15. |Spójrzmy prawdzie w oczy|
- Dlaczego nie skorzystałeś z okazji...? - Zapytałam z czystej ciekawości.
- Przecież to oczywiście! - Prychnął z pogardą. Lekko się przestraszyłam, ale to zaraz przeszło. - Nie chce zrobić tego z kaprysu jakiegoś lalkarza od siedmiu boleści. Chce to zrobić niespodziewanie. - Zaczął szeptać mi do ucha. - Nagle. Tak byś nie była na to przygotowana. By przyjemności dla mnie była większa. - Zmienił pozycję tak, że wyglądał jakby robił pompki, patrzył mi w oczy. - A co? Myślałaś, że mi na tobie w jakimś stopniu zależy? - Zapytał z kpiną. Nic nie odpowiedziałam, jedyne co zrobiłam to zmarszczyłam brwi i przebrałam srogi wyraz twarzy. - Czyli jednak!!! - Krzyknął niezwykle rozbawiony. Śmiał się. - Chyba zapomniałaś po co tu jesteś... - Powiedział już ciszej. - Byś była naszą zabawką. Nie dbamy o Ciebie. W zasadzie... Ja i reszta mamy Cię gdzieś, byle by zaspokoić nasze zachcianki. Poza tym... Nie wiem na co ty liczysz... - Oczy mi się delikatne zaszkliły, ale to było ledwo widzialne. - Ponieważ jeszcze nigdy się nie zakochałem w nikim. I nie mam zamiaru tego zmieniać. - Wstał ze mnie i usiadł na łóżku. Przyglądał mi się z kpiącym spojrzeniem. Nie miałam ochoty już na niego patrzeć. Usiadałam
- Nie obchodzą mnie twoje sprawy uczuciowe. - Odrzekłam chłodno. Utrzymując kamienny wyraz twarzy. - A jeśli chodzi o kontakty, to chciałam się z wami zaprzyjaźnić, by była miła atmosfera w domu. - Dodałam beznamiętnie. Wstałam i udałam się w stronę wyjścia. Kiedy dotknęłam klamki poczułam czyjś oddech na karku. Nie odwróciłam się.
- Mi się nigdy nie zaprzyjaźnimi. Jesteś dla mnie i wszystkich niczym. Uważają Cię za naszą sukę, zadają się z tobą tylko z litości. - Powiedział. Odwróciłam się w jego stronę i stanęłam z nim twarzą w twarz. Kpiący uśmiech, natychmiast zmienił się w grymas z lekko otwartymi, drżącymi ustami. Jego twarzy wyrażała zaskoczenie i przerażenie, a było to spowodowane tym, że zobaczył gorzką łzę która powali spływała mi po policzku. Prychnęłam i wyszłam, zatrzaskając mocno drzwi.
Na dole słyszałam głośna muzyke, ale ją kompletnie olałam. Szybkimi krokami szłam to jednego z pokoju gościnnych. Musiałam zostać na chwilę sama.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Byłam w jednym z wielu pomieszczenia w tym domu, zrezygnowałam z pokoji gościnnych. To by było zbyt proste...
Poszłam na strych...
Rozejrzałam się dookoła. Bez trudu znalazłam drabinę na dach. Wspiełam się.
Widok z tak wysoka jest niesamowity... Było tyle gwiazd, a księżyc w pełni idealnie się komponował z ciemnym niebem. Była 22:24 zapowiadała się długa, aczkolwiek przyjemna i spokojna noc. Usiadłam. Wpatrywałam się w niebo z zapartym tchem.
~ oczami Puppetter'a ~
Lekko zacząłem się zmartwić, że nadal nie wyszli do nas. Już chciałem tam pójść, ale widok mojego niebieskowłosego przyjaciela natychmiast rozwiała mi ten pomysł.
Podszedłem do niego.
- Co tak długo? - Zapytałem z udawanym wyrzutem.
- Musiałem... Wyjaśnić porę niedomówień i uświadomić parę spraw, ale już jest dobrze. - Opowiedział poważnie.
- Coś ty taki zbity? - Zapytałem widząc lekki grymas na jego twarzy.
- Nie jestem zbity! - Od razu zaprzeczył. - Chodź się napić. - Natychmiast zmienił temat i ruszył do barku. Miałem źle przeczucia...
~Dwie godziny późnej ~
- Candy... Pytanie czy wyzwanie!!??! - Parę osób nieźle ubitych zaczęło grać w butelkę, a ja się przyglądałem.
- Jeff... Pytanie... Jestem już troche zmęczony...!!! - Odpowiedział popijając któryś z koleji browar.
- W kim się zakochałeś...?! Bo ja w Karolinie! Jest jaka piękna. - Mówił mocno upity.
- Ja...?! Czekaj... - Mówił jak pijany. - W kim się kochasz? - Zapytał Candy nagle odzyskując trzeźwość umysłu.
- No przecież mówie! Że w Karolinie! Ma takie piękne włosy! I oczy! Mówię Ci! Będą ją niedługo ostro piepszył! Będzie mnie błagać o więcej!!! - Jeff wyraził się z głupim uśmiechem. Natomiast w Candy'm coś się gotowało.
- Chcesz wiedzieć? - Zapytał dla pewności?
- Chce?!? - Odparł od razu.
- To masz problem...bo w nikim...
- To mogę iść do Karoliny? - Jeff zapytał.
- Jasne... - Na chwilę się zamyślił. - Rób co chcesz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top