29
— Chcielibyśmy się dowiedzieć jak stąd wyjść — Brendan dołączył do rozmowy stając obok Davida.
Staruszek zamrugał pare razy i spojrzał na na nas niezrozumiale
— Ledwo przyszliście, ale jeśli już chcecie wyjść, to drzwiami raczej.
Prychnęłam cicho widząc, że chłopcy totalnie sobie nie radzą. Sama podeszłam do wodorostów i zaczęłam się nimi bawić. Nagle cała sytuacja wydała mi się śmieszna i musiałam zasłonić usta by nie wybuchnąć śmiechem. Zielony wodorost zaczął mnie ciagnąć za ucho i obtaczać moją szyję, ale w porę Zack odciągnął mnie od niego.
— Co ty robisz? — szepnął pretensyjnie.
Spojrzałam na niego niezrozumiale. Ja się tylko bawię
— O co ci chodzi? — zaśmiałam się cicho.
— Masz fioletowe oczy — powiedział wprost Zack.
Zmarszczyłam brwi, a on nagle uspokoił się.
— Już nie. Pewnie mi się zdawało — odwrócił się w stronę rozmowy chłopców i poklepał mnie po plecach.
Mam nadzieję, że mu się wydawało. Chyba muszę się dokładniej przyjrzeć temu, co zrobiła mi królowa. Na ten moment jednak nie chciałam sobie zaprzątać tym głowy i również wzięłam udział w konwersacji.
— W sensie z krainy syren? — zapytał staruszek po paru minutach rozmowy, gdy w końcu zrozumiał aluzję.
— Tak — westchnął Peter przecierając dłonią twarz.
Staruszek zawiesił się na chwilę i posłał nam smutny uśmiech
— Dobrze że trafiliście do mnie. Nie powinienem wam nic mówić, bo prawdopodobnie to jest Wendy Darling — pokazał na mnie palcem, a wszyscy skierowali spojrzenia na mnie — A o niej teraz jest bardzo głośno. Królowa Cię szuka — skierował się do mnie — Jak się ktoś dowie, to jestem martwy. Ale chyba mogę wam pomóc.
Odetchnęłam z ulgą, mimo iż słowa staruszka o królowej mnie bardzo zaniepokoiły. Królowa mnie szukała i nie spocznie dopóki nie znajdzie swojego powerbanka mocy i dziewczynki, która w tylko jej oczach wcale nie jest groźna.
— Co musimy zrobić? — zapytałam odchodząc do Felixa, który stał po lewej stronie lady.
Staruszek rozejrzał się nerwowo, po czym podszedł do szyby zajmującej całą ścianę od strony ulicy
— I tak miałem niedługo zamykać — mruknął do siebie i jednym ruchem zasunął rolety. W pomieszczeniu zapanowała totalna ciemność, a gdyby nie obecność Zaginionych Chłopców, z pewnością byłabym przerażona.
Staruszek zapalił biedną w światło niebieską żarówkę i podszedł do nas
— Chodźcie za mną — szepnął i popłynął w stronę starych żółtych drzwi obdrapanych z farby, które znajdowały się po prawej stronie pokoju. — Zamknijcie za sobą — otworzył je i wpłynął do środka. Z racji tego, że płynęłam jako czwarta, to nie musiałam się niczego obawiać. Problem był z tym, kto płynie pierwszy. Wszyscy wyparli się tego miejsca i nikt nie chciał go zająć. Spojrzenia wszystkich skierowały się na nigdy nie przerażonego Petera, który właśnie oglądał swoje paznokcie z nieobecnym wzrokiem. Podniosł go na nas, chwilę popatrzył, a następnie westchnął i wpłynął jako pierwszy.
Ruszyliśmy za nim wgłąb ciemnego kamiennego korytarza z tynkiem lecącym z sufitu. Podłogą oczywiście był po prostu kamień. Żyjemy w epoce kamienia normalnie. Z sufitu zwisały żółte żarówki, które nie mam pojęcia jak działały pod wodą. Oświetlały pomieszczenie bardzo delikatnie, nadając mu nieco mroczny wygląd. Było tu strasznie zimno, a czułam się jak w piwnicy moich dziadków.
Mam to do siebie, że mam klaustrofobię i boję się małych pomieszczeń, a tak mikroskopijny i wąski korytarzyk, ledwo oświetlony, lekko mówiąc sprawiał, ze czułam się niekomfortowo.
Po chwili dotarliśmy do wielkich miedzianych drzwi z ciężkimi klamrami przy zamkach. Wszyscy ustawili się tak, żeby cokolwiek widzieć, a starzec wyjął z kieszeni pęk kilkudziesięciu kluczy. Złotych, srebrnych, kolorowych, plastikowych, z misiami, bez i tak dalej. Kilka razu próbował każdym z nich otworzyć drzwi i zaczęliśmy się już niecierpliwić, gdy w końcu znalazł wielki obdrapany klucz.
— Wybaczcie. Dawno mnie tu nie było — mruknął przekręcając zamek w drzwiach.
Otwarły się z głośnym hukiem, który rozniósł się po całym korytarzu, a staruszek powoli wpłynął do środka. Ruszyłam za nim, a moim oczom ukazało się pomieszanie z ceglastymi ścianami, kominkiem pod ścianą i wielkim drewnianym stołem pośrodku. Wszędzie wisiało i stało pełno map, globusów, gablotek z tysiącami ksiąg i wysadzanych rubinami różdżek.
Podpłynął do pierwszej szafy z księgami i zdjął z samej góry wielką, zakurzoną ze złotym napisem na okładce. Przejechał po niej ręką i położył na wcześniej wspomnianym stole. Wszyscy podpłynęliśmy do mebla i nachyliliśmy się nad blatem.
— Zapomniałem się wam przedstawić — wygładził skórę na księdze — Nazywam się Ashton.
To imię zawsze kojarzyło mi się z jakimiś seksiakami z opowiadań i filmów, ale muszę przyznać, że do tego siwego i trzęsącego się ze starości dziadka, dziwnie pasował.
Chłopcy przedstawili się szybko, patrząc na książkę. Peter również chciał to zrobić, ale Ashton mu przeszkodził mówiąc jedynie
— Peter nie musisz się przedstawiać — posłał mu spojrzenie z błyskiem w oku.
Zmarszczyłam brwi i pociągnęłam chłopaka za rękaw, gdy wszyscy skupili się już na czymś innym:
— Czemu wszyscy cię tu znają? — zapytałam.
Chłopak wyrwał się z uścisku i zmierzył mnie swoim aroganckim spojrzeniem i uśmieszkiem
— Jestem sławny — ukazał rząd białych zębów i uwydatnił delikatne dołeczki w policzkach.
Ta, sławny. Niby z czego?
— Rozmawiam z celebrytą? — zapytałam sarkastycznie, wbijając wzrok w jego samolubne tęczówki.
Zaśmiał się cicho i mruknął jedynie
— Słynę z bardzo, bardzo złych rzeczy — i uciął temat. Spuściłam wzrok trawiąc jego słowa. To wiedziałam, ale jakoś tak dziwnie mną to znowu wstrząsnęło. Nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że znam mordercę. Co prawda nie lubimy się, ale znamy.
— Chodźcie tu — wychrypiał Ashton — Przede wszystkim chciałbym się zapytać Wendy co ci zrobiła królówa? — spojrzenia wszystkich skierowały się w moją stronę, w tym Petera, który przejechał językiem po wewnętrznej stronie policzka.
Nie wiedziałam co mi zrobiła. Tylko powiedziała, że stanę się większą wariatką i stracę część mocy. Potem nazwała mnie „wiecznym dzieckiem" i rozpłynęła się. Pewna jestem jednak, że wyrządziła mi wielki ból.
— Nie wiem — powiedziałam zgodnie z prawdą — Powiedziała, że coś z głową i chciała mi zabrać moc — obejrzałam moje palce. Czy moje rzekome umiejętności będą wyglądały jak w filmach? Będę strzelać kulami energii z rąk?
Ashton pstryknął palcami w powietrzu i podsumował:
— Napewno skrzywdziła nieco twój mózg. Zaniepokoiło mnie twoje zachowanie w sklepie — zmarszczyłam brwi, bo moja pamięć była naprawdę bardzo słaba i nie pamiętałam o czym on mówi — gdy zaczęłaś się bawić z wodorostami, a Zack pwoiedział, że twoje oczy są fioletowe — już mi się przypomniało, a Zack patrzył na mnie z wyczekiwaniem na twarzy.
— A no tak — spojrzałam na nich spod rzęs — To coś znaczy? — może powinnam się martwić? Ale jakoś nie miałam ochoty na rozmyślanie.
— To znaczy, że będziesz miała takie ataki — spojrzał w kąt pokoju nieobecnym wzrokiem — Nagły niekontrolowany śmiech, apatia, chęć mordu i brak jakiegokolwiek kontaktu ze światem — wypowiedział to bez żadnych emocji, a moje serce stanęło ze strachu. Jak to nie będzie że mną kontaktu i będę chciała zabijać?!
Wszyscy spojrzeli na mnie z przerażeniem, a Peter uniósł brwi i złapał się za początek nosa.
— Jak to mord? — zapytał Alex zamiepokojnym tonem. Wszyscy przyłączyli się do pytania i patrzyli na starca z wyczekiwaniem w oczach.
On spojrzał na nich i pokiwał głową
— Tak. Czasem będziecie musieli ją trzymać, żeby nie podrzynała gardła na lewo i prawo — wzruszył ramionami, a mnie przeszedł dreszcz. Miałam przerąbane.
— Ale ja nie chcę nikogo zabijać! — pisnęłam oddychając ciężko. Wszyscy patrzyli na mnie.
— Obawiam się, że nie będziesz miała wyboru — mruknął Ashton i podniosł ze stolika rybę, którą ponaglił do odpłynięcie z jego miejsca pracy.
— To uleczalne?! — krzyknęłam przerażona. Ja naprawdę nie chciałam zabijać! Mężczyzna pokręcił głowa w przeczeniu, a ja myślałam że zejdę. Jeszcze niedawno martwiłam się dramami w szkole, brakiem internetu w domu, sprawdzianami, albo tym czy Zack mnie ogra online. Teraz co? Czy nie zamorduje nikogo jak stracę nad sobą panowanie?! Ja już tu nie chcę być. Naprawdę nie chcę. Mam już dość. Jeśli mam wrócić jakimś cudem do Londynu z ofiarami na sumieniu, to wolę wracać już.
— Peter możemy pomówić? — zapytałam przymykając oczy i próbując uspokoić oddech. Kochałam Alexa, Zaginionych Chłopców, wyspę i tak dalej, ale już chyba czas wracać do domu.
Chłopak patrzył na mnie ze śmiechem w oczach i podniosł lewą brew;
— Nie — założył ręce na piersi — Nie wracasz do domu. Nie ma takiej opcji — chwila moment. Skąd on mógł to wiedzieć? Co jak chłopak umie czytać mi w myślach i zna je wszystkie? Nawet te najtajniejsze?!
Uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie
— Nie, nie czytam ci w myślach, ale znam cię o wiele lepiej, niz może ci sie wydawać. — a o tym, że się zastanawiałam czy mi czyta w myślach skąd wiedział? — Wiem, że masz problemy z agresją, że nie chcesz dorastać za wszelką cenę, że masz w łożku miliony pluszaków. Że kochasz imprezy, ale nigdy nie próbowałaś alkoholu. Że nie ogarniasz matmy, że trenujesz sporty walki, że nigdy nie miałaś chłopaka. Ze ograniczasz telefon, że nie raz biłaś się na poważnie, że jesteś bardzo twardą babką i że śpisz przy otwartym oknie z nadzieją, że Piotruś Pan do Ciebie przyleci — po wyszeptaniu mi tego do ucha, przeszedł mnie dreszcz. Skąd on tyle wie?
— Skąd ty to wszystko... — zaczęłam.
— Ofiarę trzeba najpierw poznać — przerwał mi — jesteś głupia, naiwna nie znoszę cię, wkurzasz mnie niemiłosiernie, ale nie wziąłbym cię na pewną smierć nie znajac cię — na pewną smierć? Chwila moment... — No widzisz. Piotruś Pan przyleciał. I to ładniejszy niż myślałaś — wyszczerzył się, a ja zmrużyłam oczy — Mówiłem, że będziesz zabijać z zimną krwią — i odszedł zostawiajac mnie z totalnym zdezorientowaniem.
Skąd on to mógł wszystko wiedzieć? Obserwował mnie? Od jak dawna? W kiblu też? Marzyłam, żeby poznać słynnego Piotrusia Pana, w którego nieliczni wierzyli, ale ta wersja jakkolwiek zagina moje wyobrażenia o nim. Sama nie wiem czy pozytywnie, czy negatywnie...
Mnie to wcale nie cieszyło, że będę mordować ludzi. Ten chłopak był po prostu porąbany i chory na łeb. Dla niego zabijanie było tak naturalne, jak dla mnie sport. On mordowanie traktował jak dyscyplinę sportową. Pytanie z kim rywalizował.
Peter P.O.V.
Ona jest jednak głupia.
Wiedziałem o niej praktycznie wszystko, bo kto porywa kogoś do Nibylandii, w ogóle go nie znając? Nie wziąłbym do walki sztywnej laski z poważnym charakterem. No błagam.
Spojrzałem na Ashrona. Ciekawe czy ktoś w ogóle wiedział, że jest to brat tej strażniczki z którą szła wcześniej królowa. Ashlyn i Ashton. Z innego wymiaru i z przyszłości, ale jednak. Nie pamiętają się i nie mają żadnej świadomości o rodzeństwie. To zabawne jak mało niektórzy o sobie wiedzą.
Wendy P.O.V.
— Dobra. Wróćmy do sedna — Ashton zmienił temat i złapał za róg księgi — Gotowi? — po chwili otwarł ją z rozmachem, a z niej wydobył się huk i czyiś ryk. Ciarki wszystkich przeszły, a ja myślałam że ktoś wszedł i pragnie nas zabić.
— Jezus. Ta książka ma problem z agresją prawie tak duży, jak Peter — mruknął Colton, a wszyscy razem ze mną się zaśmiali.
Peter uśmiechnął się krzywo i mruknął jedynie
— Ha, śmieszne.
Czyli oboje mamy z tą emocją spore problemy. Chłopak miał rację, że mnie to dotyczy. Od dziecka miałam problem z opanowaniem emocji. Nawet chodziłam do psychologa, bo po prostu jak coś mnie wkurzyło, to zaczynałam rzucać rzeczami, przeklinać i obrażać wszystkich wokół. Ile razu komuś przywaliłam w twarz, złamałam rękę, nos, lub nogę? Niektórzy się mnie bali, a raz cudem uniknęłam wyrzucenia ze szkoły. Miałam rozprawy sądowe, ale nigdy nikomu nie zrobiłam jakiejś ogromnej krzywdy. Przede wszystkim nikogo nie zabiłam, w przeciwieństwie do narcystycznego zielonookiego.
Ashton wlepił wzrok w mikroskopijne literki tekstu, które nie mam pojęcia jakim cudem potrafiłam rozczytać z tej odległości. To było nienaturalne i dziwne.
Wszystko tutaj jest dziwne i nienaturalne.
Przywyknij Wendy.
— Musicie się przeteleportować — powiedział jakby nigdy nic — dawno tego nie robiłem — zaśmiał się nerwowo — Spróbuję wam nic nie zrobić.
Nie brzmi zachęcająco.
Wszyscy wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia. On coś sugerował?
— A więc. O ile dobrze pamiętam — pogroził palcem wskazującym — Czekajcie. Gdzie chcecie wylądować? Przy samej powierzchni, czy jeszcze w głębinach?
Peter przymknął oczy zmęczony i nabrał powietrza przez nos
— Tak, chcemy przy samym dnie, bo jesteśmy tu w celach turystycznych. Co jeszcze możemy zwiedzić? Może pokażesz nam błotnistą lagoone, albo zapoznasz z megalodonem? — wychrypiał sarkastycznie Peter.
— Nie polecałbym przy dnie. Zginiecie.
Peter spojrzał na niego z rozchylonymi wargami z szoku.
— Aha — uciął temat nie mając siły na dłuższe używanie sarkazmu, gdy staruszek go nie odróżnia od normalnego mówienia.
— Kto chce pierwszy?
~~~~~~~~~~~~~
Siemka 🧚♀️✨
Dzisiaj bez opisu. Oceńcie jak wam się podoba
Całuski
Zosia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top