1. Narodziny bohaterów - cz. I
-Uważaj! - krzyknęłam do mojego partnera, na którego zaczęła zawalać się jedna ze ścian kamienicy.
Niezbyt zgrabnym ruchem zarzuciłam moje yoyo, które zawiązało się w okół nogi chłopaka i przyciągnęłam go w swoją stronę. Zrobiłam to w dość amatorski sposób przez co mój toważysz wylądował na mnie przewracając nas na ziemię i tworząc niekomfortową sytuację. Chłopak uśmiechnął się w moją stronę lekko speszony i pomógł mi wstać.
-Przepraszam, wciąż nie mogę ogarnąć jak TO działa. - zakłopotana wskazałam na yoyo.
-Nic nie szkodzi. Można powiedzieć, że na Ciebie poleciałem. - nagle tuż przed nami wylądowała dziwna postać z wielkim młotem w ręku.
-Jestem Zgniatacz! Niszczę wszystko co stanie mi na drodze, a teraz oddajcie mi swoje Miracula! - wykrzyczała postać po czym uderzyła swoim młotem w jeden z pobliskich budynków.
A dzień zapowiadał się tak spokojnie...
Może zacznijmy od początku. Mam na imię Gabriela i właśnie rozpoczęłam naukę w liceum. Wszystko zapowiadało się na nudny, zwyczajny dzień. Tak mi się przynajmniej wydawało...
Obudziłam się tuż przed dźwiękiem mojego budzika zwiastującego godzinę szóstą. Leniwie rozciągnęłam się na łóżku myśląc już o powrocie do ciepłej pościeli. Pierwszy dzień szkoły, czyż to nie brzmi wspaniale? Już słyszę ten pierwszy dzwonek i mogę poczuć nadchodzące melancholijne dni, które będą się dłużyć w nieskończoność. Podeszłam do okna balkonowego, z którego miałam niewielki widok na Pałac Kultury i Nauki wychylający się między pozostałymi budynkami. Uwielbiałam wstawać o poranku i patrzeć na niego w wakacje obserwując przy tym wschód słońca. Warszawa leniwie budziła się do życia, a wraz z nią ja. Mój pokój nie był duży, poobklejany moimi różnymi rysunkami i w większości udekorowany moimi własnymi pomysłami. Uwielbiałam być kreatywna i tworzyć coś z niczego, jednak pomysły przychodziły mi do głowy w najmniej oczekiwanym momencie. Podeszłam do pionowego lustra stojącego przy mojej szafie, aby sprawdzić czy wyglądam tak tragicznie jak myślę: zaspana twarz, wciąż ledwo otwarte oczy o kolorze brązu i potargane włosy, które sięgają mi za ramiona, do tego moja niebieska koszula nocna. Tak, jest tak tragicznie. Powoli zaczęłam przytomnieć i powracać to wykonywania rutyny z zeszłego roku szkolnego. Zabrałam ubrania przygotowane już wczoraj i wąskim korytarzem przeszłam do łazienki. Miałam szczęście, mój brat wstaje dopiero o 7 i nie dobija się do mnie jak za starych czasów. Czasami zazdroszczę mu, że wciąż może chodzić do gimnazjum, które znajduje się ulicę dalej. Ja natomiast do szkoły mam dwa przystanki autobusowe. Jednak nie narzekam, bo jest to jedyna najbliższa szkoła o kierunku związanym z dziennikarstwem, muzyką i sztuką. Przemyłam twarz zimną wodą, aby bardziej pobudzić się do życia, jednak nic mi to nie dało. Mogłam zacząć ćwiczyć wstawanie o szóstej już w wakacje, bo przecież wstawanie o 12 to niezbyt dobry pomysł. Założyłam białą koszulę i czarną spódnice, w końcu na rozpoczęciu roku obowiązuje strój galowy, czyż nie? Chwyciłam za szczotkę i zrobiłam porządek z włosami. Szczerze, nigdy nie stosowałam żadnych kosmetyków, jedynie lekkie tuszowanie rzęs, ale tylko wtedy kiedy mam na to chęć. Bo przecież po co poprawiać swoją własną urodę kiedy każdy na swój sposób jest piękny. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę małej kuchni połączonej z jadalnią. Jedyne co pragnęłam w tej chwili to ciepłe mleko z płatkami na dobry początek dnia. Do każdego dnia trzeba podchodzić z optymizmem, chyba, że akurat chodzi o poniedziałek. W pewnej chwili rozległ się odgłos kroków dochodzących z korytarza, mój brat się obudził. Musiałam dopilnować żeby pamiętał o zamknięciu mieszkania, rodziców prawie nigdy nie ma w domu. Ciągle twierdzą, że nie ma ich, bo robią to dla naszego dobra, zarabiają duże pieniądze. Myślą, że w ten sposób zastąpią nimi czas spędzony z nami. Lekko westchnęłam i wyjęłam z mikrofalówki wcześniej umieszczoną w niej miskę z mlekiem, postawiłam ją na stole i wsypałam swoje ulubione czekoladowe płatki. Usiadłam na parapecie i umiejscowiłam miskę na kolanach wyglądając za okno. Wymijające się samochody i ludzie na chodnikach przypominały mi, że czas niestety nie staje, a ja mam coraz mniej czasu na wyjście i nie spóźnienie się, co zawsze mam w swoim zwyczaju. Nasze mieszkanie obejmowało każdą pore dnia: mój pokój obejmował ranek i wczesne południe, salon oraz sypialnia rodziców po południe, kuchnia oraz pokój brata wieczór. Mój pokój jest jednym z najmniejszych w mieszkaniu, zaraz po nim jest pokój mojego brata, Kuby. Zazwyczaj w nim nie przesiaduje, najczęściej wychodzi gdzieś z kolegami po szkole i wraca dopiero wieczorem. Skończyłam jeść śniadanie, włożyłam miskę do zmywarki i wyszłam z pomieszczenia. Idąc korytarzem mijałam się z ciągle zaspanym Kubą.
-Dzień dobry!- rzuciłam najbardziej optymistycznie jak tylko potrafiłam.
-Tak, tak.. - chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i poczłapał w stronę lodówki.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojego pokoju. Nie chciałam jechać autobusem, wolałam się przejść te kilka przystanków. Podniosłam z biurka moją niedużą torebkę i zarzuciłam ją na ramię. Ostatni raz spojrzałam na widok za oknem mojego pokoju i poszłam do drzwi.
-Nie zapomnij zamknąć drzwi! - krzyknęłam do brata, który właśnie jadł śniadanie.
-Pamiętam. - odparł mi z pełnymi ustami.
Nie jestem pewna czy przypadkiem nie zapomni przekręcić kluczyk i wziąć go ze sobą, ale przecież nie ma już pięciu lat, tylko piętnaście. Może to wina tego, że zawsze byłam starszą siostrą, a on moim młodszym bratem? Zabrałam klucz przeznaczony dla mnie i wyszłam z mieszkania. Mieszkanie na prawie ostatnim piętrze w typie wierzowca ma złe i dobre strony. Dobre to piękne widoki, a złe brak windy i kilkaset stopni do pokonania. Mieszkając tu od dziecięcych lat zdążyłam się już do tego przyzwyczaić i schodzenie na sam dół nie stanowiło dla mnie większego problemu. Pchnęłam drzwi wejściowe i wyszłam z budynku. Na zewnątrz zaczynało robić się ciepło. Wrzesień wciąż należy do okresu kiedy dni są upalne, przynajmniej rano jest chłodniej i można bez problemu oddychać. Przeszłam kilka kroków i stanęłam przed przejściem dla pieszych czekając na zielone światło. Obok mnie nazbierało się wiele innych osób. Niektóre wgapione w swoje smartfony, inni co chwilę nerwowo zerkający na zegarek. Mimo, że był poranek ruch uliczny coraz bardziej się zwiększał, a czerwone światło jak na złość nie chciało zmienić się na zielone. W tej samej chwili na pasy wtargnął podstarzały mężczyzna poruszający się o lasce, którego w dziwny sposób omijały samochody. Pokonał już połowę drogi, kiedy nagle upuścił drewniany przedmiot i upadł na asfalt. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Nikt oprócz mnie. Myślałam o tym, aby wtargnąć na pasy i pomóc biednemu staruszkowi nie czekając na zielone, jednak jak na zawołanie barwy świateł zmieniły się. Jak najszybciej podbiegłam do staruszka.
-Nic się panu nie stało? - podniosłam drewnianą laskę i pomogłam staruszkowi wstać. Przechodzący obok ludzie jedynie obrzucali nas spojrzeniami.
-Na szczęście nic, młoda panno. Na mój wiek zapominam, które światło jest odpowiednie.
-Jest pan pewien? Może zadzwonić na pogotowie? - właśnie sięgałam do torebki, kiedy mężczyzna zatrzymał mnie gestem dłoni.
-Dziękuję za Twoją nieobojętność. Obędzie się bez pogotowia. Tylko się potknąłem. - staruszek posłał mi miły uśmiech i oddalił się w przeciwną stronę.
Odetchnęłam z ulgą i przyśpieszonym krokiem ruszyłam w stronę szkoły.
***
Szkoła jak każda inna. Bez jakichkolwiek ciepłych barw, budynek z białych cegieł przypominający niektórym rodzaj szpitalu psychiatrycznego z filmów. Otworzyłam drzwi i skierowałam się na główny korytarz, na końcu którego wisiała lista przydzielenia do klas oraz w jakiej sali mają spotkać się wychowankowie z klasami po ceremonii rozpoczęcia roku szkolnego. Na korytarzu zaczęło pojawiać się coraz więcej nowych twarzy, miałam małą nadzieję, że nikt z mojej poprzedniej gimnazjalnej klasy nie pojawi się w tej szkole.
Po całej ceremonii przepychając się przez tłum, aby dostać się na właściwą salę, wpadłam przez przypadek na jakąś dziewczynę.
-Bardzo przepraszam, niezdara ze mnie. - myślałam, że obca rzuci mi się do gardła, tak jak to bywało w mojej poprzedniej szkole, jednak ona przyjaźnie się uśmiechnęła.
-Nic nie szkodzi. Też czasem bywam niezdarna. - miała ciemne blond kręcone włosy i niebieskie oczy skrywane za okularami. -Też jesteś nowa?
-Tak, zdążyłaś się dowiedzieć gdzie mogę znaleźć salę z numerem 35? Jedyne co wiem to to, że znajduję się na drugim piętrze..
-Nie mylisz się, wiem gdzie to jest. Właściwie idę do tej samej sali co ty, więc jesteśmy razem w klasie. - dziewczyna wysunęła w moją stronę swoją dłoń - Oliwia.
-Gabriela. - powtórzyłam czynność nowo poznanej dziewczyny i razem zaczęłyśmy wchodzić po schodach na drugie piętro.
Bez żadnego większego wysiłku znalazłam się przed poszukiwaną salą, gorzej z Oliwią, która nie mogła złapać tchu. Oj, poczekaj, aż zobaczysz schody do mojego mieszkania...
Przed drzwiami stała mała grupka osób czekająca na wychowawce. Wpatrując się w nową klasę jak na razie nie znalazłam żadnej znajomej twarzy. Odetchnęłam z ulgą i razem z Oliwką podeszłyśmy do grupki osób.
-Znasz kogoś z tych osób? - zapytałam mając nadzieję, że nie jestem w tej sytuacji sama.
-Tak, mojego sąsiada i przyjaciela w jednym. - dziewczyna skinęła głową w stronę zbliżającego się w naszą stronę bruneta.
-Hej! - chłopak spojrzał na blondynkę, po czym przeniósł wzrok na mnie. -Natan, ale możesz mówić mi Nat, miło poznać. - brunet wyciągnął w moją stronę dłoń i posłał miły uśmiech, wydawał się być całkowicie wyluzowany.
-Gabriela, również miło poznać. - uścisnęłam jego dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
-Całkiem niespotykane imię. - dodał po chwili nie odrywając ode mnie wzroku.
-Jest zwyczajne. - przyznałam nieco zakłopotana. Może miał racje. Większość spotykanych nastolatków nosiła głównie popularne polskie imiona, które wciąż się powtarzają.
-Przynajmniej jesteś bardziej oryginalna niż niektóre Dżesiki* w naszej szkole. - wtrąciła Oliwka spoglądając na przechodzące obok dziewczyny z równoległych klas.
Nat parsknął śmiechem na widok zniesmaczonego wyrazu twarzy zrobionego przez blondynkę. W moim nowo poznanym towarzystwie nareszcie czułam się swobodnie. Mogłam zacząć od nowa i nie musiałam chować przed innymi swojej osobowości. Każdy mógł poznać mnie na nowo.
W końcu na szczycie schodów pojawiła się długo wyczekiwana wychowawczyni, ściskająca w dłoni kluczyk od sali. Niska farbowana blondynka z widocznymi ciemnymi odrostami, nosiła wielkie okukary dające efekt jakby zaraz miały spaść z jej nosa.
Wszyscy uczniowie znaleźli się po chwili w klasie walcząc o miejsca, przy których zostaną już cały rok. Trzy rzędy po cztery podwójne ławki w każdym. Usiadłam za Oliwią i Natanem, którzy usadowili się w drugiej ławce od okna. Siedziałam sama wyczekując aż ktoś dosiądzie się do mojej osoby. Wszyscy łączyli się w pary i tak właśnie siadali. W tamtej chwili poczułam się jak czarna owca, która jako jedyna nie ma pary w ławce. Zrezygnowana wyczekiwaniem oparłam dłoń o policzek. W moją stronę odwróciła się para siedząca przede mną.
-Nie przejmuj się, ktoś na pewno zainteresuje się Twoją osobą, Gab. - uśmiechnęłam się do chłopaka. W tej chwili bardziej przejmowałam się, że do końca będę siedziała sama. Nie ma nic gorszego niż nie mieć do kogo się odezwać na nudnej godzinie lekcyjnej.
-To miejsce jest wolne? - do moich uszu dobiegł męski głos. Odwróciłam się w stronę źródła. Moim oczom ukazał się wysoki, ciemny blondyn o głębokich zielonych oczach.
-T-tak. - nie mam pojęcia dlaczego akuray w tej chwili głos mi się lekko załamał.
Chłopak zajął miejsce obok mnie i zaczął mi się przypatrywać.
-Coś nie tak? - spytałam lekko speszona spoglądając na blondyna kątem oka.
-Ja.. Zamyśliłem się, przepraszam. - jakby obudzony z transu szybko odwrócił wzrok, jednak nie na długo. -Jak masz na imię?
-A ty? - nie mogłam normalnie odpowiadać, czy to on tak na mnie działał?
-Zapytałem pierwszy.
-Zapytałam druga. - na twarzy chłopaka wymalował się uśmiech i rozbawienie.
-Kamil. Masz niezłe poczucie humoru.
-Dzięki. Tak sądzę. Jestem Gabriela.
-Ładne imię, pasuje do takiej dziewczyny jak ty. - mimowolnie na moje poliki wkradł się lekki rumieniec.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć w naszą stronę odwrócił się Natan.
-Oo, widzę, że poznałaś Kamila.
-Cóż.. Trudno tego nie zauważyć. - w ślady bruneta poszła również jego przyjaciółka.
-Więc, może poznamy się bliżej i wyjdziemy po szkole na pizzę w centrum?
-Dobry pomysł! Co ty na to Gab?
-Gab? - zielonooki skierował wzrok w moją stronę.
-Skrót od Gabriela. - upomniał go Natan.
-No tak. Zapomniałem, że każdego nazywasz skrótami.
-Nie kazdego. Z Twoim imieniem nie da się nic zrobić żeby brzmiało fajnie.
Czy tylko mi się wydaje, że zaraz okaże się, że oni znają wszystkich w klasie?
Nasza wychowawczyni stanęła na środku klasy oczekując na zapanowanie ciszy. Tak naprawdę, nikt nie zwrócił na nią uwagi póki serdecznie nie odezwała się do klasy. Zapanowała cisza, a wszystkie oczy skierowały się w stronę nauczycielki.
-Witam. Jestem waszą nową wychowawczynią. Nazywam się Edyta Porażka. - między uczniami dało się słyszeć cichy śmiech, kobieta chrząknęła i kontynuowała -W liceum uczę języka angielskiego i chętnie pomogę wam w problemach, a teraz pozwólcie, podam wam plan lekcji.
Pani Porażka wyjęła ze swojej czarnej teczki małą kartkę i zaczęła dyktować plan. Większość nawet nie wyjęła długopisów ani kartek twierdząc, że ktoś wyśle im informacje na facebook'u.
Zaczęłam zapisywać plan lekcji uważnie słuchając nauczycielki. Kiedy skończyła na ostatniej piątkowej lekcji pozwoliła nam zająć się sobą. Zostało niecałe piętnaście minut do zakończenia uroczystego dnia rozpoczynającego rok szkolny. Przez pozostały czas nie rozmawiałam z Kamilem oraz siedzącymi przed nami przyjaciółmi, zainteresowałam się widokiem za oknem przedstawiającym Stare Miasto, które tętniło życiem. Zawsze podobały mi się tutejsze budynki. Codzienny widok przeszklonych wieżowców i ustawionych w linii budynków mieszkalnych nie dawał tych samych odczuć.
W końcu zadzwonił pierwszy szkolny dzwonek pozwalający nam na opuszczenie szkoły. Wyszłam z budynku i przystanęłam przy niskim murku otaczającym szkołę. Chwilę później na schodach pojawiła się Oliwia. Dziewczyna wysłała mi promienny uśmiech, po czym posmutniała.
-Natan i Kamil nie mogą iść z nami na pizzę. Nat musi pilnować pięcioletnią siostrę, a ten drugi chłopczyk ma jakąś sesję w centrum. Mieliśmy iść wszyscy razem więc.. Może odprowadzę Cię do domu? - zamrygałam dwa razy oczami skupiając się na słowach koleżanki.
-Jaką sesję?
-Do nowego wydania magazynu modowego. Kamil trenuje piłkę nożną i jest w młodzieżowej reprezentacji Polski, jest jednym z najlepszych i jednocześnie jest kapitanem całej drużyny. Wiesz.. Te wszystkie sesje, wywiady. Pewnego dnia będzie wielkim piłkarzem, a przynajmniej o tym marzy.
-Och. - skrycie uwielbiałam piłkę nożną, ale kto interesuje się dziewczyną, która potrafi kopnąć piłkę lepiej niż nie jeden chłopak.
-To co, prowadź!
Ruszyłyśmy w stronę centrum. Kiedy minęłyśmy pierwszy przystanek Oliwia na chwilę przystanęła, a ja powtórzyłam jej czynność.
-Myślałam, że pojedziemy autobusem.
-Dlaczego mamy jechać autobusem skoro możemy podziwiać widoki idąc chodnikiem. - ponownie ruszyłam się z miejsca, blondynka jedynie westchnęła.
-Coś czuję, że zostaniemy bliskimi przyjaciółkami. - po czym podbiegła do mnie, aby dotrzymać mi kroku.
Mijając kolejny przystanek ujrzałam wyłaniający się zza budynków jeden z symbolów Warszawy - Pałac Kultury i Nauki.
-Myślałam, że mieszkasz bliżej.
-Za dużo myślisz. - powiedziałam żartobliwie i uśmiechnęłam się do dziewczyny.
-Dobrze, że masz poczucie humoru. Przynajmniej nie jesteś sztywna. Będziesz pasować do Kamila. - nerwowo się zaśmiałam.
-Haha.. Dlaczego ja? Skąd taki pomysł?
-Dziewczyno.. Proszę Cię, widziałam jak na niego patrzyłaś tymi swoimi czekoladowymi oczętami.
-Jestem zbyt zwyczajna dla kogoś takiego jak on.
-Hej, nie możesz od razu się skreślać. Nie jesteś zwyczajna.
-Masz rację. Nie zwyczajna tylko bardzo niezdarna i dziecinna. - Oliwia głęboko westchnęła.
-Posłuchaj mnie. Znam Kamila od czasów podstawówki. Nie podobają mu się żadne wytapetowane laski, bardziej woli naturalne z ciekawym charakterem.
-Myślisz, że mam aż tak ciekawy charakter?
-Jak na pierwszy dzień znajomości to wydajesz się być całkiem interesująca.
W końcu stanęłyśmy przed budynkiem, w którym mieszkam. Przystanęłam przed wejściem i odwróciłam w stronę blondynki.
-To tutaj. - dziewczyna spojrzała w górę i przesłoniła dłonią oczy, chowając się przed słońcem.
-Woah. Ciekawe jaki widok jest na samej górze.
-Wspaniały. - odpowiedziałam krótko czekając na reakcję dziewczyny.
-Nie gadaj..
-Nie gadam. Jeśli kiedykolwiek będziesz miała ochotę to zapraszam. Nie trudno trafić. - wyjęłam z torebki kartkę oraz długopis i zapisałam kilka cyfr. -Proszę, mój numer.
-Dziękuję. - nagle Oliwka podeszła do mnie i mocno przytuliła. -W końcu będę miała do kogo się odezwać.
-Myślałam, że Natan-
-O bardziej dziewczęcych sprawach. - posłała mi znaczące spojrzenie. -Do usłyszenia. - po czym odwróciła się na pięcie i skierowała w przeciwną stronę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i otworzyłam drzwi do budynku.
×××××
• Waaah. Przepraszam za jakiekolwiek powiązania do oryginału albo coś i za wszystkie błędy.
• Jeśli ktoś ma jakieś uwagi - chętnie wysłucham (aka przeczytam).
• Gwiazdki i komentarze mile widziane ❤
*gasp* 2621 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top