1 | Czas codzienności (sprawdzone)

— Ale ja chcę się bawić! — niemal krzyknęłam do przyjaciela stojącego przede mną.

— Ja rozumiem — oparł się o szafkę obok mojej — Ale nie możesz ciągle siedzieć zamknięta w tych swoich ramach — wyjątkowo dziwnie gestykulował rękami. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie i wyciągnęłam książki z szafki.

Zaśmiałam się cicho bez cienia rozbawienia, zamknęłam szafkę, po czym wyminęłam Adama i ruszyłam w stronę sali biologicznej.

Mimo, że nie widziałam jego twarzy w tamtym momencie, to byłam dosłownie pewna, że uśmiechnął się z wyższością i poszedł w stronę, która odpowiadała jego aktualnemu zadaniu. Adam był przewodniczącym szkoły, przedstawicielem klubu matematycznego i moim najlepszym przyjacielem.

— Siema Wends, podobno szykuje się jakaś impreza w tę sobotę — usłyszałam zza moich pleców, doskonale rozpoznając Zacka.

Odwróciłam się, a chłopak zaczął naśladować gest picia alkoholu z gwinta. Ewidentnie znowu zaspał, bo ciemne włosy rozwalone były we wszystkie strony.

— Przyjdziesz oczywiście — zdecydował za mnie zaniepokojony po moim dłuższym milczeniu.

— W zasadzie, to... — zaczęłam powolnym tonem w celu sprowokowania kolegi.

— No daj spokój, impreza bez ciebie, to nie impreza — uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.

— Przyjdę — uśmiechnęłam się do niego.

***

Lekcja była tak nieznośnie nudna, że oczy same zaczynały mi się kleić. Nawet nie zauważyłam, kiedy położyłam się na ławce i zaczęłam odpływać.

— Wendy — syknęła w moją stronę Hannah. Uznałam, że nie było to nic ważnego, wiec zignorowałam dziewczynę — Gorgon się gapi — szepnęła.

Na dźwięk tego pseudonimu od razu wyprostowałam się i wbiłam wzrok w nauczycielkę

Nie byliśmy tak kreatywni, aby wymyślić to przezwisko. Stara, spróchniała i wiecznie skwaszona kobieta, faktycznie tak się nazywała.

— Darling, widzę, że niezbyt interesujesz się lekcją. Może chciałabyś iść do odpowiedzi. To z pewnością by cię pobudziło — założyła ramiona na piersi.

Zamrugałam. Nie wiedziałam co w zasadzie mam odpowiedzieć. Nie chciałam przepraszać, ale za nic nie zamierzałam iść do odpowiedzi. Otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam.

— Weź się do roboty — warknęła, po czym wróciła do tablicy.

Rozejrzałam się po klasie. Standardowo wszystkie oczy skierowane były na mnie. Jak ja tego nienawidziłam. Zawsze jak coś się działo, to wszyscy wlepiali gały w osobę, której dotyczyło wydarzenie. Wścibskość była cechą nieakceptowalną dla mnie w żadnym stopniu.

Przez irytację, która przeszyła moje ciało, poczułam jak moje policzki delikatnie zaczynają robić się różowe. Zasłoniłam szybko objaw zdenerwowania i wlepiłam spojrzenie w pustą kartkę zeszytu pod moim nosem.

— Wyślę ci notatki — zaśmiała się Hannah.

Posłałam jej uśmiech wdzięczności i pozwoliłam wciągnąć się lekcji. Wytrzymałam tak jakieś pięć minut, po czym moje oczy znowu zaczęły się kleić. Widziałam własne rzęsy, potem obraz stał się nieostry, a ja straciłam kontakt z rzeczywistością.

Najwyraźniej nigdy nie uczyłam się na błędach.

Muszę to zrobić. Jeśli natychmiast się nie podniosę, to ktoś lub coś może mnie skrzywdzić.

— Puszczaj! — pisnęłam, próbując jakkolwiek się bronić. W odpowiedzi usłyszałam demoniczny śmiech, a stworzenie podeszło bliżej.

— Zmuś mnie — na dźwięk czyjegoś szeptu przeszły mnie ciarki.

Oh, zmuszę. Złapałam za nogę napastnika i z całej siły za nią szarpnęłam, tym samym przewracając go. Wstałam ostatkiem sił i biegiem skierowałam się do drzwi. Gdy już prawie udało mi się uciec, usłyszałam ciche przekleństwo, potem ktoś pociągnął mnie za kostkę, a ja runęłam na podłogę.

Nie miałam pojęcia z kim miałam do czynienia, ale sama jego obecność paraliżowała mnie strachem.

— Zostaw mnie! — wrzasnęłam, łapiąc za szklaną butelkę, uniosłam ją i kiedy już miałam uderzyć, zobaczyłam przeciwnika.

Na ziemi leżało coś na kształt cienia. Czarny obłok przypominający posturą człowieka, który w ułamku sekundy przecisnął się w szparze pomiędzy drzwiami, a podłogą i zniknął.

Serce waliło mi jak szalone. Czułam, że nie rozumiem tego, co właśnie dzieje się wokół mnie. Zakręciło mi się w głowie, więc usiadłam na chłodnych łazienkowych kafelkach i oparłam głowę o ścianę. Co to było? Jakie miało zamiary? W pomieszczeniu nagle zrobiło się dziwnie duszno i głośno. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że przez ten cały czas było zupełnie cicho, nie słyszałam najmniejszego szmeru. Przed oczami zaczęły tańczyć mi mroczki, a w uszach zaczęło dzwonić.

— Mam wzywać pogotowie? — usłyszałam śmiech. Uniosłam głowę.

Boże, to był tylko sen. Na szczęście tylko sen.

— Wstawaj, Wendy — ponaglił mnie Adam. Stał przede mną z poirytowaniem wymalowanym na twarzy — Wszyscy już wyszli. Jesteśmy ostatni.

Nie mialam siły w jakikolwiek sposób mu odpowiedzieć. Cała moja energia w jednym momencie uleciała. Gdy już chciałam wstać, nogi odmówiły posłuszeństwa, a ja po raz kolejny runęłam na podłogę.

— Hej, dobrze się czujesz? — w głosie Adama wyczułam troskę, która jednak nie była mi w tamtym momencie potrzebna.

— Tak — szepnęłam, a chłopak ukucnął przy mnie, spiesząc z ratunkiem. Złapałam jego rękę, jednak nawet z pomocą drugiej osoby ledwo trzymałam się na nogach. Czułam, jakbym była w swoim ciele, ale bez możliwości panowania nad nim.

— Zaprowadzić cię do pielęgniarki?

— Bez przesady.

Przyjaciel nie wyglądał na przekonanego.

— Nie dramatyzuj Adam. Chodź, przejdziemy się i zaraz będzie lepiej — wypowiadając to zdanie, sama próbowałam w nie uwierzyć.

Pokiwał głową, po czym razem ze mną opuścił salę lekcyjną.

***

— Słyszałem, że w sobotę wybierasz się na imprezę.

— Tak, przyda mi się trochę rozerwać.

Usiedliśmy na ławce przed szkołą. Zaczynało się lato, więc uczniowie wychodzi na zewnątrz i rozmawiali, śmiali się, grali w różne gry. Fajnie było patrzeć na dziedziniec będący dziedzińcem, a nie coś przypominającego bardziej szary więzienny spacerniak.

— Trochę rozerwać? — zaśmiał się bez cienia rozbawienia — Przepraszam bardzo, ale jeśli dobrze liczę, a liczę bardzo dobrze, to będzie to twoja trzecia impreza w tym tygodniu.

Machnęłam ręką na słowa Adama. Nie przejmowałam się tym. Zwłaszcza, że dla mnie najważniejsza była zabawa. Jeszcze nie piłam, więc nie były to wyjścia, żeby się nachlać, tylko dobrze bawić. Fakt, za jakieś dwa miesiące kończyłam szesnaście lat, ale w głębi duszy czułam w sobie pięcioletnie dziecko. Nie chciałam dorastać i pragnęłam, by nic się nie zmieniało.

— Kto by to liczył — wzruszyłam ramionami.

— Ja to liczę — wskazał na siebie palcem — Sądzę, że powinnaś trochę przystopować z imprezami.

— Albo jesteś nudny — mruknęłam pod nosem — Nie, no nie gniewaj się. Mamy po prostu inne wartości — Dodałam, zdając sobie sprawę, że mogłam go urazić.

Westchnął, śmiejąc się
— Chodź, zaraz dzwonek — stwierdził, że dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu.

— Skąd wiesz? — uśmiechnęłam się.

Chłopak wstał i pokazując na swoją głowę, powiedział
— Zegarek mam tutaj — stanął przede mną — Trzy, dwa, jeden — po całym dziedzińcu rozległ się dźwięk dzwonka.

Pokiwałam głową z uznaniem i skierowałam się za przyjacielem w stronę szkoły. Wtedy zdałam sobie sprawę, że faktycznie poczułam się lepiej. Świeże powietrze dobrze na mnie zadziałało, a o koszmarze już prawie zapomniałam. Ciągle jednak trochę mnie martwił. Powinnam się niepokoić? Może to coś znaczyło? Podobno mózg nie potrafi wytworzyć nowych postaci, więc musiałam już gdzieś ten cień widzieć.

Ale jestem odkrywcza. Oczywiście, że widziałam w życiu cienie. Za dużo sobie wmawiałam, a wyobraźnia robiła sobie ze mnie żarty.

Paranoiczka.

Zamknij się.

Po mojej kłótni z własnym alter ego, zdałam sobie sprawę, że jestem już w budynku, a Adam gdzieś zniknął.

Dobra skup się, co teraz masz?

Tak, gadałam z samą sobą, co chyba świadczyło o mojej samotności? Byłam samotna?

Paranoiczka.

Mówiłam, zamknij się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siema siema

Jeśli to czytasz, to znaczy, że odważyłam się to opublikować. Jakimś cudem. To moje pierwsze opowiadanie i na pewno jest w nim masa błędów. Mam kilka rozdziałów w zanadrzu i to tylko kwestia czasu, aż zdecyduję się pokazać je światu.

Całuski Zosia ❤️

Siema, tutaj Zosia z przyszłości. Albo teraźniejszości, a później przeszłości. Nieważne. Czytam te pierwsze rozdziały, bo robię korektę i eh...no cóż. Żałosne są XD. Obiecuję, że z każdym rozdziałem Wendy staje sie mniej irytująca, Peter też i w sumie cała fabuła się rozkręca i nie jest taka mdła.

Dziwnie się pisze o takiej wesołej, małej i trochę dziecinnej Wendy z perspektywy tej, którą się stała w aktualnych rozdziałach.

Poza tym pisałam tem rozdział, jak miałam prawie 13 lat, a aktualnie mam już szesnaście. Byłam strasznie wesoła! Rocznikowo 17 :((

Miłego i do zobaczenia!

Znowu ja. Skończyłam osiemnastkę, a to, co tu jest, nie jest żałosne, tylko gówniane.

Muszę jednak zachować te nieco niezręczne i przerysowane sceny - w tym nieśmieszną i słabą Wendy - dla kontekstu i rozwoju postaci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top