57 ~ | Odkrycie kilku niebieskich kart |

~ Oczami Błękitka ~

Wracałem powoli do domu. Chciałem nacieszyć się ciszą, przyzwyczaić do mojej pierwotnej formy. Z niechęcią przyznam, że zdążyłem się od niektórych nawyków najzwyczajniej w świecie odzwyczaić.

A więc... Cisza... Spokój... Tylko ja i mój ogród z różami, które nie raz zostały obrzygane... Tsa...

Byłem w domu, mogę w końcu zasnąć i mieć to wszystko gdzieś! Od tych cukierków od Jack'a strasznie chciało mi się spać... Ah te efekty uboczne...

- BŁĘKITKU! JAK TO DOBRZE, ŻE JUŻ WRÓCIŁEŚ! - Krzyknął Marco.

- Kurwa...

~ Oczami Karoliny ~

Ten dzień był wyjątkowo dziwny, dokąd powiedziałam wilkowi o mojej małej tajemnicy. Nicolas chodził ze mną wszędzie pod rękę, nie chciał puścić, nie chciał rozmawiać. Czułam od tego złowrogą aure. Powoli zaczynałam żałować, że to powiedziałam, co mi znów strzeliło do tego pustego łba?!

Lekcje się skończyły. Wilk od razu po usłyszeniu dzwonka szybko się spakował, patrzyłam na niego zdezorientowana, jednocześnie się także pakując. Gdy skończyłam, to zostałam gwałtownie pociągnieta w stronę drzwi, chłopak biegł strasznie szybko w stronę wyjścia ze szkoły. Korytarze były jeszcze puste. Byliśmy na zewnątrz.

- Pokaż mi gdzie mieszkacie! - Rozkazał warcząc. Jego oczy zaczęły świecić zieloną poświatą.

- Nie, dlaczego...?

- TY SIĘ JESZCZE PYTASZ!? - Wziął kilka głębszych wydechów, puścił mnie. - Uwolnie Cię od niego, tylko musisz mi powiedzieć gdzie jest. - Przyłknęłam nerwowo śline. Szybko pokręciłam głową na "nie".

- Nie chce żebyś mnie od niego uwalniał! - Krzyknęłam cicho drżącym głosem. - On jest...

- On jest chorym porywaczem! Nie da się pokochać napastnika! Otrząśnij się! Ludzie od tak się nie zmieniają! Ile ty go w ogóle znasz? Rok? Dwa?

- Nie całe pół roku... - Wyszeptałam cicho lekko piskliwym głosem. - Ale to był najlepsze pół roku mojego życia! Poprzednie lata były takie szare! Ciotka się mną w ogóle nie interesowała, a w szkole się nade mną znęcali! A teraz... Mam przyjaciół i osobe która mnie kocha! Jestem mu bardzo wdzięczna, że mnie porwał... Chodź... - Od razu przypomniałam sobie to, co zapisywał w swoich pamiętnikach. - To nie on chciał mnie porwać, tylko jego przyjaciel. - Wilkołak spojrzał na mnie beznamiętnie poczym prychnęł. Po jego wyrazie twarzy można wywnioskować, że uważa mnie za kompletą wariantkę, z resztą... Każdy by tak pomyślał. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma racji, jednak szybko odrzuciłam tą myśl. Jestem demonem miłości, jakby mnie nie kochał, to bym leżała w śpiączce... To jest oczywisty znak.

- Chce się z nim zobaczyć. - Rozkazał wilk, lecz tym razem już milszym, chodź sztucznym tonem. Chciałam już mu odpowiedzieć, ale w tę pod budynek szkoły przyjechała karetka. Wyglądała inaczej, niż ta w wymiarze pierwszym. Jej wygląd mnie w tym momencie nie interesował, tylko to, po kogo przyjechała. Z wozu wysiadły duchy, i z szokującą szybkością pobiegły do środka przenikają przez ściany. Po chwili wrócili, na noszach nieśli spalone chodź jeszcze żywe ciało, które dostało wstrząsów bólu, krzyczał, jego głos był mi znany. Pociemniało mi w oczach, gdy zrozumiałam do kogo ów głos należy.

- Nie patrz! - Krzyknął Nico zasłaniając mi obraz dłonią. Zaczęłam cicho płakać. Wilkołak zauważył to i szybko mnie przytulił głaszcąc moją głowę. - Chodźmy do niego, zabije go i będziesz wolna...

- Nie! - Szybko zaprotestowałam i odsunęłam się od Nicolas'a. - Nie dasz rady go zabić, a ja nie chcę jego śmierci. - Przetarłam wieszkiem dłoni łzy. - Poza tym, należało mu się! - Spojrzałam na odjeżdżają karetkę, nagle wybuchłam żałosny płaczem. Długo nie mogłam się uspokoić, a wilk wciąż napieral, że chce się z nim zobaczyć. Zmęczona tym wszystkim zgodziłam się. Trochę martwiła mnie reakcja Błękitka na niespodziewanełego gościa, który de facto jest negatywnie do niego nastawiony.

Nicolas zmienił się w prawdziwego wilkołaka. Miał jasno brązową sierść i dzikie zielono-żółte oczy. Był z trzy razy większy od normalnego wilka, wielkości przypomniał wręcz konia. Swoim smukłym pyskiem wskazał na swój własny grzbiet.

- Mam Cię dosiąść...? - Zapytałam ostrożnie. Ten tylko pokiwał na "tak". - Noo... Okej... - Jeknęłam mierząc stwora wzrokiem. Wilk jakby westchnął i znów zamienił się w człowieka.

- Posłuchał... - Wziął mnie nagle na barana, odruchowo oplotłam ręce wokół jego szyji. - Pobiegniemy teraz do Twojego domu, Twoim zadaniem będzie mówienie mi którędy mam iść. - Ponownie zmienił się w wilka, przed to, że byłam na nim, to po przemianie od razu go jakby dosiadłam. Mocno się go trzymałam, aby nie spaść. Szeptałam mu do ucha kierunek, byłam maksymalnie skupiona na swoim zadaniu, ponieważ biegł szybko, a obraz zlewał się ze sobą tworząc zielono - brązową masę. Wiatr targał moimi długimi, rozpuszczonymi włosami, czułam się w tej chwili niewiarygodnie dobrze, ten cały stres, widok spalonego ciało wydawał się zasłoniety mgłą, jakby to się nie wydarzyło. Taki niezbyt słodki sen.

Moja przygoda na pędzącym wilku się skończyła, bo byliśmy na miejscu.

- To Twój dom? - Zapytał niepewnie od razu po przemiania.

- Tak...

- On jest w środku? - Zadał szybko kolejne pytanie.

- Tak... - Wyszeptałam patrząc gdzieś w bok.

- Świetnie... - Mruknął bardziej do siebie niż do mnie. Jak szalony pobiegł w stronę mieszkania. Zatrzęsłam się ze strachu. Przecież on go zabije! Szybko pobiegłam za nim, ale on już w środku. Ja paru sekundach ja również byłam w środku, a widok jaki mnie tak zastał, by naprawdę... Ciekawy...

Wilk zasłonił sobie usta dłonią i z przerażeniem przyglądał się śpiącemu Candy'emu, który był już w normalnej postaci.

- A jednak to on... - Wyszeptał po chwili. - Zackariusz Nikodem Williams. Urodzony 16 lipca w 1931 r. Umarł 17 czerwca w 1950 r. - Gdy usłyszałam datę tego urodzenia, to od razu zrobiło mi się sucho w gardle.

- C-co? J-jak?

- Wybraniec Offenderman'a... Jeden z najważniejszych istot we wszechświciecie...

- Nic o tym nie wiem..

- Karolina... Opowiem Ci pewną historie...

Kilkadziesiąt milionów lat temu był tylko jeden jedyny wymiar - wymiar zero. Wszystkie istoty żyły w nim w zgodzie, chodź inne stworzenia bardzo się od siebie różniły. Każdy stwór miał jakiej umiejętności, każdy... Z wyjątkiem ludzi... Oni byli zwyczajni, chodź bardzo niebezpieczni. Posiadali w sobie więcej uczyć, byli bardziej emocjonalni i wybuchowi. Inne rasy bardzo ich szanowały, ponieważ radzili sobie bez tych wszystkich specjalizacji. W pewnym momencie ludzi ogarnęła zgoszkniałość i zazdrość... Mieli dość, że inny wykonują pracę jednym pstryknieciem palców, a im to zajmuje całe godziny. Stworzyli maszyny śmierć i wypowiedzieli całemu wymiarowi wojnę. Wola walki tych istot była taka silna... Nie przejmowali się ranami, walczyli... Ta wojna zalicza się do najstarszniejszego wydarzenia w dziejach... W końcu zaproponowali ludzią, że stworzą inny, nie magiczny wymiar. Zgodzili się i nie wyczuli w tym ani kszty podstępu... Trafili do świata pewnych potworów... O ile się nie mylę to... Nazwali je dinozaurami... Ale Ci zabili je wszystkie, przeżyli. Podobno później próbowali wrócić do wymiaru zero, ale nie wiedzieli jak, nie byli magiczni. Minęły lata, starsi opowiadali młodym pokolenią o wymiarze, była to żywa historia... Ale w biegiem czasu młodsi uznali tą historię za legendy, a później za wymyśloną bajeczkę... Ale były tacy, co w to wszystko wierzyli... Kojarzysz pewnie tego starego człowieka na rozpoczęciu... To był Merlin... Jeden z ludzi, którym udało się posiąść moc... Zawarł on umowę z władzami wymiaru zero, że nikomu nie wyjawi swojej tajemnicy, jest teraz bardzo szanowanym uczonym... Odkrył mnóstwo niezwykłych rzeczy... Ale... Skoro jeden człowiek dał radę to odkryć, to kolejny też da radę. Pewnego zimowego wieczoru do siedziby rządu wymiaru zero przybył Offenderman z pewnym osobliwym młodzieńcem. Miał czarne jak smoła włosy, piękne jasno niebieskie oczy i ubogi, dość mocno zniszczony strój, miał w może z czternaście lat. Demon powiedział, że znalazł osobę, która by śledziła ludzi i ich postępy, aby Ci nie odkryli sposobu podróży między wymiarami. Rada musiała się zgodzić, nie było dyskusji z bratem Slenderman'a. Chodź byli do niego bardzo nie ufni. Chłopak szybko się uczył, poznał historie wszystkich stworzeń, opanował psychologię, a nawet filozofię do przewidywania ludzkich uczyć. Eh... Pewnego dnia zdarzyło się coś przełomowego... Gdy czytał w jeden ze starych bibliotek, nagle jedna z ciężkich i wysokich półek zaczęła spadać... Ciężkie drewno i kilka set tomów mogła ważyć ze dwie tony. Spadała szybko, chłopak chciał uciekać... Ale nagle dostrzegł małe dziecko, które niczego nie świadowe siedziało tyłem do spadającej szafy. Zack szybko pobiegł tam i... Zatrzymał szybko spadającą szafę... Po tym zdarzeniu zaczęto bardzej się nim interesować. Przeprowadzono go, do tajnego pomieszczenia, gdzie trzymali... Młot Tora... Kazali mu go podnieść, nikt nie wierzył, że da radę... Ale dał... Podniósł go, a przedmiot się z nim złączył, nie dosłownie, ale został częścią niego. Później chłopak uczył się jak go przywoływać, chować zmieniając go wcześniej w czystą energie. Nauka Zack'a przed jego misją trwała kilka lat, gdy skończył szkolenie miał może z dwadzieścia, dziewiętnaście lat. Któregoś dnia zdecydował się odwiedzić ziemię i wyjawić pewnej dziewczyny jakąś tajemnice... Ale ta go udusiła. Niewiadomo dlaczego, chłopak nie chciał się bronić. Kilka dni po jego śmierci został on zabrany z death hill. Dostał kilka mocy, które odpowiadały jego duszy. Został widmem furii, niebieskiego ognia, który od starożytności znaczył niestabilność, gniew i chłód. Niebieski ogień zmienił jego czarne, krótkie włosy w błękitne i długie, a jego oczy zaszły szkarłatem, drugą naturą widma, lecz ta zmieszana z błękitna mocną i stała się fioletowa. Młot także uległ zmianie, bo on zmienia się z właścicielem. Od tego czasu jest szpiegiem, a z jego informacji czerpie korzyści wiele wymiarów. To tyle... Co o nim wiem... Jest dosyć sławną postacią i dużo o nim się mówi, ale jest także tajemniczy... Nikt nie zna do końca całej prawdy. Mówiono, że jest kimś zupełnie innym po skończeniu swoich obowiązków... Teraz już wiem... Że jest porywaczem i gwałcicielem...

Skończył swoją opowieści. Słuchałam tego co mówił z wielkim zainteresowaniem, wtem zrobiło mi się strasznie smutno, bo uświadomiłam sobie, że kompletnie nic o nim nie wiem.

- Kiedyś był. - Powiedziałam nieprzytomna. - Teraz już tego nie robi...

- A ty chcesz w to wierzyć...? - Spojrzał na mnie współczująco. - To smutne... Ale nie mogę... Ci... Pomóc... Chociaż chce...To nie dam rady... - Mówił z wielkim żalem w głosie.

- Nie musisz mi pomagać... Ja... Jestem tu szczęśliwa... Chodź wydaje się zimny i oschły... To nie wyobrażam sobie bez niego życia... - Delikatnie się uśmiechnęłam. Wilkołak też się uśmiechnął, chodź sztucznie. Nagle usłyszeliśmy przeciągłe ziewniecie. Oboje ze strachem spojrzeliśmy na budzącego się Candy'ego. Ten spojrzał na nas zmęczonym i nieprzytomnym wzrokiem. Potem zmarszczył brwi i gniewie spojrzał na wilka. Szybko zareagowałam stając przed Nicolas'em, by go ukryć.

- Hejo Błękitku...! - Powiedziałam nerwowo się uśmiechając. Czas myśleć nad wyborem jakiejś fajnej trumienki.

- Co tu do jasnej cholery robi Nicolas!? - Gwałtownie wstał, jego włosy zaczęły się delikatnie zażyć, podszedł do mnie i staną na przeciwko mnie krzyżując ręce.

- Nicolas? - Zapytałam głupio. - Przecież tu nie ma żadnego Nicolas'a! Błękitku o czym ty pierdolisz?

- Kotku, skończ. - Spojrzał na mnie znużony. Eh... On jest całe życie znużony czy mi się wydaje? - Po co przyszłeś? - Wilkołak wyszedł ze swojego ukrycia. Ja się po prostu odsunęłam. Nico stał przez Błękitkiem, musiał ciut podnieść głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy.

- Skłamałbym, ale wiem, że ty umiesz doskonale wykrywać kłamstwo, więc powiem prawdę. - Niebieskowłosy uniósł znacząco brew do góry. - A i nie spodziewałem się, że ty to ty! Gościu jak mi Karolina zaczęła opowiadać, o tym, że ty ją porwałeś... - Mam przyjebane... -... to po prostu myślałem, że Cię kurwa udusze! Ja tu wchodzę... A tu... Zackary... - Zaśmiał się, lecz smutno i nerwowo. - Szczerze, to nie wiedziałem czy śmieć się czy płakać... Bo hello! Stoję właśnie przez najważniejszym gościem we wszechświecie! Który dodatkowo śpi! A jego dziewczyna jest moją przyjaciółką! - Chwycił się za głowę i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Później wszedł do kuchni, ja razem z zdezorientowanym Błękitkiem, poszliśmy za nim. - Za trzeźwo tego nie zdzierże... - Wyszeptał po czym wypił cała szklankę wody gazowanej. - Mmm.... Bąbelki...

- Później czeka Cię poważna rozmowa Karolino. - Wyszeptała mi go ucha jadowitym tonem Błękitek. - Nico! Nie obrazisz się, gdy zapale? - Zapytał nader przyjemnym jak miód głosem.

- Ależ skąd!

- To dobrze... - Podszedł do niego, poczym dmuchnął w niego niebieskich płomieniem. Następnie szybko wybiegł z pokoju, jedyne udało mi się usłyszeć, zanim wyszedł było "odpraw go!" No tak...

- Co się dzieje... - Mruknął skołowany wilk.

- Wypiłeś za dużo wody gazowanej pijaku. - Burknęłam udając gniew.

- A... No... Tak... Zapomniałem, że bąbelki źle działają na wilki... - Chwycił się za głowę. - Gdzie jesteśmy?

- Ugh Nico! - Warknęłam. - Jesteśmy u mnie, bo miałeś mi pomóc przy biologi. - Przewróciłam oczami. - Dzięki, już rozumiem genetyke. A teraz spiżaj do domu, bo robi się późno! - Ten tylko energicznie pokiwał głową i wyszedł.

Wypuściłam powietrze z ulgą. Zapomniał, a ja mam porządną nauczę na przyszłość, aby nikomu tego nie mówić. Mogą być z tego tylko nie przyjemności... Eh... To cud, że nie wezwał policji... Uff... Teraz tylko rozmowa... Z Błękitkiem... Ah... Zrobiło mi się nagle bardzo źle... 1931... On ma... 85 lat. Ta informacja nie chciała na siłę do mnie dotrzeć. O ironio... On jest ode mnie strarszy o 69 lat.  Byłam zmęczona było późno, chciałam spać. Udałam się do mojej sypialni. Gdy parowałam do pokoju, Candy już tam był, leżał sobie i gapił się w sufit, który był w kolorach czarno - czerwonych, ogółem cały dom dzisiaj przypomina środek wulkanu.

- Nienawidzę Cię. - Warknął, gdy postawiłam stopę we wnętrzu pokoju.

- A Ciebie też... - Westchnąłem znużona, po czym położyłam się obok niego mając twarz w poduszce. Nagle zostałam brutalnie popchnięta tak, że spadłam z łóżka.

- Ja mówię poważnie! - Warknął. Leżałam na plecach i teraz to ja patrzyłam w sufit.

- Ja też.

- Aż tak Ci ze mną źle, że musisz prosić innych o ratunek!? Czy ty mnie przez ten cały czas okłamywałaś!? Myślałaś tylko o ucieczce!? Nie kochasz mnie?! Wiedziałem! Jak mogłem być tak głupi! - Krzyczał, a w tego głosie było czuć poważny zawód. Wstałam już wkurwiona. Błękitek siedział na łóżku, miał schowaną twarz w dłoniach.

- Po pierwsze, nie prosiłam go o ratunek! Chciał abym mu opowiedziała jak się poznaliśmy! Nie sądziłam, że tak zareaguje! Zaczął na mnie krzyczeć, że jestem chora na jakiś syndrom stoh... Jakiś tam! Ja mu mówie, że nie! Że się zmieniłeś, nie porywasz, że mnie kochasz, że moje życie było szare i pozbawione życia, a Ty nadałeś mu kolorów! Że to dobrze, że mnie porwałeś, że kurwa jestem Ci za to wdzięczna! A on na to: ofiara nie może pokochać napastnika, jesteś chora, mówisz jak wariatka! To ja, że nie! A on swoje! Potem to spalone ciało...! - Zaczęłam chodzić po całym pokoju, a Candy patrzył na mnie zmieszany. - Miałeś go kurwa pobić, a nie zmienić w węgla! Węgle... Wengla... Węgiel? Nie ważne jak to się odmienia! Miałeś go pobić! - Podeszła do niego. - O tak! - Walnęłam z całej siły w jego brzuch, ale efekt był odwrotny i to mnie zabolało. - Twardy jesteś skurwysynie. - Pisnęłam zduszonym głosem chwytając się za bolącą rękę. - A i wtedy pobiegliśmy do domu znaczy... On biegł, a ja go ujeżdzałam... - Candy podniósł na te słowa jedną brew. - Tak wiesz... Patataj..... No... Kurwa! Rower zostawiłam pod szkołą! Nieważne! Potem Nico wbiega! A ty śpisz! Zaczął mi opowiadać o Tobie! Całkiem dużo się powiedziałam wiesz!? A i nie spodziewałam się, że masz 85 lat! - Błękitek otworzył szeroko oczy, widać był ty bardzo zszokowany. - Jesteś ode mnie starszy o 69 lat! - Zaśmiałam się cicho. - 69! Czy to przypadek?! Nie sądzę. Ale jakoś mnie to nie obchodzi... Możesz był ode mnie starszy nawet o 666 lat, a ja i tak będę Cię kochać! - Krzyknęłam zwycięsko i z głębokim przekonaniem. Potem usiadłam Candy'emu na kolanach, po czym mocno się do niego wtulił. - Przepraszam... - Wyszeptałam, gdy ten zaczął też się do mnie wtulać. - Już więcej nikomu o tym nie powiem...

- Mam nadzieję... - Westchnął. - Nie chce, by inny widzieli we mnie bez dusznego porywacza.

- Ale ty jesteś bez duszynym porywaczem! - Spojrzałam mu i fioletowe oczy. - Szkoda, że się Twoje oczy zmieszały. Nico mówił, że miałeś kiedyś piękne niebieskie. - Wyszeptałam bardzej przyglądając się jego tęczowce.

- Mam inne zdanie. - Burknął. - Nie lubiłem swoich oczu, ani tych czarnych włosów...

- Czemu? - Wypaliłam od razu. - Ej! Masz może swoje stare zdjęcie?

- 1931 i kolorowy aparat? - Zmrużył lekko oczy. Kurde miał rację. - A swojego wyglądu nienawidziłem z konkretnego powodu...

- Jakiego? - Zapytałam szybko.

- To dość delikatny temat.

- Wiesz co? Zauważyłam, że nie lubisz opowiadać o swojej przyszłości. - Spojrzałam na niego spod byka. - Wiesz jak ja się okropnie czuje, gdy dowiaduje się czego o Tobie od innych?

- Ja o Tobie także nic nie wiem. - Zauważył. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy on przypadkiem nie ma racji. - Też chcę coś wiedzieć.

- Co naprzykład? - Zapytałam cicho. Nie miałam pojęcia o czym mogłabym mu opowiedzieć.

- Spotkałaś... No nie wiem, jakieś zjawiska paranormalne...? - Delikatnie się uśmiechnął. No tak, prawie zapomniałam, że się tym interesuje. Zaczęłam intensywnie myśleć. Czy spotkałam coś kiedyś niezwykłego? Jego uśmiech znikł, chyba spodziewał się odpowiedzi przeczącej.

- Tak... Znaczy... Teraz dla mnie to nie jest zjawisko paranormalne... Ale... Gdy byłam mała to spotkałam anioła.

- Jak to anioła? - Zapytał z wielkim zainteresowaniem.

- To było tak... Że... Hmm... O! Gdy byłam mała około 3-4 lata, to pytałam cioci, czemu nie mam mamy. Ona zawsze odpowiada, że była złym człowiekiem więc poszła szybko do piekła. Jednak ta odpowiedź mi nie wystarczała. Pewnego dnia ciocia tak się zdenerwowała... Zaczęła krzyczeć, że jej siostra była zwykłą suką, i przez nią teraz musi się opiekować takim niegrzecznym dzieckiem jak ja. Rozpłakałam się i pobiegła go pokoju. Zrobiło się ciemno. Ja nadal przeżywałam jej napad gniewu. Potem słyszałam jakąś rozmowę na dole. Byłam bardzo ciekawa z kim oraz o czym rozmawiają. Cicho wyszłam z pokoju, zeszłam schodami na dół kierując się głosem rozmowy. Potem zobaczyła przez uchylone drzwi do pokoju cioci jakby jasno czerwonego ducha. Rozmawiali, ale nie pamiętam o czym. Wiem tylko, że ciocia mocno na niego krzyczała. Potem nagle to coś spojrzało prosto na mnie. Przestraszyłam się i uciekłam spowrotem do mojego pokoju. Schowałam się pod kołdrą. Potem... To coś przyszło, zdjęło ze mnie okrycie. Byłam zszokowana. Zapytam kim jest i czego chce. Chwilę się zamyślił, a potem odpowiedział. "Jestem Twoim aniołem, przyszedłem tu, aby porozmawiać z Twoją ciocią, żeby niegdy więcej na Ciebie nie krzyczała." Zaczęłam dziękować mojemu aniołowi, byłam bardzo szczęśliwa. Potem dodał: "Niestety już nigdy się nie zobaczymy, dlatego chcę dać Tobie kilka cennych rad na przyszłość." - Uśmiechnęłam się delikatnie na te wspomnienie.

- Jakie to były rady? - Zapytał zamyślony Candy.

- Pierwsza: "Nigdy nie okazuj strachu przed mordercą, ani nie pytaj go o jego zamiary, oraz jego imię. Prędzej czy później i tak się tego dowiesz."

- Powiedzieć coś takiego dziecku? - Candy wydawał się tym faktem zniesmaczony. Wzruszyłam ramionami.

- Dlatego się was nie" bałam". - Uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak przewrócił nieznacznie oczami. - Druga: "Gdy ktoś Cię zrani, to oddaj mu z potrójną siłą, raz za Twój ból, dwa za odszkodowanie, a trzeci po to, by zapamiętał."

- Jesteś pewna, że to był anioł? - Przewróciłam oczami.

- A trzecia o ostatnia brzmiała... - Cicho się zaśmiałam. "Nie sypiaj z barmanem, bo już nie dostaniesz darmowych drinków."*

- CO ZA POPIEPRZONY ANIOŁ! - Krzyknął oburzony. - Kto mówi takie rzeczy małej dziewczynce!?

- Nie mam pojęcia....

- Co to w ogóle miało znaczyć? - Zapytał kładąc się. Poszłam w jego ślady.

- Nie wiem.... - Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam.

~*~

Róż... Jedyne co widziała to ten okropny kolor. Różowe włosy, które były szorstkie i nie przyjemne w dotyku. Do tego te brązowe odrosty, zdradzające jej tożsamości. Ale to niej do popsuje, jest piękna, a zieleń jej oczu wydawał się prześwietlać duszę. Nie widziałam jej twarzy, chodź wiem, że jest piękna. Nie spojrzałam jej w oczy, chodź wiem, że są wyjątkowe, nie dotykałam jej włosów, chodź wiem, że przypominają siano. Miałam wrażenie, że znam ją aż za dobrze, chodź widziałam ją po raz pierwszy. Stała do mnie tyłem, ale widziałam, że trzyma bukiet niebiesko - różowych kwiatów. Potem podniosła jedna rękę do góry rozkładając swoje szczupłe palce z pięści. Pokazała wszystkie z wyjątkiem kciuka. To wyglądało jakby pokazywała liczbę "cztery". I w ten rozpłynęła się z powietrzu.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Szybko usiadłam. Ten sen był co najmniej dziwny. Zaczęła się zastanawiać nad jego głębszym znaczeniem.

- Spokojnie to był tylko sen... - Wzięła kilka głębszych wydechów.

Chciałam ponownie się położyć, ale przypomniałam sobie pewną rzecz... Może nie rzecz, ale to co mi kiedyś powiedziała Natalia "Candy jest istotą magiczną... Taką wiesz... Duchem furi. I te twoje sny mogły być wywołane przez jego uczucia." A jeśli ten sen był właśnie przez niego!?

- BŁĘKITKU! - Krzyknęłam przerażona tym wszystkim. Ten szybko wstał... Chyba za szybko, bo zakręciło mu się z głowie. Przez ciemność widziałam tylko jego fioletowe oczy.

- Co się stało? - Zapytał spanikowany.

- Śniła mi się jakaś kobieta z różowymi włosami i zielonymi oczami! Miała bukiet kwiatów i... I... Pokazała mi liczbę cztery! Znasz ją!? - Zapytałam przestraszona, ale Candy wydawał się bardziej przestraszony ode mnie. Zaczął ciężko duszyć i zakrył usta dłonią. Wydawało mi się, że zaraz się rozpłacze. - Co Ci się stało...? Znasz ją...? - Wstałam.

- T-tak... - Spojrzał gdzieś w bok. Nagle całe pomieszczenie zastało oświecone przez ogniste łzy Błękitka. Zaczęła czuć się temu wszystkiemu winna. Postanowiłam coś sprawdzić. Stanęłam na przeciwko niego, rękami zaczęłam wycierać niebieską magne, która o dziwo okazała się być lodowata. A to wszystko dzięki opowieści Nico, mówił że jedną z jego specjalizacji jego duszy jest właśnie chłód. Ciekawe... Myślałam, że jego ogień jest ciepły...

- Nie musisz mi o niej opowiadać, jeśli nie chcesz... - Wyszeptałam ciepłym tonem, po czym pocałowałam go w zimny policzek. Potem znów się położyliście, ale nie mogliśmy zasnąć.

- Ona... - Zaczął niebiesko włosy. - Była i będzie najgorszą rzeczą... Osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem... Przez nią tyle osób ucierpiało... - Nagle się wzdrygnął. - Ciekawe ile jeszcze osób skrzywdziła, lub skrzywdził...

~*~

Obudziłam się dosyć późno, na szczęście była sobota, więc mogłam sobie na to pozwolić. Analizowałam sobie w głowie wczorajszy dzień... Furia wilka, zamiana dyra w węgiel, kłótnia z Błękitkiem, ból dupy i pogodzenie się z wyżej wymienionym. Czyli normalny dzień z życia! A i oczywiście mojego Candy'usia nie było ze mną, gdy się obudziłam. Ah... Postanowiłam go poszukać... Przeszukałam cały dom, ale na końcu okazało się, że był na dworze. Ah... Ten to zawsze wykracza poza schemat.

- Siema Błękitek. - Mruknęłam do niego.

- No cze... - Opowiedział podlewając swoje niebieskie kwiaty...

- Jak Ci się spało? - Zapytałam nagle przyglądając się róża.

- Dobrze! Śniły mi się róże, więc od razu gdy wstałem, to podszedłem je podlać. Ogółem dziś była bardzo przyjemna noc. - Uśmiechnął się delikatnie. - A Tobie? Śniło Ci się coś?

- A wiesz... - Spojrzałam na niebieskie róże, nagle zauważyłam, że w śród nich kryje się jedna różowa. - A wiesz, że nie pamiętam...

- Szkoda... - Westchnął. Nagle coś na mnie paknęło. Nie minęła chwila, za zerwała się porządna ulewa. Błękitek spojrzał w niebo. - FAJNIE, ŻE PADASZ! AKURAT SKOŃCZYŁEM PODLEWAĆ! - Po jego słowach pojawił się piorun w raz z potężnym grzmotem. - A właśnie! - Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. - Wiec, że jestem nadal na Ciebie zły. - Zbladłam na jego słowa. Stałam tak w deszczu i patrzyłam się na niego jak idiotka. Szybko stałam się cała mokra. - W związku z tym... - Szybko pobiegł do domu. Ja po chwili pobiegłam za nim, ale drzwi były zamknięte! -... Przeczekasz burze pod drzwiami!

Przez cały czas waliłam żałośnie w drzwi, aby ten idiota mi otworzył. Byłam cała mokra i zmarznieta. Wiatr był tak silny, że ruszał całym domem, przy większych podmuchach myślałam, że mnie potwie. Usiadłam bezradnie na werandzie obok drzwi. Nie czułam palcy z zimna. Było mu strasznie smutno. Jakby mnie kochał, to by nie pozwolił by mi tu siedzieć w czasie nawałnicy! Martwiłby się o mnie! Nagle ogarnęła mnie wściekłość. Tak się nie będziemy bawić Panie Williams! Szybko wstałam i pobiegłam do szopy, czyli aktualnego domu wampira. Otworzyłam szybko drzwi, potem weszłam do środka. Było tam sucho, nawet można powiedzieć, że ciepło. W środku panowały egipskie ciemności, które co i raz pokonywanie były przez błyskawice. Ale nie chciałam w tym miejscu czekać do koniec burzy! Zaczęłam szukać czegoś w rodzaju siekiery... Ale nic takiego nie znalazłam, był tylko kilof oraz łopata. Westchnęła ciężko i wybrałam kilof. Modląc się o to, by nie trafił mnie piorun, pobiegłam na dwór. W rękach trzymałam to tępe narzędzie. Chciałam walnąć nim z całej siły w drzwi, aby się rozwaliły! Wzięłam porządny zamach, mój kilof już miał trafić w drzwi... Gdy nagle drzwi się otrzymały... Wyleciałam jak szalona do domu, prawie był upadła z kilofem, ale na szczęście Błękitek złapał kilof w locie przez co zaliczyłam glebe bez niego.

- Jaka ta podłoga jest ciepła... - Mruknęłam przytulając się do podłogi.

- Wiem, zainwestowałem w podgrzewane kafelki. - Powiedział patrząc na mnie z góry. Musiało to śmiesznie wyglądać... - Karolina, przez Ciebie wszystko będzie mokre!

- Wiem każdy jest mokry na mój widok. - Uśmiechnęłam się złośliwie po czym wstałam. Candy'ego tak jakby zatkało. Spojrzałam na niego z psychicznym uśmiechem, po czym mocno się do niego przytuliłam. - TY TEŻ BĄDŹ MOKRY.

- WEŹ PUŚĆ! JESTEŚ STRASZNIE ZIMNA! - Pisnął jak mała dziewczynka. On przeżywał katusze z zimna, a ja przeżywałam mega przyjemne ciepło. Był taaaki cieplutki. Nie chciała go puścić. Woda, którą była na mnie szybko przeszła nie niego. Teraz oboj byliśmy pokrzy! - Przez Ciebie moja ulubiona bluza jest przemoczona!

- Yhym...

- Przed chwilą zdjąłem są z kaloryfera! - Na te słowa migiem weszłam pod jego bluzę i jeszcze bardziej się do niego wtuliłam. Ma problem, bo jego dziewczyna uwielbia się przytulać, a w młodości nikt jej nie przytulał. Przestań mówić w trzeciej osobie, to dziwne. Nagle ujrzałam światłość! Ponieważ Błękitek rozciągnął ciut kołnierzyk. Spojrzałam w górę, a gdy to zrobiłan to ujrzałam jego twarz. - Akuku.

- Akuku! - Powiedziałam przez śmiech.

- Dobra, już Ci wybaczam. Nie jestem w stanie długo się na Ciebie gniewać. Jesteś na to zbyt urocza.

♣♥♣♥♣♥

*"Nie sypiaj z barmanem, bo już nie dostaniesz darmowych drinków" ~ cytat z księżki "Byłam tu".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top