114 | duzo spicy

Wendy P.O.V.

— Peter, możemy pogadać? — powiedziałam wystarczająco donośnie, żeby ten kretyn mnie usłyszał, ale nie dość, żeby mnie wysłuchał. Mogłabym drzeć się na cały głos, megafonem napieprzać mu prosto do ucha, a on wciąż udawałby głuchego.

Zielonooki kompletnie mnie zignorował i niezmiennie dyrygował chłopcom.

— Mam konkretną sprawę — warknęłam.

Zaczynałam się ostro denerwować.

— Alex odłóż to do cholery i stań w jednym miejscu! — krzyczał.

Pchnęłam go, żeby się odwrócił, ale ruszył przed siebie.

Natychmiast wyciągnęłam z pasa składany nóż i wcisnęłam przycisk rozkładający go, co wydało charakterystyczny dźwięk.

Wtedy zastygł i powoli się odwrócił.

— Czego chcesz? — zagadnął mnie oschle i niechętnie.

— Chciałam pogadać o tym, co stało się wczoraj rano — zaczęłam. Miałam na myśli oczywiście nasz kompletnie spontaniczny i nieplanowany pocałunek. Do teraz nie otrząsnęłam się z szoku i wciąż mam wrażenie, że to mi się najzwyczajniej przyśniło.

— O czym konkretnie? — najwyraźniej czas uwagi Petera dobiegł końca, bo stracił zainteresowanie mną i ruszył przed siebie. Złapał biegającego po całej plaży Alexa za ramię i pchnął go na tyle mocno, że ten się wywrócił.

— Ej! — krzyknął blondyn, próbując się wyrwać spod wciskającej go w piasek ręki zielonookiego. Westchnęłam. Przedłużał czas mojej cierpliwości na oczekiwanie rozpoczęcia rozmowy z Peterem.

Brunet powoli przy nim klęknął
— A spakowany jesteś? — warknął, na co odpowiedziała mu wymowna mina chłopaka — Jeśli się nie spakujesz, to ja cię wsadzę do plecaka, szczelnie zapnę i zostawię. Dlatego radziłbym ci się wziąć do roboty, bo inaczej tu zostaniesz.

— No dobra, już dobra — mruknął zdenerwowany pod nosem. Wyrwał się spod Króla Nibylandii i pobiegł prosto do domku. Zauważyłam jak wszystkie mięśnie zielonookiego niebezpiecznie się napinają.

— Masz minutę — warknął, najwyraźniej w odniesieniu do tematu, który chciałam wyjaśnić.

— Odnośnie tego, co się wczoraj rano stało... — przeszłam do konkretów.

— Co się niby stało? — chłopak gwałtownie się podniósł i stanął w niebezpiecznej odległości ode mnie, przez co musiałam spojrzeć w górę. To było upokarzające, więc wykonałam dwa małe kroczki w tył. Profilaktycznie.

— Pocałowałeś mnie.

— No i co? Nie pierwszy raz.

Zacisnęłam szczękę. Nie było jego zdaniem żadnego problemu?

— Nigdy więcej tego nie rób — warknęłam.

Peter prychnął pod nosem i ponownie zmniejszył dzielącą nas odległość. Był zdecydowanie za blisko. Nachylil się nade mną. Czuć było od niego ostry zapach lasu i oceanu. I złość. Wręcz furię.
— Czego dokładnie? — szepnął na tyle cicho, że nikt inny nie mógłby tego usłyszeć. Całe ciało zaczęło mnie mrowić, a w twarz buchnęła fala gorąca. Nawet mój żołądek zaatakowały jakieś wściekłe motyle. Próbowałam nabrać powietrza i odsunąć się od niego. Nie umiałam. Pochylił się jeszcze bardziej, aż poczułam jego oddech na szyi. Coraz bliżej. Nieoczekiwanie lekki ból na gardle, bo Peter ewidentnie mnie ugryzł, a następnie przejechał wargami, które niemal wcisnął w moją skórę, zaciągając ją do ust. Wzdrygnęłam się, ale nie narzek...CHOLERA BĘDĘ MIAŁA MALINKĘ — Nie chcesz, żebym cię całował? — ostatnie zdanie zabrzmiało już bardzo nieprzyjaźnie. Zaraz się zagotuje. Za ciepło. Za ciepło mi! — Czy dotykał? — Jedną ręką gwałtownie złapał moją żuchwę, a drugą niemal boleśnie przyciągnął mnie do siebie za pasek od moich spodni.

Zareagowałam instynktownie i otworzyłam nóż, którego ostrze przyłożyłam do jego klatki piersiowej. Dzieliła mnie tylko skóra i kilka tkanek od jego zgniłego serca. 

— Puszczaj mnie — warknęłam — Nie żartuję — Mimo, że moje nogi się trzęsły, a żołądek wykonywał salta, nie mogłam dopuszczać do takich sytuacji.

— Na pewno tego chcesz? — czułam, że moje policzki płoną żywym ogniem — Żebym cię nie dotykał? — nie mogłam na to odpowiedzieć. Spojrzałam mu w żarówiasto zielone oczy. Trzymał silną dłoń na mojej żuchwie, a jego ciemne bransoletki na nadgarstkach muskały moją rozpaloną skórę. Musiał widzieć, że jestem cała czerwona. Musiał.

Nie wydusiłam z siebie żadnego słowa.

— Uważaj, czego sobie życzysz — powiedział. spojrzał mi bardzo intensywnie w oczy, puszczając mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że mój nóż zniknął, a ja przez ten cały czas wstrzymywałam powietrze.

***

Ten Peter ma nie po kolei w głowie.

Teraz będę musiała znosić głupie spojrzenia i pytania, bo po sprawdzeniu w lustrze mojego odbicia okazało się, że oczywiście mam malinkę na szyi.

Nie będę jednak nosić bluzy w lato i ukrywać czyjejś głupoty tylko dlatego, że ktoś sobie coś pomyśli.

Przez chwilę jak gotowałam się ze złości w sobie, powiedziałam sobie że się odegram, ale kiedy zrozumiałam jak to zabrzmiało, zrezygnowałam z tego pomysłu.

Dumnie pomaszerowałam na wybrzeże, skąd mieliśmy wypłynąć. Słońce waliło mi bezlitośnie na łeb i zmuszało do mrużenia oczu.

Żeby dotrzeć do celu, musiałam przedostać się przez wąskie żwirowe dróżki, przy których atakowały mnie przerozmaite ostre krzewy.

Poszarpana i wściekła dotarłam na plaże mało się nie wywracając, gdy wyszarpałam z przedramienia ostatnia gałązkę z kolcami.

Westchnęłam, ścierając strużkę krwi i wytoczyłam się w końcu na brzeg. Minęłam wszystkich, ale nie zwrócili na mnie większej uwagi.

Dorwałam się do Alexa i stanęłam obok niego licząc na to, że uniknę głupich komentarzy i spojrzeń.

— Gdzie byłaś? — spytał blondyn patrząc to na mnie, to na morski horyzont.

Przełknęłam ślinę. Nie mogłam powiedzieć prawdy.

Widział, kiedy się spakowałam. Co innego mogłam robić?

— Gadałam z Ceddar — za późno ugryzłam się w język. Teraz zacznie się temat rzeka o moich relacjach z brunetką.

— Serio? — blondyn natychmiast się do mnie odwrócił — I jak... — zaczął — ...aż tak źle? — dodał widząc moją szyję. Chwilę nie rozumiałam o czym mówi i jedynie patrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Szybko jednak przypomniałam sobie o ostrych zębach skretyniałego Króla Nibylandii na mojej szyi.

— Nie, to tylko...

— Nie martw się. Pogodzicie się w końcu — przełknęłam ślinę i chciałam ponowić próbę zabrania głosu — ale nie musicie od razu się bić. Dziewczyny chyba zawsze jakoś się dogadują w końcu — roześmiał się.

Chwilę nie rozumiałam.

Aż nerwowo się roześmiałam, instynktownie sięgając dłonią do mojej malinki.

Kiwnęłam powoli głową.

— A wiesz chociaż o co jej chodzi? — spytał — Ja już straciłem rachubę w powodach. Wydawało mi się, że wszystko jest już w porządku, ale potem ten Peter i... — No bo jest już wszystko okej. Coś sobie ubzdurałeś. Ale w sumie na rękę mi to, że sobie to wmawia.

Co mam niby mu odpowiedzieć? O co mogłaby być zła? Jedyne co, to o Petera. Ale to jest za bliski temat do niewygodnej sytuacji, którą musiałam ukryć. Z resztą nie daj boże wpadnie na jakiś genialny pomysł rozmowy z brunetką i wszystko się wyda. Ale musiałam coś odpowiedzieć.

— Wendy? — poczułam na ramieniu dłoń. Nieważne kto to był, ucieszę się na jego widok, bo wyciągnął mnie z tej niewygodnej rozmowy.

Odwróciłam się natychmiast, ale kiedy ujrzałam tą twarz, cofnęłam moje ucieszenie. Zacisnęłam szczękę.

— Czego chvesz — warknęłam. Co za tępe pytania zadawał ten Felix.

Niemal poczułam na własnym ciele jak Alex spina się za mną. Peter i Felix zrobili sobie punkt honoru z tego, co mi wyrządzili i jak mnie ten drugi potraktował. Alex powinien więc wiedzieć co się stało i co zrobił mi ten kolejny zidiociały chłopak.

Cholera, chłopcy są do dupy.

— Możemy pogadać? — spytał, podchodząc do mnie. Zmrużyłam oczy zirytowana i niechętnie odwróciłam się do niego, wypalając w nim dziury wzrokiem.

— My nie mamy o czym gadać — patrzyłam na niego obojętnie.

— Wydaje mi się, że mamy. Powinienem cię przeprosić. Nie wiem dlaczego się tak zachowałem. Po prostu chciałem chyba... — zawahał się. Stałam sobie spokojnie i słuchałam jego wytłumaczeń. Szczerze od jakiegoś czasu latało mi to już koło chuja i gdzieś miałam jego powody — ...byłem zazdrosny. Bo całowałaś się z Peterem na sylwestrze i chyba chciałem zwyczajnie się odegrać. Poza tym zniknęłaś tak nagle, ja nic nie rozumiałem i potem byłem wściekły, że nie chcesz się do mnie zbliżyć. Że już cię nie interesuję — zagryzł wargę — Więc pocałowałem cię, co z resztą bardzo mi się podobało — wywróciłam oczami. A komu by się nie podobał mój pocałunek? — Chciałem wyciągnąć informacje o Sashabelli, które masz. Ale pocałunek mi się podobał i...

— W porządku — powiedziałam.

Zapadła cisza.

— W porządku? — chłopcy w tym samym momencie spytali. I Alex za moimi plecami, który najwyraźniej zdecydował się nas podsłuchiwać, i ten zakłamany gnojek przede mną.

— Tak — wzruszyłam ramionami.

— Przepraszam. Czy jest szansa, że mi wybaczysz...? — spytał cicho chłopak — Ja chciałbym spróbować jeszcze raz...no wiesz. Z nami.

— Rozumiem. Już ci wybaczyłam.

Felix zupełnie się pogubił. Patrzył na mnie w ciszy.
— Na-naprawdę? — zaczął się jąkać.

— Tak. Podziwiam cię nawet za przebiegłość — uniosłam brwi — Ludzie gniewają się jak im zależy. A mnie nie zależy. Nie zależy mi na tym, co kiedyś było między nami i nad naszymi aktualnymi relacjami. Nie interesuje mnie czy się zmienią. Chcę tylko, żebyś nie wchodził mi w drogę — wzruszyłam ramionami — Więc nie jestem zła. Nie zależy mi już po prostu. Z resztą i tak nic do ciebie nigdy nie czułam.

Felix zamrugał parę razy, a za sobą usłyszałam nerwowe szuranie buta Alexa.

— Czyli...

— Czyli nigdy więcej nic między mami nie będzie.

Chłopak wyglądał jakby dostał ode mnie w twarz.

Tak też powinno być.

Ale oszczędzę go. I tak jest już słaby w oczach.

Myślałam trochę nad tym, jak mnie potraktował. Że zabawił się mną i moimi jakimiś tam uczuciami do niego. Czy ja wiem co to było? Nie interesuje mnie już to. Ale gniewałabym się, gdybym miała mu to za złe. A nie mam. Bo mi nie zależy. Nie chce go zmieniać. Nie chcę go uświadamiać, że źle zrobił. Nie interesuje mnie już jaki jest.

Ważne, żeby dobrze mnie traktował i nie wchodził mi w drogę.

— I jeśli jeszcze raz mnie pocałujesz, to ci wyrwę język z tego plugawego gardła — powiedziałam spokojnie — Jasne?

Felix zamilkł.
— Czyli nie ma szans...?

— Nie.

Alex za mną nabrał powietrza.
—- Nie podsłuchuj — upomniałam go, ale zaraz wróciłam do chłopaka przede mną — Ale jak chcesz mi pomóc, to pogadaj z Peterem, żeby oddał mi mój nóż — przypomniało mi się o tym, jak wykorzystał mój amok i pozbawił mnie broni kilkanaście minut temu. Lepiej było, żeby on go odebrał. Ja nie chciałam się narażać na kolejne łomotanie serca. Nie mogłam do tego dopuścić.

Szarowłosy kiwnął ledwo widocznie głową i odszedł ode mnie.

Nabrałam głęboko powietrza i uśmiechnęłam się.

Czułam lekka pustkę. Coś się w końcu zmieniło. Ale nawet mała pustka sprawia, że czujesz się lżej. Mniej ważysz wewnętrznie.

— Jak się czujesz? — spytał po dłuższej chwili milczenia Alex.

— Lżej — powiedziałam. Odwróciłam się do niego. Błękitne oczy patrzyły na mnie z czystą otuchą. A za nimi drugie równie błękitne.

Uśmiechnęłam się do rozczochranej i zaspanej Ceddar.

— Powinienem z nią pogadać — usłyszałam głos blondyna — Nie sądziłem, że to się kiedyś rozwiąże. Myślałem, że to ciche wzdychanie będzie trwać już do śmierci. Poza tym jestem ciekawy co Peter jej powiedział. Wygląda w sumie... — długo szukał słowa.

— Normalnie — dokończyłam za niego — Ale może znasz odpowiedź na moje pytanie — Alex spojrzał na mnie zaciekawiony. Musiałam wybadać teren. Wiedziałam, że przysługa, którą obiecał Peter syrenom, musiała go słono kosztować. A dodatkowym dowodem było to, jak zaangażowanie omijał o nią pytania — Czy wiesz jaką przysługę obiecał syrenom Peter?

Blondyn nabrał głęboko powietrza. Wiedział.
— Nie wiem.

— Kłamiesz — nie będę się z nim patyczkować.

— Wcale nie — próbował ze mnie zrobić idiotkę — Nie mówił.

— Nie kłam.

Westchnął.
— No dobra, wiem. Ale nie wolno mi o tym mówić. To była ciężka decyzja i musi pozostać w tajemnicy.

— W tajemnicy przed kim? — wyłapałam szybko dziurę i dużą poszlakę w jego wypowiedzi.

Alex warknął i przetarł dłońmi twarz
— Za dużo gadam. Zawsze to samo — syknął — Nie wolno mi tego zdradzić.

— Przed kim to tajemnica?

— Ona nie możesz się dowiedzieć, rozumiesz? Wtedy całą misję trafi szlag — spojrzał na mnie. Zaraz ugryzł się w język, ale było za późno.

— Ona?

Niemal krzyknął. Ugryzł się z całej siły w rękę. Nawet nie wiem kiedy.

Zanim zdążyłam zaprotestować i oderwać dłoń od jego ust, wypalił błagalnie.
— Wendy błagam, zmieńmy temat — widząc jego twarz, nie miałam już wątpliwości, żeby przestać drążyć temat. Na ten moment. Jego reakcja i ugryzienie samego siebie jakby w karze, że wypaplał element tajemnicy, były przerażajace — Zawsze wszystko rozgaduję. Daj mi się raz wykazać.

— Alex, w porządku. Uspokój się — kiwnęłam powoli głową i zaczęłam powoli machać rękami w geście uciszenia go.

Chwila minęła zanim doszedł do siebie i przestał się dusić własnym oddechem.

Ona. Czyli albo Ceddar, albo Ashlynn, albo w jakiś pokrętny i dziwny sposób chodziło o mnie. Dlaczego mogło chodzić o nas? Jaką przysługę? Ja nic nie wiedziałam, a raczej bym wiedziała. Dlatego stawiałabym albo na Ashlynn, albo Ceddar. Ale Ceddar była w kompletnej rozsypce po akcji z peterem. Nie byłaby w stanie teraz knuć. No, ale moment. Wszystko miało się stać w tajemnicy, więc właśnie za plecami. Musiałabym to trochę bardziej...

— Szlag — krzyknął nagle Alex.

— Przecież już się prawie uspokoiłeś. Nie ma tematu, ja nic nie powiem...

— Nie, nie o to chodzi! — przerwał mi — Płyną!

Odruchowo odwróciłam się w stronę morza.

Faktycznie blisko nas zaczęły wynurzać się po krótce ogony, czasem jakieś dłonie czy tyły głów.

Syreny nadciągają.

Odwróciłam się do nich przodem całym ciałem i nasłuchiwałam żwiru pod nogami, gdy wszyscy chłopcy zbierali się bliżej brzegu. Ja dla bezpieczeństwa wolałam jednak zostać bliżej Alexa, a nie wody. To nie był mój teren.

— No nareszcie — napiętą ciszę i chwilę przetrwać wyniosły i arogancki głos Petera, który stanął niemalże w wodzie, oczekując nieprzewidywalnych półnagich kobiet z ogonami dłuższymi niż wzrost niejednego człowieka. Pazurami niepodobnymi żadnemu zwierzęciu, zębami ostrymi jak...

— Cofnij się — warknęłam.

Zanim zdążyłam ogarnąć co powiedziałam, wszyscy patrzyli już na mnie.

Kurwa mać.

W tym Peter ze zmrużonymi oczami i zmarszczonymi brwiami.

— Ty się martw lepiej o siebie, słoneczko — wyniosły ton Petera sprawił, że automatycznie poczułam się trzy razy mniejsza. Spuścił wzrok. Dlaczego nie mogłam ugryźć się w język?!?

I czemu odruchowo zadbałam o jego bezpieczeństwo?

Nie, tego jest za wiele.

Zacisnęłam szczękę i jeszcze dalej się od niego odsunęłam.

— Żebyś się nie zdziwił — wypaliłam ratując swój tyłek i reputację. 

Zielonooki zmrużył oczy, ale przez jego twarz przebiegł niemal niezauważalny uśmieszek arogancji.

Wypuściłam powietrze, kontrolując tym samym jako taki swoje emocje.

— No siema. Macie? — zagadnął Peter syreny, które wynurzyły się z wody.

Nad taflą widziałam pięć syren, których głowy były zanurzone do poziomu oczy. Diabolicznych oczu. Przerażających. Niektóre były całkiem czarne, inne białe, a jeszcze inne w różnych kolorach. Ich skóry zdobiły łuski, kolce i dziwne wzory. Włosy miały mokre i zaczesane do tyłu. Usłysz przybrały kształty muszli o ostrych brzegach.

Jedna z nich. Ta, co była na przodzie, wychyliła ciało do poziomu ramion. Wpatrywała się w Petera morderczym wzrokiem.

Najwyraźniej jej wściekły wzrok był odpowiedzią twierdzącą dla Petera.

— Spoko, dajcie oblivion — wystawił przed siebie rękę.

— Chwila — syknęła syrena, a mnie przeszedł dreszcz. Miała tak syczacy, lodowaty i nieprzyjemny głos, że ciężko było go przyrównać do ludzkiego. Ponadto jej szczęka zaopatrzona była w trzy rzędy ostrych jak brzytwa kłów — Była umowa.

— Tak, oblivion w zamian za przysługę — mruknął Peter. Miałam jednak wrażenie, że przez jego oczy przebiegł jakby błysk żalu. Ale musiało mi się wydawać.

Za to prawdopodobnie zaraz dowiem się o jaką przysługę chodziło i czy faktycznie była związana z jedną z dziewczyn.

— Pokaż — powiedział spokojnie Peter, na co w odpowiedzi syrena wyciągnęła nad wodę oślizgłą i ociekającą wodą dłoń, w której ściskała buteleczkę z fioletowym płynem. Peter zacisnął wargi i westchnął cicho — Ashlynn, podejdź tu na chwilę.

Na dźwięk imienia dziewczyny, syreny synchronicznie syknęły wściekle. Zmarszczyłam brwi. Chodziło o nią.

Ashlynn powoli podeszła do chłopaka.

— Zdrajczyni — warknęła pierwsza z syren. Dziewczyna wzdrygnęła się. Miała w sumie rację. Błękitnowłosa zdradziła swoje królestwo i przyłączyła się do wrogów, co czyniło ją zdrajczynią. Może i jej lud był chory i ostro popieprzony, porywając i torturując mnie, ale jednak oszukała ich.

Zielonooki złapał ramię księżniczki syren i odwrócił ją ku sobie. Widziałam jak potwory w wodzie ostrzyły sobie na nią zęby. Coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja i miałam złe przeczucia.

— Ashlynn, dziękujemy ci są wszystko — wymieniłam zaniepokojone spojrzenia ze stojącą niedaleko Ceddar. To mnie utwierdziło w tym, że zaraz stanie się coś strasznego — Jestem wodzem. Muszę poświęcać ludzi dla misji. Nic ci nie będzie. Jesteś księżniczką. Mam nadzieję, że znowu się kiedy spotkamy — zanim dziewczyna w ogóle zdążyła odpowiedzieć, pchnął ją w stronę wody, a tam w ułamku sekundy zniknęła razem z resztą syren w odmętach oceanu.

Szczęka mi opadła.

— Jaja sobie robisz?! — wrzasnęłam.

Wyglądało na to, że tylko ja i Ceddar byłyśmy w szoku. Reszta chłopców była zwyczajnie smutna. Spuszczone głowy, wzroki skierowanie pod siebie i szuranie butami po żwirku.

Ostatnia syrena wyrzuciła w powietrze oblivion i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

Peter złapał butelkę w prawą dłoń i odwrócił się do nas.

— Czemu niby? Muszę podejmować takie decyzje. Coś za coś — powiedział do mnie spokojnie.

Byłam wściekła. Buzowały we mnie silne emocje i nieopisana złość.

Dlaczego do cholery jasnej oddał własną przyjaciółkę?!? Dlaczego oddał ją w szpony tej wariatki, która usiłowała mnie zabić?! Dobra, to jej matka, ale z jakiegoś powodu od niej uciekła! Mógł ją chociaż uprzedzić!

— Co to niby było?! Dlaczego ją oddałeś??

— No po oblivion. Czemu ty nic nie czaisz?! — Peter też się zdenerwował.

— Ty masz jakąkolwiek moralność?!? To była twoja przyjaciółka!! Jak mogłeś to zrobić?? Jak w ogóle mogłeś to wymyślić, czy zdajesz sobie...

— Ej coś ci się chyba pomyliło — zielonooki przerwał moją wypowiedzieć i zaczął iść w moją stronę — Od kiedy wymagasz ode mnie humanitarnych zachowań? Zapomniałaś chyba, że ja NIE JESTEM człowiekiem! Nie zachowuję się po ludzku. Jestem demonem. Podejmuję praktyczne decyzje i w dupie mam, jak się z tym czujesz. Moją misją jest wygrać walkę z Cieniem, żeby ocalić moje królestwo! Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, głupia śmiertelniczko. Nic nie wiesz o tym świecie, więc siedź cicho i przestań ciagle mi włazić w drogę!

— Poiwnnam ci teraz dać w ryj — warknęłam.

— To dawaj. Wal — syknął.

Zacisnęłam pięść i szczękę.

Minęła chwila ciszy, gdy udało mi się rozluźnić. Wypuściłam powietrze.

— Nie jesteś tego wart.

Zielonooki uśmiechnął się nieszczerze.
— Nie jestem wart tego, żebyś mi przyjebała, ale żebyś mnie całowała, to już jestem, tak? — szepnął to na tyle cicho, że tylko ja miałam szansę to usłyszeć — I to też mi wolno robić — złapał moją żuchwę i odkręcił tak, że pokazała mu się moja malinka w całej okazałości — To ty masz dziwną moralność.

I zostawił mnie tak stojącą, odchodząc do Zaginionych Chłopców i Ceddar. Już bez Ashlynn.

Chciałam wrzasnąć, że to on zawsze pierwszy mnie całuje i atakuje tym demonicznym jęzorem, ale w ostatnim momencie ugryzłam się w swój ludzki język.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema!

Jestem z powrotem po długiej przerwie. Mam jednak nadzieję, że ilość SPICY momentów Wam to wynagrodziła 😏

I długi rozdział wyszedł.

Peterek to ma jednak charakterek.

Koniecznie dajcie znać w komentarzach jak Wam się podobało!

Teraz jadę na obóz do Bułgarii, wiec trzymajcie kciuki, żeby na miejscu był internet. Wtedy będę mogła coś dodać!

Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top