13. |Party kurwa hard|
Uwaga!!!
Uważaj!!!
" _ヽ
\\
\( ͡° ͜ʖ ͡°)
⌒ヽ
/ へ\
/ / \\
レ ノ ヽ_つ
/ /
/ /|
( (ヽ
| |、\
| 丿 \ ⌒)
| | ) /
'ノ ) Lノ
(_/
😹😹😹😹😹😹
- Candy! - Weszłam do pokoju, w którym przesiadywał.
- Co jest? - Zapytał poprawiając włosy.
- Twoja siostra jest.... Dziwna.. - Rzekłam łącząc ze sobą dwa palce wskazujące.
- Odkrycie. - Prychnął.
- Co Ci? - Zapytałam i stanęłam obok niego.
- Nic. - Odpowiedział lodowatym tonem.
- Kurde, chłopie! Okresu dostałeś?! - Wkurzyłam się.
- Gorzej. - Mruknął.
- Gadaj!
- Wypili moją herbatkę z liścii marihuany. - Warknął zły.
- Ahaaa... Skończyła się!? - Wydawałam się nagle zmartwiona.
- Na szczęście nie, ale wypili jedną piątą... - Mruknął zamykając oczy. - Poczekaj idę się przebrać... Możesz poczekać i ocenić mój wygląd? - Jego złości zastąpił złośliwy uśmiech.
- Jasne... - Lekko się skrzywiłam.
- To świetnie. - Wszedł do szafy. Nie minęła chwila, a z niej wyszedł. - I jak???
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Em... - Boże jak tu gorąco! Jaa... Cię... Chwila coś mam mokrego na brodzie... O nie! Ja się ślinie! Zaraz ją wytre, tylko muszę spuścić wzrok...
- Karola, jesteś czerwona... I masz otwarte usta... - Zaśmiał się wrednie.
- Błękitku!!! - Nagle ni z gruszki ni z pietruszki, pojawiła się Wen. - Chodź wszyscy już są!!! - Nagle zmieniła się w Blanke. - I nie, nie pójdziesz tak. - Powiedziała poważnie.
- Oj daj spokój!!! Zobacz jaki ma szeciopak!
- Wendy, to nasz brat!
- Wiem! Dlatego się ciesze, że tak wygląda!
- Jack wygląda lepiej. - Mruknęła cicho.
- Zaraz... Czy ty się...
- Stul pysk!!! Candy! Przebierze, się! A tobie dziwko, radzę to samo!
- Bloody!!! Jak ty się wyrażasz!!! - Krzyknęła wychodząc.
- WoW! - Powiedziałam równo z niebieskim jednorożcem. ( pozdro dla kupatych ( ͡° ͜ʖ ͡°) )
- Ona taka jest... - Westchnął ciężko. - Znaczy się Blanka. Wen jest nawet spoko.
- A może ona potrzebuje troszkę miłości! Znaczy się Bloody. - Zaproponowałam.
- Nie sądzę, nie lubi czułości. - Założył czarną bluzkę.
- A Wen? - Zapytałam.
- Uwielbia. - Zanucił.
- Mam plan. Przyda się butelka, kartki, która przygotowała Lola na poprzedniej imprezie i pani utonieta. - Rzekłam z diabelskim uśmiechem numer cztery. - Oraz sojusznik! - Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Wchodze w to! - Przybiliśmy żółwika. - Ale zaraz.... Utonieta...? - Zapytał i przykrzywił głowę w bok.
- Tak... Ona urodzi się za 50 lat. - Powiedziałam wesoło.
- What the kurwa fack. - Skomentował.
- Bosz, Błękitku spokojnie! Musimy ją przywołać! - Powiedziałam już znudzona.
- Co?
- Bawiłam się w czarną magie i przypadkowo obudziłam duszę, która jeszcze nie zawładnęła ciałem, ale spoko, już je ma. Trzeba tylko powiedzieć sekretne słowo i przybędzie! - Wytłumaczyłam.
- A czemu "utonięta"?
- A czemu nie? - Wzruszyłam ramionami.
- A po co tu ona? - Zadawał kolejne pytania.
- Bo impreza bez niej jest sucha! Ponieważ robi nieźle drinki... - Ostanie zdanie dodałam ciszej, bo nie chce wyjść na chama, który wykorzystuje koleżanki!
- Dobra, mów "to" zdanie! - Był tym zaciekawiony.
- Ehem ehem! PRZYBĄDŹ MENDO!!! - Krzyknęłam podnosząc rękę do góry.
Nagle przed nami pojawiła się wanna, a w niej dziewczyna z czerwonymi oczami i rudymi włosami.
- Karol! Zajęta jestem!!! - Warknęła i przykryła się pianą, tak że było widać tylko łep.
- Zuzu!!! Też się cieszę, że Cię widzę!!! - Uśmiechnęłam się szczerze. Ruda przewróciła oczami.
- Wyjdź. I przynieś mi jakieś seksi ciuszki. - Mruknęłam i cała zanurzyła się w wannie.
- No idź Karolina. - Powiedział Candy z ty uśmieszkiem:
- Ty też. - Mruknęłam. Poczym chwyciłam go za rękę i wyprowadzałam z pomieszczenia. - Ciekawe jak pozbędziemy się wanny ze środka pokoju...
~*~
Zapukałam w drzwi.
- Czego?! - Wydarł się Zuzel.
- Mam ubrania dla CB! - Krzyknęłam.
- Już. - Otworzyła drzwi. Była w ręczniku. Zabrała rzeczy i zamknęła wrota do ilizjum Candy'ego.
- Chodź zobaczyć co robią na dole! - W moim oczach pojawiły się gwiazdki na jego słowa. Poszliśmy do centrum balangi! Weszłam na stół.
- SŁUCHAĆ MNIE WY NIE DO JEBANE PSYCHICZNIE ŁAJZY!!! ZAGRAMY W FAJNĄ GRE!!! - Krzyknęłam z całych sił.
- Gwałty? - Zapytał wysoki blondyn w zielonym ubranku. Biał fajne czerwone oczy.
- Uuuuu! - Odrzekł tłum.
- Nie! Butelke...
- We!!! - Ryknął tłum.
- Będzie można się całować i macać! - Dodałam.
- Yeeeey!!! - Uradowane zbiorowiska udała się do ogrodu, iż, ponieważ, bo, tam będzie więcej miejsca.
- Utopiona rusz dupę!!! - Krzyknęłam z dołu.
- Idę!!! - Ze schodów schodziła piękna rudowłosa miała tęczówki koloru rozżalonego słońca. Miała krótką, czerwoną sukienkę, która idealnie podkreślała jej talie, a sam strój nie miał ramiączek.
- To nie film romantyczny!!! Schodz szybciej! A nie, zwolnione tempo mi tu uskuteczniasz! - Warknęłam, na co ona fukneła.
Razem z innymi usiedliśmy w kółeczku. Byliśmy w takiej altance, a podłoga była z drewna z sosenki.
- Ja zaczynam! - Rzekł Papyt i podniósł do góry - w geście zwycięstwa - butelkę po wiśniówce. Postawił ją na ziemi i wprawił ją w ruch.
- Nie... - Szepnęła dziewczyna. Była ubrana na czarno - spodnie, bluzkę na ramiączka i zakładaną od tyłu czapkę z daszkiem, miała czarne włosy, usta i oczy z białymi źrenicami.
- Witam piękna. Prawda czy wyzwanie? - Zapytał Pupet.
- Pytanie. - Odpowiedziała pewnie.
- Jak masz na imię? - Uśmiechną się złośliwe.
- Seriously? - Zapytała lekko zdenerwowana. Ten tylko skiną głową na "tak" - Sophie. Teraz ja kręcę! - Błyskawiczne pochwyciła przedmiot z nim pokręciła.
- Hmmm.. - Mruknęłam kiedy butelka zatrzymała się na mnie.
- Wyzwanie. - Powiedziałam od razu.
- Załóż swój stanik na głowę! - Powiedziała z wrednym śmiechem. Reszta wydała z siebie " Uuuuuuu! "
- Ostra laska. - Skomentował Piter.
- Dobra. - Rzuciłam granatem dumnym. Kiedy nikt nic nie widział, zrobiłam tak, że miałam biustonosz na głowie.
Dym rozwiał wiatr.
- Jak!?
- Skąd ty masz granat!?
- Lubię żelki!
- Serio!?
- Tak, serio! Teraz ja! - Krzyknęłam i pokręciłam butelką. - OOo! Bloody!
- A może Wendy?
- Nie! Wypadło na Ciebie!
- Jesteśmy przecież jednością!
- Ale teraz ty rządzisz!
- Grrr... Wyzwanie!
- Bloody Murderess, jako twoje wyzwanie, będzie... Pocałowanie Jack! - Powiedziałam. Obserwowałam jej reakcję. Na jej białej skórze pojawiły się różowe rumieńce, które starała się ukryć kapturem.
- Nie.
- Musisz!
- Nie muszę!
- Tchórzysz!
- To nie prawda...
- Boi się!
- Cicho!
- Sorry siostrzyczko, wyzwanie to wyzwanie. - Rzekł widomo kto, z lennym na mordzie.
- To nic wielkiego. - Powiedział Jack, po czym wstał. Bloody zrobiła to samo.
- Dobra... - Mruknęła cicho.
Zebra był zdecydowanie od niej wyższy - o głowę - więc Blanka jedną ręką chwyciła go za kołnierz koszuli i mocno szarpnęła, przez co po chwili ich usta złończyły się w jedność. Usłyszałam gwizdy i brawa. Nagle Bloody się odsunęła.
- Dalej grajcie bezemnie, muszę się coś załatwić... - Powiedziała ledwo słyszalne i rzuciła butelkę w moim kierunku.
- A więc kręcę raz jeszcze? Super...! - Jack wrócił za miejsce, a ja zakręciłam butlą ponownie. - Jason...? Pytanie czy...?
- Wyzwanie! - Odpowiedział od razu bez wachania, z pewnym wyrazem twarzy.
- Dobrze, a ponieważ historia lubi się powtarzać... Pocałuj Zuze! - Krzyknął, a palcem wskazałam na rudą. Dziewczyna GWAŁTownie wstała z miejsca i zaczął uciekać. Jason tylko oblizał wargi, poczym pognał za nią.
~ oczyma Zuzki ~
Japierdole!!! On mnie goni! Jestem w lesie i uciekam przed jakimś kolesiem, głupia sukienka! To nie fer! On ma czarny dres, szarą bluzkę i tenisówki!
Po jakimś czasie przystanęłam na chwilę, obok drzewa, by zorientować się czy nadal jestem zagrożona. Nie męczę się, co jest fajne! Nagle upadałam na miękka ściółkę, a na mnie coś leżało. Było ciemno, ale dobrze widziałam oczy świecące złotym blaskiem.
- Mogłaś się zgubić w tym lesie. - Powiedział.
- Nom.
- Mogło się coś stać.
- Przecież się dzieje! - Nie ukrywałam frustracji, z tego że nieznajomi na mnie leży po środku jakiegoś lasu.
- Racja...
- Poza tym! - Przerwałam mu. - Dlaczego mnie goniłeś zboczeńcu!? Jest ciemno! To nie fer, że mam ciasną sukienkę, a ty luźne ciuchy!
- Jak to Ci przeszkadza, to możesz to zdjąć. - Mruknął. Oparł rękę po bokach mojej głowy.
- Nie!!! Co ty sobie myślisz!? Musimy zwrócić! Do tego... - Chciałam zrobić mu mega wielką awanturę, jednakże coś ciepłego na moim wargach skutecznie mnie uciszyło. Otworzyłam szerzej oczy, jak zdawałam sobie sprawę, że moje usta właśnie straciły dziewictwo. Zdezorientowana uchyliłam lekko wargi, co zostało natychmiastowo wykorzystane przez Jasona. Na początku nic nie robiłam, bo mój mózg zmienił się w warzywo, ale późnej... Naszej języki tańczyły ostre densy
~ Oczami Karoliny ~
- Co oni tam długo robią? - Dopytywał się Papyt.
- Załóżmy, że dzieci, a wszyscy będą szczęśliwi! - Odpowiedziałam. Potem szepnęłam Candy'mu do ucha. - Działamy według planu. - Kiwnął głową.
- Teraz ja! - Błękitek pochwycił butelke i zakręcił. - Sophie! - Ucieszył się niezmiernie.
- Znowu...? Dobra dawaj wyzwanie.
- Ty. Puppeteer. Szafa. Już. - Odpowiedział, a jeden i drugi zrobił wielkie oczy. - Now.
Bez słowa udali się do domu, a ja - wraz z moim sojusznikiem - za nimi.
- Na ile? - Zapytała Sophie.
- Dziesięć minut! - Odpowiedział, wepchnął ich do szafi i zamknął drzwi.
~ Oczkami Puppeteer'a ~
- Cimno tu... - Stwierdziłem, mimo iż widziałem w ciemności.
- Co mamy tu robić? - Zapytała.
- Nie wiem. - Mruknąłem. Nagle dziewczyna zrobiła niekontrolowany ruch ręką, przez co otarła się o moje czule miejsce. Syknąłem z powodu nagłej ciasnoty.
- Co się stało? - Zapytała zmieszana. Oświeciło mnie. Bo przecież... Raz się żyje!
- Wszystko...
Wziąłem nadgarstki Sophie, podniosłem do góry i przygwodziłem je do ściany nad jej głową, to samo zrobiłem z jej ciałem - nabierając swoim.
- Co ty robisz?! - Warknęła, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale mój pocałunek skutecznie ją uciszył. Na początku walczyła, chcą się oswobodzić, jednak po czasie poddała się, a pocałunek oddawała niezwykle namiętnie.
- Koniec! - Usłyszałem głos Candy'ego, a drzwi się otworzyły.
- Już idziemy!!! - Krzyknąłem. - Piękna. - Szepnąłem Sophie do ucha. - Zemścimy się?
- Oczywiście!
~ Oczyma Karoliny ~
Znów siedzieliśmy na drewnianej podłodze. Czekałam niecierpliwie na to, aż butelka się zatrzyma.
- Heh. - Puppeteer zaczął. - Candy, wyzwanie czy pytanie?
- Wyzwanie! - Krzyknął od razu.
- Rodziewicz Karoline.
♤♡♤♡♤♡
1500 słów mimo to uważam rozdział za słaby ;----;
Zuzu6669 jako Zuzia (obiecałam, jesteś)
Kaktus! ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top