57 | you are my soulmate

Byłem bardzo zagubiony, zupełnie nie potrafiąc sobie przypomnieć, jak znalazłem się w domu Hayoona. Ostatnią rzeczą, którą potrafiłem przywołać we wspomnieniach, był seks we trójkę oraz smak wina na moich wargach. Potem panowała jedynie ciemność, aż w końcu otworzyłem oczy, leżąc w łóżku przyjaciela. Tantan zaczął cicho popiskiwać, kiedy odsunąłem go od mojej twarzy i obróciłem się powoli na drugi bok. Głowa tak bardzo mnie bolała, że ledwo byłem w stanie się ruszyć, więc zwykłe przekręcenie się na łóżku było sporym wyzwaniem. Ha mruknął przez sen, a następnie wziął głęboki oddech, nim uchylił powieki, obudzony moim kręceniem się. Nie wyglądał zbyt dobrze, jakby i on cierpiał wraz ze mną, ale mimo to na jego twarzy pojawił się uśmiech wypełniony najszczerszym szczęściem.

– Dzień dobry, kochanie – szepnął. Jego oddech również nie należał do najprzyjemniejszych. Śmierdział przetrawionym alkoholem.

– Jak my tu...? – zapytałem, z trudem wyduszając słowa z wyschniętego gardła.

– Nie pamiętasz? – Uśmiechnął się szerzej, kiedy zaprzeczyłem poprzez delikatne pokręcenie głową. – Urwał ci się film?

– Nie śmiej się, naprawdę nie pamiętam, jak my się tutaj dostaliśmy i co się stało z Junho.

Na ostatnią część zdania przyjaciel zareagował przewróceniem oczami, jednak szybko tego pożałował, krzywiąc się przez nasilony ból głowy. Wypiąłem mu złośliwie język, ciesząc się, że

karma dopadła go tak szybko. Wziął kolejny głębszy oddech, a jego dłoń przesunęła się w dół moich nagich pleców. W jego objęciach czułem się tak swobodnie, jakbyśmy nigdy się nie pokłócili, jakby ostatnie miesiące nie istniały, jednak to nie była prawda. Hayoon zrobił wiele okrutnych rzeczy, by mną manipulować, i wiedziałem, że nie powinienem był tak łatwo mu wybaczać. Niestety, gdy to robiłem, nie myślałem odpowiednią częścią ciała.

– Ostatnie wspomnienie? – dopytał.

– Umm – musiałem przez chwilę się zastanowić. – Jesteś w środku ludzkiej stonogi.

– Och!

– Och? – powtórzyłem, czując narastający niepokój.

– Och – powtórzył. – Dość sporo ci wyleciało z głowy.

– Zaczynam naprawdę się bać...

– To po kolei. – Obrócił się na plecy, zabierając ciepłą dłoń z mojego ciała i pozostawiając na nim nieprzyjemne uczucie pustki. Uniósł rękę, wbijając łokieć w materac, i wyprostował pierwszy palec. – Po ludzkiej stonodze zaproponowałeś, że nam obciągniesz, ale szczeniak chyba był zbyt zestresowany, żeby dojść, więc postanowiłem ci pomóc i zrobiliśmy oralną kanapkę. Potem Junho stwierdził, że za niedługo zacznie się ściemniać i musi wracać do domu, zapytał, czy idziesz z nim, ale zacząłeś mówić coś o pierożkach mandu. Wspólnie uznaliśmy, że jesteś zbyt pijany, dlatego po prostu wyszedł, w końcu zostawiając nas samych. Zaproponowałem, że pojedziemy do mnie i będziemy kontynuować we dwójkę, zgodziłeś się. Zadzwoniłem po szofera, po drodze musieliśmy się zatrzymać, żebyś zwymiotował. Wzięliśmy wspólny prysznic i poszliśmy spać. Oczywiście przed snem nie mogliśmy sobie odpuścić jeszcze jednego seksu.

Wysłuchałem go w milczeniu, próbując przypomnieć sobie którąkolwiek z tych rzeczy, jednak w mojej głowie pozostawała jedynie czarna dziura, która wessała te wszystkie wspomnienia bezpowrotnie. Przycisnąłem palce do skroni, czując nasilający się ból, gdy wciąż usilnie próbowałem się skupić na słowach przyjaciela. Kac był zdecydowanie najgorszą rzeczą na świecie i przysięgałem na wszystko, że już nigdy więcej nie tknę żadnego alkoholu.

– Zejdę na dół i powiem gosposi, żeby przyniosła nam dużo wody, jakieś leki i żeby ugotowała zupę na kaca – powiedział, jakby potrafił czytać mi w myślach, a następnie bardzo powoli zaczął wyczołgiwać się z łóżka. Zestawił na ziemię zniecierpliwionego Tantana, który zapewne musiał pójść za potrzebą, i chwilę później obaj zniknęli za drzwiami.

Wpatrywałem się dłuższą chwilę we framugę, zastanawiając się, jak długo będę musiał znosić nasilający się ból głowy oraz suchość w gardle. Zastanawiałem się też, jak się czuje Junho i czy również płaci kacem za wypicie win mojego ojca. Mruknąłem z niezadowolenia i sięgnąłem po poduszkę przyjaciela, żeby się w nią wtulić. Zacisnąłem piekące oczy z wysuszonymi soczewkami, które naprawdę powinienem ściągnąć, i spróbowałem z powrotem zasnąć. Wsłuchiwałem się we własny oddech oraz głośne bicie serca i chyba nawet udało mi się odpłynąć na kilka chwil, ponieważ w ogóle nie zauważyłem, że przyjaciel zdążył już wrócić. Odruchowo przyjąłem od niego tabletki i szklankę wody, połykając pigułki bez żadnego zastanowienia, a następnie opróżniając całą szklankę, zupełnie nie potrafiąc oderwać się od picia najcudowniejszej wody na świecie.

– Mogę jeszcze? – zapytałem, a Ha skinął głową. Dopiero teraz zauważyłem, że na jego biurku stała taca z dwoma dzbankami wody, które musiała naszykować mu zajmująca się domem kobieta. – Dziękuję – wydukałem, zanim znowu przyssałem się do rantu szklanki.

– Dla ciebie wszystko – szepnął, odgarniając za ucho długie do ramion loki. Uśmiechnął się do mnie czule, poczekał, aż wypiję, żeby upewnić się, iż nie życzę sobie kolejnej porcji wody, a następnie wrócił do łóżka.

Zastąpił poduszkę, do której się przytulałem, swoim ciałem i zaczął gładzić czule moje pofarbowane na różowo włosy. Jego oczy przyglądały się mojej twarz; nawiązywały ze mną kontakt wzrokowy, przenosiły się na policzki, z uwagą badały nos, na koniec podziwiały wargi. Pojedyncza łza spłynęła po jego skroni i zginęła na poduszce, gdy oczy się zeszkliły, jakby był porcelanową lalką, a bez wątpienia był na tyle piękny, iż mógłby być jedną z nich.

– Płaczesz? – zapytałem, będąc szczerze zdziwiony.

– Nie.

– Przecież widzę, że płaczesz.

– Więc czemu pytasz?

– Z grzeczności, debilu.

Uśmiechnął się i wysunął palce z moich włosów, żeby wytrzeć wierzchem dłoni wilgotniejącą twarz.

– Po prostu byłem... – To był moment, w którym jego niski, melodyjny głos się załamał, a Hayoon rozpłakał się na dobre. – Byłem przekonany, że nigdy mi nie wybaczysz. Nie potrafiłbym żyć bez ciebie, przez te trzy miesiące przekonałem się o tym, jak nigdy. Naprawdę cię kocham, Min-Min.

Nie odpowiedziałem. Po prostu nie wiedziałem, co powinienem mu odpowiedzieć. Zamiast tego przysunąłem się do niego bliżej i wtuliłem twarz w ciepłe, nagie ciało przyjaciela. Również zostałem objęty, a wilgotna twarz Ha wcisnęła się w moje różowe włosy. Zostanie z nim byłoby czymś łatwym i tak naprawdę rozwiązałoby wszystkie moje problemy. Już nigdy nie musiałbym się o nic martwić ani się starać. Miałbym partnera, który zrobiłby dla mnie wszystko, nawet nie musiałbym pracować, ponieważ jego rodzinna firma coraz bardziej się rozwijała i przynosiła niebotyczne przychody, o czym przypadkowo dowiedziałem się od matki, która chciała zainwestować w ich akcje. Byłoby to życie niczym z bajki, gdzie największymi problemami stałoby się decydowanie, do którego kraju chcemy polecieć na wspólny weekendowy wypad. Nie zdziwiłbym się, gdyby Hayoon niedługo pokazał się w spisie najprzystojniejszych dziedziców rodzinnej fortuny, o ile już go tam nie było. Mógłbym przy nim się czuć jak postać z serialu dla nastolatek.

Jednak raczej nie byłbym w stanie go pokochać. Nie w ten sposób, w jaki kochałem Siwoo oraz Junho. Moje serce wybijało zupełnie inny rytm, kiedy myślałem o tej dwójce i kiedy myślałem o przyjacielu. Więc byłoby to życie w złotej klatce, pozbawione romantycznych uczuć, ale pełne namiętnego seksu. Na samą myśl o nim, czułem przerażającą pustkę w sercu. Może gdybym nigdy nie zasmakował prawdziwej miłości, nie czułbym żalu, ponieważ nie wiedziałbym, co mogę stracić, decydując się na życie z Hayoonem.

– Kiedyś byłem całkowicie pewien, że spędzimy razem całe życie – wyznałem, wyczuwając pod palcami kręgosłup przyjaciela.

– I spędzimy – odpowiedział. – Przysięgam ci, że nieważne co, będę przy tobie aż do śmierci.

– Może... – zacząłem, trochę wahając się przed wypowiedzeniem następnych słów, zwłaszcza że Ha wciąż pociągał nosem, jakby nieprzerwanie płakał. – Może spędźmy życie we trójkę?

Pociąganie nosem ustało, chłopak, do którego się przytulałem, nawet nie drgnął, a moje przełknięcie śliny było tak głośne, że na pewno słyszała je gosposia na parterze. Zacząłem liczyć w myślach.

Jeden. Dwa. Trzy...

Nadal nic się nie działo.

Cztery. Pięć. Sześć. Siedem...

Zupełnie nic.

Osiem. Dziewięć. Dziesięć.

Wziąłem głębszy oddech, przygryzłem dolną wargę i odsunąłem się od Hayoona, żeby móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami i miał jeden z tych wyrazów twarzy, których nigdy nie potrafiłem rozczytać. Nie odzywał się, odnosiłem wrażenie, że nawet nie oddychał, gdy nieprzerwanie przyglądał się mi, jakby potrafił przeniknąć do mojej duszy. Nie zdziwiłbym się, jeśli naprawdę miałby taką zdolność, ponieważ w jego spojrzeniu było coś nieludzkiego, jakby był istotą pozaziemską, może wręcz boską.

– Ja, ty i Junho? – W końcu coś powiedział, sprawiając, że trochę lżej wypuściłem powietrzem, a następnie skinąłem głową, szybko tego żałując przez nasilający się ból. – Dlaczego chcesz żyć z tym dzieciakiem, przecież prześladował cię w szkole. Wylał ci na twarz shake'a i nasikał na ręce, nie pamiętasz?

– Ty już lepiej nic nie mów o sikaniu... – mruknąłem. – Zakochałem się w nim.

Hayoon prychnął i odwrócił wzrok, a jego oczy z powrotem się zeszkliły.

– Więc jestem jedyną osobą, której nie potrafisz pokochać?

– Ciebie też kocham, ale w inny sposób.

– Co w nim widzisz?

– Nie wiem. Po prostu lubię spędzać z nim czas, lubię z nim rozmawiać, lubię brzmienie jego głosu i zatracam się w jego oczach. Uwielbiam dźwięk jego śmiechu, miękkość warg, gdy mnie całuje, czułość dotyku, gdy mnie obejmuje. Lubie patrzeć, jak się stara, próbuje, jak udaje, że wcale na mnie nie patrzył, gdy ja nie patrzyłem na niego, a potem przyłapywać go na tym, że znowu na mnie zerka. Lubię też, kiedy wypina klatkę piersiową, jak jest zazdrosny, i sposób, w jaki się rumieni, gdy jesteśmy tylko we dwoje. Lubię nawet to, że zawsze przygryza przednimi zębami pałeczki podczas jedzenia i że brudzi lodami kąciki ust. I jak...

– Wystarczy, zrozumiałem – przerwał mi. Wydukałem ciche przeprosiny, czując się głupio, ponieważ zatraciłem się w wymienianiu rzeczy dotyczących Junho, które sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ha wyglądał za to, jakby jego cierpienie wzrosło kilkukrotnie; marszczył delikatnie brwi i mocno zaciskał szczękę.

Trzymanie go przy sobie było bardzo samolubne i okrutne. Zapewne zrobiłbym lepiej, gdybym pozwolił mu odejść i zacząć żyć na nowo. Zapewne na początku byłoby gorzej, ale z czasem na pewno odnalazłby się w nowej rzeczywistości, w której po ponad pięciu latach nie ma już mnie przy jego boku. Jednak nie potrafiłem być taki wspaniałomyślny, ponieważ potrzebowałem Hayoona blisko siebie z bardzo egoistycznych pobudek – był dla mnie stałym źródłem pokarmu, a ja nie mogłem żyć bez jedzenia. Musiałem karmić potwora żyjącego wewnątrz mnie.

– Więc? – szepnąłem. – Spędźmy razem całe życie, Ha. Ty, ja i Junho.

Przyjaciel obrócił się na łóżku i wbił puste spojrzenie w sufit. Milczałem, pozwalając mu się zastanowić, chociaż wiedziałem, jaką decyzję podejmie. Przecież jeśli chciał mieć mnie przy sobie, miał tylko jedno wyjście. Czułem się źle, że manipulowałem jego uczuciami, ale usprawiedliwiałem się tym, iż sobie na to zasłużył. Poza tym kierowała mną siła wyższa.

– Mogę pomyśleć trochę dłużej? – poprosił. – Dam ci odpowiedź do końca dnia.

– Umm. – Skinąłem głowa.

***

Gdy wstaliśmy po raz drugi, obudzeni przez gosposię na zupę mającą złagodzić objawy zatrucia alkoholowego, było już po czternastej. Dopiero po posiłku postanowiłem odnaleźć mój telefon, który leżał pod łóżkiem w pokoju Hayoona, i dostrzegłem liczne SMS-y od matki. Przełknąłem ślinę, czytając wywód kobiety o tym, jak znalazła puste butelki po winie u mnie w pokoju, że nie dzwoni z ochrzanem, ponieważ wie, że mam kaca, ale kara mnie nie ominie, jak tylko wrócę do domu. Właśnie dlatego ostatecznie zdecydowałem się tam nie wracać. Na moje nieszczęście bateria w telefonie miała tylko trzynaście procent, a przyjaciel używał jedynie produktów Apple'a, więc nie mógł pożyczyć mi ładowarki, chociaż zaoferował, że wyśle szofera, by kupił odpowiedni kabel, ale podziękowałem, nie chcąc kłopotać mężczyzny.

Hayoon postanowił zorganizować nam czas, ciesząc się, że możemy spędzić ze sobą ten dzień. Zaczęliśmy od wspólnego prysznica, a chłodna woda przynosiła ulgę na wymęczone zbyt dużą ilością alkoholu ciało. Byliśmy tylko we dwoje i do tego bez ubrań, więc oczywiście nie mogliśmy skończyć w inny sposób, niż na słodkim seksie. Moje plecy zostały dociśnięte do zimnej ściany, nogi objęły ciasno tułów przyjaciela, a jego penis wsuwał się we mnie i wysuwał, gdy jęczałem słodko prosto w całujące mnie wargi. Nakarmiony, czysty i usatysfakcjonowany mogłem leżeć w objęciach chłopaka na dużym, wygodnym łóżku, popijać wodę z miętą oraz kostkami lodu i oglądać jak Ha masakruje kolejne zombie, śmiejąc się, za każdym razem, gdy daliśmy się wystraszyć przez wyskakującego skądś żywego trupa.

Pod wieczór gosposia przyniosła nam miskę owoców, więc zajadaliśmy się truskawkami, winogronami i borówkami, jednocześnie znowu uprawiając seks. Bez telefonu, bez obowiązków, odcięty od całego świata oraz codzienności, czułem się, jakbym naprawdę znalazł się w raju. Ignorowałem lekki dyskomfort po wczorajszej podwójnej penetracji, w pełni ciesząc się stosunkiem z przyjacielem, który był naprawdę cudownym partnerem. Coś w Hayoonie bardzo mnie pociągało. Był piękny, seksowny i patrzył na mnie, jakbym od urodzenia należał tylko do niego. Pragnąłem go fizycznie jak nikogo innego. Stał się ulubionym pożywieniem potwora mieszkającego w moim wnętrzu.

Nasza utopia skończyła się z chwilą, w której słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Błękitne, nieskalane najmniejszą chmurą niebo zaczęło przybierać odcienie fioletu, różu i pomarańczu, a na dworze unosił się zapach stygnącego asfaltu. Podziwialiśmy widoki, leżąc przytuleni na leżaku rozłożonym na balkonie przy pokoju Hayoona, a czarnowłosy chłopak co chwilę przytykał do ust elektronicznego papierosa. Zaciągał się nim, pochylał do mnie i, muskając delikatnie moje wargi, wpuszczał prosto do moich płuc biały dym pachnący agrestową galaretką. Wdychałem tytoniową truciznę, a następnie całowałem przyjaciela, liżąc go po śliskim, mokrym języku. Nie przejmowaliśmy się tym, że ktoś mógłby nas zobaczyć i poczuć się zniesmaczony widokiem dwóch całujących się chłopaków. To była nasza utopia.

– Niedługo się ściemni – westchnąłem, mając wrażenie, że ten dzień przeleciał mi przez palce niczym woda. – Muszę się zbierać.

– Zostań na noc – poprosił, nie chcąc wypuszczać mnie z objęć. – Albo najlepiej na wieczność. Możesz z powrotem się do mnie wprowadzić.

– Naprawdę udało mi się odbudować relację z mamą i nie chciałbym się teraz odwracać do niej plecami – odpowiedziałem, poprawiając rękaw za dużej na mnie bluzki Hayoona. – Poza tym Junho na pewno będzie na mnie czekał.

– Junho?

– Umm. Śpię zawsze u niego. To jakby... Nie wiem... Coś naszego.

– Chwila – mruknął, wstając z leżaka. Teraz patrzył na mnie z góry. – Naprawdę idziesz teraz do niego? Po tym, jak spędziliśmy ze sobą cały dzień i kochaliśmy się kilka razy godzinami?

Przełknąłem ślinę i odwróciłem wzrok, z powrotem przyglądając się niebu pomalowanemu na ciepłe barwy.

– Przecież wiesz, że to mój chłopak.

Hayoon wypuścił głośno powietrze.

– Dlaczego musisz być taki... – urwał.

Zerknąłem na niego, a niewidzialna pięść zacisnęła się na moim gardle. Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, że przez moje uzależnienie inni będą uważali mnie za gorszego, niegodnego, ohydnego. Przecież Hayoon był pierwszą osobą, która zauważyła moją niezaspokojoną potrzebę seksu, więc na pewno myślał o mnie w ten sposób.

– Taki? – dopytałem. – Dokończ.

– Nieważne.

– No dokończ, Ha. Jaki jestem? Puszczalski? Obrzydliwy? Łatwy?

– Kurwa, Minsu! – krzyknął na mnie, więc wydąłem dolną wargę. – Ślepy i uparty.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– I uzależniony? – dodałem szeptem.

– Tak, jesteś uzależniony od seksu. I jest z tobą coraz gorzej.

– Wiem.

– Wiesz?

– Wiem. – Wziąłem głęboki oddech i również podniosłem się z leżaka. Znowu poprawiłem za dużą bluzkę, która zsuwała się z ramienia, odsłaniając obojczyk. – Naprawdę muszę już iść, chciałbym być u Junho przed zachodem słońca.

Wszedłem do pokoju przyjaciela i zgarnąłem z biurka mój rozładowany telefon, który wsunąłem do kieszeni spodenek. Zatrzymałem się jeszcze przed lustrem, żeby poprawić rozczochrane włosy przed wyjściem, a następnie zerknąłem ostatni raz w stronę balkonu, gdzie wciąż stał Hayoon, zaciągając się co chwilę elektronicznym papierosem. Rozchyliłem wargi, chcąc się z nim pożegnać, jednak on odwrócił ode mnie wzrok, więc ostatecznie również po prostu się odwróciłem i wyszedłem. Zbiegłem po schodach, ciesząc się, że skutki wypicia wczoraj dwóch butelek wina już minęły. Na parterze zostałem obdarzony przez gosposie ciepłym uśmiechem i zapytany, czy potrzebuję czegoś na drogę. Oczywiście podziękowałem i pożegnałem się z miłą kobietą. Zamknęła za mną drzwi, gdy pozwoliłem otoczyć się chłodnemu powietrzu. Jednak ledwo zszedłem po stopniach, docierając na wysypaną małymi kamyczkami ścieżkę prowadzącą prosto do furtki, kiedy dobiegł mnie głos Hayoona, wypowiadający moje imię. Zerknąłem w górę i dostrzegłem przyjaciela wychylającego się przez barierkę balkonu.

– Zgoda! – zawołał. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, więc dodał: – Miałem dać ci odpowiedź do końca dnia, głupku. Zgadzam się na twoją fantazję z życiem w trójkacie, ale mam warunek.

Uśmiechnąłem się do niego tak szeroko, że pokazałem wszystkie zęby. Ha przewrócił oczami.

– Jaki? – dopytałem, a on wyciągnął przed siebie dłoń, z której coś wypadło. W ostatniej chwili udało mi się złapać pierścionek, przez który wciąż przeciągnięty był srebrny łańcuszek.

– On będzie twoim chłopakiem, ale ja chcę być twoim narzeczonym.

Zerknąłem na różowe złoto okalające pokaźny morganit oraz diamenty. Przyglądałem się pierścionkowi przez dłuższą chwilę, przypominając sobie to specyficzne uczucie, gdy gościł na moim palcu. W końcu z powrotem uniosłem wzrok na przyjaciela.

– Masz być dla niego miły – zagroziłem, odpinając łańcuszek, żeby zawiesić ozdobę na szyi.

– Zobaczę, co da się zrobić.

– Uwielbiam cię! – zawołałem, machając do Hayoona, gdy ruszyłem w stronę furtki z pierścionkiem zaręczynowym wiszącym na wysokości serca.

– A ja cię kocham, mały szantażysto emocjonalny.

Roześmiałem się głośno, biegnąc w dół ulicy w kierunku przystanku autobusowego. Nuciłem sobie pod nosem piosenkę, którą słuchaliśmy podczas owocowego seksu i kołysałem się na boki, nie potrafiąc przestać się uśmiechać. Miałem ochotę skakać z radości, ponieważ wszystko z powrotem zaczęło się układać, a życie naprawdę stawało się idealne. Lepsze niż w najpiękniejszych snach. Autobus był prawie pusty, więc zająłem miejsce przy oknie, podciągając nogi na fotel, i przyglądałem się mijanym budynkom. Wyjechaliśmy z zamożnej dzielnicy domów jednorodzinnych, następnie pokonaliśmy centrum miasta z licznymi sklepami i samochodami stojącymi na światłach, aż w końcu wysiadłem na odpowiednim przystanku. Niebo nad wysokimi blokami miało kolor fioletu, który coraz bardziej przechodził w granat, gdy biegłem dobrze znajomą drogą prosto do budynku, w którym mieszkał Junho. Wspiąłem się po schodach, niecierpliwiąc się na drugim piętrze przez ich nadmiar, a moja ręka zamarła, gdy już miałem zapukać do drzwi.

Oblizałem dolną wargę, biorąc głębszy oddech, zanim sięgnąłem do szyi, żeby ściągnąć wiszący na niej łańcuszek. Przez chwilę przyglądałem się pierścionkowi zaręczynowemu, aż w końcu wsunąłem go do wolnej kieszeni w spodenkach i zapukałem. Nie musiałem długo czekać, aż w progu zobaczę dobrze znajomą twarz siedemnastolatka. Uśmiechnąłem się do niego, bez wahania wpraszając się do środka, by stanąć na palcach i móc złączyć nasze wargi. Cmoknąłem go czule na przywitanie, a gdy z powrotem nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, w końcu odwzajemnił mój uśmiech. W kuchni było ciemno, więc jego mama musiała być już w swoim pokoju.

– Pisałem do ciebie, ale nie odpowiedziałeś – wytknął, kiedy ruszyliśmy w głąb korytarza.

– Telefon mi padł, więc jestem odcięty od świata. Jak się czujesz? Miałem strasznego kaca.

– Ja nie miałem, nie wypiłem dużo.

– Przepraszam, że wczoraj z tobą nie poszedłem. Jeśli mam być szczery, to urwał mi się film, więc nawet nie pamiętam tego, jak wychodziłeś.

– Byłeś... Byłeś bez wątpienia pijany, hyung.

– Oj, nie mam co do tego wątpliwości – zaśmiałem się.

– Co robiłeś przez cały dzień? – zapytał, zamykając za nami drzwi do swojego pokoju.

Oparłem się pośladkami o biurko i nawiązałem kontakt wzrokowy z Junho, który nawet do mnie nie podszedł.

– Nic konkretnego – odpowiedziałem wymijająco. – Leczyłem kaca i regenerowałem pokłady energii.

– W domu?

Przełknąłem ślinę i oblizałem wewnętrzną część policzka, nim odpowiedziałem:

– Umm. – Skinąłem głową.

– Rozumiem – powiedział, a ja poczułem bolesne ukłucie w sercu oraz narastające mdłości.

Piękne, ciemne oczy, ciepłe niczym topiona, gorzka czekolada, mówiły mi, iż ich właściciel doskonale wie, że właśnie go okłamałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top