17
Pragnęłam uciekać, walczyć, umrzeć. Sama nie wiedziałam. Nie chciałam tu po prostu być i stać twarzą w twarz z trzydziestometrowym potworem, o kłach wielkości połowy mojego ciała.
— Nie bój się — zaśmiał się Alex kładąc mi rękę na plecach.
Mentalnie zaśmiałam się sarkastycznie.
Wow dzięki
Zdjął mnie z siebie i postawił w wodzie przed sobą. — Nic ci nie zrobi.
No nie wiem.
Posłałam Alexowi spojrzenie politowania i Rzuciłam okiem na potwora kurczowo ściskając jasnoszarą koszulkę blondyna.
— Napewno mnie nie zabije? — zapytałam odwracając się. Słowa słowami, ale średnio wierzyłam chłopakowi, że to COŚ jest bezpieczne i przyjaźnie do mnie nastawione.
— Jeśli by chciała, to już byś leżała martwa — prychnął Peter. — Ja bym na jej miejscu korzystał z takiego przywileju. Popatrzył na mnie z iskierkami prowokacji w jego zielonych oczach. Włosy chłopaka były mokre i co bardzo dziwne, atrakcyjnie wyglądały przyklejone do czoła. Po ustach i nosie ciekły kropelki wody, a oczy jak zawsze wybijały się w ciemnościach i odbijały w czarnej tafli oceanu.
Dlaczego on musi być taki przystojny?
Dlaczego taki przystojniak musi mieć taki zepsuty charakter?
Uśmiechnęłam się do chłopaka ironicznie, na co ten podniosł prowokacyjnie brew.
— Dobra co teraz? — zapytałam zmieniając temat prowadzący prawdopodobnie do kolejnej kłótni.
Naprawdę zastanawiało mnie, co będziemy robic. Jesteśmy w wodzie na samym środku magicznego oceanu, a bardzo prawdopodobnie że dosłownie pod naszymi nogami przepływają jakieś demony, potwory, bestie, jakieś nie wiadomo co.
Peter nie odpowiedział, tylko podpłynął do potwora w zawrotnym tempie, a tam spojrzał jej prosto w oczy. Ja się bałam znaleźć obok niej na mniej niż osiemset metrów, a chłopak stał bezpośrednio przed nią. W porównaniu był taki mikroskopijny. Wyższy ode mnie o jakąś głowę, a w zestawieniu z bestią, był jak mrówka.
Ciągle czułam taki lekki strach o własne życie, wiedząc że stoję niedaleko wielkiej bestii wodnej. Kochałam wodę, ale ta świadomość, że nie widzę dna, a ono pewnie ciągnie się kilometry w dół, świadomość że dosłownie za mną może być teraz jakiś potwór z dziesięcioma rzędami kłów. Świadomość, że nie mam dosłownie żadnej ucieczki, przyspieszała moje tętno.
Peter powiedział coś, do Klementynki, ale nic nie zrozumiałam. Nie brzmiało to jak ludzki język. Pokiwał głową i odwrócił się do nas, gestem nakazując byśmy podpłynęli. Wszyscy spokojnie zaczęli kierować się do potwora, tylko ja rozglądałam się za drogą ucieczki. Szukałam jakiegoś słupa, kija, którego mogłabym się złapać.
Odczekałam chwilkę i kiedy nikt po mnie nie wrócił, zaczęłam odpływać w przeciwnym kierunku. Miałam na końcu głowy, że tak czy siak w kolejnym miejscu może zaatakować mnie coś gorszego, ale jak widomo w strachu nie działa racjonalne myślenie.
Nagle coś musnęło moją nogę, jednak było to coś, co nie wzbudziło we mnie ataku serca. Zdziwiło mnie, że nie wystraszyłam się jakiegoś drugiego podwodnego potwora, którego dodatkowo nie widziałam. Zamrugałam pare razy, a na całym oceanie zastała kompletna cisza. Nie słyszałam już wody obijającej się o skały, ani cichego dźwięku płynięcia chłopaków. Nie słyszałam wiatru, ani własnego oddechu, czy bicia serca.
Nagle przede mną wyłoniła się twarz. Samo to, że stało się tak nagle, poskutkowało moim instynktownym cofnięciem się. Nie potrafiłam krzyknąć, ani się ruszyć. Jedynie zaczęłam analizować twarz potwora. Skóra była brudno błękitna i wydawała się śliska. Pozbawiona wszelkich łusek i innych tego typu zmian na skórze. Nie miała brwi, ani nosa za to z jej czoła wystawały dwa pręciki z lampkami na końcu. Jej uszy były odstające i w formie harmonijek, za to oczy na całej powierzchni czarne.
Czułam się dziwnie błogo i otępiale. Miałam ochotę wpatrywać się w istotę godzinami i nigdy nie przestawać. To było strasznie nienaturalne zwłaszcza, że jej wygląd mnie przerażał. Ja dosłownie chciałam znajdować się naprzeciwko jej, a strach prawie całkiem gdzieś zniknął. Z tyłu głowy słyszałam tylko głos sumienia, że powinnam wrzeszczeć, by zwołać do siebie pomoc. Nie rozumiałam po co miałabym uciekać w tamtym momencie. Mimo to, postanowiłam zaufać intuicji i ledwo świadomie włączyłam tryb ucieczki.
Krzyknęłam, ale z mojego gardła nie wydobył się najmniejszy dźwięk. Spanikowana niedziałającymi strunami głosowymi, postanowiłam się bronić, ale to też nie przyszło mi z łatwością. Chciałam ją walnąc, szarpnąć, ale to na nic. Z wielkim wysiłkiem udało mi się wymierzyć istocie kopniaka w jak się spodziewałam nogi.
Jakież było moje zdziwienie, gdy nie natrafiłam na nogi, a na oślizgły ogon, również pozbawiony wszystkich nierówności. W reakcji na mój atak, istota obnażyła pare rzędów swoich kłów i wyciągnęła z wody niebieską dłoń zakończoną obrzydliwie zagiętymi szponami.
Ledwie zdążyłam wytrzeszczyć oczy, a nagle twarz istoty odgięła się do tyłu pod naporem uderzenia sierpowego Petera. Szybko jednak wyprostowała się i zaczęła atakować chłopaka.
— Zostaw go! — krzyknęłam instunktowne kopiąc istotę prosto w brzuch, czy coś na jego kształt. Zdając sobie sprawę, że moje ciało jest już zdolne do użytku, wymierzyłam kolejne uderzenie, które jednak nie poskutkowało, bo zostałam odciągnięta od potwora za rękę.
Peter nie pozostał jej dłużny i złapał ją za szyję unosząc wysoko ponad wodę. Dopiero teraz zauważyłam co kryje się pod powierzchnią. Nie miała syreniego ogona, tylko coś na kształt węża, tyle że pozbawionego czegokolwiek na skórze. Chłopak zacisnął palce na jej szyi, wbijając w nie coś, co zaświeciło się na zielono. Istota przeraźliwie zajęczała i wyrwała się z uścisku odpływając w przestrzeń.
— Szybko — Felix pociągnął mnie za nadgarstek. Posłusznie oddałam się jego tempie i pozwoliłam by mnie za sobą ciągnął.
Miło, że nie zrobiłam nic wymagającego, to czułam się niesamowicie zmęczona. Niewiarygodnie padnięta i wyssana z energii. Nie miałam siły płynąc, a wręcz oczekiwałam zatrzymania się.
— Nie poddawaj się. Płyń — poprosił błagalnie Alex płynący obok — To zmęczenie to tylko złudzenie.
Wiesz jakoś nie wydaje mi się
Oczy zaczęły mi się kleić, a serce dziwnie ciągnąć z powrotem do miejsca starcia z kobieto-syreno-wężo-czymś tam.
Po kilkudziesięciu sekundach, zaczęłam czuć spokój. Już nie byłam taka zmęczona, a wręcz przeciwnie. Znowu czułam energię rozpierająca mnie.
— Co to było? — wymamrotałam przecierając oczy.
Jeszcze pare sekund temu, miałam wrażenie, że zaraz umrę z wyczerpania, a teraz cała moje energia nagle wróciła.
— Airina — mruknął Ethan.
Posłałam mu pytające spojrzenie ze zmarszczonymi brwiami, ale chłopak już nie zareagował.
Moje oczy ponownie się wytrzeszczyły, a serce zaczęło bić, gdy wszyscy stanęliśmy na przeciw Klementynki.
— Nie! — zaczęłam się wyrywać.
— Przestań, bo będzie jej przykro — szepnął Brendan.
Cofnęłam się prychając.
Bestia spojrzała na mnie swoimi ślepiami, powodując u mnie zatrzymanie akcji serca.
— Szybko, bo nas mogą znowu Airiny dorwać. — warknął Peter i odwrócił się w końcu w moją stronę. Jego policzek był bardzo głęboko rozcięty i płynęła z niego szeroka strużka krwi. — Ona nie uciekła, tylko popłynęła po ziomków.
Airina??
Zapytam o to później.
— Peter wszystko w porządku? — zapytałam podpływając do niego. W tamtym momencie zapomniałam o Klementynce znajdującej się prawie obok mnie.
Chłopak zmarszczył brwi i zmierzył mnie pytającym wzrokiem.
— A czemu miałoby nie być? Zaraz nas dopadną demony morskie, jesteśmy w niebezpieczeństwie. Wszystko jest w porządku. — rzucił ironicznie.
Szybko przeniosłam się obok chłopaka i uświadomiłam go o jego obrażeniach. Skrzywił się i otarł krew z policzka, a mnie przeszły ciarki. To naprawdę było głębokie zranienie i normalnie byłoby do szycia.
— Czyli co mam niby zrobić? — zapytałam patrząc z niedowierzaniem na zupełnie już zagojoną ranę Petera.
Chłopak wyminął mnie i stanął przed Klementynką podparty na bokach. Ona wciąż patrzyła na mnie swoim demonicznymi oczami.
— Wchodzimy — stwierdził dumnie.
— Wchodzimy? — zapytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
— Wchodzimy
— Wchodzimy?
— Jezu no wchodź! — krzyknął Peter jakby było to zupełnie oczywiste.
Mam nadzieję, że on nie ma na myśli tego, co ja mam nadzieję, że nie ma.
Wow dobrze to powiedziałam
Samo to, że wiedziałam, że stoje dwa metry od wielkiej bestii, która mieszka w czeluściach oceanu, utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie zbliżę sie do Klementynki.
— No Jezu — Peter do mnie podpłynął, złapał w biodrach, podniosł i jednym ruchem wrzucił na wielkie łuskowate cielsko bestii. Cudem się nie ześlizgnęłam.
Pytanie jakim cudem on mnie uniósł i z taką łatwością wrzucił na wysokość.
To było chyba najgorsze doświadczenie w moim życiu. Klementynka była pokryta łuskami, które raniły moją skórę. Złapałam za jedną z nich pchnięta panicznym strachem przed spadnięciem. Wierzcie, lub nie, ale plecy potwora znajdowały się na jakiś dwóch metrach wysokości.
Nagle za mną usiadł Alex, za nim prawdopodobnie Felix, a dalej Colton, David, Max, Ethan i Brendan. Za to Peter...o nie nie nie nie, on się nie uniży do siedzenia za mną, dlatego siadł z wielkim impetem obok mnie, prawie mnie zrzucając.
— Posuń się.
— Byłam tu pierwsza! — popchnęłam chłopaka, który na chwilę stracił równowagę.
— A dzięki komu? — zadał retoryczne pytanie pokazując na siebie subiektywnie kciukiem.
— No i co z tego? — syknęłam. — Ja tu siedzę.
Ja mu nie pozwolę zająć mojego miejsca. Wolę trzymać się już grubej szyi potwora, niż pasa Petera.
— Przesuń się i nie pyskuj — machnął ręką chłopak wymijającym tonem.
— Powiedziałam, że nie.
Za sobą usłyszałam ciężkie westchnienia Zaginionych chłopców.
— Dziewczynko — zaczął Peter — Kobiecino... — zaczął mrużąc oczy i pukając się w czoło.
— Chłopczyku...
— Jezus ustąp ktoś po prostu. — przerwał mi Ethan. Posłałam mi mordercze spojrzenie. Nasze relacje nie zapowiadają się zbytnio przyjaźnie.
Zacisnęłam wargi i odwróciłam się do Petera, na którego twarzy teraz malował się typowy dla niego arogancki uśmieszek. Nie myśląc wiele wepchnęłam chłopaka z powrotem do wody. Zszokowany wpadł do oceanu z głośnym pluskiem, a po jego wynurzeniu się, wyspę spowił mój głośny śmiech.
— Głupi mały chłopczyk — przycisnęłam się do szyi Klementynki gotowa do podróży.
Peter już lekko zdenerwowany podleciał pod niebo i zleciał wpychając się przede mną, zabierając mi tym samym równowagę. W ostatnim momencie odzyskał ją Alex łapiąc mnie. W przeciwnym wypadku musiałabym się wdrapywać po zimnej skórze bestii przez jakieś dwadzieścia minut.
Wciąż się bałam, ale teraz wypełniało mnie takie uczucie, którego nie umiałam za bardzo opisać. Trochę jak bezsilność i obojętność z domieszką adrenaliny. Wiedziałam, że tak, czy owak będę musiała popłynąć na niej. Nie miałam wyboru, a przecież woda to mój żywioł nie?
Uszczypnęłam chłopaka w plecy, co on skwitował morderczym spojrzeniem i oparłam się na Alexie panicznie łapiąc równowagę niezbędną mi w podróży.
— Dzieci — szepnął Alex pocierając twarz ręką, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
Nabrałam głębokiego wdechu i zacisnęłam palce na kolanach Alexa siedzącego za mną gotowa do podróży.
Byłam już naprawdę zmęczona. Nie spałam już od bardzo dawna, a ciągle musiałam coś robić. Albo walczyć, albo myśleć. To było niesamowicie wyczerpujące, a ja pragnęłam tylko snu. To tak wiele?
Ziewnęłam
Wiedząc, że zaraz Klementynka zacznie płynąć, zaczęłam rozmyślać, jak odbędzie się dalsza droga. Ten potwór pływa pod wodą, a ja nie mam umiejętności oddychania pod nią, jak pewnie można się domyślić i nad czym ubolewam niesamowicie mocno.
Rzuciłam szybkie spojrzenie na wodę i z przerażeniem spostrzegłam tam istotę, która zaatakowała mnie przed chwilą w wodzie. Wyglądała na naprawdę wściekłą, ale tym razem moja adrenalina skoczyła widząc ją, a nie przeciwnie.
Właśnie miałam krzyknąć, że ją widzę, gdy zrobił to za mnie Colton, a Peter rozejrzał się i natychmiast zauważył istotę. Klepnął Klementynkę i powiedział do niej coś, czego znowu nie zrozumiałam.
Nagle potwór wodny ruszył tak niespodziewanie, że prawie spadłam z niego. Nie zanurzyliśmy się, tylko zaczęliśmy płynąć po tafli oceanu tak spokojnym i jednostajnym tempem, że cały mój strach zniknął jak przebity szpilką balonik. Zostawiliśmy Airiny i pierwszą część tej długiej przygody za sobą. Tak naprawdę wszystko teraz się zaczyna
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema mordy 🧚♀️
Dzisiaj krótko.
Ten rozdział mi się nie podoba ale tak fest i jest wymęczony ale już dobra. Czego się nie robi dla was haha.
Całuski
Zosia❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top