13 | Piraci ✅
Na obiad zjadłam kurczaka z ryżem i wypiłam jakiś litr wody dopiero wtedy zdając sobie sprawę, jak bardzo spragniona byłam. Wszyscy Zaginieni Chłopcy skomplementowali mój strój, a Felix i Alex zaniemówili na widok butów. Peter pozostał niewzruszony i dalej wciągał swój makaron.
— Gotowa? — zapytał Alex, czochrając moje włosy i prowadząc mnie w stronę głównego obozowiska, na którym zauważyłam już kilkunastu chłopców.
— Jak najbardziej — zaśmiałam się. Szczerze, to cały stres spowodowany podróżą mnie już opuścił. Dalej w moich myślach przewijali się rodzice, ale Alex zapewnił mnie, że u mnie czas płynie o wiele wolniej i nie mam się czym martwić. Dlatego też szłam teraz beztrosko przez ciemny już las z moim niedojrzałym blondwłosym towarzyszem.
— Wiedziałaś, że prosiaczki to dzieci świnek? W sensie, że tak się nazywa małe świnki? — poruszał zabawnie palcami próbując określić wielkość tych różowych zwierzątek.
— Nie, serio? — zaśmiałam się sarkastycznie. Spojrzałam na Alexa i postanowiłam wskoczyć mu na plecy. Kto wie, może to ostatni taki beztroski wieczór? Jutro mogę już walczyć z piratami, albo w ogóle nie żyć. Trzeba korzystać.
Chłopak lekko zaskoczył się moim zachowaniem, ale zaśmiał się i złapał mnie za nogi, po czym przyspieszył. Wydałam z siebie okrzyk szczęścia i uniosłam na plecach blondyna. Nasz przyjemny bieg niespodziewanie skończył się po wbiegnięciu na zieloną polanę pełną Zaginionych Chłopców. Alex nagle zatrzymał się, a ja straciłam równowagę i zleciałam z jego pleców prosto na łeb.
— Au... — wylądowałam na ziemi.
Zamrugałam pare razy zdając sobie sprawę, że siedzę na trawie naprzeciwko Zaginionych Chłopców, a Peter patrzy na mnie bez żadnego wyrazu, po czym mruga pare razy i wraca do rozmowy.
— Dobra. Jedzie Alex, Felix, Brendan, Colton, Matt, David, Ethan, Zack, Ja i...no. Ona — Chłopak wskazał na mnie palcem z obrzydzeniem. Nie miałam czasu posłać mu nawet wrogiego spojrzenia, gdyż to jedno imię sprawiło, że stanęło mi serce.
— Zack? — moze to zbieżność imion, ale...
— Wendy? — z tłumu chłopców wyłonił się wysoki brunet o błękitnych oczach.
— Zack! — pisnęłam, wskakując na przyjaciela. Ten pod nagłym ciężarem wywrócił się na trawę i zaśmiał się, znów czując moje ciało przy sobie.
Kątem oka widziałam, że wszyscy są wpatrzeni w nas, a Peter wywraca oczami.
— Co ty tu robisz? — zapytaliśmy jednocześnie.
— No wiesz, zostałam porwana — rzuciłam wymowne spojrzenie zielonookiemu, który odwdzięczył się ironicznym uśmieszkiem.
— Dobra, przedstawię wam plan — przerwał nam, nagle zwołując wszystkich bliżej siebie — I radzę słuchać — tu zwrócił się bezpośrednio do naszej dwójki.
— Jezu co u Adama? Moich braci? Jak moi rodzice? — zaczęłam pytać z bijącym sercem.
— Mam odpowiadać w punktach? — prychnął brunet — Adam umówił się z Malory. W końcu — dodał Zack — Twoich braci nie widziałem, bo nie było ani ciebie w domu, ani twojej mamy, więc nie miałem do kogo przychodzić. Ale...Wendy nikt o tobie nie pamięta — zawiesił na mnie wzrok i zacisnął wargi. W tle słyszałam głośne rozmowy chłopców — Jestem jedyny, który się o ciebie martwił, reszta jakby nie wiedziała o twoim istnieniu. Chociaż nie jestem pewien ci do Adama — dodał, marszcząc brwi — Mało z nim gadałem.
— Jak to? — spuściłam wzrok i zaczęłam analizować informacje.
— Ale spokojnie. Gadałem z Peterem i okazało się, że jak się wraca do naszego świata, to nagle wszyscy sobie przypominają i jakby nic się nie stało — trochę mnie tym uspokoił, ale świadomość, że moi rodzice żyją z myślą, że nigdy nie mieli córki, a moi bracia siostry, bolała mnie
— Przynamniej u nich w porządku — westchnęłam.
Brunet pogłaskał moje ramię
— Ale luz, o mnie też nikt nie pamięta.
Słysząc to, mimowolnie się uśmiechnęłam.
— Czy wy mnie w ogóle słuchacie? — z tłumu wyszedł Peter z uniesioną brwią.
Westchnęłam, a Alex wciągnął mnie obok siebie. Okazało się, że na środku polany w ich kręgu, stał duży ciemny stół, a na nim ogromna mapa prawdopodobnie Nibyladnii.
— Dobra. Za pół godziny będą tu piraci. Syreny mi powiedziały, że zwinęły coś Hookowi i ten musi po to wrócić. Nie wnikam — Peter machnął ręką obojętnie — Jak przypłyną, musimy dostać się pod pokład niezauważenie i wypłynąć razem z nimi. Wiecie co robić? To do dzieła.
No tak fajnie fajnie, tyle że ja nie wiem co mam robić.
— Ej — szarpnęłam zielonookiego za rękaw, na co ten nabrał powietrza przez nos i odwrócił się w moją stronę z zaciśnięta szczęką.
— Czyżbyś nie słuchała? — uśmiechnął się arogancko. Rozejrzałam się po polanie, ale Zack gdzieś zniknął, więc byłam jedyną nieświadomą — Trzymaj się Alexa — rzucił, po czym zniknął między drzewami.
Wypatrzyłam blondyna i podbiegłam do niego.
— Chodź, Wendy — złapał mój łokieć i przyspieszył bieg w stronę plaży. Znaleźliśmy się na miejscu po kilku minutach, jednak ja niemało się zmęczyłam i z mojego gardła wydobywało się dyszenie.
Chłopak zasłonił usta powstrzymując śmiech, widząc moje zmęczenie. Przystawił jednak palec do ust nakazując mi ciszę. Zatrzymał się pomiędzy drzewami od razu przy plaży i schował się w krzakach, ciągnąc mnie za sobą.
Po kilku minutach ziewnął i usiadł sobie tyłem do morza, skubiąc nitkę, wystającą z jego koszulki. Zmarszczyłam brwi i z trudem powstrzymałam się, żeby nie parsknąć śmiechem. Naprawdę w takim momencie?
— Alex, skup się — szepnęłam najciszej jak się dało, a mimo to zauważyłam ostrzegający wzrok Brendana.
Blondyn ziewnął po raz kolejny i podrapał się po nosie, niechętnie wracając do pozycji gotowej do ataku. Po kilku minutach na horyzoncie pojawili się piraci. Tak mi się przynamniej wydawało, bo zauważyłam na morzu duży statek, więc wywnioskowałam, że to pewnie byli oni.
Powoli wyjęłam z pasa jeden z pistoletów i spróbowałam go odbezpieczyć na wszelki wypadek. Starałam się wykonywać czynności najciszej jak się dało, żeby piraci nas nie zobaczyli i żebyśmy mogli niepostrzeżenie wejść pod pokład. Niestety odezwał się mój gen niezdarności. Musiałam coś źle wcisnąć, a broń wystrzeliła z ogromnym hukiem. Pocisk wpadł do wody, ale dźwięk wystrzału rozniósł się po całej wyspie.
Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Alexa, który patrzył na mnie przerażonym wzrokiem. Nakazał mi przykucnąć, tak też zrobiłam z bijącym sercem. Już na wyspie słyszałam krzyki piratów i śmiechy. Sądząc po tonach i generalnie tym, co słyszałam, to piraci nic na szczęście nie podejrzewali.
— Luz, Wendy — zaśmiał się niepewnie chłopak — piraci są jak morscy menele. Pewnie nawet nie usłyszeli. Jak im dasz flaszkę wina, to będą ci nawet dziękować za wystrzał — spróbował, jednak niezbyt mnie uspokoił.
Czułam prawie fizycznie jak wwiercają się we mnie nienawistne jaskrawo zielone oczy Petera, które pewnie teraz przybrały kolor prawie czerni. Nie ma to jak jeszcze bardziej pogorszyć stosunki z wrogiem.
— Myślisz, że słyszeli? — zapytałam z bijącym sercem.
— No raczej tak, ale nie masz się co przejmować. My tu często strzelamy. Wiesz ćwiczymy cela i tak dalej. Nie powinni nic podejrzewać — zaśmiał się nerwowo.
Statek zbliżał się do Nibylandii coraz szybciej, a ja wciąż nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Gdzie biec? Jak? Kiedy? Zdecydowałam, że po prostu będę trzymać się Alexa, to może przeżyję.
— Wendy, strzelaj! — usłyszałam szept prawdopodobnie Brendana.
— Co? Ja? — wystraszyłam się, patrząc na wielki pistolet w moich rękach — Dlaczego ja? — przecież ja nie umiem strzelać.
— Co? Który z was kazał jej strzelać? Przecież ona nawet nie wie jak to trzymać! — szepnął pretensyjnie Peter.
Odwróciłam się w jego stronę z wymalowaną na twarzy prośbą o pomoc. Spojrzał na mnie i przełknął ślinę, wbijając we mnie swoje demoniczne oczy. Zmarszczył brwi i zaczął coś mówić do stojącego obok niego chłopaka. Prawdopodobnie to był ten Ethan, którego nie miałam okazji jeszcze poznać.
— Szybko! — pogonił mnie Alex, tym samym jeszcze bardziej mnie stresując.
— Ja pierdole — podbiegł do mnie Peter i spróbował przechwycić moją broń.
— Zostaw! — zaczęłam mu ją wyrywać. Dobra, może i nie umiem strzelać, ale poradzę sobie. Nie dam mu znowu tej satysfakcji i poczucia wyższości nade mną.
— Dawaj mi to — zaczęliśmy się szarpać i nawzajem sobie ją wyrywać, aż nagle palec któregoś z nas zahaczył o spust i pistolet wystrzelił.
Przerażeni spojrzeliśmy w stronę statku z nadzieją, że chociaż pocisk trafił. W innym wypadku zwrócilibyśmy na siebie uwagę piratów i pewnie domyśliliby się, że do nich strzelamy. Wtedy byłaby katastrofa, a cały plan poszedł się jebać . Na szczęście mieliśmy ogromnego farta, bo trafiliśmy w dół statku, a zaniepokojeni piraci zadecydowali o postoju. Znajdywali się na tyle blisko wyspy, że byłam w stanie usłyszeć ich rozmowy.
— Musi być Nibylandia? — warkot pirata.
— Ależ Kapitanie, trzeba naprawić statek. Hofel i Lofel poszli sprawdzić i okazało się, że woda wlewa się pod pokład. Dalszy rejs nie jest możliwy, a tym bardziej bezpieczny.
Zagryzłam wargę i zdjęłam ręce z pistoletu, którego cały czas kurczowo ściskałam. Kątem oka zachaczyłam o Petera. Jego wzrok był wbity w ocean, a mięśnie twarzy napięte, co świadczyło o zaciśniętej szczęce.
Statek zachwiał się raz i slalomem dopłynął do Nibyladnii. Prawdopodobnie nalało się już sporo wody. Strzeliliśmy z rewolweru maszynowego, więc dziura musiała być sporawa, a dodatkowo w drewnie. Statek wbił się w piasek z głośnym dźwiękiem i poczułam, jak towarzysz po mojej lewej stronie się spina. Zaczęłam słyszeć jego głośne oddychanie, gdy bogato ubrany pirat wyszedł ze statku i stanął na plaży. Miał długie kręcone czarne wlosy, czerwony żakiecik i sztylek ze złotą rękojeścią za pasem. Jego nos był bardzo duży, a oczy podkrążone fioletowymi worami. Skóra natomiast była bardzo gładka i wyglądała na młodą. Gdyby nie znajomość książki oraz intuicja, uznałabym go za młodą osobę...
— Kapitanie, co teraz? — podbiegł do niego niski pirat o siwych włosach i dużych uszach.
— Naprawcie statek, a ja pójdę poszukać Pana, bo coś czuję, że maczał w tym palce — miał bardzo niski głos, w którym wyczuwalna była złośliwość — Głupi dzieciak — warknął nagle wyciągając sztylet.
— Stary dziad — prychnął Peter po mojej lewej i odwrócił się tyłem do przybyszy.
— To Hook? — zapytałam szeptem.
Chłopak nie odpowiedział, tylko zaczął naciągać palce i rozgrzewać kości. Zacisnęłam wargi i sama doszłam do wniosku, że to on.
Hook skierował się w stronę lasu ze skaczącym wokół niego niskim piratem o dużych uszach. Wszyscy złodzieje morscy powoli zaczęli opuszczać statek. Na pierwszy rzut oka zauważyłam dobrze zbudowanego, wysokiego mężczyznę o ciele wytatuowanym na każdym najmniejszym kawałeczku skóry. Złote kolczyki i w tym samym kolorze zęby, połyskiwały w świetle księżyca. Za nim szedł bardzo chudy pirat z opaską na oko i brudnym poszarpanym kapeluszem. W sumie ogółem było ich jakiś dwudziestu, ale uwagę moją przykuli ci dwaj. Byli tak różni, że ciekawie było na nich patrzeć. Nim się spostrzegłam, wszyscy nowo przybyli zniknęli między drzewami.
— Idziemy — wstał energicznie Peter i wybiegł zza krzaków.
— Co robimy? — pobiegłam za zielonookim, jednocześnie szarpiąc Alexa, bo wyraźnie się zagapił.
— Trzeba wejść na statek niepostrzeżenie — rzucił na odchodne.
— Czyli się włamać? — zatrzymałam się, marszcząc brwi. Wokół nas zebrali się już wszyscy Zagubieni Chłopcy, którzy razem z nami wyruszali na przygodę.
— Nie do końca — zaciął się Peter — w zasadzie, to tak. Musimy się włamać.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema mordy 💕
Poprawiałam ten rozdział na przerwach, ale już dobra haha. Więc, bardzo dziękuję za ponad 100 wyświetleń! Dwadzieścia pare komentarzy i czternaście głosów. To dużo dla mnie znaczy i dziękuję mojej pierwszej stałej czytelniczce.
Całuski
Zosia❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top