92 | Świąteczne przygotowania

Wendy P.O.V.

Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości, a właściwie spamu.

Jęknęłam zaspana i dosłownie sturlałam się z łóżka. Byłam jednak tak półprzytomna, że nie zakodowałam w głowie własnego upadku.

Uderzyłam w wyświetlacz telefonu i wzięłam go ze sobą z powrotem na posłanie.

Adam spał spokojnie po mojej prawej, Zack leżał głową w naszych nogach, a jego szfaje przy okazji nachodziły nawet na moją poduszkę, więc szybko je zrzuciłam wywracając oczami.

Przetarłam powieki i ziewając włączyłam wyświetlacz.

Od czasu mojego powrotu, jeszcze ani razu nie sięgnęłam po urządzenie, co było dość dziwne i niespotykane u mnie. Nie to, że byłam jakaś uzależniona i spędzałam na insta po kilka godzin dziennie. Po prosty żyjemy w takich czasach, że w zasadzie social media stały się naszym drugim życiem.

Gdy zobaczyłam moje powiadamiania, to oczy niemal wyszły mi z orbit i obudziłam się w ułamku sekundy.

Miałam pięćdziesiąt trzy wiadomości od Adama, które były jego życiowym rekordem. Poza tym pełno nieodebranych połączeń, a także przeróżne powiadomienia z Facebooka, snapchata i dosłownie każdej aplikacji, która znajdowała się w moim telefonie.

Poza tym wszystkim, na samej gorze paska widniała wiadomość od nieznanego numeru.

Powoli w nią kliknęłam, a serce mi przyspieszyło.

Nieznany: Wiesz która jest godzina?

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na wyświetlony czas na górze ekranu. Dochodziła jedenasta i aż zdziwiłam się, że Adam jeszcze spał.

Przełknęłam ślinę.

Ogólnie od zawsze bałam się nieznanych numerów. Gdy widziałam powiadomienie jakiegoś obcego, od razu szybciej biło mi serce. Bałam się, bo nigdy nie było wiadomo z kim ma się do czynienia. Może właśnie odpisywałam mojemu porywaczowi, gwałcicielowi, albo pedofilowi i będę to za kilka lat wspominać jako największy błąd mojego życia?

Ogarnij się.

Zacisnęłam zęby zirytowana samą sobą. Wygrałam wojnę z wielkim smokiem ziemi, miałam za sobą przeróżne walki i starcia, a bałam się CZŁOWIEKA?

Wyśmiałam samą siebie i odpisałam z uśmiechem.

Ja: Z kim mam przyjemność? 😁

Wstałam z łóżka i założyłam an siebie szlafrok, który wisiał niedaleko.

Zaciskając pas na talii, usłyszałam charakterystyczny dzwiek.

Podeszłam do telefonu poprawiając włosy

Nieznany: A jak Ci się wydaje?

Zmarszctalm brwi.

Nagle mnie olśniło. Ten sposób mówienia z kimś bardzo mi się kojarzył. Tylko ne umiałam przypomnieć sobie z kim.

Ja: Oświeć mnie 🤗

Nie zdążyłam nawet odłożyć telefonu, a dostałam odpowiedź.

Nieznany: Nie jesteś zabawna.
Nieznany: Czekamy na dole.

Zaśmiałam się głośno, przez co obudziłam Zacka, od którego natychmiast oberwałam poduszką w głowę.

Ja: Po co te wrogie kropki?

Szybko zmieniłam nazwę numeru na „Peter 😈🤡🖕🏻"

Emotki mnie rozwaliły, ale właśnie te trzy tak bardzo mi się z nim kojarzyły. Musiałam tylko zdobyć zdjęcie profilowe.

Tylko skąd wytrzasnął sobie telefon? Okradł jakieś dziecko?

— Wstawajcie! — krzyknęłam potrząsając Zackiem. Chłopak mruknął coś przez sen i zasadził mi solidnego kopniaka w ramię. Wybuchnęłam śmiechem w jego pościel i wskoczyłam na dwójkę przyjaciół wgniatają ich w materac. Adam momentalnie otworzył oczy i spojrzał na mnie, więc się do niego uśmiechnęłam. Zack za to zawzięcie mnie z siebie zrzucał i warczał na mnie półprzytomny, że śpi.

— Dzień dobry, panowie — poprawiłam włosy podnosząc się — śniadanie zaraz będzie gotowe. Czekam na dole. — zarządziłam i biorąc ze sobą telefon, skierowałam się schodami w dół do kuchni.

Włączyłam instagrama i zaczęłam przeglądać najnowsze zdjęcia znajomych. Zapewne bardzo dużo się u nich zmieniło przez te pół roku.

Szybko jednak z powrotem wygasiłam wyświetlacz i jako szesnastolatka podeszłam do drzwi, otwierając je na oścież.

Przed moimi oczami pojawił się ośnieżony podjazd z czarnym samochodem na nim. Niedaleko stała biała ławka, a na niej kilku znudzonych chłopaków, w tym jeden o zielonych oczach mierzących mnie z nienawiścią.

— Chodzie, bo się przeziębicie — krzyknęłam śmiejąc się.

Brendan, Colton, Matt, Felix, Ceddar, Ashlynn, Alex i Ethan wstali i z szerokimi uśmiechami zaczęli biec w moją stronę. Szybko przekroczyli próg wejścia witając się ze mną na wszystkie możliwe sposoby.

W końcu minął mnie zielonooki blondyn, żujący głośno gumę.

— Spałeś na tej ławce? — prychnęłam patrząc mu w tęczówki.

Wywrócił nimi i wyminął mnie wchodząc do domu.

Mimo jego wrednego charakteru i odpychającego sposoby bycia, opryskliwości i wrodzonej złośliwości, to było w nim coś, przez co chwilę stałam z otwartymi na oścież drzwiami, słuchając mojego tłukącego się serca.

— Skąd macie telefony? — spytałam, gdy już doszłam do siebie. Obserwowałam chłopców ściągających kurtki i buty — I gdzie spaliście? — dodałam marszcząc brwi.

Większość wzruszyła ramionami, a reszta bez słowa udała się prosto do salonu.

— Co robisz na śniadanie? — zaczął Alex siadając na wyspie kuchennej.

Zamrugałam pare razy. Mimo naszej znajomości, nie zdążyłam jeszcze przyzwyczaić się do ich zręcznego omijania tematów i nie udzielania odpowiedzi na ważne pytania.

— A nie wiem. Nie umiem górować — zagryzłam policzek od środka zakładając ramiona na piersi. Wróciłam do kuchni i podeszłam do szafki otwierając ją w poszukiwaniu sama nie wiedziałam czego — Chciałabym naleśniki, ale prędzej spalę kuchnię, niż je zrobię — westchnęłam. Taka była prawda. Kiedyś chciałam zrobić spaghetti i naprawdę nie wiem co poszło nie tak, ale po chwili cały salon był w sosie i kluskach. Innym razem włożyłam masło w szklance do mikrofalówki i wybuchło. Jeszcze indziej...

— Przydałby się Toby — zaśmiał się Brendan, a na samo wspomnienie nieco pulchnego niskiego bruneta, aż zrobiło mi się ciepło na sercu.

Położyłam się na kanapie obok Coltona i zamknęłam oczy.

Czułam się bardzo dobrze w towarzystwie tej grupki chłopców. Nie znaliśmy się długo, a miałam wrażenie, jakbym miała ich wpisanych w kontakty od lat. Z dnia na dzień coraz bardziej rozumiałam jak ogromne szczęście miałam poznając ich.

Od razu mnie natchnęło. Poderwałam się z miejsca i włączyłam telefon wchodząc na spotify. Podbiegłam do wieży i połączyłam ze sobą urządzenia. Chłopcy spojrzeli na grający przedmiot jak na dzieło szatana, co mnie bardzo rozbawiło.

Puściłam „Rockin' Around The Christmas" i zaczęłam śpiewać skacząc po salonie.

Zaginieni chłopcy siedzieli i patrzyli na mnie w bezruchu.

W ich oczach pewnie wyglądałam jak zupełny czub. Ale to było niesamowicie smutne. Oni nigdy nie zasiedli przy stole wigilijnym. W Nibylandii panowało wieczne lato, a wątpię, żeby zapamiętali coś z tamtych żyć. Nigdy nie dostali gwiazdowych prezentów, nie dzielili się pysznym opłatkiem. Nie musieli próbować tych dwunastu potraw, które dla mnie są obrzydliwe. Nie ozdabiali nigdy choinki, nie piekło pierniczków i nie śpiewali kolęd.

I wtedy zdałam sobie z tego sprawę.

Oni nigdy nie byli kochani.

Zrobiło mi się ich żal.

Uwielbiali się nawzajem i darzyli mocną sympatią, zawsze sobie pomagali i starali się wysłuchać. Ale nie była to ta rodzinna miłość. Nie byli w stanie jej stworzyć.

Zamierzałam za to, chociaż trochę naprawić ich ubytki w przeszłości i doświadczeniach.

— Opowiem wam trochę o wigilii — wypaliłam siadając obok chłopców na kanapie. Położyłam głowę ja brzuchu Brendana i zaczęłam opowiadać. — Raz w roku, a konkretnie jutro, zbiera się cała rodzina. Zasiadają przy stole, jest wyżerka, prezenty, dzielenie się opłatkiem i śpiewanie kolęd — powiedziałam powoli. — Jest super magicznie i w ogóle zobaczycie, że będzie cudownie. Poznacie moją rodzinę. Ale nie gadajcie z pijanym wujkiem. To się zawsze źle kończy — poprosiłam im palcem, a na samo wspomnienie wujka Joe, przeszły mnie ciarki.

— Dobra... — niepewnie zgodził się Felix.

— Cześć wszystkim — usłyszałam zaspany głos Zacka schodzącego po schodach. Miał rozczochrane włosy i niebieską koszulkę, która podkreślała jego błękitne oczy i wieczną opaleniznę.

Za nim szedł Adam, który sprawiał wrażenie bardziej przytomnego od przyjaciela.

— Kim wy jesteście? — powiedział niezadowolony z własnej niewiedzy Adam i usiadł na stołku barowym niedaleko mnie, zmęczony tym wszystkim.

— Przedstawiliśmy się — zamrugał pare razy Colton nie rozumiejąc o czym mówi mój przyjaciel. 

— On nie wierzy — uprzedziłam chłopaków zagryzając policzek. Wciąż zachodziłam w głowie jak udowodnić mu istnienie Nibylandii i rzetelność naszych opowieści — Peter, weź mu jakoś udowodnij nasze przygody. — zwróciłam się z prośbą do zielonookiego.

Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i patrzył na mnie chwilę bez wyrazu
— Ja nic nie będę udowadniał — syknął do mnie tak zawistnie, że wszyscy na niego spojrzeli.

Skrzywiłam się. Znowu mu coś nie pasowało. Moim obiektywnym zdaniem powinien iść do lekarza na baranie i na dziewięćdziesiąt procent otrzymałby diagnozę schizofrenii, albo jakiejś choroby psychicznej. Jego zmienny nastrojów były nie do wytrzymania i na pewno nie powinny mieć miejsca.

— To jak mamy mu udowodnić? — nachyliłam się nad pochylonym nad stołem chłopakiem i mierzyłam go spojrzeniem. — A może pokażmy Dzwoneczka! — krzyknęłam nagle, bo wpadłam na genialny pomysł.

— Magiczne stworzenia nie przejdą przez portal. — powiedział stanowczo zielonooki.

— To co ty tutaj robisz?

— Wyglądam normalnie i mam trochę z człowieka. A Dzwoneczek nic — wzruszył ramionami Peter i pociągnął łyka z zielonego kubka, którego nie mam pojęcia kiedy i czym napełnił.

— To weź coś wymyśl! — nakazałam mu ściskając za ramię.

— Nie dotykaj mnie — wycedził przez zęby.

— Nie dotykam cię zdupcu! — krzyknęłam i aż Adam na nas spojrzał. Czyli bez żadnego słowa, czy uprzedzenia, został wprowadzony w moją nienawistną relację z zielonookim.

— Zdupcu? — wyśmiał mnie Peter i zaczął się śmiać jak nigdy. Zrobiło mi się faktycznie wstyd, bo nawet nie wiem kiedy wymyśliłam tą obelgę i nie była za mocna. A raczej stawiała mnie na niższej pozycji w tej walce.

Nie odpowiedziałam mu na to, bo faktycznie wygrał tą kłótnię i nie było co w ogóle dyskutować, bo tylko bym się pogrążyła.

Spojrzał na mnie z wyższością
— Byliśmy w Nibylandii, a ja jestem Peter Pan — powiedział zielonooki. Zdziwiło mnie to, że mnie posłuchał i aż się podniosłam. Mimo wszystko, jego ton, walenie prosto z mostu i nie za bardzo realistyczne dla Adama zdania, nie miały szans go przekonać do naszej racji.

Blondyn zamarł i patrzył ja niego zmieszany
— Ty jesteś ich dilerem? — spytał zupełnie poważnie po dłuższej chwili.

— Boże Adam! Tu nie ma narkotyków! — wkurzyłam się w końcu i pomyślałam, że najlepszym sposobem udowodnienia, będzie wykorzystanie ku temu Petera. Ani przez sekundę nie pomyślałam jak głupie to było, a tylko wzięłam nadgarstek i zanim zdążył zaprotestować, skręciłam go.

Tak, jak przewidziałam, oczy chłopaka stały się żarówiasto zielone, co zobaczył Adam i patrzył na to w szoku.

— Dlaczego złamałaś mu rękę?!? — krzyknął przerażony przyjaciel zupełnie nie przyzwyczajony do standardów Nibylandii.

Oprócz tego, zielonooki warknął na mnie i odepchnął tao mocno, że wpadłam na stolik, niemal go nie roztrzaskując. 

Wszyscy patrzyli na zdarzenie w zupełnym szoku. Peter jako jedyny świecił oczami i niewyobrażalną złością. Spojrzał na mnie tym wzrokiem, a z jego gardła wydał dźwięk identyczny jak warkot jakiegoś zwierzęcia. Tylko nie takiego normalnego. Nie byłam w stanie tego do niczego przyrównać.

Cofnęłam się i usiałam z chłopakami na kanapie odwracając wzrok.

Peter nabrał głęboko powietrza i podczas wdechu, wrócił wzrokiem do Adama, a jego tęczówki przybrały naturalny odcień.

Złapał za nadgarstek i z obrzydliwym chrupnięciem go nastawił.

— Ja już chyba wierzę — cofnął się blondyn uśmiechając nerwowo.

***

— Masz już jakiś ourfit przygotowany? — spytałam Matta, który akurat szedł obok mnie. Kroczyliśmy ośnieżonym chodnikiem przy świecących lampkach, a wokół rozbrzmiewały kolędy.

— Nie do końca. Nie rozumiem też za bardzo tego święta — powiedział spokojnie blondyn i zagryzł wargę.

Uśmiechnęłam się smutno. Było mi ich bardzo szkoda. Nie wyobrażałam sobie nie posiadania rodziny i nie wiedzieć czym są święta.

— Kupimy ci jakąś koszulę. — przytuliłam go pocieszająco. Chciałam, żeby miał we mnie oparcie — Macie pieniądze? — odwróciłam się do reszty.

Odpowiedzieli potwierdzająco, więc wróciłam do poprzedniego kroku i przyciągnęłam do siebie Adama.

Szybko weszliśmy do pierwszego sklepu. W każdym miejscu, święta widziały w powietrzu i otulały każdego, kto wchodził, wesołymi ozdobami i zapachami. Czułam zupełnie inną magię, niż na wyspie. Chłopcy byli oszołomieni nowym świętem i dziwnymi obchodami. Co chwilę mnie o coś pytali, a ja odpowiadałam szczerze i zwykle ze śmiechem. Chciałam, żeby czuli się pewnie w nowej sytuacji. Cieszyłam się na tą wigilie, bo zapowiadała się na jedną z najlepszych.

Ze sklepu wyszliśmy z większością koszul dla chłopców. Ja z Ceddar i Ashlynn szukałyśmy jeszcze sukienek, lub jakiejś czaderskiej koszuli.

Weszłyśmy do trzeciego już sklepu i postanowiłyśmy się rozdzielić.

Ceddar pobiegła tak szybko, że natychmiast straciłam ją z oczu. Ashlynn zniknęła za to na dziale z koszulami.

Podeszłam do wieszaka i zaczęłam przeglądać ubrania. Moją uwagę przykuła czarna sukienka z długim rękawem i dekoltem w stylu karo. Momentalnie przypomniał mi się bal, gdzie większość osób miała taki kształt dekoltu.

Przyjrzałam się jej mrużąc oczy. Miała fajny krój, ale smętny kolor zmusił mnie do zmiany decyzji.

Oglądałam przeróżne pozycje. Zainteresowała mnie nieco dłuższa w beżowym odcieniu, która sięgała nieco poniżej kolana. Następna była bawełniana i zielona, ale zdecydowanie za krótka.

Wzięłam do ręki białą pozycję o grubym złotym pasie i górą z opadniętymi tiulowymi rękawami.

— Już myślałem, że umarłaś —  usłyszałam za sobą głos, przez który cała się spięłam i zacisnęłam wargi w równa linię. Miałam ogromną nadzieję, że to ktoś z podobnym wydźwiękiem strun głosowych, ale niestety przeczucie mówiło co innego.

— Jak widzisz, nie — odwróciłam się mierząc spojrzeniem wysokiego chłopaka. Nie myliłam się. Przede mną stał mój opalony, bardzo dobrze zbudowany i wredny z mordy, wróg - Nathan.* Przypomniał mi się ostatnim razem w Krainie Czarów, gdy analizowałam, których osób nienawidzę. Ten szczyl był kapitanem drużyny piłkarskiej, albo rugby. To było nieistotne. Dla mnie był taki samym wrednym i upokarzającym wszystko, co się rusza, szczurem.

Odwróciłam się i zajęłam oglądaniem sukienki.

Nagle się spięłam i szybciej zabiło mi serce. Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy, a palce zadrżały.

Powoli wróciłam do niego wzrokiem.
— Nie było mnie? — spytałam powoli, a głos mi się załamał.

Patrzył na mnie szyderczym wzrokiem i wybuchnął gardłowym śmiechem. Tak bardzo dużo dziewczyn było w nim zakochanym. Mnie brało na wymioty, gdy go widziałam. Gdy widziałam ten pysk.
— A ty nie pamiętasz? — prychnął — Co brałaś?

Przełknęłam ślinę
— Odejdź — wycedziłam przez zęby, ale chłopak żuł gumę i nie zamieszkał się ruszyć, więc ja odeszłam od niego z warkotem. Nie chciałam już go słuchać

— Do zobaczenia w szkole — rzucił na odchodne i mimowolnie zadrżałam na myśl, co może tym razem wymyślić. 

Byłam tak zdenerwowana, że nie byłam w stanie odwiesić sukienki na jej miejsce.

Trzęsły mi się ręce i było mi słabo. W końcu krzywo odłożyłam kiecę i ruszyłam w poszukiwaniu jakiekolwiek z moich koleżanek. Musiałam się uspokoić, a samotnie na pewno tego nie zrobię.

— Patrz, Wendy jaką ci cudowna sukienkę znalazłam! — krzyknęła za mną Ceddar i ścisnęła mnie za ramię. Brunetka z białymi pasemkami i grzywkę spadła mi z nieba.

Nie zdążyłam nawet spojrzeć na jej łup, tylko przycisnęłam się do niej i przytuliłam najmocniej jak umiałam.

Dziebyzna znieruchomiała, ale szybko odwzajemniła gest.

— Przperaszam — szepnęłam jej do ucha. Zrozumiałam, że to naprawdę nie było miłe, że chciałam pocałować chłopaka, który dobrze wiedziałam, że jej się podoba. Wcześniej uważałam, że jest psychiczna, ale właściwie teraz musiałam przyznać jej rację. To było wredne.

— W porządku — pogłaskała mnie po głowie — ale pod warunkiem, że ją kupisz.

Odsunęłam się od niej i zmierzyłam spojrzeniem sukienkę. Była całkiem czerwona. Sięgała gdzieś do połowy uda, a dół zbudowany był praktycznie z samego tiulu. W pasie znajdował się mocno ściągnięty pasek podkreślający talię. Czerwony korpus miał dekolt karo i częściowo pokryty był przezroczystym materiałem z malutkimi zielonymi choinkami. Rękawki były krótkie, bardzo bardzo bufiaste i z tiulu, również z małymi choinkami i Mikołajami.

Oniemiałam. To była idealna sukienka.

— I patrz to! — Ceddar potrząsnęła znaleziskiem, a rysunki na torsie zaczęły świecić, co zupełnie mnie przekonało.

— Idziemy do kasy — chyba nigdy nie poczułam takiego przyciągania przeznaczenia od przedmiotu.

***

— Proszę cię bardzo — szepnęłam do Alexa podając mu bransoletkę od Petera. Chłopak wziął ją do ręki i oglądał ze zdziwieniem. Dopiero po chwili skojarzył kamienie.

— W końcu! — krzyknęłam zakładając bransoletkę na rękę — Ziomale do końca życia? — spytał mnie łapiąc małym palcem za mój.

— I jeszcze dłużej — rzuciłam się w jego objęcia i pocałowałam w policzek ściskając.

— Patrzcie, wolny stolik! — oznajmił wesoło Felix, a podeszłam do niego i przytuliłam jego ramię. Wszyscy poszliśmy w stronę wolnego miejsca i zasiedliśmy na drewnianej ławie z poduszkami pod tyłki. Cała kawiarnia była bardzo przytulna. Ceglane ściany obwieszone były cieplutkimi lampkami. Przy wejściu stała lada z asortymentem ciastek i deserów. Poza tym wszędzie rozmieszczone były stoliki, krzesła dopieszczone poduszkami i duży grający Mikołaj przy wejściu.

Zasiadłam obok Felixa i Adama.

— Podaj mi swój numer — szepnęłam do szarowłosego, a ten zaśmiał się i wziął moje urządzenie. Wciąż zachodziłam w głowę myślami skąd wytrzasnęli komunikatory.

Obok Adama siedział Peter, który o dziwo wdał się z nim w dyskusje i naprawdę rozmawiali żywo i niw kończyły się tematy. Obok zielonookiego zasiadła zarumieniona Ceddar, która co chwile spoglądała na niego. Dalej Ashlynn, Brendan, Colton, Ethan, Matt, Zack i Alex.

Zamówiłam sobie sernik i herbatę zimową. Większość zdecydowała się albo na brownie, albo na smakowe kawy. Ceddar wzięła herbatę malinową, a Adam kisiel.

Wyjątkiem od słodkich zamówień był Peter, który wziął czarną kawę.

Ale on zawsze był wyjątkiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema!

Króciutki opis, bo jeszcze się dzisiaj widzimy!

Całuski
Zosia ❤️

*Nathany są zawsze wredne

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top