20

Koniec końców wywalczyłam pokój z Alexem, mimo, że bardzo się spierał i naciskał na to, żebym została współlokatorką Petera. Po długich negocjacjach udało mi się jednak dopiąć swego i leżałam teraz na łożku rozmyślając o dzisiejszym dniu. Alex już dawno chrapał, a światła w innych domkach były już zgaszone. Tylko ja nie spałam.

Generalnie patrząc, to pokoje były przesłodkie. Wykonane z drewna z dwoma małymi łóżkami z kołdrami w pastelowych kolorach. Żyrandol pleciony z gałęzi i antresola z paroma wygodnymi fotelami. Nie zapominając oczywiście o ciemnych drewnianych meblach. W całym pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach drewna i domieszka oceanu. Siedziałam wlasnie przed oknem i wpatrywałam się we wschód słońca. To nie tak, że nie spałam całą noc, chociaż w sumie to prawda, ale wróciliśmy może pół godziny temu. Peter powiedział, że wyruszamy wieczorem, a w ciągu dnia musimy odespać i przygotować się do dalszej drogi.

Czułam, jak moje stopy stają się zimne, ale nie zwracałam na to uwagi. Moje oczy były utkwione w spokojnej lini oceanu. Niemal czułam na skórze jego zimne krople wody. Jak zachipnotyzowana, mój wzrok wbity był w delikatne fale o błękitnym odcieniu. Wczułam się w dźwięk i słyszałam bardzo dobrze muzykę rozbijających się o skały wody. Obserwowałam też pas drzew i doszukiwałam sie jakiś magicznych stworzeń pomiędzy roślinami. Czułam się w domku bezpiecznie, a bardzo przyjemnie jest szukać różnych kształtów w półmroku, gdy siedzisz pod kocykiem, a za tobą śpi twój przyjaciel.

Nie będę się oszukiwać. Byłam bardzo smutna. Martwiłam się o rodziców, szkołę, Adama i o wszystko, co tak łatwo i bez skrupułów porzuciłam. Bałam się, że nie przeżyje tej przygody. Nie wiedziałam co mnie czeka, ani tak naprawdę dokąd zmierzam. Nie wiedziałam, komu mogę ufać, czy mogę się czuć bezpiecznie i w końcu spokojnie zamknąć oczy i odpłynąć w świat snów.

Świat, w którym jeszcze tydzień temu spędzałam najcudowniejsze chwile swojego życia. Praktykowałam świadome śnienie i dobrze pamiętam, że moimi głównymi fantazjami była oczywiście Nibylandia. Tęskniłam za rodzicami i mimo, że byłam otoczona przyjaciółmi, czułam się tak cholernie samotna.

Opuszczona i niekochana. Dodatkowo miałam straszne wyrzuty sumienia, że tak po prostu zniknęłam. Miałam w sobie takie poczucie, że naprawdę źle zrobiłam i że tylko powiększam ten błąd. Jestem silna, ale jak każdy czasem muszę po prostu pęknąć. Jestem waleczna, mam problemy z agresją, ale czasem muszę się po prostu wyładować. Tym sposobem, po moim policzku spłynęła łza, później następna i kolejna. Po chwili płynęły już strumienie wody, a ja ciągle czułam w sobie ogromną samotność i zapotrzebowanie na kochanie przez kogoś. Czułam się tak niewiarygodnie pusta. Pierwszy raz w życiu miałam do czynienia z tak okropnym uczuciem. Już moment później zaczęłam cicho łkać i musiałam schować głowę w kolanach, żeby nie obudzić blondyna.

Pociągnęłam nosem i wbiłam wzrok w ocean, który zawsze mnie tak uspokajał. Obraz był rozmazany, a moja głowa zaczynała pulsować z bólu.

Nagle wszystkie wydawane przeze mnie dźwięki ustały, bo usłyszałam za sobą kroki i poczułam ten tak bardzo mocny zapach oceanu, lasu i perfum.

Wytrzeszczyłam oczy i zanim zdążył o cokolwiek zapytać, otarłam łzy i nabrałam powietrza.

Peter jednak nie jest głupi, mimo że sprawia takie wrażenie.
— Czemu płaczesz? — zapytał dość spokojnym i przyjaznym jak na niego głosem.

Przymknęłam oczy. Trzeba było myśleć szybko. Chłopak nie mógł mnie zobaczyć popłakanej. Jestem wojownikiem. Nie upokorzę się tak.

— Nie płaczę — odwróciłam się ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy — Skąd pomysł? — udawałam, lub naprawdę byłam głupia myśląc, że mi w to uwierzy. — Co ty tutaj robisz?

Chłopak przekrzywil głowę i posłał mi spojrzenie politowania. Stał tak chwilę, aż westchnął ciezko i przetarł twarz dłońmi. Lekkim krokiem podszedł do mojego miejsca siedzenia i usiadł obok mnie wpatrując się w przestrzeń. Nie wyglądało na to, żeby chciał coś powiedzieć, a w moje oczy znów zaczęły pchać się łzy. Gardło mi się ścisnęło, a stronę ciała po której znajdował się Peter przeszedł gorący dreszcz.

Peter P.O.V.

Dobra, może i nie jestem za dobry w rozumieniu ludzkich uczuć, ale wiem napewno, że Wendy cierpiała. Nie wiedziałem czemu i też nie za bardzo widziałem jak z nią o tym pogadać.

Ja naprawdę nie lubiłem tej dziewczyny, ale jak już muszę pomóc, to to zrobię. Poza tym nie potrzebuję załamanego wojownika, a smutna blondynka nie przyda mi się do pokonania Cienia. Wyglądała tak dziwnie i jakoś nienaturalnie w tym humorze i zaschniętymi łzami na policzkach. Dlaczego ludzie płaczą? Dla mnie to idiotyczne.

— Nie rycz — szepnąłem. No tak średnio wyszło, chyba trochę wrednie — Co się stało? — prawdopodobnie i tak się nie połapię w czym problem, ale może gdy dziewczyna będzie się miała komu wygadać, to poczuje się lepiej.

I tak właśnie zapisałem się na dziesięciominutowy wykład o tym, co dziewczyna czuje w środku siebie. W zasadzie, to nie żałowałem. Ciekawie się słucha tej jej paplaniny. Najbardziej zainteresował mnie ten cały Adam, jej szkoła i tęsknota za...rodzicami.

Nie sądziłem, że ma tyle męskich przyjaciół, a ten Adam to serio śmieszny gość się wydaje. Dziwne, że w jej świecie ludziom w takim stopniu zależy na ocenach i nauce. Dla mnie najważniejsze jest być szczęśliwym. Każdym kosztem.

Zabawa to podstawa.

Szkoła tez dziwna, sam system, ludzie, plotkary, nauczyciele. Bardzo zabawna wydała mi sie Samanta. Po co ludzie tyle plotkują? Czy tam naprawdę każdego obchodzi życie innych? Wszyscy wtykają nos w nie swoje sprawy.

Nie zrozumiałam tylko jednego, a mianowicie tęsknoty za rodzicami. Nibylandia poniekąd jest miejscem wolnym od dorosłych i niecodzienne jest dla mnie to, żeby ktoś za nimi tęsknił. Wiem, że porwałem ją tak bez zastanowienia i pytania, ale nie pomyślałem o tym. Nie oszukując się, dla mnie zawsze ja i Zaginieni Chłopcy są na pierwszym miejscu.

Wpatrywałem się w smutną twarz blondynki oświetlaną przez ledwie obudzone słońce. Naprawdę była bardzo podobna do mnie. Poza tym miała taki śmieszny nos. Normalny i na końcu lekko spłaszczony
— Co ci się stało z nosem? — wypaliłem.

Szczery do bólu.

— Kiedyś spadłam z huśtawki — zachichotała dziewczyna. Prychnąłem i uśmiechnąłem się do niej pobłażliwie. Nigdy bym nie powiedział, że jej wysłucham. Wyglądała już o wiele lepiej, niż w momencie mojego przyjścia. Postanowiłem więc wstać i wrócić do mojego pokoju. Odchodziłem już od dziewczyny, gdy nagle ruszyło mnie coś, czego nigdy wcześniej nie poczułem. Wróciłem się do dziewczyny i poklepałem ją po głowie w ramach pocieszenia.
— Wiesz... — na chwilę się zawahałem — Naprawdę nieźle walczysz.

To była prawda. Za pierwszym razem, gdy widziałem jak walczyła z piratami, to szczęka mi opadła. W tej dziewczynce było naprawdę bardzo dużo agresji i już ja wiedziałem jak ją produktywnie wykorzystać.

Lekko zdezorientowana uśmiechnęła się do siebie.
— Dobranoc — zabrzmiało to jak lekki śmiech pod nosem.

Kiwnąłem głową i opuściłem pokój czując się dziwnie ciepło i spokojnie. Nie podobało mi się to. Było miło, ale ja nie jestem człowiekiem, ani nie jestem też dobry. Muszę coś z tym zrobić. To źle zwiastuje, że blodnyna tak na mnie działa. Muszę znaleźć Hugo.

Wendy P.O.V.

Postanowiłam najcięższej jaka się da, dostawić moje łóżko do łóżka Alexa. Przekonałam się dzięki temu, jak bardzo blondyn ma głęboki sen. W moim posłaniu było zimno, a i tak nie umiałam zasnąć, więc wzięłam własną pościel i wpakowałam się do własnego łóżka dostawionego, do miejsca spania Alexa. Przykryłam się ciepłą kołdrą pod szyję. Chciałam przytulić przyjaciela, ale nie byłam pewna, czy mogę i czy nie byłoby to nieco dziwne na mój wiek. Po chwili leżenia w ciszy, chłopak mi odpowiedział w postaci przysunięcia do siebie i oplecenia rękami ramion.

— Od dzisiaj stwierdzam, że Peter i ty powinniście więcej rozmawiać — szepnął, czym mnie zdziwił, bo byłam pewna że śpi. To znaczy, że słyszał całą moją rozmowę — Pasujecie do Siebie.

Zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się cicho. Z tak absurdalnym komentarzem oddałam się w objęcia mojego snu.

***

Obudził mnie Alex wiszący nade mną i gapiący się na mnie tym swoim spojrzeniem pięciolatka.
— Wstajemy — powiedział tak spokojnym tonem, że przypomniało mi się, jak mama mnie budziła do szkoły.

Przeciągnęłam się i zdecydowałam wstać. Ledwie postawiłam bose stopy na ziemi, a przeszedł mnie zimny dreszcz.
— Czekam na zewnątrz — Alex rozczochrał mi włosy i udał się za drzwi.

Zamrugałam pare razy otępiale i ruszyłam do lustra stojącego w rogu pokoju. Byłam niewiarygodnie rozczochrana. Włosy leciały mi na twarz, jednak strój od Petera był nienaruszony. Odgarnęłam chociaż trochę włosy z oczu, po czym ubrałam z powrotem czarne skarpetki i buty. Ziewnęłam raz jeszcze i wyszłam z pomieszczenia. Przed domkiem stali już wszyscy. Peter wisiał głową w dół na drzewie, reszta się szarpała na plaży. Alex za to robił konkurs chodzenia na rękach z Felixem i Coltonem.

Zaśmiałam się i podeszłam do Króla Nibylandii. Zaczynało się już ściemniać, czyli tak jak planował Peter przespaliśmy cały dzień. Podeszłam do wiszącego głową w dół blondyna
— Kiedy zamierzasz wyruszyć? — zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie bez cienia jakiekolwiek wyrazu na twarzy.

— Po zmroku — odpowiedział i zamknął oczy pokazując mi, że nie ma ochoty na rozmowę. Westchnęłam, gdy nagle od tyłu złapało mnie coś wielkiego. Mianowicie Alex proszący mnie o zabawę z nim. Od razu wylądowałam na piasku leżąc na chłopaku, który gniótł mi żebra.

Śmiałam się jak opętana, gdy nagle Alex złapał moje nadgarstki, Peter zeskoczył z gałęzi i podszedł do mnie podnosząc moje nogi. Zaczęłam się wyrywać, bo intuicja mi podpowiadała, że zaraz będę mokra. Nie myliłam się. Peter poprawił uścisk i oboje z demonicznymi uśmiechami zamachnęli się i wrzucili mnie do zimnej wody.

Początkowo byłam w szoku, gdy lodowata ciecz dotarła do każdego zakamarka mojego ciała. Wynurzyłam się szybko, otwarłam oczy i zachłysnęłam się wodą.

Nie odpuszczę im tak łatwo.

Wybiegłam z oceanu czując się jak podwodny potwór. Chłopcy widząc, że biegnę w ich stronę, zaczęli uciekać śmiejąc sie. Dopadłam w końcu Alexa, a Peter stał niedaleko i zaczął się z niego śmiać. Wskoczyłam Alexowi na plecy i zeskakując wrzuciłam go do wody. Oczywiście chłopak to przemyślał i pociągnął mnie za sobą. Wynurzyłam się po raz kolejny, w porę, by zobaczyć jak Peter bierze rozbieg i wskakuje do wody centralnie na mnie. W ostatnim momencie odsunęłam się, a i tak jego noga przyłożyła mi w ramię. Zaczęłam się śmiać i po raz kolejny zostałam wciągnięta do wody przez jak się okazało Petera.

Po półgodzinnej zabawie z wiecznymi dziećmi w wodzie, postanowiliśmy w końcu wyjść, bo nasze palce przypominały już wyglądem rodzynki. Dwójka gdzieś zniknęła, a ja usiadłam na plaży i zastanawiałam się kiedy i jak mam wyschnąć, bo słońce zaszło, a ja powoli zaczynałam marznąć. Moje palce przybrały już lekko siny kolor, a szczęka zaczęła drgać.

Nagle przede mną pojawiło się różowe światełko. Uśmiechnęłam sie do wróżki i wyciągnąłem rękę, by jej dotknąć, ta jednak odfrunęła zostawiając za sobą smugę jaskrawego światła. Istotka zaintrygowała mnie, dlatego postanowiłam ruszyć za nią między drzewa i przekonać się czy chce mi coś przekazać, bo takie mam wrażenie.

Mokra, brudna i zziębnięta weszłam do ciemnego i mrocznego lasu bez cienia światła i zupełnie sama. Szłam za różowym światełkiem bardzo krótko, bo nagle weszłam na bardzo mrocznie wyglądającą polanę z czterema drzewami. W samym jej centrum znajdowało się skupisko wróżek. Było ich tak dużo, że między nimi nie było milimetra przestrzeni. Formowały się w wielką kulę, która emanowała światłem na wiele metrów.

Dosłownie szczęka mi opadła. Podeszłam do światła zafascynowana, że nie ucieka. W samym jego środku zauważyłam tak niewiarygodnie jasne światło, które mogłabym przysiąc że przypominało już materialną wróżkę. Nie myśląc wiele i będąc jak w jakimś amoku, podeszłam do istoty i wystawiłam powoli przed siebie palec. W momencie, gdy kawałek mojego ciała zetknął się ze skupiskiem wróżek, nagle coś za niego szarpnęło z taką siłą, że wciągnęło mnie do wnętrza kuli.

Nagle poczułam jakby tysiące ptaków obijało mi się o głowę. Reszta trzepotała obok uszu z głośnym hukiem. Po chwili czułam już tylko pisk, a coś zaczęło ciagnąć moje włosy. W zasadzie to mój jeden wielki kołtun. Ciągnęło za moje uszy, resy, rozciągało skórę, muskało nogi i odkryty brzuch. Poczułam, że moja broń była dotykana, a nie byłam w stanie dowiedzieć co było tego skutkiem. Czułam się naprawdę bardzo dziwnie. Jakby ktoś mnie bił, ale nie sprawiało mi to bólu. Nie słyszałam nic ze świata zewnętrznego, bo huk skrzydełek wszystko zagłuszał.

Jedynie ciągnięte włosy mnie bolały. Po wszystkim, upadłam na ziemię i zanim dopadły mnie z powrotem, puściłam się pędem w stronę wyjścia z lasu. Ani razu się nie obejrzałam. Wróżki nie goniły mnie, dlatego też gdy dotarłam na plażę, padłam na twarz.

Chwilę tak poleżałam, gdy podniosłam głowę i spojrzałam spod rzęs na Zaginionych Chłopców. Wszyscy wpatrywali się na mnie z wymalowanym szokiem na twarzy, Peter spadł z drzewa, a Alex cofnął się widząc mnie.

~~~~~~~~~~~~~~

Siema mordy 🌿☘️

Jak myślcie? Co wróżki zrobiły Wendy?

Swoją drogą bardzo mi się podoba scena, jak Wendy płacze, a Peter przychodzi jakoś jej pomoc.

Rozdział też wyszedł mi bardzo długi, ale co mi tam. No i też minęły ledwie dwa dni, widzicie aktywność się poprawia.

Napiszcie co sądzicie
Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top