112 | Ceddar

Klasycznie. Muza na znak.

Wendy P.O.V.

Zostawiłam rzeczy na moim łóżku, po czym wszyscy wyszliśmy z domku, kierując się w stronę polany obok budynku.

Z daleko widać było już dym z ogniska, a słychać było także głośne śmiechy i wrzaski.

Siedziałam między Ceddar, a Alexem, który od jakiejś godziny produkował się opowiadając swoje nieśmieszne żarty. Nieśmieszne, to za mało powiedziane.

Po pierwszych sześciu, odechciało mi się nawet wywracać oczami.

Teraz po prostu wbiłam je w ogień przed sobą i głośno westchnęłam.

— Skąd ta twoja fascynacja żartami o blondynkach? — wypalił Peter, krzywiąc się lekko. Kiełbasa, którą miał nabitą na patyk, a która smażyła się nad ogniskiem, niebezpiecznie zsuwała się w stronę żaru.

Z jakiś czterdziestu żartów, jakieś dwadzieścia dotyczyło kobiet o właśnie tym kolorze włosów. Czy uznawałam to za zabawne? Nie. Wiem jednak, że nie miał tu znaczenia kolor włosów, a sama jakość suchego żartu.

— Nie wiem. Zabawne są. A ty wolisz blondynki, czy brunetki?

Ceddar obok mnie poruszyła się nerwowo.

— Łyse. Colton, podaj mi talerzyk — zielonooki wypalił, wyciągając rękę do blondyna obok.

Alex machnął na niego ręką.
— Mi się rude podobają — uśmiechał się rozmarzony — Mają taki niecodzienny kolor włosów, wyjątkowy. To samo się tyczy wszystkich istot z kolorowymi głowami. To takie ładne!

Kiwnęłam głową.

Wstałam po chleb i udałam się pospiesznie do ustawionej niedaleko drewnianej komody, na której leżało całe jedzenie, jakim dysponowaliśmy.

Sięgnęłam po ostry nóż, bo szkoda mi było marnować moich idealnie gładkich sztyletów do krojenia jedzenia.

Odkroiłam sobie pięć kromek i sięgnęłam po masło.

— Widzę, że jesteś głodna — usłyszałam obok siebie głos tak nagle, że aż podskoczyłam. Odwróciłam się nieznacznie i zobaczyłam za sobą stojącą Ashlynn. Zerknęłam później na chleb. Pięć kromek? To było dużo? Chciała zabrzmieć wrednie. 

— A to dużo? — spytałam wymijająco.

— Nie, coś ty. Nie o to mi chodziło — uśmiechnęła się. Dokładnie o to jej chodziło — na pewno wszystko okej? Wydajesz się jakaś smutna.

— No co ty — mruknęłam pod nosem.

— Hej, chciałabym ci pomóc. Wiem, że otaczają nas niezbyt wyrozumiali i emocjalni ludzie. Ja jednak widzę, że jesteś bardzo wrażliwa i próbujesz to tylko ukryć. Wiesz, że zawsze możesz się do mnie zwrócić z pomocą. I na lądzie, i pod wodą. Wiem, że nie należysz do naszego świata, ale jeśli kiedykolwiek będziesz w złej sytuacji pod wodà, to moje siostry ci pomogą.

Kurde.

Zamrugałam pare razy.

— Jeśli cię kiedyś czymś uraziłam, to naprawdę przepraszam. Nie miałam nic złego na myśli — brzmiała szczerze — Rozumiem, że potrzebujesz czasu, żeby sobie to wszystko poukładać. Tutaj strasznie szybko się wszystko zmienia. Pamiętaj, że masz czas — uśmiechnęła się. No niezbyt mam. Każdy dzień tutaj oddała mnie od chociażby ukończenia liceum.

Nabrałam głęboko powietrza
— Dzięki — tylko tyle wydusiłam. Byłam jej na swój sposób wdzięczna. Chciała pomóc i dodać mi otuchy. Nie wiem, czy mogłabym się do niej zwrócić po pomoc. Może i tak. Ale ja się nie zwracam po pomoc do nikogo poza mną — Boże — wydukałam z siebie, widząc za ramieniem Ashlynn scenę rozgrywająca się obok ogniska. Chłopcy w końcu przynieśli konkretne mięso, którym były steki tak krwiste, że w niektórych miejscach, na trawę ściekały krople czerwonej cieczy*

Zajadali się nimi aż im się uszy trzęsły, a po brodach ciekła im krew.

Wzdrygnęłam się.

— Wiem, że wyglada to dość drastycznie, ale jest naprawdę smaczne — uśmiechnęła się do mnie.

— To sobie usiądź z Peterem — dodałam, widząc, z jaką rozkoszą blondyn oblizuje śnieżnobiały rząd zębów z krwi.

— Myślisz? — spytała.

— Chyba mu się podobasz — wypaliłam.

Blondynka spojrzała na mnie dziwnie, a następnie przelotnie pogłaskała po ramieniu i odeszła w stronę zielonookiego. Jej spojrzenie było naprawdę dziwne. Nie umiałam zidentyfikować o co chodziło.

Westchnęłam cicho i wzięłam jedzenie, które sobie przygotowałam.

Obiektywnie stwierdziłam, że lepszym pomysłem będzie dodanie do mojego posiłku jeszcze trochę jedzenia, bo zdecydowanie samym chlebem z masłem się nie najem.

Ukroiłam sobie jeszcze kilka kromek, po czym je posmarowałam.

Krojąc sobie pomidory na osobny talerzyk, oddałam się przemyśleniom.

Nad moją głową rozciągało się granatowe niebo obsypane gwiazdami.

Zabawne. Na jednej z nich czekał na mnie Adam, sprawdzian z matmy, treningi, rodzina, imprezy i cholerna żałoba po Zacku. Wydawali się tak blisko. Niemalże na wyciągnięcie ręki.

A byli tak niesamowicie daleko.

Bliskość gwiazd była jednak tylko naszym złudzeniem.

Wbiłam spojrzenie przed siebie i wsłuchiwałam się w otaczające mnie dźwięki. Byłam tak niesamowicie zmęczona...

Zamrugałam i wzięłam ze sobą jedzenie.

Usadowiłam się na moim poprzednim miejscu. Na szczęście asortyment z żartami Alexa, chyba w końcu się wykorzystał, bo chłopak teraz brał udział w dyskusji, a nie monologu.

Błękitnooki jednak nagle sięgnął do mojego talerza po chleb, który zanurzył w swoim steku, a następnie zjadł w krwistej polewie.

Przełknęłam ślinę.

— Chcesz? — spytał, sięgając po talerz wypełniony mięsem — Musimy mieć siłę. Zjedz. Czyściutkie i świeże mięso. Ramo Brendan i Colton upolowali.

Moja mina chyba była dostateczną odpowiedzią.

— Nie lubisz? — dopytywał się.

— Lekko mówiąc — westchnęłam cicho — U nas nie je się praktycznie surowego mięsa — wzruszyłam ramionami.

— Dziwne.

Muza. Tylko nie umiałam znaleźć godzinnej wersji i nie wiem jakby to zrobić.

Zerknęłam na Ceddar, siedzącą po mojej lewej. Jej spojrzenie było jednak utkwione gdzieś po prawej.

Podążyłam jej linią wzroku, ale gdy zauważyłam w czym jest problem, zacisnęłam wargi.

Peter i Ashlynn siedzieli obok siebie, a na ich obu widelcach nabite były krwiste steki, którymi podczas ożywionej rozmowy, którą mogli słyszeć tylko oni, zajadali się z uśmiechem.

Byli naprawdę, naprawdę blisko. Ich uda dosłownie się stykały, a twarz Petera była oddalona jedynie kilka centymetrów od Ashlynn.

— W porządku? — spytałam Ceddar. Nie wiem skąd znalazłam w sobie taką empatię i zainteresowanie samopoczuciem brunetki. Jednak jej ból był tak mocny, że niemal sama go odczuwałam.

Spojrzała na mnie, a jej oczy były czerwone. Zagryzła wargę, by się nie rozpłakać.

Bez słowa złapałam jej dłoń i mocno ścisnęłam. Pilnowałam, żeby patrzyła na mnie podczas, gdy ja kontrolowałam sytuację za jej plecami.
— To przyjaciele. Tylo rozmawiają..

Urwałam.

Ashlynn ujęła policzki Petera i połączyła ich usta.

Ceddar natychmiast się do nich odwróciła.

Reszta osób jakby nie widziała sytuacji, która się dzieje obok nich. Zajęci było innymi zajęciami. Jedzeniem, żartowaniem i wydzielaniem się.

Peter nie odepchnął Ashlynn. Wręcz przeciwnie. Odwzajemnił żarliwy pocałunek, a po natychmiastowym odrzuceniem jedzenia na bok, przyciągnął do siebie dziewczynę zakrwawioną dłonią, która zostawiła czerwony ślad na jej talii. Krew ściekała po ich wargach, brodach prosto na uda. Skrzywiłam się widząc, że niemalże się pożerają.

To była scena godna dwóch nadnaturalnych postaci, a nie ludzi. Czyli idealnie do siebie pasowali.

— Ceddar... — zaczęłam, ale dziewvzyna otworzyła usta. Po jej policzkach popłynęły łzy.

Para oderwała się od siebie i jakby nigdy nic, wróciła do rozmowy. Nie na długo jednak, bo towarzystwo nagle ucichło, gdy brunetka podniosła się na dwie nogi i ciężko oddychając, wbiła lodowate spojrzenie błękitnych oczu w Peter i Ashlynn.

Przełknęłam ślinę.

Będą dymy.

Usłyszałam ciche szepty obok, ale winowajcy ewidentnie nie wiedzieli jaki jest problem.

— Tak? — zaczął niepewnie Peter. Otarł dłonią zakrwawione wargi.

— Nie odzywaj się — wypaliła Ceddar. Chłopak aż odchylił się do tyłu. Najwyraźniej nie było to często spotykane, żeby brunetka była dla niego niemiła. Była młoda. Stanowczo za młoda dla niego. — Posłuchaj mnie, ty nędzny chuju* — warknęła. Uśmiechnęłam się.

— Ceddar, o co... — zaczęła Ashlynn.

— Zamknij pysk! Ciebie, to powinnam walnąc! — Ashlynn otworzyła szerzej oczy — Możesz w końcu przestać udawać idiotę?!? Robisz mi tym pieprzoną krzywdę, gdy od lat posyłasz mi dwuznaczne znaki, a zaraz po tym, mówisz do mnie jak do siostry!

Peter zamrugał.

— Wydaje ci się, że możesz sobie tak pogrywać dziewczynami? Że moje uczucia nie są warte twojej uwagi? Peter!

— Ale to nie tak... — zaczęła Ashlynn.

— NIE PRZERYWAJ MI! — natychmiast zamilkła — Peter, kocham cię! Kochałam cię od zawsze, ty skretyniały dupku! Kocham w tobie wszystko! Akceptuję twoje wszystkie wady! Wszystkie! Przymykam oko na twoje chęci mordu, na twoją demoniczną stronę! Przymykam oko na wszystko, bo do tego stopnia cię kocham! Zawsze cię kochałam! Zawsze! A ty każdym najmniejszym ruchem tylko coraz bardziej mnie krzywdzisz! — Zacisnęłam wargi — i tak cholernie cię za to nienawidzę...

Cisza była tak dobitna, że zrobiło mi się chłodno.

— A w tym wszystkim najbardziej nienawidzę tego, że nie mogę dać sobie z tobą spokoju. Chociaż wiem, że nie ma na to szans, to i tak do Ciebie wzdycham. I tak na ciebie czekam. Na dzień, kiedy się we mnie wreszcie zakochasz. Mimo, że wiem, że on nigdy nie nadejdzie. Po prostu nie mogę cię nienawidzić. Kocham cię. I zawsze cię będę kochać. Ale najwyraźniej na próżno czekałam na to, aż to odwzajemniał, a przynajmniej zauważysz.

Osz kurwa.

— Naprawdę myślałam, że mnie lubisz...

— Oczywiście, że cię lubię — przerwał jej Peter

— Ale nie kochasz.

Na to już nie odpowiedział.

Ceddar zalała się łzami i natychmiast odbiegła od ogniska. Ruszyła prosto w stronę lasu.

— Hej, ale nie możesz biec sama do lasu w nocy! — Colton wstał i krzyknął do oddalającej się brunetki.

— Spokojnie — Peter otrząsnął się z szoku — Pójdę za nią.

Wstał i zostawił oszołomioną Ashlynn samą.

— Ale to nie tak... — jęknęła dziewczyna do zielonookiego.

— Wiem — ścisnął jej nadgarstek.

— Nie spieprz tego — warknęłam do niego. Wyminął mnie lodowatym spojrzeniem i ruszył w stronę lasu.

Zmarszczyłam brwi.

To smutne.

W mojej głowie kłębiło się tyle emocji, uczuć i rzeczy, do powiedzenia, że aż nie wiedziałam od czego zacząć. Miałam tyle do wyrzucenia na zewnątrz, tyle uczuc. Było ich aż tyle, że postanowiłam milczeć. 

— Wiedziałaś? — zagadał mnie Alex.

Spojrzałam na niego.
— A ty nie? — wydawało mi się, że ta sprawa jest jasna. Nawet Brendan wiedział, co z resztą bardzo go krzywdziło. Siedział teraz jak struty obok nas.

***

Ceddar wróciła z Peterem dopiero po godzinie. Wszyscy jednoznacznie zgodziliśmy się, że jednak należy wyruszyć o świcie.

Za dużo było buzujących emocji i niebezpieczeństw w nocy.

Przypomniał mi się moment, gdy przygotowywałam sobie jedzenie na wieczór.

Niesamowite jak trafne myśli przebiegły wtedy przez moje myśli.

Uznałam, że całe moje wcześniejsze życie usadowione było na gwieździe, która wydawała się być tak blisko. Niemalże na wyciągnięcie ręki.

Ale bliskość gwiazd jest tylko naszym złudzeniem. Dokładnie tak, jak bliskość Petera była jedynie złudzeniem Ceddar.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Siema!

ALE MI SIĘ PODOBA TO PODSUMOWANIE!!! TO MÓJ CYTAT!!!

Rozdział krótki, ale TAK IDEALNIE mi się to poskładało, że nie mogłam tu wcisnąć jakiejś akcji z następnego dnia. Po prostu nie pasowała.

Spokojnie, spokojnie. W następnym rozdziale z povu Ceddar, przedstawię Wam jej rozmowę z Peterem.

UDAŁO MI SIĘ SZYBKO DODAĆ!

HAHSGHAHAH

jak widzicie, dzisiaj czujè się dobrze.

I pare ważnych informacji.
* nie neguje osób jedzących mięso! Chciałam tylko podkreślić to, jak magiczne i niecodzienne jest pożywienie w Nibylandii. I dodać dramaturgii i szczypty pikanterii do DOSŁOWNIE OBLIZYWANIA SIĘ PETERA I ASHLYNN.

I demonicznego wyrazu panu Królowi.

Jak myślicie? O co chodzi Ash z tym „Ale to nie tak..."?

*zaczynam coraz bardziej tutej przeklinać. Błagam powiedzcie, że Wam to nie przeszkadza. ALE TO TAK PASUJE

Całuski
Zosia❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top