5 | coming out
Doskonale pamiętałem dzień, w którym zdecydowałem się wyjść z szafy. Był to zarazem najpiękniejszy i najgorszy dzień w moim życiu, chociaż zaczął się, jak każdy inny. Wstałem rano do szkoły, spędzając sporo czasu przed lustrem, aby wyglądać jak najlepiej, kiedy po raz kolejny zobaczę się z Siwoo na szkolnym korytarzu. Zjadłem śniadanie z rodzicami, pobiegłem na autobus, a pod budynkiem liceum czekał już na mnie Hayoon. Ucieszyłem się na jego widok, bo w tamtym czasie miał problemy rodzinne i zdarzało mu się nie przychodzić do szkoły, ale tamtego dnia uśmiechnął się do mnie ciepło, pozwalając przytulić się na powitanie.
Zajęcia dłużyły się niesamowicie, właściwie dokładnie tak samo, jak zawsze, a ja myślami byłem daleko od nich, nie potrafiąc znieść świadomości, że mój ukochany jest gdzieś w tym budynku, niedaleko mnie, i już za chwilę będę mógł się z nim zobaczyć. Dzwonek na przerwę był niczym zbawienie; wybiegłem z sali lekcyjnej jako pierwszy, by z szerokim uśmiechem pobiec do miejsca, gdzie ostatnimi czasy spędzałem każdą wolną chwilę w szkole... Czasami zdarzało się, że spędzałem tam też te mniej wolne chwile.
Ostatni raz posmarowałem usta kradzioną, truskawkową, przezroczystą pomadką, cmokając nimi głośno, a mój wzrok wypatrywał znajomej sylwetki, która niedługo powinna wyłonić się zza schodów, by wraz ze mną schować się w niewielkiej szczelinie pod nimi, gdzie na lekcjach niektórzy chowali się, by palić elektroniczne papierosy. Siwoo tego dnia wyglądał niesamowicie, sprawiając, że moje serce zadrżało niewyobrażalnie szybko, nawet szybciej niż skrzydła kolibra. Z uśmiechem na ustach, pokazując mi swoje różowe dziąsła, wcisnął się w wąską przestrzeń tuż przy mnie, od razu chwytając wąską talię dużymi dłońmi.
– Cześć – przywitał się, pozwalając moim krótkim palcom przylgnąć do materiału jego koszuli z logiem szkoły i pognieść go delikatnie na wysokości klatki piersiowej.
– Cześć, hyung – odpowiedziałem, czując, jak ciepło otula przyjemnie moje policzki i cały brzuch. – Jak ci się dzisiaj spało?
– Kiepsko – wyznał. – Nie mogłem zasnąć, ponieważ ciągle myślałem o tobie.
Delikatnie zagryzłem dolną, mięsistą wargę, czując, że zaczynam rumienić się jeszcze bardziej, a mój wzrok tylko na krótką chwilę oderwał się od ciemnych oczu ukochanego. Dostrzegłem kilka osób, które przeszły obok, wbiegając na schody i nie zwracając na nas większej uwagi. Zacisnąłem odrobinę mocniej palce na mundurku Siwoo, z powrotem nawiązując z nim kontakt wzrokowy, i się uśmiechnąłem.
– A ja dobrze zasypiam, kiedy myślę o tobie – wyszeptałem, będąc całkowicie onieśmielonym bliskością ukochanego.
– Naprawdę? – dopytał, więc energicznie skinąłem głową. – O czym dokładnie myśli, kiedy myślisz o mnie przed snem?
Parsknąłem nerwowym śmiechem, przysuwając twarz bliżej ramienia chłopaka, zaciągając się przyjemnym zapachem jego skóry, który wręcz doprowadzał mnie do szaleństwa. Oparłem głowę na nim, wtulając się w ciało szatyna, sunąc nosem po jego szyi, a duże dłonie objęły mnie mocniej, pozwalając nam nacieszyć się bliskością. Właśnie to robiliśmy przez większość czasu, gdy zostawaliśmy względnie sami – czerpaliśmy radość ze swojej obecności i z rodzącego się między nami uczucia, chociaż żaden z nas jeszcze niczego nie zadeklarował.
– Wspominam – odpowiedziałem. – Przypominam sobie twój zapach, ciepło twojego ciała, brzmienie twojego głosu. Przywołuję obraz twojego uśmiechu i twoich oczu.
Zdarzało się też, że dotykałem swojego ciała, wyobrażając sobie, że robi to właśnie Siwoo, a kiedy dochodziłem, szeptałem jego imię, wijąc się w rozkoszy. Jednak o tym nie miałem zamiaru mu mówić.
– Minsu. – Odsunął mnie odrobinę od siebie, by z powrotem nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. – Jest coś, o co od dłuższego czasu chcę cię zapytać.
– Tak, hyung? – dopytałem, czując, jak moje serce po raz kolejny przyśpiesza, pędząc jeszcze szybciej niż przed chwilą, o ile w ogóle było to możliwe. – Co to takiego?
Teraz policzki starszego chłopaka, które zwykle były blade niczym kartka papieru, zaczęły przybierać rumiany kolor. Jego duża dłoń puściła moją talię, by powędrować na twarz, gdzie zaczęła delikatnie gładzić miękką skórę na wysokości kości policzkowej. Uśmiechnął się czule i z lekką niepewnością, którą okazywał tak rzadko.
– Zostałbyś moim chłopakiem? – zapytał. – Znamy się już pięć miesięcy i chyba naprawdę się lubimy, więc pomyślałem, że...
– Tak – przerwałem mu, nie potrafiąc się powstrzymać, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy, gdy kiwałem głową, jakbym był nienormalny. – Tak, zostanę.
– Jednak... Miałbym pewien warunek – wykrztusił z siebie, krzywiąc się lekko, przez co odniosłem wrażenie, że w ogóle nie ucieszyła go moja odpowiedź. – Nie chcę się ukrywać. Nie uważam, żeby nasze uczucie było w jakiś sposób gorsze. Nie chcę mówić wszystkim wokół, że jesteś tylko moim młodszym kolegą, kiedy znaczysz dla mnie znacznie więcej.
– Chcesz wyjść z szafy? – dopytałem.
– Jeśli ty tego chcesz.
– A jeśli nie chcę, to ze mną zerwiesz?
– Nie, Minsu – prawie krzyknął, będąc wyraźnie zestresowanym. – To wyszło, jakbym cię szantażował. Może zostać między nami tak, jak jest teraz, albo możemy zostać prawdziwą parą, jak każda para hetero. Cokolwiek postanowimy, nie odepchnę cię i nie będę do niczego zmuszał.
– Mógłbym się zastanowić? – spytałem. – Nie mam pewności, czy jestem na to gotowy. Zaskoczyłeś mnie, hyung.
– Oczywiście – odpowiedział, sięgając palcami do moich włosów, by pogładzić nimi blond kosmyki.
Wciąż wpatrywaliśmy się sobie w oczy, jakbyśmy nie widzieli świata poza naszą dwójką. Byłem tylko ja oraz Siwoo, zamknięci w mydlanej bańce, która nie przepuszczała do nas żadnego bodźca z zewnątrz, dopóki trwaliśmy w swoich ramionach. Czułem, że mógłbym spędzić całe życie, wpatrując się w ukochanego, wręcz pochłaniając go wzrokiem, że oddałbym wszystko, aby zostać przy nim już na zawsze, a jednocześnie tak bardzo się bałem.
Chciałem wyjść z szafy, wykrzyczeć całemu światu, że jesteśmy razem, że naprawdę obiekt moich westchnień odwzajemnił moje uczucia, chociaż uważałem, iż nie jest to możliwe. I wciąż się bałem. Bałem się moich własnych marzeń i pragnień, wiedząc, że mogą mieć one nieprzyjemne konsekwencje. Ten medal miał dwie strony, pierwsza z nich była piękna, wręcz niewiarygodnie cudowna, druga była przerażająca i pełna cierpienia. Wiedziałem, że ten kraj jest nietolerancyjną dziurą, że wiele osób, które mnie otaczają, zacznie pluć jadem w moją stronę tylko za to, że zamiast kobiet kocham mężczyzn.
Jednak czy nie będzie warto znosić tego wszystkiego dla Siwoo?
Cały budynek wypełnił dzwonek, który rozbrzmiał zupełnie nagle, przez co moje wszystkie mięśnie się spięły. Chłopak zaśmiał się cicho, widząc, iż się wystraszyłem, czym zasłużył sobie na lekkiego kuksańca w ramię. Złapał się za bolące miejsce, udając, że uderzyłem go znacznie mocniej, niż zrobiłem to naprawdę, i roześmiał się kolejny raz, widząc, jak przewracam oczami.
– Będę szedł na zajęcia, hyung – odezwałem się, nie potrafiąc nie odwzajemnić jego słodkiego uśmiechu. – Nie chcę się spóźnić.
Odsunąłem się od niego, wynurzając z naszego zakamarka, w którym zwykliśmy się chować przed wzrokiem innych uczniów, ale ręka chłopaka złapała mój nadgarstek, nie pozwalając mi odejść.
– Zaczekaj... – powiedział, ciągnąc mnie z powrotem w swoim kierunku. Zerknąłem na niego zaskoczony, marszcząc delikatnie brwi, jednak nim zdołałem zapytać, otrzymałem moją odpowiedź.
Wargi szatyna przycisnęły się do moich, składając na nich czuły, nieśpieszny pocałunek, a dreszcze szczęścia oraz rozkoszy wstrząsnęły moim ciałem, wydobywając z gardła niekontrolowany pomruk przyjemności. Ponownie wymacałem opuszkami palców materiał koszuli Siwoo, gniotąc go, kiedy zacisnąłem dłoń w pięść i pogłębiłem nasz pocałunek, rozchylając delikatnie wargi. Język ukochanego wkradł się do wnętrza moich ust, by spotkać się tam z drugim językiem, delikatnie muskając go końcówką. Był śliski, mokry i cholernie przyjemny.
– Hyung – wykrztusiłem z siebie, gdy chłopak odsunął się ode mnie zdecydowanie zbyt szybko. Moje policzki płonęły, usta mrowiły przyjemnie, a w brzuchu szalało stado motyli, które wręcz wirowały w moim wnętrzu niczym nieokiełznany huragan. Zapragnąłem krzyczeć oraz płakać ze szczęścia, ponieważ właśnie przeżyłem swój prawie pierwszy pocałunek.
Prawie, bo raz pocałowałem się z Hayoonem w drugiej klasie gimnazjum, kiedy wpadliśmy na głupi pomysł opanowania sztuki pocałunku za swoją pomocą. Obaj obiecaliśmy, że nigdy o tym nie wspomnimy, jakby ta sytuacja nie miała w ogóle miejsca.
Siwoo ściągnął brwi, oblizując i smakując własne wargi, a następnie spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Dlaczego smakujesz jak moja zgubiona pomadka do ust? – zapytał, przyglądając się mi uważnie.
– Naprawdę? To ciekawy zbieg okoliczności... – mruknąłem, wymuszając na sobie koślawy uśmiech, a skradziony przedmiot zaczął ciążyć w mojej kieszeni.
– Minsu, czy ty...?
– Zgadzam się! – krzyknąłem, umyślnie mu przerywając. – Wyjdźmy razem z szafy!
***
Moja dolna warga drżała w niekontrolowany sposób, a łzy mieszały się z wodą i proteinowym shakiem na twarzy. Kurczowo zaciskałem palce lewej dłoni na brzegu porcelanowej umywalki w szkolnej łazience, drugą wciąż nabierałem przezroczystej cieczy z odkręconego kranu, by nieudolnie próbować oczyścić się z napoju. Czułem się naprawdę okropnie! Chyba nikt nigdy mnie tak nie poniżył!
Czym innym były słowa, które często padały z ust moich agresorów. Ich dziecinne, homofobiczne teksty i uwagi mogły urazić wiele osób, ale nie mnie, ponieważ ja znałem swoją wartość i byłem absolutnie pewny, że moja miłość do Siwoo nie jest w żaden sposób gorsza od miłości do jakiejś kobiety. Teraz jednak było inaczej, biała papka skleiła włosy i ubrania, sprawiając, że wyglądałem, jakby zwrócił na mnie olbrzymi niemowlak. Brązowe cienie do powiek mieszały się z podkładem i spływały wzdłuż policzków aż do brody, tworząc brzydkie smugi.
Głośny szloch, którego nawet nie próbowałem powstrzymać lub przynajmniej częściowo nad nim zapanować, odbijał się od kafelków pokrywających ściany łazienki. Jego echo powracało do mnie, przedzierając się przez panującą dookoła ciszę. W końcu było już po dzwonku, więc każdy udał się na lekcje i tylko ja, żałosny, znienawidzony przez całą szkołę gej, zamiast do sali udałem się w to miejsce.
– Kurwa mać – wykląłem pod nosem, ale gdy te ciche słowa wypełniły puste pomieszczenie, przestałem się hamować: – Głupi gówniarz oblewa mnie swoim napojem! Jestem od niego o dwa lata starszy! Jak on śmiał?! Pieprzony sukinsyn! Zabiję cię, Junho, przysięgam ci to!
Prawie podskoczyłem, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się dość gwałtownie, a w progu stanął nieznajomy mi chłopak. Otworzył szeroko oczy, przyglądając się mi, zapewne dochodząc do wniosku, że wyglądam żałośnie, po czym się odezwał:
– Ja... chciałem się... odlać – wydukał, nie zbliżając się do mnie nawet o krok.
– Myślisz, że skoro jestem gejem, to chcę patrzeć na twojego fiuta? – zapytałem, a jego twarz momentalnie przybrała odcień purpury.
– Umm, ja...
– Wypieprzaj stąd – mruknąłem, widząc, że chłopak ewidentnie się mnie boi. – No już!
Drzwi za nim zamknęły się z hukiem, kiedy wystraszony drugo- lub pierwszoklasista uciekł z łazienki, ponownie zostawiając mnie samego. Od razu wybuchnąłem jeszcze większym szlochem niż wcześniej, przypominając sobie te wszystkie razy, kiedy to mnie wyrzucano z łazienki, nie pozwalając mi skorzystać z niej przy innych. Naprawdę uważali mnie za męską dziwkę, która leci na każdego penisa, a przecież nawet nie byłem nimi zainteresowany. Już na samym początku liceum moje serce zostało skradzione przez Siwoo i żaden inny mężczyzna, nieważne jak bardzo byłby przystojny, dla mnie nie istniał.
Wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni w spodniach, korzystając z tego, że ani on, ani ona, nie zostali zalani shakiem. Nie miałem zamiaru zostać w szkole ani uciekać z podkulonym ogonem, jeszcze bardziej się upokarzając, przemierzając miasto w takim stanie. Nie chciałem też niepokoić mojego chłopaka, ponieważ musiał wyjechać, a ja nie chciałem, żeby miał wyrzuty sumienia, iż zostawia mnie w tym piekle, które po jego odejściu stało się jeszcze gorsze. Właśnie dlatego wybrałem numer jedynej osoby, przy której zawsze mogłem okazywać moją słabość.
– Halo? – Usłyszałem głos Hayoona lekko zniekształcony przez aparaturę telefonu. – Hej, Minsu, miałem ci odpisać, ale zasnąłem. Jestem chory i... Minsu? – urwał, słysząc mój narastający szloch.
– Ha, potrzebuję pomocy – załkałem do telefonu, już zupełnie się rozklejając. Puściłem umywalkę i upadłem na ochlapaną, zimną podłogę, podwijając nogi pod brodę i zwijając się w mały, drżący od płaczu kłębek. – Oni mnie tak upokorzyli... Nienawidzą mnie... Nie mogę iść na lekcje, nie mogę wrócić do domu... Pomóż mi, błagam!
– Min-Min, kluseczko moja – westchnął, nazywając mnie czule. – Słuchaj, już schodzę na dół, żeby wysłać po ciebie szofera, zadzwoni, jak będzie pod szkołą, zabierze cię do mnie. Trzymaj się, dobrze?
– Niech się pośpieszy – załkałem przez łzy do słuchawki. – Potrzebuję cię, Ha, bardzo cię potrzebuję. Już nigdy mnie nie zostawiaj.
– Oczywiście, przepraszam – odpowiedział, chociaż choroba wcale nie była jego winą i nie powinien za nią przepraszać. – Przyrzekam, że nigdy cię nie zostawię samego, Min-Min. Nie pozwolę im cię więcej krzywdzić!
Jeszcze przez kilka minut nie rozłączaliśmy się, gdy wciąż płakałem, a Hayoon próbował uspokoić mnie ciepłymi słowami.
Musiałem wierzyć, że wszystko będzie dobrze i że przeżyję ten niecały rok bez Siwoo trwającego przy moim boku na każdej przerwie. Bez Siwoo czekającego na mnie w domu...
***
Przyjaciel nie miał żadnych oporów przed przytuleniem mnie, kiedy wysiadłem z samochodu. Nie przejmował się tym, jak wyglądałem i że byłem brudny od mieszanki proteinowej. Jego duże ramiona otoczyły moje drobne ciało, które wciąż delikatnie drżało przez wcześniejszy płacz, a moje małe dłonie zacisnęły się w pięści na materiale miękkiej bluzy na jego plecach, gdy wtulałem twarz w obojczyk Hayoona. Byłem wielkim szczęściarzem, mając takiego przyjaciela, wiedziałem o tym od dawna, ale nigdy nie podziękowałem mu wprost za to, że po prostu jest, że pomaga mi mierzyć się ze złem tego świata i że dba o mnie najlepiej, jak potrafi.
– Co oni ci zrobili, Min-Min? – westchnął, kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, a on spojrzał na moją twarz będącą teraz w opłakanym stanie. – Czy ty masz na sobie wymiociny niemowlaka?
Mimowolnie uśmiechnąłem się do niego, słysząc dokładnie takie samo porównanie, jakie pojawiło się w mojej głowie. Przyjaciel również uniósł kąciki ust do góry, prowadząc mnie do środka.
To nie był pierwszy raz, kiedy byłem u Hayoona w domu, ale zawsze czułem się tak samo nieswojo, gdy przekraczałem próg posiadłości państwa Jin. Biały dwupoziomowy dom z basenem w ogrodzie, gosposią przemierzającą wszystkie pomieszczenia ze zmiotką do kurzu oraz małym pomeranianem wiecznie śpiącym na łóżku z baldachimem mojego przyjaciela – właśnie tak wspominałem to miejsce. Hol był dość spory, a pierwszą rzeczą, która wrzucała się w oczy, były zakręcone schody zaczynające się prawie na środku pomieszczenia, prowadzące na piętro, gdzie właśnie zmierzaliśmy. Wiedziałem, że na parterze znajduje się jeszcze kuchnia, salon z dwiema kanapami obitymi białą skórą i szklanym stolikiem oraz jadalnia z ogromnym stołem, chociaż nikt przy nim nie jadał, ponieważ rodzice Hayoona większość czasu spędzali zajęci pracą, a sam Ha preferował jeść w swoim pokoju.
To pomieszczenie znałem najlepiej. Prowadziły do niego pierwsze drzwi po prawej na piętrze, zwykle zamknięte na klucz, by nie pozwolić gosposi sprzątać w środku pod nieobecność chłopaka, naruszając tym samym jego prywatność. Prawie połowę pokoju zajmowało wielkie, dwuosobowe łóżko, zazwyczaj zaścielone białą lub szarą pościelą i z sześcioma poduszkami, z czego trzy należały do Tantana, który właśnie merdał na nas ogonem, leżąc wśród nich samotnie. Delikatny, zwiewny baldachim był przywiązany grubymi, czarnymi pasami do drewnianej, pokrytej białym lakierem ramy. Stojące po przeciwnej stronie narożne biurko było zawalone książkami, zapisanymi kartkami, ubraniami, a nawet bielizną, pod którą z pewnością zakopany był MacBook oraz iPad, a na ścianie wisiał duży, płaski telewizor, na którym często oglądaliśmy Netflix'a. Tuż przy trzydrzwiowej, przesuwanej szafie z lustrem znajdowały się przeszklone drzwi prowadzące na niewielki, zaokrąglony balkon, gdzie w ciepłe dni zwykliśmy pijać zimne napoje, wygrzewając się na słońcu po pokryciu swoich ciał sporą ilością kremów chroniących przed jego szkodliwością.
Dawno tutaj nie byłem, jednak nie zmieniło się zbyt wiele. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo zaniedbałem przyjaciela, od kiedy poznałem Siwoo, poświęcając partnerowi znaczną większość wolnego czasu. Zamiast do Hayoona zacząłem przychodzić do mojego chłopaka, by nacieszyć się bliskością ukochanego, ale przecież Ha też kochałem. W zupełnie inny sposób, ale nie był dla mnie mniej ważny niż Siwoo. Naprawdę był wspaniałym przyjacielem, skoro nawet nie wypomniał mi mojego samolubnego zachowania.
– Moje ciuchy będą trochę na ciebie za duże, ale lepsze to, niż te wymiociny, które masz na sobie – odezwał się, podchodząc do szafy, by wygrzebać z niej kilka czystych ubrań, kiedy ja głaskałem psa po puchatej głowie. – Pewnie będziesz chciał się wykąpać, zaraz poproszę panią Choi, żeby przyniosła ci jakiś czysty ręcznik. Jesteś głodny?
– Nie jestem w nastroju na jedzenie – odpowiedziałem, podchodząc do przyjaciela, by wziąć od niego czarne, materiałowe spodnie, pozornie zwykłą, białą koszulkę i zakładaną przez głowę bluzę z napisem Supreme. – Dziękuję. Jak ty się czujesz?
– Hmm?
– Mówiłeś, że jesteś chory.
– Ach... – westchnął, kiwając powoli głową, i odwrócił ode mnie wzrok, co oznaczało, że kłamie. Znałem go zbyt dobrze, aby udało mu się wprowadzić mnie w błąd. – Wziąłem leki i jest już lepiej.
– Na pewno? – dopytałem, z powrotem przyciągając jego spojrzenie.
– Tak – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. – Jest dużo lepiej. Zaczekaj w łazience, ja zawołam gosposię, żeby przyniosła ręcznik i wzięła twój mundurek do prania.
– Dziękuję.
Czułem się o wiele lepiej, kiedy ciepła woda spływała po moim ciele prosto z deszczownicy. Blond włosy odgarnąłem do tyłu, po tym, jak wtarłem w nie sporą ilość szamponu Hayoona, a spięte mięśnie powoli rozluźniały się coraz bardziej, pozwalając mi odreagować wydarzenia ze szkoły. Zaciskałem mocno powieki, lewą ręką opierając się o ścianę pokrytą piaskowymi kafelkami, drugą dłoń trzymałem na sterczącym członku, suwając nią pośpiesznie wzdłuż jego długości. Wargi były rozchylone, a spomiędzy nich uciekał przyśpieszony oddech, kiedy byłem coraz bliżej orgazmu.
W moich wyobrażeniach tuż za mną stał Siwoo, obejmując moje ciało czule, i to właśnie jego dłoń zaciskała się na moim penisie, sprawiając mi słodką przyjemność. Wyobrażałem sobie, jak odsłonięta, zaróżowiona żołądź ociera się o pośladki, pragnąc wkraść się do wnętrza, jak głos chłopaka podrażnia moje ucho, szepcząc do niego słodkie lub sprośne słowa, a następnie wsuwa wilgotny, śliski język prosto do niego.
Zgiąłem paliczki, boleśnie wciskając opuszki w twardą strukturę gładkich płytek, kiedy doszedłem, tłumiąc w sobie wszelkie dźwięki. Biała sperma wystrzeliła z mojego członka, pokrywając ścianę przede mną, a ostatni głęboki i głośny oddech uciekł spomiędzy warg. Odsunąłem się od ściany, czując najprawdziwszą ulgę po pozbyciu się narastającego napięcia w moim ciele, więc na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Seks zawsze poprawiał mi nastrój i sprawiał, że najgorsze dni stawały się lepsze. Przez te kilka chwil przyjemności, wszystko, co złe, odchodziło w zapomnienie, przypominając mi, że życie ma też pozytywne aspekty. Masturbacja nie była tak dobra, jak stosunek z Siwoo, ale teraz musiała mi wystarczyć, będąc tymczasowym substytutem.
Starannie spłukałem spermę ze ściany, dla pewności myjąc ją jeszcze żelem pod prysznic o słodkim, winogronowym zapachu, a następnie w końcu wyszedłem na kremowy, puchaty dywanik, gdzie moim ciałem wstrząsnął dreszcz wywołany otaczającym mnie zimnem. Zacząłem wycierać włosy podarowanym ręcznikiem, jeszcze bardziej czochrając i plącząc i tak zniszczone kosmyki, zatrzymując się przed wbudowaną w szafkę umywalką, nad którą wisiało spore, podświetlane lustro. Z mojej twarzy na szczęście zniknęły już brązowe smugi po rozmazanych łzami cieniach do powiek, sprawiając, że wyglądałem odrobinę lepiej, chociaż wciąż pod oczami miałem przebarwienia i lekkie worki po intensywnej nocy.
Wsunąłem na siebie ubrania Hayoona, chociaż nogawki spodni ciągały się po ziemi, a moje dłonie ginęły w rękawach bluzy. Nie przeszkadzało mi to, a nawet w tym wydaniu czułem się zaskakująco dobrze, w końcu odkładając na bok ciasne, dopasowane ubrania, które opinały moje odstające pośladki, podkreślając seksowne kształty. Przysunąłem materiał do twarzy, zaciągając się zapachem przyjaciela, i z uśmiechem na ustach wyszedłem wpierw na korytarz, by ostatecznie dotrzeć do pokoju Ha, zastając go śpiącego na łóżku.
Leżący w jego objęciach Tantan zaczął merdać ogonem na mój widok, wpatrując się we mnie szczenięcymi oczami, a równomierny, głęboki oddech przyjaciela rozwiewał jego futerko na puchatej głowie, łaskocząc delikatnie jedno ze sterczących uszu. Podszedłem do rozkosznej dwójki, na czworakach wchodząc na miękki materac, niechcący budząc Hayoona, który delikatnie uchylił powieki, będąc wpół przytomnym.
– Śpij, Ha – szepnąłem do niego, układając się na łóżku tuż obok przyjaciela.
Chłopak z powrotem zamknął oczy, unosząc rękę, żeby móc mnie przytulić, zachęcając, bym przysunął się bliżej. W ten sposób nasze nogi splotły się ze sobą, a mały pomeranian, który został otoczony naszymi ciałami, również opuścił powieki, aby ponownie zasnąć, ciesząc się bliskością swojego ukochanego właściciela. Moje czoło przycisnęło się do czoła Hayoona, a oddech mieszał z oddechem, kiedy objąłem jego wąską talię, szybko, zapewne przez niewyspanie i zmęczenie, zapadając w sen, w którym ktoś przyjemnie musnął moje wargi, składając na nich motyli pocałunek, i szeptem życzył mi słodkich snów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top