101 | Milter + życzenia i rady do egzaminu!

Czym jest przyjaźń?

Dla jednych relacją, dla drugich układem, innych korzyścią, a jeszcze innych słowem. Dla każdego jednak czymś jest.

Mówią, że przyjaciele są jak gwiazdy. Nawet gdy ich nie widać, to wiesz, że tam są.

Wydaje mi się, że tak może być. Mam też taką nadzieję.

Po twoim odejściu czułam się bardzo źle. Naprawdę nie mogłam zaakceptować tego i byłam podłamana.

Tęsknię za tobą.

Mam nadzieję, że tam gdzie jesteś, czujesz się o wiele lepiej. Że nie musisz już pić, żeby jakoś stać na nogach. Że jesteś kochany i rozumiany.

Przepraszam, że nic nie zauważyłam. Przepraszam, że Cię karciłam za twój nałóg. Przepraszam, że nie rozumiałam. Przepraszam, że nie słuchałam. Przepraszam, że Ci nie pomogłam.

Proszę nie zapomnij nigdy o mnie i czuwaj nade mną, a kiedyś się jeszcze spotkamy.

Ja cię nigdy nie zapomnę i do końca będę twoją przyjaciółką. Zawsze na zawołanie.

Kocham cię,
Twoja Wendy.

Początek drugiej części powieści „Take me to the Neverland"

***

Czarnowłosa dziewczyna zacisnęła gorset na dmuchanej koszuli. Luźny materiał opadł na ramiona, odkrywając obojczyki właścicielki. Pod nieco niskim dekoltem zawiązany był brązowy gorset, który unosił biust do góry i modelował talię. Pod gorsetem zaciągnięty był bardzo gruby, czarny pas z klamrą wykonaną z kosztownego złota. Miejsce w nim znalazły dwa pistolety i sztylet, które pobłyskiwały w promieniach słonecznych. Spod pasa koszula rozchodziła się na dwie strony ciała, tworząc swojego rodzaju rozciętą spódnicę. Pod spodem widniały brązowe spodnie w pionowe paski. Przylegały do umięśnionych nóg dziewczyny i podkreślały kształty. Do kostek miała przyczepione noże, a buty stanowiły wysokie botki.

Czarne włosy dziewczyny kręciły się we wszystkie strony, a powplatane w nie były rożne sznurki, biżuterię i warkoczyki wysadzane kryształami, bursztynami oraz diamentami.

W uszach błyszczały złote koła, a ich grubsze wersje zdobiły nadgarstki piratki. Oprócz złota błyszczały na nich także przeróżne kosztowności. W pasie miała przewiązany sznur, na którym wisiał zabezpieczony miecz z wyrytą trupią czaszka.

Oko dziewczyny przecinała blizna, a druga o wiele mniejsza znalazła miejsce na wargach.

Głowę piratki zdobił ogromny kapelusz z piórami, złotem, kryształami i trupią czaszką.

Czarnowłosa opuściła kajutkę i wyszła prosto na pokład.

— Nie wiesz, gdzie jest rum? — zaatakował ją Chudy, którego oko dawno zaginęło w akcji, a na jego miejscu pojawiła się czarna przepaska.

— Po prawej od steru są skrzynie, a za nimi Rubert schował swój ulubiony — wybuchnęła śmiechem dziewczyna.

Pirat podziękował jej krótko i pobiegł w stronę poszukiwanego trunku.

Na horyzoncie kolor nieba zaczynał zmieniać się w żarówiastoróżowy, a zaraz miał zblednąć, by finalnie zmienić się w nocną czerń. Otaczający ich ocean odbijał piękne kolory nad sobą, tworząc piękną i łączącą się całość.

***

— Mailor! Jak się masz? — Jack klepnął mnie w plecy i nachylił się nad moim prawym uchem. Zaśmiałam się cicho do siebie z satysfakcją i uniosłam jedną brew.

— Bardzo dobrze — odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam szeroko, wbijając spojrzenie w jego brązowe oczy. Jack był przystojnym chłopakiem około dwudziestki. Miał ostre rysy twarzy z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Jego lewą brew przecinała długa blizna, a usta wiecznie były czerwone od przygryzania. W uchu pirata jak zawsze widniał czarny kolczyk w kształcie spirali.

— Dobra, przedstawię wam plan — Fallor wyrwał mnie z letargu. Spojrzałam na przedmiot, który ze sobą przytaszczył. Był to wielki, pożółkły już zwój papieru.

— Skąd to wziąłeś — wychrypiał Medd takim tonem, że po kajucie przeszedł szyderczy śmiech piratów.

— Zamknij paszczę, bo ci ją zaszyję — warknął Fallor — Albo rzucę cię rekinom. Skupcie się — żartowniś od razu poruszył brwiami i wbił spojrzenie w podłogę — Zamek rzecznych wróżek przyniósł nam bardzo duże zyski, co rzutuje na nasz aktualny stan finansowy. Nic jednak nie trwa wiecznie, także w moim mniemaniu...

— Ale jakie ty masz bogate słownictwo, Fall — przerwał mu Jack, szczerząc się głupio, czym ukazał kilka złotych zębów wśród rzędu szpiczastych okazów.

Piraci zaśmiali się, a ja jedynie prychnęłam pod nosem. Zabawne, że dla kapitana nie było tu zbyt dużego szacunku.

— Jack, rozharatam ci wnętrzności — przywódca wycedził powoli przez zęby w taki sposób, że po wszystkich przebiegł dreszcz.

— Dobra, już spokojnie — uszczypliwy chłopak uniósł ręce w geście obronnym, po czym jednak mnie objął. Wywróciłam ledwo widocznie oczami i skwitowałam jego działanie cichym westchnięciem. Naprawdę był pewny siebie.

— Na czym to ja skończyłem...

— Na rzecznych wróżkach, szefie — podpowiedział mu Bart, który zawody na najszersze ramiona wygrałby z palcem w nosie. Łysa pacyna także odbijała światła i dbał o nią tak bardzo, że jestem pewna, że mogłabym się w niej przejrzeć. Musiałam później spróbować.

— Tak. Musimy ubrać nowy cel do ataku, bo inaczej zabraknie nam złota.

— To może...Wielka Stopę obrobić! — zasugerował Durdel, którego imię było tak samo głupie, jak on sam.

— Nie prosiłem o przykłady.

— Przecież wszyscy wiedzą, że...

Usłyszałam jedynie świst, a później wrzask Timotyego. Jak się okazało, Fallor w końcu się zdenerwował i rzucił nożem, który przyciął płatek ucha kamrata.

— Ktoś chce coś jeszcze dodać?

Piraci zgodnie pokręcili głowami, a Bart podszedł do Timotiego w chęci pomocy przy opatrzeniu rany.

— Obliczyłem... — zaczął Fallor, a Jack obok mnie stłumił śmiech, co niestety wszyscy usłyszeli — ...obliczyłem, że najlepiej będzie napaść na Sylfię Cratere w północnej części Testeru albo na Nibylandię. Tylko trzeba zdecydować gdzie.

Po moich plecach przebiegł dreszcz.

— Sylfia — kiwnęłam głową pewnie.

— Co? Zdecydowanie najbardziej opłaca się Nibylandię.

— Nibylandia.

— Zdecydowanie Nibylandia.

Reszta rozmowy to były już tylko namowy, że najlepiej napaść na wyspę Zaginionych Chłopców, czego ja nie wspierałam.

— Ale to dzieci, nie można zabijać dzieci — argumentowała, chociaż było to zupełnie idiotyczne, gdyż na moich oczach piraci zarzynali dziesięciolatka. 

— Boisz się dzieci, czy co? — zaśmiał się Jack, ale jego pytanie puściłam mimo uszu. Sama byłam przecież dzieckiem. Tonący jednak łapie się brzytwy.

— Zjeżdżaj — warknęłam i odepchnęłam go od siebie. Pewnym krokiem skierowałam się do Fallora, który stał w centrum tej całej gadaniny. Piraci podniecali się już atakiem i planowali przeróżne formy walki oraz mordu. Ta, życzę im powodzenia z Peterem.

Odepchnęłam Barta, co było nie lada wyzwaniem i w końcu docisnęłam się do kapitana, który widząc mnie, posłał mi znaczące spojrzenie.

— Możemy pogadać? — powiedziałam, ale nie wydobył się z mojego gardła żaden dźwięk. Znaczy nie. Wydobył się, ale został zagłuszony wrzaskami piratów. Panował taki gwar, że ledwo słyszałam własne myśli. Dopiero jak powtórzyłam kwestie głośniej, to dotarła do informacji rozmówcy.

— Co jest? — zamrugał parę razy i nieelegancko zaczął grzebać palcem w złotym zębie.

— Nie wydaje mi się, żeby to było dobre wyjście. Nibylandia to ciężkie miejsce do okradzenia. Nie byłam tam nigdy, ale wątpie, żeby mieli dużo skarbów...

— No właśnie. Nie byłaś tam. Ja byłem setki razy, więc wiem. Obrobimy ich.

Wywróciłam oczami. Z resztą co ja się będę przejmować jakimiś dziećmi. Załoga wyrżnie ich, zabierzemy pieniądze i żyjemy przez długi czas w dostatku. Może nawet zainwestuję w jakąś nową biżuterię do włosów. Wiele pasuje do czarnego.

Mimo tego, że byłam piratką, to w dalszym ciągu nie zabiłam nikogo i miałam przed tym spore opory. W końcu jednak to musi nadejść.

Nagle po kajucie rozszedł się huk tak głośny, że uciszył wszystkich gadających. Nastała niespokojna cisza, a kamraci spojrzeli po sobie.

Wiadome było, że dźwięk miał swoje źródło za drewnianymi drzwiami. Mnie także przeszedł deszcz, a dłoń automatycznie powędrowała po sztylet.

— Co to było? — szepnął ktoś, ale odpowiedziała mu cisza. Skąd mieliśmy wiedzieć? Rentgena w oczach nie miałam.

— Sprawdzę — powiedział odważnie Finn. Z jakiś powodów był uważany za najbardziej bezmyślnego i pozbawionego wyobraźni.

— Debil — szepnął do mnie Jack, ale zignorowałam go, bo przejęła mnie aktualna sytuacja. W napięciu obserwowałam ruchy kierującego się w stronę wyjścia pirata.

No bo co to może być? Potwory wodne? Może jakiś atak innych piratów?

Finn uchylił drzwi, ale natychmiast je zatrzasnął i wyciągnął z pasa miecz.

Nie zdążyliśmy nawet spytać o co chodzi, gdy odwrócił się do nas i przywarł do drzwi plecami.

— Nibylandia chyba przyszła do nas — w tym samym momencie drewno przeszyło ostrze sztyletu.

Po kajucie rozszedł się okrzyk szczęścia i zagrzewania do walki. Wszyscy dorwali się do broni i niemalże wykopali drzwi biegnąc na starcie. Królowały śmiechy i naprawdę nieopisane zadowolenie z tego, że mogą się z kimś zmierzyć.

Nie cieszyło mnie to aż tak bardzo, ale odkąd pamiętam byłam piratką. Walka to była nasza pasja. Zaraz obok kradzieży.

Wybuchnęłam rechotem i ruszyłam z pistoletem na zewnątrz. Od razu owiał mnie lodowaty powiew nocy, a oczy zastały krwawa walkę na drewnianej posadzce.

Jakiś chłopiec momentalnie mnie zaatakował, a ja złapałam jego rękę, którą chciał mnie uderzyć i wykręciłam. Dodałam kopniaka w kolano, a przeciwnik padł na podłogę.

Kolejny biegł na mnie z pełnym zapałem i nożem, ale schyliłam się, a gdy się o mnie potknął, podcięłam go i upadł na ziemię z gruchotem kości. Nie wiadomo skąd podbiegło do mnie dwóch nowych. Pierwszy zamachnął się na mnie, ale zablokowałam jego rękę i w tym samym momencie kopnęłam w tył drugiego. Szybko uderzyłam napastnika, a tego kopniętego przerzuciłam przez plecy i odskoczyłam.

Odbiegłam i wyciągnęłam pistolet z pasa.

Wpadł na mnie Nars w walce z jakimś Zaginionym Chłopcem, więc mu szybko pomogłam, kopiąc chłopca w twarz.

Przygotowałam broń do wytstraszyłu i namierzyłam cel. Padło na chłopaka o blond grzywce i ciemnogranatowej koszulce. Poczekałam aż się odwróci i namierzyłam cel. Nie chciałam go zabić, wolałam zostawić to załodze. Był jednak wielkim zagrożeniem, bo poważnie uszkodził dwóch piratów, a trzeciego złamana rękę miał na wystawienie własnej.

Odwrócił się do mnie, bo pewnie wyczuł, że jest na celowniku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a wszystko zwolniło. Zrobiło mi się słabo.

Wszystko ucichło i zwolniło, a ja nie mogłam się nawet ruszyć.

Zielone oczy mierzyły moje i przepalały się do wnętrza duszy. Blondyn świdrował mnie wzrokiem i niemalże mordował swoimi idealnymi tęczówkami, w których centrum tańczyły żółte iskierki szczęścia. Szczęścia z zabijania.

Wszystko do mnie wróciło. Wsyztskie słabości. Wszystkie rozterki. Wszystkie bóle. Niepewność. Wszystkie uczucia do Petera.

Opuściłam pistolet, co było beznadziejnym posunięciem, bo jakiś ogromny ciężar spadł na mój bok.

Natychmiast zrzuciłam z siebie chłopca i złamałam jego rękę. Musiałam zasłonić swoje oczy. One mogły mnie zdradzić. Kopnęłam Zaginionego Chłopca i stanęłam pod ścianą.

Tam nabrałam głęboko powietrza. Właśnie uciekałam przed problemami. Miałam jednak nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę tej mordy. No i zobaczyłam. I co teraz? Co teraz? On mnie nie mógł przecież poznać. Minęło na tyle czasu, że pewnie zapomniał.

Wczorajszego dnia nie pamięta.

Uspokój się.

Wzięłam głęboki wdech. Peter nie mógł mnie poznać. Ja także nie powinnam z nim wiązać żadnych emocji.

Oddychaj.

Ogarnij się i do roboty.

Wróciłam na pokład i stanęłam do walki. Postanowiłam zignorować własne samopoczucie. Pierwszemu z chłopców rąbnęłam bronią, drugiemu wykręciłam bark, a trzeci dostał kopniaka. Odrzuciłam włosy z twarzy i rzuciłam się w wir walki.

***

— No i co my z wami zrobimy? — spytał samego siebie Fallor. W jego głosie można było wyczuć niewyobrażalny triumf i dumę ze swojego osiągnięcia oraz wygranej.

Do lewej ścianki statku przywiązane było dziewięć osób. Dwie dziewczyny i siedmiu chłopców. Każdy z nich miał nieco inną urodę i coś go odróżniało. Jeden miał zupełnie białe włosy o chłodnym odcieniu, kolejny mógł się pochwalić blondem ściętym na jeża. Było kilku brunetów, błękitnookich, czy brązowookich. Jedna dziewczyna za to miała brązowe włosy z białymi pasemkami i grzywką, a drugi szczyciła się piękną platyna z błękitnym ombre oraz pasemkami.

Mogłabym po kolei wymienić ich imiona, a zobaczenie ich twarzy po tak długim czasie było strasznie dziwnym, lecz nieprzyjemnym uczuciem.

— Kapitanie, może rzućmy ich na obiad rekinom? — zasugerował Medd z triumfem wypisanym na czole.

— Nie, idioto. Inaczej się rozprawimy — Fallor wyciągnął z pasa nóż i kucnął przed Alexem — Gadaj o złocie.

— Ja nic nie wiem — odpowiedział automatycznie, ale w jego głosie nie było słuchać przekonania tak bardzo, że reszta piratów się zaśmiała.

— Gdzie w Nibylandii znajdują się cenne przedmioty lub miejsca? — ponowił pytajne Fallor — Nie chcę naciskać, ale mam sztylet, który na wyciągnięcie ręki może cię pozbawić życia. To jak?

— Nic mu nie mów — wypalił najbardziej narcystyczny, najgroźniejszy i jedyny w swoim rodzaju Peter Pan. Zacisnął zęby, ale nie umknęło to uwadze Kapitana.

— A ty to kto, żeby się sprzeciwiać i wydawać rozkazy? — warknął ze złością Fallor. Nie uzyskał jednak odpowiedzi — Spójrz na mnie — nakazał, ale chłopak za nic miał jego rozkazy — Spójrz na mnie!

Noga nieco za mocnym kopniakiem podniosła wzrok buntownika na siebie. Wtedy pirat zaniemówił.

— Nie wierzę, czy to... — pytanie miało wydźwięk silnie retoryczny. Przynajmniej dla mnie. Piraci zaniemówili i wpatrywali się w chłopaka, który jedyne co zrobił, to wywrócił oczami i spojrzał gdzieś w prawo — Peter pan?

— Na kolana — rzucił ironicznie jakiś chłopak, ale Timothy kopnął go w twarz i ten zamilkł.

— Taaaak. Te oczęta każdy pozna. Jak to szło? „Hipnotyzujące i szczęśliwe, a jednocześnie demoniczne, mroczne i zgnite". Peter pan. Miło cię. W końcu poznać — uśmiechnął się złośliwie pirat.

— Nie zbliżaj się do mnie.

Piraci zaśmiali się.

— Słuchajcie, panowie... — zaczął — A nie, przepraszam. Panie i panowie. Mówcie gdzie jest złoto albo po kolei wszyscy zginiecie.

Zaginieni chłopcy spuścili spojrzenia, ale nie wypowiedzieli ani słowa.

— Panowie. Spróbujcie przekonać naszych zakładników do mówienia.

Piraci od razu zrozumieli i każdy złapał po jednym Zaginionym dziecku. Ja nie podeszłam razem z sześcioma innymi piratami. Oni prawdopobnie nie mieli do kogo, ale ja nie chciałam do nikogo. Nie chciałam ani zostać rozpoznana, ani ich zabić.

Usłyszałam jedynie świst wyciągania sztyletów i wszyscy zakładnicy poczuli metal na gardłach.

— Spytam jeszcze raz. Gdzie w Nibylandii znajduje się złoto? Kto go strzeże i jak go pokonać?

Chłopcy milczeli.

— Wolicie zginąć? — spytał zdziwiony Medd. To było niecodzienne dla piratów, żeby ktoś z nożem na szyi nie chciał powiedzieć nic i nikogo sypnąć.

— No — warknął Ethan.

— Tak? — zaśmiał się Fallor.

Nie! Nie!

Nie zdążyłam się nawet rzucić, żeby zapobiec katastrofie, gdy kapitan wyciągnął sztylet i bez mrugnięcia okiem, poderżnął chłopcu gardło.

— NIE! — wrzasnęło kilka osób.

Momentalnie zastygłam i zaprzestałam ruchu, patrząc jak martwe ciało chłopaka upada na ziemię. Wszystko zwolniło. Słyszałam własne bicie serca w uszach. Puls dudnił mi w każdym skrawku ciała.

Zasłoniłam usta. Nogi mi zmiękły.

Zaginieni Chłopcy odwrócili spojrzenie, a inni wciąż patrzyli na przyjaciela.

Przełknęłam ślinę i cofnęłam się.

— Ktoś ma coś jeszcze do dodania? — spytał dumnie Fallor, ale zapadło milczenie.

Chłopcy byli zupełnie bladzi, a po policzkach Ceddar płynęły ciężkie łzy. Było mi ich niewyobrażalnie szkoda, ale ja sama byłam w ciężkim szoku spowodowanym wydarzeniami. Trzęsły mi się ręce, a serce biło jak oszalałe.

Ethan nie żyje.

Eyhan nie żyje.

— W takim razie spytamy źródła. — zasugerował Fallor i podszedł do Petera. Kucnął przy nim.

Dołączył do niego także Timothy, żeby go osłaniać na wszelkie wypadek, gdyż z tym chłopcem trzeba było naprawdę uważać.

Wszyscy byli bladzi.

— Peter. Czy w Nibylandii są jakieś cenne przedmioty? — spytał spokojnie, ale nie uzyskał odpowiedzi — A jeśli są, to jak pokonać strażników?

— Wyglądam ci na konfidenta?

Kapitan zacisnął zęby i nieoczekiwanie uderzył go w twarz. Chłopak skręcił głowę pod naciskiem dłoni na policzku. Od razu zaczęły tworzyć się czerwone ślady.

— Jeszcze raz. Peter, czy macie jakieś cenne przedmioty? — zielonooki wypalał w nim dziury na wylot — Wiesz, że nie jesteś teraz męski, tylko bezmyślny? Zabiję cię, jak nic nie powiesz — warknął, ale chłopak wciąż się nie uginał — Chcesz tortur?

— Kapitanie — powiedział posłusznie Finn, podając Fallorowi jego torbę. Przełknęłam ślinę, widząc ją. Wiedziałam co w niej jest. Czarna broń na zaszyte usta zakładników.

— Ostatnia szansa. Czy wiesz coś o...

— Nic ci nie powiem. Nie jestem konfidentem — syknął Peter.

Przetarłam dłonią twarz. Dobrze wiedziałam co się kroi. Cofnęłam się, niechcący dobijając w tors Jacka.

— Nie tak szybko — szepnął do mnie, ale nie zareagowałam na jego typowe zaczepki. Naprawdę przejmowałam się tymi dziećmi. Wyglądali jak siedem nieszczęść. Ceddar płakała, a Ashlynn usiłowała ją pozbierać ją psychicznie do kupy. Reszta chłopców była albo blada, albo ledwo przytomna.

Fallor wyciągnął z torby kastet z kolcami na knykciach. Po moich plecach przeszedł deszcz i od razu wyrwałam się do przodu. To było bardzo bezmyślne, ale tego uderzenia praktycznie nie dało się przeżyć.

— Chwila — wyciągnęłam ręce w geście opanowania sytuacji — Może lepiej się wszyscy uspokójmy i na spokojnie dojdźmy do porozumienia.

Czułam na sobie spojrzenie Petera, gdy dyskutowałam z moim kapitanem.

— Mailor, wracaj na miejsce.

— Mailor? — usłyszałam ironiczne prychnięcie Petera, ale uciszył go mocny kopniak Fallora.

— To dzieci — argumentowałam. Czułam, że robi mi się coraz cieplej, temperatura rośnie, a uszach nasilał się pisk.

— Wracaj na miejsce — kapitan wycedził przez zęby, a na moich ramionach spoczęły wielkie łapska Berta, który swoimi metrowymi barkami odciągnął mnie od więźniów.

Przeklnęłam pod nosem i zasłoniłam ręką usta.

— Ja mam czas. Spytam kolejny raz. Czy wiesz coś o...

— Nie — przerwał mu Peter.

— Dobra — odpowiedział spokojnie kapitan. Finalnie odłożył kastet, czym bardzo mi ulżył. Wziął za to scyzoryk ze szlachetnymi kamieniami. Szczerze nie wiem co było koszyk wyjściem — Każde twoje kłamstwo to będzie jedna literka, aż w końcu powstanie jedno magiczne słowo na twoim przedramieniu. Chętny?

Peter mordował go spojrzeniem, a siedzący obok niego Brendan, robił się coraz bardziej blady.

— Czy wiesz coś o cennych przedmiotach w Nibylandii lub istotach?

— Nie.

Kurde, Peter!

— Lein — poprosił spokojnie kapitan, a pirat o tym imieniu natychmiast podszedł i podniósł rękaw więźnia.

Fallor przystawił ostrze do przedramienia Petera i powoli wbił je w skórę.

No tak. Wiadomo, że będzie to robił tak powoli, jak to tylko możliwe, żeby cierpienie było większe.

Przeszły mnie ciarki, kiedy nóż wbił się głęboko pod naskórek i zaczął kreślić pierwsze kształty. Po ręce Petera popłynęła strużka krwi, która powili zaczęła kapać na ziemię.

Chłopak jednak nawet nie mrugnął. Zacisnął zęby i wbił spojrzenie przed siebie, podczas gdy kapitan go okaleczał.

On naprawdę nic nie powie. Nikogo nie wyda.

— Dobrze. Jedna literka jest. Chcesz kolejną? — spytał retorycznie — Peter, czy wiesz coś o..

— Nic nie wiem! — wrzasnął Peter, za co oberwał mocne uderzenie w żuchwę.

Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok.

— Nie! — wrzasnęła zrozpaczona Ceddar.

Tak minęło pięć następnych liter, aż w końcu pod przedramieniem Petera znajdowała się kałuża krwi. Jego twarz była posiniaczona, obojczyki pocięte, ja roztrzęsiona, chłopcy zupełnie bladzi, a Ceddar tak zaryczana, że jej szara koszulka zmieniła się w prawie czarną.

— To inaczej. Czy smierć waszego wodza skłoni was do mówienia? — spytał Fallor.

— Warto spróbować — zaśmiał się Sid — Jeśli nie, to i tak wszyscy zginiecie — stanął obok Kapitana i założył ręce na biodrach.

— Dobra — zaśmiał się przywódca i luźno spojrzał na nas. Niestety zauważył mnie. Uśmiechnął się wtedy szeroko, a przez jego oczy przeszedł błysk. Widziałam ten demoniczny uśmiech, gdy mózg wytworzył kolejny mroczny pomysł — Mailor. Podejdź tu.

Ręce mi się trzęsły. Spojrzałam na Jacka, który pchnął mnie do przodu. Szlam jak na ścięcie. Ledwo stałam na galaretowatych nogach, a na ciele czułam spojrzenie Petera.

— Trzymaj — kapitan podał mi sztylet i objął mnie ramieniem. Skierował mnie do zielonookiego i pokazał na niego palcem — Zabij go. Niech twoje pierwsze morderstwo będzie wielkie.

Otworzyłam szeroko usta. Chciałam zwrócić mu tą broń. Wyśmiać. Propozycja była absurdalna. Była straszna.

Ale byłam piratką i miałam swoją reputację, której musiałam pilnować. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam schować emocje do kieszeni i wziąć się w garść.

Tętno pilnowało mi w uszach. Ręce mi się trzęsły, a oddech przyspieszył nienaturalnie. Odebrałam od niego broń i podeszłam do Petera.

Kucnęłam przed nim i spojrzałam w jego oczy. On już oczywiście miał głowę w górze i ten głupi pewny siebie oraz arogancki uśmieszek na mordzie.

Mailor.

Jesteś piratką.

Rozumiesz?

Piratką! Musisz być twarda!

— Powiedz co wiesz — warknąłem i przestawiłam mu sztylet do gardła. Naprawdę miał szanse jeszcze przeżyć. Wszystko zależało od niego.

— Nie. Zabij mnie — zaśmiał się Peter i odchylił głowę do tylu, ukazując gardło. Wciąż się śmiał, co jakiś czas zerkając mi w oczy.

— Mówię poważnie.

— Ja też — Peter wrócił do mnie wzrokiem i wbił tęczówki w moje. Podniósł się na tyle, że wstrzymałam oddech. Nasze twarze dzielił centymetr odległości. Czułam jego ostre perfumy i silne emocje. Widziałam te piegi. Te mordercze zielone oczy. Po kręgosłupie przebiegł mi deszcz — Zabij mnie, Wendy Darling.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć!

Udało mi się dodać!

WATTPAD ODDAWAĆ MI ZASIĘGI

Powodzenia wszystkim na egzaminach!!!

Dam Wam złote rady z konkursu, gdyż ja dzięki niemu siedzę jutro w domku!!! Powodzenia wróżki!! Pamiętajcie. W was jest siła!!

1. Wyspać się!!!!

2. Zero stresu. Wiecie co mi pomogło na konkursie? Wendy Darling walczy że smokami, została nieraz zraniona fizycznie, złamała rękę, porwana przez syreny, przeżywała tortury psychiczne i fizyczne. Już Nawet Petera nie przytoczę bo on przeżył więcej niż my wszyscy razem wzięci. A wy się przejmujecie egzaminem? Wyobraźcie sobie, że każecie nagle Zaginionym Chłopcom przejmować się czymś takim. Proszę was.

3. ŚNIADANKO!!!!! NIE MA ŻE NIE JESTEM GŁODNA!!! DO KUCHNI I JEŚĆ!!!

4. Przed samym egzaminem zejdźcie coś z cukrem. Węglowodany. Np kinderki, czekolada, ptasie mleczko.

4. Nie zostawiacie pustych odpowiedzi. Nie zostawiacie pustych miejsc. Nie zostawiacie pustych miejsc. Ile razu mam to powtórzyć? Nieważne co napiszecie. Chociażby, że Papkin miał na nazwisko Podstolina albo, że przymiotnik to to samo co czasownik. Piszecie największe bzdury jak nie ma pomysłu. Możecie wywalczyć punkt albo w ogóle mieć dobrze.

5. Woda. Wrzuć wodę

6. Po napisaniu wypracowania zróbcie coś innego. Wróćcie do niego i wcielcie się w najbardziej surowa nudcuelke. Coś wam nie pasuje? Piszecie zdanie na nowo. Nie jesteście pewni pisowni? Szukacie synonimu. Oceńcie na chłodno i zmieniajcie każdy błąd. Oceńcie jak nie swoją prace

7. Nie wychodzić mi przed czasem. Macie dupska przyklejone do tych krzeseł. Każda minuta jest na wagę złota i potencjalnie można wyparzyć błąd, który zaważy o waszym wyniku, a następnie szkoły średniej.

Wszystko się ułoży. Zawsze układa. Dygresja do średniej. Trzymam za Was kciuki i pamiętajcie, że nie jesteście sam. 
CAŁUSKI
Zosia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top