24

Minęła ledwie sekunda, a moje ciało nie przypominało już mojego sześciopaka, którego sam nie wiem jak wyrobiłem, a tym bardziej nóg.

Zrobiło mi się dziwnie ciepło, mimo, że przed chwilą, dosłownie powstała mi gęsia skórka na rękach. Ciało zaczęło mnie piec, a w ułamku sekundy poczułem tak niewyobrażalny ból, że sądziłem iż umieram. Moje palce zaczęły mnie ciagnąć, nogi przyciągały się do siebie, miałem wrażenie, jakby setka noży wbijała mi się w brzuch. Chciałem krzyknąć, ale pod wodą wypuściłem jedynie chmarę bąbelków powietrza.

Zacząłem się miotać i próbowałem się wyrwać sam nie wiem z czego. Nie widziałem reszty chłopców, ani też nie miałem pojęcia, co się z nimi działo, ale miałem nadzieję że przeżywają równie wielki ból, jak ja. Byłbym wdzięczny, gdyby nie tylko mnie spotkały te tortury.

Po chwili jednak cały ból ustał, a ja przestałem się rzucać we wszystkie strony jak opętany. Wynurzyłem się z wody z chęcią nabrania powietrza, które jakimś cudem również miałem po wodą.

Będąc już głową ponad wodą, zauważyłem także resztę Zaginionych Chłopców tak samo zszokowanych jak ja. Dzwoneczek fruwała nad nami i śmiała się do rozpuku z naszego wyglądu. W sumie to nie widziałem jak wyglądałem, ale wiele bym dał za lustro. Może powinien zostać syreną? Chociaż skoro tak bardzo się śmiała, to chyba nie wyglądaliśmy zbytnio korzystnie.

Ostatni wynurzył się Peter, którego twarz spowiła złość.
— Bez jaj — warknął chłopak ze szczera złością. Wszyscy spojrzeli na niego pytającym wzrokiem — Widzicie jak ja wyglądam? — zapytał. Uniósł wzrok na nas i sam zaniósł się śmiechem, a jego wściekłość zniknęła bez śladu. Ten chłopak naprawdę miał problem z emocjami.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego twarz. Włosy zostały, ale tym razem były przyklejone przez wodę do czoła chłopaka. Jego oczy były bardziej świecące i gdybym nie wiedział, że to on, pomyliłbym je z laserami. Jego skóra stała się jeszcze bardziej opalona, a wargi przybrały kolor skóry. Brwi chłopaka pozostały niezmienione, a na czole pojawiły się dwa czółka. Nagie ramiona Petera zdobiły łuski, a po jego bulwersacji zobaczyłem zęby w postaci kłów. W ramach sprawdzenia przejechałem językiem po własnych, przy czym dowiedziałem się jak bardzo ma szorstką strukturę.

Faktycznie moje też okazały się być o wiele ostrzejsze, ale te od Petera wyglądały dosłownie jak igły. Aż sam ich widok mnie bolał. Reszta wyglądała równie nie nienaturalnie. Zacka rzęsy były tak długie, że ledwo widziałem spod nich aktualnie żółte oczy. Felixa tęczówki stały się żarówiasto fioletowe, a jego policzki spowiły cztery białe paski przypominające blizny, lub znamiona. Nos Ethana zniknął prawie zupełnie, jedynie pozostały szparki imitujące dziurki do oddychania. Boki twarzy Maxa stanowiły ostre kolce. Włosy Davida zniknęły prawie zupełnie, co dziwnym trafem pasowało do bladego chłopca, którego oczy przybrały kolor krwi. Brendan jako jedną z nowych deformacji otrzymał kły przypominające te od tygrysa, które wystawały mu ust i które bardzo dokładnie teraz obmacywał i badał. Na głowie Coltona pojawiły się rogi, z powodu których zaczął strasznie panikować. Łapał je i ciągnął przerażony.

Wszyscy patrzyli na siebie bez słowa i zszokowani próbowali nie wybuchnąć śmiechem. Każdy otrzymał nowy kolor skóry, oczy się nasiliły, lub zmieniły, ale najfajniejsze były nowe zmiany w budowie ciała. Ja sam wyczułem u siebie zmianę w twarzy, a przez wodę widziałem moje błękitne ręce, popisane prawie na całej długości jakimiś napisami w nieznanym mi języku.

Widząc te ogromne zmiany w naszym wyglądzie, na język zaczęło cisnąć się jedno bardzo sławne przekleństwo.

— Płyniemy? — zapytał niepewnie i powoli Peter widząc, że wszyscy są w ciężkim szoku, a Dzwoneczek w dalszym ciągu pokłada się ze śmiechu.

Wszyscy powoli pokiwali głowami i zaczęli obmacywać swoje szyje, na których nagle zaczęło im coś przeszkadzać. Okazały się tym skrzela, które wyglądały jak głębokie rozcięcia.

Wszyscy lepiej, lub gorzej umieli pływać, ale w tej sytuacji to nawet taki Colton, co się z trudem na wodzie utrzymuje, bez problemu wygrałby międzynarodowe zawody pływackie. Przybiliśmy piątki z Dzwoneczkiem i trochę oblaliśmy wróżkę wiedząc, że jeśli przesadzimy, skrzydełka stworzenia mogą stać się ciężkie i straci możliwość latania na jakiś czas.

Peter przyrzekł, że niedługo się zobaczą i razem z nami zanurkował w czeluści oceanu, w którym magicznie potrafiliśmy nagle oddychać. Faktycznie pyłku było mało i nie wiem jakim cudem się nam udało, ale może też na aż tak dziwne zmiany miała wpływ ilość antoru.

Zaczęliśmy się kierować w stronę dna oceanu, którego nie było szans jak narazie zobaczyć. Nie wiedzieliśmy gdzie płynęliśmy, ale wszyscy bez słowa czuliśmy że napewno Wendy znajduje się głęboko.

Pytanie czy szukaliśmy dziewczyny, czy trupa.

Z tym drugim byłoby łatwiej.

Weź...

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z długich ogonów Zaginionych Chłopców płynących przede mną. Niektórzy zostali obdarzeni sporawym ogonem, a niektórzy czymś na kształt odwłoku jaszczurki. Tyłki niektórych zamieniły się w tylną cześć ciała rekina, a jeszcze inni otrzymali macki ośmiornicy. W tym Felix, z ktorego zacząłem się śmiać.

Peter prychnął i pchnął mnie w przód, bym się nie ociągał. Minęliśmy bardzo dziwne stworzenia. Od dziwacznych i wielkich ryb o kolorowych umaszczeniach, po malutkie stworzonka uciekające przed nami w pośpiechu. Z chwili na chwilę i zniżaliśmy się poziomami w dół, mijaliśmy coraz to bardziej dziwne stworzenia, o których istnieniu nie miałem bladego pojęcia. Robiło się coraz ciemniej. Nawet moje nowe syrenie oczy nie widziały już tak dobrze. Minąłem zmutowanego rekina z zębami wystającymi na pół metra przed nim, oraz okrągłe stworzenie z przezroczystą częścią głowy i wyłupiastymi oczami.

Nagle obok mnie mignął ogromny ogromny stwór, którego rozmiary szacowałbym na kilkadziesiąt metrów. Mignęło mi ledwo jego kawałek brzucha ale w ułamku sekundy podpłynąłem do Petera i złapałem się jego brzucha. Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonymi oczami i bez wzruszenia płynął przed siebie.

Dobrze że chociaż on się nie boi, bo nie wiem co bym zrobił.

Po kilkudziesięciu minutach nieustannego płynięcia natrafiliśmy najprawdopodobniej na dno. Czułem się już zmęczony bezustannym ruchem i nie chciało mi się już płynąć. Odetchnąłem z ulgą widząc ziemię, ale coś czułem że niemożliwe jest, aby głębiny magicznego oceanu kończyły się tutaj. Niepewnie usiadłem na ziemi, a reszta Zaginionych Chłopców zawisła obok mnie.

— To dno? — zapytałem Petera ledwo dysząc. Chłopak mnie chyba słyszał, a zdziwiło mnie moje brzmienie. Słyszałem się dobrze, ale zagłuszały mnie dźwięku oceanu. Poza tym nie wypłynęły już bąbelki powietrza, co znaczy że w ciele mi ich brakowało. A to znaczyło, że jeśli bym się przemienił w człowieka, to nie miałbym najmniejszych szans przeżyć, a to znaczyło że musiały być jakieś smutki uboczne, czyli mogły być też inne, a to znaczyło, że...

— Nie sądzę — Peter mruknął z założonymi rękami na piersi i rozejrzał się podejrzliwie po dnie. — Za płytko by było.

No to pytanie brzmi, jakie dinozaury żyją na samym dnie.

Nagle za chłopakiem przepłynęła przedziwna istota, która początkowo kłapnęła na niego zębami, ale poznając Petera, odpłynęła spokojnie dalej.

Ja oczywiście nie podszedłem do tego tak spokojnie i skuliłem się z bijącym sercem w kulkę. Przerażało mnie jak wiele istot może na mnie czychać. W tamtym momencie pode mną coś się poruszyło i podniosłem się w ostatniej chwili, by uniknąć zakleszczenia przez paszczę czegoś na kształt muszli.

— Nie, błagam płyńmy stąd — czułem się osaczony i w niebezpieczeństwie. Woda nie była moim żywiołem. Byliśmy w niej jak durni turyści, a wokół nas byli doświadczeni mieszkańcy. Nie pasowaliśmy tutaj i nie chciałem tu zostać ani sekundy dłużej.

— Chodź tu dzieciaku — Peter otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Jemu żadne potwory nie podskakiwały, a mnie coś znowu szarpnęło za nogę, którą wyrwałem w ostatnim momencie.

Dlaczego to ciągle spotyka mnie??

— Jesteśmy tu by ratować waszą przyjaciółkę — powiedział spokojnie Peter — Więc co robimy?

To było logiczne pytanie i powinno być zadane już na początku, ale ja miałem ważniejszy dylemat.

Na ile starczy nam antor?

I czy nie udusimy się zaraz?

— Nie wiem, ale trzeba gdzieś popłynąć — Brendan podparł się na bokach i jak na zawołanie, coś złapało go i w zawrotnym tempie zaczęło ciagnąć w przeciwną nam stronę. Wszyscy staliśmy jak wryci, bo najdojrzalszy z nas, Zaginiony Chłopiec właśnie oddalał się od nas w bardzo szybkim tempie. Po raz pierwszy to ja musiałem zachować trzeźwy umysł i nie myśląc wiele rzuciłem się w pogoń za chłopakiem.

Płynąłem z całych sił, a za mną jak zauważyłem już znalazła się reszta wiecznych dzieci. Coś trzymało Brendana i nie zapowiadało się na to, żeby chciało go puścić.

Przyspieszyłem całą swoją siłą, ale chłopak w dalszym ciągu bardziej się oddalał, niż przybliżał. Traciłem nadzieję. Jak miałem dogonić istotę, która żyje pod wodą? Tak, czy inaczej płynąłem, ale wiedziałem że szanse na złapanie ogona bruneta są małe.

Brendan ciągle się oddalał, a ja traciłem już siły. Naprawdę się starałem i zależało mi. Obejrzałem się za siebie, a obok dostrzegłem Petera, który jedynie westchnął i wyprzedził mnie doganiając Brendana. Ja naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem, ale nie pora na rozmyślanie. Wycisnąłem z siebie resztki sił i złapałem za ogon Petera, który w rękach trzymał już tył Brendana. Mojego tułowia uczepił się prawdopodobnie Colton, a sądząc po coraz większym ciężarze, reszta również dołączyła.

Współczuje temu, co będzie musiał złapać oślizgłą mackę Felixa. Hehe.

Potrząsnąłem głową i poprawiłem uchwyt starając się nie ześlizgnąć. Zaczynaliśmy płynąć coraz szybciej, co oznaczało coraz większy trud w trzymaniu się nawzajem. Miałem nadzieję, że żaden z Zaginionych Chłopców nie odpuści, bo to byłby dramat. Nie mielibyśmy szans go złapać, a co dopiero odnaleźć. Byłoby po prostu po nim.

Podniosłem głowę i zobaczyłem, że całą naszą kolejkę prowadzi zirytowana syrena. No bo kto by inny porywa ludzi prawdopodobnie jedynie dla własnej frajdy?

Co dziwne nie widziałem za dużo potworów na drodze i powinno mnie to teoretycznie cieszyć, ale czułem że to cisza przed burzą. Jak gdy oglądasz horror i jest spokój, ale dobrze wiesz że zaraz wyskoczy jakiś debil, a ty zaczniesz się drzeć, bo nie spodziewałeś się tego, ale jednak spodziewałeś. Potem nastanie zażenowanie, że wystraszyła cię taka pierdoła, aż w końcu umilkniesz tylko po to, żeby za dwie minuty stało się to samo.

Nagle stanęliśmy w miejscu, a ja nie potrafiłem za żadne skarby utrzymać się na ogonie Petera. Uścisk na moim tak samo osłabł, a właściwie całkowicie zniknął. Poczułem się niesamowicie ciężki, a obok siebie widziałem tak samo opadające w głąb oceanu inne ciała. Peter rozglądał się na wszystkie strony z jego typowym dla niego mordem w oczach. Reszta to samo, wszyscy za nic nie wiedzieliśmy ci się dzieje. Czułem się jak jakiś głaz i ledwo co ruszałem palcami. Syrena nad nami zaśmiała się szyderczo i świecąc żółtymi oczami odpłynęła w ułamku sekundy.

Idiotka.

Poczułem pod sobą piasek, co znaczyło że zatrzymałem się na jakiejś płaszczyźnie. Chłopcy zniknęli mi z oczu, a całe moje otoczenie spowiło się nieprzeniknioną czernią.

~~~~~~~~~~~~
Siema mordy ❤️

Kolejny rozdział jest w PRODUKCJI haha 🥳

Koniecznie daj znać, jak ten Ci się podobał 🧚‍♀️💕

Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top