słowa usiadłam. To w sumie nie był taki głupi pomysł. Tylko zastanawiało mnie to, dlaczego kupiła tej farby tak mało, przecież mam strasznie długie włosy, praktycznie do połowy ud... Wtedy ona zaczęła wiązać mi je w warkocz. Momentalnie zrozumiałam jej atencję, a długi warkocz, który upadł na podłogę utwierdził mnie w swoich przekonaniach.

Teraz miały one z dwanaście do piętnastu centymetrów. Czułam się trochę jak w szpitalu psychiatrycznym, gdzie obcinają włosy, aby pacjentka nie mogła próbować się nimi udusić.

- Japierdole! - Ktoś krzyknął, a potem można było usłyszeć donośny trzask drzwiami. - Tej kutas z Edenu znów wygrał! - Do Naszego pokoju wszedł chłopak, który wyglądał na co najmniej dziewiętnaście lat. - Nigdy z tego chorego bloku się nie wyniesiemy, gdy tak dalej pójdzie... - Jego wzrok utkwił na mnie. Spojrzałam w jego oczy bez wyrazu. W tej chwili nic mnie nie interesowało, nawet to, że siedzę w samej bieliźnie przy jakimś typie.

- Też się cieszę, że Cię widzę skarbie. - Rzekła automatycznie Helga, dalej będąc maksymalnie skupioną na farbowaniu.

- Mamo, nie chciałem przeszkadzać, nie wiedziałem, że nadal tu jest...

- Niczym się nie przejmuj, a teraz siadaj i opowiadaj. - Chłopak posłusznie usiadł i spojrzał na swoją matkę.

- Wyobraź sobie, że byłem już na podium, miałem pewne dwadzieścia tysięcy, ale on się pojawił. Nie minęło nawet kilka sekund, a mnie powalił. I tak oto przychodzę z marnym pół tysiąca. Nie mam pojęcie co robi, ale jeszcze nie przegrał żadnej walki.

- O czym mówicie? - Zapytałam z czystej ciekawości.

- O podziemnym mieście walki. Tam ludzie się biją na pieniądze. - Rzuciła od niechcenia kobieta poprawiając ostatni raz duszącą substancję, która teraz spoczywa na moich włosach. - Taylor proszę, otwórz okno.

- Już.

- Chwila, to ja też mogłabym tam walczyć? - Zapytałam z nadzieją. Jestem przecież żmiją. Jeszcze pół roku temu powalałam na kolana starszych ode mnie chłopaków, a teraz, gdy mam te moce, to jestem wprost niepokonana. Wszytko lepsze od wyścigu z takimi psycholami. Znowu wróciły mi siły. Strasznie napaliłam się na ten pomysł, możliwe, że przy okazji poznam jakieś demony. Przecież to łatwa wygrana, dla stworzeń mojego pokroju.

- Pewnie, jeśli Ci życie nie miłe. - Rzucił chłopak wracając na swoje miejsce.

- Możesz mnie tam zaprowa...

- Na razie to się regenerujesz. - Pacnęła mnie w głowę moja wspaniała fryzjerka.

- Au...

Ja serio zrobię wszytko, by wrócił do Błękitka.

Moje życie bez niego, to szara masa, która umrze z powodu braku światła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top