62.| Śpiący Rozdział Razem Z April I Colin Oraz Konsekwencje Zakładu Z Demonem
<Pełna nazwa rozdziału>
62.| Śpiący Rozdział Z Życia Karoliny Razem Z April Fools I Colin z Udziałem Szklistej Duszy Oraz Konsekwencje Zakładu Z Próżnym Demonem
Dzisiaj jest 5 listopada! Czyli druga rocznica istnienia ten opowieści! W związku z tym spiełam się i tak oto powstał ten rozdział!
(rok temu mi się to nie udało)
I jestem zmartwiona tym, że pojawia się rozdział raz na cztery miesiące... Więc postaram się to o połowę skrócić.
Długość: około 6,2 k
Miłej lektury! :3
~*~
Tego dnia, ani w czasie weekendu nie udało mi się porozmawiać z Błękitkiem. Cały czas zmywał z siebie oraz domu i samochodu krew, a ja trzymałam się z daleka, ponieważ nie miałam zamiaru oglądać posoki zwierzęcia. Także siedziałam przy biurku, zmuszając się do czytania obszernego „listu miłosnego” od Harry’ego. Było tam tyle zakazów, przykazów, nakazów i tym podobnych, że aż mnie wszystko bolało na myśl, że będę musiała tego przestrzegać... Nie, nie będę musiała. Jestem Karolina Snake, on nie będzie mi rozkazywać, jesteśmy na tym samym poziomie, on tych gra rolę reprezentacyjną. Nic poza tym, dlatego nie ma podstaw, abym tańczyła według jego dyktanda.
Wieczorem w niedzielę nie miałam pojęcia nawet jak się nazywam, byłam mniej więcej w połowie czytania tej cegły. Jednocześnie byłam zdezorientowana, ponieważ to nie możliwe, aby to napisał z taką dokładnością w ciągu jednego dnia. Musiał wiedzieć o tym dużo wcześniej. Nie miał pewności czy wygra, więc dlaczego? Jestem przekonana, że nie zrobił niczego uczciwego...
Lecz to mogło poczekać do jutra, nie wiele myśląc rzuciłam się na łóżku i szybko Poszłap spać, przytulona w poduszkę.
Wtedy ktoś wszedł do pokoju, osoba martwa z licznymi pęknięciami na ciele, wyglądało niczym zbite lustro. Położyło rękę na głowie dziewczyny, a potem otworzyło szeroko usta oraz oczy, a z nim wydobyła się biała para, która dostała się do ciała śpiącej. Następnie postać niczym fajerwerk wybuchła w pomieszaniu, tym samym skazując się na czekanie aż dym z powrotem wróci do niej.
~*~
Kobieta poprawiała swoje włosy, miała na nich mnóstwo ozdób, przez co jej głowa była ociężała.
- Colin! Kiedy mam występ!? – Warknęła nakładając lakier, ponieważ zauważyła, że jedna z błyskotek się odczepiła.
- Za pół godziny! – Krzyknęła z drugiego pokoju i poprawiła swoje okulary. Dokładnie czytała wszystkie dokumenty, które musiała podpisać lub odrzucić. Robiła to wszystko, gdyż była menadżerem swojej siostry bliźniaczki. Lubiła to co robi, aczkolwiek chciała niedługo odejść, aby zająć się czymś bardziej poważniejszy.
- Jestem taka zestresowana, nie mogę uwierzyć, że po tylu latach go zobaczę. Co więcej! Będziemy razem występować...
- Nie razem... – Pokręciła głową. – Najpierw występie cyrk „Sugar Queen”. Potem my, następnie „Three Days Walc”, a później „Circus of four Brothers „. – Mówiąc to przewróciła oczami i z uśmiechem poklepała siostrę po ramieniu. – Ale później się spotkacie osobiście przy „wesołym wieczorze”.
- Tak... Wiem, wiem, lecz może patrzeć, gdy będę występować.
- Owszem. – Rzekła ciepło. Musiała teraz podkraść się do namiotu ostatniej grupy artystów i grzecznie poprosić ich o zobaczenia show siostry.
~*~
Wtedy otworzyłam oczy, ale nadal widziałam niewyraźne zarysy postaci ze snu. Potem poczułam na swoim brzuchu czują dużą oraz szorstką rękę. Leżałam na boku, a on cały do mnie przylegał, bardzo delikatnie, jakby bał się, że może zrobić mi krzywdę. Cały czas była na niego zła za to wszystko, ale zrobiło mi się cieplej na sercu i zapomniałam o postaciach ze snu. Zamiast tego wzięłam jego dłoń i wtuliłam się do niej, opierając policzkiem. Nadal jestem zła...
~*~
Colin stała przed starym i delikatnie zniszczonym namiotem. Było mało czasu do występu siostry, więc musiała się spieszyć. Zapukała więc w sztywny materiał, następnie go odgarniając. Jej oczom ukazały się cztery postacie. Czerwonowłosy chłopak, który poprawiał cylinder przez lustrem, mężczyzna o szarym kolorze skóry, bawiący się złotymi nićmi, klaun wyglądający jak z filmu czarno – białego oraz on... Obiekt westchnień swojej siostry. Niebieskowłosy błazen, który akurat w tym momencie wyginał się w nieludzki sposób niczym wąż. Ich spojrzenia momentalnie utknęły na niej.
- Możemy Ci w czymś pomóc, laleczko? – Zapytał pierwszy, spojrzał w jej niebieskie oczy, swoimi złotymi. Kobieta wyprostowała się i odpowiedziała.
- Tak. Mam dosyć osobistą sprawę. – Rzekła bardzo poważnie. – Do Ciebie. – Wskazała na mężczyznę, który wracał do normalnej pozycji po rozciąganiu.
- Do mnie? – Zapytał głupio z jeszcze głupszym uśmieszkiem. Na pierwszy rzut oka wydawał się kobiecie, być bardzo głupi, a wręcz prymitywny. Zaczęła się tym samym denerwować.
- Tak. Chciałabym, abyś obejrzał występ. Występ mojej siostry.
- Dlaczego? – Przekrzywił głowę w bok.
- Bo jej na tym zależy.
~*~
Ponownie otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa. Śniła mi się kontynuacja tego snu. Wstałam oraz spojrzałam na Błękitka, leżącego obok mnie.
- Wstawaj... – Znów zapomniałam o czym o czym śmiałam. Szturchnęłam go w ramie. – Musimy porozmawiać. – Westchnęłam ciężko. Ten nie otwierając oczu, wziął moją dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Tak wiem, jestem idiotą. – Powiedział zupełnie normalnie, jakby nie spał, tylko czuwał. Nie muszę wspominać o tym, że byłam w szoku. – Jestem skomplikowany... – Wtedy otworzył oczy. – Chce, abyś mnie zrozumiała. Nie jestem jak inni ludzie... Jest masa powodów... Mojego zachowania, ale to naprawdę... – Nabrał powietrza. -...trudne.
- Pozwól mi siebie zrozumieć...
- Nie mogę...
- Błekitku... – Położyłam się obok niego tak, że nasze twarze, były mniej więcej w odległości około 5 centymetrów. – Pozwól mi siebie zrozumieć.
- Nie mogę, ja sam siebie nie rozumiem.
Postanowiłam go nie męczyć. Także zaczęliśmy gadać o mojej szkole, Błękitek wkręcił się w temat.
- Jestem z Ciebie dumny, w sumie dobrze, że nie pełnisz tej roli reprezentacyjnej, bo wtedy każdy występ wyglądałby jak podczas przemowy. – Cicho się zaśmiał, zakrywając twarz dłonią. Ja natomiast wybuchnęłam śmiechem na to wspomnienie, wręcz wypływają herbatę.
- Wyobrażasz to sobie?! Jest jakieś wykurwiście ważne wydarzenie, przyjechał nawet sam prezydent! A ja wchodzę na scene... I takie... ELO ELO KURWA WITAM!!! JESTEM KAROOL!!! – Oboje zaczęliśmy się śmiać i paradiować sobie nawzajem. To było jedno z lepszych chwil, od ostatnich kilku tygodni, a Błękitek w końcu był radosny. Nie wiem, jak, ale czy to ważne? Jego szczęście jest moim szczęściem. Były tylko nie trwało to krótko.
~*~
- Naprawdę? – Zapytała Sara, gdy siedzieliśmy razem na parapecie na korytarzu.
- Tak, mówię Ci. On musiał maczać palce w tych głosach. Jak by inaczej wiedział jaki będzie wynik? Mówię Ci, on zrobił ogromny spis zasad, których mam przestrzegać, oraz zrobił rozpiskę dosłownie wszystkiego, a sam charakter w jaki było to napisane był skierowany bezpośrednio do mnie!
- Dobra, to nie może być przypadek. – Przyznała. – Nie dawał jeszcze jakiś znaków?
- Niezbyt, ale mocno zmienił swoje nastawienie wobec mnie. Niby jest miły, ale to ze względu na to abym „zrozumiała obowiązujący tutaj system”! – Zrobiła cudzysłów w powietrzu i delikatnie podniosłam głos, aby dodatkowo podkreślić moje zdenerwowanie zaistniałą sytuacją.
- Kiedy się z nim spotykasz?
- Dzisiaj po lekcjach... Punkt 372 – spotkania mamy codziennie w dni robocze, po obowiązkowych lekcjach. – Zacytowałam, próbując emitować głos demona.
- Brzmi to wyjątkowo strasznie. – Zadumała się. – Mam pomysł, porozmawiaj z nim na ten temat....
- Myślisz, że wszystko mi wyśpiewa?
- Kurwa, Karol nie przerywaj mi. – Zamilkłam prawie natychmiast.
- Znam tego typa już jakiś czas i wiem, że jeśli zdobędziesz jego zaufanie, to powie Ci wszystko. Dlatego proszę, bądź miła, a dowiesz się co i jak.
- Eh... Fine... Ale wiedz, że to mi się nie podoba.
- Zaufaj mi.
~*~
Pewny krokiem prowadziła go do głównego namiotu, zaniepokojona spojrzała na zegarek, a następnie odetchnęła z ulgą. Miała jeszcze chwilę czasu, chłopak podążał za nią przy okazji robiąc gwiazdy, przewroty, salta lub inne sztuczki, można nawet powiedzieć, że inaczej się nie przemieszczał. Na Colin nie robiło to żadnego wrażenia, widziała tysiące razy jak jej siostra robi coś podobnego, oceniła jej technikę.
- To tutaj. – Zaprowadziła go na ciemną cześć trybun, gdzie nie było ludzi. Ku jej zdziwieniu, mężczyzna wyprostował się, spoważniał na twarzy i usiadł na swoim miejscu. Położył nogę na nogę, a gestem dłoni poprosił dziewczynę, aby usiadła obok niego. Ona mu kompletnie nie ufała, więc usiadła o jedno miejsce dalej. Ten westchnął ciężko i sam się przysunął bliżej niej, wprawiając tym samym kobietę w dyskomfort.
- Teraz, opowiedz mi... Dlaczego ten Twojej siostrze tak zależy? – Zapytał głębokim głosem, głosem który wywołał u Colin nieprzyjemny dreszcz. Skąd ta nagła zmienia nastawienia oraz tonacji!?
~*~
Wtedy usłyszałam huk, szybko i gwałtownie podniosłam głowę, aby spojrzeć na zdenerwowaną i ile nie wkurwioną nauczycielkę, jej delikatnie czerwona ręką spoczywała na stole. Widać to właśnie nią mnie obudziła.
- Na lekcji się nie śpi, Caroline!
- Jestem „Karolina”...
- Ale to jest język angielski! I wszyscy moją tutaj zmienione imię! A teraz idziesz do odpowiedzi!
- Dlaczego...
- Bo ja tak powiedziałam!
Poszłam do tablicy i coś tam mówiłam. Nie wiem co, jakbym podzieliła się na dwie, jedna odpowiadała, a druga myślała nad snem. Czułam się, jakby była gdzie z boku i wszystko to obserwowała.
Zdałam sobie wtedy sprawdzę, że ten sen będzie trwał... Dopóki go nie skończę. Ciekawość brała nade mną władze, chciałam jak najszybciej opuścić szkole i w spokoju zasnąć, aby obserwować dalej niewyraźny zarys postaci, których tożsamości nie byłam pewna... We śnie widać było każdy detal, natomiast po seansie wszystko się rozmywało. Czy to jest odzwierciedleniem przeszłości? Czy może to jedna wielka symbolika? Te osoby... Eh ich imiona są jak szum, tylko to pamiętam, jakby w akurat tym momencie zepsuło się radio.
Wróciłam na miejsce z dwójką plus, a przez resztę zajęć patrzyłam się tępo w tablice. Myślałam byłam... Gdzieś... Znów odpływałam, miałam wrażenie, że ktoś kładzie ręce na moich oczach i je zamyka...
~*~
- To dość długa i nudna historia. Myślę, że nie byłbyś ją zainteresowany. Poza tym... Nie chcę Ci psuć niespodzianki. – Odpowiedziała poważnie, patrząc w neonowe tęczówki błazna. Zastanawiała się, dlaczego on tak jej namieszał w głowie i co w nim widzi. Intrygował ją również jego wiek. Nie rozumiała pod tym względem swojej siostry, ale nie chciała się wyrywać w coś czego nie rozumie.
- Dobrze więc. – Skupił wzrok na arenie. – Zobaczmy występ tej... Twojej siostry. Jak ma na imię?
- Al... – Zamilkła. Nie mogła mu powiedzieć jej imienia. – April Fools.
- Pytałem o imię, a nie pseudonim artystyczny.
- Wybacz, lecz ona nie chce, aby ktokolwiek wiedział jak się nazywa. Dozwolona jest tylko pseudonim. Noo... Chyba, że ona sama Ci powie.
- Dlaczego się tak nazwała?
- Nie wiem. – Wzruszyła ramiona, a następnie powiedziała prawie bez dźwięcznie. – Ponieważ poznała Cię pierwszego kwietnia.
~*~
- Karolina! Już dzwonek! – Otworzyłam oczy, a wtedy zobaczyłam stojącego nade mną Nicolasa.
- JAKIM KURWA PRAWEM ŚMIESZ MNIE BUDZIĆ!?
- Już dzwonek? Powinnaś mi dziękować, nie chciałem Cię budzić po angielskim, więc przeniosłem Ci na korytarz. – Po jego słowach zrobiło mi się głupio.
- Eh dobra dobra. – Podał mi ręce, aby mogła wstać z ziemi. Oparłam się później o niego i ze smutkiem wchodząc do Sali powiedziałam. – Muszę do kończyć sen.
- Już go nie skończyć, wstałaś.
- Właśnie problem polega na tym, że on się kontynuuje, za każdym razem kiedy zasnę lub przysnę. Dlatego chcę go dokończyć. – Usiedliśmy na końcu Sali, aby nie było można nas zobaczyć.
- Brzmi super. A o czym jest?
- Jest o cyrku... – Mówiąc to zdałam sobie sprawę jak bardzo głupio to brzmi.
- Brr, nienawidzę cyrków. – Przeszedł go dreszcz, spojrzałam mu oczy.
- Czemu?
- Boję się klaunów. – Wyszeptał bardzo cicho. Ja natomiast się delikatnie uśmiechnęłam, ponieważ on dobrze dogadywał się z Błękitkiem, a przecież on jest błaznem, a nasze pierwsze spojrzenia spotkały się w namiocie cyrkowym.
- Bardzo byłbyś w szoku, gdybyś się dowiedział, że jednego znasz? – Zapytałam z bardzo wrednym uśmiechem.
- Co? – Jego źrenice się zmniejszyły. – Nie mów, że ty...
- Nie! – Poleciały mi łzy ze śmiechu, jego reakcja była taka cudowna, ten strach jest na wagę złota. – Ja nie, ale „Cane” tak.
- Bez jaj. I co? Rzuca talerzami jak chodzi po domu?
- Nie, talerzami nie... Ale mną owsze... – Nie zdążyłam dokończyć historii, w której nie jednokrotnie chłopacy rzucali mną i sobą po domu. On mi przerwał.
- Nie chce znać szczegółów Twojego życia seksualnego, a szczególnie życia seksualnego Twojego z klaunem. Co jeszcze?! Fapiesz do filmu „TO”?! –Rzekł z wyrzutem.
Umierałam tam wewnętrznie, ze wstydu. Czemu ludzie /stwory są tak przewrażliwione na tym punkcie? Ah no tak, ponieważ osoby w moim wieku moją już wnuki.
- Zajebie Cię za to, szmato. – Wykrzesałam z siebie bardzo piskliwym głosem. Najgorsze jest to, że moje prawie siedemnastoletny umysł, zaczął wyobrażać sobie cuda nie widy, przez co moja buzia przez pół lekcji była czerwona. Przez moją głowę przylatywały obrazy Candy’ego Pieprzonej Perfekcja Pop’a. I teraz pytanie... To miłość? Czy pożądanie. Niedługo będę musiała zmienić szkołę, na szkołę Offendera. – Będę ZAJEBISTYM gwałcicielem.
- Co?! – Rzekł zdezorientowany Nico.
- Zignoruj to.
- Nie.
- Tak, albo zabiorę Ci okulary i w końcu osiągniesz dojrzałość.
- Dobra, nie było tematu
Po tych słowach położyłam się na ławce...
~*~
- POWITAJCIE GROMKIMI BRAWAMI NASZĄ WSPANIAŁĄ... APRIL FOOLS!!! – Powiedział ktoś za mikrofonem, a wtedy weszła ona. Różowa / damska wersja błazna siedzącego obok Colin. Chłopak wpatrywał się w nią ze skupieniem, a potem powiedział z nutą goryczy.
- To ma być moja parodia? – Zmarszczył brwi, a kobiecie na chwilę stanęło serce. – To ma mnie ośmieszyć?
- Nie! Nie, w żadnym wypadku! – Krzyknęła pod wpływem impulsu. – Ona się Tobą inspiruję! Chciała wręcz Ci zaimponować! – Obróciła się o 90 stopni w jego kierunku. – Co poradzę, że Ciebie uwielbia? – Zapytała z nutą smutku, chłopak na ten widok i słowa delikatnie złagodził rysy twarzy.
- No dobrze, już dobrze. Zaufam Ci, ale wiedz, że nie pochwalam kopiowania czyjegoś stylu. Nawet w takich sprawach. Dużo bardziej imponuję mi własny styl, poza tym... Widać jak bardzo jej włosy cierpią pod kurtyną farby oraz tych ozdób. – Zakrył usta dłonią, jakby był przejęty losami akrobatki. Wtedy cała teoria Colin o prymitywnym klaunie pękła jak bańka mydlana. Bił od niego profesjonalizm, ale i wyższość. Przerażająca. Jak morderca. Pomyślała, a jej wzrok utkwił na siostrze.
~*~
- Na następną lekcje przygotujcie notatkę z dzisiajszej lekcji. – Rzekła nauczycielka. Gdzie ja jestem? Który mamy rok? Na szczęście mam Nico... Który również spał.
- Fuck.
Gdy tylko opuściłam sale, to usiadłam na ławce obok wilka i oparta o jego ramię i zasnęłam.
~*~
W czasie trwania spektaklu, oboje siedzieli w absolutnym milczeniu. Chłopak bacznie obserwował każdy ruch April, każde salto, wygięcie czy sztuczka była przez jego monitorowana. Od czasu do czasu pomrukiwał lub cmokał, zakrywał usta dłonią i syczał, gdy ona wykonywała lądowania. Dla Colin było to dość niecodzienne zachowanie, dlatego co i raz odwracała wzrok od siostry, aby przyjrzeć się skupionej mimice niebieskowłosego. Kiedy przestawienie dobiegło końca, główny namiot zaczął się trząść od oklasków, ale on ani drgnął. Zaniepokoiło to kobietę.
- I jak? – Zapytał cała zdenerwowana. Wtedy na arenę przybyli kolejny artyści, ale nie musieli tego oglądać.
- Eh... – Westchnął ciężko i spojrzał w głąb jej oczu. – Nie jest zła, ale popełnia drobne oraz głupie błędy, nie ugina kolan, ma złe ułożenie dłoni w czasie lądowania, mogłabym w ten sposób złamać ręk...
- To może być ją nauczył? – Wypaliła szybko oraz trochę za bardzo entuzjastycznie. Chłopak szczerze się uśmiechnął.
- Jasne! – Zgodził się prawie od razu, a w jego oczach tańczyli iskry rozbawienia jak i mroku. – Tylko by musiała pojechać ze mną i moim zespołem... – Dodał bardziej tajemniczo. – A teraz wybacz, ale zaraz moja kolej. – Wstał z krzesła i poszedł zostawiając Colin sama z burzą myśli. Wyobrażała sobie jak jej o wszystkim opowie, jak April pojedzie razem z nimi, natomiast ona znajdzie poważniejszą pracę i zostanie szanowanym menadżerem. Nie czekając długo, wstała i pobiegła do swojego namiotu.
~*~
- Wstawaj. – Poczułam szturchniecie.
- Nicoo, nigdy tego cholernego snu nie skończę. – Przetarłam oczy, a potem wstałam.
- Kiedyś Ci się to uda.
- Cudowne pocieszenie, ale teraz biologia, więc znów mogę przespać lekcje. – Jak pomyślałam, tak też zrobił...
- Owszem, ale najpierw kartkówka.
- Kurwa! Naprawdę!?
- Yup.
- Zabijecie mnie!
~*~
- Jak mi poszło? – Zapytała April, łapczywie pijąc wodę, ten występ był dla niej niezwykle męczący.
- Zapytaj swojego przyszłego kochanka. – Rzekła dokuczliwie, lecz ona nie wróciła na to uwagi.
- Widział mnie?! – Wręcz krzyknęła, zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu, jej zachowanie niezwykle bawiło Colin.
- Zgadnij, dzięki komu? – Wskazała na siebie i uśmiechnęła się dumnie.
- Rozmawiałaś z nim?! – Chwyciła za swoje włosy.
- Owszem. Jest dosyć... – Zamyśliła się. – Specyficzny. Co więcej... – Szykowała się na najlepsze. – Powiedział, że robisz głupie błędy i może Cię ich oduczyć. – Na te słowa April zaczęła szybciej oddychać, a wtedy jak proca wyskoczyła z namiotu. Kobieta westchnęła, ona miała w sobie za dużo adrenaliny, także poszła pobiegać jak opętana, aby się uspokoić. Później spojrzała na zegarek. Za chwilę miał odbyć się ostatni występ. Koniecznie musiała go zobaczyć, aby dowiedzieć się co takiego zawładnęło nastoletnim sercem swojej siostry, kilka lat temu.
W między czasie, gdy czekała na April, zrobiła sobie swoją ulubioną herbatę i spoglądała na propozycje pracy. Kiedy skończyła pić, to różowowłosa pojawiła się w drzwiach. Colin spojrzała na zegarek, a następnie odłożyła kubek.
- Chodź, zaraz się zacznie ich występ. – Złapała siostrę za rękę i zaprowadziła w to samo miejsce, w którym była zaledwie godzinę temu. Na samej górze, praktycznie przy samym dachu.
Występ się zaczął. Na początku wszedł czerwonowłosy, to on pełnił funkcję dowodzącą, co chwilę komentował i mówił o kolejnych wyczynach swoich kompanów. Najpierw występował „Laughing Jack”, który przedstawił kilka magicznych sztuczek, między innymi związane one były z czarowaniem cukierków, gdy skończył rzucił je wszystkie w tłum ku uciesze dzieci. Według Colin było to urocze, lecz April w ogóle nie była tym zainteresowana. Po nim pojawił się szaroskóry, wykonał on taniec razem ze swoją marionetkom, którą on sam sterował.
- Niesamowite. – Westchnęła niebieskooka, a potem usłyszała ziewniecie siostry. Poirytowana dźgnęła ją łokciem w bok, co przyczyniło się to jęknięcia z bólu oraz piorunującego spojrzenia.
Wreszcie pojawił się on, April jakby zapomniała o bólu, a jej oczy skupiony były w jednym punkcie, jej reakcja sprawiła, że Colin zaczęła się śmiać. Tak bardzo tego nie rozumiała. Może dlatego, że nigdy się nie zakochała?
Niebieskowłosy stanął na środku, a potem swoim głębokim głosem – bez użycia mikrofonu – powiedział.
- Do mojej pierwszej sztuczki potrzebuję ochotnika.
~*~
Obudziłam się znów przed głupi dzwonek.
- Japierdole... W punkcie kulminacyjnym... – Mruknęłam cicho. – W jebanym, najciekawszym momencie.
- Czy ty czasami nie udajesz? Bo odsypiasz noc? – Zapytał z powagą.
- Nie... – Przeciągnęłam się. – Może trochę, ale nie kłamie. W każdym razie w końcu koniec lecji...
- Masz jeszcze zebranie z Harrym. – Przypomniał mi tą okropną rzecz, do której jestem zmuszona.
- Nicooo pójdziesz za mnie?
- Uwielbiam Cię, ale spiedalaj.
~*~
- Uskuteczniamy wagary? – Zapytałam Sary. Kończyłam co prawda lekcje, lecz ja mam zebranie, na które kurewsko nie chce iść.
- Nom.
- Nie. – Ktoś mnie przytulił od tyłu. Poczułam zapach siarki i polonu. Onie...
- Harry, do cholery puść mnie. – Zaczęłam się wiercić.
- Nie, mamy zebranie. A ty Saro, proszę na lekcje. – Powiedział głębokim głosem. Ta spojrzała na niego jak na ogra z bagien, pokazała mu fuck’a i odeszła. Mam na nią zdecydowanie zły wpływ...
- Puść mnie.
- Uciekniesz mi.
- Nie prawda!
- Prawda!
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo masz skrzyżowane palce!
- Jakim cudem?! Mam je w kieszeni!
- Mojej kieszeni...
- Serio?! Nie pierdol. – Powiedziałem szybko i spojrzałam za siebie. – Lol, faktycznie. – Jestem idiotką. Czemu moje IQ jest na poziomie deski klozetowej? Szybko wyciągnęłam ręce z jego kieszeni.
- Mogłaś je tam zostawić...
- Milcz głupcze, inaczej Cię zniszczę.
~*~
- To o czym dzisiaj będzie? – Zapytałam siedzą przy moim biurku, który na całe szczęście nie był już w brokacie.
- Przeczytałaś zasady?
- Jakim cudem ty je zapisałeś w jeden dzień?
- To było oczywistym, że wygram.
- Nie, to nie było oczywiste. Lotriver, śmiem twierdzić, że oszukiwałeś.
- Śmiesz dobrze.
- Widziałam. Chwila... Co. Czy Ty właśnie się dobrowolnie to tego przyznałeś?
- Owszem?
- Dobra, jakie masz wobec tego intencje? – Byłam tym wszystkim tak bardzo zaskoczona, że mogłam tylko siedzieć i obserwować jego szpetny ryj.
- Otóż, bardzo mi zależało na tym, abyśmy razem współpracowali, stałaś się bardzo popularna, lecz po tym jak pierwszego dnia Cię ośmieszyłem, to nie miałem na co liczyć, więc musiałem to tak rozegrać. Czy tego chcesz czy nie, jesteś ze mną związana. To kwestia pierwsza, druga brzmi następująco. Twoja kuzynka przegrała ze mną zakład, myślała że konsekwencja przegranej na nią nie spadnie w związku z krótkim pobytem, lecz się myli. Opcje są trzy: Ty mi ją przyprowadzisz. Wykonasz to za nią. Lub odpokutujesz w inny, ale równy sposób. – Spojrzał mi głęboko w oczy, a następnie swoje zmrużył. Wyprostował się oraz splótł swoje palce w oczekiwaniu na moje słowa. Ja miałam w głowie jedną wielką pustkę.
- Istnieją telefony „międzywymiarowe”? – Zapytałam po dłuższej chwili.
- Owszem...
- Daj mi go na chwilę.
- Dlacz...
- Muszę do niej zadzwonić. – Zmarszczyłam brwi w złości. Moja cierpliwość do tego demona powoli się kończyła.
- Masz 20 minut. – Mówiąc to podał mi swój telefon, potem jak proca pobiegłam w stronę drzwi. Udałam się za budynek, aby absolutnie nikt nie mógł mnie usłyszeć. Potem wyjęłam swoją komórkę, którą dzisiaj wyjątkowo wzięłam i spisałam z niej numer, następnie wybrałam wymiar oraz kraj, a po chwili nacisnęłam zielony przycisk.
- Zackary Nicodem Williams, słucham. – Odsunęłam telefon, aby nie zacząć się drzęć.
- Bez kitu, serio tak się witasz? Już prawie zapomniałam, jakie masz beznadziejne drugie imię. – Powiedziałam, starać się zachować spokój. Przez niego cała para ze mnie opadła.
- Karol...? Czego chcesz?! Pracuję... I takim cudem do mnie dzwonisz?! Jestem cholernie zajęty!
- Tak to ja. Muszę Cię o coś zapytać. Dzwonię z telefonu... Znajomego. Co mnie to obchodzi, ja również jestem zajęta. – Usłyszałam jak ciężko wzdycha. A potem czyjś głos.
- MASZ JUŻ RAPORT Z DELEGACJI Z CHIN?! JEST TO NA JUTRO!!!
- JEST NA JUTRO, TO BĘDZIE NA JUTRO! SKLEJ PIZDE! – Ogłuchłam. Oficjalnie przez jego krzyk straciłam słuch. Lecz chwila... Delegacja z Chin? – Karuś, mów szybko czego potrzebujesz, bo Twój chłopak jest zajęty. – Użył przesłodzonego tonu, nie wiedzieć czemu mi się to spodobało. Jednego dnia nie chce go znać, drugiego chce go przytulić i nie puszczać eh... Jestem bezsensu. I pieprzyć, że to nie poprawnie gramatycznie. Jestem bezsensu.
- Otóż Candy’usiu... Harry męczy mnie o jakimś zakład, który z nim zawarłeś. – Powiedziałam, również słodkim tonem, który był z kolei pomieszany z niecierpliwością.
- Co.
- Tłumacz mi się w tej chwili!
- Taa założyłem się z tym, aby dostać jego upokarzające zdjęcia... Lecz ponieważ nie przyszedłem do szkoły ostatniego dnia, to automatycznie przegrałem, a czego on chce?
- Abyś przeszedł do niego i zrobił swoją część zakładu...
- Po moim trupie! Nie zamierzam zmieniać się ponownie w kobietę, tylko dlatego aby pieprzyć się z jakimś marnym demonem! – Krzyknął stanowczo, a ja momentalnie zbladłam. A więc to miał na myśli, nie wyłapałam podtekstu...
- To w takim razie ja będę musiała to zrobić...
- CO?! – Musiałam odsunąć telefon od swojego ucha. – Nie waż mi się!!!
- Spokojnie... Jest też trzecia opcja którą... Jest lepsza, ale również nie za ciekawa.
- Jaka?
- Będę musiała to odpokutować. – Westchnęłam bardzo ciężko. Przez chwilę między nami panowała cisza.
- Przepraszam... – Usłyszałam po drugiej stronie. Byłam w wielkim szoku, jeszcze nigdy mnie nie przeprosi, a przynajmniej tego nie pamiętam. – Teraz przeze mnie będziesz cierpieć... A może ja bym jednak...
- Nie, nie pozwolę aby ktokolwiek oprócz mnie Ciebie dotykał. – Warknęłam do telefonu. Znowu nastała cisza. Miałam przeczucie, że już więcej nie powie. Poza tym... Powoli kończy mi się czas. – Muszę już iść. Do wieczora, kocham Cię. – I się rozłączyłam. W trakcie powrotu usunęłam z historii numer Błękitka, aby przypadkiem ten nędzny demon nie mógł odkryć kim tak naprawdę jest Cane.
Wróciłam na miejsce obok Harry’ego. Oddałam mu urządzenie.
- I? – Zapytał, gdy chował przedmiot do kieszeni.
- To prawda co mówiłeś, lecz ona nie może przyjechać, nawet tego nie chce. Dlatego wybieram trzecią opcje... – Schowałam twarz w dłoniach, nie miałam pojęcia czego on ode mnie chce.
- Ja nigdy nie kłamie droga Karolino. Lepiej to zapamiętam. I cieszę się, że to wybrałaś, ta opcja jest dla mnie najkorzystniejsza.
- Ale to nie na być nic ciężkiego! Inaczej... Inaczej powiem o sfałszowanu głosów! – Rzekłam gniewie patrząc na niego spad łba, lecz ten się tylko zaśmiał.
- A jak myślisz...? Kto mi na to pozwolił? – To po mnie. Moja ostatnia deska ratunku okazała się być bezużyteczna.
- A więc? Co mam zrobić? – Mówiłam bardzo cicho, gdyż cała moja siła wewnętrzna była na niskim poziomie.
- Jestem jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole, Ty natomiast jesteś jedną z najpopularniejszych dziewcząt. Razem będziemy na szczycie tej piramidy bez możliwości detronizacji!
- Do rzeczy Lotriver. – Przewróciłam ze znużeniem oczami.
- Od dziś będziesz moją dziewczyną. – Uśmiechał się wrednie, a ja buforowałam dane.
Ładujące się kółeczko kręciło nad moją głową, lecz i tak wyskoczył błąd.
- Co.
- To oczywiste. Cała szkoła będzie huczeć, gdy się dowiedzą. Tym samym staniemy się niepokonani.
- Nie zgadzam się! Liberów veto! Spierdalaj! – Zaczęłam krzyczeć i tupać ze złości. To mi się tam bardzo nie podobało, że miałam ochotę drapać ściany.
- Nie masz wyboru ja tu rządze, a Ty zrobisz to co Ci powiem. Zakładu z demonem nie da się obejść. – Miał zwycięską pozę. – Lecz spokojnie, będziemy się rozstawać i wracać do siebie... W ten sposób będzie jeszcze więcej szumu. – On po prostu był w swoim własnym świecie. Miałam związane ręce, nic, ale to kompletnie nic nie mogłam zrobić.
- Dobra... Zgadzam się... – Rzekłam nie chętnie. – To o co mam robić?
- Ty mi powiedz. W końcu to ty jesteś w „prawdziwy związku”. – Zaakcentował dwa ostatnie słowa w takim sposób, że miałam ochotę go zabić. Robił to specjalnie, sprawianie mi bólu go bawi.
- Całowanie, tulenie się, kłótnie itp. – Wzruszyłam ramionami.
- No właśnie. – Powiedział jakby to było oczywiste. – Będzie super, jeśli jutro na dużej przerwie staniemy w holu, gdzie jest najwięcej uczniów i to właśnie wtedy się pocałuje...
- NIE! – Krzyknęłam przerywając mu w pół słowa. – Nie ma takiej opcji! Nie! Nie! Nie!
- Musisz.
- Ale ja nie chcę! To zdrada!
- Musisz.
- W życiu tego nie zrobię!
- Trzeba było pilnował kuzynki. – Wzruszył ramionami. Niewątpliwie ta sytuacja go wyjątkowo bawiła. Nagle i wręcz nie spodziewanie, ujął w dwa palce moją brodę, zmuszając tym samym do spojrzenia mu w oczy. Jego złe, zielone oczy. – Możesz zacząć się mnie bać, żmijo. – Rzekł oschle. – A to dopiero początek... – Przybliżył się jeszcze bardziej i złożył na moich ustach szybko i delikatny pocałunek. Miałam ochotę wymiotować i chciałam zdezynfekować usta ogniem oraz papierem ściernym. – Jeśli jutro nie wykonasz mojego polecenia, to gorzko tego pożałujesz. – Odrzekł jadowicie, po czym mnie puścił. Natomiast ja wstałam i wyszłam stamtąd z impetem zamykając za sobą drzwi.
Potem usłyszałam dzwonek, także pobiegłam w stronę Sali Sary. Gdy ją zobaczyłam, to pierwsze co zrobiłam to wtuliłam się do niej, a potem zaczęłam cicho płakać. Ta zaniepokojona moim zachowaniem również mnie przytuliła, a swoją różową dłonią zaczęła mnie gładzić po głowie. Po dłużej chwili stania tak bez słowa, w końcu odważyłam się opowiedzieć co wydarzyło się za drzwiami Naszego gabinetu. Szłyśmy w stronę wyjścia, ona nie odważyła się mi przerywać. W skupieniu wysłuchiwała mojej opowieści. Po skończeniu mojej historii, ona westchnęła i ponownie mnie przytuliła.
- Nie spodziewałam się takiego zagrania z jego strony.
- Ja również. – Pociągnęłam nosem. – Co ja teraz powiem mojemu chłopakowi? Zdrada jest okropna!
- Tak wiem, wiem... Najlepiej nic mu nie mów. – Ale mówimy o Błekitku, który na nie szczęście nie jest idiotą. Od razu to wyczuję, a wtedy zrobi to samo co z Willem oraz dyrektorem. A ja tego z całego serca nie chce, ponieważ wtedy nie sobą. Wydaje się być bezwzględną bestią, której się boję. – W gruncie rzeczy to tylko aktorstwo. – Odsunęłam się od niej i spojrzałam na nią z zainteresowaniem. – Aktorzy też odgrywają jakieś rolę, których nie chcą, lecz wtedy są inną osobę. Grają i są kimś innym. Rozumiesz mnie? – Pokiwałam głową na znak zgody. – Radzę Ci się tym nie przejmować, lepiej zajmij się tym podejrzanym snem... Nico mi o tym opowiadał na przerwie. To może być coś ważnego...
- Wiesz może coś o tym? – Zapytałam jeszcze bardziej zaciekawiona.
- Obiło mi się o uszy, ale nie jestem chodzącą Wikipedią. Jak chcesz to mogę Ci wyszukać informację na ten temat.
- Byłabym wdzięczna... – Wyszeptałam z gwiazdami w oczach. Uwielbiam tego ducha, zawsze wskaże mi właściwą drogę w tym labiryncie. – Jesteś moją nicią Ariandy.
- Czym? – Przekrzywiła głowę w bok.
- Jutro przyniosę Ci tą mitologie. – Przewróciłam oczami. – A teraz muszę lecieć. Pa Sar!
- Trzymaj się, młoda! – Skąd ona może wiedzieć czy jestem starsza czy młodsza...?
~*~
- Marco! – Zawołałam wampira kiedy wróciłam do domu. Widziałam, że Błekitka i Anki nie będzie, ponieważ pracują, więc został mi on.
- W salonie! – Odkrzyknął. Szybko się przebrałam z ciepłych rzeczy, a potem wolnym krokiem ruszyłam do tym razem tropikalnego wystroju pomieszczenia. Usiadłam obok chłopaka, który trzymał laptop niebieskowłosego.
- Co robisz? – Podejrzałam mu zza ramienia.
- Szukam stroju na Halloween. Wiem, że to dopiero za miesiąc, ale wiesz jak te poczty działała...
- Niewątpliwie. Nie wiedziałam, że wampiry świętują...
- Wypraszam sobie. To wielkie święto w śród „potworów”. Jak myślisz, kto podsunął pomysł ludziom?
- Ty?
- Kurwa, chciałbym, lecz nie. To był jakim random z pośród wilkołaków. – Przewrócił oczami.
- Dobra, dobra... To czego szukasz?
- Jakiegoś wytwornego żakiet, albo fraka i butów z czerwoną podeszwą... I inne cuda wianki.
- Nie przebieracie się za inne potwory? – Zapytałam delikatnie zmieszana tym, że chce wybrać coś niezwykle eleganckiego.
- Po chuj, skoro już niby jesteśmy? Poza tym, jak już wspomniałem to dosyć ważne święto, a takie coś mogłoby być tylko obrażą.
- No w sumie... Chwila, czy to znaczy, że ja też będę brała w tym udział?
- Pewnie. W szkole na stówę będziecie mieli uroczysty bal z obowiązkowym, tradycyjnym tańcem towarzyskiem. – Delikatnie się uśmiechnął patrząc na stroje, natomiast mnie zrobiło się słabo na myśl, że najprawdopodobniej będę musiała tańczyć z tym potworem, którego imienia nie zamierzam wmawiać, jako obrazę będę używać tylko jego nazwiska.
- Cool. – Westchnęłam. – Naprawdę to obowiązkowe?
- Oczywiście, za nie uczczenie tego dnia grozi cały rok nawiedzeń przez opętane duszę. – Powiedział śmiertelnie poważnie, aż przeszedł mnie zimny dreszcz.
- „Opętane Duszę”?
- Tak... To święto polega na tym, że opętane duszę przez przeszłość, odzyskują świadomość. Budzą się ze swojego świata cierpienia. Jeśli bliscy zrobią wszystko to moją zrobić, to ich ciężar zmniejszy się w cierpieniu kolejnego roku, natomiast jeśli oni będą ich ignorować, to dodają sobie sami cierpień po śmierci. Plus nawiedzenia, czyli niepowodzenia i tym podobne. – Wytłumaczył mi, lecz miałam w głowie tysiące pytań, ponieważ nie do końca rozumiałam.
- Przecież duchy i wampir są nieśmiertelne, więc jak...?
- Nikt nie jest nieśmiertelny... Możesz umrzeć w każdej chwili. Jesteś demonem, więc jeśli nie będziesz miała swojego żywiciela to zapadniesz w śpiączkę, prawda?
- No tak...
- Niestety, jeśli będziesz w niej zbyt długo to już się nie wybudzisz, ponieważ narząd odpowiedzialny za pobieranie energii... Że tak to ujmę straci energię, a Ty umrzesz. Tak samo jest z wypadkami. To, że jesteś bardziej odporna, nie sprawia, że przeżyjesz posiekane na drobne kawałki. To logicznie nie możliwe. Twoja długość życia jest nie ograniczona, ale od Ciebie zależy czy tego chcesz czy nie. – Wzruszyłem ramionami. – W przypadku duchów jest podobnie, również muszą o siebie dbać. Inaczej zostaną pokruszone niczym lustro.
- Ale Błękitek mówił...
- Ten idiota mówi dużo rzeczy, a sam uważa się za Boga tego świata, który może wszystko. – Przewrócił oczami. – Nie chce się wywyższać, ale jestem od niego dwadzieścia razy starszy, więc wbrew pozorom przeżyłem wiele.
- Dwadzieścia razy... To 85 razy 2 to 170 i to razy 0 to 0. – Szybko obliczyłam, ale coś mi nie pykło.
- Spoko, ja też nie rozumiem tego czegoś. – Przybiliśmy żółwika.
- Masakra... O tylu rzeczach nie wiem, że to mnie zaczyna przerażać...
- Jesteś w tym świecie nowa, więc masz do tego pełne prawo. – Rzekł ze znużeniem. – Na tym allegro nie mogę nic znaleźć.
- Może przejdź się do galerii?
- Nie chce mi się... – Rozłożył się na sofie. Stwierdziłam, że nie będę mu przeszkadzać, także udawałam się do pokoju, aby w końcu skończyć ten sen, lecz przed tym przygotowałam sobie na stoliku obok łóżka, mały zeszyt i ołówek, po to, by od razu na świeżo napisać wygląd i imiona postaci zanim je zapomnę.
~*~
- Ty będziesz idealna. Moja sobowturko oraz konkurentko. April Fools. – Wskazał na różowowłosą.
Colin nie miała pojęcia co on kombinuje, ale wiedziała, że zakończy się to jednym wielkim zawałem siostry. Zostało tylko planowanie różowego pogrzebu. Kobieta wstała i z prędkością światła przebiegła schody w dół, a następnie wyskoczyła na scenę. Skąd w niej tyle energii? April cała się trzęsła, kiedy podawała mężczyźnie dłoń na powitanie, lecz on wtedy się skłonił, ujął jej dłoń, po czym delikatnie ją pocałował, sprawiać, że kobieta słyszała tylko walenie swojego serca.
- Mrał. – Odrzekł na to Colin z szeroko otwartymi oczami.
Show się zaczęło, cała czerwona April latała razem ze swoją nastoletnią miłością. Colin jeszcze nigdy nie widziała lepszego występu, oboje idealnie się dopełniali co sprawiło, że byli doskonałym duetem, który stworzył coś na wzór arcydzieła.
Na koniec, oni stanęli na środku sceny, trzymając się za ręce, spojrzeli na tłum, a potem niczym odbicie jednego od drugiego ukłonili się. Niebieskooka zaczęła głośno gwiazdać i klaskać, lecz tylko przez chwilę, ponieważ musiała jak najszybciej z biec na dół, aby zobaczyć jak reagują na siebie dwójka artystów i czy może zostawić ją pod opieką nowej grupy.
Spotkała ich na dworze, razem ze sobą zaciekle rozmawiali, także nie zamierzała im przeszkadzać. Ten widok był miodem na jej serce. Wróciła do swojego namiotu, postanowiła odpuścić sobie „wesoły wieczór”, aby obejrzeć nowe oferty pracy, bardzo jej na tym zależało, a sporo siostra osiągnęła to, czego pragnęła, to czemu nie miała by zrobić tego samego?
Muzyka trząsła delikatnym materiałem, lecz to nie przeszkadzało zamyślonej dziewczynie z marzeniami.
Które nigdy się miały okazji się spełnić, ponieważ wybrała śmierć.
- Colin? – Wróciła się do niej siostra, dnia kolejnego. – Chce z nimi pojechać i do nich dołączyć.
- To super, zawsze o tym marzyłaś. – Uśmiechnęła się szczerze, a potem spojrzała na chłopaków, którzy stali przy zniszczonej furgonetce, nie mieli już dziwnych strojów na sobie, przez co wyglądali bardziej korzystanie.
- Tak, ale nie dam rady bez Ciebie.
- Słucham?
- Candy mnie to tego przekonał. Mówił, że masz duże umiejętności i z Tobą wszystkie drzwi są otwarte. Więc.. Pojedziesz ze mną? Będziemy największą grupą cyrkową w kraju! A ty Naszą menadżerką! To jak?
To jak Colin?
Wybierzesz śmierć i chaos?
Czy życie i spokój?
Kobieta spojrzała jeszcze raz na sympatycznie wyglądające twarze morderców, oraz na swoją siostrę, która w przeszłości zostanie zawładnięta szaleńczym wirem zemsty o ile nie wybierze właściwej opcji.
- Na dobrze jadę z Wami. – Przewróciła oczami, a potem wsiadła do starego samochodu. - Wybieram śmierć i chaos.
~*~
Wtedy z oczu oraz ust Karoliny wyleciał ten sam biały dym, który wrócił do postaci. Miała ona w sobie wspomnienia, przez równe 24 godziny. Nie mogła ich mieć dłużej, dlatego tak często zasypiała.
~*~
Obudziłam się, szybko się zerwałam i zapisałam:
„Niska kobieta, różowe włosy, sobowtór, kwieciste imię. Bliźniaczki. Menadżer. Cyrk. Dołączenie. Jason, Jack, Puppet, Candy.”
Potem wszystko mi wyleciało z głowy, żadnych rozmytych postaci, szumu zamiast imion. Nic. Jakbym w ogóle o niczym nie śniła. To było przeważające, ale jak widać takie były konsekwencje tego czegoś.
Spojrzałam na zegarek i ku mojemu zdziwieniu spałam zaledwie dwie i pół godziny, czyli jest 17. W takim razie Błękitek musi już być, a ja muszę go koniecznie zapytać o to wszystko i mam nadzieję, że mi opowie. Także wyszłam z łóżka, a potem rozpoczęłam poszukiwania, lecz w całym domu go nie było – gdyż nigdy nie może być prosto. Jednakże jego buty były na przedpokoju, więc jest. A jedynym pomieszczeniem, którego nie sprawdziłam, oprócz strychu to jego gabinet. Także udałam się pod tajemnicze drzwi, chciałam zapukać, lecz gdy to zrobiłam nie usłyszałam żadnego dźwięku.
- Yey? Będę się włamywać. – Spojrzałam na urządzenie z cyferkami, to był zamek na szyfr, ponieważ zwykle zabezpieczenia wyszły już dawno w mody. Szczęść cyfr... Albo sześcioliterowe słowo, bo po dłuższej chwili zorientowałam się, że pod cyferkami są również literki. Hmm... Po dłużej chwili namysłu wpisałam losowe cyfry, które ku mojemu zdziwieniu okazały się być prawidłowe.
- Powinnam się zastanowić nad zawodem włamywacza. – Powiedziałam, a potem spojrzałam na siedzącego przy biureczku Błękitka, który w skupieniu coś pisał. Byłam zaskoczona tym, że mnie nie zauważył, ale później zorientowałam się, że ma słuchawki na uszach. Korzystając z tego, przyjrzałam się pomieszczeniu, który intrygował mnie od prawie miesiąca.
Był to mały pokój, jego boczne ściany były całkowicie zakryte bibliotekami z różnymi książkami, ale i również papierami, a gdzieniegdzie ustawione na półkach ramki ze zdjęciami. Na przeciwko drzwi, było dużych rozmiarów biurko, które zostało delikatnie zniszczone, waliła się na nim masa papierów. Cały pokój utrzymał się w jasnych kolorach, półki i biurko miało orzechowy kolor drewna, podłoga pokryta jasno niebieskim dywanem, a każdy inny kawałek ściany, który nie był zasłonięty meblami, miał powieszone dyplomy oraz zdjęcia.
Akurat takiego stanu się nie spodziewałam, myślałam że to będzie sala tortur, albo coś w tym guście, sala Drakuli, ale to normalnie wyglądający pokój. Czemu zatem on nie chciał, abym to wchodziła?
W ten moje spojrzenie utkwiło na zdjęciu, które było dalikatnie podrapane z podpisem 1997. Były na nim jacyś mężczyźni, zauważyłam po chwili ich podobieństwo to byli Jason, Jack, Papyt i Błękitek, ale również, obok nich, na środku były dwie kobiety jedna z niebieskim oczami, brązowym, krótkimi włosami, okularami, pewnym uśmiechem i koszulą w kratę wraz z czarnymi spodniami tudzież glanami. Od razu ona mi się spodobała. Natomiast druga wręcz przeciwnie. Była różową kopią Błekitka, wyglądała po prostu przerażająco, lecz na jej twarzy gościło zmieszanie oraz zdenerwowanie, a jej zielone oczy patrzyły wprost w obiektyw. Potem dostrzegłam kujące podobieństwo, chciałam spojrzeć na kartkę, którą zapisałam po przebudzeniu, lecz wtedy zostałam mocno szarpnięta, przez co odpuściłam ją, a ja sama upadłam na ścianę, następnie podłogę, chciałam po nią wrócić, ale nie miałam możliwości jej odzyskania, ponieważ drzwi się zamknęły.
Bolały mnie plecy i głowa, kiedy dotknęłam odruchowo tej drugiej części, poczułam na palcach coś mokrego, szybko spojrzałam na swoją rękę, która była cała czerwona. Potem spojrzałam w górę, na płonącego ze złości Williamsa, spojrzałam wzrok, który utkwił na podłodze, aby później wybuchnąć płaczem pełnym bólu. On cały czas nade mną stał w bezruchu.
- Mogłaś tam nie wchodzić. – Powiedziała jednym z najzimniejszych tonów jakich słyszałam, co tylko spotęgowało mój płacz.
- Ja tylko chciałam z Tobą rozmawiać, nie miałam zamiaru Ci tam grzebać. – Odrzekłam łamiącym się głosem, przecierając twarz rękawem. Wtedy on usiadł obok mnie na podłodze.
- Nie kłamiesz, także słucham. – Westchnął, czuć było, że nie ma ochoty teraz ze mną gadać. Ja również w tym momencie nie chciałam tego robić, to było w tym momencie upokarzające, lecz wzięłam głęboki oddech i wykrzyczałam.
- PRZEZ CAŁY DZIEŃ ŚNI MI SIĘ COŚ DZIWNEGO, GDY SIĘ BUDZIŁA TO SIĘ ZATRZYMYWAŁ, A KIEDY ZASYPIAŁAM TO SIĘ KONTYNUOWAŁ! BYŁ ON O TWOIM RÓŻOWYM SOBOWTORZE! – Wykrzyczałam wszystko, a potem spojrzałam na kompletnie zdezorientowaną mimikę chłopaka. – Kiedy tam weszłam to zauważyłam ją na zdjęciu... Chciałam Ci tylko o tym powiedzieć, ponieważ ona mnie nawiedza od dłuższego czasu... – Po tych słowach on wstał, a mnie złapał za rękę abym zrobiła to samo. Potem wstukał jakiś kod i zaprowadził mnie do środka jego gabinetu.
- To będzie długa rozmowa i o Ciebie zależy, czy zostaniesz poparzona moim ogniem czy nie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top