48 | someone i love
Lipcowe temperatury zawsze dawały mi się we znaki, ścigając się z sierpniem o bycie jak najuporczywszym miesiącem. Leżałem na podłodze w salonie, wachlując się zeszytem od języka koreańskiego i wbijając puste spojrzenie w biały sufit. Co jakiś czas powieki przymykały się sennie, a następnie otwierały z coraz większym trudem. Zazwyczaj wybudzał mnie palec Junho, który wbijał się w moje udo, czasami z zasady, czasami dlatego, że młodszy chłopak miał pytanie odnośnie do rozwiązywanego zadania z fizyki. Na kanapie siedziała matka, której krótkie palce z czerwonymi paznokciami uderzały prędko w przyciski laptopa. Dzisiaj wyjątkowo wcześnie wróciła do domu, tłumacząc się, iż ojciec postanowił zmienić się w gbura i doprowadzać ją do szału. Dlatego zwinęła swoje rzeczy z pracy i stwierdziła, że dokończy wykonywać obowiązki zdalnie z domu, a jako współwłaściciel nie musiała nikogo pytać o zgodę. W ten sposób skończyliśmy we trójkę, dzieląc się cierpieniem najgorętszego dnia od czasu rozpoczęcia się przerwy letniej, a ponoć sierpień miał jeszcze bardziej nas wymęczyć.
– Mózg mi się przegrzewa – westchnąłem, nie mając już siły, by utrzymywać w górze rękę z zeszytem, który stawał się coraz cięższy. – Zróbmy sobie dzisiaj wolne.
– Minęła połowa lata, a my wciąż mamy pełno nauki, hyung – mruknął Junho, sięgając po leżącą na stoliku szklankę z wodą i lodem.
– Czemu nie byłeś tak pilnym uczniem przed końcem semestru?
– Musiałem skupić się na treningach bokserskich – odburknął, wyraźnie urażony moją złośliwością. Mimo to odwzajemnił uśmiech, który mu posłałem.
Przekręciłem się na podłodze, by wyjrzeć przez okno na bezchmurne niebo – nawet deszcz nie był dzisiaj dla nas łaskawy, pozwalając podziwiać nieskazitelny błękit. Tylko delikatny wiatr rozwiewał ciemnobrązowe zasłony w oknach.
– Pojechałbym nad morze – marudziłem dalej, czując się źle z tym, że jako jedyny się obijam. – Słońce już nie jest tak ostre, a woda musi być przyjemnie nagrzana po całym dniu.
Wiedziałem, że przyciągnąłem spojrzenia pozostałej dwójki, chociaż nawet na nich nie patrzyłem. Skupiałem się na obserwowaniu czarnej plamki, która wzbiła się w powietrze z dachu sąsiedniego bloku. Zazdrościłem ptakom, że potrafiły latać. W pomieszczeniu zapanowała dłuższa chwila ciszy, nawet palce matki przestały stukać o klawiaturę, jakby czas nagle się zatrzymał. Gdyby nie przecinająca niebo plamka, naprawdę byłbym w stanie w to uwierzyć. Zupełnie nagle trzasnął ekran od laptopa, który został niespodziewanie zamknięty. Zerknąłem na kobietę; właśnie odkładała białe, matowe urządzenie na blat stolika kawowego, o który do tej pory opierała stopy. Jej czoło błyszczało się od drobinek potu. Wszyscy nam mówili, że jesteśmy do siebie bardzo podobni, chociaż ja nie potrafiłem dostrzec tego podobieństwa.
– Wezmę arbuza z lodówki i możemy jechać – obwieściła.
– Tak! – krzyknąłem, podrywając się z podłogi w przypływie euforii. – Zamykaj te zeszyty, Junnie!
Chłopak z nieukrywanym zaskoczeniem spoglądał to na mnie, to na moją matkę.
– Nigdy nie byłem nad morzem, to chyba z godzina drogi...
– Tym bardziej musimy jechać! – Wciąż mówiłem za głośno przez wypełniającą mnie radość. – Pożyczę ci jakieś gacie i jesteśmy gotowi.
Z tej perspektywy mogłem bez problemu przyglądać się jego czarnym odrostom, które zmieniały się w brązowe włosy, pozbawione już truskawkowego odcienia. Nie lubiłem ich oglądać, ponieważ uświadamiały mi upływ czasu, a ja nie chciałem, by przerwa letnia się kończyła. Bałem się powrotu do szkoły i ponownego spotkania z Seho oraz jego bandą debili, do której należał mój chłopak. Bałem się również spotkać z Hayoonem. W końcu nie wiedziałem, jak były najlepszy przyjaciel i narzeczony zamierza zachowywać się w moim towarzystwie. Może będzie mnie unikał, a może będzie chciał odbudować naszą relację. Nie byłem pewny, co byłoby gorsze i sprawiłoby nam więcej bólu. Żałowałem, że nasze lata przyjaźni doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Kiedyś byliśmy w stanie zrobić dla siebie wszystko, teraz nie odzywaliśmy się do siebie od jakichś dwóch miesięcy.
Junho posłusznie chwycił moją wyciągniętą dłoń, gdy pomagałem mu podnieść się z podłogi. Odłożył zeszyty na fotel, o który wcześniej opierał plecy, i pozwolił zaprowadzić się do mojego pokoju. Znał już zakamarki tego mieszkania prawie tak dobrze, jak ja. Przez ostatni miesiąc przebywał tutaj właściwie codziennie, a ja przez ostatni miesiąc nie przespałem w moim łóżku żadnej nocy. Chciałem, aby ten nieoficjalnie zawarty układ trwał wiecznie; zdążyłem nawet polubić niewygodny materac Junho, który leżał bezpośrednio na podłodze. Przynajmniej nie musieliśmy się martwić skrzypiącą ramą łóżka.
Zgarnęliśmy ciuchy na zmianę, ręczniki, koc plażowy oraz kremy z filtrem UV i byliśmy gotowi. Ruszyliśmy radośnie za moją matką prosto do czarnego Mercedesa, a klimatyzacja buchnęła w nas gorącym powietrzem, którego nie zdążyła jeszcze schłodzić. Wrzuciliśmy dwie torby do bagażnika, usadziliśmy się wygodnie na tylnych siedzeniach, zapieliśmy pasy, o co upomniał się kierowca, a następnie wyjechaliśmy na prawie puste ulice. W końcu był środek tygodnia i większość ludzi wciąż była w pracy. To dawało nam nad nimi przewagę w dotarciu na piaszczystą plażę. Gdy tylko włączyliśmy się do ruchu, zsunąłem ze stóp sandały i ułożyłem nogi na kolanach młodszego chłopaka, który z uśmiechem zaczął gładzić moje łydki, przyjemnie podrażniając porastające je, jasne włosy.
Od początku naszej znajomości był bardzo pewny siebie, wiedział, że mi się podoba i sprawnie to wykorzystywał. Teraz zdążył nabrać również doświadczenia w intymnych sytuacjach, zamieniając się powoli w bestię. Mogłem śmiało powiedzieć, że stworzyłem potwora. Chociaż zamiana ról, które instynktownie przypisaliśmy sobie podczas naszego pierwszego razu, wciąż nie doszła do skutku, Junho nie miał oporów przed używaniem prezentu, który dostał na randce w centrum handlowym. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
Gdy wróciliśmy do jego domu po naszej drugiej randce spędzonej na tarasie niedokończonego domu, wszystkie spięcia z poprzedniego dnia odeszły w niepamięć. Złożyliśmy sobie obietnice, które miały spleść nas ze sobą niczym przysięga małżeńska. To „małżeństwo" również zostało skonsumowane przez nas tej nocy. Spędziłem sporo czasu w łazience pod prysznicem, starannie zmywając z siebie pot oraz kurz z budowy, do tego musiałem przygotować się do seksu analnego. Kolejną rzeczą, która zajęła mi sporo czasu, było założenie na siebie niedawno zakupionych pasków. Opiąłem nimi ciasno talię oraz uda, a niewielka fałdka skóry naszła na ozdobę przy biodrach. Ścisnąłem ją, zastanawiając się, czy przypadkiem nie przytyłem ostatnio mimo intensywnych „ćwiczeń" z Junho. Stanąłem na palcach, by móc lepiej zobaczyć się w lustrze, ale na szczęście uda wyglądały zgrabnie, gdy jasną skórę przecinały ciemne pasy. To podbudowało moją pewność siebie, więc już śmielej zasłoniłem ciało szlafrokiem młodszego chłopaka i przemknąłem przez pogrążony w ciemności korytarz prosto do jego pokoju, uwalniając ciężką parę z niewielkiego pomieszczenia. Odnosiłem wrażenie, że spędziłem w nim całą wieczność.
W środku panował półmrok, wszystkie ściany oraz meble okrywało jednie światło z niewielkiej lampki na biurku pośród porozrzucanych zeszytów, książek i przyborów szkolnych. Materac był zaścielony i ku mojemu zaskoczeniu pusty. Jednak Junho posłusznie na mnie czekał, stojąc zupełnie nago i opierając się o ścianę przy biurku. Podobał mi się ten widok. Bardzo podobało mi się jego ciało. Twarde, gładkie z widocznie zarysowanymi mięśniami, kontrastem do figury sportowca była wciąż dziecięca twarz oraz szczenięce spojrzenie czekoladowych oczu.
– Będziesz na mnie zły, hyung – powiedział wtedy, a delikatne rumieńce na jego policzkach stały się znacznie intensywniejsze. Uniosłem w zaskoczeniu brwi, nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Pomyślałbym, że chłopak chce wyrzucić mnie za drzwi, ale przecież stał nagi, a ten stan na to nie wskazywał.
– Co się stało? – dopytałem.
Nie otrzymałem słownej odpowiedzi; chłopak drgnął, jakby przez chwilę zwątpił w to, czy na pewno chce się poruszyć, a następnie w końcu obrócił się do mnie tyłem, układając długopalczaste dłonie na ścianie. Teraz mogłem bez problemu dostrzec biały ogonek wystający spomiędzy jego pośladków. Pięknie prezentował się, idealnie współgrając z jasną skórą, znacznie bledszą niż ta, która okalała umięśnione plecy Junho. Zachichotałem cicho, robiąc to zupełnie mimowolnie, i zacząłem powoli podchodzić do chłopaka, rozwiązując szlafrok. Materiał opadł na podłogę, chwilę przed tym, jak zacisnąłem palce na miękkiej kuleczce, a następnie przesunąłem dłonie na twarde pośladki. Spomiędzy warg siedemnastolatka uciekło westchnienie przepełnione podnieceniem, więc zacząłem dotykać go z większą śmiałością. Suwałem dłońmi po odstających półkulach, a gdy mój członek stał się twardy, przeniosłem je na biodra chłopaka, pozwalając wrażliwej główce zastąpić krótkie palce. Przysunąłem wargi do łopatek partnera, ignorując czerwone ślady po moich paznokciach, którymi naznaczyłem chłopaka wczoraj, i zassałem się na skórze tuż przy niewielkim pieprzyku.
Odsunąłem się, dopiero kiedy z dumą mogłem przyjrzeć się malince w kształcie serca. Wtedy Junho oderwał się od ściany i obrócił do mnie przodem, pozwalając nawiązać nam kontakt wzrokowy. Nie trwał on jednak długo, ponieważ byliśmy bardzo spragnieni swoich warg. Słodkie cmoknięcia i pomruki zaczęły wypełniać pomieszczenie, gdy bez skrupułów wepchnęliśmy sobie języki do gardeł. Niestety tak dobrze zapowiadający się pocałunek nie potrwał długo, ponieważ chłopak chwycił mnie w talii, wyczuwając opinający ją pasek. Odsunął się ode mnie tak gwałtownie, iż uderzył potylicą o ścianę za sobą, a następnie przeklął głośno, krzywiąc się z bólu.
– Uważaj, głuptasie – skarciłem go, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu, chociaż osobie, którą darzyłem cieplejszym uczuciem, właśnie stała się krzywda.
– Nie było jej tam wcześniej – mruknął, próbując zażartować, i docisnął dłoń do obolałego miejsca.
– Daj, pocałuję i przestanie boleć. – Nie potrafiłem przestać chichotać.
Mimo to chłopak naprawę odsunął nas od niebezpiecznej ściany, a następnie pochylił się, jakby chciał mi się pokłonić. Wtedy przeczesałem z czułością jego truskawkowe włosy i zacząłem obcałowywać delikatnie całą głowę, szczerze pragnąc, by moje pocałunki naprawdę mogły przynieść mu ulgę. Junho już się nie prostował, złapał paski łączące opaski obejmujące moje uda z tym, który zaciskał się wokół talii, i pociągnął mnie mocno do siebie. Wydałem zduszony okrzyk, gdy przez chwilę byłem pewny, że upadniemy na podłogę, jednak na szczęście młodszy chłopak wylądował miękko na materacu, a ja rozkrokiem na jego kolanach.
– Och – mruknął, przymykając powieki i ściągając na krótką chwilę usta. – Ten ogon chyba wszedł głębiej, niż powinien.
Parsknąłem tak głośnym śmiechem, że ręka Junho musiała zasłonić mi usta. W końcu matka siedemnastolatka już spała i woleliśmy, by taki stan rzeczy pozostał. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogłem się uspokoić, sprawiając, że również na twarzy mojego chłopaka pojawił uśmiech pełen rozbawienia. Wyswobodził mnie kilka minut później, pozwalając, bym wsunął dłonie w jego rozjaśnione włosy, które wciąż delikatnie miały charakterystyczny zapach farby, a następnie wróciliśmy do całowania się z intensywnością. Uniosłem pośladki z kolan partnera, przylgnąłem ciałem do jego klatki piersiowej i mocniej ścisnąłem włosy oraz policzek, gdy unosiłem twarz Junho, żeby nie przerywać naszego pocałunku. Czułem, jak jego szczęka pracuje, kiedy oddawał mi każdą namiętną czułość, wpychając śliski język do wnętrza moich ust. Duże dłonie wędrowały od pasków na udach do paska w talii, po drodze zaciskając się na pośladkach lub wkradając głębiej, by przyjemnie podrażnić gorący otwór lub zwisające między nogami jądra.
Gdy odsunąłem się od ust chłopaka, potrzebując zaczerpnąć większej ilości powietrza, jego wargi od razu przyssały się do mojej szyi. Czułem, że zostawia na niej purpurowe ślady, nie chcąc być mi dłużnym, ale nie miałem nic przeciwko. Naznaczyłem go, więc i on mógł naznaczyć mnie, ponieważ teraz należeliśmy do tylko siebie. Chwilę później dumny z siebie Junho podziwiał dzieło, które pozostawił na moim ciele. Z czułością gładziłem go po głowie, zgarniając długie kosmyki za ucho i czekając, aż w końcu ponownie nawiążemy kontakt wzrokowy. Kiedy uniósł twarz, nareszcie zaszczycając mnie spojrzeniem ciepłych, czekoladowych oczu, moje serce wręcz się rozpływało. Czy bardzo byłem naiwny, marząc, aby przyglądały się mi w taki sposób aż do śmierci?
– Podasz lubrykant? – zapytał, wyrywając mnie z otchłani swoich oczu, w której się zatracałem. – Zacznę cię rozciągać.
Skinąłem głową, niechętnie podnosząc się z materaca, by przynieść bliżej buteleczkę z żelem oraz opakowanie z prezerwatywą. Uśmiechnąłem się.
– Truskawkowa – powiedziałem, machając różowym opakowaniem przed twarzą siedemnastolatka. Również się uśmiechnął.
– Idealna. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł użyć dzisiaj innej.
Szybko powróciłem na wcześniejsze miejsce, nigdzie nie czując się tak dobrze, jak w objęciach Junho. Jeszcze dłuższą chwilę sprawdzał moją wytrzymałość, wodząc palcami po skórze i pociągając za ciasno zapięte paski. Gdy w końcu wsunął palce do mojego wnętrza, westchnąłem z ulgą – tego właśnie potrzebowałem. Dokładnie w takich momentach czułem, że życie potrafi być piękne, ponieważ miałem przy sobie tego chłopaka, ponieważ kochaliśmy się ze wzajemnością i uprawialiśmy tę miłość. Czułem się bezpieczny, potrzebny, akceptowany i... kochany. Naprawdę kochany. Kiedy zostałem obrócony, opadłem miękko na materac, pozwalając różowym włosom rozsypać się na pościeli. Bez wahania przyjąłem Junho między nogami, przyglądając się, jak sprawnie naciąga prezerwatywę na sterczącego, grubego penisa, który już za chwilę miał stać się częścią mnie. Chłopak jednak nie był dla mnie łaskawy; pochylił się nisko i zaczął obcałowywać moje biodra, brzuch, ominął szeroko przyrodzenie, by przedostać się na uda. Tam zacisnął zęby na opinającym je pasku, szarpiąc za niego niczym dzikie zwierze, a następnie wsunął język między moją skórę a sztuczne tworzywo. Westchnąłem, czując się jak treser, który zamiast zapanować nad bestią, pozwolił jej całkowicie się zdominować. Pozwoliłbym mu się pożreć i jeszcze byłbym za to wdzięczny, bylebym nigdy więcej nie musiał czuć tego głodu wewnątrz mnie.
– Junho – jęknąłem błagalnie imię partnera.
Nie miał litości. Przeniósł się wyżej, żeby móc zacisnąć zęby na moim biodrze, początkowo ściskając nimi bladą skórę, jednak ta agresywna pieszczota szybko przemieniła się w czuły, wilgotny pocałunek. Następnie zassał się na kolczyku wbitym w różową, sterczącą brodawkę, kolejna była szyja, a wisienką na torcie zostało ucho, którego płatek wpierw został ugryziony, by za chwilę język sprawie wsunął się do przewodu słuchowego. Mocno zacisnąłem uda na tułowiu młodszego chłopaka, jakbym próbował przejąć nad nim kontrolę, jednak dzisiaj był zupełnie nieposłuszny. Nie był tym samym Junho, który właśnie przeżywał ze mną swój pierwszy raz. Zdążył nabrać już doświadczenia oraz pewności siebie, nie potrzebował moich szczegółowych instrukcji i miał swoje preferencje, którymi było doprowadzenie mnie na sam skraj szaleństwa.
– Chciałbym na każdym skrawku twojej skóry napisać, co do ciebie czuję, by nikt nawet nie próbował mi cię odebrać – wyszeptał, gdy wysunął język z mojego ucha. – Gdybyś był rzeczą, oddałbym własną duszę, by móc cię posiadać, ale co mam zrobić,
kiedy nią nie jesteś? Co mam zrobić, byś był tylko mój i nie myślał o innych?
Odsunął się, więc mogliśmy nawiązać kontakt wzrokowy. Przyglądałem mu się uważnie, zupełnie nie spodziewając się, że takie słowa padną z jego ust, a jednak rozbrzmiały miękko między nami. Powinienem udzielić mu odpowiedzi, zaradzić na jego problem, znaleźć rozwiązanie i bardzo chciałem to zrobić, jednak go nie znałem. Zdecydowałem się więc na szczerość.
– Nie wiem – powiedziałem, dostrzegając, jak kilka z tysięcy gwiazd w jego oczach gaśnie przez te słowa.
– Czy jest szansa, że kiedyś przestaniesz kochać Siwoo sunbae?
– Raczej nie, ale... Miłość ponoć jest nieograniczona, kochanie go nie sprawia, że nie mogę pokochać kogoś innego.
– Więc zawsze będę tym drugim?
– Dla mnie jesteś na pierwszym miejscu, ponieważ jestem tutaj właśnie z tobą.
To był idealny moment, żeby w końcu powiedzieć „kocham cię", a jednak żaden z nas tego nie zrobił. Zapewne Junho również zastanawiał się, czy wciąż byłby moim wyborem, gdybym naprawdę miał wybór. Gdyby po jednej stronie stanął on a po drugiej Siwoo i obaj wyciągnęliby w moim kierunku ręce, czyją dłoń bym chwycił i z którym bym odszedł? Czy bym żałował, czy odwróciłbym się za siebie?
Wciąż się nad tym zastanawiałem, gdy samochód mknął ulicami. Wysokie budynki miasta zostawiliśmy za sobą i zamieniając je na drogę szybkiego ruchu, zmierzając prosto w stronę morza. Dłoń Junho nieprzerwanie gładziła moje nogi, które wygodnie na nim ułożyłem, a na młodej twarzy widoczne było podekscytowanie spowodowane wyjazdem. Chociaż od tamtego dnia minął miesiąc, wciąż te dwa słowa nie padły między nami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top