96 | Dalsze problemy naszego świata. Wolę Nibylandię.

Wendy P.O.V.

Obudziłam się dopiero po południu. Elektryczny budzik wskazywał godzinę czternastą siedemnaście. Nic dziwnego, skoro całą noc nie spałam.

Patrzyłam w ścianę analizując wczorajszy dzień. Obiecałam sobie, że w dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku będę bardzo szalona. Będę robiła same głupoty, które później można powspominać. To w sumie moje jedyne postanowienie.

Przetarłam oczy i z powrotem wróciłam do leżącej pozycji. Było mi zbyt wygodnie, żeby wychodzić teraz z ciepłego i przyjemnego łóżka. Odwróciłam się na brzuch i nakryłam głowę poduszką, bo docierające do pokoju promienie słoneczne mnie drażniły.

Zawsze miałam obsesję na punkcie tego, żeby każdy dzień był chociaż trochę „produktywny". Abym zrobiła w jego ciągu jak najwięcej zagadnień. Dlatego też nie czułam się dobrze leżąc po południu w łóżku. Mimo, że zarwałam całą noc.

Ale ogólnie mówiąc, był to najlepszy sylwester w moim życiu.

Nie byłam jednak w stanie sobie przypomnieć, co robiłam w czasie odliczania do nowego roku. A to zawsze jest najlepszy moment każdej tego typu imprezy. Mimo to, miałam w tamtej chwili wielką czarną dziurę w pamięci.

Nagle usłyszałam walenie w drzwi wejściowe. Zmarszczyłam brwi i zamilkłam wsłuchując się w dźwięk. Czekałam, aż ktoś z rodziny otworzy, albo odezwie się nieznajomy.

Nikt jednak nie otworzył, a ja skarciłam się w myślach. Przecież rodziców nie było, a Michael i John nocowali u kolegów.

Na szczęście nie musiałam się martwić odebraniem ich, bo rodzice obiecali, że zgarną ich wracając. A powinni być za jakieś dwie godziny.

Ledwo przytomna wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi.

— No już, Boże! — warknęłam słysząc, że nasila się rąbanie w drzwi.

A jak to włamywacz?

Nie no, nie dałby znaku o obecności.

— Jezu, czego? — syknęłam otwierając drzwi. Oślepił mnie jaskrawy blask białego śniegu na dworze i słońca, które nagle mnie zaatakowały. Przede mną jednak stał strasznie pobudzony Adam.

Nie spytał, czy może wejść, a to już świadczyło o tym, że coś się stało.

— Proszę? — rzuciłam ironicznie, kiedy stał już w salonie.

— Zrób herbatę — zignorował mnie, siadając na kanapie.

— Gdzie jest Zack? — spytałam.

— Pewnie śpi — rzucił Adam.

Stałam chwile w miejscu nie rozumiejąc co się dzieje, ale westchnęłam i weszłam do kuchni. Z reguły zwrot „zrób herbatę" zwiastował coś okropnego, więc po plecach przeszedł mi dreszcz. Lepiej było przyjąć złe wieści z gorącym kubkiem w ręce.

Wybrałam malinowe torebki i zalałam się wrzątkiem, który dzisiaj nienaturalnie długo się gotował. Wzięłam obie i postawiłam na stoliku przy kanapie. Ja wybrałam sobie różowy z pieskiem, a Adam...

— Sprawdzałaś dzisiaj telefon? — spytał mnie, co było zadziwiające, gdyż rzadko kiedy używał jakichkolwiek portali społecznościowych — Konkretnie tego przeklętego Facebooka.

— Nie... — odpowiedziałam niepewnie. Patrzyliśmy chwilę na siebie, ja nie rozumiałam o co chodzi, a Adamowi wyjaśnienia ugrzęzły w gardle. Chwila spojrzenia w jego oczy sprawiła, że rzuciłam się do schodów. Wbiegłam po nich potykając się co krok.

Pokonałam dystans do mojego pokoju i porwałam urządzenie. Nie wiem dlaczego, ale serce tłukło mi się w piersi. Co takiego mogło się stać? Portale społecznościowe nigdy nie były i nigdy nie będą bezpieczne, dlatego opcji było bardzo dużo. Przełknęłam ślinę.

Nie sprawdziłam wyświetlacza do momentu, gdy zasiadłam obok blondyna na kanapie. Spojrzałam na niego z gulą w gardle i wcisnęłam przycisk boczny.

Na samej górze co chwile pojawiały mi się nowe powiadomienia.

„Brendan wspomniał o tobie w komentarzu"

„Nathan Cross oznaczył Cię w poście"

„Samanta Parker zareagowała na post, na którym jesteś."

„Colton wspomniał o tobie w komentarzu"

„Philip Tent zareagował na post, na którym jesteś"

„Delia Jackson skomentowała post, na którym jesteś: super było!"

„Nathan Cross skomentował post, na którym jesteś"

„Benjamin Watters udostępnił Ci post"

Zwinęłam pasek powiadomień i przełknęłam ślinę. To było tylko osiem z jakiś stu powiadomień, które dostałam w ciągu ostatnich godzin.

Jeśli Nathan komentował coś, gdzie jest mowa o mnie, to pewne, że są problemy.

Spojrzałam na Adama i przewinęłam w dół paska powiadomień.

Miałam od niego kilkanaście nieodebranych połączeń.

Pod tym widniały nieodebrane połączenia od Johna, a niżej od paru chłopców i Ceddar.

— Co się takiego stało? — szepnęłam bardziej do siebie.

Najniżej były dwa SMS. Trzęsącymi się rękami weszłam w pierwszy. Ten od Ceddar. Gdy wiadomość się ładowała, już wiedziałam, że jest źle.

— Adam... — zasłoniłam usta widząc treść.

Ceddar: Szczerze, to nie wiem co powiedzieć. Wiedz tylko, że widziałam tego posta.

Cała treść żołądkowa podniosła mi się do gardła.

— Przecież się tak super bawiliśmy! Co ja mogłam zrobić?!? — krzyknęłam, ale chłopak patrzył na mnie ze zmartwieniem w oczach i zagryzł wargę. Powoli wcisnął powiadomienie z konwersacji z Felixem. 

Felix: Rozumiem, że dzisiejsza randka nieaktualna...

Automatycznie chciałam mu odpisać, jakoś się wybronić.

Ale właśnie. Przed czym?

Z prędkością światła wcisnęłam powiadomienie z Facebooka. Tego przeklętego Facebooka. Nieważne co tam będzie, usuwam ten szajs.

Powoli przeniosło mnie na posta, wokół którego wybuchło tył szumu.

Był to plik zdjęć, z imprezy w kory momentalnie weszłam. Autorem był nasz klub „Neon", a w opisie widniało:

„Szczęśliwego Nowego roku wszystkim! Dzięki, że z nami byliście!"

Przewinęłam tekst marszcząc brwi.

Jako pierwsze wyświetliło mi się zdjęcie bawiących się ludzi na sali. Neonowe światła rzucały kolory na gości, a dudniąca muzyka była niemalże widoczna. Drugie przedstawiły kuszące przekąski. Kolejny był klub z zewnątrz, a jeszcze następne, pozujące osoby. Przewijałam je, nie rozumiejąc co się działo. Aż doszłam do ostatniego.

Tego ostatniego.

Stałam na nim ja i Peter na dachu. Za naszymi głowami wystrzeliły fajerwerki. Miałam na sobie tą przeklętą błękitną bluzę, którą zamierzałam teraz spalić. A gdyby tego mało, całowałam się z Peterem.

Wtedy wszystko mi się przypomniało. I to wcale nie było przyjemne wspomnienie.

O mój Boże.

— Wszyscy to widzieli?! — wstałam z kanapy. Zasadniczo, takie zdjęcie byłoby zupełnie normalne i nawet ucieszyłabym się, że ktoś uwiecznił tak ważny moment, jak mój pierwszy pocałunek. Ale to był mój z m a r n o w a n y  pierwszy pocałunek! Nie chciałam przeżyć go z Peterem! Nie chciałam z nim czegokolwiek przeżywać! Skrzywdziłam Ceddar, skrzywdziłam Felixa, zszokowałam wszystkich i wywróciłam wszystkie relacje i drogę do walki o sto osiemdziesiąt stopni.

Dlaczego ja wszystko psuję akurat, gdy zaczyna się układać?!?

— Chyba tak...

— To jego wina! To wina tego pieprzonego... — urwałam w połowie zdania, żeby nie kląć. Ale nie wytrzymałam. Wydarłam się na cały dom bluźnierstwem i trzęsącymi się że złości rękami, wstukałam nazwę kontaktu zielonookiego. To wszystko jak zawsze było jego winą!!!!

Łączę z: Peter 🤡😈🖕🏻

To on mnie pocałował i wszystko zepsuł! To jego wina!! Zamorduję go!

Chyba jeszcze nigdy w życiu aż tak nie denerwował mnie sygnał. Do tego pierwszy raz Peter odebrał tak szybko.

I dobrze. Oberwie szczyl. Już ja go wyjaśnię. Nie będę płaciła za jego błędy.

— Widziałeś to zdjęcie?! — nie pozwoliłam mu się odezwać.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie leniwe mruknięcie.

— O co ci chodzi? Czemu się już z rana sapiesz? — spytał zachrypniętym głosem. Zagotowało się we mnie. Daje słowo: miał ogromnego farta, że nie byłam obok, bo skończyłby w strzępach — Jakie zdjęcie w ogóle? — syknął i widocznie było słychać, że spieszy mu się do wciśnięcia czerwonej słuchawki.

— Na Facebooku — wywróciłam oczami naciskając na wypowiadane słowa — Nie udawaj, że nie wiesz.

— Słuchaj Srendy, nie obchodzą mnie jakieś twoje ploteczki. Weź się ogarnij i...

— Zamknij się! To wszystko twoja wina! Ty... — nie chciałam więcej przeklinać, ale nie wytrzymałam i znowu posypałam w jego stronę całą wiązankę.

— Ale o co ty się spinasz? Jesteś ty normalna? — buzowała we mnie złość, gdy w słuchawce zapadła cisza. Czułam, że zaraz rozerwie mnie zdenerwowanie. Chciałam jechać do niego i go rozszarpać. Chłopak najwyraźniej w tej ciszy sprawdzał portal społecznościowy — A, to zdjęcie.

— No to zdjęcie — potwierdziłam wywracając oczami.

— I jaki jest problem? — warknął — ...Tym razem?

— Pocałowałeś mnie! Może taki!

— Ja? — zaśmiał się ironicznie, przez co zrzekła mi mina. Co za gnój.

— Tak, ty! Ja nie jestem na tyle lekkomyślna!

— Weź mnie zostaw w spokoju — wyśmiał mnie po drugiej stronie słuchawki.

Zacisnęłam pięści. Musiałam też być opanowana. Skoro on umiał, to i ja powinnam.

Usiadłam na kanapie obok Adama, który przysłuchiwał się naszej konwersacji. Spojrzałam na niego i powoli zaczynałam się uspokajać. Najgorsze jednak było to, że ogromną furię w moim ciele, zastąpił stres. W tamtym momencie czułam te nieprzyjemne i wredne motylki w brzuchu. Kręciło mi się w głowie. Co ja teraz zrobię? Jak ja się wybronię?

— Jak chcesz to wytłumaczyć Ceddar i Felixowi? — niemal szepnęłam.

— Co mnie to obchodzi? Poza tym co Ceddar ma do tego? A Felix to twój problem. To wszystko? — warknął wymijająco.

— Peter, martwię się — coraz ciężej było mi mówić przez trzęsące się ręce i gule w gardle. Bardzo się cieszyłam, że obok był Adam, bo inaczej musiałbym jakoś ściągać tu Petera. A to było niemalże niemożliwe. Po prostu zwykle tak było, że jeśli się bałam, albo stresowałam, to wolałam być z kimś.

— Czym tym razem? Przecież tu nie am żadnego problemu.

— Nie udawaj, że cię to nie rusza! — krzyknęłam i aż wstałam z emocji — Przecież Felix nie tylko jest zły na mnie, bo nie zapominaj że ludzie całują się w dwójkę, a ty jesteś jego kumplem!

— Ja niczego nie udaje! Pocałunek nic nie znaczy! Oboje wypiliśmy za dużo nektaru wróżek, emocje zagrały i byliśmy zmęczeni. Przestań wszystko tak brać do siebie — poczułam, że tracę grunt pod nogami — A tak w ogóle, to Felix jest zdrajcą. Jak dostanę jeszcze jeden dowód na jego winę, to na miejscu poderżnę mu gardło — niemal widziałam, jak wywraca oczami — I przestań jęczeć, bo się tego nie da słuchać.

Nie pomyślałam. Nie przemyślałam tego i nie zaplanowałam tego pytania.

— Żałujesz? — niemalże szepnęłam, a Adam spojrzał na mnie zdziwiony.

— Czego? — westchnął Peter.

— Że... — otworzyłam szeroko usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk — ...że mnie pocałowałeś.

Zapadła cisza, podczas której serce tłukło mi się w piersi i jedyne o czym myślałam, to cofnąć to pytanie. Niestety się nie dało. A dlatego wolę SMS. Zawsze się można wycofać usuwając wiadomość.

— Nie pamiętam tego — zagryzłam wargę. Motyle stresu męczyły mój brzuch tak bardzo, że przerodziło się to w ból — Po drugie, jeśli już, to tak. Jesteś synonimem problemów. Odpowiedź brzmi: bardzo żałuję — na jego słowa przymknęłam oczy — To wszystko? Nie dzwoń do mnie więcej ze swoimi idiotycznymi problemami, bo cię zablokuję. I przestań beczeć, bo to żałosne.

Usłyszałam dźwięk rozłączanego połączenia. Chciałam się obronić, że przecież nie płaczę. Ale nie było już sensu. Po prostu usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w ekran, jakby z nadzieją, że otrzymam SMS „przepraszam". Jednak szybko przypomniałam sobie, że on nigdy nie wyraża skruchy, a teraz pewnie albo śpi, albo ćwiczy. Cały Peter.

— Wszystko zepsułam — przymknęłam oczy i wtuliłam się w Adama — To nie wina Petera. To moja wina. Przecież mogłam go odepchnąć — szepnęłam. — Denerwuje mnie to, że przez to, że on jest totalnie nieodpowiedzialny, to ja muszę być! A nie chcę! — zdenerwowałam się — Jak im to teraz wytłumaczyć?

Włączyłam konwersację z Felixem i trzęsącymi się rękami zaczęłam wstukiwać paniczną odpowiedź.

— Na pewno nie pod wpływem emocji — Adam zabrał mi urządzenie i usiadł na nim.

Patrzyłam na to przez chwilę, aż wpłynął na moją twarz głupi uśmieszek.

— Fuj — zaśmiałam się.

Adam też to zrobił.

— Nie pisz do nich teraz, bo tylko pogorszysz sprawę — nakazał blondyn wyłączając mój telefon — Ale powiedz mi. Czy tobie się podoba Peter? Czy Felix? — chłopak zmarszczył brwi.

Przełknęłam ślinę. To było chyba jedno z gorszych pytań, na które musiałabym odpowiadać.

— Oficjalnie Felix...jest przystojny, ma fajny charakter, troszczy się o mnie i jest stabilny emocjonalnie — kiwałam głową wyliczając zalety szarowłosego.

— Ale nie na chemii — zakończył Adam. Nie zaprotestowałam, a i to było już dziwne. Chyba mimo walki ze sobą i niezadowoleniem prawdą, zaczynało do mnie docierać, że ma rację. Jego zdanie uderzyło we mnie z ogromną siłą i niestety namieszało w głowie.

— On mi się naprawdę chyba podoba, ale...

— Rozumiem. A Peter? — na to pytanie uniosłam brwi.

Sama chciałabym wiedzieć.

— Jak byłam w krainie czarów... — chłopak kiwnął głową i poprawił nogi na kanapie — To rozmawiałam z kotem z Chesire. I on mi dał dużo do myślenia. Wtedy przeszło mi przez myśl, że mogę być zauroczona w Peterze. — zawiesiłam spojrzenie na blondynie, który patrzył na mnie nieoceniającym wzrokiem.

— Tylko spójrz jak on cię traktuje — przyznałam mu rację kiwnięciem głowy — Jeden z nich jest jak to mówię „ciepłą kluchą", a drugi chamem — zaśmiał się — Także niezłe trafiłaś. Moim zdaniem powinnaś obu olać. Ta prawdziwa miłość jeszcze przyjdzie, a ta dwójka z pewnością nią nie jest.

Chyba naprawdę miał rację

— Świat nie kończy się dziś, ani jutro. Za rok nawet nie będziesz pamiętała o tej akcji. Czytałem, że po
s t a ł y m  odejściu w inny świat, na przykład Nibylandię, zabiera się ze sobą wszystkie wspomnienia ludzi. Następnie są przechowywane w domku wróżek i właśnie one dają im światło.

Zmarszczyłam brwi
— Serio? — szybko jednak uderzyła we mnie myśl, że zapomnę o chłopakach. Tego na pewno nie chciałam. Znowu zrobiło mi się słabo.

— Idziemy na sanki. Może tam wpadniesz na jakiegoś pięknego chłopaka — tknął mnie palcem wskazującym, przez co się zaśmiałam — Albo
dziewczynę — dodał.

— Ej! — wybuchnęłam śmiechem.

— Nigdy nic nie wiadomo — wzruszył ramionami blondyn — Idź ubierz kurtkę, szalik, czy co tam chcesz — spojrzał na mnie jednak i rozchylił wargi — Albo najpierw przebierz się z piżamy.

***

— Nie zamarzniesz czasem? — spytałam blondyna, który miał na sobie jedynie kurtkę i jeansy. Ja ubrałam bieliznę termoaktywna, spodnie narciarskie i grubą kurtkę narciarską. Dzięki temu stroju nie musiałam martwić się o przeniknięcie i mogłam tarzać się w śniegu po szyje. A Adam przecież zaraz się zamieni w sopla.

— E tam — machnął ręką i przyspieszył biegu na górkę. Ja także szybciej przebierałam nogami i zostało nam przejść tylko trochę ulicy, skręcić za sklepem „Oviol" z jakimiś ziołami, a obok były schody na ogromną górkę. Zapewne spotkamy tam bardzo dużo osób o tej porze i przy takiej pogodzie.

Było niesamowicie przyjemnie. Z nieba spadały śnieżynki, które osadzały się na naszych włosach i topiły na twarzach. Ulica była pokryta lodem, więc wszystkie samochody się ślizgały, co z nieznanych powodów, wydało mi się zabawne.

Obok nas w rządku stały przeróżne domy i co jakiś czas jakieś sklepy. Z jednego z nich wyszła dziewczyna o niemalże białych włosach, różowym kombinezonie narciarskim i szerokim uśmiechem czerwonych ust na twarzy. Obładowana była torbami z zakupami i biegła do jakiegoś mężczyzny. Wtedy zachciało mi się jechać do galerii handlowej.

— Ej, to nie Zack? — spytał mnie Adam wskazując na bruneta idącego przez ulicę. Zmarszczyłam brwi. Faktycznie poznałam przyjaciela dopiero po chwili. Przez jego wygląd identyfikacja była utrudniona. Miał włosy rozrzucone we wszystkie strony i mokre od śniegu. Za to oczy były podkrążone, a chód jakby obciążony.

— Tak, chyba tak — przeszłam szybko przez ulicę i podbiegłam do chłopaka. Złapałam go za ramię i odwróciłam do siebie — Cześć. Czemu nic nie mówiłeś, że wstałeś? Pójdziesz z nami na sanki? — spytałam poprawiając włosy. Obok mnie szybko pojawił się Adam z wesołym uśmiechem.

Spojrzałam w oczy Zacka i już wiedziałam, że stało się coś strasznego. Były przekrwione, a wzrok tak pusty, jak nigdy.

— Ej, po co to znowu kupiłeś? — rzucił lekko zezłoszczony blondyn. Spojrzałam na przedmiot, który tak go zbulwersował. W ręce brunet ściskał nowo nabytą whiskey, a w drugiej duże piwo.

— Nie powinieneś tego sam pić. Taką ilością zrobisz sobie krzywdę — odgarnęłam włosy z jego twarzy. Robiło mi się coraz smutniej. Widziałam, że tak młody chłopak na moich własnych oczach wpada w alkoholizm.

— To pij ze mną — odezwał się w końcu brunet. Miał zachrypnięty głos. Zacisnęłam wargi widząc w jakim jest stanie.

— Mam piętnaście lat — zmrużyłam oczy.

— Już szesnaście. A w tym roku siedemnaście. Weź się obudź w końcu — rzucił. To mnie zabolało. Przypomniał mi to, jak szybko płynie mój aktualny wiek. Ale to nie był moment na takie rozważania.

— Ale i tak jesteś za młody — dodał Adam.

— Mam osiemnaście lat, tak?! — nagle wrzasnął brunet. Faktycznie. Jego osiemnaste urodziny wypadały za trzy miesiące i teoretycznie mógł już tak powiedzieć.

— Wszystko w porządku? Dlaczego tyle pijesz? — spytałam spokojniej.

— Nic nie jest w porządku. Zostawże mnie w spokoju — odepchnął mnie brunet zostawiając w zupełnym szoku. Poczułam, jakby grunt usunął mi się spod nóg. Chłopak nigdy w życiu by się tak nie zachowywał.

— Co ty odwalasz?! Co ci jest? — szarpnął go Adam, a Zack w ostatnim momencie zahamował rękę gotową przyłożyć niebieskookiemu.

— Moi rodzice się stali — warknął i zaczął od nas odchodzić.

— Zack wytłumacz co się dzieje! — dobiegłam do niego. Nie interesowali mnie ludzie, którzy zaczynali na nas patrzeć, ani to że krzyczałam. Chłopak bardzo martwił mnie swoim zachowaniem i wyglądem.

— Jesteś znowu pijany, chłopie

— Przez rodziców — wciąż w to brnął.

— Zack, usiądź. Powiedz, co się dzieje, bo cię walne — zagroziłam i mówiłam zupełnie poważnie.

— Daj mi spokój — chłopak chciał się wyrwać, więc nie myśląc, przyłożyłam mu liścia w twarz. Wszyscy się na nas spojrzeli, ale tak mogłam łatwo sprowadzić go na ziemię.

— I co? Teraz mnie tłuc będziesz? — chłopak nachylił się nade mną wściekły.

— Powiedz co jest — nakazał blondyn.

Bruneta nosiło już ze złości. Cały podskakiwał i denerwował się sytuacją. Ręce mu się trzęsły, a na policzkach wyskoczyły ogromne rumieńce.

— Moi rodzice... — zawiesił się.

— Usiądźmy — nakazał Adam i niemalże popchnął Zacka na ławkę obok. Błękitnooki od razu się uspokoił i zaczął zachowywać jak trzeźwy. Patrzył w ziemię, a jego oczy zrobiły się czerwone.

— Moi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym wczoraj wieczorem — powiedział bez emocji, ale głos mu się załamał.

Zrobiło mi się słabo. Gdyby nie to, że siedziałam, to zapewne bym upadła. Złapałam się za głowę i odchyliłam ją do tyłu. Było mi gorąco. Rodziców Zacka znałam tak długo...to było straszne uczucie. Miałam wrażenie, jakby ktoś wyrwał z mojego życia kawałek historii i zabrał go już na zawsze. Poczułam w sercu pustkę, a wyobrażenie o tym, co czuje Zack, mnie przerosło.

— Skąd wiesz? — chciałam spytać, ale z moich ust wydobył się jedynie szept. Ciągle nie docierała do mnie ta informacja.

— Policja była u mnie rano. Jechali do domu, bo wczoraj do nich dzwoniłem i wydzierałem się, że ich nienawidzę i... — na słowa chłopaka, w twarz uderzyła mi fala gorąca — ...życzyłem im, żeby się zabili.

Zapadła cisza. Nie wyobrażałam sobie nawet, co chłopak czuł. To nie była jego wina. Mówimy różne rzeczy w emocjach.

— I co teraz? — spytał cicho Adam — Jesteś jeszcze niepełnoletni. Nie możesz mieszkać sam.

— Policja załatwiła papiery, że będę mieszkał z babcią — przełknął ślinę — To moja jedyna rodzina.

— Ale twoja babcia mieszka w Kanadzie — czułam, co zaraz usłyszę, ale nie chciałam tego usłyszeć. Głowa mnie rozbolała.

— To prawie sześć i pół tysiąca kilometrów stąd — powiedział Adam drżącym głosem.

Zack uniósł głowę i spojrzał nam w oczy. W jego zagościły łzy, a w moich też. Już przed jego odpowiedzią, po moim policzki popłynęła jedna z kich.

— Wyprowadzam się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema!

To taki smutny rozdział. Było mi bardzo bardzo przykro, jak go pisałam i niemalże sama beczałam.

Przepraszam za chwilową ciszę i mam nadzieje, że akcja nie jest przesadzona.

Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top