46 | strawberry bunny
W mojej głowie pojawiło się w tym momencie dużo sprzecznych myśli. Nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Z jednej strony pragnąłem wytłumaczyć się Siwoo z tego, że byłem tutaj z innym chłopakiem i to trzymając go za rękę. Z drugiej strony wspomnienie mojego ostatniego spotkania z byłym partnerem prowokowało mnie do odejścia bez słowa i zgrywania obojętnego. Byłoby to bardzo niegrzeczne, ale pozwoliłoby mi zachować resztki godności. Przecież ile razy można gonić za tym samym facetem, a potem i tak go zdradzać, jakby w ogóle mi na nim nie zależało?
Zanim zdołałem podjąć decyzję, przy Siwoo pojawiła się Yubin, która również odnalazła mnie spojrzeniem. Jej oczy były tak podobne do oczu brata, któremu wcisnęła swój wafelek z trzema kulkami lodów. Prawie biegła, by wyminąć barierki i dostać się na drugą stronę pasażu do mnie i do Junho. Miała na sobie zwiewną sukienkę w duże, różowe kwiaty, chociaż kilka miesięcy temu twierdziła, że wyrosła z tego koloru i nie jest małą dziewczynką. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy była już blisko.
– Hej. – Tylko tyle zdążyłem powiedzieć, zanim pięta w sandale na koturnie uderzyła w moją stopę z taką siłą, że piskliwy jęk wydostał się z gardła.
Uniosłem nogę, łapiąc się za obolałe miejsce, a Junho, równie zaskoczony co ja, pomógł mi utrzymać równowagę.
– Jak mogłeś?! – krzyknęła, przez co ludzie dookoła zaczęli spoglądać w naszą stronę z zainteresowaniem. To by było na tyle z niezwracania na siebie uwagi i dyskretnego trzymania za ręce. – Mój brat płakał przez ciebie całą noc. Myślałam, że go kochasz, a ty... – Urwała, kiedy dobiegł do niej zmieszany Siwoo, zasłaniając młodszej siostrze usta ręką.
– Przepraszam za nią, nie powinna się wtrącać – powiedział, jednocześnie starając się nie upuścić lodów, gdy zaczęła się z nim szarpać.
– Ae on zwamaw si sewce – protestowała, wciąż próbując krzyczeć mimo zasłoniętych ust.
– Yubin, w tej chwili się uspokój – warknął na dziewczynę. – Ile ty masz lat? Mówiłaś, że jesteś już dorosła, a zachowujesz się jak dzieciak.
Dopiero po tych słowach poddała się w walce z bratem, wpatrując się we mnie pretensjonalnie.
– Jak studia? – zapytałem, stając na pulsującej z bólu stopie.
Siwoo spojrzał na mnie, ewidentnie nie spodziewając się przyjacielskiego pytania. W końcu przy naszym ostatnim spotkaniu z jego ust padły bardzo ostre słowa, a karton z moimi rzeczami został ciśnięty w ziemię. Palce Junho mocniej zacisnęły się na mojej dłoni.
– Dobrze – odpowiedział. – Mam przerwę i pierwszy wolny weekend w pracy, więc przyjechałem do rodziny.
– Umm – mruknąłem, nie mogąc już dłużej ignorować młodszego chłopaka, który chyba chciał połamać mi kości w śródręczu, przypominając o swoim istnieniu. – Tak w ogóle, to jest Junho. Junho, to jest Siwoo hyung, a to Yubin.
– Wiele o tobie słyszałem, sunbae – przywitał się zaskakująco miłym tonem.
– To zabawne, bo ja nie mam zielonego pojęcia, kim jesteś. – Siwoo nie był już tak uprzejmy.
Za to atmosfera była tak gęsta, że w powietrzu można było powiesić siekierę.
– Jestem chłopakiem Minsu.
– Straciłem już rachubę.
– Nie umiesz liczyć do trzech?
– Lepiej będzie, jak już pójdziemy – wtrąciłem się, czując, że im szybciej przerwę tę wymianę nieprzyjemności, tym mniej poleje się krwi. – Miło było cię zobaczyć, hyung – rzuciłem do Siwoo. – Ciebie również, Yubin.
Dziewczyna prychnęła, odwracając ode mnie wzrok, by wbić go w Junho.
– Nawet jeśli jesteś szalenie przystojny, to i tak cię nie lubię, oppa.
– Dziękuję. – Młodszy chłopak ruszył przed siebie, nawet się nie żegnając, a jego palce teraz czule gładziły moją dłoń, gdy szedłem za nim.
Byłem pewien, że to koniec, nawet się ciesząc, że oprócz mojej stopy nie było żadnych poszkodowanych, kiedy usłyszałem głos Siwoo za plecami:
– Dobrze, że nie jesteś już z Hayoonem. – Odwróciłem się, więc spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałem w nich żal, tęsknotę i miłość. – Miał na ciebie zły wpływ. Obyś tym razem trafił lepiej.
Junho nie dał mi szansy odpowiedzieć, nie mając zamiaru się zatrzymywać. W ten sposób te słowa stały się naszym pożegnaniem. Znowu zapanowało milczenie, którego żaden z nas nie przerywał, pogrążony we własnych myślach. Przeżywałem przed chwilą odbytą rozmowę wciąż i wciąż na nowo. Wjechaliśmy ruchomymi schodami na trzecie piętro, gdzie głodni i spragnieni ludzie mogli przebierać w rozmaitych restauracjach; od tradycyjnej koreańskiej kuchni, poprzez sushi, pizzerie i stoiska z fast foodami po lody oraz kawiarnie. Ruszyliśmy w stronę zielonego logo, znajdującego się kilka metrów przed nami. Dopiero wtedy zdecydowałem się spojrzeć na chłopaka, dostrzegając, że jego uszy były całe czerwone.
– Jesteś zły? – zapytałem.
– Musiałeś być dla niego taki miły?
– Jesteś zazdrosny. – Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, gdy przewrócił oczami.
– Bo wiem, że wciąż go kochasz.
– Ale jestem z tobą i mam dla ciebie prezent, który dostaniesz, jak będziesz grzeczny.
– Ach, więc teraz próbujesz mnie przekupić.
– Kupiłem go przed spotkaniem Siwoo, mój napakowany kangurze. Możesz już przestać wypinać tak cycki.
Junho zachichotał, jeszcze bardziej wypinając umięśnioną klatkę piersiową.
– Biłbym się o ciebie – powiedział, puszczając moją rękę, by zwinąć dłonie w pięści. Zaczął śmiesznie skakać, uderzając powietrze, jakby był na ringu. – I wygrałbym.
– Szalenie przystojny, silny i skromny – zaśmiałem się. – Scenkę z damą w opałach możemy odegrać później. Jaką chcesz kawę?
– Zimną i słodką.
– To bardzo precyzyjna odpowiedź – sarknąłem, zatrzymując się na końcu pięcioosobowej kolejki, i wbiłem spojrzenie w listę z oferowanymi napojami.
– Uwielbiam z tobą rozmawiać.
– Czy to też był sarkazm?
– Nie. – Spojrzał na mnie szczenięcymi oczami. – Uwielbiam cię, hyung.
– Nie mów mi rzeczy, przez które mam ochotę cię pocałować, kiedy jesteśmy w miejscu publicznym.
Kolejka przemieszczała się dość sprawnie, a gdy składaliśmy zamówienie, Junho trzy razy zmieniał zdanie, nie mogąc się zdecydować, którą mrożoną kawą chciałby uczcić dzisiejszy dzień. Ostatecznie dostaliśmy dwa duże napoje z górą bitej śmietany na wierzchu. Chłopak od razu zassał się na słomce, a z jego gardła wydobył się pomruk zadowolenia, gdy przełknął pierwszy łyk. Znaleźliśmy pustą ławkę przy szklanych barierkach, gdzie z góry mogliśmy podziwiać fontannę na parterze.
– Kiedy dostanę prezent? – Pierwszy przerwał milczenie.
– Nie przy ludziach.
Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust wyżej od drugiego.
– Mam się bać?
– Może...
Zaśmialiśmy się, a następnie z powrotem skupiliśmy na piciu kawy.
Próbowałem nie myśleć o Siwoo, jednak moje myśli wciąż powracały do mojej pierwszej miłości. Jego twarz pojawiała się przed oczami, gdy tylko przymykałem powieki. Nie potrafiłem odepchnąć od siebie wspomnienia spojrzenia, którym zostałem obdarowany na pożegnanie, ponieważ widziałem w jego oczach to, że wciąż mnie kocha. Ja też go kochałem i bardzo chciałem się do niego przytulić, pocałować, poczuć tak, jak wcześniej. Jednak nawet jeśli bym to zrobił, nigdy nie byłoby już tak, jak na początku naszego związku. Zmieniliśmy się, obaj byliśmy teraz innymi ludźmi. Siwoo, mimo swojej miłości, nie potrafiłby mi już zaufać, a bez zaufania nie mieliśmy czego budować.
Z Junho było inaczej. Chyba poznaliśmy się od najgorszej strony, dlatego teraz pozostało nam odkrywać najlepsze karty. Jeszcze nie zdążyłem go skrzywdzić i bardzo nie chciałem tego zrobić... Już nie chciałem, bo jeszcze kilka tygodni temu zapewne z przyjemnością wepchnąłbym go pod przejeżdżający pociąg. Czułem się przy nim, jakbym nie musiał się już o nic martwić, jakby to on z naszej dwójki był starszy i miałby się mną zaopiekować. A jednak pozostawała jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju – letnia przerwa nie będzie trwała wiecznie. W końcu będziemy musieli wrócić do szkoły, gdzie byłem najbardziej znienawidzoną osobą, a Junho należał do klubu bokserskiego, w którym był Seho. Całym sercem pragnąłem, aby się mu przeciwstawił, by złapał mnie za rękę na szkolnym korytarzu, by otwarcie mówił, że mnie kocha, ale wątpiłem, iż będzie do tego zdolny. Miał rację, mówiąc, że tylko się chowam za cudzymi plecami, a jego plecy były tymi, za którymi chciałem się schować na kolejne pół roku.
– Czy jutro ja będę mógł cię gdzieś zaprosić? – zapytał, gdy skończył wysysać resztkę napoju z przezroczystego, plastikowego kubka. – Jest jedno miejsce, które bardzo chciałbym ci pokazać.
Skinąłem głową.
– Jutro ty zabierasz mnie na randkę.
– Więc to jest randka?
– A wątpiłeś w to?
Zaśmiał się.
Gdy również skończyłem pić swoją kawę, ruszyliśmy w kierunku sklepów odzieżowych. Nie byłem takim fanatykiem kupowania nowych ubrań jak Hayoon, ale od czasu do czasu lubiłem kupić sobie coś nowego. Przeglądałem różne koszulki, koszule oraz spodnie, co jakiś czas zaczepiany przez Junho, który znajdował okulary przeciwsłoneczne z soczewkami w kształcie serc albo różową czapkę z piórami. Zostałem też obdarowany koszulką z nadrukiem umięśnionej klatki piersiowej, czym chłopak zasłużył sobie na środkowy palec, jednak szybko się zemściłem, odnajdując odpowiednik z pokaźnym, damskim biustem w czerwonym staniku. Przeszliśmy trzy sklepy, zanim znalazłem coś wartego zakupu, a gdy układałem na ladzie pasek wykonany z imitacji skóry z mniejszym paskami na uda, policzki Junho przybrały rumiany odcień. Mój nowy dodatek co prawda został zabrany z damskiego działu, jednak nie zamierzałem się tym przejmować.
Następnym przystankiem była drogeria, gdzie zatrzymaliśmy się przed półkami z wyłożonymi farbami do włosów. Zacząłem wodzić wzrokiem po kobietach na opakowaniach, które uśmiechały się do mnie, zalotnie bawiąc się włosami w konkretnych kolorach. Odnalazłem rząd pełen różnych odcieni różu.
– Bubblegum pink czy baby pink? – zapytałem chłopaka, który zamiast na mnie patrzeć, sam sięgnął po pudełeczko z palety blondów.
– Ten mi się podoba.
– Truskawkowy blond? – mruknąłem, podchodząc do niego bliżej. – Jak dla mnie trochę za mało różowy.
– Bardzo mi się podoba.
– Bubblegum pink – powiedziałem stanowczo, odkładając jedno z trzymanych pudełeczek na odpowiednią półkę. – Ale weź ten truskawkowy blond. Jeśli chcesz, mogę pofarbować ci włosy.
– Mi? – zdziwił się, jeszcze raz zerkając na obrazek. – Nigdy nie farbowałem włosów.
– Będzie ci ładnie.
– Bo jestem szalenie przystojny?
– Umm. Jesteś szalenie przystojny.
– Więc będę truskawkowo przystojny.
***
Gdy wróciliśmy do mojego domu, w całym mieszkaniu unosił się zapach smażonego mięsa i świeżo ugotowanego ryżu. Zamruczałem z przyjemności, czując, jak gęsta ślina wypełnia usta. Odkleiłem koszulkę od spoconego brzucha i pleców, docierając do kuchni, gdzie kobieta kroiła rzodkiewki.
– Jesteśmy – przywitałem się z nią. – Pomóc ci?
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się nas, gdy Junho się skłonił, zatrzymując tuż przy mnie w drzwiach.
– Cześć – odpowiedziała. – Nie trzeba, mięso potrzebuje jeszcze kilku minut i wszystko będzie gotowe.
– Chętnie bym się opłukał zimną wodą, cały się lepię – westchnąłem, zerkając na chłopaka. – Też chcesz?
– Jeśli to nie problem.
– Za pięć minut jesteśmy z powrotem – obiecałem kobiecie, ruszając do mojego pokoju po świeże ubrania. – Chcesz coś pożyczyć?
– Boję się, że będą raczej za małe.
– Nie moja wina, że nie mam ubrań dla kangurów.
Zaśmiał się, a gdy w końcu wybrałem nowy komplet ubrań składający się ze starej, dawno nienoszonej koszulki i luźniejszych spodenek, pozwolił, bym zaprowadził go do łazienki. Przekręciliśmy zamek od środka, chociaż wątpiłem, iż moja matka miałaby śmiałość nam przeszkadzać, i nie minęła nawet sekunda, moje palce wciąż ściskały pokrętło od zamknięcia, a język Junho już był wewnątrz moich ust. Zacząłem oddawać jego namiętne pocałunki, z przyjemnością ściągając z wilgotnego ciała czarną koszulkę, by odsłonić umięśniony brzuch. Chłopak również nie zamierzał pozwolić mi być w ubraniu, odsłaniając przebite sutki, a następnie bez wahania rozpinając rozporek od dżinsowych spodenek. Ściągnięcie ich z nóg było jednak trochę trudniejsze, ponieważ krótkie nogawki były naprawdę obcisłe. Musiałem przytrzymać się umywalki, by się nie przewrócić, kiedy wyplątywał z nich stopy. Luźniejsze spodenki Junho opadły na ziemię bez stawiania oporu.
W końcu nadzy weszliśmy pod prysznic, wracając do wcześniejszych pocałunków, a zimna woda uderzyła w nasze ciała. Jednak nie przeszkodziła ona, by w dole brzucha i u nasady penisa zaczęło zbierać się charakterystyczne ciepło. Noga chłopaka wsunęła się pomiędzy moje uda, kiedy docisnął mnie do równie zimnej ściany, ze śmiałością badając dłońmi każdy kawałek ciała. Przytrzymywałem jego twarz, aby nawet nie próbował się ode mnie odsuwać, ponieważ jego pocałunki były moim tlenem i umarłbym, gdyby to zrobił. Na szczęście Junho nie wyglądał, jakby miał zamiar wyciągać swój język z moich ust. Przysunął biodra bliżej mnie, by chwycić w dłoń nasze stojące, nabrzmiałe penisy, a następnie zaczął bardzo szybko przesuwać ją w dół i w górę. Żaden z nas nie zamierzał się wstrzymywać ani hamować, ponieważ nie mieliśmy wiele czasu. Gorąca sperma zaczęła strzelać z mojego członka, gdy z żołędzi Junho nasienie wypływało nieśpiesznie, pokrywając jego dłoń. Ugryzłem go w wargę, gdy się odsunął od moich ust, ale bardzo szybko zastąpił swój język palcami pokrytymi białą substancją, którą zacząłem z nich zlizywać, patrząc mu prosto w czekoladowe oczy.
– Kurwa – szepnął lekko zdyszany. – Naprawdę cię uwielbiam, Minsu.
Cofnął dłoń, by chwycić mnie za podbródek i przyciągnąć do kolejnego pocałunku.
Przy obiedzie niewiele mówiliśmy, zajęci pochłanianiem pysznego jedzenia. Byliśmy naprawdę głodni, więc wypychaliśmy usta po brzegi wszystkim, co zostało podane na stół. Kobieta przyglądała się nam z delikatnym uśmiechem, jako jedyna jedząc ze spokojem. Chociaż początkowo pytała nas, co dzisiaj robiliśmy i czy coś kupiliśmy, odpuściła, gdy otrzymywała jedynie niezrozumiałe odpowiedzi i przeżuwany ryż wylatujący z powrotem do miski. Z pełnymi brzuchami mogliśmy zabrać się za farbowanie włosów. Włączyliśmy w telewizji przypadkowy program, trafiając na odcinek jakiejś dramy, w której nie wiedzieliśmy, o co chodzi, i rozpoczęliśmy naszą metamorfozę. Poszedłem na pierwszy ogień, pozwalając mamie starannie rozprowadzać farbę na włosach, a Junho z zainteresowaniem przyglądał się całemu procesowi. Widziałem też, że jeszcze się wahał, gdy kobieta skończyła ze mną i zawołała go na krzesło. Usiadł, rozkraczając nogi i łapiąc się krawędzi siedziska rękoma, przez co wyglądał jak małe dziecko, gdy kolejne porcje farby w kolorze truskawkowego blondu lądowało na jego głowie, pozbawiając czarnych kosmyków ich ciemnej barwy.
– Myślałem, że będą jaśniejsze – powiedział, odkładając suszarkę do włosów, kiedy w końcu spłukaliśmy farby z głów.
– Jest ładnie – zapewniłem go, podchodząc bliżej, by wsunąć palce w rozjaśnione włosy. Cóż, nie był to kolor z opakowania, ponieważ bardziej wpadał w jasny brąz niż blond, ale wciąż miał słodki, truskawkowy odcień. – Nadal jesteś szalenie przystojny.
– Nawet łysy byłbym szalenie przystojny.
– Błagam, nie sprawdzajmy tego.
Zaczęliśmy chichotać, a w otwartych drzwiach do łazienki zatrzymała się moja mama.
– Będę leciała na spotkanie, bądźcie grzeczni.
– Dobrze.
– Będziesz, jak wrócę?
– Raczej nie, dzisiaj też śpię u Junho.
– Weź trochę marynowanej rzodkiewki, żebyś nie szedł z pustymi rękami w gości.
– Umm.
Uśmiechnęła się do nas ostatni raz, zanim odwróciła się do wyjścia, zostawiając nas samych. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, aż na dworze zacznie się ściemniać, więc należało wykorzystać go jak najlepiej. Złapałem Junho za rękę i zacząłem prowadzić do pokoju, w którym zostawiłem czarną torebeczkę z prezentem. Chłopak posłusznie usiadł na łóżku i pozwolił mi wprosić się na swoje kolana. Lubiłem go mieć między nogami.
– Więc... – zacząłem, podając mu torebkę.
– Naprawdę się boję. – Mimo tych słów od razu wyciągnął z niej pudełeczko z korkiem analnym, z szerokim uśmiechem przyglądając się ilustracji na opakowaniu. – To dla mnie, czy dla ciebie?
– Dla ciebie. Marzę, by ci go wsadzić i patrzeć jak ślicznie machasz tyłkiem z tym ogonkiem, kiedy mnie posuwasz.
– Marzę, byś mi go wsadził – odpowiedział. – I będę się z tobą pieprzył jak królik.
– Brzmi obiecująco, mój truskawkowy króliczku. – Mówiąc to, przysunąłem się do jego warg, by zacząć je całować z namiętnością.
Junho opadł plecami na łóżko, a jego dłonie zaczęły sunąć w górę moich ud, by zatrzymać się na wypiętych pośladkach. Wziąłem głębszy oddech, nim wsunąłem język do wnętrza drugich ust i intensywnie suwałem nim po języku partnera. Pachniał farbą do włosów i smakował marynowaną rzodkiewką. Słodko pomrukiwał, gdy ocierałem się kroczem o wybrzuszenie w czarnych spodenkach. Nie licząc jednego nieprzyjemnego incydentu, ten dzień powoli stawał się moim kolejnym ulubionym dniem. Serce otulała błoga radość z bliskości osoby, przy której biło szybciej. Nienasycony głód w moim wnętrzu zwijał się w kłębek niczym wąż, zadowolony świadomością, iż niedługo znowu otrzyma swój pokarm. Drugie ciało obróciło nas delikatnie, kiedy pocałunki zostały przerwane na rzecz śliskiego języka, który wsunął się do mojego ucha. Wciąż zaciskałem mocno powieki, czując ucisk bielizny na nabrzmiałym penisie i powoli tracąc cierpliwość. Pragnąłem, by znowu się ze mną kochał, intensywnie, namiętnie, z uczuciem oraz z pasją, tak jak tylko on potrafił.
– Siwoo – westchnąłem, szarpiąc chłopaka za rozporek w spodniach, żeby był świadomy, iż doprowadza mnie na skraj szaleństwa.
Ku mojemu niezadowoleniu język wysunął się z mojego ucha, a ciało, które jeszcze chwilę temu napierało na mnie swoim ciężarem, nagle się oddaliło. Otworzyłem oczy, by spojrzeć na Junho, którego farbowana grzywka zasłaniała ciemne brwi. Znieruchomiałem, widząc, że spojrzenie chłopaka jest w stanie kogoś zabić.
– Wszystko w... – zacząłem, jednak mi przerwał.
– Kiedy wreszcie o nim zapomnisz? – zapytał z żalem w głosie. – Naprawdę myślisz o nim w takim momencie? Może zawsze wyobrażasz sobie, że jestem nim?!
– Junho, o czym...
– Jeśli jeszcze raz usłyszę jego imię z twoich ust, przysięgam, że coś rozwalę.
Dopiero po tych słowach uświadomiłem sobie, co zrobiłem. Wypowiedziałem imię Siwoo tak odruchowo, że nawet nie zauważyłem, że się pomyliłem, jednak to nie była prawda, że myślałem o nim. Chciałem być z Junho, chciałem wpleść palce w jego rozjaśnione włosy, chciałem uprawiać namiętny seks, ściskając go za biały, puszysty ogonek.
– To nie tak, jak myślisz – wydukałem, czując się całkowicie zawstydzony własnym błędem. – Po prostu przy tobie czuję się tak, jak przy nim, i...
– I?
– Przepraszam.
– Nie wiem, hyung. – Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. – Zapomnij albo o nim, albo o mnie.
– Nie potrafię tak po prostu zapomnieć.
– Nie przychodź dzisiaj na noc – powiedział, odwracając się do wyjścia.
Poczułem wręcz fizyczny ból, kiedy wszystko nagle we mnie uderzyło. Dopiero odnalazłem kogoś, kto zaczął na nowo ogrzewać moje złamane serce i nie mogłem go tak po prostu stracić. Nie tylko chciałem spędzać z nim czas, ciesząc się towarzystwem młodszego chłopaka, ale potrzebowałem go, bo zaspokajał to nieustanne pragnienie. Teraz kości zaczęły pękać, skóra odpadała od ciała, płonąc żywym ogniem, a z każdym oddechem wciągałem tysiące odłamków rozkruszonego szkła, które dziurawiły mi płuca.
– Junho, nie możesz mnie teraz tak zostawić. – Zacząłem go gonić.
– Chcę pomyśleć w samotności. Daj mi czas.
– Nie rozumiesz... Nie możesz mnie tak zostawić, nie mogę być sam.
– Bo?
– Bo umrę. Umrę, jeśli teraz sobie pójdziesz. Zostań ze mną, wróćmy do łóżka. Weź mnie do łóżka.
Zalałem się łzami, żałośnie zaciskając dłonie na jego czarnej koszulce.
– Proszę, nie zabijaj mnie.
W oczach Junho mogłem zobaczyć szczere przerażenie, kiedy rozkładał ręce, pozwalając mi wtulić się w jego klatkę piersiową. Objął mnie ciasno, mimo to wciąż cały drżałem, próbując zapanować nad autodestrukcyjną siłą, która rozszalała się w moim wnętrzu.
– Nigdzie nie idę – obiecał. – Zostaję z tobą.
Po tych słowach wziął mnie na ręce, by zanieść z powrotem do łóżka.
Dzisiaj nie umarłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top