Take you home

Blask reflektorów. Cisza, przerywana od czasu do czasu szmerami na widowni. Ogromna hala, przepełniona po brzegi ludźmi oczekującymi na występ, którego bilety wyprzedały się szybciej niż ciepłe bułeczki z rana. Gdy wychodzi na scenę, wszyscy zebrani zgodnie krzyczą, niektórzy już płaczą, jeszcze inni mdleją z wrażenia (a może to kwestia duchoty spowodowanej przez tak dużą ilość ludzi zgromadzonych w jednym miejscu). Artysta staje na wyznaczonym wcześniej podeście, obok mikrofonu, uśmiecha się do swoich fanów i bierze głęboki wdech, próbując uspokoić szalejące serce – zawsze na początku towarzyszy mu lekkie podenerwowanie, które jednak szybko ustępuje miejsca podekscytowaniu i euforii, płynącej z robienia tego, co uwielbia. Rzuca jeszcze spojrzeniem na zespół, kiwając do muzyków na znak, że mogą zaczynać pierwszy utwór. Oblizuje wargi, unosi wzrok do góry, na wewnętrzną stronę dachu, a następnie przenosi go na tłum, wychwytując wzrokiem pojedyncze osoby, których twarzy i tak nigdy nie zapamięta. Wydobywa z siebie pierwsze słowa piosenki, a krzyk na hali koncertowej się wzmaga. Śpiewa, chodzi po całej scenie, czerpie przyjemność ze swojej pasji – i wie, że nie mógł obrać lepszej drogi w swoim życiu niż właśnie ta.

– Chanyeol... Chanyeol... Chaaan... Do cholery jasnej, wstawaj! – krzyknęła Yoora i uderzyła swojego młodszego brata poduszką, którą wcześniej wyrwała mu spod głowy.

Nastolatek jęknął, zaciskając mocniej oczy i chowając twarz w materac, mając nadzieję, że to coś da i jego uciążliwa siostra się odczepi. Oczywiście nie poskutkowało i bez przerwy go okładała aż do chwili, gdy gwałtownie podniósł się z łóżka.

– Zgiń w czeluściach piekielnych – jęknął, chowając twarz w dłoniach, aby następnie przetrzeć oczy i przeczesać swoje czarne włosy palcami. Usłyszał prychnięcie, a chwilę po tym poduszka wylądowała na jego twarzy. Odrzucił ją w momencie, gdy drzwi się już zamknęły.

Chanyeol niechętnie zwlókł się z łóżka i po przemyciu twarzy w łazience oraz ubraniu się zszedł na dół, gdzie przy stole siedziała już jego siostra (której od razu pokazał język, a ona odwzajemniła się tym samym) oraz mama, zajadające się jajecznicą. Zajął miejsce, przysuwając do siebie talerz z już nieco chłodnym posiłkiem i zjadł szybko, popijając wodą, bo nie chciało mu się już doparzać herbaty. Pożegnał się z rodziną niemrawym „cześć" i wyszedł z domu, kierując się powolnym krokiem w stronę szkoły.

Wchodząc do budynku od samego progu przywitał go gwar i tłok. Nie zwracając uwagi na nic ani na nikogo skierował się do sali historycznej, w której zaczynał tego dnia zajęcia. Usiadł w ławce obok swojego najlepszego przyjaciela i, ułożywszy się wygodnie, schował twarz w rękach, zamykając oczy.

– A tobie co? – Uniósł brew Kim Jongin, patrząc na swojego towarzysza z ławki. - Wstałeś lewą nogą? Zarwałeś nockę? Napadli cię?

– Tak, tak i nie – wymamrotał Chan, unosząc głowę i krzywiąc się nieznacznie. – Yoora mnie obudziła.

– Podła kobieta - uznał Oh Sehun, który właśnie w tym momencie dołączył do swoich przyjaciół, siadając w ławce za nimi i nachylając się w ich stronę. – Coś mnie ominęło?

Chan westchnął, uśmiechając się nieznacznie. Uwielbiał tą dwójkę właśnie za to, że paroma prostymi zdaniami umilali mu dzień jak nikt inny.

– Znowu śniła mi się scena. – Przymknął oczy, wracając w myślach do tych ulotnych momentów, które pozostały w jego głowie po pobudce zgotowanej mu przez siostrę. – Ci ludzie, ta atmosfera... To naprawdę jest coś niesamowitego – uśmiechnął się z rozmarzeniem i otworzył oczy, aby spojrzeć na swoją zaciskającą i rozluźniającą się pięść.

Sehun i Kai – bo tak zwykli nazywać chłopaka o nieco ciemniejszej karnacji – doskonale wiedzieli, że występowanie na scenie to największe marzenie ich przyjaciela, do którego nieustannie dążył. Mógł im powiedzieć dosłownie wszystko i wiedział, że zamiast słów „Lepiej sobie odpuść" dostanie tylko kopa motywacji, który jeszcze bardziej zagrzeje go do podążania za swoim pragnieniem. Nieraz, kiedy przeżywał momenty załamania i chciał to porzucić to właśnie oni mówili mu, aby się nie poddawał i wypruwali sobie żyły, żeby tylko przywrócić na twarz Chanyeola ten szeroki uśmiech, którym zarażał wszystkich wokół – nawet gburowatego nauczyciela matematyki, który przeważnie przez cały czas miał na twarzy wypisaną swoją niechęć do otaczających go ludzi i rzeczywistości.

Rozbrzmiał dzwonek, zwiastujący początek lekcji, jednak nikt się zbytnio tym nie przejął – jedynie co pilniejsi uczniowie wyciągnęli już książki i piórniki, oczekując na przyjście nauczyciela od historii. Mężczyzna w końcu zawitał do klasy i od razu zarządził ciszę, co nie zdarzało się często – przeważnie najpierw wyciągał swoje rzeczy, a w tym czasie uczniowie sami milkli, ze względu na szacunek i sympatię, którymi darzyli historyka. Oczywistym jest więc, że jak na zawołanie wszystkie rozmowy umilkły, co spotkało się z aprobatą dorosłego, wyrażoną poprzez delikatny uśmiech.

– Chciałbym was prosić o chwilę uwagi – zaczął. Kai z Chanyeolem wymienili między sobą zaciekawione spojrzenia, aby po chwili znowu zwrócić je na nauczyciela. – Zaczął się już październik, więc to dość nietypowe, ale dzisiaj do waszej klasy dołączy nowy uczeń. Przywitajcie go ciepło.

W tym momencie wychylił się lekko za drzwi, a gdy się odsunął do klasy wszedł niski jak na swój wiek chłopak, o nieco zbyt jasnych jak na Azjatę, brązowych włosach i szczupłej twarzy o zaokrąglonych policzkach. Z tą miną zdezorientowanego dziecka wyglądał tak płochliwie i krucho, że Chanyeol od razu zapałał do niego sympatią. Nieznajomy rozejrzał się po klasie, oblizał swojego wąskie usta i wziął głęboki oddech – nigdy nie lubił być w centrum uwagi, więc ta sytuacja dodatkowo go krępowała.

– Nazywam się Byun Baekhyun i niedawno przeprowadziłem się do Seulu z Pekinu, gdzie mieszkałem od siódmego roku życia, ale jestem rodowitym Koreańczykiem – przygryzł delikatnie dolną wargę i spojrzał na nauczyciela, aby ten pozwolił mu wreszcie usiąść i zakończył jego męczarnie.

Podczas gdy historyk nakazał nowemu zająć jakiekolwiek miejsce, cała klasa odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, gdy usiadł samotnie w ostatniej ławce. Pomimo, że nie patrzył na nikogo to czuł na sobie spojrzenia innych, co tylko dodatkowo go zawstydzało i starał się robić wszystko w takim tempie, aby mieć pewność, że nic nie wyślizgnie mu się z rąk, a tym samym nie zrobi z siebie pośmiewiska już w ciągu paru pierwszych minut lekcji.

Krótko po dzwonku na przerwę trójka przyjaciół szybko się naradziła, a następnie wstała i podeszła do Baekhyuna, który spojrzał na nich lekko zdezorientowany, ale uśmiechnął się delikatnie, chcąc sprawić wrażenie przyjaznego.

– Chanyeol, Jongin, Sehun – przedstawił ich pierwszy z wymienionych i zarumienił się, uświadamiając sobie jak głupio to zabrzmiało, ale widząc rozbawienie w oczach nowego ucznia nie był w stanie nie uśmiechnąć się jeszcze szerzej.

– Baekhyun – wtrącił Koreańczyk, pokazując na siebie, na co Sehun zareagował cichym śmiechem. To trochę podbudowało chłopaka, który od razu zaczął się czuć nieco bardziej komfortowo niż jeszcze chwilę temu.

– Tak, wiemy – powiedział nieco zbyt szybko Yeol i ugryzł się w język, słysząc tym razem wybuch radości ze strony Jongina. – Umm... Jesteś nowy, więc pewnie jeszcze nie zdążyłeś poznać szkoły. Chętnie cię oprowadzimy – zaproponował i odetchnął z ulgą na widok nieco szerszego uśmiechu Byuna.

– To miłe, chętnie – przytaknął i dał się prowadzić.

Jego towarzysze byli tak wygadani, że nie musiał się odzywać przez całą drogę aż do sali biologicznej, podczas której chłopaki ciągle coś mu mówili (rzeczy typu „Tutaj w zeszłym roku Kim Taeyeon wylała sok na chłopaka, który ją zdradził", „Ta sala jest zawsze zamknięta, ale niektórzy wiedzą, gdzie jest klucz i czasem słychać stamtąd dziwne odgłosy" oraz „Jeśli chcesz gdzieś odpisywać zadania to nie ma lepszego miejsca niż ten kącik").

– Tak właściwie to dawno się przeprowadziłeś? – zagadał Chanyeol, podczas gdy Sehun i Kai sprzeczali się, które miejsce pokazać Baekhyunowi najpierw.

– Jakieś cztery dni temu.

– I jak, podoba ci się Korea? Dobrze jest wrócić na stare śmieci? – uśmiechnął się szeroko czarnowłosy, a Baek odwzajemnił delikatnie.

– Chyba trochę za wcześnie, żebym mógł to stwierdzić, ale kiedyś na pewno ci powiem – zapewnił wyższego, na co ten pokiwał energicznie głową, autentycznie zadowolony z tej wiadomości, co nieco rozbawiło jego rozmówcę, ale postanowił zostawić to bez komentarza.

Do końca dnia trójka chłopaków nie opuszczała ani na krok nowego kolegi, co go nieco krępowało, ale musiał przyznać, że czuł się dzięki temu trochę mniej wyobcowany i bardziej... swój? W każdym razie wyszedł ze szkoły z przeświadczeniem, że jest lepiej niż myślał, że będzie. Pomachał im na pożegnanie i wsiadł do samochodu. Oparł głowę o szybę i przymknął oczy. Pomimo ciepłego przyjęcia czuł ucisk na myśl, że nie może być teraz w miejscu, które było dla niego prawdziwym d o m e m.

Decyzje rodziców są niepodważalne i Baekhyun musiał się do nich dostosować, nawet jeśli miał przez to cierpieć – przynajmniej na początku. W końcu później będzie lepiej, musi być lepiej... prawda?

***

Przez parę kolejnych dni Baekhyun nie bardzo zwracał uwagę na to, co dzieje się wokół niego. Grzecznie odpowiadał, gdy go o coś pytano, ale raczej półsłówkami. Nawet nie bardzo zwracał uwagę na osoby, które siadały obok na przerwach – ciągle tylko patrzył w telefon i klikał w znaczki, co jakiś czas uśmiechając się delikatnie sam do siebie (raz nawet się cicho zaśmiał!).

Chanyeol przez ten czas obserwował go z zainteresowaniem, ukradkiem próbując dojrzeć, co tam tak zawzięcie wystukuje, ale i tak niczego się nie dowiedział. Podczas gdy jego przyjaciele znowu się o coś kłócili, on nie przestawał zerkać na drobnego chłopca. Korciło go, żeby podejść, ale z drugiej strony coś mu mówiło, żeby dać mu na razie trochę przestrzeni.

– Jak myślicie, z kim tak pisze? – Odwrócił się wreszcie do tamtej dwójki, a oni popatrzyli na niego niezrozumiale, przerywając jakąś zawziętą konwersację. Chanyeol wywrócił oczami na widok ich min. – Baekhyun. Ciągle tylko stuka w klawisze i na nic nie zwraca uwagi.

– Może dziewczyna? – wzruszył ramionami Sehun.

– Nie jestem przekonany – wymamrotał czarnowłosy, ponownie patrząc na chłopaka i opierając brodę na ręce.

Nic nie mógł poradzić na to, że intrygował go nowy chłopiec, choć sam nie umiał powiedzieć dlaczego. Od zawsze miał przeczucie co do ludzi i coś w środku mu mówiło, że Byun nie ma dziewczyny. Koleżanka? Tego nie wiedział, a nie miał na tyle odwagi, żeby podejść i spytać wprost.

– Sugerujesz, że nie jest na tyle dobry, żeby znaleźć sobie jakąś ładną Chinkę? – Sehun uniósł prowokacyjnie brwi, na co Park posłał mu karcące spojrzenie i zarumienił się lekko.

– Nie, no jasne, że nie... Ale to nie dziewczyna. Gwarantuje wam to – powiedział pewnie, zaciskając usta.

Z tym się już nikt nie kłócił – nieraz zakładali się z Yeolem o tego typu rzeczy i nigdy nie wychodziło im to na dobre, więc oboje odpuścili.

Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że postąpili słusznie – znowu by przegrali, a na usta ich przyjaciela wpłynąłby ten pełen satysfakcji i wyższości uśmieszek.

***

Baekhyun uśmiechał się do telefonu już od samego dzwonka na przerwę obiadową. Stał samotnie pod ścianą, stukając w ekran, więc gdy usłyszał głośne „Nĭ hăo" tuż przy swoim uchu aż podskoczył i spojrzał z przestrachem na osobę, która doprowadziła go do tego stanu.

Był to niezbyt wysoki, mniej więcej wzrostu Baeka, chłopak o niewielkich, ciemnobrązowych oczach i postawionych do góry, potarganych włosach tego samego koloru. Miał wąskie usta i nieco okrągłe policzki, a z twarzy od razu skojarzył się Byunowi z wiewiórką.

– Ty jesteś ten nowy, tak? Co się przeprowadził z Chin? – spytał nieznajomy z szerokim uśmiechem, co nieco speszyło Baeka. Był... nieco zbyt głośny. Pokiwał jedynie głową w odpowiedzi. Nie zdziwił się jakoś specjalnie z faktu, że ten go rozpoznał, a bardziej z tego, że zagadał. Większość po prostu na niego spoglądała z pewnej odległości, ale nie podchodziła (co mu ani trochę nie przeszkadzało). – Kim Minseok, chodzę do równoległej klasy. Jakiś czas mieszkałem w Szanghaju – wystawił dłoń, którą Byun po chwili uścisnął delikatnie.

– Byun Baekhyun, z Pekinu – uniósł leciutko kąciki ust ku górze. – A więc... też przeprowadzałeś się do Korei? – spytał niepewnie, chociaż musiał przyznać, że ten dziwny chłopak troszkę go zaciekawił. Nie często spotyka się osoby z podobną sytuacją do własnej.

Kim pokiwał głową.

– Jakiś rok temu? W każdym razie liceum już zaczynałem tutaj, ale mieszkałem w Szanghaju około trzech lat. – Wzruszył ramionami. – Zgaduję, że przystosowanie się nie jest zbyt proste, co?

– Ani trochę – przyznał bez zawahania, a widząc rozbawienie w oczach nowego znajomego nieco się rozluźnił.

– Jeśli cię to pocieszy to nie jesteśmy jedyni – widząc niezrozumienie w oczach Baekhyuna, roześmiał się serdecznie. - W szkole jest paru Chińczyków. Chodź, zanim się przerwa skończy.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony nowego, Minseok chwycił go za nadgarstek i zaczął szybko ciągnąć przez korytarz pełen ludzi. Co i rusz kogoś potrącał, wołając przy tym „przepraszam!" i przemieszczając się dalej. W końcu zatrzymali się na parterze i wyrównali oddech.

– Hej, Baekhyun, patrz tam – wskazał mu niezbyt dyskretnie jednego chłopaka z czarnymi roztrzepanymi włosami i w niebieskiej koszuli w kratę, stojącego pośród grupki różnych ludzi. – To Zhang Yixing. Klasa wyżej, wielki talent taneczny, często występuje na różnych uroczystościach. Wstawia covery na youtube, działa pod pseudonimem Lay. Ogółem na pierwszy rzut oka wydaje się strasznie arogancki, ale jest serio w porządku. Przyjaźni się z przewodniczącym, Junmyeonem.

Zmierzył wysokiego, szczupłego Chińczyka spojrzeniem i pokiwał głową.

– O, a ta dziewczyna obok niego to Kim Taeyeon. Też starsza. Są ze sobą dość blisko, wszyscy w szkole obstawiają, kiedy wreszcie się zejdą – zaśmiał się, wskazując na stojącą obok, niższą prawie o głowę od swojego przyjaciela, Koreankę o długich blond włosach. Baekhyun, pomimo, że nie gustował w płci żeńskiej, musiał przyznać, że była naprawdę piękną kobietą.

– Oni... są znani? Skoro aż ich szkoła obgaduje... – Zerknął na swojego towarzysza, a ten prychnął na to cicho.

– Czy są znani? Ba! Proszę cię, to para królewska balu maturalnego. Zdziwię się, jeśli to nie oni dostaną korony – uśmiechnął się i spojrzał na zegar wiszący na ścianie, znowu chwytając Byuna za nadgarstek. – Czas ruszać na kolejną stację!

Tym razem po kilku minutach poszukiwań wylądowali pod salą gimnastyczną. Kim wskazał przez szybę w drzwiach szczupłego blondyna, który aktualnie bawił się piłką do koszykówki.

– Huang Zitao, nasz rówieśnik, klasa sportowa. W Chinach trenował wushu i pomimo, że jest raczej łagodny i miły to wszyscy boją się mu zaleźć za skórę. Dorabia sobie jako asystent w miejscowej szkole walki. – Widząc, że jego towarzysz chce się odezwać, szybko mu przerwał. – Nie mamy na to czasu, zaraz przerwa się kończy.

Ostatnie sześć minut wolności zleciało im na błąkaniu się po szkole i wskazywaniu przez Minseoka kolejnych osób, w których znalazło się kilka Chinek i innych Chińczyków. Jeden z nich, Wu Yifan, trzecioklasista, wydał się Baekhyunowi na tyle straszny, że nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Dodatkowo, z opowieści Koreańczyka wynikało, że ma kontakty w „podziemiach" i handlował narkotykami. Nieprzyjemny typ, lepiej nie wchodzić mu w drogę.

Pożegnali się pod klasą Byuna (jako że był nowy to nie znał jeszcze całego rozkładu budynku, a podczas chodzenia nieco się pogubił i nowy znajomy musiał go odprowadzić). Poskutkowało to tym, że Kim dał popis swoim umiejętnościom lekkoatletycznym i już po chwili zniknął za rogiem, żeby zdążyć do klasy przed nauczycielem.

Chanyeol spoglądał zaciekawiony na Baekhyuna, który wszedł do sali po pożegnaniu z rówieśnikiem i zajął miejsce obok czarnowłosego (chłopaki nie chcieli mu pozwolić siedzieć samotnie i zawsze był obok któregoś z nich).

– Co robiłeś z Xiuminem? – spytał od razu, a Baek zmarszczył brwi.

– Z kim?

– Minseokiem – poprawił się. – Tak na niego mówią. No wiesz, przed chwilą z nim rozmawiałeś przed klasą.

– Ach, z nim... W sumie nic takiego. Powiedział mi, że jakiś czas mieszkał w Chinach. Pokazał mi inne osoby w podobnej sytuacji i opowiedział trochę. Wydawał się całkiem miły – uśmiechnął się.

– Minseoka nie da się nie lubić – parsknął Jongin. – To chodząca, głośna kulka radości. Z nim nie można się smucić i nudzić. Jest najlepszym przyjacielem mojego kuzyna, więc znam go trochę lepiej – wzruszył ramionami i ziewnął przeciągle.

– Zdecydowanie ma w sobie coś, co przyciąga innych – dodał Sehun, unosząc delikatnie prawy kącik ust ku górze.

Rozmawiali do momentu, gdy nauczyciel fizyki wszedł do klasy i zarządził ciszę. Była to ich ostatnia lekcja, więc po dzwonku szybko się zebrali, udali do swoich szafek, a potem – już ubrani – wyszli razem przed szkołę.

– Dzisiaj też ktoś po ciebie przyjeżdża? – zagadał Kai, rozglądając się po parkingu.

–Tak właściwie to akurat dzisiaj wracam sam. Rodzice uznali, że powinienem już pamiętać drogę. – Przejechał dłonią po swoich włosach i przygryzł wargę.

– No to idziemy. Mieszkasz chyba w tym samym kierunku o ile się nie mylę, więc prowadź – uśmiechnął się Yeol.

Droga zleciała im szybciej niż myśleli – zapewne przez nieustanną rozmowę, którą podtrzymywali, jak się można domyślić, Kai i Hun. Doszli do rozwidlenia i się zatrzymali.

– Ja idę prosto – odezwał się Baekhyun, patrząc po reszcie chłopców.

– Ja tak samo, oni odbijają w bok. – Sehun pokazał ruchem głowy na pozostałą dwójkę.

Pożegnali się i Chanyeol z Jonginem skręcili w boczną drogę, kontynuując rozmowę o coraz cięższych treningach drużyny koszykówki, do której należał Kim, wywołanych zbliżającym się sezonem meczy. Jak zawsze chwile postali pod domem Parka, aby potem Kai mógł się odłączyć i ruszyć do oddalonego o sto metrów domu, należącego do jego rodziny.

Jak zwykle po zjedzeniu obiadu i odrobieniu lekcji Chan przysiadł do czegoś, co naprawdę lubił i go interesowało – muzyki. To właśnie ona stanowiła fundament tego, kim się stał. Towarzyszyła mu od najmłodszych lat. Gry na gitarze nauczył go dziadek, a fascynacją do innych instrumentów zaraził pan od muzyki w podstawówce. Teraz nie wyobrażał sobie bez niej życia. Nieraz nawet na lekcjach wystukiwał rytm ołówkiem, gdy nie miał co robić, a jeśli coś go naszło – zapisywał melodię w nutach na ostatniej stronie zeszytu, a w domu kontynuował. Ostatnio jednak nic mu nie wychodziło, nie był zadowolony z niczego, co udało mu się stworzyć. To go powoli męczyło, ale nie poddawał się, nie umiał. Z resztą wiedział, że to najgorsza rzecz, jaką mógłby zrobić. Już miewał okresy, kiedy nie był w stanie nic nowego napisać, jednak nigdy nie trwały one aż tak długo, bo aż prawie 3 tygodnie.

Każdy artysta miewa kryzys, który musi przejść, nawet jeśli jest on tak frustrujący, że nie śpi po nocach, spędzając je na nieudolnych próbach napisania czegokolwiek, co uzna za wystarczająco d o b r e. Koniec końców mie wszystkie kartki i rzuca je za siebie, już nawet nie wysilając się na trafienie do kosza, co skutkuje tym, że podłoga tonie w zapisanych zbitkach papieru. Gdy jest już na skraju załamania następuje przełom – coś nieoczekiwanego staje się dla niego źródłem weny i sprawia, że nowe teksty są jeszcze lepsze od poprzednich. Wszyscy czasem potrzebują chwili przerwy i wytchnienia, aby potem wrócić do przerwanych czynności z większą energią i zaangażowaniem. Kryzys nie jest aż tak zły, jak może się wydawać. Po prostu nie wszyscy mają siłę, aby go przetrwać.

Dzisiejszej nocy Chanyeol śnił o utraconej pasji oraz zagubionym chłopcu, który musiał odnaleźć się w nowym środowisku i przetrwać.

***

– Chciałbym, żebyście wszyscy zrobili projekt. Macie na wykonanie prawie dwa tygodnie od dziś. Dobierzcie się samodzielnie w pary, tematy będę przydzielał ja – oznajmił następnego dnia pan od historii na samym początku lekcji.

Całą klasę opanowały szmery i próba znalezienia osoby do zadania. Sehun i Kai, jako, że siedzieli akurat razem, natychmiast się dobrali.

– To my robimy razem, co ty na to? – zaproponował Chanyeol Baekhyunowi, a brunet popatrzył na niego, po chwili się uśmiechając.

– Jasne, byłoby fajnie.

W końcu cała klasa była podzielona. Nauczyciel zapisał nazwiska na kartce i zaczął rozdzielać tematy.

– Park i Byun „wojna koreańska" – wyczytał, a chłopaki popatrzyli po sobie, kiwając jednocześnie głowami. Temat nie był wcale taki zły, spodziewali się czegoś znacznie gorszego.

Po paru minutach, zmarnowanych na sprawę zadań, historyk w końcu przeszedł do lekcji.

– To co, jutro po lekcjach u mnie? – zagadał Chan, na co Baek od razu przytaknął.

– Dzisiaj w domu przygotuję już jakieś materiały – zaoferował, na co czarnowłosy obdarzył go szerokim uśmiechem, który drobniejszy chłopiec, chcąc nie chcąc, odwzajemnił.

Byun w duszy musiał przyznać, że cieszy się, że może robić ten projekt z nowym kolegą. O ile Jongina i Sehuna też polubił, tak Park wydawał mu się trochę bardziej... ambitny? Przeczucie podpowiadało mu, że ta współpraca wyjdzie im obojgu na dobre i nie potrafił nic poradzić na to, że naprawdę nie mógł się doczekać jutrzejszego spotkania w domu Chanyeola.

***

– Jesteśmy! – krzyknął Chanyeol od progu domu, gdy po lekcjach przyszli z Baekhyunem do niego zacząć projekt.

Rodzicielka Parka wyszła z kuchni, przecierając brudne naczynie ścierką, i uśmiechnęła się miło do gościa.

– Byun Baekhyun, miło mi panią poznać – odezwał się szybko niższy i skłonił grzecznie.

– Mi również, Chan o tobie opowiadał. Czuj się jak u siebie – powiedziała serdecznie, co nieco zawstydziło Byuna, ale musiał przyznać, że pani Park już od wejścia wydała mu się bardzo sympatyczną kobietą. Zupełnie jak jej syn. Nawet uśmiech mają ten sam.

Chanyeol rzucił swojej matce ostrzegawcze spojrzenie i speszył się. Odchrząknął i szybko ściągnął buty i kurtkę, a kolega poszedł za jego przykładem.

– My już pójdziemy, czeka nas sporo pracy. Chodź, Baek – kiwnął do chłopaka, a ten od razu ruszył po schodach za nim.

– Zawołam was na obiad! –krzyknęła jeszcze z dołu kobieta zanim nastolatkowie zniknęli na górnym piętrze.

Chanyeol przeszedł przez korytarz i otworzył ostatnie drzwi po lewej stronie, wchodząc do środka i od razu rzucając plecak na łóżko.

– Witaj w moich skromnych progach.

Baekhyun rozejrzał się po niezbyt dużym, ale wystarczającym jak dla nastolatka, pomieszczeniu. Ściany były w kolorze zimnego błękitu, natomiast sufit biały, tak po prostu. Zaraz po wejściu w oczy rzucało się dość sporych rozmiarów okno o szerokim parapecie, na którym ustawione były poduszki – zapewne po to, aby podnieść komfort siedzenia. W rogu stało dwuosobowe łóżko z czarno-czerwoną poduszką, a Byun od razu pomyślał, że te kolory idealnie pasują do Chanyeola. Parę półek i regałów z książkami w kolorze jasnego drewna, wypełnionych podręcznikami, jak i normalnymi powieściami. Na niektórych zauważył również płyty zespołów takich jak Nickelback i Ashes Remain, a także kilka klasyków pokroju Rolling Stonesów. Na widok wielkiego pluszowego lwa w kącie pokoju uśmiechnął się pod nosem, bez namysłu uznając to za niezwykle urocze i nawet pasującego do jego kolegi.

Jednak tym, co przyciągnęło wzrok Byuna nie było okno z parapetem, nie czarno-czerwone łóżko, nie książki i płyty na regałach ani nawet nie pluszak – tym, co zwróciło uwagę Koreańczyka była gitara akustyczna stojąca w rogu pokoju, a obok niej keyboard na podstawce, a także ustawione wokół tego papiery, długopisy, cytaty piosenek w ramkach oraz nuty, których jednak chłopak nie był w stanie odczytać.

– Nie wiedziałem, że grasz – przyznał od razu, podchodząc jak urzeczony do instrumentów i ostrożnie, jakby bojąc się, że coś zniszczy, przejeżdżając po nich palcami. – Nie chwaliłeś się.

– Nie ma czym – zaśmiał się nieco speszony Chanyeol i wzruszył ramionami, zbliżając się do swojego gościa. – Muzyka to moja pasja – wyjaśnił, a Baekhyun mógł zobaczyć dwie wesołe iskierki, które zapaliły się w jego spojrzeniu podczas mówienia tych czterech prostych słów.

– Komponujesz?

– Czasem coś tam napiszę, ale nie jest to coś świetnego – wymamrotał i zerknął do tyłu na plecak. – Może już lepiej zacznijmy, mamy sporo do roboty... - zaproponował, chcąc odciągnąć myśli Byuna od instrumentów.

Niższy pokiwał głową i usiadł po turecku na kołdrze, wyciągając z plecaka teczkę, a następnie potrzebne materiały, które w nią schował.

– Wydrukowałem trochę danych, które poznajdywałem na kilku stronkach. Nie czytałem wszystkiego, ale myślę, że się przydadzą.

Yeol przejął od niego papiery i oboje szybko przelecieli wzrokiem tekst.

– W porządku, myślę, że będzie okej. Musimy wyłapać najważniejsze rzeczy, napisać własnymi słowami i dodać jakieś ciekawostki.

– I zdjęcia – dodał szybko jego towarzysz. – I filmiki. Zdecydowanie muszą być zdjęcia i filmiki – powiedział z zapałem.

– Dobrze, zdjęcia i filmiki też będą, ale na tym się już gorzej znam – uśmiechnął się nieco rozbawiony.

– Spokojna twoja rozczochrana, ze mną nie zginiesz – zapewnił go Baek, szczerząc się tak, jak jeszcze nigdy. Chanyeol odnotował, żeby go potem dopytać o powód jego entuzjazmu. – No to otwieraj laptopa i zaczynamy, nie ma na co czekać.

Zrobił to, o co go poproszono i zaczęli spisywać początki wojny koreańskiej, zaczynając od przyczyn jej wybuchu, a przechodząc do przebiegu. Pracowało im się dość sprawnie i miło – każdy co jakiś czas dodawał coś od siebie albo wtrącał jakieś zabawne słówko lub wyrażenie, na które oboje parskali śmiechem. Chan był zdziwiony, jak bardzo Baekhyun się przy nim otworzył, a Byun był zaskoczony, jak przyjemnie spędza mu się czas jedynie w towarzystwie czarnowłosego, wysokiego chłopca.

Po około dwóch godzinach pracy zostali zawołani na dół, więc zeszli i usiedli do wspólnego posiłku z państwem Park. Wdali się z nimi w krótką pogawędkę, podczas której rodzice wypytywali Baekhyuna o jego życie, rodzinę i tym podobne, ale starali się nie być zbyt dociekliwi, dzięki czemu atmosfera wcale nie była ciężka, jak można się było spodziewać.

Po kolejnej godzinie pracy zdecydowali się skończyć na ten dzień, tym samym mając dokończony opis bitwy pod Pusan, czyli potyczki morskiej między Koreą Południową a Północną, odbytą 25 czerwca 1950 roku i wygraną przez ojczyznę chłopaków. Obydwoje śmiali się ze strat (Korea Południowa skończyła z jedną ranną i jedną zabitą osobą, natomiast Północna z około sześćsetką osób rannych i zabitych).

Następnym razem spotkali się w sobotę, aby opisać pozostałe dwie bitwy (o Incheon i Wolmi-Do) oraz zakończyć tym samym pisemną część projektu, na który mieli jeszcze tydzień.

– No to teraz trzeba się zająć kwestią filmików i zdjęć – westchnął Chanyeol, leżąc na łóżku i podrzucając niewielką gumową piłeczkę.

– Poznajduję w internecie, przerobię i ci wyślę – wzruszył ramionami Baekhyun, siedzący na obrotowym krześle i trzymający nogi na materacu.

– Tak właściwie... Co ty tak entuzjastycznie do tego podchodzisz? – Yeol spojrzał zaciekawiony na chłopaka, który nieco się speszył, ale uśmiechnął delikatnie.

– To aż tak widać? – chciał się upewnić i zaśmiał się cicho i krótko na kiwnięcie, które uzyskał w odpowiedzi na swoje pytanie. – Interesuję się tym. Głównie fotografią, ale montażem też. Chętnie zrobię filmik do tej prezentacji. Będziemy mogli referować, a w tle będzie to wszystko leciało.

Chan otworzył nieco szerzej oczy, ale wyszczerzył się. Szczerze mówiąc nie spodziewał się po swoim koledze takiej pasji, chociaż po zastanowieniu rzeczywiście widział go jako artystę. Podniósł się do siadu, a Byun zmierzył go zaciekawionym spojrzeniem.

– Zagrajmy w pytania. Spędzamy teraz dużo czasu razem i pewnie dalej będziemy, więc wypadałoby się lepiej poznać – uznał.

– Zgoda – odparł bez namysłu brunet.

Chanyeol podrzucił piłeczkę w górę, a następnie rzucił ją do towarzysza.

– Zaczynam. Od kiedy się interesujesz fotografią?

– W sumie to od... szóstej klasy? Myślę, że jakoś tak. Już wcześniej lubiłem to robić, ale wtedy zacząłem się do tego bardziej przykładać. Zbierałem na lepszy sprzęt, chodziłem na dodatkowe zajęcia i poświęcałem temu więcej czasu. Potem zająłem się obróbką zdjęć i filmów – odpowiedział po chwili zastanowienia, a następnie odrzucił piłeczkę. – Od kiedy grasz?

– Miłością do muzyki zaraził mnie dziadek już w dzieciństwie – zaśmiał się cicho na wspomnienie siebie sprzed lat, wymachującego tamburynem i imitującego śpiew starszego pana. – Uczył mnie najpierw gry na gitarze, a potem na pianinie. Zamiast tego mam keyboard, jak już zauważyłeś. Zapisałem się w podstawówce do szkoły muzycznej, a komponować zacząłem w gimnazjum, gdy czytanie z nut i zapis w nich nie sprawiał mi większych trudności. – Ponownie odrzucił kulkę. – Masz rodzeństwo?

– Starszego brata. – Pyk, piłeczka została rzucona. – To samo pytanie.

– Starszą siostrę. – Pyk. – Ulubiony kolor?

– Niebieski – parsknął, patrząc na ściany pokoju, a Chan się roześmiał. Pyk. – Najdziwniejsze wspomnienie?

– Jak rano zobaczyłem Jongina w swojej szafie, chociaż go nie wpuszczałem do domu. Troszkę straszne. – Aż zadrżał, na co Byun prychnął śmiechem. Oburzył się zabawnie. – No i z czego się śmiejesz, to było traumatyczne!

– Naprawdę w to wierzę – starał się zachować powagę, na co jego towarzysz wywrócił oczami.

Pyk.

– Jakie państwo chciałbyś zwiedzić?

– Z tych azjatyckich marzy mi się Japonia. Jeśli Europa to Hiszpania i Wielka Brytania, ale do Ameryki też bym się chętnie wybrał.

– Daleko sięgasz – parsknął czarnowłosy, na co Baek pokazał mu język.

Pyk.

– To samo pytanie.

– W sumie chętnie zobaczyłbym Chiny, Japonie też. Ameryka... Hej, wybierzmy się kiedyś razem w taką podróż – zaproponował nieco rozbawiony. – W grupie raźniej, co nie?

– Czemu nie? Byłoby zabawnie – przyznał.

Chanyeol nagle sobie coś przypomniał. Pyk.

– Tak właściwie to odkąd przyszedłeś do naszej klasy na przerwach ciągle siedzisz z nosem w telefonie. Z kim tak piszesz?

– Ach, to. Z Luhanem, moim najlepszym przyjacielem. Jest Chińczykiem, mieszkaliśmy całkiem niedaleko siebie w Pekinie – uśmiechnął się radośnie, a wyższemu spodobały się ogniki, które zabłysły w jego oczach na wspomnienie bliskiej osoby.

– Jaki on jest?

– Teraz moje pytanie – pokazał mu język Byun i odrzucił piłeczkę z cichym śmiechem.

Takim sposobem dowiedzieli się dość sporo rzeczy o sobie nawzajem (parę faktów z życia, upodobania, ulubione potrawy, a także błahostki typu „Co lubisz jeść na śniadanie?"). Jakimś sposobem w pewnym momencie rozmowa zeszła na preferencje seksualne, dzięki czemu Chanyeol wiedział już, że Baekhyun jest gejem, a brunet, że wyższy od niego chłopak czuje pociąg do obu płci. Jednak żadnego z nich ani trochę to nie krępowało, może nawet wręcz przeciwnie.

Baek miał okazję dowiedzieć się o paru wydarzeniach szkolnych oraz pozalekcyjnych, w których chłopcy przeważnie biorą udział i uznał, że bardzo chętnie pójdzie z nim, Jonginem i Sehunem gdziekolwiek, byle się dobrze bawili, co bardzo ucieszyło Chana. W końcu to znaczy, że nowy uczeń zaczyna się wpasowywać w otoczenie i przyzwyczajać do tutejszych ludzi i klimatu.

Pyk, piłeczka idzie w ruch.

– Chanyeol... A co byś powiedział na skomponowanie muzyki do mojego filmu? – zaproponował, patrząc na niego wyczekująco. Czarnowłosy delikatnie się spiął.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...

– Niby czemu? – przerwał mu, marszcząc brwi. – Sam mówiłeś, że grasz i lubisz to robić. Nie widzę żadnych przeszkód...

– A ja owszem – uciął ostro, a gdy zauważył zdezorientowane i zranione spojrzenie drobnego chłopaka, zrobiło mu się głupio. – Przepraszam, Baekyun, nie chciałem – spuścił wzrok na swoje dłonie, miętoszące kulkę. – Po prostu... Ostatnio jakoś nie mam weny. Nic mi nie wychodzi. Nie sądzę, żebym był w stanie skomponować coś dobrego – westchnął.

Nie lubił mówić o takich sprawach. Nie chciał wyjść na słabego. Zawsze wolał się pokazywać od jak najlepszej strony, z resztą jak chyba wszyscy.

– Pomogę ci. – Yeol podniósł zaskoczony wzrok na Baeka. – Nie znam się na tym zbytnio, ale chyba nie mam złego gustu – zaśmiał się cicho. – Możemy od razu poszukać jakichś zdjęć. Znamy już cały przebieg wojny. Damy radę – uśmiechnął się zachęcająco.

Wysoki nastolatek przygryzł delikatnie wargę. Nie był co do tego przekonany. Bał się, że spróbuje, a koniec końców znowu mu się nie uda. Nie uda mu się i niski brunet będzie świadkiem jego podłamania. Wiedział jednak, że nie ma wyboru i pomimo obaw musi to zrobić. Przynajmniej podjąć jakąś próbę. Zresztą... Baekhyun obiecał, że mu pomoże. Że dadzą radę.

I Chanyeol mu uwierzył.

Byun wziął laptopa i od razu zaczął przeszukiwać internet w poszukiwaniu zdjęć wojennych, które pasowałyby do opisu, który przygotowali. Pobrali kilka i wrzucili do jednego folderu, a następnie (po nieco dłuższym czasie) natknęli się na krótkie filmiki, które wpasowywały się w ich prezentację.

Drobny chłopiec pociągnął wyższego do keyboardu i w pewnym sensie posadził go na stołku przed instrumentem, a sam po chwili przysunął sobie fotel.

– Zamknij oczy – polecił, co Chan uczynił po krótkiej chwili wahania. – Przywołaj w pamięci obrazy tych wszystkich zdjęć i nagrań.

– Już. – Yeol zmarszczył delikatnie brwi, żeby móc bardziej się skupić.

– Wyobraź sobie, że jesteś młodym żołnierzem, walczącym po stronie Korei Południowej. Masz bliskich, których chcesz za wszelką cenę obronić. Wyruszasz na wojnę, pełen obaw, lęku i niepewności, ale za to zdeterminowany, żeby przeżyć. Pomimo poważnej miny na zewnątrz, w środku trzęsiesz się jak galareta. Boisz się. O swoje życie, o swoją rodzinę, o swój kraj. Boisz się, że nie podołasz zadaniu. Boisz się, że może to przez twój zły ruch coś pójdzie nie tak, coś, co zaważy o losach bitwy. Boisz się, że może nigdy nie wrócisz do domu, że zginiesz.

Czarnowłosy zacisnął dłonie, czując, jak zaczyna się pocić, a oddech z każdą chwilą mu przyspieszał. W tamtym momencie był żołnierzem, synem, przyjacielem, ale przede wszystkim był zwykłym człowiekiem, który musiał żyć w ciągłym strachu, stresie i niepewności. Przez głowę przelatywały mu obrazy poległych i rannych, wrogów i sojuszników, porażek i zwycięstw. Jeden wielki chaos, a w samym jego centrum znajdowało się czyste przerażenie.

– A teraz wyobraź sobie, że jesteś prostym obywatelem. Ojcem, sąsiadem, mieszkańcem pewnej wsi – kontynuował cichym, kojącym głosem Byun. – Nie jesteś już na tyle sprawny, aby brać udział w działaniach kraju, więc możesz tylko siedzieć i czekać na rozwój wydarzeń, na koniec tej udręki. Boisz się, że niespodziewanie coś się przytrafi komuś z twoich bliskich. Boisz się, że zaśniesz i już nigdy więcej się nie obudzisz. Ale to, o co najbardziej się boisz, to życie twojej rodziny walczącej na froncie. Nie wiesz, co się z nimi dzieje. Masz świadomość, że nawet jeśli ktoś zginie to prawdopodobnie nie dowiesz się tego aż do czasu zakończenia tego koszmaru. Każda godzina, minuta, sekunda trwają wieczność. Ta niepewność powoli wykańcza cię od środka, nie możesz spać, jeść, nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować. W obliczu tak wielkiego niebezpieczeństwa wszystko oprócz dobra bliskich przestaje mieć dla ciebie znaczenie.

Chanyeol powoli zaczynał się trząść. Przełknął głośno ślinę. Niemal mógł usłyszeć tykanie zegara, kiedy jako dorosły mężczyzna siedział przy niewielkim stole w salonie, czekając na jakiekolwiek dobre wieści. Coś ściskało go w piersi na myśl o bólu, który przeżywali tamci ludzie. Nie było strony lepszej i gorszej – obie wiązały się z cierpieniem, które powoli pochłaniało wszystkie pozytywne uczucia.

– Otwórz oczy – polecił brunet, a jego towarzysz wykonał polecenie i aż zamrugał na widok błękitu ścian przed sobą, a rzeczywistość uderzyła w niego ze zdwojoną mocą. Powoli zaczął się uspokajać. Był wolny, bezpieczny, z dala od tamtych wydarzeń. Tego już nie ma. – Wiesz już, jak czuli się tamci ludzie, żyjący w przekonaniu, że w każdej chwili oni albo ktoś im bliski mogą stracić życie – westchnął cicho, delikatnie drżącym od nadmiaru emocji głosem i Chan od razu się zorientował, że nie tylko jemu udzielił się ten nastrój. – Podobno muzyka to emocje. Więc... do dzieła.

Yeol zacisnął usta, aby po chwili je rozluźnić i wziąć głęboki oddech. Położył spokojne już dłonie na instrumencie i ponownie przymknął oczy. Bez problemu trafiając w klawisze, powoli zaczął wygrywać cichą, łagodną i niezwykle smutną melodię, która chwyciła Baekhyuna za serce do tego stopnia, że musiał otrzeć łzy, które zebrały się w kącikach jego oczu. Park pomimo chwilowych zawahań grał nieprzerwanie, od czasu do czasu korygując melodię, która płynęła prosto z udręczonego serca żołnierza, który rusza w obronie swojego kraju, ojca, który czeka na jakąkolwiek wiadomość o swoim dziecku, nastolatka, który przez chwilę miał wrażenie, jakby przeżył już wszystko.

Artysta nie tworzy muzyki ot tak, żeby była. Artysta przelewa w nią swoje uczucia, przeżycia, wszystko to, czego nie umie wyrazić słowami. Nuty są pośrednikiem pomiędzy jego sercem a ludźmi, którzy słuchając melodii są w stanie uśmiechać się pomimo trawiącego ich wówczas smutku, bądź tymi, którym łzy skapną po policzkach, chociaż jeszcze przed chwilą się śmiali. Dla wielu jest to forma rozrywki, nikt nie zastanawia się nad ukrytym sensem całej piosenki. Niektórzy nie mają pojęcia, że takowy w ogóle istnieje. Artyście to nie przeszkadza – ważne jest to, że poruszy czyjeś serce i wywoła uczucia, które towarzyszyły mu przy pisaniu. Właśnie to się liczy.

Do późna grał, spisywał nuty, a proces tworzenia całkowicie go pochłonął. I gdyby zauważył łzy jego towarzysza, których ten nie był w stanie dłużej powstrzymać, wiedziałby, że trafił w samo sedno.

Udało mu się. Im się udało.

Właśnie w tamtej chwili Chanyeol po raz pierwszy zdecydował się nazwać Baekhyuna przyjacielem, a nie tylko kolegą.

***

Przez całe trzy tygodnie po projekcie (z którego dostali szóstki, a historyk określił ich pracę jako „najlepszą jaką widział od paru dobrych lat") Chan często przychodził do Baeka, jeśli tylko miał problem ze stworzeniem kolejnego utworu. Nie wiedział czemu, ale każda kolejna rozmowa z chłopakiem sprawiała, że miał coraz więcej weny i chęci na tworzenie, wszystko lepiej mu wychodziło i w końcu przestał się tak przejmować, bo to, co kochał najbardziej do niego wróciło. A wszystko za sprawą drobnego bruneta, który niespodziewanie pojawił się w jego życiu.

Jako że nastał grudzień, w tym tygodniu odbywał się Festiwal Lampionów i dosłownie nikt nie mówił już o niczym innym. Na ustach wszystkich były tegoroczne atrakcje, kwestie kto się w co ubierze i o której najlepiej przyjść, żeby nie musieć się martwić zbyt dużym tłumem.

Jedyne, co Byun wiedział o tym wydarzeniu było to, co powiedział mu Park wtedy, gdy robili razem prezentację – że jest to jedno z lepszych wydarzeń w roku, na które chodzi praktycznie każdy mieszkaniec Seulu, podczas którego jest mnóstwo atrakcji, a tą główną jest puszczenie o północy zapalonego lampionu z napisanym życzeniem, które ma się spełnić.

– Musisz z nami iść, Baek – wyszczerzył się Jongin. – Będzie świetnie, zobaczysz. Nie pożałujesz.

– Pójdę, pójdę – zaśmiał się. Kai namawiał go już od dłuższego czasu, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że i bez tego by poszedł. Chyba po prostu jemu też zaczęło się udzielać podekscytowanie wszystkich wokół.

– A co z Krystal, też z nami pójdzie? –zagadał z chytrym uśmieszkiem Sehun, na co Kim lekko się speszył.

W ciągu tych tygodni Baekhyun zdążył poznać przyjaciółkę chłopaków, Soojung (popularnie nazywaną Krystal), która chodziła do równoległej klasy razem z Minseokiem i Jongdae – kuzynem Jongina. Nie trudno było poznać, że nie jest ona ciemnowłosemu obojętna. Świetnie się dogadywali i pomimo, że Koreańczyk nie znał ich relacji aż tak dobrze to wiedział, że tworzyliby naprawdę zgraną parę.

– Mówiła, że przyjdzie z Sunyoung, ale mają do nas dołączyć na miejscu – odparł na pozór normalnie, ale znali go na tyle, żeby zobaczyć w jego oczach radosne ogniki.

Uczucie jakim Kim darzył czarnowłosą chyba najlepiej można było określić jako słodkie. Nigdy się nie narzucał, zawsze był dżentelmenem i gdy tylko widział, że jest smutna robił wszystko, byle na jej twarzy znowu zagościł uśmiech.

Zauważając, że Oh przymierza się, żeby znów się odezwać, jego przyjaciel szybko zabrał głos.

– Na festiwalu ma wystąpić kapela Taemina, w parku obok.

Chłopcy rozszerzyli oczy, a potem zaczęli oboje mówić przez siebie i się ekscytować. Baekhyun zmarszczył brwi.

– Kim jest Taemin? – spytał nieco zbity z tropu.

– To nasz przyjaciel z gimnazjum, ale Kai go zna najlepiej. Jakieś trzy lata temu założył z paroma kumplami kapelę i od tego czasu grają na różnych wydarzeniach, dużo osób z naszego okręgu lubi ich muzykę. Poszedł do innego liceum, dlatego go nie znasz – wytłumaczył Chanyeol, na co brunet uśmiechnął się z wdzięcznością.

– Załatwię nam miejsca przy scenie i spotkanie za kulisami. - Wypiął dumnie pierś Jongin, na co Yeol klepnął go mocno w plecy, tym samym powodując, że na powrót się zgarbił. Brunet fuknął na czarnowłosego, a wszyscy pozostali się zaśmiali.

Byun słuchał z zaciekawieniem wszystkich rozmów odnośnie przyszłego zdarzenia i nie potrafił nic poradzić na to, że sam nie mógł się doczekać. Przeczucie mu mówiło, że na długo zapamięta nadchodzącą Noc Lampionów.

***

Baekhyun długo nie mógł się zdecydować co ubrać, ale w końcu stanęło na czarnych rurkach z przetarciami i białej bluzie, której i tak nie będzie widać zza ciepłej kurtki. Założył jeszcze szalik, żeby się nie rozchorować i wyszedł przed dom, gdzie już czekał na niego Sehun. Razem ruszyli w stronę rozwidlenia dróg, na którym (gdy już doszli) musieli trochę poczekać na pozostałą, spóźniającą się dwójkę. W końcu zjawili się w biegu, dysząc ciężko.

– Ten idiota zmieniał strój z pięć razy – poskarżył się Chanyeol, patrząc z wyrzutem na przyjaciela.

– Nie moja wina, że w żadnych ciuchach nie wyglądałem wystarczająco dobrze – prychnął Jongin, zerkając spod byka na czarnowłosego.

– To wyjście ze znajomymi, a nie randka. Zresztą jest zima, nie będziesz się przed nią rozbierał – zauważył nieco rozbawiony Sehun, unosząc brew z politowaniem.

– Pewnie teraz na nas czekają i Soojung jest zimno – wytknął mu Park.

Kai obrzucił chłopaków złym, ale i lekko zawstydzonym spojrzeniem, i szybko ruszył przodem, odwracając się, gdy do jego uszu doszedł śmiech pozostałej w tyle trójki. Pokazał im język, jednak widać było, że jego samego bawi ta sytuacja.

– Chodźcie panowie, nie pozwólmy kobietom marznąć – zawołał, wypinając dumnie pierś i jeszcze przyspieszając kroku.

O ile Chan i Hun bez problemu go dogonili, tak Baekhyun, jako, że był niższy, musiał się nieco bardziej wysilić. Przyjaciele droczyli się z nim, co i rusz wybiegając naprzód, ale zaprzestali po pewnym czasie, nie widząc u Koreańczyka żadnej reakcji. Nastolatek dokładnie to zamierzał osiągnąć, więc kiedy tylko się zrównali, posłał wszystkim pełen wyższości uśmieszek.

Dopiero kiedy byli już na miejscu i zaczęli rozglądać się za dziewczynami, Baek przyjrzał się uważniej Yeolowi, a raczej jego twarzy, bo górna część odzieży była skryta za czarną kurtką. Miał wrażenie, jakby chłopak dość długo się przygotowywał, choć wyglądał prawie tak jak zawsze. Tym, co się zmieniło to trochę jaśniejsze, zarumienione teraz od zimna policzki (może nałożył krem?) i włosy, nieco niechlujnie zaczesane do tyłu. Żadne kosmyki nie zasłaniały mu twarzy, dzięki czemu linia szczęki była bardziej uwydatniona, i wydała się Byunowi naprawdę ładna. Cała twarz przyjaciela była dla niego ładna.

Zaczął się zastanawiać, co wywołało u niego taką zmianę. Czy zawsze się tak przygotowuje na różne wyjścia? A może tylko na te ważniejsze? A może to obecność dziewczyn, które miały do nich dołączyć? Chanyeol zdecydowanie nie był chłopakiem, który zarywałby do tej samej osoby, co jego najlepszy przyjaciel, więc Krystal nie wchodziła w grę. Czyżby nastolatek był zauroczony Sunyoung? A może liczył, że spotka tu jeszcze kogoś innego? Baekhyun nie wiedział i szybko potrząsnął głową, chcąc odegnać od siebie te myśli.

– Jongin! – usłyszał i wyrwał się z tego „transu", odwracając w stronę dziewczęcego głosu. Właśnie podchodziły do nich ich towarzyszki, którym wszyscy wyszli naprzeciw, wraz z Baekiem na szarym końcu. – No w końcu, wołam cię od paru sekund – wydęła policzki czarnowłosa.

– Wybacz, Soojung – zaśmiał się nieco speszony Kai. – Świetnie wyglądacie – wyszczerzył się i zerknął jeszcze na Lunę, jak zwykli nazywać brunetkę.

Byun skinął obu dziewczynom, jednak Krystal miała nieco inne plany i uściskała go krótko, ale serdecznie. Chłopak zdążył ją polubić, więc ten gest był dla niego miłym zaskoczeniem. W jej ślady poszła Sunyoung , którą znał nieco mniej, ale nie miał nic przeciwko. Skrzywił się jednak i odwrócił wzrok na widok Chana witającego się ze znajomą nieco dłuższym przytulasem. Yeol śmiał się z czegoś, co od niej usłyszał, a po chwili ona także parsknęła. Naprawdę dobrze się dogadywali i Koreańczyk nie był w stanie powiedzieć, dlaczego tak reaguje.

Tęsknota za starymi znajomymi. Tak, to na pewno to.

Mieli jeszcze ponad godzinę do koncertu Qualante, kapeli Taemina, więc postanowili najpierw coś zjeść. Przechadzali się między stoiskami, dyskutując między sobą, co najlepiej kupić, ale koniec końców skończyło się na odeng*.

Zatrzymywali się przy różnych stoiskach, żeby popatrzeć jak inni rzucają w butelki, starając się coś wygrać. W pewnym momencie Jongin wyłożył na blat parę monet i dostał pięć piłeczek. Aby zwyciężyć, musiał trafić przynajmniej cztery z siedmiu flaszek, stojących pod przeciwległą ścianą. Zacisnął usta i zmarszczył czoło, skupiając się. Widać było, że mu zależy. Wszyscy trzymali za niego kciuki, ale się nie odzywali, żeby mu nie przeszkodzić.

Pierwszy rzut, trafiony.

Na ustach Kaia wykwitł delikatny uśmiech. Za drugim razem także mu się udało. Rozluźnił się nieco.

Trzeci raz – pierwsze pudło.

A potem kolejne, i kolejne. Została mu ostatnia szansa. Wszyscy wstrzymali oddech, łącznie z samym zainteresowanym, gdy już się zamachnął i rzucił.

Trafione. Wygrał.

Jongin rozszerzył oczy i zaśmiał się radośnie, a przyjaciele doskoczyli do niego, gratulując mu, potrząsając i klepiąc po plecach. Sprzedawca podał mu dość sporych rozmiarów misia pandę, którego chłopak niemal od razu dał ze słodkim uśmiechem Krystal, na co czarnowłosa zarumieniła się i schowała twarz w pluszaka. Naprawdę do siebie pasowali.

Chodzili dalej, brali udział w różnych grach, ale większości jedynie się przyglądali i zastanawiali czy by potem tam nie wrócić – na razie chcieli zobaczyć, co festiwal ma w tym roku do zaoferowania, żeby nie wydawać pieniędzy na wszystko, a jedynie na to, co naprawdę ich zachęci.

Zanim się obejrzeli, już wychodzili i skierowali się do parku, żeby zająć w miarę dobre miejsca i nie musieć się wysilać, aby widzieć artystów na scenie. Było już dość sporo ludzi, chociaż pozostało jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia. Znaleźli wygodny kącik, żeby mieć pewność, że nikt im nie zasłoni, ani nie będzie zbyt dużego ścisku.

Usiedli na trawie, rozmawiając między sobą. Baekhyun raczej się nie odzywał i tylko przysłuchiwał ich tematom. W pewnym momencie Sunyoung odwróciła się w jego stronę.

– Hej, a ty co taki cichy? Mów lepiej jak wrażenia – uśmiechnęła się szeroko.

Zaskoczony nastolatek przez chwilę tylko się w nią wpatrywał, a potem odchrząknął i uniósł kąciki ust ku górze.

– Jest zabawnie. Naprawdę. Cieszę się, że tu jestem – przyznał szczerze, co poskutkowało wyrazem radości na twarzach wszystkich obecnych, a szczególnie widocznym na tej Chanyeola. Czy Baekhyun wspominał już, jak bardzo lubił jego uśmiech?

Lubił go tak bardzo jak słoneczny dzień latem bądź widok śniegu zimą. Lubił go tak jak te wieczory spędzone z najbliższymi, podczas których mógł się odprężyć i nie myśleć o niczym ważnym. Lubił go tak bardzo jak wiosenne poranki, kiedy mógł słuchać wesołego śpiewu ptaków.

Uśmiech Park Chanyeola był jak lekarstwo na zmartwienia Baekhyuna – gdy go widział, wszystko inne przestawało się liczyć.

Chłopak nie wiedział, co go skłoniło do takich rozmyślań, więc był wdzięczny, kiedy pozostali wciągnęli go w rozmowę – wolał się nad tym nie zastanawiać, a przynajmniej nie teraz.

Jak się okazało, Luna była naprawdę przemiłą osobą i zrobiło mu się głupio, że od razu ją skreślił. I to przez uczucie, którego nie potrafił zidentyfikować. Nie miał pojęcia, czemu na widok roześmianej brunetki i Yeola coś go ściskało w okolicach serca i nie chciało puścić, a jego dobry humor nagle ulatywał. Nie był w stanie powiedzieć, dlaczego tak bardzo chciał, żeby wyższy poświęcał mu nie całą swoją uwagę, ale aby przynajmniej dalej zajmował się nim tak, jak na początku ich znajomości, szczególnie, że Baek w dalszym ciągu nie radził sobie z większymi tłumami. Chciał zostać otoczony opieką, nic więcej. Czy naprawdę prosił o tak wiele?

Moment wyjścia Qualente na scenę można było rozpoznać dzięki poruszeniu wśród widowni i pierwszym krzykom zachęty. Grupka przyjaciół podniosła się i odwróciła w stronę zespołu, a na ich twarzach automatycznie wymalowały się uśmiechy. Jongin, po przedstawieniu się wykonawców, zaczął skandować wraz z resztą publiki i nawoływać do rozpoczęcia koncertu, na co nie musieli długo czekać.

Bawili się świetnie, a muzyka szybko wpadała w ucho. Nawet się nie zorientowali, kiedy minęły te prawie dwie godziny po paru bisach i długich oklaskach. Gdy tłum już nieco się rozszedł, podeszli pod scenę, gdzie kapela składała sprzęt i rozmawiała o czymś między sobą.

Nikt nie był na tyle szybki, żeby powstrzymać Jongina przed wskoczeniem na podest i podbiegnięciem do ciemnowłosego, dość wysokiego wokalisty Qualente, a następnie rzuceniem mu się na szyję. Koreańczyk zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. Odwrócił się w stronę niezidentyfikowanej osoby i zaśmiał serdecznie na widok swojego przyjaciela.

– Mogłem się tego spodziewać – uznał, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.

– Byliście świetni – wtrąciła Soojung, zanim Kai zdążył cokolwiek odpowiedzieć, i przytuliła wykonawcę, a reszta przywitała się z nim jak starzy znajomi (którymi zresztą byli). Jedynie Baekhyun stał nieco bardziej z boku, bawiąc się swoimi palcami i nie wychylając aż do momentu, gdy Park przyciągnął go bliżej i przedstawił. Wtedy uniósł głowę i uśmiechnął się nieśmiało.

– Masz naprawdę dobry głos – pochwalił, żeby nie milczeć, a szczerze mówiąc nie bardzo wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji.

– Cieszę się, że ci się podobało – wyszczerzył się zadowolony z pochwały wokalista i odwrócił się do reszty muzyków. – Poznajcie proszę: basistę Jonghyuna, keyboardzistę Onew, gitarzystę Kibuma i perkusistę Minho.

Po tym krótkim zapoznaniu się chwilę porozmawiali i wrócili na festiwal. Została nieco ponad godzina do północy, podczas której zaliczyli jeszcze parę stoisk z grami oraz jedzeniem. Około pół godziny przed rozpoczęciem nowego dnia poszli już zakupić lampiony, aby móc potem wypuścić je w powietrze.

Miały one przeróżne wzory, ale oczywiście w ofertach były również te najbardziej tradycyjne, pozbawione jakichkolwiek zdobień. Dziewczyny wzięły te we wzorki z kwiatami, Sehun pokusił się na wężowy szlaczek, podobnie jak Jongin, Chan na niewielkie gwiazdki wygrawerowane na materiale, natomiast Baekhyun, pomimo namów przyjaciół, wybrał ten najbardziej tradycyjny, bez ozdobników. Nie bardzo wiedzieli czemu, a on po prostu wzruszył ramionami, tłumacząc, że jest tańszy i bardziej mu to na rękę. Nie dopytywali już, uznając, że to jego wybór, a życzenie nie straci przez to na mocy.

Uwierzyli mu wszyscy oprócz Chanyeola, który wpatrywał się w bruneta, przygryzając delikatnie wargę i próbując powstrzymać się od pytań. Przeczucie znowu podpowiadało mu, że nie była to prawda, a jedynie wymówka, natomiast najważniejsza kwestia nie została wypowiedziana na głos. Nie odzywał się, będąc pewnym, że jak brunet będzie chciał to sam komuś powie (Yeol nie mógł ukrywać nawet przed sobą samym, że bardzo chciał, aby to właśnie jemu się zwierzył). Przybliżył się do niego, mając nadzieję, że to jakkolwiek wspomoże nastolatka, choć nie bardzo wiedział w czym. Ale czy miało to w ogóle jakiekolwiek znaczenie?

Nad rzeką Han już wiele osób czekało na nastanie nowego dnia, a na stoliku nieopodal, gdzie stał ogromny zegar, trwało odliczanie do pełnej godziny. Pozostało jeszcze dziesięć minut, podczas których ludzie chodzili i szukali czegoś do pisania, aby nabazgrać - mniej lub bardziej starannie – parę słów, składających się na ich ukryte pragnienia.

– Dobra, no to kto chce pisak? – spytała Soojung, wymachując czarnym flamastrem przed twarzami znajomych. Od razu chwyciła go Luna, zapisując coś szybko i przekazując następnej osobie, którą był Oh.

W tym czasie Kai pożyczył od przechodzącej kobiety ciemny cienkopis, który następnie dał Chanowi, za to Baek dostał flamaster należący do czarnowłosej. Spuścił na niego wzrok, przyglądając się uważnie pisakowi oraz zakupionemu lampionowi, tak bardzo różniącemu się od tych jego znajomych. Chwilę zbierał myśli aż w końcu wziął głęboki oddech.

– Chanyeol... Wiesz, że w Pekinie mamy podobne wydarzenie? – odezwał się cichutko Byun, zaciskając palce na delikatnym materiale i nawet nie podnosząc wzroku na chłopaka stojącego obok.

Park przeniósł spojrzenie na niższego, zatrzymując rękę w połowie drogi do lampionu. Pozostało już mało czasu, więc chciał napisać życzenie, ale skierowane w jego stronę nieśmiałe słowa Baekhyuna szybko odwiodły jego myśli od wykonywanej czynności.

Nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Przeczucie znowu go nie zawiodło, a jego cicha prośba została spełniona. Postanowił nie przerywać brunetowi, przybliżając się do niego nieznacznie, aby lepiej go słyszeć.

– Zawsze chodziliśmy na to z Luhanem, czasem z nieco większą grupką znajomych, ale przeważnie we dwójkę. Też braliśmy udział w grach, zabawach, konkurencjach... I kupowaliśmy jedzenie. Mnóstwo jedzenia. To był jeden z nielicznych wieczorów, kiedy jedliśmy tyle, ile tylko się dało – zaśmiał się cicho na to wspomnienie. – Potem kupowaliśmy lampiony, takie... takie jak ten – przełknął ślinę i uniósł nieco przedmiot, który trzymał w swoich delikatnych dłoniach. – Tradycyjne, u nas nie było żadnych wzorów do wyboru... Każdy był identyczny. Nie pisaliśmy też życzeń. Po prostu o ustalonej godzinie wypuszczaliśmy je w powietrze, myśląc o tym, czego pragniemy. Następnie szliśmy na dango i stary plac zabaw, który był niedaleko tego miejsca i przyglądaliśmy się światełkom lśniącym na niebie. Dlatego... Dlatego nie wziąłem właśnie ten, a nie inny. Dla Luhana. On tam gdzieś jest... za parę dni pójdzie na ten festiwal i wypuści identyczny lampion w górę. Wiesz... To trochę tak, jakby wcale nie zmieniło się tak dużo... Jakbyśmy byli tu razem. Tak jak zawsze – wyszeptał ostatnie słowa i nabrał głęboko powietrza w płuca. – To trochę głupie, prawda? – zaśmiał się cicho, a w tym śmiechu można było usłyszeć wyraźny smutek.

Chanyeol przysłuchiwał się temu z coraz szybciej bijącym sercem. Teraz rozumiał. Niski chłopak chciał być po prostu nieco bliżej swojego najlepszego przyjaciela. Chciał być nieco bliżej domu.

– To ani trochę nie jest głupie, Baekhyunnie.

Zerknął na ciągle otwarty cienkopis, wahając się. Ponownie przeniósł spojrzenie na swojego przyjaciela. Przygryzł wargę. Pierwsze lampiony zostały już zapalone, również w ich pobliżu, dzięki czemu czarnowłosy zdołał zauważyć łzę skapującą po policzku Byuna i jego zaszklone oczy, wpatrujące się z nostalgią w lampion znajdujący się w jego posiadaniu.

To przeważyło szalę.

Jego ręka, jakby automatycznie, zaczęła pisać kilka krótkich słów, składających się na dwa proste zdania. A kiedy już skończył, ani trochę nie żałował tego, co zrobił pod wpływem impulsu. Zapalił lampion i czekał aż upłyną ostatnie minuty dnia.

Baek w tym czasie drżącą ręką koślawo napisał swoje życzenie, nad którym ani przez chwilę nie myślał, a które przyszło mu całkowicie naturalnie, jakby prosto z serca.

Chciałbym móc nazwać to miejsce domem i być tu szczęśliwy.

Lampiony, po głośnym odliczaniu przez tłum zebrany nad rzeką Han, uniosły się w górę, rozświetlając ciemną noc. Uśmiechy wykwitły na twarzach wszystkich zebranych, wpatrujących się jeszcze długi czas w znikające w oddali światełka.

Park Chanyeol również odprowadzał je wzrokiem, myśląc o swoim życzeniu i prosząc w duchu, aby się spełniło. W tamtej chwili nie marzył o niczym innym tak bardzo jak właśnie o tym.

Po paru minutach grupka przyjaciół zaczęła oddalać się od rzeki, zostawiając za sobą swoje pragnienia. Gdzieś tam w górze było setki życzeń, a każda z osób, która je napisała, miała nadzieję na ich spełnienie. Wśród nich była jedna, która porzuciła swoje marzenie na rzecz innego, w tamtej chwili zdecydowanie dla niej cenniejszego.

Chcę dać Baekhyunowi dom. Chcę s t a ć się jego domem.

***

– Wybawiłem się dzisiaj za wszystkie czasy – wyszczerzył się Jongin, przeciągając się jak kot, aby rozprostować kości.

– Świetnie się bawiłam – przyznała Krystal, uśmiechając się do swojego przyjaciela i tuląc do piersi misia pandę, którego od niego dostała.

– No to co, wracamy? – Sehun włożył ręce do kieszeni i spojrzał po wszystkich, unosząc jedną brew.

W chwili, kiedy ktoś miał się już odezwać, Chanyeol zabrał głos.

– Czekajcie chwilę.

Przyjaciele zmierzyli go zaciekawionym i lekko zdezorientowanym spojrzeniem, a on uniósł kąciki ust ku górze.

– Kto ma jeszcze ochotę na dango?

***

W następny czwartek Baekhyun przyszedł do szkoły wręcz w skowronkach, ciągle się uśmiechając i promieniejąc radością.

– A ty co taki szczęśliwy? – Uniósł brew Jongin, mierząc przyjaciela zaciekawionym spojrzeniem.

– Mamy dzisiaj test z matmy, więc ja bym się tak na twoim miejscu nie cieszył – wymamrotał Chanyeol ze wzrokiem wbitym w podręcznik, a dokładniej w dział z algebrą.

– Luhan przyjeżdża – odezwał się Byun, uśmiechając szeroko.

Wszyscy obecni jak na zawołanie spojrzeli na niego, zaskoczeni.

– Że Luhan? Twój przyjaciel z Chin? – dopytywał Yeol, myśląc, że się przesłyszał.

– A znasz jakiegoś innego Luhana? – brunet spojrzał na niego rozbawiony.

– ...No niby nie... – speszył się nieco.

– Kiedy przyjeżdża? – wtrącił się Sehun.

– Zaraz po świętach, będzie na Sylwestra i zostanie nieco dłużej.

Chanyeol zmierzył podekscytowanego bruneta wzrokiem. Miał wrażenie, że zrobił się nieco bardziej energiczny, uśmiech mu się poszerzył, a w jego oczach zauważył wesołe ogniki, przez które zrobiło mu się cieplej na sercu.

Chciałbym go widywać takim codziennie, pomyślał, i niemal od razu się za to skarcił. Próbując ukryć zakłopotanie, udał, że jest bardzo zajęty rozwiązywaniem jednego z matematycznych zadań.

– W takim razie wpadnijcie na imprezę do Jongdae. Będzie niezła zabawa – zaproponował Kai, szczerząc się. – Przy okazji poznamy twojego przyjaciela. – Podczas gdy Baek już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, Jongin szybko mu przerwał. – I to nie jest prośba.

Nastolatek zaśmiał się, widząc udawaną rezygnację na twarzy kolegi, którą po chwili rozświetlił lekki uśmiech.

– Nie jestem przekonany, sam znam mało osób, już nie mówiąc o Lulu...

– Będziemy się trzymać razem, nie przejmuj się tym. – Puścił mu oczko Sehun. – Nie pozwolimy wam się czuć niekomfortowo – zapewnił.

– A więc jak będzie? Wpadniecie? – Chanyeol podniósł wzrok znad zeszytu, wpatrując się w przyjaciela i mając nadzieję, że nie widać jak mu zależy na pozytywnej odpowiedzi.

A zależało. I to bardzo. Sam przed sobą nie był w stanie powiedzieć, dlaczego, ale był pewny, że tą noc chciałby spędzić właśnie z nim i będzie się gorzej bawił, nie mając go obok.

Nastała chwila ciszy, dłużąca się czarnowłosemu jak minuty, a nie sekundy, jakie w rzeczywistości upływały. W końcu Byun rozluźnił się i odetchnął.

– Chyba nie mamy wyboru, co? – zaśmiał się cicho, na co serce Parka ścisnęło się, a następnie nieznacznie przyspieszyło. – Będziemy.

***

W sylwestra Park Chanyeol był podenerwowany bardziej, niż można by przypuszczać. Nie widział Baekhyuna od rozpoczęcia przerwy świątecznej i, pomimo pisania z nim od czasu do czasu (jednak niezbyt częstego, w końcu Byun miał gościa), zaczynał to powoli odczuwać.

Na myśl, że już za parę godzin zobaczy swojego przyjaciela uśmiech automatycznie wstępował na jego twarz, a serce nieznacznie przyspieszało. Sam nie wiedział czemu tak reagował, ale tłumaczył to sobie po prostu zwykłą p r z y j a c i e l s k ą tęsknotą. W końcu to normalne, że kiedy niskiego bruneta nie było obok to chłopak co i rusz wracał do niego myślami, a ostatnim widokiem przed zaśnięciem było wspomnienie jego ślicznego, prostokątnego uśmiechu, prawda?

Nastolatek po raz ostatni spojrzał w lustrze na swoje roztrzepane włosy (wbrew pozorom spędził nad nimi całe dziesięć minut), czarny choker zdobiący jego szyję, czerwony podkoszulek z czarnym, gotyckim krzyżem i równie ciemne spodnie, wystrzępione i wytarte tu i ówdzie. Zadowolony z efektu końcowego, uśmiechnął się do swojego odbicia i wyszedł z łazienki. Wziął niezbędne mu rzeczy, takie jak telefon i portfel, a następnie ubrał kurtkę i wyszedł na zewnątrz, krzywiąc się na zimny wiatr, który owiał go już od progu.

Wziął głęboki oddech, przestępując z nogi na nogę i czekając na Jongina, który miał po niego podjechać. Widząc samochód państwa Kim szybko podszedł i wskoczył do ciepłego wnętrza, wzdychając z ulgi, aby następnie zmierzyć przyjaciela, siedzącego na miejscu kierowcy, złym spojrzeniem.

– Mówiłem, że lepiej będzie jak do ciebie podejdę, ale niee, bo ty przecież się nie spóźnisz – prychnął. – Co tym razem? Zgubiłeś spodnie? Wymyślałeś teksty na podryw Krystal? Napadła cię godzilla?

– Jeśli panią Rhee można nazwać godzillą to owszem, napadła mnie. Ta kobieta czepia się dosłownie o wszystko – jęknął, uderzając głową w kierownicę, co poskutkowało włączeniem klaksonu, na który oboje aż podskoczyli.

Pani Rhee była starszą kobietą, mieszkającą w niewielkim domku obok państwa Kim. Wydawała się miła... ale tylko na odległość. Wszystkim w okolicy działała na nerwy, potrafiąc przyjść w środku nocy i poskarżyć się na jasną poświatę z jednego z pokoi, przez którą „nie może spać". Nikt nigdy nie był w stanie jej dogodzić, a ona sama znajdowała preteksty do kłótni dosłownie wszędzie (raz nawet zrobiła awanturę miejscowej dziewczynie, że spódniczka do kolan, którą nosiła, jest niestosowna i powinna się wstydzić). A szczególnie nie lubiła rodziny Kim – jak można się domyślić, z wzajemnością – będąc pewną, że jest ona źródłem wszystkich jej „problemów".

Chanyeol westchnął ciężko.

– Co tym razem, krzywo postawiona doniczka? – popatrzył z rozbawieniem na przyjaciela, wspominając sytuację z zeszłego tygodnia.

– Nie – parsknął brązowowłosy. – Powiedziała, że sobie nie życzy, żebyśmy wychodzili dzisiaj w nocy z domu, bo jak jej koty się przestraszą fajerwerków to jeszcze przeskoczą przez ogrodzenie na nasze podwórko i ona biedna będzie się o nie zamartwiać, nie mogąc do nas wejść i ich poszukać. Jakby nie mogła ich nie wypuszczać... Myślałem już, że naprawdę będę musiał tam zostać.

– Okropna kobieta... Cieszę się, że to nie ja mieszkam obok niej – uznał Yeol, za co dostał kuksańca w bok głowy od siedzącego obok. – Ej, nie powiedziałem, że ci nie współczuję! – oburzył się i pokazał mu język, czym odwdzięczył mu się również jego towarzysz. – Lepiej już jedźmy zanim Sehun nam zamarznie. – Ułożył się wygodnie, a Jongin w tym czasie ruszył naprzód.

Po chwili jedno z tylnych siedzeń zostało zajęte przez Oh. Gdy zaczęli jechać w kierunku domu Baekhyuna, Chan nieco się spiął, w oczekiwaniu na to spotkanie. Nie mógł zapomnieć również o jego przyjacielu, którego zdjęć Byun uparcie nie chciał nikomu pokazać.

– Jak myślicie, jaki będzie? – zagadał Kim. – Niski, gruby i pryszczaty?

– Jesteś okropny, Kai – skarcił go Park, rzucając mu spojrzenie spod byka.

– Musi być jakieś wytłumaczenie, dlaczego jeszcze nigdy nie widzieliśmy jego zdjęć – usprawiedliwiał się i zerknął w lusterku do tyłu. – A ty co o tym myślisz, Sehi?

– A ja myślę, że najlepiej poczekać, bo możemy mieć miłą niespodziankę... albo wręcz odwrotnie – sarknął, na co Yeol obiecał sobie, że jak tylko wysiądą z samochodu to dostanie solidnego kopniaka.

Nie bardzo wiedział, czemu tak się przejmuje chłopakiem, którego nawet nie znał, ale skoro Baek go lubił to znaczy, że musi być naprawdę w porządku, a Chanyeol nie cierpiał, gdy ktoś naśmiewa się z takich osób tylko przez brak ładnej twarzy bądź figury.

Dojeżdżając pod dom bruneta i widząc dwie drobne osoby stojące obok siebie, automatycznie jego kąciki ust uniosły się do góry. Jongin się mylił – chłopak, którego mieli dzisiaj poznać był mniej więcej wzrostu Byuna, a także dorównywał mu szczupłością, co można było dostrzec nawet pomimo kurtki, w którą był ubrany.

Wysiedli z pojazdu, podchodząc od razu do chłopców (z każdym pojedynczym krokiem Kimowi rzedła mina, gdy uświadamiał sobie, jak bardzo się mylił, natomiast Hun starał się nie roześmiać, widząc dezorientację przyjaciela).

Baekhyun, zauważając Chanyeola, uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomachał energicznie, a wyższy odwdzięczył mu się tym samym. Namyślił się chwilę i podbiegł do drobnego nastolatka, przytulając go krótko, ale mocno do siebie. Jak na gust Baekhyuna zdecydowanie z b y t krótko.

Cała trójka jak jeden mąż zmierzyła nowego znajomego spojrzeniem, a Chan, stojący obok Jongina, niemal mógł usłyszeć jak ten krzyczy w środku.

Ponieważ chłopak, stojący naprzeciwko nich, nie był wcale niski, gruby i pryszczaty. Był mniej więcej wzrostu Baeka, szczupły (może nawet jeszcze szczuplejszy od swojego najlepszego przyjaciela), o nieskazitelnej cerze i parze dużych, wręcz czarnych oczu (Yeolowi od razu skojarzyły się z sarną), w których teraz można była dostrzec niepewność i zmieszanie. Delikatna, nieco okrągła, ale nie pyzata buzia, z wąskimi ustami, rozciągniętymi teraz w nieśmiałym uśmiechu. Chińczyk miał na sobie kaptur, jednak można było zauważyć wystającą zza niego roztrzepaną blond grzywkę, która tylko dodawała mu uroku.

Chyba nikt z trójki nastolatków nie był przygotowany na taki widok, bo stali i wpatrywali się w chłopaka oniemiali, a niezręczną ciszę przerwał dopiero Baekhyun.

– To właśnie Xiao Luhan, mój przyjaciel z Pekinu. Lu, poznaj Jongina, Chanyeola i Sehuna – przedstawił ich, wskazując kolejno każdego z chłopców. Park zmarszczył brwi, gdy usłyszał z ust bruneta język koreański, a nie chiński, którym na co dzień posługiwał się jego gość. Można się domyślić, że jego zdziwienie było tym większe, gdy blondyn odpowiedział w obcym dla siebie języku, i to dość płynnie, jednak z pobrzmiewającym akcentem.

– Miło was poznać. Baek strasznie dużo o was mówił – powiedział miękko.

Chan już w tamtym momencie wiedział, że polubi tego drobnego Chińczyka. Zerknął na swoich przyjaciół – Kai zdążył już przyjąć swoją zwyczajową minę, jednak nieco zbyt niepewny (jak na niego) uśmiech Sehuna podpowiedział mu, że Oh zwrócił na niego uwagę nawet trochę bardziej niż on sam.

– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. – Kim puścił oczko do „jelonka" (jak zdążył go już przechrzcić czarnowłosy), na co ten uśmiechnął się nieco szerzej.

– Mam powtórzyć? – Uniósł brew, patrząc nieco wyzywająco, a ze zdezorientowanej miny jego rozmówcy można było wywnioskować, że nie był przygotowany na taką zaczepkę.

– Może lepiej nie, bo jeszcze Kai się upije na imprezie i znowu będzie śpiewał ballady po hiszpańsku jak w maju na imprezie u jakiegoś trzecioklasisty – wtrącił Sehun, na co wszyscy się zaśmiali.

– Aż tak źle? – dopytał Xiao, patrząc rozbawiony po nowych znajomych.

– Nie – powiedział szybko Kim.

– Tak – odezwał się w tym samym czasie Oh. – Uwierz mi, wolałbyś tego nie słyszeć.

– Zaryzykowałbym – uśmiechnął się zadziornie i przez chwilę on i Hun po prostu patrzyli sobie w oczy, jakby prowadząc między sobą tak zwaną „wojnę na wzrok", co zostało w końcu przerwane przez chrząknięcie zmieszanego Kaia.

– Lepiej jedźmy, bo zaczęło się już jakiś czas temu i pewnie jeszcze nie zdążyło się rozkręcić, bo w końcu impreza bez Kim Jongina nigdy nie jest dobrą imprezą.

***

Dom Jongdae był dość spory, już nawet nie mówiąc o ogrodzie. Grupka znajomych weszła do środka, gdzie od progu powitała ich głośna muzyka oraz krzyki i śmiechy gości. Wszędzie kręcili się ludzie, przez co ciężko było wejść, ale po chwili tłum zrobił im miejsce. Jakoś przepchali się do „szatni", gdzie zostawili swoje kurtki i wrócili do przedpokoju.

W pewnym momencie zauważył ich gospodarz, który od razu podszedł i wyściskał swojego kuzyna, a z resztą przybił piątki.

– Nowa twarz? – spytał, zerkając z miłym uśmiechem na Chińczyka.

– To Luhan, przyjaciel Baeka – wytłumaczył Kai i potarmosił Jelonka po włosach, na co został obdarowany niezbyt przychylnym spojrzeniem Sehuna, którego ten jednak nie zauważył.

– Miło cię poznać, Luhan. W każdym razie przekąski i napoje są w jadalni, toaleta koło schodów, bawimy się na dolnym piętrze i nie wchodzimy na górę, można wychodzić do ogrodu. Miłej zabawy. – Puścił im oczko i szybko zniknął wśród tłumu.

– Energiczny chłopak – uznał nieco rozbawiony blondyn.

– Tak jak cała rodzina Kim – skwitował Oh. – Chodźmy się najpierw czegoś napić, a potem potańczymy.

Już mieli iść, kiedy z boku usłyszeli dziewczęcy, dobrze im znany głos. Jongin odwrócił się w jego stronę i uniósł kąciki ust w górę, widząc Krystal z Luną, które przeciskały się w ich stronę. Przywitali się długim przytulasem i dopiero wtedy odsunęli.

– Szukałam cię – odezwała się czarnowłosa i zmierzyła Kima spojrzeniem. – Nieźle wyglądasz.

– Wiem. To znaczy dzięki – poprawił się szybko, speszony, na co nastolatka się zaśmiała. – Ty też wyglądasz niczego sobie – pochwalił zażenowany, a na jego policzkach wykwitły rumieńce, które Chan uznał za nieco urocze.

Po tym ciepłym przywitaniu Luhan został przedstawiony dziewczynom i dopiero wtedy wszyscy poszli do kuchni.

Gdy już stali z papierowymi kubeczkami w całkiem sporym jak na jadalnię pomieszczeniu, Chanyeol w końcu miał możliwość przypatrzenia się Byunowi nieco dokładniej.

Chłopak miał na sobie jasne dżinsy na kształt rurek z przetarciami i dziurami na kolanach, biały podkoszulek oraz nałożoną na niego dzianinową bluzę w różnych odcieniach szarości, z wszytymi czarnymi oraz białymi nićmi, które tworzyły z szarym materiałem wzór równoległych kresek, oraz z czarnym kołnierzem z bawełny i takimi samymi ściągaczami na nadgarstkach. Brązowe włosy miał lekko roztrzepane, ale tak jak zawsze kosmyki uroczo opadały mu na czoło.

Czarnowłosy uśmiechnął się sam do siebie. W czasie, gdy mu się przyglądał, nastolatek zdążył się o tym zorientować i patrzył teraz na wyższego nieco zawstydzony, ale mile połechtany takim zainteresowaniem.

– Mam coś na twarzy? – spytał, żeby przerwać milczenie.

Yeol otrząsnął się dopiero wtedy i cicho zaśmiał, uświadamiając sobie, jak długo podziwiał wygląd przyjaciela.

– Nie, po prostu świetnie wyglądasz.

Baekhyun rozszerzył nieco oczy, ale kąciki jego ust uniosły się ku górze, słysząc pochwałę. Zmierzył Parka wzrokiem. Czerń i czerwień zdecydowanie do niego pasują.

Już miał mu to powiedzieć, kiedy poczuł jak ktoś na niego wskakuje, a on niebezpiecznie się na to zachwiał, jednak udało mu się zachować równowagę. Odwrócił się, gdy ciężar zniknął i pierwszą reakcją był śmiech.

– Minseok? Ty też tu?

– Jongdae to mój przyjaciel, już zapomniałeś? – Puścił mu oczko i rozejrzał się z, tak bardzo dla niego charakterystycznym, szerokim uśmiechem. – Zresztą tu jest pół szkoły. Gdzieś widziałem nawet Zitao i Yixinga z Taeyeon. – W tym momencie jego wzrok padł na Lu, przyglądającemu się całej sytuacji z widocznym rozbawieniem. – Twój przyjaciel? – zgadł i, nie czekając na odpowiedź, kontynuował swoją wypowiedź, tym razem kierując ją w stronę blondyna. – Kim Minseok.

Xiumin wyciągnął w stronę chłopaka dłoń, którą ten zaraz uścisnął.

– Xiao Luhan.

Chłopakowi o urodzie wiewiórki zaświeciły się oczy.

– Baekhyun mi o tobie mówił, jesteś z Chin. Ale fajnie, udało wam się spotkać – wyszczerzył się szeroko. – Ciesz się czasem w Korei. Miłej zabawy – Puścił mu oczko, a następnie oddalił się w rytm muzyki.

– Koreańczycy chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać – uznał rozbawiony Xiao.

W tym czasie Jongin zdążył poprosić Soojung do tańca i zniknęli wśród innych bawiących się par. Sehun z Chanyeolem popatrzyli po sobie i po chwili wyciągnęli swoich niższych znajomych na parkiet, kołysząc się ciągle blisko siebie bądź z osobami obok, głównie kobietami.

W pewnym momencie na stół wyszedł gospodarz, a ktoś inny (Baekhyun stawiał na Xiumina) przyciszył muzykę. Wszyscy zwrócili wzrok na ciemnowłosego, który starał się zwrócić na siebie uwagę osób zgromadzonych w tym pomieszczeniu.

– Dobra ludzie, czas na małą grę. Chyba każdy zna „7 minut"? – uśmiechnął się szeroko, a po pokoju rozniósł się zgodny krzyk, z którego można było wywnioskować, że większość obecnych zna, a może i miała już okazję zagrać w tę grę. – W rogu pomieszczenia jest dość spora szafa, którą przygotowałem jeszcze przed imprezą. To jak... Macie ochotę na małe zbliżenie? – zawołał, na co tłum zareagował aprobatą, wyrażoną poruszeniem, a nawet tupaniem.

Park nie był zbyt przekonany co do słuszności tego pomysłu, biorąc pod uwagę, że znaczna część gości była już pod wpływem procentów – w mniejszym lub większym stopniu. Wiedział jednak, że jedna odmowa zostanie zagłuszona przez zgodny aplauz, a więc nie widział zbytniego sensu w robieniu czegokolwiek. Po prostu stał i czekał na rozwój wydarzeń.

– Gra polega na tym, że wylosowana osoba albo ta, która zgłosi się z własnej woli, z zawiązanymi oczami wchodzi do środka szafy, a za nią kolejna, przypadkowa albo trochę mniej. W każdym razie zostają one zamknięte razem na całe siedem minut i są wypuszczane po upływie tego czasu. Nie ma określonych zasad, co się robi w środku, jest to tylko i wyłącznie sprawa osób się tam znajdujących – wytłumaczył Jongdae i spojrzał nieco w bok, a następnie znowu na swoich gości. – To co, gotowi?

Chanyeol westchnął, słysząc kolejny aprobujący krzyk. Miał niemałe obawy w związku z tą zabawą, ale nie mógł nic na nią poradzić – mógł mieć tylko nadzieje, że jego oraz te co bliższe mu osoby to ominie.

Pierwsza osoba zniknęła w szafie, a zaraz po niej kolejna, wybrana drogą losowania. Po nich kolejna para, i kolejna. W pewnym momencie zgłosiła się Luna, gdy do mebla wszedł jakiś chłopak z rocznika wyżej (prawdopodobnie był to ten, do którego dziewczyna wzdychała od jakiegoś czasu). Zaraz po ich wyjściu zgłosiła się Soojung, co wszyscy jej odradzali, jednak ona uparcie trwała przy tym, że chce zaznać trochę dreszczyku emocji. Zawiązano jej oczy i już po chwili jej nie było widać. Każdy, kto w tamtym momencie popatrzyłby na Jongina, zauważyłby jego zaciśniętą szczękę i zacięte spojrzenie. Sehun z Chanyeolem popchnęli go do przodu, żeby nikt inny nie zdążył wyjść przed tłum, i właśnie dzięki ich szybkiej interwencji to Kimowi przypadł „zaszczyt" dzielenia ciasnej przestrzeni przez kolejne parę minut z dziewczyną, która mu się od dawna podobała.

Nastolatkowie wymienili między sobą znaczące spojrzenia, gdy po upływie wyznaczonego czasu ich przyjaciele wyszli z szafy uśmiechnięci od ucha do ucha i delikatnie zarumienieni, a rozpromieniona Krystal praktycznie nie odrywała wzroku od Kaia.

Po nich w zabawie wzięły udział kolejne osoby, w których Baekhyun rozpoznał Yixinga, Taeyeon, a nawet Tao, oraz jeszcze parę innych, których znał głównie jedynie z widzenia. Kiedy Luhan uniósł rękę i wyszedł naprzód, aby zawiązali mu oczy, nie był ani trochę zdziwiony, a nawet wręcz przeciwnie – tylko czekał aż jego przyjaciel się zgłosi. Pomimo swojego delikatnego wyglądu był naprawdę energicznym i głośnym chłopakiem, który lubił ryzyko i dobrą zabawę.

Jak można się było spodziewać nagle zrobił się mały tłumek chętnych, zwabionych ładną buzią nastolatka. Oh prychnął cicho, ale nie zareagował. Yeol spojrzał na niego rozbawiony.

– Nie wygłupiaj się Sehi, jak chcesz to idź. Im szybciej tym lepiej, bo zaraz możesz tego żałować – polecił.

Ciemnowłosy zastanawiał się jeszcze chwilę, a potem szybko wyszedł przed tłum, wpychając się na miejsce jakiejś dziewczyny. Czarnowłosy, widząc ze swojego miejsca jej zdezorientowaną minę nie mógł się powstrzymać przed cichym śmiechem. Szczerze kibicował swojemu przyjacielowi i cieszył się, że to on zazna tej „przyjemności" przebywania z Jelonkiem w samotności, natomiast nieco niższy, stojący obok niego brunet odetchnął z ulgą, będąc pewnym, że Chińczyk nie zazna w środku niczego złego.

– Nie spodziewałem się czegoś takiego po Luhanie – odezwał się w pewnym momencie Chan.

– Bo go nie znasz – skwitował Baek, wywracając oczami i zakładając ręce na piersi. – Pozory czasem mylą, Chanyeol. Wszyscy oceniają go przez pryzmat jego dziecięcej buźki, też to kiedyś zrobiłem. W rzeczywistości jest strasznie żywiołowym chłopakiem.

– Zdążyłem zauważyć – parsknął, a gdy wymienili między sobą uśmiechy jego wieczór stał się odrobinę lepszy.

Sehun z Lu wyszli niedługo potem, śmiejąc się z czegoś i uśmiechając szeroko. Nawet sięgając pamięcią Park nie był w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem widział Huna tak radosnego.

Po kolejnej parze Xiao popchnął delikatnie Baekhyuna, tym samym wypychając go naprzód. Jongdae od razu to podchwycił, a gdy chłopak próbował się wycofać, było już za późno. Gospodarz wyciągnął go na środek.

– Mamy ostatniego śmiałka! Potem kończymy zabawę – zapowiedział, a następnie zawiązał niższemu chustkę wokół oczu.

Chanyeol widział trzęsące się dłonie Byuna, gdy powoli zamykali go w środku. Przygryzł wargę, zastanawiając się, co zrobić.

– Długo się będziesz jeszcze namyślał? Wcześniej sam mnie namawiałeś, więc idź – odezwał się wreszcie nieco zniecierpliwiony Sehun.

Czarnowłosy bez zastanowienia szybko podszedł do Chena, a ten go wpuścił do szafy i zamknął. Chłopak odetchnął głęboko i wyprostował się – mebel był na tyle duży, żeby bez problemu pomieścić go całego. Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza.

Właśnie w tamtym momencie zegar zaczął odliczać ich siedem minut.

Park słyszał przytłumione głosy z zewnątrz i głośny, nerwowy oddech Baekhyuna, który trochę go zaniepokoił.

Baekhyun nie lubił ciasnych, ciemnych miejsc. Baekhyun nie lubił być do czegoś zmuszanym. Baekhyun nie lubił niepewnych sytuacji, a ta zdecydowanie się do takowych zaliczała.

Właśnie dlatego wzdrygnął się i cicho pisnął, gdy poczuł na sobie czyjś dotyk. Wyrzucił rękę do góry, chcąc ochronić się przed „napastnikiem" i tym samym trafiając go w nos.

– Spokojnie, to tylko ja – jęknął Chanyeol i skrzywił się, od razu przykładając dłoń do bolącej części twarzy. – Chciałem się zorientować, gdzie jesteś.

Brunet odetchnął powoli, uświadamiając sobie, że osoba, która przed chwilą została tu wpuszczona nie jest żadnym zboczeńcem pod wpływem alkoholu tylko jego niegroźnym przyjacielem. Oparł się z ulgą o bok szafy.

– Wybacz – wymamrotał, a potem rzucił mu oskarżycielskie spojrzenie, którego wyższy nie mógł zobaczyć przez panujący tam mrok. – Nie mogłeś od razu się odezwać?

– Czyli teraz to moja wina, że mnie uderzyłeś? – parsknął rozbawiony, na co usłyszał prychnięcie Baeka.

– Przeprosiłem!

– A ja przyjmuję – wywrócił oczami.

Nastała chwila ciszy, w której mogli usłyszeć jedynie swoje oddechy i zamieszanie po drugiej stronie.

– Dziękuję – odezwał się w końcu Byun, rozluźniając spięte ciało. – No wiesz... Za to, że to ty. A nie nikt inny.

– Od tego są przyjaciele. – Zerknął na niego. – Może zdejmę ci tę opaskę?

Niższy chłopak pokiwał głową i przekręcił głowę, aby przyjaciel miał łatwiejszy dostęp do węzła. Odetchnął z ulgą, przestając czuć krępujący go materiał.

– Dziękuję – mruknął i schował chustkę do kieszeni.

Kolejna chwila ciszy, w której oboje zbierali myśli. Chanyeol chciał tyle powiedzieć Baekhyunowi, ale tak bardzo się bał; z kolei Baekhyun chciał się otworzyć przed Chanyeolem, ale coś go blokowało.

Zaczęli mówić równocześnie, a ich głosy nałożyły się na siebie. W tym samym czasie przestali, a po sekundzie ciszy wybuchnęli śmiechem. To całkowicie rozluźniło atmosferę.

– Ty pierwszy – odezwał się w końcu brunet.

– Jak ci się podoba impreza?

– Jest... ciekawie. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę nasze położenie – wywrócił oczami. – Przysięgam, że zabiję Luhana jak tylko wyjdziemy.

– Zawsze mogłeś trafić gorzej.

– Ale nie trafiłem i tego się trzymajmy.

Znowu zapadła między nimi cisza, którą wreszcie przerwał Chan.

– Chyba się już trochę przyzwyczaiłeś do życia w Korei – zaczął ostrożnie, a nie słysząc przez kolejne sekundy żadnej reakcji ze strony niższego, zaczął wpadać w panikę, że powiedział coś nie tak. W chwili, gdy ponownie miał zabrać głos, chłopak postanowił się odezwać.

– Trochę tak. Ale wiesz, to ciągle nie Chiny. To znaczy... Lubię ciebie, Jongina i Sehuna, Soojung i Sunyoug, nawet Xiumina. Ale... No wiesz. To ciągle nie to.

– Ciągle tęsknisz za Pekinem – podsumował cicho Park, na co brunet przytaknął.

– Cieszę się, że was poznałem, ale... Jeszcze nie spotkałem tu nic, co dałoby mi realne poczucie, że jestem w domu. Gdybym miał wybór... wróciłbym tam. – Przełknął ślinę, a napięcie, jakie pomiędzy nimi panowało było tak gęste, że można by je kroić nożem.

Yeol nie chciał tego przed sobą przyznać, ale zabolały go słowa Byuna. Chciał stworzyć mu tą ostoję, sprawić, że wreszcie poczuje się tu dobrze, że poczuje się tu   l e p i e j.

– Kocham Chiny, kocham Pekin, kocham nawet Luhana... ale po przyjacielsku – dodał szybko, lekko zmieszany. – A tutaj... Kocham rodziców. I w sumie to na tym się kończy. – Spuścił głowę w obawie, że poczuje na sobie wzrok czarnowłosego, a pomimo, że i tak nic nie widział to wolał się z tym nie mierzyć wprost. Wiedział, że złamałoby mu to serce.

Wyższy wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze, kiwając głową.

– Rozumiem, Byunnie.

I naprawdę rozumiał. W gruncie rzeczy powinien był spodziewać się takiej odpowiedzi, ale i tak liczył na coś innego. Liczył na to, że brunetowi zaczęło zależeć na tym mieście, na ludziach, na n i m.

Baekhyun potrzebował bezpieczeństwa, Chanyeol chciał mu je dać. Baekhyun pragnął czegoś stałego, Chanyeol marzył o zostaniu jego ostoją. Baekhyun potrzebował ciepła, Chanyeol chciał zostać jego promyczkiem. Baekhyun pragnął być kochanym, Chanyeol marzył, aby mu tę miłość podarować.

Brunet zmarszczył brwi, nasłuchując. Miał dziwne wrażenie, że muzyka jest nieco głośniejsza niż wcześniej, a w każdym razie on słyszał ją wyraźniej.

– Chan... Nie sądzisz, że minęło już nieco więcej czasu niż siedem minut? – spytał cicho.

Park wyrwał się z rozmyślań. Na początku nie bardzo wiedział, czemu niższy tak sądzi, ale po chwili sam zorientował się, że dźwięk nie jest tak przytłumiony jak był jeszcze kilka minut temu. Próbował nacisnąć na drzwi szafy, ale te nawet nie drgnęły. Odsunął się i zamachnął się bardziej.

W czasie tych bezowocnych prób poślizgnął się i stracił równowagę. Zatoczył się w stronę Byuna i wyciągnął ręce przed siebie, chcąc uchronić się przed upadkiem. Uderzył nimi w bok szafy po obu stronach jego głowy i nachylił się niebezpiecznie. Ich twarze znalazły się na tyle blisko siebie, że przez lekkie poruszenie Baekhyuna ich usta się spotkały.

Oboje zamarli, im obu serca mocno biły w piersiach, a oddech uwiązł w gardle.

Chanyeol, po początkowym szoku, poruszył się w końcu i tym samym delikatnie go pocałował. Czując delikatny, niemal niewyczuwalny ruch na swoich wargach odsunął się gwałtownie i próbował wyrównać oddech.

Ten nieplanowany, subtelny pocałunek przyprawił go o zawrót głowy. Trwał tylko sekundę, może nawet niecałą, a jego serce i tak nie mogło się uspokoić.

Ponieważ wydawało mu się, że Baekhyun odpowiedział na pieszczotę.

Ale przecież musiało mu się wydawać, w końcu to trwało tak krótko... prawda?

Jednak gdyby teraz widział czerwone policzki swojego przyjaciela i błąkający się na jego twarzy uśmiech wiedziałby, że to nie było wcale wrażenie, a rzeczywistość, i był to ich pierwszy wspólny pocałunek.

– Chyba o nas zapomnieli... - zaśmiał się, chcąc przerwać nieco niezręczną ciszę, która zapanowała między nimi.

– I będziemy tu tak siedzieć? – jęknął Baekhyun.

– Chyba nie mamy innego wyboru.

Westchnęli równocześnie i oparli się wygodnie o ściany za nimi. W pewnym momencie Park zaczął opowiadać o swoich początkach związanych z muzyką, tworzeniem, o swoich najlepszych wspomnieniach z przyjaciółmi („Jongin naprawdę zepsuł tę huśtawkę?"), pierwszych ważnych chwilach oraz o wszystkim, co mu tylko wpadło do głowy.

Baekhyun również się do niego dołączył, wplatając między kolejne historie różne opowiastki i sytuacje ze swojego życia. Siedząc tak i rozmawiając z Chanem miał wrażenie, że poznaje jego nowe oblicza i szczerze się ucieszył, że Luhan wytypował go do udziału w tej grze. Może nawet był zadowolony z faktu, że o nich zapomnieli. Zdecydowanie wolał rozmowę z Chanyeolem niż zabawę wśród tłumu nieznajomych.

Jednak zgrzyt zamka przerwał ich sielankę, a po chwili wnętrze szafy omotały światła z zewnątrz, na co nastolatkowie nieznacznie zmrużyli oczy, a potem wyszli, od razu zostając otoczonymi przez przyjaciół oraz gospodarza.

– Boże, tak bardzo was przepraszam, zepsułem coś przy odtwarzaczu i musieliśmy to naprawić... –zaczął od razu tłumaczyć Minseok ze skruszonym wyrazem twarzy.

– Potem jakoś tak wyszło, że wznowiliśmy imprezę. – Jongdae potarł się dłonią po karku. – Nie jesteście źli?

– A przegapiliśmy północ? – spytał szybko Baekhyun. Zebrani pokręcili przecząco głową. – W takim razie nie.

– Ale wytrzymaliście tam aż czterdzieści minut, gratuluję – uśmiechnął się szeroko Chen.

On oraz Xiumin jeszcze raz przeprosili i zniknęli wśród tańczących. Park z Byunem odwrócili się natomiast do swoich przyjaciół, karcąc ich spojrzeniem. Wszyscy wyglądali jak zbite szczeniaki.

– Nie zapomnieliśmy, szukaliśmy go – odezwał się Kai. – No ale sami widzicie ile tu ludzi...

Chłopaki męczyli ich jeszcze chwilę, po czym parsknęli śmiechem, a zdezorientowane nastolatki wymieniły między sobą zaskoczone spojrzenia.

– Nic się nie stało, było... fajnie – pocieszył ich rozbawiony Yeol.

– Nawet bardziej niż fajnie – podchwycił brunet. – A teraz lepiej wracajmy do zabawy, póki jeszcze możemy.

Czarnowłosy pociągnął Byuna na pakiet i tak naprawdę od tamtego momentu nie odstępowali się ani na krok, a podczas odliczania razem z resztą najbliższych przyjaciół stali obok siebie i liczyli upływające sekundy. Na niebie wybuchnęły fajerwerki, po ogrodzie rozniósł się krzyk rozentuzjazmowanej młodzieży, a Chanyeol z Baekhyun spojrzeli sobie w oczy z szerokimi uśmiechami i życzyli sobie szczęśliwego Nowego Roku, a następnie się przytulili, nie puszczając jeszcze długo (nawet po ponownym wznowieniu tańców).

Park wiedział, że ten drobny Koreańczyk nie był mu już dłużej obojętny. Nie po tym, co się stało. Nawet teraz patrząc w jego oczy i widząc te radosne ogniki serce mu się ściskało, a na twarz wstępował ten nieco głupkowaty uśmiech. Wzrok czarnowłosego zjechał nieco niżej, na słodkie wargi jego przyjaciela, których miał okazję dzisiaj posmakować. Powstrzymał chęć ponownego ich skosztowania; odwrócił wzrok, zawstydzony własnymi myślami.

W życiu każdego artysty przychodzi moment największej świetności. Pisze więcej, tworzy lepiej. Dla niektórych jest to kwestia paru dni, dla innych miesięcy, a dla tych najlepszych może trwać i lata. Powraca motywacja, która staje się ich drogowskazem jak gwiazda polarna dla zagubionego wędrowca.

Park Chanyeol nie chciał więcej przeczyć swoim uczuciom.

Park Chanyeol nie chciał więcej nazywać Byun Baekhyuna swoim przyjacielem. Chciał być dla niego kimś w i ę c e j.

Do głowy wpadła mu melodia, a zaraz za nią popłynęły słowa. Ręce świerzbiły go do zapisania nut, które w przyszłości miały wygrać najpiękniejszą piosenkę, jaką chłopak kiedykolwiek skomponował.

Ale to później. Muzyka poczeka. Teraz wolał rozkoszować się drobnym ciałem bruneta w swoich ramionach, gdy kołysali się wśród taktów spokojnej ballady.

W tamtym momencie światem Chanyeola został Baekhyun i nic innego się nie liczyło – tylko oni, delikatne dźwięki piosnki oraz blask gwiazd na nocnym niebie.

***

Tydzień po imprezie sylwestrowej Luhan ciągle nocował u Baekhyuna, który odliczał dni do nieuchronnie zbliżającego się dnia wyjazdu przyjaciela. Nie chodził do szkoły, chcąc spędzić z Jelonkiem jak najwięcej czasu, jaki im pozostał.

Było piątkowe popołudnie i właśnie się zbierali na mecz szkolnej drużyny piłki nożnej, w której grał Sehun. Było to spotkanie czysto towarzyskie, jednak biorąc pod uwagę spór pomiędzy piłkarzami można się było spodziewać zaciętej, wyrównanej walki.

Do rozgrywki pozostało jeszcze prawie pół godziny, ale na trybunach już roiło się od kibiców, nie tylko tych wspierających gospodarzy, ale również ich przeciwników. Baekhyun z Luhanem przepchnęli się do pierwszego rzędu, gdzie reszta przyjaciół już trzymała dla nich miejsca.

– Gdzie Jongin? – spytał od razu Byun, rozglądając się i siadając pomiędzy Lu a Chanyeolem.

– Poszedł z Sunyoung po przekąski i napoje.

Kai i brunetka wrócili niedługo potem, wręczając każdemu nachosy i po kubku coli oraz zajmując swoje miejsca. Wszyscy wdali się w dyskusję, której tematem był głównie sport oraz stawiali zakłady odnośnie wyniku spotkania.

Drużyny już od pewnego czasu rozgrzewały się po przeciwnych stronach boiska, a Baekhyuna aż przechodziły dreszcze, widząc ich krótki rękawek i sportowe spodenki do kolan oraz długie, piłkarskie skarpety. Jak na styczeń dzień wcale nie był nazbyt mroźny, ale nie należał też do ciepłych.

Na pięć minut przed rozpoczęciem meczu do trybun podbiegł Sehun, a przyjaciele nachylili się nad barierką, aby móc go lepiej widzieć. Czoło chłopaka delikatnie lśniło od nielicznych kropelek potu, jednak nie wyglądał na zmęczonego, a wręcz przeciwnie – zresztą można się było domyślić, że takie rozgrzewki to dla niego codzienność.

– Nie przeziębisz się? – Luhan zmarszczył brwi, patrząc z lekkim niepokojem na zawodnika, na co ten parsknął cichym śmiechem.

– Nie powinienem, często mamy treningi na zewnątrz, nawet jak jest zimno. Jestem przyzwyczajony.

Blondyn pokiwał głową, ale nie był zbyt przekonany.

– Jestem pewien, że pokonacie tych leszczy. Nie mają z wami szans – skwitował Kai.

– Spróbowaliby wygrać, jeszcze na cudzym terenie – podchwycił Chanyeol i prychnął, rzucając teatralnie nieprzychylne spojrzenie po przekątnej boiska na kłąb szarych punktów.

Oh miał się odezwać, kiedy usłyszał gwizdek. Odwrócił się w stronę trenera, który przywoływał go do siebie, gestykulując zawzięcie. Chłopak westchnął i uśmiechnął się do przyjaciół delikatnie.

– Liczę na was.

– Masz najlepszą ekipę stary, o nic nie bój. – Puścił mu oczko Kim i wyrzucił rękę do góry z bojowym okrzykiem. – Nie daj im się!

Sehun parsknął śmiechem, ale powtórzył gest Jongina i odbiegł w stronę drużyny, aby ostatni raz powtórzyć ustawienie oraz taktykę.

Niedługo potem rozpoczęła się pierwsza połowa meczu. Chanyeol i Jongin dopingowali od samego początku, nawet wtedy, gdy przy piłce byli inni gracze niż ciemnowłosy, grający na pozycji obrońcy. Jak można się było spodziewać żadna z drużyn nie odpuszczała, biegając co sił w nogach i wykorzystując różne triki, aby tylko przedrzeć się przez przeciwników.

Po pierwszych czterdziestu pięciu minutach spotkania wynik na tablicy wskazywał 2:2. Ludzie na trybunach nawet z daleka widzieli gorączkowe ruchy wuefisty, starającego się zmotywować swoich zawodników i przekazać im cenne wskazówki, mające na celu poprawienie jakości ich gry.

Kolejna połowa było męczarnią dla uczniów biorących udział w rozgrywce oraz dla biednych, coraz bardziej zdartych gardeł publiki. Szczególnie głośno było słychać pierwszy rząd, w którym nawet Baekhyun z Luhanem oraz dziewczyny dołączyły się do skandowania i zagrzewania swoich znajomych ze szkoły do walki.

W ostatnich dwóch minutach meczu do piłki dobrała się drużyna Sehuna, po zatrzymaniu przez niego jednego z napastników wrogiej kadry. Po skrzydłowych pałeczkę przejęli napastnicy, którzy, ledwo co omijając graczy, wyprowadzili akcję. Jeden z nich, trzecioklasistka, w akcie desperacji spowodowanej biegnącymi na niego przeciwnikami wyprowadził kopnięcie, a piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki, o ułamek sekundy wyprzedzając rzucającego się bramkarza.

Ten ułamek sekundy w zupełności im wystarczył. Wygrali.

Niedługo później rozległ się głośny dźwięk kończący mecz. Przez kolejną chwile zaległa cisza, aby potem rozgorzeć głośnym krzykiem, złożonym z głosów zawodników i publiczności. Gracze zwycięskiej drużyny rzucili się na swoich kolegów z zespołu, którym zawdzięczali dzisiejszy sukces.

Jongin bez wahania wskoczył na barierkę i upadł zgrabnie na trawnik – w jego ślady poszedł również Chanyeol, a za nim Luhan z Baekhyunem (po wymienionym spojrzeniu i wzruszeniu ramion). Całą czwórką pobiegli w stronę swojego przyjaciela, któremu rzucili się na szyję z głośnymi gratulacjami.

Szybko dołączyli się do nich inni uczniowie, przeżywając co najmniej tak, jakby Korea właśnie wygrała mistrzostwa świata. Ale taka właśnie była ich szkoła – społeczność, w której większość uczniów się wspierała i przeżywała nawzajem swoje sukcesy, szczególnie te sportowe.

Na meczu nie mogło oczywiście zabraknąć Jongdae i Minseoka, którzy po krótkiej rozmowie odsunęli się od Sehuna z szerokimi uśmiechami. Chen klasnął w dłonie.

– Świętujemy zwycięstwo. Jutro ognisko, u mnie, dla najbliższych znajomych. Wpadniecie? – uśmiechnął się szeroko i spojrzał po grupce przyjaciół.

Ci wymienili się spojrzeniami i po krótkim, bezsłownym porozumieniu pokiwali zgodnie głowami, unosząc kąciki ust do góry. Ognisko jak ognisko – kiełbaski, pianki, piosenki, wspólna zabawa.

A przynajmniej takie były wyobrażenia Baekhyuna.

***

Luhan i Byun razem z Sehunem dotarli pod dom Jongdae (a w sumie przyjechali, bo Hun zdążył wyrobić sobie prawo jazdy), gdy gospodarz wraz ze swoim kuzynem, Chanyeolem, Minseokiem i jeszcze jednym chłopakiem rozpalali ognisko i przygotowywali stół, na którym były już poustawiane kiełbaski do pieczenia oraz inne produkty, które przeważnie je się na tego typu „imprezach".

Jako że nie wszyscy jeszcze dojechali zdecydowali się pomóc i urozmaicić potrawy dodatkami, których zaczerpnęli w niewielkich ilościach z kuchni za zgodą Chena. Chanyeol i Sehun w tym czasie pojechali kupić piwo (najbardziej tradycyjne jak i smakowe) i wrócili z parunastoma dużymi zgrzewkami. Baekhyun nie był przekonany czy zdołają to wszystko wypić, ale w razie czego zawsze można będzie wykorzystać na kolejnym spotkaniu.

Reszta gości zaczęła się schodzić koło godziny dwudziestej, gdy wszystko było już gotowe. W sumie w ogrodzie Jongdae zebrało się szesnaście osób, w tym trzy z drużyny (nie licząc Huna). Byun podejrzewał, że resztę stanowiły osoby, które kibicowały zespołowi w równym stopniu co Chen.

Zaczęto od tradycyjnego smażenia kiełbasy na specjalnie przeznaczonym do tego kijku. Nikt nie czuł się skrępowany, nawet Jelonek i jego najlepszy przyjaciel – bez problemu wymienili parę luźnych zdań nawet z tymi, których imienia nie znali przed dzisiejszym wieczorem.

Niektórzy już sięgali po trunek, póki co w niezbyt dużych ilościach. Po chwili wahania nawet Byun upił troszkę od Chanyeola (uznał, że nie ma sensu brać osobną puszkę, skoro nie ma zamiaru pić dużo, a chłopak wręcz nalegał, żeby spróbował od niego). Lu posłał mu znaczący uśmieszek, na który nastolatek się zarumienił i fuknął cicho. To tylko łyk piwa z jednej puszki, o co tyle szumu?

Cichy śmiech Parka sprawił, że na policzki bruneta wpłynęło nieco więcej koloru. Oni są naprawdę głupi.

Ognisko rozkręcało się coraz bardziej wraz z malejącą ilością alkoholu. Jedynymi w pełni świadomymi osobami pozostali Minseok, Baekhyun, Luhan oraz Sehun, reszta w pewnym stopniu już „odleciała". Szczerze mówiąc Koreańczyk nie spodziewał się, że jego wyższy przyjaciel gustuje w tego typu napojach – bardziej sprawiał wrażenie takiego, który wzbrania się od procentów i pije tylko przy większych okazjach, jednak wciąż z umiarem. Jednak aktualna sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Czarnowłosy nie był pijany, jednak policzki miał zaróżowione, a język mu się plątał, gdy próbował powiedzieć cos szybciej bądź mówił więcej.

Te bardziej „nieprzytomne" osoby zaczęły śpiewać, fałszując wniebogłosy, a po pierwszej salwie śmiechu dołączyli się do nich również ci trzeźwi. Luhan szczerze się dziwił (zresztą nie jako jedyny) jakim cudem nikt jeszcze nie zadzwonił po żadną straż – w końcu było już po godzinie policyjnej. Postanowił się tym nie przejmować, lepiej dla nich.

Pozostało równe sześćdziesiąt minut do rozpoczęcia nowego dnia i większość towarzystwa już zdecydowanie nie kontaktowała, kiedy Jongdae klasnął w dłonie, a następnie sięgnął po szklaną flaszkę, leżącą na boku.

– Co powiecie na grę w butelkę? – uśmiechnął się szeroko i podrzucił półlitrówkę.

Jak można się było spodziewać wszyscy (no, prawie wszyscy) zgodnie krzyknęli. Ułożyli się w kółko na ziemi i czekali na rozpoczęcie zabawy. Każdy znał zasady, nie trzeba było ich wyjaśniać – jedna osoba kręci, a ta, na którą wypadnie może wybrać czy woli pytanie (na które musi odpowiedzieć szczerze) czy wyzwanie, które musi wykonać. Następnie wylosowana osoba wprawia narzędzie gry (butelkę) w ruch, a potem kolejna, i kolejna. Koniec następuje, gdy to wszystko zachodzi za daleko albo po prostu się znudzi.

Jak można się domyśleć pierwszym kręcącym został Chen, losując Sunyoung.

– Prawda – odpowiedziała, nie czekając nawet na pytanie, w końcu było ono zbyteczne – każdy zna zasadę.

– Najgłupsza rzecz, którą zrobiłaś?

Dziewczyna zmarszczyła brwi, wyraźnie się nad czymś skupiając. Po chwili jej twarz się wygładziła.

– Wylanie kwasu do kwiatków w sali chemicznej. Jak teraz o tym myślę to mogłam w inny sposób dopiec tej wiedźmie.

Zbiorowisko wybuchnęło głośnym śmiechem. Szur. Butelka poszła w ruch.

– Wyzwanie – wybrał odważnie Jongin, na którego teraz padło.

– Krzyknij na cały głos „Jestem panem świata".

Kim wywrócił oczami, słysząc to proste polecenie i zrobił to bez problemu, dodając jeszcze od siebie parę słów.

Szur. Minseok.

– Prawda.

– Gdybyś mógł zrobić cokolwiek z dowolną osobą z naszego grona, kto by to był i co byś zaplanował?

Chłopak o wyglądzie wiewiórki zamyślił się chwilę.

– Chętnie pojechałbym z Luhanem do Chin i poobgadywał dziewczyny z ulicy, próbujące wpasować się w „kanon piękna" – zaśmiał się cicho i przybił piątkę z rozbawionym blondynem.

– Byłoby... ciekawie.

Szur. Soojung.

– Wyzwanie.

– Zadzwoń do mamy i powiedz jej, że jesteś w ciąży.

Czarnowłosa parsknęła, ale wyciągnęła telefon. Wybrała numer rodzicielki i od razu zaczęła lamentować.

– Mamo... Nie, nic się nie stało... Tak, wiem, że cię obudziłam... Mamo... Ja jestem w ciąży – jęknęła płaczliwie. – Wiem, kto jest ojcem, ale mamo... Mamo, błagam... –Jej głoś mógł dawać złudne poczucie realizmu. – Tak bardzo się boję... Tak, też cię kocham... I mamo...? Bo to jest żart...

W tym momencie już nikt nie wytrzymał i po ogrodzie rozszedł się głośny śmiech wszystkich tam obecnych. Krystal ze zdziwieniem odsunęła telefon od ucha i popatrzyła na wyświetlacz.

– Rozłączyła się...

Jej słowa wywołały kolejny wybuch radości.

Byun nie był w stanie wyjść z podziwu dla umiejętności aktorskich czarnowłosej, o których nie miał pojęcia. Wiedział, że dziewczynę łączą bardzo bliskie relacje z matką i samo to, że udało jej się ją nabrać zakrawało o sukces.

Następnym w kolejności był Sehun.

– Wyzwanie.

– Zakop sobie rękę w ziemi, przynajmniej do nadgarstka i siedź tak pięć minut.

Chłopak uniósł brew, ale nie protestował, kiedy zaczął odkopywać glebę, aby włożyć w nią dłoń i zaraz po tym ją zasypać. Ciężko było mu operować jedną ręką, biorąc pod uwagę, że drugą musiał trzymać non stop w dole i nie mógł jej unieść, ale udało mu się zakręcić.

Szur. Baekhyun.

– Pytanie.

– Wolisz One Direction czy Justina Biebera?

– To chyba proste, że One Direction – prychnął i przybił piątki z Luhanem, Chanyeolem i jeszcze paroma innymi osobami.

Szur. Luhan. Kąciki ust Byuna uniosły się ku górze, wiedząc, że przyjaciel go nie zawiedzie.

– Wyzwanie – wybrał odważnie Jelonek, patrząc wyczekująco na bruneta.

– Udawaj, że jesteś syrenką po przemianie – zadecydował po kilku sekundach rozważania pomysłów.

Blondyn prychnął cicho.

– Tak po prostu, bez żadnego show?

Nastolatek przymierzał się do odpowiedzi, kiedy Jongdae sięgnął po puszkę z piwem, chwilę później wylewając ją na dżinsy Chińczyka. Pisk, który wyrwał się z jego ust był tak głośny, że parę osób aż zakryło uszy. Nastolatek zaczął wymachiwać złączonymi nogami niczym płetwą – w górę i w dół, w górę i w dół, wydając przy tym z siebie niezidentyfikowane odgłosy.

– O nie! Nie, nie, nie, nie, nie! Odkryją mnie, zaraz się przemienię... Już prawie, już... Aaaa! Wszystko się wyda – krzyczał, robiąc cierpiętnicze miny i prawie że wywołując łzy. Pomimo braku dużej ilości promili w jego krwi w tamtej chwili wszyscy, którzy go nie znali jednogłośnie uznaliby, że wypił aż siedem puszek, a nie tylko dwie.

Szur. Dziewczyna z klasy Chena.

– Pytanie.

– Biały czy kolorowy papier toaletowy?

– Kolorowy. – Rzuciła chłopakowi nieco rozbawione spojrzenie. Zdecydowanie była jedną z najbardziej wstawionych osób.

Szur. Jongdae.

– Zjedz liścia.

Jak można się domyślić – proste zadanie, szybkie wykonanie.

Szur. Znowu Luhan.

– Wyzwanie.

– Idź do sklepu, kup rybę i uderz nią najbliższego przechodnia – mruknął gospodarz ze złośliwym uśmieszkiem.

Blondyn wstał ze swojego miejsca i przeciągnął się niczym kot, aby rozprostować zesztywniałe kończyny.

– No wreszcie coś ciekawego. To co, kto ze mną idzie? – Rozejrzał się po zebranych.

– Nie oddam tego widoku nikomu – prychnął Chen i podniósł się. – Nagram to i potem obejrzycie. Im będzie nas mniej tym lepiej.

Chłopcy znikli na ponad pół godziny. W tym czasie Baekhyun siedział cicho albo rozmawiał z Sehunem, kątem oka ciągle przyglądając się Chanyeolowi, który sięgnął po kolejną puszkę. Nie podobało mu się to. To był pierwszy raz, gdy widział go takim i miał nadzieję, że jest również ostatnim.

Oh, widząc niezbyt zadowolony wzrok bruneta sięgnął ręką i wyjął trunek z rąk przyjaciela, na co ten posłał mu zdziwione spojrzenie, ale nie zaoponował. Ciemnowłosy piłkarz puścił oczko zdezorientowanemu Koreańczykowi, na co po chwili został obdarzony pełnym wdzięczności, szerokim uśmiechem.

Niedługo później do ogrodu wpadli Jongdae z Luhanem, wręcz dusząc się ze śmiechu. Chwilę zajęło im ogarnięcie się. Gospodarz wyjął telefon, a goście zbiegli się wokół niego, aby zobaczyć udokumentowane wykonanie wyzwania. Nikt nie mógł powstrzymać chichotu na widok zdezorientowanej miny chłopaka, który dostał „z ryby" po policzku.

Jednak Baek mógł przysiąc, że po sekundzie twarz nieznajomego rozświetlił nikły uśmiech, wywołany prawdopodobnie cichym wyjaśnieniem sytuacji przez Jelonka, którego kamera nie wyłapała. Chińczyk w końcu nie był ani pijany ani okrutny i musiał lekko współczuć ofierze niewinnego żartu.

Usiedli ponownie na tych samych miejscach. Gra dalej się toczy.

Szur. Chanyeol.

– Prawda.

Niskiemu Koreańczykowi serce ścisnęło się, widząc chytre ogniki w oczach przyjaciela. Miał złe przeczucia, a to miało być tylko głupie pytanie.

– Podoba ci się ktoś z waszej szkoły?

Pytanie, na które trzeba było odpowiedzieć s z c z e r z e.

Baekhyun nie chciał znać odpowiedzi. Bał się jej. Pragnął zakryć sobie uszy i skulić się w sobie, aby tylko jej uniknąć. Zamiast tego siedział jak sparaliżowany, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.

– Tak.

W tamtej chwili coś w nim pękło. Nie wiedział czy to przez potwierdzenie – zaprzeczenie byłoby tak samo bolesne. Nie wiedział czy to przez ciepły uśmiech Yeola – w tamtym momencie, nie znając sytuacji, dałby sobie rękę uciąć, że chłopak był trzeźwy. Nie wiedział dlaczego się tym przejmuje – czy istniał jakiś realny powód?

Faktem jednak było, że widząc czułość w oczach wysokiego chłopca, wywołaną wspomnieniem ukochanej osoby, poczuł smutek i zawiedzenie. Smutek, że jego przyjaciel oddał już komuś serce. Zawiedzenie, że nie było szans, aby oddał je właśnie j e m u.

Powinien się cieszyć. Miłość była wspaniałym uczuciem, na które czarnowłosy zdecydowanie zasłużył. Zasłużył, aby być pokochanym tak jak on kogoś pokochał. Zasłużył, żeby muzyka tworzona przez niego kwitła z każdym wypowiedzianym „kocham cię". Zasłużył, aby wreszcie zaznać szczęścia.

Więc dlaczego Baekhyun czuł się, jakby tracił grunt pod nogami, a w oczach zbierały mu się łzy?

Gra trwała dalej. Kolejne osoby, kolejne pytania i wyzwania.

Szur. Sehun wylosował Luhana.

Jelonek otworzył usta, żeby się odezwać, ale zaniemówił i jeszcze przez chwilę trwała cisza. Wreszcie westchnął.

– Prawda.

Zebrani w kółku goście mruknęli zdumieni i może nawet troszkę zawiedzeni, oczekując po drobnym Chińczyku kolejnego zabawnego wykonu. Jedynymi osobami, które odetchnęły na to z ulgą byli Byun i Oh, który dokładnie na to liczył.

– Tak właściwie skąd tak dobrze umiesz koreański? – zadał pytanie, które nurtowało go od dłuższego czasu, a dokładniej mówiąc od imprezy sylwestrowej.

Lu zmarszczył brwi, namyślając się, zanim ponownie zabrał głos.

– Poznaliśmy się z Baekiem w szkole i już wtedy wiedziałem, że się przeprowadził. Na początku jakoś mnie nie ciągnęło do nauki, ale jak się zaprzyjaźniliśmy to uznałem, że wypadałoby. Może nawet trochę chciałem mu dorównać, bo naprawdę dobrze umiał chiński – zaśmiał się na to wspomnienie. – Jego mama uczyła w Pekinie w szkółce językowej i postanowiłem zapisać się na lekcje, a czasem namawiałem Baeka, żebyśmy u niego w domu rozmawiali tylko po koreańsku. Było ciężko, ale cieszę się, że się nie poddałem. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do przyjaciela, który, pomimo braku humoru, od razu to odwzajemnił.

Gra trwała dalej, jednak brunet nie brał już w niej udziału. Siedział na uboczu, popijając sok z kubeczka i przysłuchując się kolejnym, bardziej lub mniej sensownym, pytaniom i wyzwaniom. Dochodziła pierwsza w nocy, a on zaczął odczuwać zmęczenie. Wstał chwiejnie ze swojego miejsca na ziemi i otrzepał spodnie. Odchrząknął na tyle głośno, że spojrzenia wszystkich zwróciły się w jego stronę.

Nastolatek uśmiechnął się słabo.

– Ja już chyba będę się zbierał, niezbyt dobrze się czuję...

W gruncie rzeczy nie było to kłamstwo – Baekhyun czuł się źle. Czuł się źle psychicznie, a w dodatku był zmęczony. Jedyne o czym marzył w tamtej chwili to ciepłe łóżko i sen, który był dla niego słodką ucieczką od tych dołujących myśli, które nawiedzały jego świadomość przez ostatnie minuty.

– Idę z tobą – zaoferował od razu Luhan, podnosząc się i patrząc z niepokojem na swojego najlepszego przyjaciela. Bruneta nieco rozczuliła jego troska, dlatego posłał mu pokrzepiający uśmiech i potrząsnął głową.

– Nie, baw się jeszcze. Sehun, odwieziesz go potem? – spytał ciemnowłosego, na co ten bez wahania przytaknął. –Zostawię ci klucze w doniczce – mruknął nieco ciszej i przytulił szybko blondyna, odsuwając się po chwili.

Miał się jeszcze odezwać, aby pożegnać wszystkich, ale w tym momencie z ziemi podniósł się Chanyeol.

– Też już muszę iść... – mruknął, o dziwo zachowując równowagę i mówiąc dość wyraźnie. Najwyraźniej miał mocną głowę.

Byun nie był z tego powodu zbyt zadowolony – nie dość, że nie pobędzie sam to jeszcze będzie musiał nadrobić drogi, aby mieć pewność, że pijanemu chłopakowi nic się nie stanie.

Pożegnali się ze wszystkimi i ruszyli przed siebie, w kierunku swoich domów. Szli wolno, aby nie dopuścić do sytuacji, w której Park, próbując dogonić przyjaciela, potknie się i upadnie. Nie daj Boże by sobie coś zrobił albo nie byłby w stanie już wstać, co byłoby niezwykle kłopotliwe dla nich obu.

Chanyeol próbował rozpocząć jakąkolwiek rozmowę, pytając jak mu się podobało ognisko („było całkiem fajnie"), jak się czuje („nie najgorzej, dam radę"), czy nie jest mu za zimno („zaraz i tak będziemy na miejscu") i jeszcze raz dopytując czy wszystko na pewno w porządku („tak, nie martw się"). Czarnowłosy poddał się, słysząc zdawkowe odpowiedzi przyjaciela. Trochę go to bolało. Nie wiedział, co zrobił źle. Czemu Byun nie chciał z nim rozmawiać? Powiedział coś nie tak? Uraził go czymś? Nie miał pojęcia i to wprawiało go tylko w jeszcze większe przygnębienie.

Przez te myśli nie zauważył nawet, kiedy dotarli pod jego dom. Popatrzył ze zdziwieniem na budynek, a potem na bruneta.

– Teraz będziesz musiał...

– Wiem – przerwał mu Koreańczyk, przestępując z nogi na nogę. – Wiem o tym. Ale wolałem cię odprowadzić. – Przygryzł wargę, kreśląc jakieś niewidzialne wzorki butem na chodniku.

Yeol uśmiechnął się delikatnie i już miał się odezwać, jednak Baekhyun go uprzedził.

– Tak właściwie czemu chciałeś już wracać? Równie dobrze mogłeś zostać i wróciłbyś z Sehunem samochodem. – Podniósł na niego wzrok, patrząc czujnie.

Naprawdę go to zastanawiało. Całą drogę rozmyślał, dlaczego akurat z nim, a nie z resztą przyjaciół. Nie rozumiał tego.

Chanyeol uniósł kąciki ust w nieco rozbawionym uśmiechu. Dla niego odpowiedź była oczywista.

– Nie chciałem, żebyś wracał sam, Baekkie... Wolałem mieć pewność, że nic ci nie będzie... Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało.

Baekhyun nie mógł nic poradzić na to, serce mu przyspieszyło na te słowa, rumieńce wpłynęły na zmarznięte policzki, a on sam uśmiechnął się rozczulony. Nie obchodziło go to, że czarnowłosy nie myślał w tamtej chwili trzeźwo. Liczyło się tylko to, że się o niego troszczył. Może i serce oddał komuś innemu, ale najważniejsze dla bruneta było to, że ciągle był dla niego w a ż n y.

Natomiast Chanyeol, zauważając poprawę humoru u niższego chłopca, sam się rozweselił. Skoro się uśmiecha to znaczy, że już nie jest na niego zły, prawda? Wszystko było jak dawniej. Byun dalej go lubił.

Żaden z nich nie miał pojęcia, ile znaczą dla siebie nawzajem.

***

– Zabiję cię. Zatłukę – warknął Jongin, patrząc gniewnie na Sehuna.

– Tylko spróbuj – prychnął Oh, mrużąc oczy.

– Miałem do niego prawo.

– Mogłeś być szybszy.

– Nie wymądrzaj się tak.

– To nie miej teraz pretensji.

– Jesteś młodszy.

– Ale sprytniejszy.

– Po prostu podziel się z nim tym ciastkiem Sehun. – Wywrócił oczami nieco zniecierpliwiony Chanyeol.

Obaj chłopcy spojrzeli na niego, a potem Hun przekroił na pół ostatni kawałek szarlotki, którą kupił w szkolnym sklepiku i podał ją Kaiowi na talerz.

– Jak z dziećmi – skwitowała Soojung, patrząc rozbawiona na dwójkę przyjaciół i mieszając plastikową łyżeczką w swojej mrożonej kawie.

– Dobrze wiedział, że miałem na to ochotę – mruknął nieco czerwony na twarzy Kim i zajął się jedzeniem.

– I tak byś pożyczył ode mnie kasę, bo wszystko wydałeś dzisiaj na soczek.

– Bo to dobry soczek. – Pokazał mu język.

Baekhyun parsknął cichym śmiechem i przez chwilę żałował, że nie nagrał ich przekomarzanek, aby potem wysłać filmik Luhanowi. Jelonek wyjechał już cztery dni temu, rozstając się z Koreą i przyjacielem ze łzami w oczach, ale uśmiechem na twarzy.

Ich wesołą rozmowę przerwał huk ciała upadającego na ziemię oraz trzask tacy uderzającej o podłogę. Wszyscy obecni na stołówce odwrócili się równocześnie w stronę, z której dochodził hałas i zamarli. Wpatrywali się szeroko otwartymi, nieco przestraszonymi oczami w dwie postacie. Jedna leżała na posadzce, podpierając się z tyłu rękami, a obok niej była wywrócona do góry nogami tacka – część jedzenia z niej wylądowała na kafelkach.

No właśnie. Tylko część. Większość posiłku znajdowała na czarnej koszulce osoby stojącej, która wpatrywała się teraz w swoją ofiarę z chęcią mordu w oczach.

Wu Yifan.

Niebezpieczny Chińczyk uniósł drobnego pierwszoklasistę z ziemi, szarpiąc go za koszulę. Nachylił się i wziął jabłko z podłogi, które jednak zaraz zostało zgniecione tuż przed twarzą młodszego. Było to tylko ostrzeżenie – Yifan powoli zbliżał się do chłopca, który cofał się nerwowo, byle jak najdalej od napastnika.

Baekhyun był zbyt pochłonięty wpatrywaniem się w tą scenę, żeby zauważyć jak Chanyeol zaciska zęby i wstaje od stolika, kierując się do jedynych „aktywnych" osób na stołówce. W momencie, gdy zdał sobie sprawę z tego, co jego przyjaciel planuje zrobić, było już za późno.

Park wszedł w drogę starszemu, nie opuszczając wzroku nawet wtedy, gdy ten przeniósł swoje wściekłe spojrzenie na niego.

– Myślę, że już wystarczy – mruknął cicho i zmrużył oczy.

W ciszy, jaka zapanowała, można było usłyszeć jego pewny głos, na którego dźwięk pewnie niejeden poczuł respekt. Nie dość, że ten drugoklasista postawił się największemu postrachowi w całej szkole to w dodatku wyglądało na to, że się nie bał.

– A ty niby kim jesteś, huh? – prychnął wyższy, patrząc z pogardą na chłopaka, który zagrodził mu przejście. – Odsuń się, przeszkadzasz.

Próbował go przesunąć, jednak Yeol nie ustępował. Chińczyk popatrzył na niego, zaciskając usta.

– Głuchy jesteś czy jak? Powiedziałem ci, że masz się odsunąć.

– A ja powiedziałem, że już wystarczy – odgryzł się Park, czując coraz większą złość.

Obcokrajowiec odepchnął go na bok i przeszedł. Jednak Chanyeol nie mógł się poddać, już nie teraz. Ponownie ustał naprzeciwko wyższego i pchnął go tak mocno, że ten aż się zatoczył. Przez chwilę na jego twarzy było widać szok. Nigdy nikt mu się nie postawił. Żadna osoba, którą spotkał, nie była na tyle głupia, żeby to zrobić. Żadna aż do dzisiaj.

Yifan szybko odzyskał równowagę i wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia podszedł do Chanyeola, wymierzając mu prawego sierpowego prosto w twarz. Park upadł oszołomiony na podłogę, uderzając w nią głową i chwycił się za krwawiący nos. Ból był tak wielki, że chwilowo nie był w stanie myśleć o niczym innym.

Baekhyun nie miał pojęcia, kiedy krzyknął, ani jak znalazł się przy rannym przyjacielu. Faktem jednak było, że klęczał obok ciała czarnowłosego, dotykając go ostrożnie trzęsącymi dłońmi. Ułożył jego głowę na swoich kolanach i odgarnął mu włosy z twarzy, próbując nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.

– To tylko ostrzeżenie. Więcej nie próbuj ze mną zadzierać, dzieciaku – warknął Chińczyk i wziął swój plecak. Wyszedł ze stołówki i po chwili zniknął za rogiem.

Nikt nie zwracał już na niego uwagi. Wszyscy od stolika Parka (i nie tylko oni) zbiegli się przy nim. Jongin z Sehunem pomogli mu się podnieść na drżące nogi. Pomimo osłabienia dał radę samemu ustać, co było dobrą wiadomością.

– Zabiorę cię do pielęgniarki – zaoferował się bez wahania Baekhyun i zarzucił sobie rękę Chana na ramię, choć wszyscy dobrze wiedzieli, że nigdy by go tak nie uniósł. Na szczęście nie musiał, miał mu służyć jedynie jako podpórka.

Nastolatek nawet nie protestował. Powoli, z lekkim trudem dotarli do gabinetu higienistki i weszli, nawet nie pukając. Jak na złość kobiety nie było w niewielkim pomieszczeniu.

Byun zacisnął usta, kiedy sadzał wyższego na kozetce. Nie mogąc sobie pozwolić na ani jedną chwilę zwłoki zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu wody utlenionej, wacików i gazy. Nie zajęło mu to długo. Ustał naprzeciwko przyjaciela, który już sobie ścierał chusteczką krew z ręki i twarzy.

Brunet przygryzł wargę i wylał troszkę specyfiku na gazik, przykładając ostrożnie do rozbitej wargi i nosa. Chanyeol syknął i odsunął się nieznacznie, na co chłopak parsknął cichym śmiechem.

– Wiem, że boli, ale jesteś już duży, wytrzymaj... – posłał mu rozbawione spojrzenie. Yeol zarumienił się lekko i wrócił do wcześniejszej pozycji, od tej pory reagując na dotyk jedynie cichymi pomrukami.

Baek starał się być jak najdelikatniejszy. Nie chciał sprawić chłopcu jeszcze większego bólu – chciał mu pomóc. Dlatego, nie zważając nawet na dzwonek, przywołujący uczniów na lekcje, przemywał w skupieniu twarz przyjaciela.

Park przyglądał się jak niższy marszczy brwi i wystawia koniuszek języka, pochłonięty opatrywaniem jego ran. Sama świadomość tego, że to właśnie on się nim zajmuje, a nie nikt inny, sprawiała, że nieco mniej skupiał się na cierpieniu i musiał powstrzymywać uśmiech, aby nie pogarszać stanu swojej wargi ani nie utrudniać nastolatkowi pracy.

– Jesteś... strasznie głupi, wiesz, Chanyeollie? – wymamrotał brunet, odsuwając się i przyglądając obitej, lekko sinej, ale już nie krwawiącej i czystej twarzy czarnowłosego.

Ten tylko się na to zaśmiał cichutko i skrzywił niemal automatycznie, czując dyskomfort.

– Wiem, Baekkie. Wiem to.

Baekhyun usiadł obok przyjaciela i zmierzył go wzrokiem. Westchnął cicho i uśmiechnął się.

– Podziwiam cię. Gdyby nie ty kto wie, co zrobiłby tamtemu dzieciakowi.

– Nie będę tolerował takiego zachowania – prychnął. – Yifan każdemu działa na nerwy, ale nikt nie ma odwagi czegoś z tym zrobić. Dyrekcja też nie. Nie dziwię się, że się go boją, ale... Czasem trzeba zaryzykować.

Na chwilę zapadła cisza, podczas której słyszalny był jedynie nieco cięższy niż zwykle oddech Yeola.

– Dalej boli? – przerwał w końcu brunet, patrząc na wyższego spod opadających mu na oczy kosmyków.

Kiedy Park pokiwał głową, Baekhyun nachylił się w jego stronę i przyłożył ostrożnie wargi do nosa chłopaka, a potem do miejsca obok lewego kącika ust, częściowo na policzku, gdzie zostawił je na trochę dłużej. Odsunął się i zarumienił, ale poczuł się nieco lepiej, widząc, że czarnowłosy był równie zawstydzony co on sam.

– Dzidzia zrobiła sobie kuku – powiedział zadziornie i trącił go łokciem.

Chanyeol prychnął i odpowiedział na zaczepkę. Chwilę się tak przekomarzali, dopóki wyższy nie strącił przypadkowo jakiegoś kubka, należącego do pielęgniarki. Na szczęście był z plastiku, więc nic się z nim nie stało. Oboje parsknęli śmiechem. Niższy podniósł przedmiot i ułożył go na biurku równo z dźwiękiem dzwonka, zwiastującego koniec lekcji.

– Wypadałoby się zbierać... – zauważył Chan i już miał wstać, kiedy towarzysz popchnął go z powrotem na kozetkę. Zerknął na niego niezrozumiale.

– Chyba nie chcesz wyjść z tym brzydkim sińcem na nosie? – Uniósł brew i założył ręce na piersi. Przyjaciel skrzywił się nieznacznie.

– Nie mam wyboru...

– Poczekaj – przerwał mu nagle.

Park nie protestował, kiedy Byun znowu postanowił pobawić się w grzebanie w rzeczach higienistki. W pewnym momencie wyciągnął z jednej z szafek niewielkie opakowanie i wydał z siebie krótki okrzyk radości. Otworzył je i wyciągnął podłużne, dość szerokie zawiniątko. Rozpieczętował je i bez ostrzeżenia przykleił na nos Yeola, podkładając jeszcze pod to miękką gazę dla dodatkowej ochrony.

Wyższy parsknął śmiechem, widząc swoje odbicie w lustrze. W samym centrum jego twarzy miał przyczepiony fioletowy plaster w małe pandy. Zerknął na Baeka i na widok jego szerokiego uśmiechu zrobiło mu się lepiej.

– To... strasznie urocze.

– Bo pandy są urocze. – Nadął policzki, przez co wyglądał jak małe, pyziate dziecko.

Chanyeol nie był w stanie się powstrzymać przed delikatnym klepnięciem chłopca po twarzy, co spowodowało wypuszczenie przez niego powietrza z ust. Zaśmiał się, gdy ten posłał mu „groźne" spojrzenie, w którym zauważył radosne ogniki.

– Jesteś okropny, Yeollie.

Nie przejął się ani trochę jego słowami i po prostu chwycił go za nadgarstek, wyciągając z gabinetu higienistki i ciągnąc w stronę szafek. Lekcja, którą opuścili była ich ostatnią, więc teraz mogli spokojnie wrócić do domu i odpocząć.

Wieczorem siedział w swoim pokoju, spisując dokładnie każdą nutę po kolei i co i rusz podnosił wzrok na swoje odbicie w niewielkim lusterku, które przyniósł z łazienki, aby przyglądać się fioletowemu plasterkowi w urocze, dwukolorowe misie, którego nie chciał zdjąć nawet pomimo usilnych próśb rodziców.

Położył się spać po północy i nawet wtedy w śnie nawiedziły go małe pandy, pomiędzy którymi siedział uśmiechnięty od ucha do ucha Baekhyun.

I dla Chanyeola to właśnie on był najbardziej uroczy w tym gronie.

***

– Nie zrobiłeś tego. – Chanyeol zmierzył przerażonym spojrzeniem skrawek papieru, a potem podniósł wzrok na swojego towarzysza.

– Owszem, zrobiłem – odparł bardzo zadowolony z siebie Byun, zakładając ręce na piersi i uśmiechając się szeroko.

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Baekhyun – jęknął i zmiął papier w ręku. – Jak mogłeś mnie zgłosić do pomocy w tym spektaklu?

– Nas zgłosiłem – poprawił od razu. – To znaczy... W sumie tylko ciebie, ale dobrze wiesz, że ci pomogę. Zrobimy to razem, znowu . – Uniósł kąciki ust do góry.

Park jednak już w połowie zdania zaczął kręcić głową i zacisnął usta w wąską linię.

– Nie mogę napisać tej piosenki ot tak. Nie wyjdzie z tego nic dobrego. W dodatku mamy ograniczony czas.

– Przeczytamy scenariusz. Będzie fajnie. Nie możesz się już wycofać. Liczą na ciebie. – Przygryzł wargę, patrząc wyczekująco na przyjaciela. Ręce przeniósł za plecy i skrzyżował palce dla dodania sobie szczęścia.

W końcu czarnowłosy westchnął, patrząc na niższego z rezygnacją.

– Jesteś niemożliwy.

Brunet odetchnął, rozluźniając się. Zaśmiał się i spojrzał rozbawiony na chłopaka.

– Wiem. To jak, damy radę?

Nie musiał słyszeć odpowiedzi, żeby ją znać. Pomimo to i tak czekał z niecierpliwością, wręcz podskakując w miejscu z podekscytowania.

Chanyeol po chwili złagodniał na twarzy i uniósł delikatnie do góry prawy kącik ust.

– My mielibyśmy nie dać?

***

Dwa dni później siedzieli razem w pokoju Parka – gospodarz przy swoim stanowisku pracy, a jego gość na krześle obok. Baekhyun patrzył to na swojego towarzysza, to na klawisze, myśląc nad czymś intensywnie, na co wskazywały zmarszczki na jego czole i wystawiony delikatnie z ust koniuszek języka.

– A gdyby tak...

– Nie sądzę, żeby to wypaliło – przerwał mu Yeol, pocierając kciukiem i palcem wskazującym zamykające się oczy.

– No to może...

– Nie.

– Ale...

– Baekhyun, kiedy w końcu zrozumiesz, że to się nie uda? – westchnął zrezygnowany i rzucił mu zmęczone spojrzenie.

Brunet przygryzł wargę, a jego serce nieco przyspieszyło. Nie mogą się poddać, to nie wchodziło w grę.

– Po prostu wycofajmy się, dopóki nie jest za późno – kontynuował Chan, odwracając się z powrotem w stronę keyboardu i zbierając z niego zarówno te czyste, jak i pokreślone papiery.

Niższy potrząsnął głową i spuścił wzrok na swoje dłonie, zaciskające się w pięści na szczupłych udach. Myśl, myśl, myśl. Musiał szybko znaleźć sposób, aby przekonać Parka, że jeszcze mogą coś zdziałać, nawet pomimo tego, że odkąd tylko ich zgłosił, nie byli w stanie wymyśleć nic sensownego. Ale jeszcze mieli czas.

– Czyli chcesz się tak po prostu poddać? – prychnął pod nosem, zerkając na przyjaciela zza pojedynczych kosmyków jasnych włosów.

Chanyeol odetchnął, odchylając głowę tak, aby móc spojrzeć na sufit.

– Nie chcę, ale to nie ma sensu. Od prawie trzech dni próbujemy coś napisać, a nie mamy nawet jednej nuty. Wszystko ląduje w koszu – popatrzył na niego z powątpiewaniem. – Przejrzeliśmy scenariusz już kilkanaście razy i dalej pustka. Naprawdę masz zamiar tracić na to czas?

Byun już przymierzał się, żeby odpowiedzieć, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł. Usta z kształtu literki „o" powoli rozciągnęły się w delikatny uśmiech. Chłopak wstał z krzesła i wziął swój plecak, zarzucając go sobie na ramię. Gospodarz zmarszczył brwi, nieco zdziwiony tym, co robi.

– Jutro o dziewiętnastej na skrzyżowaniu – odezwał się szybko. – Przeczytaj scenariusz jeszcze raz.

Czarnowłosy miał spytać, o co chodzi, ale zrezygnował, postanawiając utrzymać ciekawość na wodzy. W końcu już jutro się dowie. Widząc podekscytowane ogniki w oczach Koreańczyka uśmiechnął się szeroko i zaśmiał cicho. Skoro plan, który przed chwilą wymyślił powodował u niego takie podekscytowanie to nie może być zły, prawda? W każdym razie nastolatek postanowił mu zaufać.

– Do jutra, Yeollie! – rzucił niższy na odchodne, po odprowadzeniu pod same drzwi.

– Dobranoc, Baekkie.

Chanyeol wrócił do pokoju, ale położył się do łóżka dopiero po jedenastej. Pomimo usilnych starań, nie był w stanie zasnąć. Ciągle zastanawiał się, co tym razem wpadło do głowy jego nieco zbyt upartego, kreatywnego przyjaciela. Mógł spytać, jednak byłoby to bezcelowe – i tak nie dostałby odpowiedzi i byłby skazany na czekanie, dokładnie tak jak teraz. Westchnął ciężko i przeniósł wzrok ze ściany na elektryczny zegarek, ustawiony na jego biurku i wskazujący kilka minut po pierwszej.

Pozostało niecałe osiemnaście godzin.

***

Park nie protestował, kiedy jego przyjaciel ciągnął go za nadgarstek w nieznane. Przez całą drogę zadawał mu pytania odnośnie fabuły sztuki, od kolejności wydarzeń, po wypowiedzi bohaterów w poszczególnych momentach. Chłopak nie bardzo wiedział, czemu to miało służyć, ale posłusznie udzielał odpowiedzi na nurtujące Byuna kwestie.

Zatrzymali się przy stawie w jednym z parków na obrzeżach Seulu. Czarnowłosy rozejrzał się wokół, nie bardzo wiedząc, czemu przyszli akurat tu, w dodatku wieczorem, kiedy nie było zbyt wielu przechodniów.

Rozejrzał się po okolicy, dostrzegając jedynie kobietę, prowadzącą po drugiej stronie ulicy psa na smyczy. W samym parku nie wyłapał wzrokiem ani jednej osoby, pomimo oświetlonego terenu. Nikogo poza nimi tu nie było. Widząc zadowolony wyraz twarzy swojego towarzysza szybko doszedł do wniosku, że ten właśnie na to liczył. Póki co nie wiedział dlaczego i chociaż go świerzbiło, żeby zacząć wypytywać, czekał cierpliwie.

– Pamiętasz jak mnie tu zabrałeś po raz pierwszy? Wtedy też było tu tak pusto. Teraz jak o tym myślę to mam wrażenie, że to zaplanowałeś.

Chanyeol już marszczył brwi i otwierał usta, żeby zaprzeczyć, bo nie mógł skojarzyć tej sytuacji, jednak brunet szybko wznowił swój monolog.

– Mam wrażenie, że jeśli tylko bym się postarała, zdołałabym usłyszeć nasze śmiechy z tamtego dnia, zobaczyć uśmiechy, przejechać palcami po splecionych dłoniach – wyciągnął rękę przed siebie i opuścił ją troszeczkę w dół, aby potem ułożyć ją z powrotem na właściwym miejscu. – Ale nie wiem, czy chcę to robić. Nie wiem, czy chcę cię dobrze wspominać. Nie warto. Będę się tylko ranić coraz bardziej i bardziej, aż rozpadnę się na milion kawałeczków jak butelka, którą upuściłeś, gdy stanęłam zapłakana pod twoimi drzwiami w tamten deszczowy dzień.

To był moment, w którym Chanyeol zrozumiał, co robi Baekhyun. Szybko przeleciał w głowie to, co zapamiętał. Nawet sceneria się zgadzała. Zadbał o wszystko. Wyższy wziął głęboki oddech i przybrał zszokowany wyraz twarzy.

– Nie rozumiem, o czym mówisz.

Byun prychnął pod nosem i odwrócił się w jego stronę, patrząc tak pogardliwym spojrzeniem, że coś aż ścisnęło serce wyższego. Gdyby nie wiedział co się dzieje, byłby w stanie wziąć to do siebie. Prawdę mówiąc, nawet ze świadomością, że to tylko gra, poczuł ukłucie bólu.

Ale to lepiej dla niego, bardziej wczuje się w bohatera. A przedstawienie trwa dalej.

– Nie rozśmieszaj mnie – zaśmiał się gorzko. – Próbujesz zgrywać niewiniątko. Ale ja wiem, co ci chodzi po głowie. Widziałam was. Ciebie i Munyoung. Nie zaprzeczaj. To nie ma sensu – uniósł dłoń, widząc, że chce się odezwać, i tym samym zakazując mu tego.

– Gdzie? – Uniósł brew.

– Pod drzewem wiśni. Mieliśmy pójść razem. Mówiłeś, że cos ci wypadło. A ja ci uwierzyłam – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, odwracając wzrok i przygryzając wargę.

Park otworzył usta, chcąc się odezwać, ale go zamurowało, a on sam poczuł się jak największy dupek na świecie, widząc smutną twarz nastolatka stojącego naprzeciwko. Próbował sięgnąć po jego dłoń, jednak ten się szybko wyszarpnął.

– Nie dotykaj mnie – powiedział chłodno.

– Ja ci to wytłumaczę...

– Niby jak? Nie musisz nic mówić. Rozumiem. Jest szlachcianką, równą tobie stanem. Nie wywodzi się z mieszczańskiej rodziny tak jak ja – pokiwał w zamyśleniu głową.

– Wiesz dobrze, że to się dla mnie nigdy nie liczyło – powiedział wręcz desperacko, pragnąc cofnąć czas i nigdy nie dopuścić do tamtego wydarzenia.

– Dla ciebie może i nie, ale dla twojej rodziny owszem – uśmiechnął się krzywo.

– Martwią się o wizerunek.

– No tak, w końcu mieszczanka zniszczy dobre imię rodu – podsumował, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przełknął ślinę, czuł jak coś ściska go za gardło. – Rozumiem to. Musisz być przykładnym potomkiem. Munyoung... – W tym momencie zaciął się chwilowo, i wznowił. – Munyoung jest piękną dziewczyną. Ma wszystko to, czego ja nie mam – pozycję, wpływowych krewnych... nawet ciebie – szepnął, ledwo co powstrzymując łzy. Na widok jego szklistych oczu Chanyeol miał ochotę podejść, mocno go przytulić i nie wypuszczać z objęć dopóki na usta bruneta nie wpłynie uśmiech.

– Ale jej nigdy nie oddam swojego serca. Już jedna osoba mi je skradła – mruknął cicho, patrząc mu w oczy z niemym błaganiem.

Byun zaczął się cofać, potrząsając głową.

– Kłamiesz.

Z każdym jego krokiem w tył, Yeol robił jeden naprzód.

– Nie śmiałbym.

Koniec, nie ma drogi ucieczki – Baek wpadł na pień drzewa, a jego przyjaciel zatrzymał się około trzydzieści centymetrów przed nim.

– Okłamałeś mnie.

– Z obowiązku. Moje serce krzyczało, ale rozum podpowiadał co innego.

– To ty mnie nauczyłeś, żeby kierować się uczuciami – westchnął cicho.

– W tym krótkim czasie zdążyłem zboczyć z właściwej ścieżki. Tylko ty jesteś w stanie mnie na nią nawrócić.

Kolejne zbliżenie – brunet mocniej przywarł plecami do pnia.

– Nie powinniśmy się więcej widywać – jęknął Baekhyun, rozglądając się na boki w poszukiwaniu drogi ucieczki.

– Nie akceptuję tego.

– To niewłaściwe.

– Nie musimy robić tego, czego oczekują od nas inni.

– Jeszcze do niedawna uważałeś inaczej.

– Moja młodzieńcza głupota powoli przemija – uśmiechnął się delikatnie i sięgnął dłonią do policzka ukochanego, jednak ten ją odtrącił.

– Nie możemy. Ty masz ją.

– Nigdy nie pragnąłem nikogo oprócz ciebie i to się nie zmieni. Proszę, daj nam szansę. – Popatrzył na niego przeraźliwie smutnym wzrokiem. Gdy ich oczy się spotkały, Baekhyun nie potrafił już dłużej powstrzymywać łez.

– Nie możemy. Nasza znajomość nigdy nie powinna wyjść za ramę czysto zawodowych relacji. Nie powinniśmy byli w ogóle się spotkać. Nie powinniśmy...

– Czasu nie cofniemy – przerwał mu Park. – Historia biegnie dalej. A my powinniśmy pisać swoją.

– Nie.

– Daj mi szansę.

– To udowodnij, że mnie kochasz. – Popatrzył mu odważnie w oczy, przełykając łzy.

Czarnowłosy odetchnął i zapatrzył się na twarz niższego. Sięgnął do jego policzka i starł mu łzę.

– Każda twoja łza jest dla mnie na wagę diamentu, ale zdecydowanie wolę jak się uśmiechasz – szepnął z czułym uśmiechem.

Niższy uniósł kąciki ust delikatnie w górę. Był to koniec sceny, więc rozluźnił się nieznacznie.

Jednak Chanyeol nie zamierzał przestawać. Dalej głaskał Koreańczyka po policzku, a jego serce wypełniało uczucie, któremu chciał dać wreszcie upust. Nie zamierzał już dłużej tego ukrywać. Niepozorna gra aktorska wyzwoliła w nim pragnienie. Od tego momentu nic nie mogło być już takie, jak wcześniej.

Cichym głosem, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Byunem, zaczął inicjować pierwsze wersy piosenki, którą pisał wytrwale i doskonalił długie dnie i noce, aby stworzyć dzieło idealne. Był zdziwiony tym, jak łatwo mu to przyszło, oraz jaką ulgę i radość poczuł. Jego głos przepełniony był uczuciem do chłopca, o którego istnieniu nie miał pojęcia jeszcze parę miesięcy temu.

If we are ten years older
We're still searching home
Home with lovely garden 
Home with three dogs 
Home with my arms around you

And I I I and I I I
I still will be your only one
And I I I and I I I
I'll take care of you

If you will smile to me 
I'll give you all the stars
Stars which shining brightly
 Stars which shining in the dark
Stars which hiding my smile

And I I I and I I I
I still will be your only one
And I I I and I I I
I'll take care of you

When you smiled to me
I was taking care of you
When you kissed me
I was taking you home

And I I I and I I I
I still will be your only one
And I I I and I I I
 I'll take care of you

Baekhyun nie miał pojęcia, co się dzieje. Nie miał pojęcia, co to za piosenka, ale szybko domyślił się, że została skomponowana już jakiś czas temu – nawet znając umiejętności swojego przyjaciela, wiedział, że nie byłby w stanie stworzyć czegoś takiego na poczekaniu.

Serce mu przyspieszyło, podobnie jak oddech, gdy łzy ponownie wypełniły jego oczy i spłynęły po policzkach. Nie próbował ich powstrzymać, nie widział w tym sensu. Wpatrywał się w ciemne tęczówki Yeola swoimi zaszklonymi. Nie musiał się nawet doszukiwać w nich emocji – emanująca z jego spojrzenia czułość sprawiała, że brunetowi miękły nogi. W duchu się cieszył, że może się oprzeć o pień drzewa.

Podczas słuchania przez myśl przebiegła mu cała ich znajomość – pierwsza rozmowa w klasie i oprowadzenie po szkole. Pierwszy wspólny powrót do domu i projekt z historii. Noc Lampionów, podczas której bardziej się przed nim otworzył. Sylwester, na który składało się zamknięcie w szafie, muśnięcie ich warg i wspólne świętowanie Nowego Roku. Kibicowanie na meczu Sehuna i późniejsze ognisko u Jongdae, które uświadomiło Byunowi, że wyższy przyjaciel wcale nie jest mu obojętny. Pomoc w opatrzeniu ran po bójce z Yifanem na stołówce oraz wiele innych, pomniejszych wydarzeń, które były fundamentem ich obecnej relacji.

Baekhyun nie musiał w tamtej chwili zbyt wiele rozumieć, aby zdać sobie sprawę, że w pewnym momencie jego uczucia wykroczyły poza zwykłe, przyjacielskie relacje, a on sam zakochał się w wyższym chłopcu.

Nie zajęło mu też dużo czasu uświadomienie sobie, że nie tylko on czuł coś więcej, a osobą, o której Yeol wspomniał na ognisku był nikt inny tylko właśnie Byun.

Park przygarnął do siebie niższego, pozwalając mu szlochać w swoje ramię. Brunet zacisnął drżące z nadmiaru emocji dłonie na tyle jego koszulki i przybliżył się jeszcze troszkę, chcąc poczuć bijące z ciała Koreańczyka ciepło, które sprawiało, że drżał nieco mniej.

Po chwili czarnowłosy odsunął go nieznacznie od siebie i uniósł jego podbródek, patrząc najpierw w oczy, a potem studiując każdy skrawek jego twarzy – od czoła skrytego za pojedynczymi kosmykami włosów, po delikatne, wąskie usta. Usta, których już raz posmakował, a których miał zamiar skosztować ponownie.

Baekhyun nie protestował, kiedy Chanyeol nachylił się nad nim i dotknął jego warg swoimi, najpierw leciutko, niepewnie, zaraz jednak przemieniając to w mocniejszą i zdecydowanie czulszą pieszczotę, od której serca obu chłopców przyspieszyły.

Słowa były w tamtym momencie zbędne. Nie potrzebowali ich, aby opisać, co do siebie czują. (Może nawet one nie zdołałyby oddać tego tak, jak robiły to czyny i spojrzenia, które między sobą wymieniali.)

Kobieta z psem już dawno zniknęła za rogiem. Świadkami ich cichego wyznania pozostały jedynie gwiazdy, święcące na ciemnym niebie, oraz ptaki, przelatujące co jakiś czas z jednego drzewa na drugie.

***

Od tamtego dnia minęło parę miesięcy. Miesięcy przepełnionych szczęściem, śmiechem oraz muzyką.

Jongin odważył się wziąć Soojung na pierwszą randkę, a potem na kolejne. Gdyby ktoś ich nie znał i zauważył lekko niepewne spojrzenia, jakie rzucają sobie jeszcze od czasu do czasu, pomyślałby, że wcale nie są parą, a zwykłymi nastolatkami, którzy nie mają pojęcia, że ukochana osoba odwzajemnia ich uczucia.

Sehun nie stracił kontaktu z Luhanem, pomimo, że nie widzieli się od stycznia, kiedy Jelonek opuścił dom swojego najlepszego przyjaciela. Na początku wymieniali ze sobą tylko parę wiadomości na tydzień, jednak szybko przemieniło się w to nieustającą rozmowę, potrafiącą trwać nawet do późnych godzin nocnych. Koreańczyk coraz więcej czasu poświęcał nauce języka chińskiego, zaczął uczęszczać na dodatkowe lekcje i próbował pisać z Xiao w jego ojczystym języku. Uśmiech, jaki wykwitł na jego twarzy, kiedy przekazywał przyjaciołom wiadomość, że jedzie do niego w wakacje, był tak szeroki i szczery, że nikt nie miał żadnych wątpliwości co do tego, w jakim kierunku zmierza ich relacja.

Zdziwieniem nie było również to, że ulubionym zajęciem Chanyeola i Baekhyuna zostało siedzenie w pokoju czarnowłosego, zajadanie się babeczkami upieczonymi przez jego mamę, i komponowanie nowych piosenek. Oboje to uwielbiali, a brunet stał się inspiracją dla wyższego, sprawiającą, że każdy utwór miał w sobie coś, co poruszało serca słuchaczy.

Pomimo to żaden z nich nie mógł dorównać dziełu, napisanemu z myślą o pięknym, prostokątnym uśmiechu i czarnych, błyszczących oczach, przywodzących na myśl te szczenięce.

– Hej, Chanyeol – zagadał pewnego wieczoru Baekhyun, bawiąc się tą samą piłeczką, która kiedyś posłużyła im za narzędzie podczas gry w pytania.

Park oderwał się na chwilę od kartki, na której zapisywał szereg nut, aby spojrzeć na swojego chłopaka z zaciekawieniem.

– Pamiętasz, jak kiedyś mnie pytałeś, czy dobrze jest wrócić na stare śmieci? – podrzucił kulkę, patrząc na wyższego, który niemal od razu skinął głową. Dopiero wtedy podjął monolog. – Wiesz... Na początku życie w Korei było dla mnie trudne. Nie znałem tu nikogo, was ledwo co... Czułem się niekomfortowo. Z biegiem czasu zacząłem się przyzwyczajać i było coraz lepiej, jednak to ciągle nie był Pekin. Ale... Potem poznałem nowe oblicze przyjaźni. Byłeś przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałem. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Jak teraz o tym myślę, to naprawdę się cieszę, że się przeprowadziliśmy. Bo mogłem cię spotkać. Pokazałeś mi coś, o czym nawet nie śniłem – zaśmiał się cicho. – I... Teraz wiem, że mój dom jest tam, gdzie jesteś ty – spojrzał mu w oczy z czułością.

Artysta, aby pisać, musi mieć coś, co go do tego „popycha". Dla jednych jest to motywacja osiągnięcia konkretnego celu, dla innych pasja, a jeszcze inni znajdują inspirację. Inspiracją może być zwykły przedmiot, rozmowa, inna piosenka bądź twórca, losowa osoba minięta na ulicy albo ta konkretna, którą zna osobiście. Nią może być członek rodziny, przyjaciel, ale może być to też ta jedyna, która sprawia, że artysta traci zmysły, nie może spać po nocach, zapomina o swoich potrzebach, a najważniejsze dla niego jest jej dobro. Szaleje na jej punkcie, a każda kolejna piosenka jest próbą opisania jej doskonałości – według niego żadna nie oddaje tego na tyle dobrze, więc pisze więcej i więcej. Może się to wydawać dziwne, jednak jest to zupełnie naturalne uczucie, i każdy zasłużył, aby go kiedyś doświadczyć. A zwie się ono miłość.

Chanyeol z Baehyunem uśmiechnęli się do siebie, a ich dalsze losy zostały zapisane w nutach, które po odegraniu wywoływały dziwną, zawiłą, ale niezwykle piękną melodię. 

___________________________________________________________

Speszyl fenks

W pierwszej kolejności chciałabym podziękować YuikoNano za przepiękną okładkę, częściowe zbetowanie tego opowiadanka i prześliczną pioseneczkę (tak, piosenka Chanyeola dla Baekhyuna jest właśnie jej autorstwa!) ❤ Zawsze gdy miałam jakiś problem mogłam się do niej zgłosić i mnie naprowadzała, co robić w kierunku dalszej akcji. Gdyby nie ona to fanfiction prawdopodobnie nigdy by nie powstało. Dziękuję Julcia! 💘

Drugą osobą, którą chciałabym wyróżnić jest flowerily, której mogłam pisać o moich postępach, wysyłać zdjęcia poszczególnych fragmentów, gdy nie byłam pewna czy na pewno wszystko brzmi dobrze. Narzekałam jej, gdy nie miałam weny albo brakowało mi czasu, a ona słuchała i próbowała coś doradzić. Dziękuję Martynka! 💕

Dziękuję Sleepy_Ashes i catxwi, które pomogły mi, gdy moja wena zawiodła. Zapełniły lukę w fabule, kiedy nie byłam w stanie wymyślić pojedynczych sytuacji, aby połączyć poszczególne wydarzenia płynnym ciągiem.

Dziękuję wszystkim, którzy mnie motywowali (w szczególności SeikoAi, która czekała niecierpliwie na publikację) i zachęcali do pisania.

No i oczywiście dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca tego fanfiction i tej notki ❤ Jest ono moim pierwszym, więc mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam.

Gwiazdki i komentarze mile widziane! Chciałabym się dowiedzieć, co sądzicie o tym one-shotcie. Piszcie co wam się podobało, a co nie, co byście zmienili, kto najbardziej ze wszystkich postaci przypadł wam do gustu, a kto najmniej.

Miłego dnia/wieczora/nocy (kiedykolwiek to czytacie) 💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top