131 | podziemne źródło
Uwaga drodzy czytelnicy. Parę spraw 💕
1. W multimediach dałam dźwięk, ale wiem, że niektórym z Was nie działa. Zatem podam tytuł, który w mojej opinii POWSTAŁ DLA PETERA I WENDY!
pity sex: drown me out
2. W tym rozdziale jest zawarta scena należąca do tych seksualnych. Muszę Was ostrzec, jeśli ktoś nie chce takich scen czytać (to nie jestem ja XD)
3. Jest dużo przekleństw, za co chyba przepraszam. Po prostu dosadnie wyrażają emocje.
Miłego czytania ❤️
— Cholerny idiota — warknęłam pod nosem, krzywiąc całą swoją twarz. Bylam wściekła, a furia płynęła w moich żyłach i ściskała żołądek, więc miałam ogromną nadzieję, że narzygam na Petera.
Szedł obok mnie, skuty kajdankami tak ciasno, że wypinała mu się klatka piersiowa. Mnie potraktowali niewiele lżej.
Król skazał nas na lochy, w których mamy czekać na egzekucję. Morderstwa jego poddanych przez cudzoziemców były karane najwyższą karą nawet w przypadku marginesu patologii społeczeństwa.
Wiedziałam, że nie zginiemy, ale byłam wściekła, że znalazłam się w takiej sytuacji przez niego.
Rycerz otworzył celę otoczoną przez grube metalowe kraty. Na powierzchni prężyła się dumnie rdza i bóg wie co jeszcze, bo z kamiennego sufitu kapała woda, która po niej płynęła.
— Właź — pilnujący mnie strażnik pchnął mnie tak mocno, że ledwo utrzymałam równowagę. Zacisnęłam szczękę i wymierzyłam mu kopniaka w tył prosto w kolano.
Sklął głośno.
Patrzyłam na niego zwężonymi źrenicami, a on gdy tylko skończył jęczeć i zginąć się wpół, złapał moje włosy i zacisnął na nich pięść tak ciasno, że czułam palący ból w cebulkach.
Walnął moją twarzą w kamienną ścianę i zamknął za mną drzwi.
Upadłam w rogu celi z jękiem, a przed oczami zatańczyły mi gwiazdki.
Splunęłam krwią.
Gdy zamykał drzwi, moje zielone oczy spod czarnych kosmyków były wbite z niego. Z nosa i wargi lała mi się czerwone posoka, ale ja się szczerzyłam.
Widząc przerażanie powoli wkradające się na twarz strażnikach, niemal wrzasnęłam z radości.
Minutę później w celi obok mnie, siedział już Król Nibylandii i ciężko oddychał. Nic nie mówił, ale gdyby jego wzrok mógł zabijać, obu rycerzy już dawno leżałoby martwych.
— I co teraz? — wypaliłam, gdy w końcu zostaliśmy sami. Żelazne drzwi trzasnęły z hukiem, a następnie rozeszły się dźwięki ciężkich zasuw.
Peter nie odpowiedział. Wiercił się tylko, usiłując wstać bez pomocy skutych rąk.
Ja nie miałam tyle chęci. Wczuwałam się w palący ból w nadgarstkach. Miałam wrażenie, że krwawię od zaciśnięcia kajdan. Od zaczepów zwisały długie i grube łańcuchy, przypięte w rogu celu, co konkretnie ograniczało mi możliwości.
— Nie wytrzymam tu — stwierdziłam — Nie z tobą.
— Myslisz, że ja jestem zadowolony? — kopnął ścianę, z której osypało się parę kamieni.
Warknęłam, opierając ciężką nagłe głowę o ścianę. Nie mogłam spędzić z tym psycholem ani minuty dłużej.
— Ja się chyba zastrzelę.
— Co cię nie zabije, to mnie rozczaruje.
— Co ty powiedziałeś?
— Gówno.
— Podejdź tu i powtórz to — miałam ochotę wstać i wyjść. Bezsilność była tak mocna, że przysłaniała mi wszystkie logiczne myśli. Nie miałam siły walczyć czy się starać.
— Serio chcesz? — wycedził przez zęby.
— Oh, bardzo chcę.
— Jesteś małą naiwną kretynką, która źle trafiła i teraz udaje, że cokolwiek znaczy.
— Pierdol się! — kopnęłam z całej siły w kratę dzielącą nasze cele — Masz szczęście, że mam ręce skute.
— Za to ty szczęście, że jesteś ładna, bo już dawno byłabyś parę metrów pod ziemią — warknął, ale sprawiał wrażenie, jakby nie zdążył ugryźć się w język.
Milczałam.
Usiłowałam powstrzymać chęć wyrwania rąk z kajdan, ignorując miażdżenie kości i złapać Petera przez kratę za gardło.
Usłyszałam, jak opierając się o ścianę, zaczął wstawać.
— Dobra. Stoję — poinformował mnie, jakbym była ślepa i głucha. Jego stęki i przekleństwa słyszeli pewnie Zaginieni Chłopcy w karczmie.
Przyglądałam mu się ze zmarszczonymi brwiami.
— Obyś się wyjebał.
— Wyjebię ci kark, jak się nie zamkniesz.
— No dalej. Zmuś mnie.
Nabrał głębokiego wdechu, napiął wszystkie mięśnie i szarpnął rękami.
W całych lochach rozszedł się trzask łamanych kości, a następnie metalowy pogłos upadających kajdan.
Peter padł na kolana i zacisnął oczy z bólu. Obie dłonie miał wykręcone w przeciwne strony, a na ten widok przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
Zagryzłam wargę do krwi, żeby nie rzucić czymś, co zdradziłoby, że się o niego wystraszyłam.
— Jesteś chory.
— Cicho — uciszył mnie niemal zwierzęcym warkotem — Ratuję ci dupę jak zawsze — odwrócił się dosłownie na sekundę, ale wystarczyło, abym zauważyła czarne białka oczu.
Wziął zamach i przywalił wierzchem dłoni w ścianę z taką siłą, że odpadło kilka kamieni. Kość chyba wskoczyła na miejsce, bo zaraz nastawił drugi nadgarstek.
— Kurwa jebana mać — syknął, masując oba przeguby.
Nie mogłam zaprzeczyć, że było to bardzo imponujące.
Podszedł do drzwi celi i sięgnął do pasa, w poszukiwaniu pistoletu.
Zanim trafiliśmy do lochów, strażnicy sumiennie nas przeszukali. Straciłam absolutnie każde ostrze, jakie miałam, a nie zamierzałam wychodzić bez mojego pirackiego miecza.
Peter kopnął w drzwi na tyle mocno, że wyleciały z zawiasów i gdyby nie ruch dłoni, które zielonym światłem przytrzymały metal, na cały zamek rozległby się huk.
— Wstawaj — nakazał mi, a zaraz potem doszedł mnie dźwięk szczęku zamka, po czym chłopak wszedł do mojej celi — Sama się uwolnij.
— Wal się.
Jego spojrzenie było martwe. Patrzył na mnie z obojętnością, która mieszała się z nieopisaną nienawiścią.
— Nawet nie wiesz ile samokontroli potrzebuję, żeby cię nie rozerwać na strzępy.
— Bez miecza nie wychodzę — wycedziłam przez zęby, przysuwając się do jego pochylonej twarzy.
— Bez szans — pokręcił głową, zaciskając pięści.
Zacisnęłam scenkę. Nie mogłam uwierzyć, że klęczałam przed nim ze skutymi nadgarstkami.
— Którego słowa nie zrozumiałeś? Bez miecza nie wychodzę.
Peter patrzył na mnie twardym wzrokiem. Nie zamierzał się ugiąć, ale ja też nie zamierzałam.
Jego osobowość znowu się zmieniła. Złapał mnie za ramię i z całej siły mną szarpnął. Poderwałam się na nogi i niemal przewróciłam. Psychol złapał moją szyję i pchnął na ścianę.
Próbowałam się wyrwać, ale wciąż miałam skute nadgarstki.
Gorączkowo usiłowałam nabrać powietrza, ale trzymał mnie cholernie mocno.
— Spróbuj chociaż raz mnie nie posłuchać, jak będziemy wychodzić, a będę ci odrywać żebro po żebrze.
— Ale jesteś uroczy.
Nie odpowiedział. Jego spojrzenie było tak lodowate, że przeszedł mnie dreszcz.
Wiedziałam, że miecz straciłam.
***
Nic nie wskórałam.
Od początku było dla mnie jasne, że więcej prezentu nie zobaczę. Musiałam się z nim pożegnać.
Nie było możliwości, abym go odzyskała. Musieliśmy wyjść ukradkiem z pałacu. Nie mogłam wydać nawet odgłosu, nie mówiąc o odnalezieniu naszej broni, zabiciu strażników, zabraniu łupów i wyjścia niepostrzeżonymi.
Jeszcze jakbym wiedziała gdzie szukać, to byłaby jakaś szansa.
Z początku byłam wściekła na Petera, ale później dotarło do mnie, że to nie była jego wina. Nie miał wpływu na odebranie nam broni.
A ta afera w karczmie? To była jego wina, ale jej powód...cóż. Nie mogłam być tak wściekła, jak powinnam.
Przez pół nocy opowiadałam Ceddar co się stało i klęłam na Petera. W istocie dostałam konkretnie po dupie od dziewczyny, że się o mnie martwiła, że tak nie może być, że ona zawału dostała.
Takie tam pieprzenie.
Czułam się bezsilna, a złość szybko zmieniła się w zwykły ludzki smutek i żal.
Jedyne miejsce, w którym mogłam zebrać myśli, znajdowało się pod miastem. Jeszcze przed chwilą była ze mną Ceddar, ale Brendan po nią przyszedł, aby już się położyła. Ja postanowiłam zostać i poukładać sobie wszystko w głowie.
Pod jednym z domów w podziemiach znajdowało się gorące źródełko. Jedynym światłem była tu waląca po oczach lampa naftowa. Nad ciemną wodą unosiła się para, a po tafli pływały pojedyncze kwiaty.
Czułam się jak we śnie.
Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę, opierając ją o kamienną nieckę.
Spokój trwał parę minut, aż usłyszałam trzask, który zmusił mnie do skierowania oczu na drzwi prowadzące do schodów w górę.
W ramie stał Peter i gapił się na mnie bezczelnie. Chciałam odwrócić głowę, ale duma mi nie pozwoliła. Chciałam spytać czego zaś chce, ale nie chciałam się odzywać. Tak wiele rzeczy chciałam, a nic nie robiłam.
Patrzyłam tylko na niego równie zaciekle jak on na mnie.
— Wyczerpałaś jad z języka? — spytał jak gdyby nigdy nic. Na jego wrednej twarzy nie malował się już arogancki uśmieszek.
— Zostało jeszcze trochę. Akurat dla ciebie — uniosłam brew, gdy z jego gardła wydobył się zachrypnięty śmiech, od którego miękły mi kolana.
Peter złapał swoją koszulkę i ściągnął ją przez głowę.
Zacisnęłam zęby, widząc jego półnagie ciało pokryte tatuażami i mięśniami tak kolosalnymi, że kręciło mi się w głowie.
Obserwowałam jego szerokie ramiona i obojczyki z tak wściekłą mina, że gdybym mogła zabijać wzrokiem, już dawno leżałby martwy.
Byłam wściekła na siebie. Wściekła, że jakaś część mnie łudziła się, że do mnie przyjdzie. Że spędzi ze mną czas.
Byłam mu wdzięczna, że uratował mi życie, że wydostał mnie z lochu, że eskortował mnie w ucieczce.
Ale gdyby nie odpalił się w karczmie, żadnego problemu wcale by nie było.
Powinnam się wkurzać o to, że zabił człowieka, bo ten zwyczajnie mnie obraził. Powinnam uważać to za chore i nienormalne. Bo to było chore i nienormalne.
Ale kurwa. Nie mogłam.
Jak gdyby nigdy nic, wszedł do wody.
— Jesteś dziś wyjątkowo trudna w obsłudze — zmarszczył brwi.
Krew się we mnie wezbrała.
— Tak myślisz? — warknęłam.
Podpłynął do mnie. Wydawało mi się, że jest za blisko. Wtedy jednak podpłynął jeszcze bliżej. Był zdecydowanie za blisko.
Musiałam zadbać o dystans, ale nie mogłam się ruszyć.
— Tak, tak myślę — powiedział twardo. Moje oczy od razu wróciły do niego.
Byłam chora na umyśle. Tak, byłam cofnięta w rozwoju i absurdalnie chora.
Podpłynęłam do niego i zanim zdążyłam się zastanowić, złapałam jego policzki i pocałowałam.
Peter szybko się odsunął
— Mamy umowę — ostrzegł mnie, ale jego oczy płonęły. Nie odpowiedziałam. Czekałam aż sam podejmie decyzję — A jebać umowę — warknął, wbijając się w moje usta.
Pocałunek od razu przerodził się w bardziej żarliwy, a my przysunęliśmy się do ściany źródełka, do której zostałam dociśnięta.
Ręce Petera szybko powędrowały na moje biodra, ściskając je mocno w palcach. Przesunęły się na tył ud, unosząc je. Posłusznie na niego wskoczyłam. Czułam jak z miejsc, których dotykał rozchodzi się gęsia skórką i ogień tak palący, że cała drżałam.
Peter złapał w usta moją dolną wargę i zagryzł, co wywołało u mnie ciche westchnięcie.
Patrzyłam na niego z góry, a moje serce biło jak szalone. Tłukło się o moje żebra.
— Jesteś bezczelnym małym chłopcem — na moje słowa przycisnął mnie mocniej do ściany, wyciskając ze mnie resztki powietrza.
— Za to ty jesteś rozpuszczoną i rozwydrzoną małą pizdą, Darling.
— Spierdalaj — skrzywiłam się.
— Uratowałem ci życie, niewdzięczna dziewczynko.
— Ta, ale gdzie mój miecz? — mruknęłam.
Gdy poczułam, jak palcami głaszcze moje uda i powoli przesuwa je na moje pośladki, przełknęłam ślinę. Byłam prymitywna i żałosna. Absolutnie pusta i głupia.
— W pokoju.
Zmarszczyłam brwi.
— Co?
— Idź do pokoju i zobacz sama.
Zmrużyłam oczy.
— Łżesz.
— Odzyskałem go — mięśnie jego żuchwy poruszyły się ostrzegawczo, co dało mi jasno do zrozumienia, że wcale nie kłamał.
Zamrugałam parę razy i głośno przełknęłam ślinę. Już nie wiedziałam co myśleć. Byłam wdzięczna, ale też nie dowierzałam.
Jakim cudem go odzyskał? Wrócił się do zamku, ryzykując życie? Pozabijał strażników? Co zrobił?
— Jak? — szepnęłam. Peter patrzył na mnie w pełnym skupieniu. Zielone tęczówki wbijały się w moje. Miałam wrażenie, że chłopak zagląda mi do duszy. Że widzi wszystkie moje myśli. Jego jedna dłoń znalazła się na moim tyłku, a druga gładziła moją talię opuszkami palców. To był tak banalny gest, a cała drżałam. Jakby magia rozchodziła się z tego miejsca i mrowiąc moje ciało, docierała do każdego jego zakamarka.
— A co? Z policji jesteś?
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, ale chłopakowi chyba średnio było do śmiechu.
Mimo to, przysunął się do mnie i powoli musnął wargami moje.
— Powiedz ładnie czego chcesz — szczerzył się do mojej skóry na szyi, którą zaczął całować — Dalej, Darling — jego ręka ścisnęła mocno moją talię, przez co miałam ochotę albo jęknąć, albo go utopić. Ciężka decyzja.
— Ty, to się dobrze bawisz, co? — warknęłam, odchylając głowę do tyłu.
— Powiedz mi — szepnął, zasysając moją skórę w usta — Ładnie mi powiedz, Wendy.
— Zrób coś, dzięki czemu cię polubię — wyrzuciłam z siebie.
Peter parsknął śmiechem i uniósł na mnie spojrzenie. Ja też na niego patrzyłam. Miałam na twarzy wypisane wyzwanie.
— Bardzo chcesz? — spytał. W jego głosie czuć było dwa stwory. Jeden niepewny i zatroskany. Drugi jednak płonął i rwał się do mnie. Żelazne łańcuchy w duszy Petera ledwo umiały go utrzymać.
— Bardzo — potwierdziłam.
Uśmiechnął się jedną stroną ust, przechylając głowę.
Zaczął powoli składać czułe pocałunki na mojej żuchwie. Odchyliłam głowę do tyłu i wzięłam jedną rękę z niecki źródła, kładąc ją na jego karku. Gorąca skóra Petera pod palcami parzyła mnie. Król Nibylandii postawił mnie na ziemi i kolanem rozsunął moje nogi. Zaraz potem wsadził swoje pomiędzy moje uda, wywołując u mnie ciche jękniecie.
Zjechał rękami na moje biodra i zaczepił palce o mój kostium. Wypchnęłam je do przodu, zachęcając go do dalszego działania.
W końcu westchnął
— Ale bez płaczu mi później.
— Za wysoko się cenisz.
Śmiejąc się, zagryzł moją wargę.
Byliśmy jak dwa demony wpatrzone w siebie nawzajem. Nic nie mogło nam stanąć na drodze.
Peter odwrócił mnie do siebie plecami i przełożył moje włosy na jedno ramię, by móc całować mnie po szyi. Jego pocałunki wywoływały u mnie drżenie. Mieszały coś, co niesamowicie mnie podniecało, mającego wiele wspólnego z ryzykiem, brutalnością i agresją. Mieszało się z czymś delikatnym, co rozbudzało we mnie długo uśpioną potrzebę opieki i miłości.
Czy Peter był w stanie się mną opiekować i mnie kochać?
W to wątpię.
Prawą rękę zsunął na moje bikini i zaczął mnie dotykać przez materiał.
Nie wierzyłam w to, co się działo. Że Król Nibylandii mnie dotykał w taki sposób. Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewała. Gdy tu przybyłam, sądziłam, że mnie po prostu zabije.
Nienawidziłam go.
— Nienawidzę cię.
— Słowo, a cię zabiję.
A jednak dalej o tym myślał.
Przygryzł moją szyję i posunął lewą ręką wyżej, kładąc ją na mojej piersi przez materiał stroju kapielowego.
Od razu złapał ją i zaczął się nią bawić.
Westchnęłam głośno, wczuwając się w pocałunki. Od żuchwy, aż po obojczyk.
Zaczął ugniatać moją pierś podczas, gdy wbił się zębami w moją skórę na karku i wsłuchiwał się w moje pojękiwania. Dźwięki, które sam u mnie wywoływał.
Przejechał palcem po materiale mojego bikini i w końcu powoli wsunął do niego dłoń. Był tak blisko swoim ciałem, że musiał czuć, jak się spinam i przeszywa mnie dreszcz pod wpływem jego dotyku.
Jakimś cudem nie byłam zawstydzona. Po raz pierwszy chciałam mu wszystko oddać. Nie wiem czy byłam pod wpływem emocji, magii czy czegokolwiek.
Na początku wsunął tylko jeden palec, przejeżdżając po mnie wzdłuż i wsłuchiwał się w mój oddech. Ten przyspieszał coraz bardziej. Położyłam tył głowy na ramieniu Petera i ciężko oddychałam ustami przyklejona do jego szyi.
Zachowywał się, jakby znał mnie wieczność i doskonale wiedział, co sprawi mi przyjemność. Mimo to, obserwował mnie i moje reakcje, aby idealnie dopasować się do moich oczekiwań i potrzeb.
Złapał mocniej moją pierś i kciukiem zaczął kreślić ślady, gdzie wbił mi się strój. Musiał czuć pod palcami odciśnięcia od stanika oraz, że mnie one bolą. Kreślił wokół nich koła, doprowadzając mnie do drżenia.
— Nic cię nie boli? — spytał mnie, mimo że musiał słyszeć, że wzdycham mu do ucha, a moje uda drżą.
— Nie — wewnątrz mnie coś się ucieszyło, że się o mnie troszczył.
— A szkoda — od razu zrzedł mi uśmiech.
— Utopię cię w końcu.
Wrócił do całowania mojego karku, zamiast robienia na nim malinek.
— W końcu jesteś cała moja — Moje ciało przeszły dreszcze na dźwięk jego szeptu przy uchu.
Dołożył drugiego palca i zaczął kręcić na mnie koła, co wywołało już pełnoprawne jęknięcie ze mnie. Zjechał niżej i lekko mnie uszczypnął, przez co niemal natychmiast złożyłam nogi z przyjemności.
— Uda szeroko — warknął.
Darowałam sobie szczekanie do niego, żeby mi nie mówił co mam robić i że jest bezczelny i że się panoszy.
Grzecznie je rozsunęłam.
— Ślicznie — skomentował z uśmiechem i pocałował moj kark.
Tym razem nie szczędziłam sobie strzelenia go z otwartej dłoni po tyle pustego łba.
Zaśmiał się.
Byłam upokorzona tym, ale podobało mi się cholernie, gdy tak do mnie mówił.
Przyspieszył ruchy palcami i wsunął więcej ręki do mojej bielizny. Podniosłam się wyżej i wypchnęłam biodra do tyłu, dając mu więcej miejsca do działania.
Co jak co, ale znał się na rzeczy.
W ułamku sekundy szarpnął za sznurek od mojego stroju i rozwiązał go, zrywając ze mnie materiał, który cholera wie gdzie poleciał.
Zacisnęłam mocno wargi.
Zagryzł mój płatek ucha, ścisnął pierś, przycisnął do balustrady i włożył we mnie palca.
Jęknęłam chyba zdecydowanie za głośno.
Zakrztusiłam się powietrzem, gdy zaczął przyspieszać ruchy ręką. Próbowałam powstrzymać jęki, co sprawiało, że jedynie cicho wzdychałam mu do ucha.
— Schlebiasz mi — uśmiechnął się arogancko, wsuwając we mnie głębiej palca.
— Skończ sie popisywać — wysapałam.
Teraz, to już wybuchł śmiechem, co wywołało we mnie tak silne motyle w brzuchu, że miałam wrażenie, iż chcą mi zrobić krzywdę.
Mrowiło mnie całe ciało.
Włożył palec głębiej i wyciągnął, powtarzając działanie.
Zaczął przyspieszać i gdy moje usta otwierały się szeroko w kształtującym się jęku, wyciągnął rękę z mojej bielizny.
Z mojego gardła wybrzmiał warkot.
— Co ty robisz? — wysapałam.
— Wyłaź — złapał mnie pod pachy i posadził przed sobą na niecce źródła.
Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się w niego pytająco. Byłam wściekła, że przestał. Czułam wręcz fizyczny ból promieniujący spomiędzy moich ud.
Peter złapał moje biodra i szarpnął do siebie, na sam kant.
Gdy już miałam spytać co odwala, chwycił dół mojego stroju i zsunął ze mnie. Od razu się podniosłam, ułatwiając mu działanie.
Kurwa. Siedziałam nago przed Królem Nibylandii.
— Nogi szeroko.
— Ja...
— Powiedziałem szeroko — rozerwał moje uda, co wywołało u mnie ciche stęknięcie. Przy szarpnięciu mną, straciłam równowagę i położyłam się płasko na rozgrzanych kamieniach.
Peter pocałował wnętrze mojego uda, a ja już zgięłam się wpół.
— Peter... — szepnęłam, sięgając do niego ręką. Chciałam jakkolwiek poczuć coś przypominającego kotwicę. Mocne plecy, silną rękę, cokolwiek.
Spadałam w przepaść sama.
Gdy poczułam wargi Króla Nibylandii w tak intymnym miejscu, moje plecy automatycznie wygięły się tak mocno, że kręgosłup powinien już dawno strzelić.
Z mojego gardła wydostał się wrzask, gdy poczułam jego zęby i język.
To było coś nie do opisania. Gęsia skórka była tak intensywna, że wręcz mnie irytowała. Całe mój ciało się trzęsło, a brzuchem kierowały tak wściekłe skurcze, że co chwilę się podnosiłam i znów kładłam.
— Mów jeśli mam przestać.
— Nie doczekasz się tego — kaszlnęłam, siadając. Sama się z siebie rozłożyłam nogi szerzej i wplotłam palce we włosy Petera.
Czując, że zaczyna przyspieszać, skurczyłam się cała i zacisnęłam nogi, przed czym w ostatniej chwili uciekł
— Chcesz się siłować ze mną? — westchnął, rozkładając znowu moje uda — Nie sądziłem, że taka delikatną jesteś. Nic jeszcze nie zrobiłem.
— Nie jestem... — urwałam, bo znowu zaczął składać na mnie pocałunki. Przyspieszył, a ja czułam, że robi mi się cieplej. Brzuch zaczyna się zwijać, a ręce trząść. Zachłysnęłam się powietrzem, mając wrażenie, jakbym spadała z cholernego klifu — ...nie...NIE JESTEM DELIKATNA, KRETYNIE! — wrzasnęłam, ale zmieszało się to z głośnym jękiem. Powstało bliżej nieokreślone coś.
— Ta? Udowodnij.
Król Nibylandii zerwał mnie z niecki.
Wpadłam do źródła, a gorąca woda mocno mnie podrażniła.
— Znowu to zrobiłeś.
Peter oplótł moją nogę wokół swojego biodra i docisnął mnie do ścianki.
— A co? Dochodziłaś? — zaśmiał się.
Prychnęłam.
Kącik jego ust drgnął w arogancki grymas.
Zjechał ręką znowu między moje uda i bez przygotowań i ostrzeżeń, wbił we mnie palec.
Włożył go głębiej i wyciągnął, powtarzając działanie.
Pisnęłam, wyginając plecy, co jedynie wystawiło klatkę piersiową do Petera.
Nie omieszkał nie wykorzystać okazji i od razu zaczął mnie po niej całować.
Niesamowite jak na mnie działał. Cała się spięłam, gdy zamknął usta na moim sutku. Uniosłam jedna rękę, by jeszcze mocniej go do siebie przycisnąć.
Jezu powaliło mnie do reszty.
Peter P.O.V.
Lewą rękę zsunąłem z jej piersi i przycisnąłem Wendy mocniej do ścianki, żeby mi się nie wyślizgnęła i złapałem ręką mocniej jej udo, podrzucając je wyżej.
Gniotłem jej skórę, próbując zaznaczyć, że jest do cholery moja.
Nie mogłem sobie wybaczyć tych cholernych myśli. Pragnąłem wyrwać sobie łeb.
Dotykałem jej po brzuchu, łaskotałem po talii, więc co jakiś czas chichotała, co było cholernie urocze i seksowne zarazem.
Sapnąłem i dołożyłem drugi palec.
Bardziej gwałtownie wsunąłem w nią palce i zacząłem pracować kciukiem. Bawiłem się zajebiście jej ciałem i słuchając jej reakcji.
Przyspieszyłem. Wyciągnąłem je i znowu w niej zatopiłem.
Ja pierdolę.
Wróciłem znowu do zewnątrz i kręciłem koła, słuchając jej oddechu. Był nierównomierny, a puls i tętno szalało.
— Peter... — jęknęła. Kochałem jak mówiła moje imię.
— Wiem, że ci dobrze, ale nie dochodź jeszcze — zaśmiałem się, ale mówiłem zupełnie poważnie. Chciałem się nią jeszcze nacieszyć.
— Aż taka słaba... — urwała, bo otworzyła znowu szeroko usta, a ja docisnąłem rękę do jej warg, tłumiąc wrzask — ...nie jestem.
Mruknąłem potwierdzająco, za co oberwałam po łbie.
Pchnąłem jej głowę do tyłu, ograniczając jej widoczność jedynie do sufitu. Od razu przymknąłem oczy niezadowolony, że muszę ją uciszać ręką na ustach.
Dłoń zaczęła mi drętwieć, ale miałem to gdzieś. Chciałem jej sprawić przyjemność.
Przy każdym kolejnym ruchu słuchałem jej pisków i wczuwałem się w gryzienie mojej dłoni, którą tłumiłem jej wdzięczność.
Z powrotem wszedłem w nią palcami, a Wendy cała się spięła i odchyliła głowę jeszcze dalej.
Włożyłem palce głębiej i głębiej. Mocniej i szybciej. Przekręciłem tak, żeby odczuła wrażenia pod innym kątem.
Trzęsła się.
— Pe... — proponowała wymówić moje imię, ale nie dała rady. Ja sam wiedziałem, że dochodzi. Zaczynała się na mnie zaciskać, a ręce zaczęły jej się trząść.
I mocniej. I szybciej. I dołączyłem kciuka. Nacisnąłem. Przylgnąłem i naparłem na nią.
Wrzasnęła, co z wielkim bólem stłumiłem dłonią.
Zacisnąłem szczękę, nawet na chwilę nie zwalniając.
Wendy P.O.V.
Czułam, że dochodziłam. Trzęsłam się i spinałam. Próbowałam rozłożyć jakoś przyjemność, przez co wyginałam się na wszystkie strony, a Peter musiał mnie trzymać i tłumić moje wrzaski, które przeobraziłam w podgryzanie jego ręki.
Nagle jakaś silna energia eksplodowała w moim podbrzuszu. Miałam wrażenie, że emanuję mocą. Wszystkie części mojego ciała drżały. Miałam nadzieję, że to uczucie nigdy nie minie. Nie mogłam przestać się wydzierać. Wszystko mnie piekło i mrowiło.
Odepchnęłam jego rękę z ust i przytuliłam się do niego jeszcze ciaśniej. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i zacisnęłam na nim ramiona jeszcze mocniej. Jęczałam mu do ucha.
To było coś cudownego.
Nie sądziłam, że to kiedykolwiek powiem.
Ale ktokolwiek to czyta - nie zaznałam w życiu absolutnie niczego lepszego, niż orgazmu wtulona w do Króla Nibylandii.
Lampa naftowa strzeliła z hukiem. Szkło się rozsypało, a wokół nas zaplanowała ciemność.
W końcu rozluźniłam się i zaczęłam dyszeć. Peter wykonał jeszcze pare pchnięć i ruchów w górę i w dół, aż w końcu wyciągnął rękę z mojego stroju.
Oparłam się o niego i ciężko oddychałam.
Dochodziłam do siebie przytulona do jego gorącego torsu i z wbitymi paznokciami w jego kark.
— Chcę więcej — szepnęłam mu do ucha.
— To już nie dzisiaj — zaśmiał się — Powoli.
— Nie.
— Pierwszy raz to duża decyzja. Weź się jeszcze zastanów, Darling, bo nie zamierzałam cię potem pocieszać jak będziesz wyć.
— No dobra, a tak na serio, to o co chodzi? — mruknęłam, patrząc mu w oczy.
Zmrużył swoje, jakby zastanawiając się czy może mi zdradzać tak poufne informacje.
— Podczas seksu czasem tracę kontrolę — wychrypiał, ale ewidentnie nie chciał o tym mówić — Dla człowieka może się różnie skończyć.
Uniosłam brew
— Zaryzykuję.
Patrzyliśmy sobie dłużej w oczy, a ja miałam wrażenie, że lecą iskry.
— Masochistka.
— Psychol — uśmiechnęłam się słodko.
Prychnął.
— Bywasz znośna.
Przechyliłam głowę na bok.
Moje rozczochrane włosy i płonące policzki chyba mówiły za siebie, bo uniósł brew i cicho się zaśmiał. Nachylił się do mnie i delikatnie mnie pocałował. Nasze pocałunki miały tak silne ładunki energetyczne, że miałam wrażenie, że przepływa przeze mnie prąd. Wargi Petera były skrojone do moich, a moje do jego.
Byliśmy do siebie dopasowani przez los.
I oboje tego nienawidziliśmy.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Siema!
Jak Wam się podoba rozdział? Teraz wyjątkowo proszę o Wasze komentarze i opinie, bo nie czuję się komfortowo wstawiając taki format haha.
Przepraszam Was za błędy, ale dwa dni temu wyłączył mi się mózg i ciężko mi się poprawia rozdziały. Nie wiem, nie mam pomysłów na synonimy, gramatykę pieprzę i dalej dalej. Muszę wrócić do formy. Pewnie jestem po prostu zmęczona.
Będę jeszcze pewnie poprawiać ten rozdział raz jeszcze, dlatego jeśli komuś z Was się chce to przeczytać znowu za parę dni, to będzie już lepiej brzmiało.
Proszę dajcie znać i napiszcie rady co poprawić, żeby następne takie sytuacje lepiej się Wam czytało.
Tak, to był spojler haha.
Jeszcze muszą przejść przecież do konkretów.
Na tym instagramie chyba zacznę wstawiać posty dotyczące opowiadania. Mnie to jara, ale nie wiem jak Was, więc proszę dajcie mi znać. Znowu.
Całusy
Zosia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top