44. | Fundamenty

Ja, on i samochód. Jedziemy... Dość szybko. HELP!

- ZABIJESZ NAS!!! - Krzyczałam zasłaniając oczy.

- DAJ SPOKÓJ!!! MY NIE ŻYJEMY!!! MOŻEMY WSZYSTKO!!! - Również krzyczał i mocniej nacisnął pedał gazu.

- ALE JA CHCE DOJECHAĆ DO TEJ IKEA W JEDNYM KAWAŁKU!!! - Pisnęłam.

- Ej... To my nie jedziemy do Lerlame mele? - Zapytał patrząc to na mnie to na drogę.

- Chodzi Ci o Lerłamerlen? - Spojrzałem na niego krzywo.

- Tak... Chodzi mi o Lemałrmem... Lerlamelen... Ler... KURWA! - Wydarł się, a ja zachichotałam. To takie zabawne, że ludzie nie umieją wymówić tak prostego, francuskiego słowa.- NIE ŚMIEJ SIĘ! - Krzyknął. Przyznaje...Trochę się przestraszyłam. Odwróciłam głowę w bok i patrzyłam na widoki za oknem
...czyli jedna wielką plame! Jechał za szybko był coś zauważyła. - Ej, nie fochaj się... - Mruknął i trochę zwolnił.

- Nie focham się... - Mruknełam z rękoma na twarzy w efekcie wyszedł jeden wielki bełkot.

- Karolina...! - Zawył i się zatrzymał. Byliśmy... Przed sklepem. Szybko przejechaliśmy...! Chociaż... Biorąc pod uwagę z jaką jechał szybkością, to trudno się dziwić. Wysiadłam z pojazdu, a Błekitek zaraz po mnie. Było w miarę ciepło.

- Coś czuję... Że szybko z tamtąd nie wyjdziemy... - Jęknęłam. Miałam w głowie cały schemat wyglądu domu. Trudno było powiedzieć czy owe rzeczy znajdę w tym jednym sklepie. To mnie dodatkowo odrzucało. Miałam założoną pewna wyimaginowaną blokadę, która uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch.

- Też tak uważam... - Candy staną obok mnie. Wzdrygnęłam się, kiedy splutł nasze dłonie. - Chodzi... - Mruknął ciepło. Poszliśmy razem w kierunku wielkiego budynku. I po mojej blokadzie wewnętrznej...

Level I ~ Klozet

- Z pośród... - Spojrzałam na gazetę. - 30000 kolorów, który najlepiej będzie pasował do łazienki? - Zapytałam. Jego wyraz twarzy był po prostu bezcenny... Jedno wielki WTF. Westchnęłam. - Bo w planach miałam, jasna kolory i mocne oświetlenie. Dla klimatu... Naprzykład... - Spojrzałam w górę. - biało - różowy? Niebiesko - żółte? - Zasugerowałam. Ten tylko oparł się na koszyki i podparł się łokciem o trzymadło, a dłoń umieścił na twarzy. - No powiedz coś! Chce znać twoją opinię! - Warknęłam. Błekitek westchnął potem wrócił do poprzedniej pozycji. Staną za mną i spojrzał na katalog mrużąc przy tym oczy.

- Uważam, że jasna łazienka nie będzie odpowiednia... Poza tym... Będzie się gryźć z pozostałymi pomieszczeniami... Nie tylko ty zrobiłeś sobie biznes plan w głowie... - Mruknął ironicznie. - Wymyśliłem to tak: Czarno - czarwone ściany, a dokładniej panele. Na nich czarne wzory uschniętych gałęzi. Kibel i wanna również czarne, a reszta czyli szafki i tym podobne w ciemno brązowym drewnie. Oświetlenie słabe. Dla klimatu. A i myślałem o tym, aby wanna była na takim... podeście. Dodatkowo... Donice ze sztucznymi gałęziami, na którym będą świecące kuleczki. Co o tym sądzisz? - Zapytał kiedy skończył swoją imponująca wypowiedź. Kiedy on opowiadał, to ja w głowie wyobrażałam sobie jej wygląd. A jak to wyglądało? Skromnie, przytulnie, elegancko... Romantycznie...
Spojrzałam ma niego zdumiona.

- Przyznam... W mojej głowie wygląda to imponująco... Pytanie tylko... Czy dasz radę uzyskać tak imponujący efekt? - Odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie siląc się na wyrafinowany mówienia.

- Jakbym nie był w stanie tego wykonać, to o ogóle bym o tym nie mówił. - Odpowiedział równie poważnie co ja. To kolejna gra w naszym związku, nowe zasady w naszej grze.

- Dobra, ale teraz nie rozumiem co ty jeszcze tu robisz... - Powiedział zwatkowo. Spojrzał na nie zdziwiony. Jak ja uwielbiam to zaskakiwać. - Powinieneś już brać się do pracy... - Wskazałam na uliczkę z panelami. - To twój pomysł, oddaje się w twoje wyobrażania. - Odpowiedziam jakby to była najoczywistrza rzecz na ziemi. Prychnął. Złapał mnie i w ułamku sekundy umieścił na swoim barkach. Jej! Jedziemy na barana! Wziął koszyk. I ruszyliśmy w niesamowitą wyprawę na koniec świa...

- Który odcień czerwieni wybieramy? - Zapytał. Dzięki moim wysokością miałam pełny wgląd do wszystkich kolorów. Koniec ze skakaniem i lataniem za drabinał!

- Hmmm... - Zamyśliłam się. - Może ten? - Wskazałam na odcień świeżej krwi.

- Wygląda nawet ładnie. - Mruknął. Wziął do ręki od razu przy puszki fabry.

- A to nie miały być przypadkiem panele? - Zapytałam zdziwiona.

- Tak, ale to też się przyda zobaczysz... w moim czasie. - Odpowiedział tajemniczo. Nie powiem powiało grozą.

- Okej... Tylko powiedz mi jakim celem / sposobem przetransportujemy te meble, płytki, panele do domu jeszcze dzisiaj? - Zapytałam. Jeszcze przed wyjazdem Candy obiecał mi, że jeszcze dziś będziemy mieli wszystkie rzeczy... Ale kurde jak!?

- Spójrz... - Wyciągnął z kieszeni mała czerwona sakiewkę. - To jest worek bez dna! A na dodatek nic nie waży...! - Wyszczerzył zęby.

- Ciekawe... - Mruknęłam patrząc do środka. - Emmm... Dlaczego tam jest... Kaktus, świeczka, patyk, kebab i... Wibrator...? - Zapytałam odsuwając głowę od tego.

- Emmm... Chodźmy dalej! - Poszedł na dalsze sektory.

#**--**#

Jest godzina... Trzecia w nocy, a ja siedzę w samochodzie czekając na tego niebieskiego pajaca. Teraz pytanie: dlatego nie jestem z nim? To było tak....

Candy odstawił mnie na ziemie i razem wybieraliśmy wanny. On poszedł zapytać się kierownika, czy dostępny jest inny kolor, a ja zastałam. Nagle ktoś do mnie podszedł.

Ktoś: Hej, laska ~ przywitał się, a, ja obdarowałam go zimnym spojrzeniem.
Ja: Spadaj ~ warknęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim gadać.

Ktoś: Co tak ostro? Karolina?

Ja: Skąd znasz moje imię!?

Ktoś: Nie poznajesz swojego najdroższego kolegi z klasy!? Codzienie umawialiśmy się na bójki! Nie pamiętasz!? ~ złapał mnie za kołnierz koszuli.

Ja: Luke! Ty tępy chuju! Zostaw mnie!

Luke: O nie nie nie...! My mama nie dorównane rachunki! Złamałaś mi rękę suko! ~ Warknął. Zamknęłam oczy.

Ktoś: Odsuń się on niej.

Luke: Spadaj gościu! ~ otworzyłam oczy.

Candy: *wyjął zza pleców płonący młot* Zostaw moją dziewczyne. ~ powiedział dziwnie spokojnie.

Luke: To twój chłopak!?

Ja: Nie zadawaj pytania, tylko spierdalaj.

Tak... Skończyło się na tym, że się pobili. Oczywiście Błekitek wygrał. A potem dla bezpieczeństwa narodowego kazał mi iść do samochodu i włączyć przyciemniane szyby. Siedziałam bezczynnie oglądając uśmiesznę i urocze koty na youtubie. Z jeden strony cieszyłam się, że nie muszę razem z nim łazić po sklepie, i wybierać te wszystkie pierdoły, które najpewniej widok przyprawiłby mnie krwawienie wewnętrzne oczu. Zasypiałam już powoli.

- JESTEEEEEEEM!!! - Wydarł się wchodząc do samochodu. Momentalnie się ożywiłam. Zrobiłam oczy jak pięć złotych i patrzyłam na niego.

- Kupiłeś wszystko...? - Zapytałam nie ogarniając jeszcze otaczającej mnie rzeczywistości.

- A i owszem! No... I... Jeszcze parę innych rzeczy... - Zaśmiał się dźwięcznie odpalając silnik.

- Mam się bać? - Ponownie zapytałam uważnie ilustrując jego mimikę. A co takiego wyczytałam? Lennego połączonego z "xD"

- Zawszę i wszędzie! - Ruszył pojazd, ale nie jechał bardzo szybko.

- Wiesz co Ci powiem? - Wypaliłam.

- Co takiego?

- Pozwolę sobie skomentować twoją wypowiedź używając ogólnie przeciętnego skrótu, na który składa się dwudziesta czwarta litera alfabetu łacińskiego, którą graficznie przedstawia się jako "X" oraz czwartą litera alfabetu, którą graficznie przedstawia się jako "D", celem wyrażenia mojego rozbawienia treścią, z którą się teraz zapoznałam!!! - Powiedziałam mu bardzo szybko bez zająknięcia się. Spojrzał na mnie z zdezorientowaną miną.

- Hmm... Ciężko mi to przyznać... Ale to było dobre! - Nacisnął ponownie pedał gazu.

- AAAA!!!! CZEMU MUSISZ TAK SZYBKO JECHAĆ!??!? - Zadarłam się jak opętana.

- BO TO LUUUUUUBIĘ!!! - Odpowiedział równie głośno co ja. - Karolina...!

- Co?! - Pisnęłam zamykając oczy.

- Spójrz na mnie... - Mruknął. Potem poczułam jakby samochód zahamował. Nie miałam bladego pojęcia co ten wariat kombinuje, ale postanowiłam go posłuchać... Yolo! Odwróciłam głowę w jego kierunku, a kiedy otworzyłam oczy to zobaczyłam ciemności. Jednakowoż... Poczułam na swoich ustach coś miękkiego, ciepłego i słodkiego. Pocałował mnie. Delikatnie, ale wyrażał dużo miłości i uczuć. Objął mnie ramieniem, tym samym pogłębiając pocałunek. Mruknęłam, kiedy poczułam jak językiem przejeżdża po moich wargach. Zacisnęłam usta w prostą kreskę. Nie wiedziałam co w takiej sytuacji postąpić. Zesztywniałam zupełnie. A sam fakt, że kompletnie nic nie widzę wcale mi tego nie ułatwiał. Lecz on się wcale nie spieszył, nic nie mówił. Tylko muskał moje usta, jakby były z jakiegoś delikatnego i kruchego materiału, które może się zniszczyć w każdym momencie przy jakimkolwiek gwałtownym ruchu. To było urocze. Czuję się wyjątkowo, wyróżniona. Jakby życie chciało mi wynagrodzić te wszystkie lata samotności.

- Jedźmy do domu... - Wyszeptałam kiedy ten głaskał mnie po policzku. Miał takie zimne dłonie.

- Eh... - Westchnął odpalając silnik. Objął mnie ramieniem i zaczął ponownie jechać. Nie szybko. Ale wolną, jakby na siłę chciał opóźnić nasz dojazd. Nie chciała o tym dyskutować. Po prostu wtuliłam się w tego i oddałam się w objęcia Morfeusza.

|•|••|•|

Otworzyłam oczy. Pierwszą rzeczą, która zobaczyłam było błękitne niebo z niewielką ilością chmur. Byłam opatulona czerwonym kocem, a ja sama leżałam na hamaku zawieszonego miedzę dwoma brzozami. Ziewnełam przeciągle zakrywając twarz dłońmi. Zaczęłam się zastanawiać dlatego nigdy nie mogę obudzić się obok mojego chłopaka. Prychnęłam. Nagle poczułam dość nieprzyjemny zapach. Skrzywiłam się, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to zapach farby. Ożywiłam się trochę na myśl, że Błekitek teraz pracuje nad kolorem ścian, a co najważniejsze... ~ nad naszym domem. Wstałam gwałtownie aby zaraz pędzisz w stronę dworka, mało co się po drodze nie zabijając po czyhające na każdym kroku zabójcze korzenie i głazy, które od tak sobie wyrastają z ziemi.

Gdy dotarłam na miejsca to pierwsze co rzuciło mi się w oczy był Candy malujący zewnętrzne ściany domu na ciemno brązowo. Nie uszło mi uwadze, że ten tu osobnik płci męskiej reprezentacji jest tylko i wyłącznie w krótkich szorkach. Trudno się nie dziwić, było w gorąco, w końcu to końcówka lata.

- Pomogę Ci! - Krzyknęłam biorąc do reki jeden z największych pędzlów. W odpowiedzi słuchałam tylko obojętne "okej". Trochę mnie zdziwił jego lekceważący ton, ale co mogłam poradzić? Ten gości ma wieczny okres! Albo jest wesoły albo wkurwiający albo obrażony, fochnięty na wszystko co się porusza i najchętniej to by zabił kogoś samym patrzeniem lub rozwalić tego kogoś za pomocą myśli i siły woli.

Zauważyłam, że stare spróchniałe deski zostały wymienione, teraz były mocne, czyste i pięknie się prezentowały, a z połączeniem farby z teflonem tworzyły niesamowity efekt.

- Jak Ci się spało? - Wypalił nagle z już dużo lepszym humorem. Ha! Wiedziałam, że okres ma.

- Nawet okej. - Odpowiedziałam nie przerywając malowania. - A Tobie? Długo już pracujesz? - Zamoczyłam pędzel w farbie.

- Mi...? Szczerze to zasnęłam w połowie drogi... -Spojrzałam na niego zdziwiona. - Znaczy... Wcześniej się zatrzymałem! - Warknął podenerwowany. Ja tylko wzruszyłam ramionami. - No... Obudziłem sią pięć godzin później. Dojechałem no i... Zaniosłem Cię na hamak i.. I... I... No... Zacząłem pracować. Wymieniłem te stare deski, co już pewnie zauważyłaś i maluję! - Uśmiechnął się. - Została tylko ta ściana, bo z tylu i po bokach już pomalowałem. - Westchnął.

*-*-*

- Koniec! - Krzyknęłam kiedy ostatnie pociągnięcie pędzla pokryło kiedyś czystą powierzchnię. Tak. To ja miałam ten zaszczyt, aby oficjalnie zakończyć naszą pracę w malowaniu ścian zewnętrznych. Efekt był powalający. Ten dom wyglądał tak uroczo na tle wszechogarniającej puszczy.

- Teraz... - Błekitek objął mnie od tyłu. - ...przejdziemy do tych przyjemniejszych części. - Zamruczał mi do ucha. Mimowolnie lekko się zaczerwieniłam. Nienawidziłam kiedy mówił w dwuznaczny sposób, a to zdarzało się w niego coraz częściej. Westchnęłam.

- Czy ja wiem...? Nawet nie wiem jakiego koloru będą poszczególne pomieszczenia... Nie licząc oczywiście łazienki. - Odpowiedziałam bez wyrazu. W sumie wcale nie musiałam udawać mojego rozgoryczenie. To, jak będzie wyglądał nasz do jest dla mnie nieznane. Jeden wielki znak zapytania. Jednocześnie jestem podekscytowana i jednocześnie przerażona. A co jeśli to będzie wyglądać koszmarnie? Grr...

- Myślałem, że lubisz niespodzianki... - Zachichotał i bardzej się do mnie wtulił. Westchnęłam.

- Bo lubię, ale obawiam się rozczarowania. - Mruknęłam. A co jeśli wszystko będzie czerwono - czarne?! Nie będę mogła wpuścić księdza na kolęde! Bo pomyśli, że jesteśmy jakimiś satanistami, albo z sekty iluminati!

- Dlaczego zaczęłaś tak dziwnie mówić? - Obrócił mnie, abym spojrzała w niego oczy. - Nie mów mi, że dziadziejesz...! - Otworzył szerszej oczy ze strachu, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.

- JA MOŻESZ HAHA... JA MOŻESZ MNIE O COŚ TAKIEGO POSĄDZAĆ!? HAHAHA!!! JA TU SIĘ STARAM UDAWAĆ WYRAFINOWANĄ BITCH, KTÓRĄ ZGASIŁABY CIĘ JEDNYM SPOJRZENIEM, A TY... A TY! WYSKAKUJESZ MI, Z TAKIM CZYMŚ! KURDE GOŚCIU! JA SIĘ NIGDY NIE ZMIENIĘ!!! - Na koniec mojej wypowiedzi pokazałam mu fucka. Śmieszne naprawdę. Czy on myślał... Że dorastam!? Serio!?

- To dobrze... - Wypuścił powietrze z ust. - Nie chciałbym żeby się zmieniała... - Mruknął patrząc w podłogę.

- Ta ta ta... Weź nie pierdol, bo mi się niedobrze robi! - Skoczyłam na niego opłacając go nogami żeby nie spaść, a rękoma złapałam jego za kark. A on szybko wyczuł sytuacje, bo trzymał mnie za nogi.

- Co ty kombinujesz? - Zapytał mnie chichocząc. Jprdl dlaczego on zawsze musi to robić? Brzmi wtedy jak chory psychicznie ludź...! Duch... Zjawa! Czym kolwiek on tam jest!

- Eeeeeeeeee....

- Makarena!!! - Usłyszałam głos z oddali... Czej... Znam ten głos. Wróciłam na ziemię i spojrzałem w stronę głosu. ~ Błekitek także. A co zobaczyłam...? Samochód, a obok niego Zebrę, Latająca Latarnie i Rudego.

- Sorry, że tak puzyno, ale... - Jason nie zdarzył więcej powiedzieć, bo zamknęłam go w szczelnym uścisku.

- JAK JA SIĘ ZA WAMI STĘSKNIŁAM POJEBY!!!! - Krzyknęłam głośno. Potem zaatakowałam i przytuliksami Jacka, a potem Puppeteera. Mało co ich nie dusząc.

- My za Tobą także. - Powiedziała żółtozębyny patrząc na Candy'ego. - ALE NIE POWIEM TEGO GŁOŚNO, BO BŁEKITEK MNIE ZAMORDUJE WZROKIEM!!! - Wydarł się jakby go ze skóry obdzierali... Albo nitek.

- Kisne! - Zarechotałam widząc zazdrosny wyraz twarzy niebieskowłosego. Wytarłam niewidzialnął łzę. - A tak w ogóle, to co was tu sprowadza? - Przybysze spojrzeli na mnie jak ufoludka. Serio...?

- Ten o tu... - Jack wskazał na Candy'usia. - ...poprosił nas o pomoc z remoncie... Składaniu mebli... Itp... Niepotrzebne skreślić.

- Aha czaje, a gdzie wasze dziewczyny...? - Znowu zapytałam. Ciekawości górą!

- Zaraz przy... - Papyt nie skończył swojej wypowiedzi przez huk. Gwałtownie odwróciłam głowę.

- KURWA!!! ZUZA!!! WYJECHAŁEŚ W CHOINKE!!! - Z głosu rozpoznałam Sophie.

- SERIO!? NIE ZAUWAŻYŁAM!!! A POZA TYM TO WINA WENDY!!! I JEJ BROKATU!!!

- CO SIĘ KURWA CZEPIASZ TAKIEJ ZAJEBISTOŚCI JAKIM JEST BROKAT!!?? - Wydarła się We... Blanka.

- JAPIERDOLE... BROKATU NIE RZUCA SIĘ KOMUŚ W TWARZ PODCZAS JAZDY SAMOCHODEM!!! - Znów Sop.

- POWIEDZIAŁA TA, KTÓRA DZIEWICTWO STRACIŁA NA KOLEJCE GÓRSKIEJ!!! - I znów Utopiona.

- Pfff! PO PROSTU JEJ ZAZDROŚCISZ!!! - I Bloody. - BO TY SWOJE STRACIŁAŚ PODCZAS SPADANIA ZE SPADOCHRONU!!! SORRY, ALE TO BYŁO SŁABE!!!

- ODEZWAŁA SIĘ TA, KTÓRA NADAL JEST DZIEWICĄ!!! - Powiedziały jednocześnie Sop i Zuz. A miło wiedzieć, że nie jestem jedyna. Chwila... Naszła mnie teraz rozkmina życiowa... JAK MOŻNA KOGOŚ ZGWAŁCIĆ PODCZAS JAZDY KOLEJKĄ GÓRSKĄ ALBO SPADANIA ZE SAMOLOTU!?!? OMG! Mam nadzieję, że mój pierwszy raz też będzie wyjątkowy... JAPIERDOLE!!! O CZYM JAK MYŚLĘ!?

- O... I są nasze księżniczki... - Mruknął załamany Pappeteer.

- Yup... - Dodał Jack.

- Tsaaa... - Mruknął Jason.

- Dobra plan jest taki! - Zaczął Błekitek. - My idziemy robić chałupę, a laski jadą do domu... Jasona. - Wzruszył ramionami. - A i... Bloody... Proszę... Tym razem nie rzucaj nikogo brokatem...

- NIE CZEPIAJ SIĘ CHUJU!!!

- Też Cię kocham siostrzyczko...

- Teraz... To mnie nie będzie przy remoncie!? - Zapytałam już mega skołowana i zdziwiona.

- No... - Odpowiedział mój chłopak.

- Ale zajebiście!!! - Szybko wsiadłam do lekko rozwalonego samochodu. - Jedźmy!!!

- Ja prowadze!!! - Krzyknęła złowieszczo Bloody.

><><><><><><>

Żyje? Chyba tak... Nie jestem do końca pewna. Mrugam... Oddycham... Zaraz... Przecież ja nie żyje! Czemu co chwilę o tym zapominam...?! Nie ważnie! Po prostu jestem teraz w w... W... Nicości...! O tak to ujmę. Słyszę głuche piski. A dlaczego...? Pamiętacie jak mówiłam, że Błekitek szybko jedzie? Cóż... Znalazłam jego nauczyciela!

- BŁAGAM!!! LASKI!!! NIE PATRZCIE SIĘ W TĄ BIEDNĄŁ PRZESTRZEŃ TYLKO RUSZCIE DUPY!!! - Wydarł się kierowca.

- Daj mi chwilę... - Mruknęła Sophie przecierając oczy.

- Mi też... - Dodałam.

- A ja pójdę w krzaki... - Zuza szybko wysiadła i zwymiotowała... Na różowo... Blanka westchnęła i trzymała jej włosy.

- Spokojnie... Topielcu... Nie spiesz się... Rzygaj ile chcesz... Jesteś w śród przyjaciół...- Rzekła znurzona czarnowłosa.

- Wysiadam... - Rzekła Sop... Zrobiła parę kroków i zaliczyła glebę... A los chciał aby wpadka do kosza na papier... Segregacja, natura, ziółka i te sprawy.

- Teraz moja kolej... - Mruknęłam otwierając drzwi. Przez chwilę świat wydawał się być kolorowy... A potem plusk...! I wpadałam do oczka wodnego...

~~~

Jeff: Szanowni państwo, przerwa na reklamę, aby nasze bohaterki ogarnęły dałna.

Denerwująco-spokojny-głos-kobiety-z-polsatu: REKLAMY

Zero: CO JA MAM TU ROBIĆ?!

Toby: MASZ REKLAMOWAĆ COLE ZERO!!!

Zero: Kurwa, ale to było suche... Że aż wszystkie suchary na świecie zrobiły się mokre...

Zalgo: Te suchary stary się mokre, bo zobaczyły moje nowe zdjęcie na Instagramie!!!

Jane: Badumssss

Zero: Poprawka... Zrobiły się mokre, bo skisły po obejrzenia, meme, na której była twoja twarz z podpisem: "Krowa z Czarnobyla"

Jane" BADUMSSS!!!!

Denerwująco-spokojny-głos-kobiety-z-polsatu: I po reklamie... KUPUJCIE ZŁOTO!!!

~~~

Jeff: *poprawia okulary swag'u* Szanowni państwo, wracamy po przerwie...! Czy Karolina się utopi??? Czy Sophie wyjmie łep ze śmietnika...? Czy Topielec będzie rzygał na inny kolor...? Tego dowiecie się ju...

Autorka: *wali Jeffa doniczką* PRZESTAĆ PIERDOLIĆ!!!! WRACAMY DO OPOWIEŚCI!!!!

~~~

Właśnie siedziałam z dziewczynami w salonie. Ja rzeczy jasna wysuszyłam się, a cichy pożyczyłam bezpowrotnie od gospodarza. Dałam mi taką uroczą zielonął sukienkę, i śmiszne laczki... I... Zielone rękawiczki swegu.

- To co u was? - Zapytałam po chwili.

- Ja na tą chwile mam laga wewnętrznego... - Mruknęła Utopiona.

- Weź już nie narzekaj! Jechałam wolno ze względu na Twoją ciąże! - Ryknął kierowca. Przewróciłam oczami.

Zaraz... Zuza w ciąży!?

~ Oczyma Tego Niebieskiego pedała ~
(Kocham robić w takich momentach życiowych perspektywe kogoś innego( ͡° ͜ʖ ͡°) )

- Od czego zaczynamy? - Zapytał Jas klaszcząc w dłonie. Dlaczego on zawszę musi tak robić...? Tiki nerwowego czy co?

- Doskonałe pytanie! - Odpowiedziałem. - Ktoś zna odpowiedź...? Serio. Jest tego tyle, że nie mam pojęcia od czego zacząć... - Mruknęłam zgaszony. Bo znacie to uczucie kiedy macie tyle do zrobienie i nie wiecie od czego zacząć, więc siedzicie patrząc w pustą przestrzeń kosmiczną. Ja właśnie byłem w podobnej sytuacji. Niby było sprzątnietę i gotowe do roboty, jednakże nie wiedziałem jak zacząć. Niczym autor, który ma całą fabułę w głowie, ale nie wie jak zacząć, aby zachęcić czytelników do dalszego czytania. Byłem przytłoczony? Można tak to ująć.

- Pffff... - Jack westchnął ciężko. - Zacznijmy od najmniejszych pomieszczeń. Czyli... Jeśli dobrze myślę... Łazienki?

- Tak...

- To do roboty! - Krzyknął Papyt szarpiąc za moją bluzę, w której ukrywa była sakiewka ze wszystkimi tymi pierdołami do remontu.

- Grrr... - Warknąłem i tak to prostu wcisnąłem mu w rękę tą przeklętą torebkę. - Tylko proszę was o...

- JAK ŚMIEŁEŚ MNIE ZNOKOŁTOWĆ. BŁEKITKU!?!?! - Wydarł się ~ wkurzony bardzej niż zwykle ~ Marco. Chwila... To ona dopiero teraz się wybudził? Serio? Moje usta wykrzywiły się w prostą kreskę. Poczuł logiczność tego zdania! Zaciągnij się!

- Normalnie...? - Odpowiedziałem z kpinął wyraźniejszą niż piksele w minecraft'cie. Ten gościu drażni mnie z każdą chwilą coraz bardzej. Ehh... Najchętniej to bym wziął swój młot i po prostu mu przypierdolił. Od tak. Bez ani kszty wyrzutów sumienia. Lecz jak to życie potrafi być złośliwe... Gościu jest nieśmiertelny... FUUUUUCK!!!

- M-Marco...? - Zająkał się Meyer i zbladł na całej twarzy. Wyglądał teraz jak Jack... Albo gorzej... Nie ma to jak spotkanie swojego byłego! Polecam ~

- OOo... A kogo mu tu mamy...? - Ta pokraka spojrzała w stronę biednego Jasona. Co mogłem w takiej sytuacji zrobić? Westchnąłem, podeszłem do tego skurwiela i najzwyczajniej w świecie pieprzełem go w tej głupi łep, jak się spodziewałem, stracił przytomność.

- Dzięki... - Jęknął piskliwie czerwonowłosy. Ja tylko niedbałe machnąłem ręką i przewróciłem oczami.

- E! Chłopaki! - Krzyknąłem. Wszyscy spojrzeli na mnie. - Chodźcie go zakopać! ( ͡◉ /// ͜ʖ /// ͡◉ )

~ Oczami Karoliny ~

Nie mogłam po prostu uwierzyć! Od razu po tym, jak się dowiedziałam, że Zuzu jest w ciąży, to zaczęłam macać jej brzuch. Oczywiście nie obyło się bez pytań...

- Jak się czujesz?! Czy to boli!? Jak z tym śpisz!? To się rucha! Znaczy... Rusza! Omg! Który to miesiąc!? A który tydzień?! To chłopiec czy dziewczynka!? A czy dziecko będzie mieć pomarańczowe włosy czy czerwone!? Jak będzie miało na imię?! Ej! A czy będzie miało podobne zdolności co Jason?! Kto będzie jej chrzestnymi!? A kto chrzestnął!? W którym szpitalu się urodzi?! Po kim będzie miało oczy!? Kiedy chrzesty!? A tak w ogóle to kiedy termin porodu!? - Zawijałam ja szalona (ruda tańczy jak szalona 🎶) i pewnie bym nadal wymyślała te pytania z dupy wzięte, gdyby nie ręką ciężarnej (xD) która zatkała mi paszczę.

- Zamknij się w końcu! - Warknąła. - To tak: Dobrze, nie, normalnie, tyle jeszczę nie minęło, trzeci, nie wiem, tego też nie wiem, jeszcze się zastanawiam, bardzo prawdopodobne, nie myślałam a tym, o tym też nie, nie rodze w szpitalu, jeżu skąd mam widzieć! Za 8 miesięcy. - Odpowiedziała mi na wszystkie pytania i zabrała rękę z mojego ryja. Przez chwile miałam laga, nie no kurde szacun za pamięć.

- Ahaaaa... - Mruknęłam i bardziej rozsiadłam się na sofie. W tym momencie autentycznie zazdrościłam Topielcowi. Będzie miała dziecko, weźmie ślub, założy rodzine... Będzie szczęśliwa... Ahh... Rozmarzyłam się... Chciałabym mieć dziecko... Ale nie jestem pewna czy Błekitek chce dziecka. Pytał się o oto, odpowiedziałam, że nie wiem. A jeśli on... Nie chce dziecka...? I... Nie chce być ojcem? Może pytał się o to ponieważ, chciał mnie w ten sposób sprawdzić! Jakbym odpowiedziała, że tak, to on by próbował mi jakoś wyjaśnić, że on nie chce dziecko, albo powiedział to wprost. A jakbym powiedziała, że nie to wtedy on by powiedział, że on również nie chce. Ale ja powiedziałam, iż nie wiem. Czyli on nie mógł tego jeszcze powiedzieć, ponieważ ja byłam niezdecydowana! Boże! Czy to o czym myślę ma jakikolwiek sens!? Czy mój monolog wewnętrzny jest logiczny i prawdopodobny!? Bo moim zdaniem tak i to bardzo...

- Karol!!! - Ktoś krzyczał, ale nie byłam zbytnio skupiona na tej osobie. Dopiero kiedy poczułam coś zimnego na ryju to orzeźwiałam.

- Aaaa!!! - Krzyknęłam odruchowo. Zrobiło mi się zimno. - Serio!? Zimną wodą!?

- Tak! - Odpowiedziałam Sophie. - Pytamy się Ciebie, a ty jesteś głową w chmurach! - Prychnęła.

- Eh... Przepraszam... To o co pytaliście...? - Mruknęłam zmieszana.

- A więc... Może czy chcesz... Albo inaczej... Czy planujesz założyć rodzine z Candym? - Zapytała mnie przenikliwym wzrokiem Blanka. O chuj... Niby tak... Ale to jego siostra... Kuwa... Eeee... Mmmm...

- To dość skomplikowane... - Mruknęłam drapiąc się po karku...

- Hmm... Prosta decyzja. Tak lub nie... - Poganiała mnie Czarnowłosa. - ...albo inaczej! Opowiedz nam o waszym związku... Jestem tego niezmiernie ciekawa...

Okej, to co ja takiego mam jej opowiedzieć? Od czego zacząć...

~ Oczami Błekitka ~

- Serio!? - Krzyknął Jack. - Naprawdę go zakopaliście!?

- Yup... - Odpowiedziałem.

- Ale! Ponieważ jesteśmy dobrymi ludźmi, najpierw włożyliśmy go do skrzyni... - Powiedział Jason i przybyliśmy razem żółwika. - ...różowej!

- Czemu różowej? - Zapytał Papyt.

- Bo to pedał... - Mruknęłam. - Geje lubią różowy.

- Ej... - Zaczął Meyer. - Ja byłem gejem i jakoś nie lubiłem różowego...

- Ty byłeś bi! Nie liczby się! - Westchnęłam ciężko.

- A no faktycznie...

^_^_^

- No! Nawet nieźle nam idzie! - Krzyknął Jack, kiedy skończyliśmy zakładać podłoge. Miał rację. Zakładanie paneli jest niezmiernie czasochłonne. Najpier trzeba podłodze wyczyścić z pytu i kurzu, potem pomalować takim przezroczystym płynem, a na końcu dopiero można zakładać podłogę. Postawiliśmy zrobić sobie chwile przerwy.

- Co u was? - Zapytał Puppeteer. Co u mnie? To było bardzo trudne pytanie. Kłębie w sobie masę emocji, które próbuje za wszelką cenę zakryć. Marzę o błahostkach.

- Mam problem z Blakną. - Mruknął Jack. - Wiecie ile ja muszę się wysilić, aby okazała mi jakie kolwiek uczucie? - Schował twarz z dłonie.

- A ja mam problem z Sop... Oczekuje odemnie abym okazywał jej więcej czułość... A ja przecież latam za nią jak porąbany...! - Jęknął Piter.

- Natomiast u mnie... - Zamyśliłem się. - Jest tak... Sam nie wiem jak... - Spojrzałem w dół.

- A ja mam problem... - Westchnął Jason. - Bo widzicie... Będę ojcem... - Jęknął jakby to informacja jeszcze w pełni go niego nie trafiła. - Jestem... Jednocześnie dumny, wzruszony, szczęśliwy co wystraszony, smutny i... Przetłoczony... - Spojrzał w górę.
W pierwszej chwili byłem najprawde dumny z mojego "brata" że w jego domu będzie słychać tupot małych stópek. Wyobraziłem sobie to.

- Gratulacje. - Powiedziałem wzruszony. Chłopaki też mu pogratulowali, a w ich twarzach ujrzałem szczęście. Ciekawe jak to jest być ojcem? Zawsze mnie to zastanawiało. Można powiedzieć, że w tym monecie szczerze zazdrościłem Meyer'owi. Chciałbym mieć dziecko, córkę. Taką miałą słodką kruszynkę! Tylko jest jedno wielka "ale". Boję się reakcji Karoliny, na wiadomości, iż chciałbym mieć z nią dziecko. Sam pytałem ją o to, a ona powiedziała, że nie wie. Czy w ten sposób próbowałam mi uzmysłowić, swoją niechęć do posiadania tak wielkiej odpowiedzialności? Poza tym... Ona ma niedługo 17 lat... To jeszcze stanowczo za wcześnie... Chyba za bardzo się spiesze...

- To wracamy do roboty? - Zapytał Papyt, tym samym wyrywając mnie z tego letargu.

- Tak, chodźmy... - Mruknąłem.

~ oczami Karoliny ~

- Od czego by tu zacząć... ? - Mruknęłam bez przekonania. - Hmm... A co był mogła powiedzieć? Jesteśmy dobrą parą... Dogadujemy się itp... - Zaśmiałam się nerwowo.

- A planujecie ślub? - Krzyknęła podekscytowana Sophie. A mi autentycznie zabrakło powietrza w płucach. Ja i ślub!? To jeszcze za wcześnie...

- Nie... - Pisnęłam zmieszana.

- A planujecie mieć bachory...? - Zapytała mnie Zuza. Co to ma być? Przesłuchania generalne?

- Powiedziałabym was coś, ale to w tajemnica... - Mruknęła wahając się. - Mogę wam ufać? - Zapytałam niepewnie, a dziewczyna zgodnie pokiwały twierdząco głową. - Bo ja... Ja nie za bardzo mogę mieć dzieci... - Wymamrotała ledwo wyraźnie, ale na tyle, by mogły mnie usłyszeć.

- Ale... Dlaczego? - Zaczęły mnie wypytywać. Od dawna chciałam komuś się zwierzyć na ten temat, ale nie miałam komu... Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno dobrze robie, ale podjęłam już swoją decyzję...

- A więc - zaczęłam niepewnie. - Moja matka umarła przy porodzie. To wina komplikacji... Ona nie mogła mieć dzieci... Więc zajęła się mną jej siostra bliźniaczka... Ona z kolei była bezpłodna... Miały razem taką przypadłość. A ja... Odziedziczyłam po nich... - przełknęłam ślinę - ...i to, że nie mogę mieć dzieci i bezpłodność... - Spojrzałam dół. - Ciotka przez całe życie odwiniała mnie za śmierć jej siostry. Były ze sobą naprawdę blisko. Wujek mi mówił, że on jej śmieci stała się wredna i zgorzkniała. - Skończyłam. - Przyznam... Chciałabym mieć z Zack'iem dziecki, ale... Nie mogę...

- Ale taraz jesteś demonem... - Przerwała mi Sop. - ...może to wyleczyło tą przypadłość, a poza tym.. Przecież umarłaś... - Mruknęła rozglądają się. Szczerzę mówiąc to nie pomyślałam o tym. To jest bardzo prawdopodobne, ale nie miałam pewności, nie chciałam dawać sobie zmudnej nadzieji.

- Może masz rację, może nie... - Topielec westchnęła. - Powinnaś się zbadać. - Dodała ironicznie.

- Ta... Już lecę... Idę do szpitala i mówię "dzień dobry, jestem demonem, który kiedyś był człowiekiem. Ale wracając... Chce mieć dzieci z moim chłopakiem duchem, ale za życia byłam bezdzietna i zastanawiam się, skoro jestem demonem, to mogę zajść w ciążę czy nie. A tak w ogóle to mam szesnaście lat, a niedługo siedemnacie!" - Powiedziałam także ironicznie krzyżując rękę. - Właśnie! Ja mam szesnaście lat! Nie powinna jeszcze w ogóle o takich tematach rozmawiać! Jestem za młoda...

- Demony osiągając dojrzałości w wieku piętnastu lat. - Przerwała mi Blanka. Moje usta były obecnie jedną wielką prostą kreską.

- Skąd o tym wiesz? - Zapytałam podejrzliwie.

- Chodziłam kiedyś z demonem, nie pamiętasz? - Jęknęła niezadowolona. A no tak... Zapomniałam. Westchnęłam. Nie chciałam już rozmawiać na mój temat. To mnie dodatkowo dołowało.

- Ah tak... A co w waszych związkach? - Zapytałam uśmiechając się sztucznie. Dziewczyny spojrzały na mnie ze współczuciem, ale zauważyły moje błagając spojrzenie.

- U mnie... - Zaczęła jako pierwsza Sop. - Moim zdaniem Papyt nie poświęca mi dość dużo uwagi... Znaczy jest ze mną cały czas i rozmawiamy, ale nie oto mi konkretnie chodzi... On mnie traktuje jak dziecko! Martwi się, dopytuje... A ja jakich chłopak podszedł do mnie, aby zapytać o godzinę, to on go przerobił na bardzo brzydką lalkę! Czuję się jak w jakiejś klatce! - Opowiedziała intensywnie dystykulując. Zaśmiałam się cicho. Zaczęła analizować jej wypowiedź.

- Eh... - Westchnęła Bloody. - A u mnie jest tak, że ten czubek chce żebym była dla tego bardzej czuła. Uważa, że jestem szorstka. A tak z innego beczki... To Wendy się coraz mnie odzywa i nie wiem co zrobić... - Trochę po smutniała. Spojrzałam na nią uważnie ilustrując jej zachowanie. W pewnym momencie zauważyłam niewyraźnie, ale jednak widoczne różowe pasemko. - Chciałabym mieć w sobie więcej uczuć dla niego, ale nie umiem! - Krzyknęła, a pasemko zrobiło się ciut wyraźniejsze. Postanowiłam to przemilczeć.

- Teraz ja... - Mruknęła ruda. - U mnie jest po staremu. Kochamy się i w ogóle, ale obawiam się jego podejścia do zostania rodzicem... On... Jednocześnie się cieszy i smuci. Można powiedzieć, że w tej sytuacji jestem w przysłowiowej kropce. Martwię się, iż nie pokocha tego malucha... - Mruknęła oziemble. Eh... Każda z nich ma swoje problemu. Każda martwi się o coś innego. Życie to nie bajka. Chociaż... Gdybym pomyśła o świecie idealnym. Gdzie nie ma problemów i troska... I miałabym w nim mieszkać... To był najpewniej popełniła samobójstwo skacząc z dywanu na podłogę. Autentyczne. Jakbym miała sobie wyobrazić, że świat jest idealny to uważam, że wtedy życie nie miało by sensu i było by po prostu nudne. Większą fabuły filmów i książek polega na rozwiązaniu problemu, dążenia do celu... Mogłabym tak długo filozofować na ten temat.

Wszystkie dziewczyny westchnęła w tym samym momencie. Ehhh... Chłopcy...

~ Oczami Candy'ego ~

Jestem taki podekscytowany! Skończyliśmy! Wszystkie meble są ułożone, instalacja elektryczna i wodna zrobiona. Tylko jeszcze Helenka kończy wzory w sypialni, ale to szczegół! A to wszystko nie trwało długo! Tylko dwanaście godzin bezustannej roboty! Podam na ryj... Reszta każde. Najchętniej to bym teraz położył się w sypialni i zasnął, jednakowoż nie mogę. A dlatego? Bo chce tą pierwszą noc z już gotowym domu spędzić z Karoliną, a nie na chama sam. Zważając na sam fakt, że jest późno i padamy, to postanowiliśmy iż zaśniemy w namiocie, a z rana pojedziemy do mieszkania Jasona po nasze damy i potem każdy pojedzie w swoją stronę. Prosty plan bez żadnych skomplikowanych czynników, które mogą to spierdolić zniszczyć, popsuć, osikać czy cokolwiek innego z tego zrobić. Chyba muszę się położyć, bo zaczynam pierdolić gorzej niż Jack po cukierkach miętowych.

_rano_

Otworzyłem oczy, kiedy to zrobiłem to światło próbowało zabić mnie swoim blaskiem! Kiedyś je pozwę! Wracając... Zacząłem mruczeć nieszczęśliwy, ponieważ chciałem jeszcze trochę pospać. Kręciłem się we wszystkie strony tego pierdolonego świata, aby pokazać wszystkim, że nie chce wstawać. Jest tak wcześnie! Spojrzałem na zegarek. Dopiero wpół do czwartej...

- Aaaaaa!!!! - Krzyknąłem widząc godzine. Zacząłem latać jak (wróżka kuffa) opatrzony w te i spowrotem przy okazji budząc pozostałych, którzy de fak to też nadal spali! Już miałem wyrywać sobie włosy, ale w ten zobaczyłem podjeżdżający samochód. Nieeee!!! To one! Przejechały po nas! Nie.Nie.Nie.Nie. Dostanę wpierdol! Już czuję te katusze!
Pierwsza wysiadła Zuza i poszła wymiotować... Tylko nie w moje róże... Potem Sophie... Która wpadła w MOJE róże. Mój wyraz twarzy ---> 😑
Następnie Blanka, z którą nic nie byłe takie dziwnego, tylko cicho się śmiała widząc dwie dziewczyny przy różach. No i ostatnia wyszła Karolina... Była biała jak ściana... Zrobiła kilka kroków, a potem zaliczyła glebę. Bloody jeszcze bardzej zaczęła się śmiać.

- CO TY IM ZROBIŁAŚ!!! - Krzyknąłem łapiąc się za głowę. Razem z chłopakami podeszliśmy do swoich dziewczyn.

- Powiedziały, że chcą do was szybko przyjechać! - I wszystko jasne.

Pomogłem wstać mojemu demonowi.

- Widzę... Tyle kolorów...! Jestem na karuzeli...? Rzygać mi się chce... - Powiedziała Karolina i dołączyła do Zuzy w wymiotowaniu na MOJE róże. Mruknąłem zniesmaczony. Co mogłem w tej sytuacji zrobić? Nioch... Dołączyłem do Meyera i także trzymałem włosy swojej dziewczynie. Miałem teraz wrażenie deza vu...

~ kiedy wszyscy się ogarnęli ~

Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, pojechali w swoją strone. Podziękowałem wszystkim za poświęcenie. I znowu zostaliśmy tylko ja i... Karolcia

- Mam się bać? - Zapytała poważnie unoszą jedną brew do góry. Boże! Kobieto! Dlatego aż tak bardzo nie wierzysz w mój talent do dekorowania i remontowania domów!?

- Ja też się za Tobą stęskniłem! - Jęknąłem. Karol przewróciła oczami i się do mnie przytuliła. Ależ słodko... Też się do niej wtuliłem i podniosłem jak panne młodą. - To idziemy oglądać moje dzieło...

♤♧♤♧

Challenge komplit xD


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top