111 | przygotowania

Peter P.O.V.

— Pamiętasz tego sylwestra? — zacząłem, patrząc na mój sztylet. Jak miałaby nie pamiętać? Wendy spojrzała na mnie ewidentnie zainteresowana. Wiedziałem jaki temat poruszyć, żeby skupić na sobie jej uwagę.

Kiwnęła głową.

— Pocałowałem cię wtedy — Zauważyłem, jak szybko wciąga powietrze do płuc, a w moich uszach rozległo się bicie jej serca — Pytałaś mnie potem dlaczego to zrobiłem — Zmarszczyłem brwi i na chwilę oderwałem spojrzenie od broni — pocałowałem cię, bo chciałem. Chciałem cię całować — skłamałem.

W zielonych oczach dziewczyny zobaczyłem coś dziwnego, ale mogłem też to sobie ubzdurać. Uśmiechnąłem się złośliwie i wróciłem wzrokiem do sztyletu.

Tak. Dokładnie tak powinienem to rozegrać. Kiedyś faktycznie będę musiał przeprowadzić z nią taką rozmowę. Ale narazie lepiej to zaplanować.

Nie chciałem poruszać tego tematu. Wolałem odciągać od siebie temat pocałunku. Ale musiałem.

Nie chciałem jej całować. Nie chciałem jej dotykać. Nie chciałem jej poznawać. Nie chciałem się do niej zbliżyć. A już na pewno nie chciałem, żeby połączyły nas jakieś uczucia.

Jedyne czego chciałem, to jej zaufania.

Już od samego czerwca gdy ją porwałem, popełniałem jeden karygodny błąd, którego z jakiś powodów nie zauważyłem.

Nie wzbudziłem jej zaufania. Wendy mi nie ufała.

A jak miała mi pomóc bez tego? Przy najbliższej okazji wbije mi sztylet w plecy.

Musiałem sprawić, żeby mnie nim obdarzyła. Żeby mnie polubiła. Żeby ufała mi bezgranicznie i była głowa zrobić to, o co ją proszę.

Dopuściłem do tak bliskiej sytuacji na sylwestrze dlatego, żeby wzbudzić jej zaufanie, zabierając ją na nocną wycieczkę, chciałem wzbudzić jej uczucia. Wspierając, chciałem, żeby mnie polubiła. A rano całowałem ją, by stworzyć więź.

A przynajmniej tak chciałem i powinienem sądzić.

Ale okłamywałem sam siebie.

I mimo, że byłem nastawiony tylko na sukces, że planowałem zbliżyć się do niej, żeby wzbudzić to cholerne zaufanie. Żeby w końcu zaczęła ze mną współpracować i pomogła mi w tej walce. Dla mojego świata. Potem może sobie wracać skąd przyszła. I pomimo tego wszystkiego, z jakiegoś powodu dotykało mnie to, że zranię uczucia jakiejś bezwartościowej śmiertelniczki Wendy Darling.

Szczerość jest przereklamowana.

***

— Dobra. Ostateczne przygotowanie sił — zarządziłem, machając stanowczo ręką — Ustawcie się.

Obserwowałem, jak Zaginieni Chłopcy szybko zajmują swoje miejsca w rządku. Wszyscy. Wszyscy oprócz tego jednego zidiociałego blondynka, który panicznie rozglądał się wokół, szukając swojego miejsca.

— Alex... — zacząłem. Spojrzał na mnie, a ja zmrużyłem oczy — ...gdzie jest twoje miejsce?

— Ja nie wiem! — odpowiedział zaciskając wargi z całych sił. 

— Chodź tutaj — warknął do niego Brendan, łapiąc za łokieć. Wrzucił go na miejsce obok siebie.

Podszedłem do blondyna powolnym krokiem.
— Wiesz. Zawsze sądziłem, że największym błędem mojego życia, było oddzielenie Cienia od ciała — zacząłem — Ale teraz już wiem, że największym błędem było przyjęcie cię do mojego oddziału.

Blekitnooki kiwnął szybko głową.

Odszedłem od nich i klasnąłem w dłonie.

Wendy P.O.V.

— Proponuję ostateczny i ostatni już trening, a następnie idziemy się spakować i przygotować się na walkę. Wieczorem ognisko, żeby uzbierać siły. Potem pijemy swoje porcje i lecimy pod wodę. Wydaje mi się, że ten czas, który tu spędziliśmy, sprawił, że czujecie się gotowi — wyszczerzył się.

Uniosłam brwi.

Towarzystwo wydało z siebie jakiś pomruk, który nie brzmiał zbyt zachęcająco.

Z twarzy Petera zniknął uśmiech, więc automatycznie pojawił się na mojej.

Jego oczy zabłyszczały.

— Na polanę i zaczynamy trening — zarządził, odwracając się na pięcie.

— Chodź — poprosiła mnie Ceddar i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, złapała moją rękę i zaczęła mnie ciągnąć przed siebie.

— Co ty robisz? — oburzyłam się. Nie podobało mi się, że gdzieś mnie ciągnie. A już zwłaszcza, że kierowała się w stronę Petera.

Pozwoliłam jej się jednak tam zaprowadzić i bardzo niechętnie stanęłam przed zielonookim.

Odwrócił się do nas i uśmiechnął szeroko do Ceddar, gdy jednak zielone oczy ruszyły lekko w lewo i napotkały moje, uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił.

— Tak? — wrócił do brunetki.

Dziewczyna ewidentnie się speszyła, bo na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
— Peter, bo...co mam zrobić z moimi rzeczami? Weźmiemy je pod wodę? — spytała nagle. Miałam nieodparte wrażenie, że nie tak miało zabrzmieć jej pytanie, jednak z jakiegoś powodu, wycofała się z pierwotnej wersji.

Chłopak chyba też to wyczuł, bo zaczął patrzeć na nią bardzo intensywnie.
— Zostawimy je tutaj. Poskładamy i odbierzemy po walce — powiedział pewnie — Jeśli przeżyjemy.

— Nawet tak nie mów. Strasznie się boję — przysunęła się do niego. Miałam ochotę się zaśmiać. Naprawdę. Jej sposoby na podryw były naprawdę tragiczne. A dziwne, bo widziałam ją w akcji, w klubach. Normalnie świetnie jej idzie i potrafi swoim uwodzicielskim tonem i mową ciała oczarować każdego. Ale najwyraźniej nie Petera.

— Nie mów mi takich rzeczy. Jesteś żołnierzem — zielonooki złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął. Brunetka nie wyglądała na zbytnio zadowoloną z takiego obrotu spraw, bo najwyraźniej czekała na coś innego. Ja jednak ledwo powstrzymałam śmiech — Nie możesz nigdy się bać. Strach to słabość. Jeśli się czegoś boisz zrobić, to znaczy, że właśnie to powinnaś zrobić — kiwnął głowa. Zmrużyłam oczy. Ceddar najwyraźniej wysnuła w głowie naprawdę mocno powalony plan, bo jej tęczówki zjechały na wargi Petera. Idiota.

— Chodź, Cedd — tym razem to ja musiałam interweniować. Nie wyniknęłoby z takiego działania nic dobrego. Złe miejsce, zły czas. Zła osoba, ale o tym już nie musiałam mówić.

Ugh, straszna, że mnie hipokrytka.

Pociągnęłam ją, ale gdy tylko potrząsnęła głową i dotarła do niej lekkomyślność sytuacji, z zawstydzenia wyrwała mi się i pognała do przodu.

Ja jednak zostałam zatrzymała.

Lodowata łapa oplotła mój nadgarstek na tyle mocno, że nie mogłam się wyrwać.

Odwróciłam się.

— Uważaj na niego — powiedział tak chłodno, że przeszedł mnie dreszcz.

Zmarszczyłam brwi.

Na kogo niby?

Wywróciłam oczami i chciałam odejść, ale pociągnął mnie mocniej i wbił spojrzenie za moje plecy. Szybko się odwróciłam. 

Kilkanaście metrów za mną, na trawie rezydowali Felix z Alexem i okładali się kamykami. Oboje się śmiali, ale zabawa nie było zbytnio intelektualna.

Wróciłam do Petera, który był teraz naprawdę blisko. Cofnęłam się.

— Felixa?

Jakbym nie wiedziała, że mam na niego uważać. Poza tym czemu udaje, że się o mnie martwi? To pewnie znowu kolejny podstęp. Przecież razem z nim mnie wykiwali.

— To nie twój kumpel? — warknęłam.

Nie odpowiedział.

***

— Pomóż mi — poprosiłam Ceddar. Pot lał mi się z czoła, a następnie kierował się prosto do oczu. Brunetka była czerwona, ale w żadnym stopniu nie spocona. Zastanawiało mnie to, czy faktycznie ćwiczyła i ma po prostu świetną kondycję, czy najzwyczajniej się opieprzała.

Ale to nie moja sprawa. Muszę się troszczyć tylko o siebie. Nikt inny tego za mnie nie zrobi.

— Jasne — sapnęła i podeszła do mnie.

— Wejdź mi na barana — zarządziłam i kucnęłam, czekając na ciężar na barkach. Musiałam ćwiczyć i trenować. Mocniej i więcej.

Brunetka chwilę stała, ale zaraz po tym, szybko wykonała rozkaz i usiadła mi na ramionach, a ja złapałam jej uda i z lekkim trudem wstałam.

Przybrałam dogodną pozycję i zaczęłam wykonywać przysiady.

Ból mnie motywował. Mięśnie mnie piekły, ale wiedziałam, że nie mogę przestać. Czeka na mnie większe cierpienie w nadchodzącej walce i muszę być na nie po prostu gotowa. Wypuściłam głośno powietrze.

— Ale stąd mam świetny widok! — zaśmiała się głośno Ceddar. Nie podzielałam jej entuzjazmu, ale nie planowałam także odbierać jej własnego.

— Cześć, jak idzie? — podszedł do nas jakiś chłopak, na którego nie zwróciłam większej uwagi. Po głosie podejrzewałam Brendana. Obrzuciłam go szybkim spojrzeniem i wróciłam do wykonywania ćwiczeń.

— No jak widzisz, bardzo ciężko trenujemy — westchnęła teatralnie Ceddar. Złośliwie wykonałam nagły ruch i z szyderczym uśmiechem przyjęłam mocniejsze wczepienie się palców brunetki w moje włosy.

— Właśnie widzę — zaśmiał sie cicho brendqn — A spakowane jesteście? — rozgościł się przed nami, siadając na pniaku.

Ceddar chyba zaprzeczyła, ale nie wiem, bo odpłynęłam myślami.

Prawdę mówiąc wbrew temu, o czym zapewniałam, także odczuwałam lekką domieszkę strachu na myśl o walce i wielkim starciu z Cieniem.

Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale ten strach musiałam jakoś zamaskować. Nie mogłam okazać moich słabości, bo mogliby je wykorzystać.

— A ty, Wendy? — usłyszałam głos, co wyrwało mnie z zamyśleń.

Zamrugałam pare razy i spojrzałam na bruneta zaprzestając ćwiczeń.

— Co? — warknęłam. Nie miało to zabrzmieć tak wrednie, ale jednak zabrzmiało.

— Przyszedłem spytac co chcecie jeść na ognisku. Peter zdecydował, że musimy się posilić, więc po treningu pakujemy się, robimy ognisko i wypływamy — powiedział spokojnie. Jego twarz wyglądała naprawdę młodo. Spod kasztanowej grzywki wystawały bursztynowe oczy pełne beztroski i szczęścia. Przemierzały moją postać swoim ciepłym i troskliwym spojrzeniem.

— Nie wiem. Chleb — wzruszyłam ramionami i wróciłam do treningów. Jakie to miało znaczenie? Zjem mniej więcej to, co będzie. Do mięsa nie mam najlepszego nastawienia mimo tego, że mój organizm bardzo by go teraz potrzebował. Zjem więc wszystko co zielone i pozbawione mięsa.

— Dobra... — brunet zmieszał się trochę moim oschłym fonem — Wszystko w porządku?

Westchnęłam pod nosem i kucnęłam, nakazując Ceddar zejście z moich ramion.

— Tak — odpowiedziałam wymijająco i udałam się na trawę, gdzie ułożone były spore kamienie. Weszłam na nie i ułożyłam dłonie w pięści do pompek. Specjalnie nacisnęłam na ostre brzegi głazów i zaczęłam wykonywać ćwiczenia. Twardy materiał boleśnie wbijał się w moje kostki, ale musiałam wprawić, żeby trochę stwardniały.

Nie przekonałam go chyba odpowiedzią, ale zaraz po krótkiej rozmowie z brunetką, wziął dziewczynę ze sobą i odeszli ode mnie.

***

Właściwie, to nie wiedziałam co powinnam czuć.

Co powinnam robić, jak się schować. Miałam wrażenie, że jestem nieco oderwana od rzeczywistości i jedynie stoję obok, przyglądając się zdarzeniom otaczającym mnie.

Powinnam być milsza dla Zaginionych Chłopców, ale po pierwsze, miałam im za złe, że zostawili mnie na oceanie. Po drugie, spędziłam trzy miesiące na pokładzie z groźnymi piratami, co naprawdę bardzo na mnie wpłynęło i zmieniło moją osobowość.

Zaginieni Chłopcy wydawali się nie dostrzegać zmiany, bo każde moje opryskliwe odzywki puszczali mimo uszu i wciąż starali się być dla mnie przyjaźni.

Ale ja tego nie chciałam. Po co miałam pogrywać z nimi w jakieś gierki, skoro powinnam robić coś zupełnie innego? Moje miejsce jest gdzie indziej. Nie w Nibylandii.

Przekonałam się już o tym wiele razy i nie zamierzam zmieniać zdania.

Nabrałam głęboko powietrza i podeszłam do szafy, szukając w niej odpowiednich ubrań do zmiany. Wokół mnie latali ludzie, głośno rozmawiając.

Między ich żywymi dyskusjami, uśmiechami i wyzwiskami, przeciskały się dłonie pakujące swoje rzeczy do toreb, by następnie móc wyruszyć w nieznane.

Wyciągnęłam sobie czarny podkoszulek i spodnie moro z raczej niskim stanem. Do tego wzięłam gruby pas do spodni i solidne sportowe buty. Taki strój wydawał mi się ładny, wygodny i praktyczny. Czyli wszystko, czego potrzebowałam.

Wróciłam z nim na swoje łóżko i poskładałam w kostkę, układając na pościeli.

Obok wyłożyłam ważne dla mnie rzeczy. Mój sztylet, który dostałam od kapitana Fallora, podręczny pistolet i sztylet, który podarował mi Peter o wygrawerowanym moim imieniu.

Tym się nie miałam co chwalić.

Poza tym bransoletkę, którą dostałam od chłopców na święta zeszłego roku.

Powinnam to ukryć.

Pare innych drobiazgów, trochę kosztownej biżuterii, trochę kosmetyków i odrobinę praktycznych przedmiotów, jak drogocenny kompas, czy zaklęty pierścień, który zdobyłam podczas okradania cudzego statku dwa miesiące temu.

Udałam się do łazienki, gdzie stanęłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać czarne kosmyki wlsoow. Starałam się uważać na wszelkie koraliki z wplecionymi w nie kryształami i diamentami, które zdobiły moja twraZ i sprawiały. Że zawsze dobrze wygladama. 

Od zawsze byłam blondynka. Jedyna drastyczna zmiana jaka zaszła z moimi włosami, to ta z zeszłego pobytu tu, gdy nagle stały się różowe za sprawą wróżek.

Po czym na statku nagle zdecydowałam się na zmianę wizerunku. Zmianę charakteru, wyglądu, nawet schudłam dosyć sporo. Moje mięśnie się uwydatniły, ale straciłam na sile i jednak masie. Wciąż wyglądałam dobrze, ale nieco bardziej mizernie.

Podobałam się sobie w czarnych włosach. Dodawały mi charakteru. Wyglądały dobrze mokre i tak czy inaczej, były zmianą w życiu.

Zaplotłam sobie na nich chyba już dwudziestego warkoczyka na pamiątkę tej chwili, a następnie związałam je w wysokiego kucyka. Były krótsze niż wcześniej. Z długości poniżej pasa stały się nieco dłuższe niż linia biustu.

Falowały się naturalnie, więc dwie lekkie sprężynki okalały moją twarz.

Ona też się zmieniła. Wyszczuplała. Uwydatniły mi się kości policzkowe. Opalilam się też. Piegi jakby się pomnożyły. Teraz okalały już większość mojej twarzy, a nie jedynie strefę nosa. Brwi mi ściemniały, bo musiałam pofarbować je włącznie z włosami.

Jedyne co zostanie ze mną na zawsze, to moje oczy. Lekko podłużne, o kocim wyrazie. Zielone i przenikliwe. Teraz jednak były...chłodniejsze. Lodowate wręcz. I puste.

Oderwałam spojrzenie od mojego odbicia i z ciężarem na żołądku wyszłam z łazienki w pośpiechu.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Siema!

Fakt. Ten rozdział jest niezbyt długi, ale za to mam praktycznie napisany już następny!

Może i też jest dość stabilny i nudnawy, ale w następnym dzieje się ogromna drama między Peterem a...😙 zobaczycie.

Przepraszam, że ostatnio byłam nieaktywna i chłodna, ale naprawdę źle się czułam.

Już jest lepiej. Zaczynam chyba powoli wychodzić z choroby. Wciąż jest słabo, ale w porównaniu do tego co było, to jest zdecydowanie lepiej.

Nie będę się rozwodzić, bo to nie miejsce ani czas na godzinne opowieści o mojej głowie.

Powiedzcie jak u was? Też czujecie się od razu lepiej gdy idzie lato i można poczuć już promienie słoneczne? Już można się spalić słońcem!

Poprawiajcie oceny, a przed nami letnie szaleństwo!

Kocham Was i do następnego, który pojawi się NAPRAWDĘ w najbliższych dniach.

Całuski
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top