130 | karczma
— Mamy ochotniczkę — podsumował Peter, ściskając mocno moją talię w palcach.
— To na pewno dobry pomysł? — szepnęłam walcząc ze sobą, żeby się nie zaprzeć, gdy pchał mnie w stronę ringu.
— Fantastyczny — mruknął, przekładając rękę na mój tyłek. Nie zdążyłam go po niej trzepnąć, gdy zacisnął dłoń na pośladku — A spróbuj przegrać.
— Mogę spróbować — syknęłam.
Król Nibylandii złapał moje ramiona i odwrócił do siebie przodem. Wbiłam w niego stalowe spojrzenie spod byka i nie zamierzałam odpuścić.
— Jesteś wojownikiem. Wojownicy wygrywają i koniec — po ciepłych słowach chłopaka, czułam jak przyjemne uczucie rozlewa się po moim ciele — Zostałaś wyszkolona do walki ze smokami przeze mnie — zaakcentował słowa „przeze mnie" jakby sądził, że jest jakimś pieprzonym bogiem. Jedyne kim był, to zarozumiałym dupkiem — Walka z jakimś podlotem w barze to dla ciebie pikuś. Wygrasz czy ci się to podoba, czy nie.
— Tak sądzisz? — wyrzuciłam prowokacyjnie. Z mojego języka kapała kpina i ironia, gdy zakładałam pasmo włosów za ucho i posyłałam Królowi Nibylandii niewinne spojrzenie. Moja dłoń złośliwie przejechała po jego szyi, a następnie wzdłuż klatki piersiowej.
Świetnie się bawiłam.
— Mamy umowę — pokręcił głową, besztając się, gdy jego zielone oczy mimowolnie zsunęły się na moje wypchnięte usta — Skup się na walce, Darling — odwrócił mnie i raz jeszcze łapiąc za dupe, wepchnął na schodki do ringu. Chciałam go walnąć po łapie, ale znów nie zdążyłam.
Błękitne oczy Ceddar śmiały się do mnie szczerym szczęściem po drugiej stronie lin.
— W lewym narożniku niepokonany... — głęboko oddychałam, słysząc zapowiedzi chudego jak patyczek komentatora — ...wyjątkowego, silnego... — nogi mi się trzęsły — ...jedynego w swoim rodzaju Łupacza Kości!
Super. Nazwa zachęca.
Słysząc jednak prychnięcie Petera na dźwięk imienia przeciwnika, zrobiło mi się trochę lepiej.
— W prawym narożniku nieznajoma, zamaskowana wojowniczka — miałam ochotę walnąć typa po łbie za te mrożące i niezręczne zapowiedzi.
Mój przeciwnik nie wydawał się być łatwym do wygrania. Miał szerokie barki gęsto pokryte tatuażami.
Nie, to nie były tatuaże. Przyjrzałam się uważniej. Wzory na skórze zostały wypalone czymś rozgrzanym do czerwoności.
Przeszedł mnie deszcz.
Mężczyzna patrzył na mnie spod byka, a jego jasnoszare oczy wydawały się wbijać w moje ciało i atakować je setką igieł. Mial przynamniej ze dwa metry wzwyż i wszerz.
Komentator coś jeszcze ględził, aż w końcu zaczęła się walka.
Musiałam obmyśleć plan działania. W kwestii siły nie miałam szans, bo facet mógłby mnie zgnieść jedną ręką.
Zaatakował mnie pięścią, ale szybko odskoczyłam. Kretyn odsłonił bok, w który ze wszystkich sił wpakowałam kolano.
Zgiął się w pół, ale machnął ramieniem, zcinając mnie z nóg. Poleciałam, a przy uderzeniu głową przed oczami zatańczyły mi mroczki. Mruknęłam i w ostatnim momencie odsunęłam łeb przed kolejnym uderzeniem.
— Nie wygląda to za dobrze dla nowicjuszki — słowa komentatora mnie irytowały. Złączyłam nogi i kopnęłam przeciwnika w twarz. Poleciał do tyłu, ale gdy się podniosłam, on już był zaparty na czworakach.
Podbiegł do mnie i wymierzył mi mocnego sierpowego. Nie zdążyłam odskoczyć, a uderzenie sprawiło, że na chwilę straciłam czucie w całym ciele.
Upadłam, obryzgujqc krwią matę.
Byłam wściekła i z całych sił walczyłam ze sobą, aby nie sięgnąć po sztylet.
Dostałam kopniaka w brzuch, przez co zwinęłam się jak żałosny robak.
Byłam żałosna.
Ale nie mogłam być też upokorzona i przegrana.
— Wstawaj — usłyszałam obok siebie szept Ceddar. Postawiło mnie to na nogi. Powoli zaczęłam się podnosić, unikając w ostatnim momencie wbicia sztyletu w plecy.
Oszukiwał.
Kręciło mi się w głowie, ale nogi miałam sprawne. Machnęłam mocno prawą nogą, podcinając przeciwnika. Oczywiście był za ciężki, żeby polecieć, ale stracił równowagę, co wykorzystałam.
Kopnęłam go znowu otwartą stopą w brzuch, odskoczyłam na bok i wbiłam się w naciągane liny ringu. Odbiłam się i zasadziłam mu podwójnego kopniaka w twarz.
Poleciał, ale ja też straciłam równowagę.
Zawsze postrzegałam pomoc z góry jako wparcie zmarłych bliskich lub losu. Peter jednak zmienił to w wizję snajpera na dachu.
Ledwo widocznie wbił ostrze shurikena w rękę mężczyzny, przy czym zatrzymując go przy ziemi.
Właśnie tej dodatkowej sekundy potrzebowałam. Wpakowałam piętę w pachwinę przeciwnika, a następnie między żebra.
Zwinął się w kłębek, wyrywając dłoń spod shurikena.
Kopnęłam go w głowę z całych sił. Ta odskoczyła, a przeciwnik stracił przytomność.
Zapadła cisza, którą macie jedynie mój głośny oddech nad przegranym.
Koniec.
Odwróciłam się od napastnika i skierowałam do schodów. Triumf rozlewał się po moim ciele w ciepłe fale.
Wtedy poczułam silną dłoń zaciskającą się na moim kapturze. Zerwał go ze mnie i rzucił mną o ziemię tak mocno, że moje kości gruchnęły.
Nogę miałam wygiętą w drugą stronę, a w gardle kształtował się wrzask nieopisanego cierpienia.
Łupacz kości przydepnął mi złamaną kończynę i strzelił mnie po twarzy. Rozmazał mi się obraz, a wtedy oberwałam drugi raz.
Upadłam i przegrałam. Nie miałam siły się podnieść. Wszystko mnie bolało. Straciłam czucie w każdym zakamarku ciała, ale pogruchotana noga uniemożliwiała mi nawet myśl o podniesieniu się.
— Uzdrawiaj się — obok mnie rozbrzmiał wściekły syk. Ledwo słyszałam Petera. Obok niego przedzierały się piski i błagania Ceddar. Chyba sięgała do mnie dłonią, ale nie czułam nic. Widziałam lecący kurz i brudną matę przy moim zalanym krwią policzku — Natychmiast!
Król Nibylandii złapał mój nadgarstek na tyle mocno, że wróciło mi czucie. Jego palce niemal zgniotły mi kość.
Z mojego gardła zamiast wrzasku wydobył się zwierzęcy warkot. Wszystkie moje organy zapłonęły. Zabolało mnie wszystko.
Szarpnęłam złamaną nogą, która natychmiast wróciła do stawu. Gdy się podnosiłem, światło z sufitu raziło mnie w oczy. Czułam wszystkie zapachy.
Krew, pot, piwo...
Krew.
Palce mnie piekły przez wyżynające się pazury.
Chciałam wyskoczyć z ringu i nabić Petera na kij.
— Nie ja, tylko on!!! — odepchnął mnie, a w zamroczonym umyśle od razu zmieniłam przeciwnika.
— Podniosła się! — komentator usiłował zepsuć mój atak znienacka. Zanim Łupacz Kości się odwrócił, wpakowałam mu kopniaka w żebro. Z drugiej strony zatopiłam szpony i rozerwałam skórę, przysłaniając oszustwo własnym ciałem.
Skoro on mógł kantować, to ja też.
Przeciwnik ryknął, a wtedy z całej siły kopnęłam go w twarz. Coś mi strzeliło w biodrze przez rozciągnięcie miednicy, ale trafiłam w samą rozwartą
szczękę.
Upadł, a ja ostatni raz kopnęłam go w twarz.
— Mamy zwyciężczynię! — tłum wiwatował, ale ja walczyłam, aby mój oddech zmienił się z warkotu w zwykłe ludzkie dyszenie.
Musiałam natychmiast uciec, aby nie zostać zdemaskowana.
Skoczyłam że schodków prosto w ramiona Petera, który złapał mnie za szmaty i dosłownie zatargał w sam róg baru.
Wepchnął mnie w ścianę
— Pojebało cię już do reszty?!? Idiotko, kontroluj się albo cię zabiją!!! Nienormalna jesteś??! Chowaj te szpony!!! — wrzeszczał na mnie.
— To była groźba? — syknęłam.
— A brzmiało ci to jak komplement? Chowaj te pazury natychmiast.
— Nie wiem jak — wycedziłam przez kły.
— Ja ci powiem jak — ręce Petera zanim zdążyłam zareagować, rozpięły mój pas i wlazły pod mod moją koszulkę, a kolano wbiło się między moje nogi.
Zdusiłam westchnięcie.
Natychmiast wszystko wróciło do normy, a ja od razu czułam jak się bezradna naiwna kretynka, która zupełnie gubi myśli i zmienia się w bezbronną pod wpływem dotyku.
— Puszczaj mnie! — walczyłam o swój honor. Od razu zapięłam pas i zaciągnęłam ciuchy tak mocno, jak tylko się dało. Wmawiałam sobie, że opinająca tunika i spodnie zduszą płomień, który wywołały we mnie tak prymitywne rzeczy.
Odepchnęłam go z drogi razem z jego spojrzeniem absolutnego politowania.
Byłam do niczego. Bezbronna, pusta i rzucana przez uczucia. Byłam tak słaba, że aby zmienić mnie z powrotem w żałosnego człowieka, wystarczyło wykorzystać ręce do chcianego dotyku. To mnie sprowadzało na ziemię i kompletnie rozbrajało.
Peter doskonale wiedział jak zmienić mnie w bezbronną owieczkę.
Aż mi się niedobrze zrobiło.
***
Przy stole głównym tematem była moja walka. Obiektywnie była bardzo widowiskowa.
Ja jednak rozkładałam w głowie przyczyny i jej skutki. Co mogłam zrobić więcej? Dlaczego miałam rozwaloną brew, szczękę i złamaną przez moment nogę?
Dlaczego sama nie zaczęłam się uzdrawiać? Dlaczego tyle razy oberwałam po głupim łbie?
Żenada.
Wycinałam na stoliku moje inicjały i bliżej niezidentyfikowane wzory.
— Uważam, że świetnie ci poszło, Wendy — nachyliła się do mnie Ceddar — chociaż widziałam shuriken Petera i twoje szpony — na jej słowa, od razu obróciłam głowę. Skąd wiedziała? Kto jej powiedział? Jak... — Myślałaś, że się nie domyślę? Spędziłam setkę lat z chłopakiem absolutnie rozdartym i pokłóconym ze swoim cieniem. Twój chyba bardziej chce ci pomóc, niż z tobą walczyć.
— Taką mam nadzieję — stwierdziłam, popijając łyk z kufla. Serio miałam taką nadzieję. Sięgnęłam po kolejny haust, ale ręka opinająca moją talię, pociągnęła mnie do siebie.
— Nie upijaj się w takich miejscach — próbował mnie pouczać Peter, na którego kolanach siedziały moje cztery litery.
Westchnęłam cicho i przetarłam twarz. Faktycznie zaczynało mi się kręcić w głowie.
Spojrzałam mu w zielone oczy i posłałam krzywy grymas. Poprawiłam się na jego kolanach, zatapiając się głębiej.
Miał w oczach coś, co zmuszało mnie do zastanawiania się ile osób już zabił.
I szeroki uśmiech, który sprawiał, że rozumiałam...
...że przestał już liczyć.
Peter odsunął mnie na lewe kolano, przycisnął bliżej i zaangażował w dyskusję.
— Zobaczymy kto teraz tam rządzi — mruknął.
— Gdzie? — spytałam, ale w moim głosie ciężko było się doszukać zainteresowania. Badałam teren z zasady.
— Fandor jako jedyny smok mieszka w zamku — zaczął tłumaczyć Colton — znaczy nie do końca mieszka. Jego wulkan mieści się na wyspie razem z zamkiem. Tylko one tam są. W zamku kiedyś rządził Ryan III Winater — urwał, zerkając na Petera.
Uniosłam brew.
— Jakiś twój kolega? — prychnęłam do Króla Nibylandii, ale jego mordercze spojrzenie sprawiło, że od razu pożałowałam swoich słów.
— Kiedyś się przyjaźnili. Nibylandia razem z jego wyspą i kilkoma innymi obejmowały największe dowodzenie i rządziły całym magicznym światem. Do momentu, aż... — Colton zerkał ostrożnie na Petera, ale ten prezentował tak silne znudzenie na twarzy, że nie wydawał się być zagrożeniem — ...aż Ryan zdradził Petera.
Palce omawianego wbiły się w moją skórę ostrzegawczo.
— Aha — wydusiłam z siebie. Mało interesujące. Spodziewałam sie czegoś bardziej widowiskowego.
— Fandor go zabił na oczach naszego Króla i...
— Nie zabił! — przerwał wywód Alex — On go dosłownie rozerwał wpół! Krew, flaki, wszystko fruwało w powietrzu! To był jakiś obłęd! Peter wtedy strasznie cierpiał, to było niesamowicie brutalne zdarzenie! Wszyscy to pamiętają, ja...
— Alex, zamknij tą mordę — uciszył go Brendan. Chłopak od razu się skurczył we własnym ciele — Ale w skrócie i w jego dosadnych, pokręconych słowach, zawarł prawdę.
Kiwnęłam głową.
— To było ustawione — o stół przywalił ktoś mocno pięścią. Nasze kufle zakołysały się, a Ceddar próbowała je połapać. Usłyszałam trzask szkła.
Od razu uniosłam wzrok na mężczyznę. Był w średnim wieku, o czym świadczyły przebijające się siwiejące włosy. Od ich linii ciągnęła się blizna, przecinająca jego oko wpół.
Miałam podobną.
— Co było ustawione? — zmarszczyłam brwi. Wiedziałam, że mówił do mnie. Zamglony wzrok wbity był w moją odsłoniętą część twarzy. Kaptur łagodnie wisiał na plecach, a maska zmieniła się w materiał grzejący gardło.
— Nawet się nie zgrywaj — warknął do mnie. Był tak zły, że krople jego śliny kapały na stół przede mną.
— Może pan odejść? — odezwała się obok mnie Ceddar twardym tonem.
Zerknęłam na nią i poruszyłam żuchwą.
Posłałam mężczyźnie spojrzenie politowania i nie ugryzłam się w język.
— Nic nie było ustawione. Nie moja wina, że twój kolega przegrał. Nie docenił przeciwnika i oszukiwał — założyłam ramiona na piersi.
Facet był nieźle wściekły. Na jego brzuchu błysnął sztylet, więc pozbierałam się i złapałam na braku baczności. Od razu poprawiłam błąd.
Peter odsunął biodra nieco do tyłu, wsuwając mnie głębiej w krzesło.
— Nie wiem kogo przekupiłaś albo z kimś się przespałaś, ale taka mała suczka nie mogła wygrać z moim chłopakiem!
— Ej! — oburzył się Alex.
— Co ty do mnie powiedziałeś?! — najeżyłam się, gotowa wstać i skopać mu dupę — Chyba ci się coś zupełnie pomieszało stary pojebie, bo...
— Uważaj na słowa, głupia dziwko!
— MOŻE TY LEPIEJ KURWA UWAŻAJ NA SŁOWA!!! — Peter wstał z takim impetem, że krzesło, na którym siedzieliśmy, upadło z hukiem, a ja byłam zmuszona wstać.
Ledwo otworzyłam usta, żeby go uspokoić, ale on już szarpnął faceta i przybił jego dłoń sztyletem do stołu.
Nie mogłam powstrzymać westchnięcia.
Po karczmie rozniósł się tak głośny wrzask bólu, że wszyscy ucichli, a wszystkie spojrzenia wbiły się w nas.
— Uspokój się, kretynie — zbeształam Króla Nibylandii, ciągnąc go z całej siły za przedramię.
Wyszarpnął je.
Mężczyzna wrzeszczał, a karczma zdawała się wyginać ścianami do nas. Zakręciło mi się w głowie.
Sztylet trząsł się pod próbami wyrwania ręki, ale Peter był nieugięty i wciskał ostrze jedynie głębiej w drewno.
— Spróbuj ją jeszcze raz obrazić, a rozetnę cię wpół.
Facet otworzył usta, ale Król Nibylandii nie dał szans mu dokończyć.
Wyciągnęłam ręce, aby znowu pociągnąć go do tyłu, ale ten wyciągnął drugi sztylet i rozciął mężczyźnie gardło od ucha do ucha.
— Profilaktycznie — podsumował.
Zapadła cisza, która przerwała Ceddar.
— Powaliło Cię?!?
Obserwujący wszystko faceci wokół, zaczęli wstawaci i dobywać broni.
— Zajebiście. Po prostu zajebiście — walnęłam Petera w tył głowy.
— Zamknij się w końcu — warknął do mnie.
Wyciągnęłam miecz z pochwy i zakręciłam nim w ręce.
— NA WALKI WYJŚĆ NA ZEWNĄTRZ! — wrzeszczał barman.
— Wynosimy się stąd — poradził Colton, pospieszając wszystkich do wyjścia.
— Nie, wy zostajecie — ogromny facet złapał ramiona chłopaka, wciskając je w stołek — Tylko wasza dwójka — chciałam protestować, ale widok sztyletu na gardle przestraszonej Ceddar, skutecznie związał mi język.
Patrzyła mi w oczy, a ja widziałam, że nie mogę pozwolić, aby cokolwiek jej się stało.
Potulnie udałam się z Peterem do wyjścia, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie o czymś niezmiennie ważnym.
Wszystko działo się zdecydowanie za szybko.
— Moment, ale co z moją kasą za walkę?!? — krzyczałam. Nie po to dałam sobie obić mordę, żeby teraz nie dostać za to ani grosza!
Zanim zdążyłam skląć głośno, w moje ręce została rzucona stara sakiewka. Mruknęłam ciche podziękowanie i wyleciałam na zewnątrz.
— Powaliło cię kompletnie, kretynie!? — znowu walnęłam Petera po pustym łbie. Staliśmy na środku ciemnej uliczki obok karczmy, z której zaczęli wychodzić uzbrojeni i ogromni mężczyźni — Zabiję cię kiedyś!
— Zamknij się! — odepchnął mnie, przez co oczy wyszły mi z orbit. Patrzyłam się na niego z nieopisaną furią. Walnęłam go z pięści w brzuch, złapałam za pusty łeb i strzeliłam z kolana — Przestań! — krzyczał na mnie, próbując się wyrwać.
Warknęłam na niego.
Złapał mnie za ramię i szarpnął mną tak mocno, że niemal się przewróciłam.
Serce mi stanęło na widok jego bezczelnego zachowania.
Zaraz jednak zrozumiałam, bo z drugiej strony doleciał kolejny atak.
W ostatnim momencie się obróciłam i kopnęłam mężczyznę, który chciał mi wbić sztylet w kark. Peter odepchnął ode mnie kolejnego.
Dobyłam ostrza i wpakowałam je w brzuch napastnika, który pojawił się absolutnie znikąd. Za mną znalazł się kolejny, więc musiałam go strzelić z obcasa po udzie. Trafiłam w czuły mięsień.
Wyrwałam ostrze i przeniosłam je na obojczyk mężczyzny za mną.
Krew trysnęła mi w oczy.
Za plecami Petera pojawił się kolejny. Z całej siły strzeliłam go pięścią po żebrach i zepchnęłam na bok.
— Chodź tu! — wezwał mnie Peter. Złapał moje ramię i docisnął do siebie, podrzynając mężczyźnie za mną gardło.
Schowałam się za Królem Nibylandii i wystrzeliłam jak z procy na kolejnego delikwenta, któremu wydawało się, że zabije mojego towarzysza.
Złapałam się ramienia Petera i podskoczyłam, kopiąc z dwóch nóg mężczyznę przed nim.
Upadłam na niego i strzeliłam po twarzy raz, drugi.
Peter wymierzył mu kopa w twarz tak mocnego, że głowa wyleciała z ciała, opryskując mnie od stóp do głów krwią.
Splunęłam i przerzuciłam przez plecy kolejnego napastnika. Gdy upadał, przecięłam mu ścięgna nad kostkami. Wrzasnął z bólu, ale już się nie podniósł.
Peter wyrwał z mojego pasa miecz i oderżnął dwie głowy naraz. Wokół nas zaczynał się tworzyć stos ciał. Krew płynęła ulicą, a ściany najbliższych domów pokryły sie rozbryźnięciami.
Złapałam za głowę mężczyznę, który zaatakował mnie od tyłu. Całym pędem zgięłam się i przerzuciłam go prosto na kamienną dróżkę. Wgniotłam mu nos w czaszkę piętą
Podcięłam kolejnego i oderwałam trzeciego od Petera, rozcinając jego plecy wpół.
Skopałam go na bok i strzeliłam po twarzy kolejnego napastnika. Zachwiał się, a wtedy Peter rzucił do mnie mój mecz. Złapałam go w locie i jednym machnięciem ucięłam mężczyźnie ramię.
Król Nibylandii zarżnął jeszcze jednego, a następnemu połamał kręgosłup wpół kopniakiem.
— Poddajcie się! — w sekundę po usłyszeniu tych słów, Peter złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie. Objął mnie ciasno i wystawił przed nas swój miecz. Mój wciąż ją trzymałam.
Przed nami stało z trzydziestu mężczyzn uzbrojonych po zęby. Mieli srebrzyste stroje rycerzy, a gdy dostrzegłam na piersiach błyszczące odznaki królewskie, wiedziałam że mamy kompletnie przesrane.
***
Klęcząc przed królem, wcale nie było mi do śmiechu.
Ja i Peter oblani krwią od stóp do głów, prezentowaliśmy inny stopień pojebania umysłowego.
— Wydaje wam się, że możecie urządzać sobie czystki na terenie mojego królestwa?!? — głos króla był basowy i nienaturalnie niski. Siwe włoski pokrywały jego wielką różową głowę, a ręce trzęsły sie ze złości nad nami.
Kajdanki boleśnie opinały moje nadgarstki.
— Zatłukę cię. Przysięgam — syknęłam szeptem do Petera, ale ten jedynie gorzko się zaśmiał.
— Zdajecie sobie sprawę, że zabiliście z czterdziestkę moich poddanych?!? — im głośniej wrzeszczał, tym bardziej chciało mi się śmiać.
Ja nikogo nie zabiłam.
Mogłam wiele powiedzieć o tym pieprzonym psycholu, ale milczałam.
— KIM WY W OGÓLE DO CHOLERY JESTEŚCIE?!? — ryknął na nas, ale żadne nie zamierzało chociażby otworzyć ust — GADAĆ!
Dalej milczeliśmy. Nie zamierzałam się za niego tłumaczyć.
— Tu twoja sława nie sięga? — szepnęłam.
— Najwyraźniej nie — zaśmiał się.
Szturchnęłam go, zanosząc się cichym śmiechem.
— Masz na mnie zajebiście zły wpływ — westchnął cicho.
— Co?! — oburzyłam się szeptem — Ja mam na ciebie?!?
Peter kiwnął głową, zaciskając usta ze śmiechu.
Król chyba nie wiedział co z nami począć. Stał i patrzył na nas z absolutną rezygnacją. Powiedzieć, że był wściekły, to jak nic nie powiedzieć, ale chyba kończyły mu się pomysły w zmuszaniu nas do mówienia.
Machnął ręką, a rycerz natychmiast złapał w kucyka moje włosy i szarpnął do tyłu, odsłaniając moje gardło. Czując zimne ostrze na skórze, już mniej mi się chciało śmiać.
Wiedziałam, ze zadawałam się z wariatem, ale nie wiedziałam, że aż z takim i że może mnie wpakować w takie bagno.
Razem z Peterem mogliśmy zbudować świat od nowa oraz obrócić go w jedną noc w pył.
Uwielbiałam go i nic mnie nie obchodziły konsekwencje.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Siema!
Dajcie znać co sądzicie i chce Was poinformować, że nie ma absolutnie nic lepszego na świecie, niż wasze komentarze.
Chce założyć insta dla tego opowiadania, bo robię taki zajebisty edit i chce go pokazać! Co sądzicie?
Moim zdaniem fajny ten rozdział hehe. Dynamiczny.
Całusy
Zosia 🩷
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top