2 | Nibylandia potrzebuje pomocy (sprawdzone)
— Wendy, szukałam cię! — z tłumu wyłoniła się Samanta.
Korytarz zaczynał pustoszeć, a ja za nic nie potrafiłam nauczyć się własnego planu lekcji, więc dziewczyna i to jeszcze z mojej klasy, spadła mi z nieba.
— No, to już znalazłaś — posłałam jej ciepły uśmiech i ruszyłam za nią prawdopodobnie w stronę miejsca naszych zajęć.
— Gdzie cię wcięło? — zaczęła swój słynny ciąg pytań, wchodząc po schodach. Sam należała do szkolnych plotkar, więc wypytywanie się wszystkich o wszystko, było jej codziennością. Zawsze uważałam, że dobra byłaby z niej dziennikarka.
— Na dworze — siliłam się na uprzejmość.
Wolałam jej nie podpadać z obawy, że jak następnego dnia przyjdę do szkoły, mogę dowiedzieć się, że oblałam poprzednią klasę i planują mnie wyrzucić, a do tego mam problemy z narkotykami, przy czym jestem wariatką. Czasem podziwiałam kreatywność osób z naszej szkoły. To musiało być potwornie trudne napisać każdemu osobną, oryginalną opowieść.
To nie tak, że nie lubiłam dziewczyny, ale wolałam nie ryzykować. Kiedyś próbowałam się zaprzyjaźnić z osobą tego pokroju. Jak można się było domyślić, nic z tego nie wyszło.
— Słuchasz mnie? — odwróciła się nagle.
— Co? Em...tak — zaśmiałam się nerwowo — Zamyśliłam się po prostu.
— Kochana, jesteś blada jak ściana — dziewczyna podbiegła do mnie i podniosła mój podbródek — Masz temperaturę — dodała po przyłożeniu do mojego czoła ręki z kilogramem dzwoniących bransoletek i pierścionków.
Zmarszczyłam brwi
— Poważnie? — zaczęłam dotykać się po twarzy.
Sam zaśmiała się
— Sama tego nie wyczujesz — chwilę mi się przyglądała — Wendy mamy lekcje! — nagle wytrzeszczyła oczy i pociągnęła mnie w stronę sali.
Fakt, gadanie dziewczyny i moje własne rozmyślania, zupełnie odciągnęły mnie od rzeczywistości. Weszłam do klasy, przeprosiłam za spóźnienie i dosiadłam się do Bena ze względu za to, że Adam usiadł z Malory.
Nie od dziś wiedziałam, że chłopak szalał na jej punkcie, chociaż sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna tak jak on, była przewodniczącą szkoły. Dzielili ze sobą to stanowisko, ciagle próbując je sobie nawzajem odebrać. Rywalizowali ze sobą w dziedzinie ocen, zachowania, organizacji i pełnienia swoich obowiązków na tle szkolnym. Pałali do siebie niechęcią, a przynajmniej wmawiali ją sobie. Widziałam jak jeden na drugiego patrzył, a przecież między nienawiścią, a miłością jest bardzo cienka granica, prawda?
Malory była prześliczną blondynką o drobnej budowie i przeszywających niebieskich oczach. Jej wygląd aniołka był ogromną przewagą, bo ukrywał przebiegłość, determinację i niesamowitą inteligencję. Ciągle ścigała się z Adamem w ocenach, a ten nawet na moment jej nie odpuszczał.
— Jak myślisz, kiedy zdadzą sobie sprawę, że coś do siebie czują? — zaczął rozmowę Ben.
— Oj, nie szybko — zaśmiałam się — Czemu razem siedzą?
— Podsiadła go.
Fakt, Adam zawsze siedział w pierwszej ławce od razu przy nauczycielce. Malory również na przodzie, ale w środkowym rzędzie. Jak widać znudziło jej się to miejsce albo zwyczajnie prowokowała chłopaka. Standard.
***
Po zakończeniu wszystkich lekcji, wybiegłam szybko z budynku, spiesząc się na autobus. Miał przyjechać za dziesięć minut, a przystanek znajdował się daleko od szkoły.
Mogłam zacząć robić prawo jazdy, ale mama uznała, że jeszcze powinnam poczekać. Taka decyzja mogła wynikać z tego, że jak raz prowadziłam auto przy niej - prawie rozjechałam faceta na przejściu. Możliwe, że to zdarzenie miało wpływ na jej decyzję.
Nie zwracając uwagi na to, jak okropnie musiałam wtedy wyglądać, biegłam z całych sił. Plecak obijał mi się o tyłek, a włosy rozwiewały na wszystkie strony. Dobrze, że chociaż zdecydowałam się dzisiaj na jeansy, a nie spódniczkę, bo wszyscy przechodnie mogliby podziwiać moje seksowne majtki w barbie.
Po dziesięciu minutach biegu, dotarłam. Cała zadyszana, ale dotarłam. Wszyscy ludzie na przystanku patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale nie zwracałam na nich uwagi. Udało mi się i tylko to się liczyło. Miałam ochotę się śmiać, ale to tylko pogorszyłoby moją sytuacje. Mogłam się założyć się, że ludzie stojący obok, uznaliby mnie za opętaną, a nagły atak śmiechu tylko by mnie dobił. Już wtedy ledwo oddychałam.
Wdech, jaki wzięłam, można było porównywać do wdechu starego gruźlika. Niemal język mi wypadł, gdy zaczęłam cherlać.
Wsiadłam do starego pojazdu, do którego smrodu już dawno się przyzwyczaiłam. Wybrałam miejsce na końcu. Na szczęście dzisiaj jechałam tylko ja, a to nie zdarzało się często, więc należało korzystać. Usiadłam i założyłam słuchawki.
W uszach rozbrzmiewało „Girls just wanna Have Some" - Chromatics, a ja pozwoliłam sobie odpłynąć i zapomnieć o całym świecie. Przenieść się gdzieś daleko.
Nagle do pojazdu weszła starsza kobieta o krótkich siwych włosach i kulach. Wyglądała na bardzo starą. Widziałam, że poruszanie się przychodzi jej z trudnością, więc po chwili zastanowienia, wstałam i podeszłam do niej. Jasne było, że zaraz kierowca ruszy jak popieprzony, a babcia wyląduje na podłodze.
— Pomóc? — wystawiłam w jej stronę dłoń, którą po dłuższej chwili złapała.
— Dziękuję, dziecko — uśmiechnęła się do mnie. Jak ja lubiłam, gdy ktoś mnie tak nazywał.
Doprowadziłam staruszkę do fotela i pomogłam jej usiąść. Gdy chciałam już iść w stronę mojego miejsca, kobieta nagle złapała moją rękę i przyciągnęła do siebie. Znajdowałam się bardzo blisko jej twarzy. Za blisko. Dopiero z tej odległości zobaczyłam, że jej oczy są bardzo jasne i lekko zamglone.
— Uważaj na siebie Wendy. Niedługo w twoim życiu dużo się wydarzy, ale w ciężkich sytuacjach zawsze zaufaj umysłowi, nie sercu — Wzięła oddech — Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje — nagle wydała mi się naprawdę przerażająca.
Wiedziałam, że nie jest zwykłą staruszka.
— Żyją w tobie demony, które niedługo będą pragnęły się ukazać, stoczysz walkę i z wrogami, i z samą sobą. Nibylandia potrzebuje pomocy, a tylko ty i ON możecie ją uratować. Pamiętaj jednak kierować się głową — zakasłała — A będzie dobrze.
Nibylandia? Demony? We mnie żyją demony? Znaczy się, każdy ma swoją mroczną stronę, ale żeby od razu demony? Może ta staruszka była poprostu chora, czy coś w ten deseń.
Nie do końca wiedziałam co odpowiedzieć, żeby nie zranić uczuć kobiety, więc jedynie powoli pokiwałam głową i oddaliłam się z powrotem na moje miejsce.
Ja pierdolę, co to było?
Siadając na krzesełku, jeszcze raz przemyślałam słowa staruszki. Nic nie zrozumiałam, ale zrobiło mi się cieplej na wzmiankę o Nibyladnii. Niewiele osób w nią wierzyło i miło było usłyszeć o niej od kogoś, kto nie był mną.
Chwilę jeszcze o tym myślałam, ale szybko mnie to znudziło. Nie miałam żadnych podstaw, żeby coś z tego wywnioskować, a z resztą zupełnie nie byłam typem osoby, która ciężko myśli. Ja po prostu robiłam. Skąd jednak znała moje imię? Aż ciarki mnie przeszły na samo wspomnienie.
Po jakiejś minucie drogi wychyliłam się, żeby sprawdzić czy kobieta dalej tam jest, choć intuicja podpowiadała mi jedno.
Wyciągnęłam szyję najbardziej jak było to możliwe, ale autobus był pusty, a mogłabym przysiąc, że się nie zatrzymywał. Moja paranoiczna część od razu zaczęła panikować.
Może to ja jestem chora?!
Uspokój się.
Czy moje rozmowy z samą sobą miały mnie niepokoić? To chyba nie było normalne.
Boże, Wendy ogarnij się. Szukasz problemu tam, gdzie go nie ma.
Chwilę przed moim przystankiem wstałam z miejsca i podeszłam do kierowcy.
— Przepraszam bardzo, nie wie pan kiedy wyszła ta staruszka? — w autobusie byłam tylko ja i ona, więc raczej zauważyłby, gdyby wysiadła.
— Nie mam pojęcia o czym ty do mnie mówisz — zmarszczył nos — Wracajże na miejsce i nie przeszkadzaj mi.
Teraz byłam już pewna, że muszę się przebadać, dlatego zaraz po naciśnięciu przycisku symbolizującego, że chcę wysiąść, zaczęłam szukać w internecie psychiatry w mojej okolicy. Musiałam przegadać sytuację z tą babcią i dziwne sny, które powtarzały się ostatnio coraz częściej.
Gdy wysiadłam z pojazdu, kierując się w stronę domu, znalazłam lekarza niedaleko mnie. Może i nie planowałam w najbliższym czasie się wybrać, ale jednak dodałam stronę do ulubionych.
Na wszelki wypadek.
Zgasiłam wyświetlacz i już po chwili byłam pod średniej wielkości domkiem o jasnych ścianach i brązowych dachówkach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemaneczko ziomeczki ❤️ (Zosia z przyszłości: boze coxd)
Więc, publikuję już drugi rozdział. Zachęciła mnie do tego pierwsza osoba czytająca rozdział 😂 wow ale fejm. Napisanych mam czternaście rozdziałów, z czego dwanaście jest sprawdzonych i gotowych do upublicznienia. Rozdziały jak narazie będę dodawać prawie cały czas, bo mam ich zapas.
Książkę planuję skończyć nieważne ile osób będzie to czytać.
Całuski
Zosia ❤️
Send help z tymi notkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top