77 | „Tęskniliście?"

Wendy P.O.V.

Złoty pył opadł na moje ramiona i głowę otaczając je magią, która niemal natychmiast poderwała mnie samodzielnie do góry.

— Ale czad! — lekkie myśli opanowały moje ciało ogrzewając je. Zapomniałam o jakimś Williamie, smoku i takich tam pierdołach.

Ja latałam!

Boże latałam!

Zamknęłam oczy i podekscytowana nabrałam głęboko powierza. Uciekliśmy. Teraz już będzie z górki. Skierowałam roziskrzone spojrzenie na królewskie rodzeństwo, a widok ich położenia sprawił, że odpłynęła mi krew z twarzy.

Nie będzie z górki.

Dwójka braciszków naszych ulubionych wzbiła się w powietrze i szybowała na pełnych obrotach w naszą stronę.

— Co?! CO TO JEST?! — skomentował głośno Peter i rzucił się do ucieczki wraz z kilkoma Zaginionymi Chłopcami. Przymknęłam oczy i również poleciałam w ich ślady.

Nie umiałam latać, ale mimo wszystko jakoś mi to szło. Chwiałam się i ledwo trzymałam w powietrzu, ale sunelam w stronę Petera. Okazuje się jednak, że nie urodziłam się z talentem do szybowania w powietrzu, bo w końcu zlitował się Felix i wzial mnie pod swoje skrzydła trzymając za rękę.

— Przed nami długa droga — zaśmiał się, na ci zmierzyłam go ostrym spojrzeniem i szarpnęłam dłonią wyrywając ją z uścisku.

Spojrzał na mnie zdziwiony, a później gdzieś nad moją głową i obdarzył mnie pospieszajacym wzrokiem.

— Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś zdrajcą? Miałeś nadajnik — warknęłam.

Na moje słowa nabrał głośno powietrza i zacisnął wargi martwiąc się o nasz czas. Bez przerwy zerkał za mnie.

— Proszę, porozmawiajmy o tym później. Nie chcę, żeby zeżarł cię jakiś potwór.

Prychnęłam.

— Czemu miałabym ci wierzyć? Może chciałeś mnie zabić?

— Niby po co?! — odpowiedział już zdenerwowany.

Może i coraz szybciej zbliżała się nasza prawdopobna egzykucja przez mojego niedoszłego męża i jego brata, ale chcialam z nim to załatwić.

— Nie wiem. — wzruszyłam ramionami. Właściwie miał racje. Nie pocałowałam go w sumie, ale to chyba nie jest powod do chęci mordu. Poza tym to było już dawno po zdradzie. Może o czymś nie wiem? Do tego zdrajca chciał zabić nie tylko mnie, ale i Zaginionych Chłopców. Mógł miec też grube porachunki z nimi, a ja zwyczajnie i standardowo nie jestem wtajemniczona?

— Lećmy proszę. Nie odejdę stąd bez ciebie i bez pewności, że nic ci się nie stanie. Dlatego proszę cię dokończmy tą rozmowę później. Oboje żywi. — odpowiedział twardo, ale w jego głosie wyczułam szczere intencje.

Zacisnęłam wargi i pokiwałam nieśmiało głową. W tym samym momencie poczułam powiew wiatru na plecach, który nasuwał opcje zamachnięcia się jednego z braci.

— Chodź. — Felix złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w stronę chłopców.

Dziwna sytuacja.

Z szarowłosym nie jesteśmy parą, ale czuję się, jakbym go zdradziła. Do tego i tak nie chciałabym być w związku, już pomijając czy z nim, czy z kimkolwiek. Co tego PRAWIE prawie go zdradziłam. A do tego z wrogiem. Do tego naruszając uczucia mojej koleżanki. Do tego Felix nic o tym nie wie. Do tego nikt o tym nie wie oprócz mnie i Petera. No pewnie Ceddar też, bo zapewne o to się wkurzyła. Nie dziwię się jej.

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji.

W tamtym momencie zarządziłam zakaz JAKIEGOKOLWIEK kontaktu z Peterem, który nie jest konieczny.

W napoju była Ostrega coś tam, przez co nie moglibyśmy latać. Może była to wersja alkoholu bezalkoholowego?

Mam nadzieję, że nie. Czułabym się bardzo źle, gdybym się napiła. Ale przecież Peter jest największym dzieciuchem tego świata i w zyciu nie napiłbylby się używki.

PRZESTAN JUŻ O TYM PETERZE

WIEM, PRZEPRASZAM!

MAM NADZIEJĘ! JESZCZE JEDNO SŁOWO O NIM, A PO TOBIE!

Poczułam pieczenie na plecach, przez co momentalnie złapałam za nie. Spojrzałam na własne dłonie umazane czerwoną cieczą.

Boże.

I to wszystko przez niego.

— Wendy! Szybciej! — Felix szarpnął mnie na jakas z chmur i po dłuższym czasie znalazłam się obok Alexa i Ethana. Wściekły William skakał po chmurach w naszym kierunku, a jego brat Blade próbował go prześcignąć.

To wszystko, bo nie chciałam za niego wyjść?

Wpatrywałam się w biegnącego w moją stronę blodnyna bez korony tym razem i mimo szarpania, oraz ponaglania do ucieczki przez Felixa, wisiałam tak w powietrzu i czekałam na niedoszłego męża.

— Zostaw mnie. Poradzę sobie. — powiedziałam stanowczo do szarowłosego.

— Nie wygłupiaj się. Wiesz, że cię nie zostawię. Proszę chodźmy stąd.

Nie zareagowałam, więc chłopak z głośnym stęknięciem wyjął pistolet i stanął obok mnie.

— Idiotko! Co ty odwalasz?! — pokazałam jedynie środkowy palec Peterowi.

William był już niedaleko. Nie wiem co mną kierowało. Czasami wyłącza mi się mózg i robię coś, co obiektywnie jest zupełnie bezsensowne ale mi w takim momencie wydaje się genialnym pomysłem.

— Ej! Will! — wrzasnęłam, na co wszyscy chłopcy spięli się, a Peter zaczął na mnie bluźnić. Książę zatrzymał się na chwilę i wbił we mnie oczekujące spojrzenie — Nigdy za ciebie nie wyjdę i gwarantuję ci, że jeśli nie zmienisz swojego zgniłego charakteru, to nie znajdziesz żony, a niewolnicę prędzej. Z takimi, jak ty trzeba krótko. Albo się uczysz, że ludzie nieważne jakie mają poglądy, kogo kochają, jak wyglądają i jakiej są płci, sa tacy sami. Albo starzejesz się jako zgrzybiały król, którego nikt nie lubi. — momentalnie rzucił się wściekły w moją stronę, przez co Felix położył rękę na moim brzuchu i odsunął za siebie próbując chronić. Nie nie nie, ja nie skończyłam. — Zabijesz mnie? Bo powiedziałam ci prawdę? — syknęłam.

Warknął i podszedł do nas, a Blade stanął za nim w eskorcie.

Wyjęłam z pasa dyskretnie nóż i powoli zacisnęłam na nim palce.

— Takie, jak ty powinny skończyć w rynsztoku — powiedział beznamiętnie. Stał może pół metra ode mnie. Nigdy nie byłam tak blisko potwora. Głos po przemianie brzmiał o wiele bardziej przerażająco. Był nienaturalnie niski, a z gęby jechało mu gorzej, niż z publicznego kibla — Daj znać, czy jest tam przyjemnie — zamachnęłam się i wbiłam w jego tors sztylet. Nie było to wprawdzie łatwe, bo miał bardzo grubą skórę, ale wiem, że zabolało, bo zakaszlał i otworzył usta.

Spodziewałam się, że spadnie z chmury i kopnie w kalendarz, ale on za to powędrował dłonią na rękojeść broni i zacisnął na niej palce.

Powoli wyjął narzędzie z rany z warkotem.

Otworzyłam szeroko oczy.

— Czym ty jesteś — szepnęłam bardziej do siebie, ale rzuciłam sie do ucieczki, bo William zarył godnie tygrysa, czy jakiegoś smoka.

— Świetnie to wymyśliłaś. — syknął sarkastycznie Peter, gdy dotarliśmy do reszty Zaginionych Chłopców.

— Dobrze powiedziała. — wtrącił Felix, a reszta się z nim zgodzila. Nie posłałam zielonookiemu wrednego spojrzenia, bo obiecałam sobie, że ograniczę z nim kontakty. 

— Blade na szóstej! — wydarł się nagle Matt. Momentalnie wszyscy chłopcy wyszarpali broni z pasów, a ja instynktownie sięgnęłam do shirukanów. Raz ich użyłam i poszło w miarę w porządku. Nie myśląc wiele rzuciłam jednym z nich, ale minął się z wrogiem i zniknął między chmurami. Miałam nadzieję, że chłopcy tego nie widzieli, bo wyglądało na to, że mam zeza w kwestii cela*.

Jakby to nie była prawda, Wendy.

Cicho, Wendy.

Rzuciliśmy się do ucieczki, leciałam naprawdę dobrze i szokowało mnie to, że jakoś sobie radziłam, skoro wcześniej nie zapowiadało się na jakiekolwiek moje unoszenie w powietrzu.

— Przecież nie można uciekać w nieskończości — stwierdził Brendan podczas lotu w grupie. Obejrzał się za siebie i z niezadowoleniem stwierdził, że wrogowie siedzą nam na ogonie.

— Jak nie? Całe życie uciekam przed problemami i jak narazie jest super — podsumował Peter, przez co zaliczył kilka rozumnych spojrzeń. — Walczymy — zarządził w końcu wzdychając przeciągle.

Rozstawiliśmy się na chmurach wyciągając broni. Blade ruszył na chłopców, ale nie zdziwiłam się, gdy William skierował się w moją stronę lecąc.

— Znowu próbujesz mnie zabić, tak? — warknęłam. Wokół panowały odgłosy walki, które wydawali brat książę i moi ziomale.

— Oczywiście, że tak. Jesteś śmieciem do ukatrupienia. Nie masz szans — zaczął iść w moją stronę, prze co ja cofnęłam się nieznacznie i sięgnąłem po rewolwer do pasa.

Nie mogłam powiedzieć że się nie bałam. Przy tym było mi przykro, bo sądziłam, że William ma staroświeckie poglądy, ale nie myślałam, że jest potworem i w środku i na zewnątrz.

Serce kołatało mi w piersi, a tętno wygrywało energiczne melodie w uszach.

Wyjęłam broń, ale Felix szarpnął mnie i odleciał ze mną wyżej z daleka od zagrożenia.

— Hej! — krzyknęłam pretensyjnie.

Zmierzył mnie spojrzeniem, a wtedy chłopcy zaczęli atak. Alex co prawda powoli wycofał się i położył na jednej z chmur, gdzie miał bezpieczną miejscówkę. Brendan i Colton za to ubrali kastety i ruszyli pewnym siebie lotem w stronę Blade'a. Peter zawisnął w powietrzu i z uniesionymi brwiami obserwował rozwój sytuacji. Za to Ethan odpierał atak Williama, który odszedł od nas. Matt się do niego skradał w celu ataku, a Zack stał niedaleko i szczerze nie wiedział co zrobić.

Rozejrzałam się i postanowiłam postawić do pionu Alexa. Wyrwałam się Felixowi i poleciałam w stronę blondyna. Latanie wciąż określałam, jako zupełnie nową i niesamowitą sprawę. Tyle razy mówiono o tym, że jest to cel ludzkości. A ja go osiągnęłam i to bez większego wysiłku.

Skoczyłam i po dwóch susach wylądowałam na mięciutkiej niczym dywan chmurce.

Właśnie tak wyglądała scena w filmie „Piotruś Pan".

Jakie to było niesamowite. Siedziałam na chmurze.

Alex P.O.V.

— Podnieś się stary. Bo zginiemy — mruknęła Wendy, która nie wiedzieć kiedy, pojawiła się obok mnie.

Obserwowałem co się działo. Peter wciąż chwilówka, ale Brendan, Colton i Matt zaciekle walczyli z Williamem. Blade obrywał od Felixa, Ethana i Ceddar. Zack'a, który jedynie trzymał nóż mogłem wyliczyć.

Nagle mija strona wyjęła sztylet i złapała sie ramion potwora. Przeskoczyła przez nie na plecy i nie zastanawiając sie wbiła broń w plecy Blade'a. Trzymając się rękojeści, zjechała razem z narzędziem po księciu.

Potwór wrzasnął przeraźliwie i zaczął momentalnie miotać się z bólu.

Wystraszyłem się, gdy złapał moją siostrę i rzucił nią pod siebie tak, że przeleciała obok chmury i spadła znikając mi z pola widzenia.

Zanim zdążyłem się podnieść, do boju ruszył rozwścieczony Brendan, który zacisnął palce na kastecie i przywalił Williamowi w twarz z takim impetem, że zobaczyłem wypadające zęby, a potwór zgiął się w pół. Brunet zaserwował mu drugiego kopniaka i wyskoczył, po czym z obrotu skopał go po głowie.

Książę upadł na chmurę z głośnym rykiem bólu.

No na takiego chłopaka, to ja się zgodzę dla Ceddar.

Rzuciłem się w stronę, w którą spadła. Wyminąłem miejsce bitwy zostawiajac za sobą zszokowaną wydarzeniami Wendy, wskoczyłem do dziury w chmurze po mojej siostrze.

— Ceddar? — zapytałem. Widziałem ją. Leżała kilka obłoków niżej. Podszedłem do niej powoli. Trzymała się za kostkę i jęczała z bólu pod nosem. Przy czym bluźniła na książęta.

— Dobrze, że za niego nie wyszłam. — podsumowała — Chyba mam kontuzje.

Nagle usłyszałem za sobą krzyki, ale nie zwróciłem na nim uwagi. Nasilały się, ale zignorowałem je sądząc, że to chłopcy walczyli z braćmi. Nachyliłem się nad Ceddar i złapałem jej stopę w ręce.

Dopiero jej twarz sprawiła, że odwróciłem się zaniepokojony.

W moja stronę biegł wściekły William z uniesioną ręką. Nie miałem szans uciekać nawet. Schowałem się za Ceddar i zapiszczałem czując zbliżającą się smierć.

Nagle usłyszałem trzask. Otworzyłem oczy nie czując bólu. William stał jeszcze przede mną, ale jego głowa była wykrzywiona i nienaturalnie położona.

Mężczyzn runął w dół z chmury, pokazując widok za sobą. Peter miał uniesioną rękę, krórą wlansie cofał.

Od zawsze najbardziej uwielbiał ukręcać karki. Bo to szybkie, wygodne i łatwe.

— Alex, czas na trening — wysapał.

Pokiwałem głową. Trzeba mu było przyznać rację. Na ćwiczeniach jakoś się przeciskałem udajac sprawnego, ale tak naprawdę nie wiem skąd mam ten sześciopak, bo w sporcie jestem beznadziejny, uwielbiam jeść i spać.

Trening sie przyda.

— Nie zapominajcie, ze zwykle bliźniaków jest dwójka — odezwał się Brendan i pociągnął Petera, a nam gestem nakazał wstać.

Nachyliłem się nad Ceddar. Nie mogłem jej zostawić.

— Coś jej jest — mruknąłem i kucnąłem przy niej. Peter momentalnie rzucił się w naszą strone i złapał delikatnie jej kostkę. Lśniąca opalona skóra odbijała światło księżyca, a twarz siostry rozjaśniła się patrząc na zielonookiego.

Syknąłem widząc jej stan. Kostka była zupełnie sina i spuchnięta, a przy tym wyglądała bardzo nienaturalnie i aż mnie zemdliło.

Podniosłem się i zasłoniłem usta podnosząc się. W każdym momencie mogłem zwrócić jedzenie z balu.

— Bierz ją, biegiem! — wrzasnął Ethan, a Peter zmierzył go spojrzeniem spod byka.

— Czsmu ja? — zapytał z pretensjami.

— Bo jesteś najbliżej! — argument ponurego blondyna, okazał się najwyraźniej niepodważalny, bo Peter wziął moją siostrę na ręce i rzucił się do ucieczki.

Wszyscy biegliśmy w jedną stronę watahą i chcieliśmy uciec jak najdalej. Wściekły Blade chciał pomścić morderstwo brata z takim szaleństwem chęcią mordu w oczach.

Brendan się potknął, a Ceddar jęczała ciagle z bólu.

Skrzywiłem się. Znowu trzeba uciekać. Wendy sięgnęła do grubego pasa, a Peter podniósł rękę z powoli wytwarzająca się magią. Matt zaopatrzył się w nóż, Colton i Brendan mieli kastety, Felix pistolet, a Zack nie włączył się za bardzo.

Blade będący dosłownie za nami, podniósł rękę i zamachnął się.

Wszyscy odwróciliśmy się do niego i cofnęliśmy, chociaż niewiele mogło to dać.

Kiedy jego dłoń niemal dotknęła Matta, a właśnie miala się rozegrać krwawa masakra, nagle zakaszlał. Zakaszlał krwią. Przyjrzeliśmy się mu zdezorientowani. Osłabł na twarzy. Obejrzałem wzrokiem całe jego i znalazłem problem. Miał miecz wbity na wylot w klatkę piersiową.

Jak mogłem tego nie zauważyć ja się pytam.

Blade runął w dół przecinając dziury w chmurach. Wszyscy zwrócili się w stronę, po której stała tak bardzo pomocna nam osoba, która zamordowała Blade'a.

Jasna cholera.

Śliczna dziewczyna chowała miecz marszcząc nos. Długie platynowe włosy z licznymi błękitnymi pasemkami. Fioletowe liliowe oczy świdrowały wszystkich. Policzki były idealnie gładkie, bez żadnej skazy. Srebrna sukienka i zbroja powiewała na nocnym wietrze, a zdrowe włosy zostały związane w małego koka na środku głos.

— Ash? — spytał Peter. Wymieniłem spojrzenia ze zrezygnowaną i dosłownie załamaną Ceddar. Potem  spojrzałem na Wendy, która nie wyrażała sadnydh emocji. praca

Peter był dzieckiem. Wszyscy nimi byliśmy. Głupie dzieciaczki.

Miał serce niemal z kamienia, ale Ash, to była jedyna dziewczyna, która chyba minimalnie ledwo zauważalnie mu się lekko podobała.

— Tęskniliście? — odezwała się swoim zachrypniętym głosem.

I dlatego robi się grubo.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema

Wiem, że się spóźniłam i to bardzo. Przepraszam :(

Wiecie co, zdałam sobie sprawę, że Wattpad jest trochę jakby pracą. Trzeba pracować bo cie ktoś o to prosi itp. Tylko bardzo przyjemną i cudnie płatną przez komentarze 🤪🤪❤️

Wiem, że na chmurze chyba nie można leżeć i siedzieć, ale stwierdziłam, że to moja książka. Nie będzie mi jakaś fizyka dyktować co mam pisać. Pf.

Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top