75 | „Nie mogę latać!"

Wendy P.O.V.

Wyleciałam z okna licząc chyba na cud. Nie nauczyłam się ani latać, ani nie robić sobie krzywdy przy upadku z kilkuset metrów.

Momentalnie grawitacja szarpnęła mnie w dół, przez co serce nienaturalnie mi przyspieszyło. Krzyknęłam starając się złapać czegokolwiek, ale upadek był przesądzony.

Nie poddawaj się.

Głos w głowie zadecydował o moim losie. Rzuciłam się do ściany. Nad kierunkiem latania, a bardziej spadania można zapanować, ale wyglada to, jakby się pływało.*

Doleciałam do ściany zamku i jak najszybciej spróbowałam złapać się wystającego kamienia z niej. Próbowałam sie zaczepić, ale użyłam samej ręki i grawitacja pociągnęła mnie w dół zostawiając dłoń, przez co omal jej nie złamałam.

Serce waliło mi w piersi i przyprawiało o uderzenia gorąca. Nieopisane wręcz było moje przerażenie, gdy z takim tempem spadałam prosto na kamienny dziedziniec.

Rece mi sie trzęsły, ale trzeba się było zmotywować. Albo pobawimy się w spidermana, może polamiemy wszystkie kończyny, albo zmienimy się w rozgniecionego robaka na dole.  

Całym impetem skoczyłam na ścianę, wbiłam się nogami i złapałam rękami dwa wystające głazy.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz satysfakcji.

Ale oddech wcale mi się nie unormował, a tętno nie uspokoiło. Wisiałam na kilkuset metrach, a wokół nie było miejsca, gdzie mogłabym sobie stanąć i bezpiecznie odpocząć.

Nabrałam głęboko powietrza.

Nie patrz w dół. Nie patrz w dół.

Spojrzałam w górę. Ale to też nie było zbyt dobre, bo zakręciło mi się w głowie.

Nagle z okna wyleciał Alex, który zamiast zawisnąć w powietrzu zaczął lecieć w dół z głośnym wrzaskiem. 

Co się dzieje??

— Złap się ściany! — krzyknęłam.

— Niby jak?! — odkrzyknął Alex, ale rzucił się w stronę sciany i wbił w nią palce. Zaczął sunąć w dół po niej z zawrotną szybkością i już byłam pewna, że przywali we mnie, gdy zatrzymał się jakiś metr nade mną.

Odetchnęłam z ulgą, ale wcale jej nie poczułam. Wisiałam na kamieniach na kilkuset metrach, a mankamenty wystające ze ściany nie wyglądały na takie, co mogłyby utrzymać sześćdziesiąt kilo za długo.

— Dlaczego nie poleciałeś?! — krzyknęłam do Alexa.

— Nie wiem! Ni dało się! Jakby coś... — zaczął, ale przerwał mu Colton, który wskoczył z okna. Zaraz po nim pojawił się Brendan, a później Matt z Ethanem.

Chłopcy chwile przejęci jeszce byli zdarzeniami ma parkiecie, ale szybko pojęli, jak bardzo coś jest nie tak. Momentalnie zaczeli lecieć w dół z wrzaskiem. Brendan szybko się połapał i złapał niedaleko okna i natychmiast pochwycił Coltona. Matt chwilę wrzeszczał, ale w końcu udało mu sie złapać nieco poniżej mnie.

Co się dzieje??

— Leć! — usłyszelismy jeszcze z wewnątrz zamku, a niemal natychmiast za okno wyleciała piszcząca Ceddar. Po niej wyskoczył roześmiany Peter.

— Cholera jasna co jest?! — momentalnie zaczaił, że nie potrafi latać i złapał się ściany.

Następni byli Felix z Zackiem, ale oni sobie jakos poradzili. Gorzej Ceddar.

Spadała z głośnym wrzaskiem i najwyraźniej nie umiała zaczepić się ściany.

Rozejrzałam się. Dziewczyna szybkim tempem zaczynała zbliżać się do mojej wysokości.

Myśl myśl Wendy.

Z opowieści Petera i moich doświadczeń z nienaturalnie szybko gojącymi się ranami wynikało, że jestem nadnaturalną postacią.

Nadnaturalną.

O mój boże.

Mogłam coś zrobić. W razie czego obie skończymy na dziedzińcu jak rozgniecione drożdżówki.

Czekałam w napięciu na moment, aż dotrze do mojego poziomu. Serce mi waliło. Tak wiele ode mnie zależało.

Gdy zbliżyła sie z rykiem, nie myśląc noc wysunęłam się i złapałam ją za rękę. Szarpnęło mnie w dół i poczułam, jak moje wszystkie mięśnie się napinają. Szczęście, że nie mam leku wysokości.

Ceddar krzyknęła jeszcze głośniej i spojrzała na mnie. Myslalam, że uśmiechnie ziś z wdzięcznością, ale ona zrobiła to w bardzo sztuczny sposób i szybko wciągnęła się pode mnie.

Właśnie uratowałam cię przed śmiercią.

HALOOO

Na ten gest zmarszczyłam brwi. Niby mała rzecz, ale sugerowała, że brunetka ma do mnie o coś żal.

— Co robimy?! Co się dzieje?? — krzyknął Brendan.

— Nie wiem! Nie mogę latać! — odkrzyknął Peter. Nie widziałam żadnego z nich. Wzrok utkwiłam w ścianie przed sobą. Przerażała mnie wizja dołu, jak i góry. Dyszałam ciężko i nie zapowiadało się na to, żebym w najbliższym czasie miała się uspokoić.

— Czemu mielibyśmy nie umieć latać? — Colton zabrał głos.

— Nie wiem, ale radziłbym się pospieszyć, bo zaraz może tu być wściekły William — Matt miał świętą rację. Nasze życie wisiało na włosku.

— Gdzie idziemy? Nie chcę tu tak wisieć — jęknęłam nie odrywając wzroku z przed siebie.

— O, księżniczka idealna się odezwała. To podziel się z nami twoim genialnym pomysłem — warknął Peter, co poznałam po tonie i sposobie wypowiedzi.

— Zamknij ryj. Nie chce mi się z tobą użerać. Musimy się gdzieś przenieść, bo mi zaraz ręce odpadną — na moją odpowiedź Peter nie udzielił własnej, oprócz pogardliwego prychnięcia.

— Co robimy? — jęknął Matt.

— No teraz, to już tylko uciekamy — odpowiedział Peter — Dobra. Widzę tam dach. Musimy się wdrapać. Musieliśmy wypić coś z Ostręgą Mordowczą — powiedial sookojnie o sadząc po dźwiękach, pomaszerował w bok.

— Może to był ten dziwny napój? — zapytał Zack.

Zmarszczyłam brwi. A ja go piłam w hektolitrach.

— Ty, serio! Wiedziałam, że znam ten smak. Cholera czemu teraz, nie wtedy... — szepnął zirytowany wydarzeniami Felix.

— Dobra nie użalajcie się nad sobą. Prawdopodobnie to było to. Do góry! — krzyknął Peter.

Niemal natomiast usłyszeliśmy trzask, a z okna powoli zaczynał się gramolić William, co zauważyłam z romantycznego widoku spomiędzy nóg Alexa. 

Jasna cholera.

To jest jakieś combo nieszczęść.

— Wiać! — krzyknął Brendan, a reszta momentalnie ruszyła w lewo, gdzie znajdował się podłużny dach jednej z części zamku.

Nie zastanawiając się, rzuciłam się do ucieczki. Jakkolwiek niebezpiecznie by to nie było, trzeba walczyć o siebie. Odbiłam się z kamienia wystającego że sciany, przeskoczyłam na kolejni i zaciskając powieki że strachu przełożyłam nogę. Miałam już bardzo niedaleko.

Peter znalazł się już bezpieczny na miejscu, a za nim paru chłopców. William zaczął schodzić w naszą stronę, a za nim druga bardzo podobna do niego istota.

Podwójny problem. Super.

Wskoczyłam na dach i ruszyłam biegiem przed siebie. Alex wystartował chwile po mnie, ale nieoczekiwanie usłyszałam za sobą jęk, uderzenie czegoś o ścianę i pociągnięcie nosem.

Odwróciłam się. Jak się spodziewałam, Ceddar nie umiała się wdrapać, była już zupełnie blada, a rece trzęsły jej się jak u chorej osoby.

Podbiegłam do niej i wystawiłam rękę w geście pomocy.

Zakaszlała i spojrzała na mnie wrogo. Nie chciała wziąć pomocy.

— O co ci chodzi? Wchodź, William cię dopadnie! — krzyknęłam łapiąc jej przedramię. Wyrwała je chwiejąc się na nogach, ale nie odepchnęła mnie.

— Nie chcę twojej pomocy, nie rozumiesz?! — wrzasnęła. Książę znajdował sie kilak metrów od niej.

Czas uciekał, chłopcy się oddalali, a my zostałyśmy tutaj i nie możemy dość do porozumienia.

Wiedziałam, że się nie zakumplujemy. Za bardzo jest skąplikowana.

— O co ci...

Alex przerwał mi wciągając siostrę na dach w trybie natychmiastowym
— Biegiem!

Nie ociągając się, do czego zmotywował mnie zbliżający sie William z zielonym towarzyszem, ruszyłam pędem wzdłuż dachu. Stare dachówki trzeszczały mi pod stopami, a zachodzące słońce oświetlało wszystko w dość przyjazny i ułatwiający pościg sposób.

— Co robimy!? Nie możemy uciekać w nieskończość! — krzyknęłam.

— I tak nie zrozumiesz! — prychnął Peter.

— Trzeba pozbyć się Ostręgi Mordewczej, czyli płynu uniemożliwiającego latanie! — odpowiedział w północy Brendan.

— Dzięki — odpowiedziałam. Ale nie miałam zielonego pojęcia o czym mówili.

~~~~~~~~~~~~~~~
Siema królowe👸

Dzisiaj ekstremalnie krotki rodzial hahah. Ale to tyle, co potrafie z siebie wycisnąć. Tragiczna wene dzisiaj mam.

Raczej jutro bedzie nowy rozdział (znaczy już dzisiaj) o normalnej długości. Ten brak fajnej autokorekty doprowadza mnie do szału.

Całuski i do juta (dzisiaj już)
Zosia ❤️

* Nad kierunkiem latania, a bardziej spadania można zapanować, ale wyglada to jakby się pływało. nie próbować w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top