28
Uśmiechnęłam się do Chłopców raz jeszcze i nagle stało się coś, czego się nie spodziewałam. Do mojego ciała przylgnął Brendan, z którym zamieniłam może trzy zdania podczas całej podróży. Przytulił mnie tak mocno i ciepło, jakbyśmy żegnali się na zawsze, albo widzieli po raz pierwszy od bardzo dawna.
Odwzajemniłam uścisk, a zaraz poczułam że dołączyła do nas reszta. W tym nawet markotny i agresywny Ethan. Zacisnęłam ręce na pasie Brendana, a ten zaczął sie krztusić i śmiać się, że go uduszę. Tęskniłam za nimi. Za ich zapachami, ciepłem i kochanymi słowami. Nagle Alex podniosł mnie do góry i zanim zdążyłam się wyrwać spuścił mnie niby przypadkowo centralnie na Felixa.
Nawet mnie zabolał upadek, a co dopiero chłopaka.
— Hej — zaśmiałam się leżąc na szaro włosym.
Chłopak uśmiechnął się lekko uwydatniając dołeczki w policzkach i uniósł brwi. Za sobą uslyszałam chcichot Alexa.
Później się policzymy.
— Hej — Felix podniosł się i podał mi rękę w pomocy. Zatopiłam się w jego tęczówkach. Brakowało mi ich. Tych srebrnych, połyskliwych ślepi. Równiej poddałam mu dłoń i wstałam chwiejąc się. Lustrowałam każdy zakamarek jego wyglądu. Blada cera, ostre rysy, równe brwi i jasnoróżowe usta. Szare włosy i piercing w dolnej wardze.
Uśmiechnął się widząc, że na niego patrzę i już zamierzał coś powiedzieć, gdy przerwał nam Alex smutnym tonem.
— Chodźcie. Trzeba stąd wyjść póki nas nie złapią.
Zupełnie zapomniałam, że w każdym momencie mogą do nas przypłynąć wściekłe syreny. Trzeba się zawijać, albo nie tylko ja wpadnę z powrotem w niewolę.
— Racja — zaśmiałam się i odpłynęłam od chłopaka ruszając jako pierwsza.
Popłynęłam kamiennymi brudnymi schodami w górę. Faktycznie cieszyłam sie, że mam ogon i nie muszę wdrapywać się na nogach. To byłaby katorga. Za mną puściła się reszta chłopców, a nagle wyprzedził mnie jeden z nich, z którym jako jedynym po moim porwaniu nie zamieniłam jeszcze słowa.
— Ej nie wyprzedzaj mnie! Znam tą drogę lepiej! — krzyknęłam do Petera. Tak faktycznie było. To mnie nią wlekli na tortury, a nie jego więc niech się wypcha.
Chłopak prychnął i nie odwrócił się nawet.
— Co znowu prychasz. Chory jesteś? — rzuciłam sarkastycznie. Petera za żadne skarby nie dało się wyprzedzić choćbym nie wiem jak się starała. Zdałam sobie z tego sprawę w lesie, gdy ja musiałam truchtać za jego zwykłym spacerkiem.
— To się pośpiesz — warknął nawet nie odwracając się. Miał wielki czarny ogon, który przyprawiał mnie o gęsia skórkę, ale wiedziałam że tylko w ten sposób go wyprzedzę.
Jednym szybkim ruchem złapałam się jego płetwy i wciągnęłam się po ogonie do pleców, za które złapałam i przeskoczyłam obok niego. Na samo dotknięcie jego skóry, przeszły mnie ciarki, a on zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
— Co ty taki nie w sosie? — zapytałam wysilając się maksymalnie, by dorównać mu tempa. Dla niego najwyraźniej nie stanowiło to żadnej trudności.
Zmierzył mnie oceniającym spojrzeniem i zanim zdążył odpowiedzieć jakimś złośliwym komentarzem, wypłynęliśmy na korytarz z trzema wychodzącymi z niego innymi korytarzami. Po minucie dopłynęli do nas Zaginieni Chłopcy, a Alex jak zawsze zajął miejsce obok mnie.
— Płyniemy w lewo — stwierdziłam pewnie i skierowałam się w tą stronę. Moje zdanie jednak spotkało się z nieco zachrypniętym śmiechem Petera.
— Nie dziewczynko. Płyniemy w prawo — założył ręce na piersi i wbił we mnie zabijające spojrzenie. Matko czasem łatwo się go przestraszyć, ale tym razem byłam w stu procentach przekonana o swojej racji.
— Nie Peter. Płyniemy w lewo. Mówię ci, wiem lepiej. To mnie tu ciągnęli przez dobre dwadzieścia minut — syknęłam mocnym argumentem.
Wiedziałam, że trzeba sie streszczać, bo zaraz ktoś nas może znaleźć, a wtedy wszystko pójdzie na marne. Nie mogłam jednak posłuchać Petera, bo wiedziałam że wypłyniemy wtedy bliżej królowej i rycerzy, niż wyjścia.
— Nie nie Sandy. Prawo — pokręcił głową — Poza tym, to nie ty tu spędziłaś tyle czasu, co ja więc błagam cię nie mów już nic — westchnął i popłynął w prawo.
Nie odpuszczę mu no.
Bez słowa popłynęłam w lewo i z ciekawości obróciłam się i tak jak myślałam, chłopak stał w korytarzu po prawej z założonymi rękami na piersiach. Ja również nie zamierzałam odpuszczać.
— Dla kompromisu popłyńmy do przodu — westchnął Brednan i tędy też ruszył.
Musiałam ich wyprowadzić z błędu, bo tym sposobem nigdy stąd nie wyjdziemy.
— Ale powinniśmy płynąć w lewo — stęknęłam.
— W prawo — poprawił mnie Peter, a ja jedynie zmroziłam go lodowatym spojrzeniem.
Nie chciałam już stać dłużej na niebezpiecznym korytarzu, do którego w każdym momencie może wejść jakaś niebezpieczna dla nas istota. Postanowiłam więc iść na ugodę.
— Jak chcecie. Ale mówię wam, że to zła droga — postanowiłam się już nie kłócić. Może faktycznie dobra była droga naprzód i oboje z Peterem się myliliśmy?
Popłynęliśmy przed siebie, a ja zajęłam miejsce obok Felixa. Nie było za dużo czasu na rozmowę, a każdemu zależało by jedynie bezpiecznie opuścić ściany zamku. Płynęliśmy tak może dziesięć minut, a mnie zaniepokoila duża ilość skrętów w lewo. Korytarz również zbudowany był z jasnoniebieskich kamieni, które przepuszczały widok na ocean swoją półprzezroczystą budową. Podłoga była marmurowa i wyłożona białym dywanem.
Jak się niestety spodziewałam od paru minut, wypłynęlismy w korytarzu, w którym wcześniej stoczyłam z Peterem walkę o kierunek podróży.
— A nie mówiłem? — westchnął Peter patrząc na mnie oskarżycielsko.
Zmarszczyłam brwi i skwasiłam minę lustrując blondyna. Dziwne, byłam pewna że to w lewo.
— Skąd miałam wiedzieć? — przekrzywiał głowę prowokacyjnie.
Chłopak prychnął i zmrużył oczy patrząc na mnie z totalnym zdezorientowaniem.
— Mówiłaś, że wiesz. Gdyby nie ty, to wybralibyśmy moją prawidłową drogę i już byliśmy na zewnątrz. — warknął tak podłym tonem, że wręcz poczułam się winna za nasze miejsce pobytu.
— Mogłeś się pomylić.
Chłopak zaczął prychac jak chory pies, jak gdyby bylo to dla niego najbardziej absurdalne zdanie.
— Ja się nigdy nie mylę.
Jasne.
Już miałam mu odpowiedzieć, gdy nagle wszyscy usłyszeliśmy głosy, więc instynktownie musieliśmy znaleźć jakieś kryjówki. Felix i Alex ruszyli za srebrną zbroję rycerza, stojącą w rogu jako ozdoba, Brendan, Colton i Ethan schowali się za ścianą. Zack i blondwłose rodzeństwo jednak zajęło miejsce za wysoką marmurową kolumną. Ja wbiegłam za to za brylantową komodę. Szybko okazało się, że jednak nie jedyna na to wpadłam. W tym samym momencie, miejsce obok mnie zajął nieświadomy mojej obecności Peter. Nagle zauważył mnie i odskoczył delikatnie, mierząc mnie oceniającym wzrokiem.
— Wypad stąd. To moja kryjówka! — syknęłam wypychając Petera zza komody. Byłam tu pierwsza i nie pozwolę, żeby przez niego mnie złapali.
Chłopak zaśmiał się bez cienia rozbawienia i nagle przybrał poważny wyraz twarzy pokazując, że wcale nie jest mu do śmiechu
— To ty wywalaj stąd. Byłem pierwszy — może i fizycznie był, ale ja pierwsza wpadłam na pomysł, żeby się tu schować.
— Sam wywalaj — popchnęłam go raz jeszcze, a on ani drgnął i że skwaszoną miną popchnął mnie palcem, a ja wywróciłam się z głośnym dźwiękiem. Głosy stały się nagle coraz głośniejsze, a w dwójkę co prawda mogliśmy się zmieścić, ale nie z tym gnojkiem.
— Błagam weźcie ją ode mnie — szepnął do znajdujących się za zbroją Alexa i Felixa.
Weźcie MNIE?
W naszym duecie, to ty jesteś ten irytujący.
— Weź się ogarnij — westchnęłam. Chyba nikt mnie tak nie wkurzał jak on.
Zaśmiał się cicho i nie odwrócił nawet do mnie. Nachyliłam się do niego, by dorzucić jeszcze pare słów o zielonookim, ale położył swoją łapę na mojej twarzy i odsunął od siebie.
Nie no on jest chory.
Po prostu chory.
Otwarłam usta, żeby mu nawrzucać, ale nawet nie patrząc na mnie syknął jedynie;
— Zamknij się.
Oburzyłam się jego wypowiedzią, ale od razu zrozumiałam że mimo iż tak radykalnie, to dobrze że nie pozwolił mi się odezwać. Zza rogu wypłynęła sama królowa syren w towarzystwie niższej blond syreny o pistacjowych wręcz oczach.
— Musisz ją znaleźć Ash — warknęła królowa.
Syrena w srebrnej zbroi pokiwała głową i oddaliły się razem pogrążone w rozmowie. Miałam nadzieję, że słowa królowej nie dotyczyły mojej osoby, ale wiedziałam że się oszukuje.
— Ani drgnij — Peter uprzedził moje planowane wyjście z kryjówki. Usiadłam grzecznie na ziemi marszcząc brwi i wpatrując się w wyjście z korytarza po lewej. Nie chciałam go słuchać, ale możliwe że znowu ma racje i zastosowanie się do jego rady wyjdzie mi na dobre.
Zza rogu wyszła kolejka rycerzy w złotych zbrojach, którzy najwyraźniej próbowali dogonić królową i jej śliczną towarzyszkę, bo biegli całym pędem. Zadziwiające jak przyjazne pozory sprawia królowa syren. Wydaje się serio spoko babką, a nie taką co mogłaby ci wyrwać serce.
Zaraz, gdy zniknęli nam z pola widzenia, wyskoczyłam z kryjówki, bo Peter nie protestował i wszyscy jednogłośnie ruszyliśmy pędem w stronę korytarza po prawej.
Jednak miał rację.
***
Płynęliśmy właśnie przez oświetlone pięknie miasto, a do mnie już chyba trzeci syren puszczał oczko. Ale i tak najbardziej syreny obległy chłopców. Petera nawet jedna zaczęła gdzieś siłą ciagnąć, ale ją wyśmiał i grzecznie odmówił. Alex to samo, reszta była bardzo zagubiona i zdziwiona atakami dziewczyn.
— Którędy mamy wyjść? — zapytałam. Wszyscy Płynęli obok mnie pogrążeni w rozmowie.
Alex odwrócił się do mnie i zamyślił na chwilę
— W zasadzie, to nas tutaj coś wyrzuciło — zatrzymali się nagle i spojrzeli w górę — Szczerze nie mam pojęcia. Sądziłem że to będzie prostsze — prychnęłam na jego słowa. W magicznym świecie? Coś prostego?
— Trzeba kogoś zapytać — stwierdziłam. To prawda. Jacys mieszkańcy napewno będą wiedzieć jak wyjść. Pytanie komu można zaufać.
— No ty jesteś chyba jakaś pomylona — zaśmiał się Peter bez cienia rozbawienia. Gdy posłałam mu pytające spojrzenie, uśmiechnął się arogancko. — Nikomu stąd nie można ufać.
Komuś trzeba.
Albo nie pytamy nikogo i zostajemy tu na zawsze, albo zaryzykujemy i może wyjdziemy. Wybór należy do mas. Na oku już miałam przyjaźnie wyglądającego staruszka w sklepie z podwodnymi roślinami.
Do odważnych świat należy.
— Ja się zgadzam z Wendy — stwierdził Colton, a za nim stanęła reszta Zaginionych Chłopców.
Peter wywrócił oczami i wbił w nas spojrzenie ze skrzyżowanymi ramionami na piersiach. Podniosł brew i westchnął
— No dobra, ale jak zginiemy, to wasza wina.
Pokiwaliśmy zgodnie głowami. Postanowiłam im przybliżyć, komu wstepnie zaufałam i można do niego podejść z pytaniem o wyjście.
— Widzicie tamtego staruszka? — zapytałam w miarę dyskretnie wskazując palcem na mężczyznę — Chyba będzie w porządku.
Chłopcy uśmiechnęli się krzywo i chwilę się zastanawiali, ale ostatecznie skierowali się do sklepu z roślinami.
Dziadek tam właśnie układał dziwnego rodzaju kwiaty na trzeszczących starych półkach i od razu odwrócił się na dźwięk skrzypiących drzwi. Widząc nas uśmiechnął się szeroko i podszedł do lady.
— W czym mogę pomóc? — głos miał bardzo spokojny i przyjemny.
W sklepie panował bardzo ładny słodki zapach, a woda tutaj była cieplejsza niż na zewnątrz. Na przeciwko wejścia stały trzy obdrapane z białej farby szafy, obok stojące kwiaty, a pod sufitem wisiały przeróżne wodorosty. Na miętowej ladzie widziałam przeróżne nasionka i rożnego rodzaju duperele dotyczące ogrodnictwa. Po prawej stronie za kasjerem znajdowały się szklane drzwi, za którymi rozpościerały się pola z kolorowymi roślinami. Wnętrze było bardzo przyjemne i miło się tu stało. Odgradzało się od niebezpiecznej uliczki.
— Właściwie, to nie przyszliśmy tu w tematach ogrodnictwa — David oparł się o blat i ściszył głos. Staruszek cofnął się delikatnie, a w jego oczach zauważyłam strach. Czy on się nas bał? Wyglądaliśmy jak idioci, a do tego chłopcy z twarzy przypominali maksymalnie trzynaście lat. Może to wpływy królowej?
Zack odszedł na pare kroków i zaczął zawijać sobie jak się okazało żywe wodorosty na palce. Odciągnęłam go w porę, zanim niebieska macka nie zacisnęła mu się na szyi. Uśmiechnął się dziecinnie i poczochrał mi włosy. Posłałam mu szeroki uśmiech i pociągnęłam za koszulkę w stronę lady.
— A w jakiej? — dziadek zapytał wciąż opanowanym głosem.
~~~~~~~~~~~~~~
Siema siema 🧚♀️
Na wstępie chciałabym podziękować za 2k wyświetleń!! Jesteście mega 💕
Jak się podoba rozdział? Wolicie ship Wendy x Peter czy Wendy x Felix? 👫A może macie własny? Chętnie posłucham.
Komentarze i ocenki mile widziane! ✋🏻
Do następnego🤞🏻
Całuski
Zosia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top