51 | your name on me

Wpatrywałem się prosto w oczy Siwoo, nie potrafiąc oderwać od nich spojrzenia. Właśnie z tymi oczami wiązało się wiele pięknych wspomnień, które roztapiały się na moim sercu, otulając je upajającym ciepłem. To w nie się wpatrywałem, kiedy pierwszy raz mówiłem, że „kocham", to one jako pierwsze zobaczyły moje ciało w całej okazałości, gdy oddawałem je ich właścicielowi. I przez bardzo długi czas byłem absolutnie przekonany, że będę wpatrywał się w nie codziennie aż do śmierci, ciesząc się życiem spędzonym u boku osoby, którą szczerze kochałem. Nie miałem wątpliwości, że to robiłem. Najmniejszych.

– Ja też nie potrafię przestać cię kochać – powiedziałem, wyciągając przed siebie dłoń, by ułożyć ją na policzku Siwoo. Był miękki, chociaż mogłem wyczuć powoli odrastający zarost. – Jesteś moją pierwszą prawdziwą miłością i w moim sercu zawsze będzie miejsce dla ciebie.

Chociaż oczy, w które nieprzerwanie się wpatrywałem, początkowo rozbłysły, wypełniając się najszczerszym szczęściem, teraz na nowo zostały przyćmione smutkiem. Ich właściciel wiedział, co powiem, zanim po raz kolejny zdołałem rozchylić usta.

– Ale nie jestem już Minsu, w którym się zakochałeś – kontynuowałem. – Coś się we mnie zmieniło. Ja się zmieniłem. Bardzo chciałbym wrócić do tego, co było, ponieważ uważam, że był to najwspanialszy czas w moim życiu, jednak już nigdy nie będę dawnym mną. Ty też nie możesz stać się sobą z przeszłości.

– A co jeśli kocham również nowego Minsu?

– Skąd możesz to wiedzieć, skoro go nie znasz?

– Więc...

– Zdradziłem cię dwa razy. – Nie pozwoliłem mu dojść do słowa. – Dlatego tak bardzo cię przepraszam, że to właśnie ciebie odrzucam, by w końcu być komuś wiernym.

Siwoo zamknął usta, jedynie kiwając delikatnie głową. Odsunąłem dłoń od jego twarzy, by uwolnić się od pasów bezpieczeństwa, a następnie wysiadłem z samochodu. Z jakiegoś powodu nie zamknąłem za sobą drzwi, jakbym nie chciał zamykać ich przed moją pierwszą miłością. Wzdrygnąłem się przez chłód nocy i wiatr, który od razu wkradł się pod letnie ubrania. Otuliłem tułów rękoma, ignorując gęsią skórkę, która pojawiła się na przedramionach oraz łydkach, i ruszyłem prosto w stronę ławki pod dachem przystanku autobusowego. Skulona postać drżała od silnego szlochu, a ciche pochlipywanie dobiegało moich uszu coraz wyraźniej z każdym krokiem. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Chciałem przeprosić Junho, ale jednocześnie wciąż byłem na niego zły za oskarżenia, które rzucił w moim kierunku, chociaż miał ku temu powody. Gdy zatrzymałem się tuż przed nim, spoglądając na bladą skórę na głowie, która prześwitywała między gęstymi ciemnymi włosami, rozchyliłem wargi i nie potrzebowałem się dłużej zastanawiać.

– Ja też – powiedziałem, a mój głos zmieszał się z dźwiękiem przejeżdżającego ulicą samochodu, który minął zatoczkę autobusową z zawrotną prędkością. Młodszy chłopak opuścił ręce i podniósł głowę, by spojrzeć na mnie zapłakanymi oczami. Białka, powieki i nos miał wyraźnie zarumienione, ale czekoladowe tęczówki z powrotem rozbłysły niczym gwiazdy na bezchmurnym, nocnym niebie. – Kocham cię.

Nie musiałem tego powtarzać, Junho zerwał się na równe nogi, a już chwilę później moje stopy oderwały się od ziemi, gdy mocno objął mnie w pasie i przytulił. Mimowolnie zacząłem się śmiać, przytrzymując się ramion siedemnastolatka, którego zapach, teraz zmieszany z zapachem słonej wody, był dla mnie zapachem domu. Nowego domu, w którym zdecydowałem się zamieszkać. Chłopak nie miał zamiaru szybko mnie wypuszczać, więc po kilku chwilach zdecydowałem się objąć jego biodra nogami i jeszcze mocniej wtulić się w umięśnione ciało, a duże dłonie na moich plecach wręcz wciskały mnie w niego.

– Kocham cię – szepnąłem, wsuwając palce w brązowoczarne włosy.

– Kocham cię – powtórzył po mnie drżącym głosem. – Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś mnie tutaj zostawił.

Uśmiechnąłem się.

– Pewnie musiałbyś samotnie czekać na autobus.

Klatka piersiowa Junho zaczęła drżeć od chichotu.

– Wiesz, że nie to miałem na myśli.

– Wiem – odpowiedziałem, delikatnie odsuwając się od niego, chcąc spojrzeć z powrotem w ciemne, ciepłe oczy. Chłopak pozwolił mi wyswobodzić się z ciasnego uścisku i w końcu z powrotem odstawił na ziemię, chociaż jego dłonie niezmiennie spoczywały na mojej talii, a ja nieprzerwanie przeczesywałem palcami lekko splątane włosy. – Chcę, żebyś wiedział, że cię nie zdradziłem. Przysięgam na wszystko.

Pokiwał głową.

– Przepraszam za te słowa.

– To ja przepraszam, że masz podstawy, by podejrzewać mnie o niewierność. Sprawa z Hayoonem jest jednak bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać, i jeśli chcesz, to mogę ci wszystko opowiedzieć. Nie chcę mieć przed tobą tajemnic.

Tymi słowami zasłużyłem sobie na delikatny pocałunek. Wargi miękko otarły się o moje, pozostawiając na nich wilgotny ślad i głód kolejnych pieszczot, dlatego bardzo szybko z powrotem przysunąłem się do mojego chłopaka, by oddać czułość. Zassałem dolną wargę, jednocześnie sunąć po niej językiem, i wypuściłem ją z głośnym cmoknięciem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. Prawdopodobnie kontynuowalibyśmy całowanie się na przystanku autobusowym, ignorując wszystkie mijające nas samochody, gdyby nie głośne, znaczące chrząknięcie, sprowadzające nas na ziemię. Równocześnie zerknęliśmy w stronę, z której dobiegało, a nasze spojrzenia trafiły na Siwoo, stojącego przy srebrnym hyundaiu. Nie patrzył na nas, wbijając wzrok w ciemny asfalt.

– Przypadkiem się składa, że jadę w tym samym kierunku, w którym wy, ponieważ muszę odebrać młodszą siostrę, więc... – westchnął. – Więc mogę was podrzucić.

Zerknąłem na Junho, który w niezadowoleniu wydął dolną wargę, jednak nim zdołał coś powiedzieć, prawdopodobnie coś głupiego, pociągnąłem go za przydługie, ciemne włosy.

– Pod warunkiem że się przeprosicie – powiedziałem stanowczym głosem. – Młodszy pierwszy, Junnie.

– Przepraszam – wydukał posłusznie, łypiąc na najstarszego chłopaka.

– Przyjmuję przeprosiny.

– Siwoo hyung. – Nie traciłem na stanowczości.

– Też przepraszam – mruknął, nawet nie patrząc na nas.

– Widzicie, jak chcecie, to potraficie być grzeczni – zaśmiałem się, uwalniając włosy partnera i odsuwając się od niego, by zimno z powrotem otoczyło moje ciało. – Wracajmy do domu.

Ruszyliśmy z powrotem do samochodu, a dłoń Junho chwyciła moją, splatając nasze palce. Zerknąłem na niego, dostrzegając w czekoladowych, ciepłych oczach blask miliona gwiazd. Jego wargi poruszyły się bezdźwięcznie na kształt słów „kocham cię". Odwzajemniłem uścisk dłoni, odpowiadając „ja ciebie też", chociaż te słowa zastąpił odgłos mijającego nas w auta, które bez wątpienia przekroczyło dozwoloną prędkość.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zostałem obudzony słodkim pocałunkiem w skroń i cichym szeptem, wpadającym prosto do ucha. Mruknąłem z niezadowoleniem, podnosząc ciężkie, sklejone snem powieki, i zacząłem się przeciągać, mimowolnie ziewając. Na dworze było już całkowicie ciemno i jeszcze zimniej niż wcześniej. Zacząłem szczękać zębami, gdy biegłem do odpowiedniej klatki schodowej, aby jak najszybciej schować się przed szczypiącym wiatrem. Junho dotarł do mnie chwilę później, a tuż za nim Siwoo, któremu pokonanie licznych schodów sprawiało najwięcej trudności. Pamiętałem, jak początkowo sam nienawidziłem wspinać się tak wysoko, będąc przyzwyczajonym do korzystania z windy. Teraz przeskakiwanie kolejnych stopni stało się moją codziennością, a jędrne pośladki wydawały się zadowolone z takiego stanu rzeczy. Mój chłopak z resztą też.

Klucz sprawnie obrócił się w zamku, a gdy tylko drzwi do mieszkania się uchyliły, dotarł do nas zapach smażonego omleta z cebulą i ostrą papryką. Zamruczałem z przyjemności, czując, że jestem naprawdę głodny. Odgłos, który wydał brzuch Junho, upewnił mnie w przekonaniu, że nie tylko ja. Z kuchni dobiegały nas dziewczęce śmiechy, a gdy drzwi za Siwoo zamknęły się z hukiem, za co od razu zaczął przepraszać, z pomieszczenia wybiegła matka Junho. Od razy chwyciła syna w objęcia, przyciskając mocno do chudego ciała.

– Cieszę się, że nic ci się nie stało – powiedziała z wyraźną ulgą. Następnie odsunęła chłopaka od siebie i zaczęła go oglądać dookoła, by mieć pewność, czy aby na pewno jest cały.

– Przepraszam, że nie wróciłem przez zmierzchem – wydukał, próbując się jej kłaniać, ale trzymające go ręce matki uniemożliwiały mu zgięcie się w pół.

Ja dla odmiany nie miałem problemu, by potulnie się skłonić, wyrażając tym gestem moją skruchę oraz szacunek. W ten sposób skierowałem uwagę kobiety na siebie, która w końcu uwolniła syna i przytuliła również mnie. Pozwoliłem jej kościstej dłoni przesunąć się po moich włosach, gdy powtarzała, iż cieszy się, że nic nam się nie stało. Musieliśmy naprawdę ją zmartwić, Junho był w końcu wszystkim, co miała. Gdyby go zabrakło, gdyby trafił do szpitala, zostałaby skazana na śmierć. Odwzajemniłem jej uścisk, by wiedziała, że teraz ma również mnie, że jej rodzina się powiększyła. Gdy się ode mnie odsunęła, na jej twarzy gościł uśmiech.

– Unni! – Dobiegło nas wołanie z kuchni, a już chwilę później na korytarzu pojawiła się Yubin. Miała na sobie fartuszek do gotowania, a zwykle rozpuszczone włosy związane w dobieranego warkocza.

Jednak to nie wygląd dziewczyny sprawił, że Siwoo, Junho i ja wytrzeszczyliśmy oczy, przyglądając się jej, jakby całkowicie oszalała.

– U-unni? – powtórzył jej brat. – Yubin! Mówisz do dorosłej kobiety! To jest mama Junho!

– Och, nie! – zawołała kobieta, sięgając do głowy szesnastolatki, by poprawić kilka kosmyków, które wysunęły się z warkocza. – Pozwoliłam Yubin zwracać się do mnie „unni". Czuję się wtedy taka młoda!

– Mamo! – mruknął mój chłopak wyraźnie niezadowolony ze stopnia zażyłości relacji kobiety z siostrą Siwoo. – Ona jest ode mnie młodsza!

– Nie marudź, tylko chodź jeść – powiedziała, gestem dłoni nakazując całej naszej trójce pójść za nią do kuchni. A gdy tylko odwróciła się do nas plecami, szesnastolatka wypięła język Junho, który od razu odpowiedział jej tym samym, sprawiając, że z Siwoo parsknęliśmy śmiechem dokładnie w tym samym momencie.

Oczywiście nie było szans, byśmy wszyscy zmieścili się przy niewielkim stole, gdzie było miejsce raptem dla trzech osób, dlatego ja usiadłem Junho na kolanach, a matka chłopaka jadła na stojąco, mimo uporczywych zapewnień Siwoo, że to on może stać. Przez te kilka minut, gdy cała nasza piątka jadła wspólnie, poczułem się, jakbyśmy tworzyli rodzinę, ponieważ były tutaj wszystkie osoby, które kochałem. Brakowało mi tylko mojej mamy, którą przed posiłkiem poinformowałem, że dotarliśmy bezpiecznie do domu Junho. Dowiedziałem się od niej, że dopiero zapakowali nasz samochód na lawetę, więc za chwilę będzie wracała do domu, ponarzekała przez chwilę na wysoki mandat, który dostała i o którym na pewno dowie się ojciec, a na koniec życzyła nam wszystkim smacznego.

Niewątpliwie był to dzień pełen wrażeń i potrzebowałem długiego, intensywnego seksu, aby wszystkie negatywne emocje dały mi odpocząć, jednak wciąż nie mogłem jeszcze przejść do ulubionej części naszego codziennego rytuału. Junho został, by pomóc mamie posprzątać po posiłku, a ja zszedłem na dół, żeby odprowadzić Siwoo i Yubin do samochodu. Dziewczyna niechętnie pożegnała się z nową znajomą, obiecując, ku niezadowoleniu mojego chłopaka, że będzie ją odwiedzała. Teraz siedziała na przednim siedzeniu srebrnego Hyundaia, gdy ja wraz z jej bratem wciąż staliśmy u podnóża schodów, po tym, jak Siwoo poprosił mnie o możliwość rozmowy na osobności.

– Przepraszam cię za to, co wtedy powiedziałem – wyszeptał, by jego głos nie niósł się echem po klatce schodowej.

Uśmiechnąłem się, obejmując tułów rękoma, marząc, by zmyć z siebie słoną wodę oraz piasek i znaleźć się na materacu tuż pod Junho.

– Nie musisz mnie przepraszać za swoje uczucia – odpowiedziałem, szczerze zaskoczony słowami starszego chłopaka.

– Nie o tym mówię – wyznał. – Mam na myśli te słowa, które powiedziałem tamtego dnia pod szkołą. Byłem bardzo zraniony i jak skończony dupek chciałem zranić też ciebie.

– Och – mruknąłem.

W mojej głowie odbił się echem głos Siwoo, który nazywał mnie dziwką oraz szmatą. Ból, który wtedy mi sprawiły, ponownie przebił moje serce niczym lodowata szpila. Skinąłem głową na znak, że przyjmuję jego przeprosiny.

– Dlaczego wtedy to zrobiłeś? – zapytał niepewnie, jakby nie wiedział, czy naprawdę chce poznać odpowiedź na to pytanie. – Dlaczego przespałeś się z Hayoonem, chociaż wcześniej mówiłeś, że chcesz do mnie wrócić?

To było pytanie, na które nie znałem odpowiedzi, albo nie chciałem jej znać. Odwróciłem wzrok od chłopaka, który był moją pierwszą miłością, ignorując bolesny skurcz żołądka. Zapanowała między nami długa, napięta chwila ciszy, podczas której intensywnie się zastanawiałem. Żałowałem tego?

Co by było, gdybym jednak wrócił do Siwoo? Czy byłbym szczęśliwszy niż teraz? Przecież w końcu wszystko powoli zaczynało się układać. Dogadywałem się z matką, miałem chłopaka, którego kochałem i który kochał mnie, uprawialiśmy tę miłość kilka razy dziennie. Nie nudziliśmy się sobą, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że mieliśmy na siebie dobry wpływ. Jednak wciąż miałem w sobie ten żal spowodowany utratą Siwoo, utratą pierwszej prawdziwej miłości. Wszystkie plany na przyszłość, w których teraz widniał Junho, wcześniej były naszymi planami. To my mieliśmy wychowywać wspólnie dwójkę dzieci, to na głowie starszego chłopaka miałem zostawiać nasze łobuzy dla chwili relaksu z najlepszym przyjacielem, którego już nie miałem.

– Nie wiem – wyszeptałem w końcu, ignorując gulę w gardle, której nie potrafiłem przełknąć. – Po prostu seks z Ha był dla mnie formą zabawy, do której nie przywiązywałem romantycznych uczuć. Zachowałem się jak skończony dupek, przepraszam.

– Szczerze mówiąc, to nie takiej odpowiedzi się spodziewałem – westchnął, a widząc mój pytający wyraz twarzy, dodał szybko: – Nieważne.

Odnosiłem inne wrażenie, jednak nie naciskałem na niego – jeśli nie chciał mówić, miał do tego prawo.

– Dlatego jestem ci szczerze wdzięczny za dzisiaj – kontynuowałem. – Nie musiałeś mi pomagać, nie musiałeś odbierać ode mnie telefonu, a jednak to zrobiłeś. Naprawdę dziękuję.

Po tych słowach, nim zdołałem się rozmyślić, pochyliłem się w stronę Siwoo i złożyłem na jego policzku delikatny pocałunek. Ciche cmoknięcie odbiło się echem, gdy nieśpiesznie odsuwałem się od chłopaka, od razu nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Drgnął, jakby przez chwilę chciał się do mnie przysunąć i połączyć nasze usta, ale ostatecznie nie zrobił nic takiego. Uśmiechnąłem się do niego, więc odwzajemnił ten gest, zanim się ze mną pożegnał. Przyglądałem się, jak odchodzi. Jak wsiada do samochodu, zapina pasy, odpala silnik i odjeżdża. Potem jeszcze przez chwilę przyglądałem się parkingowi, samemu nie wiedząc, na co właściwie czekałem. Aż w końcu zacząłem z powrotem wspinać się po schodach, by wrócić do Junho oraz jego mamy.

Chłopak był już pod prysznicem, nucąc jedną z piosenek, które słuchaliśmy na plaży. Zapukałem dwa razy do drzwi, zanim pozwoliłem sobie wejść, zastając całkowicie nagiego i mokrego siedemnastolatka. Uśmiechnął się do mnie, zerkając przez ramię, jak się rozbieram, rzucając koszulkę oraz spodenki na ziemię. Potrzebowałem jeszcze opróżnić przepełniony pęcherz i byłem gotowy, by znaleźć się w najcudowniejszym miejscu na świecie – w objęciach Junho. Duże dłonie przylgnęły do mojego ciała, sunąc po moknącej skórze i pokrywając ją mydłem, a usta rozchyliły się, gdy stając na palcach, wepchnąłem do ich wnętrza swój język. Zaczęliśmy całować się namiętnie i intensywnie, boleśnie wbijając w siebie wargi, jakbyśmy chcieli przeniknąć przez swoje ciała i stać się jednością. Długie palce wsunęły się między moje pośladki, przyjemnie podrażniając odbyt, a dwa prącia rosły i twardniały, zadowolone z bliskości, na którą czekały od wielu godzin.

– Masz tam piasek – parsknął Junho prosto w moje wargi i zaczął staranniej oczyszczać mnie w intymnym miejscu.

– Mam piasek wszędzie – odpowiedziałem, wymuszając na sobie całkowitą powagę, chociaż już chwilę później parsknąłem śmiechem wraz z nim. Chwyciłem jego piękna twarz w dłonie, układając kciuki na miękkich policzkach, i zanim przyciągnąłem go do pocałunku, dodałem: – Kocham cię, Junnie.

– Kocham cię, Minsu – odpowiedział, wpijając się w moje wargi. – Bardzo cię kocham – mruczał między pocałunkami.

Delikatnie przygryzłem jego dolną wargę, chwilę później napierałem językiem na jego język, by następnie cmoknąć go w sam czubek nosa. Uśmiechnął się szczerze niczym beztroskie dziecko. Również sięgnąłem po mydło, by pomóc ukochanemu w wyczyszczeniu mnie z piasku. Pozwoliłem umyć sobie włosy, później chłopak wziął mnie na ręce, bym i ja mógł swobodnie wmasować szampon w skórę jego głowy, oplatając wąski tułów nogami. Gdy skończyliśmy się opłukiwać, starannie wytarliśmy się ręcznikami i umyliśmy zęby, pod koniec sprawdzając pocałunkiem, czy nasze oddechy są wystarczająco miętowe.

W końcu nadeszła moja ulubiona część naszej wieczornej rutyny. Przemknęliśmy do pokoju Junho jedynie przewiązani w pasach ręcznikami, które zrzuciliśmy z siebie w tej samej sekundzie, w której zamknęliśmy drzwi. Powróciliśmy do namiętnej wymiany czułości, wpychając sobie języki do gardeł i zmierzając prosto w stronę materaca, na którym czekały na nas dwie poduszki oraz kołdra. Uwielbiałem to, że pościel pachniała nami. Opadłem na nią plecami, zerkając w lewo, gdzie między posłaniem a ścianą stał nasz nowy nabytek – spore prostokątne lustro w starej ramie, ułożone poziomo, by odbijało całe łóżko. Uśmiechnąłem się zalotnie do własnego odbicia, podziwiając unoszącą się pośpiesznie klatkę piersiową z błyszczącymi kolczykami w sutkach. Następnie przeniosłem spojrzenie na blade, seksowne pośladki Junho, który właśnie wcierał pomiędzy nie odrobinę śliskiego żelu. Zachichotałem, gdy lekko speszony zerknął na mnie przez ramię i dostrzegł, że mu się przyglądam.

– Chcesz ty? – zapytał niepewnie.

– Uwielbiam patrzeć, jak robisz to sam – odpowiedziałem, wywołując delikatne rumieńce na jego przystojnej twarzy.

Nie powiedział już nic, układając tułów na biurku i wypinając pośladki, do których sięgnął dłonią z puchatym, białym ogonkiem. Nakierował błyszczący korek w wysmarowaną lubrykantem dziurkę i wcisnął go bez większego problemu, wzdychając cicho z przyjemności.

– Cholernie zimny – mruknął, powtarzające te słowa właściwie za każdym razem. Dla mnie analna wtyczka zawsze kojarzyła się z gorącem, ponieważ właśnie taka była, gdy wyciągałem ją z jego wnętrza.

Chwycił żel oraz prezerwatywę i w końcu podszedł do mnie, bez problemu odnajdując miejsce między rozłożonymi udami. Wylał odrobinę zawartości buteleczki na palce, które następnie skierował między moje pośladki. Poczułem, jak śliska opuszka ociera się o mój odbyt, wydając ciche odgłosy mlaskania, a głębsze oddechy zaczęły opuszczać płuca. Pragnienie, którego nie dało się zaspokoić prawdziwym jedzeniem, w końcu przestało wypalać mnie od środka, jakby Junho był deszczem spadającym na płonący las. Jęknąłem, gdy pierwszy palec wsunął się do mojego wnętrza, przyjemnie masując ścianki zaciskających się na nim mięśni.

Chociaż początkowo uważałem, że seks z prawiczkiem nie mógłby być dla mnie wystarczająco satysfakcjonujący, teraz cieszyłem się, iż byłem pierwszym Junho. Nauczyłem go kochać się tak, byśmy idealnie do siebie pasowali. A może robiliśmy to już, zanim połączyła nas pierwsza wspólna noc?

Przymykałem powieki, gdy liczba palców wzrastała stopniowo, przygotowując mnie na przyjęcie czegoś znacznie grubszego. Skupiałem się na uczuciu wypełnienia, na lekkim pieczeniu rozciąganego odbytu, na strukturze opuszek palców, które masowały ścianki jelita prostego, na odgłosie mlaskania, na szybkim oddechu partnera. Kiedy chwyciłem w dłoń jego penisa, był lekko wilgotny od wypływającego preejakulatu. Zacisnąłem się wokół twardego prącia i zacząłem ruszać nadgarstkiem, by odwdzięczyć się za sprawianą mi przyjemność. Junho jęknął krótko, przysuwając się do moich ust, by złożyć na nich niezgrabny pocałunek. Gdy się odsunął, wyciągnąłem szyję, by nie przerywać tej pieszczoty, jednak nie byłem w stanie dosięgnąć jego warg.

– Minsu... – westchnął. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, a jego oczy przyglądały się mi, jakby patrzył na najpiękniejszą rzeczą na świecie. – Byłem pewien, że mnie tam zostawisz, że odjedziesz z Siwoo hyungiem, że już do mnie nie wrócisz, że mnie porzucisz...

– Nie – przerwałem mu, widząc, że piękne czekoladowe oczy z każdym słowem stają się coraz bardziej szkliste, niczym oczy porcelanowej lalki. – Nie zostawiłbym cię, nie zostawiłem. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, by odjechać z Siwoo bez ciebie. Teraz jestem twój.

Uśmiechnął się, mimo jednej łzy, która spłynęła wzdłuż jego nosa, zwisając przez chwilę na samym czubku, nim skapnęła na mój policzek. Scałował ją i wysunął ze mnie palce, niespodziewanie podnoszą się z materaca. Podszedł do biurka, pozwalając mi podziwiać puchaty ogonek między jego pośladkami, a gdy się odwrócił, trzymał w ręce czarny mazak. Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu, przyglądając się, jak Junho wraca na swoje miejsce, ciągnie za zatyczkę, a następnie przykłada wilgotną końcówkę pisaka do mojej skóry tuż pod pępkiem. Zacząłem mimowolnie chichotać, kiedy łaskotał mnie, kreśląc na skórze kolejne litery, a kiedy skończył, pocałował pomalowany kawałek ciała. Z uśmiechem rozbawienia uniosłem się na łokciach, by zobaczyć, że na moim podbrzuszu widnieje jedno, dwusylabowe słowo.

„Junho".

Zerknąłem na chłopaka, po raz kolejny nawiązując z nim kontakt wzrokowy, i wystawiłem dłoń. Bez wahania ułożył na niej mazak, który wciąż pozostawał odetkany. Pochylił się bliżej mnie, kiedy sięgnąłem nim do jego klatki piersiowej, pozwalając mi napisać równie krótkie słowo nad lewą brodawką.

„Minsu".

– Kocham cię – szepnął, gdy przyłożyłem dłoń do nowopowstałego napisu.

– Ja ciebie też – odpowiedziałem, odrzucając na podłogę odetkany mazak, zupełnie nie przejmując się tym, że kiedy wyschnie, nie będzie już można nim pisać.

Wróciłem do całowania warg Junho, do gryzienia ich, zasysania, do wpychania mu języka do ust. Młodszy chłopak oddawał wszystkie moje pieszczoty, jednocześnie próbując nasunąć na twardego członka prezerwatywę, również nie mogąc się doczekać, aż staniemy się jednością. Wsunąłem palce w brązowoczarne włosy i zmusiłem chłopaka do obrócenia głowy na bok, Zrobił to bez stawiania żadnego oporu. Zacząłem zasysać się na płatku jego ucha, lizać je, aż w końcu wepchnąłem język do środka. Junho przeklął cicho, w końcu kończąc nasuwać na siebie prezerwatywę, ponieważ chwilę później wyczułem charakterystyczny nacisk na odbyt. Uniosłem wyżej nogi, obejmując nimi tułów partnera, który bez problemu wcisnął się do mojego wnętrza. Ostatni raz zassałem się na jego uchu, zanim wypuściłem siedemnastolatka, by mógł mi się odwdzięczyć. Obróciłem głowę w stronę lustra, przesunąłem nogę, by odsłonić puchaty ogonek wystający spomiędzy pośladków Junho, który pośpiesznie ruszał biodrami, wywołując liczne jęki z gardeł. Śliski język wsunął się do mojego ucha, a kropelki potu powoli znaczyły nasze ciała.

Ułożyłem prawą rękę na piersi Junho, zakrywając pozostawiony tam napis i wyczuwając szybko bijące serce. Lewą rękę docisnąłem do mojego podbrzusza dokładnie w tym miejscu, w którym głęboko w środku czułem w sobie ukochanego.

– Kocham cię – powiedziałem po raz kolejny, podziwiając w lustrze, jak nasze ciała idealnie do siebie pasują. – Kocham cię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top