91 | home sweet home
Wendy P.O.V.
— Tak? — spytała mnie kobieta w progu — Co ty masz na sobie!? — krzyknęła nagle przerażona, ale nie pozwoliłam jej na użalanie się nad moim strojem i przytuliłam ją przyciskając do swojego ciała.
Objęła mnie niepewnie, ale szybko puściła patrząc na orszak, z którym tu przyszłam.
— Kto to jest? — spytała mnie odsuwając od siebie — Gdzie takie ciacha znalazłaś? — otworzyła usta i mrugnęła do mnie, przez co zaśmiałam się.
— Em... — zaczęłam, ale przerwała mi.
— Nieważne. Później mi powiesz. Teraz chodźcie wszyscy do środka się rozgrzać — położyła mi rękę na plecach i wepchnęła za siebie do wnętrza domu. Gdy uderzył we mnie ten zapach. Ten przytulny zapach wanilii połączonej teraz z zapachem pierników, to ugięły się pode mną nogi.
Rozejrzałam się po salonie i dosłownie straciłam kontakt z rzeczywistością.
Sufit podpierały drewniane belki, teraz obwieszone kolorowymi lampkami, które migotały i rzucały przeróżne odcienie na ścianę, przez co nadawały klimatu. Dalej po lewej znajdowały się półki wypełnione butami, a obok szafa z kurtkami. W następnej części domu po prawej były duże drewniane drzwi prowadzące do pralni, a następne do łazienki. Po lewej we wnęce w ścianie, pięły się zakręcone, solidne ciemnobrązowe schody. Na wprost wejścia stała beżowa kanapa przyozdobiona zielonymi i czerwonymi poduszkami z zimowymi wzorkami. Przed nią mały stoliczek kawowy, a następnie duży telewizor, na którym leciał właśnie jakiś film. Za kanapą znajdowały się kolejne drewniane belki, które okalały przejście do kuchni wypełnionej białymi blatami, półkami, srebrzystą lodówką i moim ukochanym zaparzaczem do herbaty.
Tak bardzo za tym tęskniłam...
Czułam w sobie niesamowicie silne emocje. Ogromna nostalgia i sympatia do mojego domu sprawiły, że miałam wrażenie, jakby ktoś mnie przytulał. Czułam się na swoim miejscu i marzyło mi się walnąc do własnego łóżka przy akompaniamencie głosu moich rodziców.
Wiedziałam jednak, że jeszcze nie czas.
Musiałam pobiec po Adama, a następnie biec się przebrać i przy okazji wytargać Johna z jaskini gracza, a Michaela obudzić, by się przywitać.
— Rozgośćcie się. Ściągnijcie kurtki, buty i chodźcie do kuchni. Pijecie kawę, herbatę? — spytała moja mama podpierając się na bokach, gdy chłopcy kolejno wchodzili do pomieszczenia, a ostatni Matt zamknął drzwi.
— Właściwie, to chcielibyśmy się przywitać z Adamem — podeszłam do Zacka j stając obok niego skierowała wypowiedź do mamy.
— A dawno się nie widzieliście? — spytała rodzicielka wchodząc do kuchni. — Lecceie i zaproście go.
Bez słowa rzuciłam się z Zackiem do drzwi i stoczyliśmy walkę o to, kto naciśnie klamkę. Ostatecznie zrobiliśmy to jednocześnie, a zawiasy ustąpiły tak nagle, że niemal wylecieliście na twarz w śnieg.
Puściłam się pędem w stronę domu Adama, ale śnieg i śliska powierzchnia wcale tego nie ułatwiały.
Z pomocą Zacka dowlokłam się bez większych uszczerbków na zdrowiu do domu przyjaciela.
Rąbnęłam pięścią w drzwi i zeszkliły mi się oczy czując znowu to drewno pod palcami.
Miałam wrażenie, że to wszystko był sen, a wewnątrz mnie grało tyle emocji, że nie byłam w stanie sensownie się wypowiedzieć. Nie czułam także zupełnie zimna.
Usłyszałam, że zamek się przekręca, więc spojrzałam na Zacka zaczerwionymi oczami.
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął nastolatek. Miał blond włosy i szare tęczówki. Ubrany był w niebieski sweter z wystającym kołnierzykiem z białej koszulki polo pod spodem i jeansy.
— Adam!!! — wrzasnęłam i wskoczyłam na niego z Zackiem tak nagle, że chłopak wywrócił się i uderzył w ziemię. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej i ścisnęłam tak mocno, jakby zamierzał mi zwiać.
— Wendy... — wydukał spode mnie — Zack... — jęknął i podniósł się, ale nie puściłam go, a jedynie przełożyłam nogę przez jego biodro przytulając się. — Co wam jest? — zaśmiał się.
— Tęskniłam tak bardzo — powstrzymywałam płacz ze wszystkich sił. Szybko jednak otrzeźwiałam i poderwałam się z miejsca. Podałam przyjacielowi rękę wspólnie z Zackiem i podnieśliśmy go.
— Ja też — przytulił go Zack tak mocno, że Adam przydusił się i zaczął kaszleć.
— Co się stało? — spytał.
Spojrzeliśmy na siebie z brunetem. Oboje wiedzieliśmy, że to nie koniec. Z tego miejsca o wiele ciężej było nam przyswoić fakt, ze jesteśmy w naszym świecie jedynie chwilowo. Czułam, że tym razem powrót do Nibylandii będzie bardzo ciężki.
Wszystko jednak wskazywało na to, że chłopak faktycznie nie zakodował naszego zniknięcia. To samo było z moją mamą. To wszystko było bardzo skomplikowane, ale zdecydowanie ułatwiało sytuację, bo nie musiałam wymyślać jakichś kłamstw, w które i tak nikt by nie wyruszył.
— Chodź — wbiegłam mu do domu i zaciągnęłam się tym cudownym świeżym kwiatowym zapachem. Mama Adama uwielbiała sprzątać i zawsze budynek lśnił i pachniał na kilometr. Oczywiście u niego też zapanowała już świąteczna atmosfera i wystrój.
Złapałam za jego ulubiony płaszcz w kratę i założyłam go na niego tak krzywo, że bardziej się już chyba nie dało.
Był boso, ale mimo to wypchnęłam go za drzwi i zatrzasnęłam je za nim.
Zack złapał blondyna pod ramię i wszyscy chwiejąc się, dotarliśmy pod mój dom.
— Możecie mi wytłumaczyć co się dzieje? — spytał Adam zupełnie zszokowany naszym zachowaniem.
Zack z rozmachu otworzył moje drzwi tak, że zapiszczały i wystraszyłam się, czy czasem nie wypadną z zawiasów.
— Jesteśmy!
— Zack, ostrożnie z tymi drzwiami! Już raz je wyrwałeś! — krzyknęła moja mama z kuchni, nawet nie patrząc kto był sprawcą dźwięku. Chłopak śmiechem przeprosił i ściągnął z Adama płaszczyk, wprowadzając go do środka. — Wendy, idź się przebrać. Ty też, Zack. — moja rodzicielka założyła ręce na biodrach — Wy też! — krzyknęła nagle, widząc ubrania Zaginionych Chłopców, którzy siedzieli już pod kocami i z herbatami w rękach na kanapie.
— Kim są ci ludzie? — nachylił się nade mną Adam szepcząc, gdy postawiliśmy go przed całym zebraniem. — Cześć... — powiedział niepewnie, a Zaginieni Chłopcy po kolei odpowiedzieli mu machając.
— Zaraz ci wszystko wyjaśnijmy. — obiecałam i gestem nakazałam mu zostać tam, gdzie stał. Wbiegłam na schody i w połowie drogi odwróciłam się. Na migi próbowałam spytać Petera, czy mają w co się przebrać. Rękami pokazywałam na moje ubraniach, później na nich i robiłam sugestywne miny. Chłopak za to spojrzał na mnie i zamrugał pare razy rozglądając się po pokoju, po czym stuknął się w czoło i odwrócił ode mnie.
Westchnęłam wywracając oczami.
Sprintem skierowałam się do mojego pokoju.
Rozsadzała mnie ekscytacja, ale miałam prze dziwaczne uczucie, że jak nie będę mówiła wszystkiego szybko, to mi to ucieknie. To było strasznie dziwne, ale miałam tak zawsze, gdy coś większego się działo.
Gdy poczułam pod stopą cieplutkie drewno, aż się do siebie uśmiechnęłam. Biegłam przez korytarz, na końcu którego był mój pokój, oraz wnęka w ścianie z kanapą i oknem, na której kochałam kiedyś czytać.
Dobiegłam do białych drzwi z wielkim spongebobem namalowanym przeze mnie w szóstej klasy i wbiegłam do środka. Zasłoniłam usta, żeby nie wydać z siebie jakiś niekontrolowanych głośnych dźwięków i niemalże upadłam na kolana.
Niewyobrażalnie tęskniłam za tym miejscem. Za tymi gwiazdkami przyklejonymi do sufitu, za moim wielkim łóżkiem pełnym pluszaczków. Tęskniłam za puchaty dywanem, za półkami wypakowanymi książkami, za moim ukochanym telefonem w różowej obudowie, który od razu dorwałam.
Moje spojrzenie spoczęło jednak na ogromnym oknie na ścianie, które było otwarte na oścież, przez co panował ziąb.
Przełknęłam ślinę. To właśnie przez nie zostałam porwana.
Podeszłam do niego i dotknęłam ramy, przez ci zaatakowała mnie przyjemna nostalgia. Przymknęłam oczy i przekręciłam klamkę odcinając dopływ zimna.
Świadomość tego, że chłopcy czekają na mnie na dole, sprowadziła mnie na ziemie i zmusiła do podbiegnięcia do sporej drewnianej wbudowanej szafy.
Otworzyłam ją i poczułam ten cudowny zapach prania. Złapałam za koszulkę i powąchałam ją czując się jak w niebie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak za tym tęskniłam. Wydawało mi się, że nie miałam na to nawet czasu.
Wyciągnęłam szare legginsy, żółtą koszulkę z pomarańczowym napisem i na to wciągnęłam zielonkawą bluzę. Ubrania z Nibylandii położyłam na krześle i rzuciłam się do drzwi.
Na korytarzu minęłam kilka dużych okien, które nie były jeszcze zasłonięte, ale zdałam sobie sprawę, że za nimi zapadł już zmrok.
Niemal zeskoczyłam ze schodów i niczym pantera, rzuciłam się na kanapę lądując pomiędzy Felixem i Adamem.
Uśmiechnęłam się wesoło i przytuliłam do ramienia szaro włosego.
— Proszę — powiedziała spokojnie moja mama, podając mi czerwony kubek we wzorki, oraz bordową herbatą wewnątrz, która jeszcze parowała. Zaciągnęłam się jej zapachem i odłożyłam na małą podkładkę na stoliczku.
— Mamo, który dzisiaj jest? — spytałam odwracając się w jej stronę, bo wciąż urzędowała w kuchni.
— Jeszcze dwudziesty drugi grudnia — odpowiedziała wychylając się, by spojrzeć na kalendarz wiszący na ścianie. Na jej słowa otworzyłam szeroko oczy i wymieniłam zaniepokojone spojrzenia z Zackiem — A co? Też przez tą przerwę świąteczną straciłaś rachubę czasu? Mam tak samo — zaśmiała się wesoło najwyraźniej nie oczekując odpowiedzi, ale mi wcale nie było do śmiechu.
Zagryzłam wargę i usiadłam wygodniej na kanapie. Jeśli pojutrze miała być wigilia, to miałam bardzo dużo do roboty.
Pierwsze przez myśl przeszły mi zaległości w szkole. Skoro była przerwa świąteczna, to miałam dużo czasu, żeby się pouczyć. Chwilę później jednak zdałam sobie sprawę z czegoś bardzo dziwnego.
Ja potrafiłam powiedzieć, co robiłam w szkole mimo tego, że wcale w niej nie byłam. A przynajmniej nie pamiętałam tego.
Przejechałam językiem po wewnętrznej stronie policzka, a chłopcy zajęli się sobą i głośnymi dyskusjami, w które wciągnęli nawet moją mamę.
Potrząsnęłam głową. Jeśli jakimś cudem miałam materiał w głowie, to nie było się czym martwić. Ale ile ja straciłam...cały semestr. Ile wspomnień straciłam.
Dobra, to później.
Spojrzałam na zegar. Dochodziła dwudziesta trzecia, więc dzień już praktycznie dobiegł końca.
Postanowiłam, że jutro muszę pójść do miasta z chłopakami i opowiedzieć im co nie co o wigilii, żeby nie narobili nam siary, bo jak się domyślam, spędzę ją z nimi.
Szybko zadecydowałam, że Adam i Zack śpią u mnie tej nocy, więc będę miała czas opowiedzieć Adamowi co się działo, gdy mnie nie było i dlaczego tak dziwnie się w jego opinii zachowujemy.
Zapowiada się jutro ciężki dzień.
Machnęłam ręką do Petera, żeby się nachylił, ale nie spojrzał od razu, bo za bardzo wywracał oczami i próbował się ode mnie odwrócić. Zadecydował o obdarzeniu mnie uwagą dopiero, gdy Brendan nacisnął mu plecy.
— Ej — syknął do niego.
— Gdzie śpicie? — szepnęłam do Petera, ale podniósł brwi i nie odpowiedział — Poważnie pytam.
Chłopak zagryzł wargę i powrócił wzrok ignorując moje pytanie. Warknęłam zła. Narastała we mnie temperatura i zdenerwowanie, więc złapałam debila za fraki i szarpnęłam w swoją stronę.
— Nic się nie martw. — odpowiedział w końcu zirytowany zielonooki.
— A ubrania?
Nie uzyskałam odpowiedzi.
— Peter — warknęłam i zacisnęłam palce na jego koszulce.
— Ty, bo w łeb dostaniesz — syknął, a przez moje ciało przeleciał dreszcz złości.
— Gdzie śpicie? — wycedziłam przez zęby.
— Też się nie martw. — uśmiechnął się wrednie — i nie dotykaj mnie — strzepnął moje ręce i odsunął się wywracając oczami.
Także to zrobiłam.
***
Dochodziła pierwsza w nocy, a ja siedziałam już w pokoju z Zackiem i Adamem, układając im kołdry na łóżku. Miałam dwuosobowe posłanie, które było w stanie pomieścić naszą trójkę, ale w dużym ścisku, więc chciałam, żeby chociaż mieli swoje kołdry.
To przykre, że kiedyś spaliśmy na tym łóżku rozwaleni i miejsca było nawet za dużo.
— Wytłumaczycie mi w końcu o co chodzi? — spytał Adam siadając na krześle niedaleko mnie. Zack rozwalił się za to na biurku i założył ramiona za głowę.
— Ciężko będzie ci uwierzyć — westchnęłam
i poprawiłam poduszkę — Ułożę sobie wszystko w głowie pod prysznicem, dobra? Weźcie ogarnijcie się, Zack wiem, że jesteś głodny. W kuchni coś będzie, a ja idę się umyć i pogadamy za chwilę — poklepałam Adama Pompejach i wyszłam z pokoju kierując się do łazienki na końcu korytarza.
Weszłam do niej powoli i niemal od razu wskoczyłam pod prysznic.
Odkręciłam wodę i przekręciłam na gorącą. Byłam przeszczęśliwa, że mogłam w końcu rozpuścić włosy. W końcu miałam chwilę dla siebie i mogłam posiedzieć w samotności. W końcu mogłam odetchnąć i nie obawiać się, że jakiś Colton, czy Brendan wbiją mi do łazienki.
Wyrzuciłam gumki zsunięte z włosów poza prysznic i namoczyłam głowę oddając się przemyśleniom.
Jak wytłumaczyć szesnastolatkowi, że byłam na wyspie marzeń, odwiedziłam krainę czarów, walczyłam z piratami, jeździłam na smoku wodnym i pokonałam smoka ziemi. Jak mu powiedzieć, że byłam w osiemnastym wieku, porwały mnie syreny, a także, że chyba się zauroczyłam. Jak mu wytłumaczyć moje różowe włosy i nowych znajomych?
Postanowiłam po wstaniu jutro, ogarnąć się, a później umówić z chłopakami. Jeszcze nie miałam pojęcia jak, bo nie wydawało mi się, żeby mieli telefony, ale jakoś to na pewno będzie. Ciekawe też, gdzie się zatrzymali na noc.
Później chciałam umówić się z nimi na miasto, wyjaśnić zasady wigilii, może coś kupić i chociaż odrobinkę zaczerpnąć słodkiej normalności, za którą nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że zatęsknię.
Uczucie czystych pachnących włosów było przecudowne, więc umyłam jeszcze ciało i twarz. Mimo, że byłam gotowa do wyjścia i powrotu do pokoju, to i tak pod prysznicem było tak miło, że ani mi się śniło go opuścić.
***
Zacisnęłam pas szlafroka i umyłam twarz, a później zęby.
Wytarłam buzię, spojrzałam w lustro i dopiero wtedy się sobie przyjrzałam.
Opadła mi szczęka, a serce jakby zwolniło. To samo stało się z tętnem i czasem. YWyglądałam zupełnie jak inna osoba i nie miałam pojęcia czy się cieszyć, czy zacząć płakać w kącie.
Pierwszą sprawą, która przykuła moją uwagę, były moje oczy. Przed porwaniem były zielone, lekko wyblakłe i jakoś bardzo się nie wyróżniały. Teraz za to przybrały niesamowicie intensywny odcień. Stały się podobne do tych od Petera. To mnie przerażało, bo nie chciałam mieć z gnojkiem nic wspólnego. Jednak były tak niesamowicie intrygujące, że miałam ochotę nachylić się nad odbiciem i przeanalizować każdy element tęczówki.
Kolejne były piegi. Namnożyły się. Z kilku biedaków na nosie, stworzyła się na nim armia i druga na policzkach. Wciąż były subtelne, jednak w znacznie większej ilości.
I opalenizna. Bardzo się opalałam na moich długich i niesamowicie oderwanych od rzeczywistości wakacjach.
Ponadto zarysowały mi się policzki, brwi nabrały nieco bardzo wrogiego kształtu, a oczy wyciągnęły się w lekko koci efekt.
Tak drobne zmiany sprawiły, że moja twarz się bardzo różniła.
Dopiero wtedy zauważyłam, że moje włosy z powrotem stały się blond. Po różowym nie było śladu.
Zmarszczyłam brwi zupełnie zbita z tropu.
Złapałam za jedno pasmo i spojrzałam na nie bez pomocy lustra.
Poczułam się bardzo dziwnie. Straciłam tak dużo. Wspomnienia, semestr, starą buzie i teraz do tego różowe włosy?
To był jakiś koszmar.
Zdałam sobie sprawę, że nie mogę być w dwóch miejscach i muszę podjąć decyzje.
Tylko ja nie miałam zielonego pojęcia gdzie zostać.
Związałam włosy w koka i zagryzłam wargę.
Nałożyłam jakiś krem, posmarowałam usta balsamem i wyszłam z łazienki pociągając nosem.
Cały dom już dawno spał, a w ścianach i wokół mnie dudniła przeszywająca cisza, co było nie do zniesienia. Zawsze bałam się, że w tak błogim stanie braku jakichkowiek dźwięków, usłyszeć coś okropnego na przykład kroki, czy jakiegoś potwora. Na palcach dotarłam pod mój pokój i z największą, choć niewielką gracją, na jaką było mnie stać, otworzyłam drzwi.
Niemal od razu wskoczyłam na łóżko, jęcząc w nie przeraźliwie.
— Idę się myć — zadecydował Zack, ale nieoczekiwanie złapałam go za nadgarstek i szarpnęłam tak, że upadł ciężko obok mnie.
— Byliśmy w Nibylandii, Adam — usiadłam na materacu i zacisnęłam wargi w jedną linię. Zack także się zmieszał i zagryzł policzek od środka.
W tamtym momencie chciałam, żeby to wsyztsko było snem. Moim największym pragnieniem było po prostu zniknąć i niczym się nie przejmować, niczym nie martwić.
Jak Peter.
Matko, jaki on musi być szczęśliwy.
Adam patrzył na nas tak długo, że aż sama się zmieszałam i cały mój impuls chwili mnie opuścił. Włącznie z pewnością siebie.
— Wendy... — westchnął blond i przetarł oczy. — Nie rób ze mnie idioty. Bierzesz coś? — spytał zupełnie poważnie, przez co zmarszczyłam brwi. Jak mógł mnie podejrzewać o narkotyki?
— Nie biorę. Wiedziałam, że nam nie uwierzysz. — wywróciłam oczami.
— Ona ma rację. Przez ostatnie dwa tygodnie walczyliśmy z dwoma smokami, byłem nawet syrenem... — zaczął Zacka, ale tu się zaciął, a głos mu zadrżał na myśl o Arielce. — ...widziałem najprawdziwszych piratów, latałem pod niebem i...
— Zack, nie pomagasz — przerwałam mu widząc minę Adama. Chłopak otworzył usta i patrzył na nas jak na zupełnych idiotów. Zamrugał pare razy i odsunął się.
Wypuściłam powietrze ze świstem. Żadne słowa nie mogły kogoś przekonać do rzetelności tych wszystkich magicznych zdarzeń.
— Słuchajcie. Możecie mi wszystko powiedzieć. Macie kłopoty? Ja wam pomogę. To dragi, prawda? — spytał blondyn z uniesionymi rękami. — A ci chłopcy, co tu byli i ta jedna dziewczyna, to jacyś dilerzy?
— Aha, nastoletni dilerzy — prychnął Zack.
— Adam, jak mamy ci to udowodnić? — westchnęłam. Sytuacja była beznadziejna i powoli traciłam nadzieję na jej pozytywne zakończenie. Robiło mi się smutno. — Poczekajmy do jutra. Może Peter będzie miał pomysł — uśmiechnęłam się smutno — Teraz i tak nic nie wskóramy — położyłam głowę na poduszce i otulilam się kołdra aż pod sam nos.
Adam stał tak chwilę i patrzył ma nas składając ręce przy nosie jak do modlitwy. Najwyraźniej poważnie się o nas martwił, a przecież ja spełniłam marzenie, a nie uzależniłam się od heroiny.
— Kim jest Peter? — spytał, na co westchnęłam, więc zrezygnował z ciągnięcia tematu — Dobranoc — nachylił się nade mną i pocałował w głowę, jak to robi od drugiej klasy. Zack zbił ze mną piątkę przed snem. Przytyłam na nich chwilę, a obraz powoli stawał się czarny.
Jak to możliwe, że straciłam tyle miesięcy. Tyle wspomnień i zdarzeń. Tyle czasu...
Przed nosem przeleciał mi czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień...
chwila moment...
Przeleciał cały sierpień!
— O BOŻE MAM SZESNAŚCIE LAT!!! — ryknęłam na cały dom z tłukącym się sercem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema!
Przed nami jeden rozdział o mieście, a następny już pokaże nam akcje z wigilii.
Czujecie magię świąt? Jak się czujecie w domach?
Kiedy macie wigilię klasową? Jak się odbywa u Was?
I teraz tak zupełnie szczerze. Tu nikt nie przychodzi. Nikt Was nie zamknie, ani nie sypnie.
Jakie plany na sylwestra? 😂👯♀️🥳
Całuski
Zosia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top