44 | make it blossom
Wargi i dłonie Junho działały na mnie w specyficzny sposób. Wywoływały gęsią skórkę na całym ciele, sprawiały, że zaczynałem się rozpływać i zatracać w bliskości drugiego człowieka. Lubiłem, kiedy długie palce badały każdy skrawek mnie, jakby chciały już na zawsze zapisać mój kształt w pamięci. Pozwalałem im na to. Brunet zaczął powoli zdejmować ze mnie ubrania; chwycił za krawędź białej, bawełnianej bluzki, aby ściągnąć ją przez głowę, czochrając farbowane włosy, następnie zajął się guzikiem od spodni, który stawiał lekki opór, zanim pozwolił się odpiąć. Nie chciałem pozostawać mu dłużnym, również odsłaniając ciało partnera, które tak bardzo lubiłem oglądać.
W delikatnym, ciepłym świetle lampki stojącej na biurku był równie piękny co w jaskrawych promieniach słońca i srebrzystym blasku księżyca. Duże, ciemne oczy mieniły się, gdy nawiązywał ze mną kontakt wzrokowy, na twarzy pojawiał się piękny uśmiech, którego widok za każdym razem sprawiał, że wypełniało mnie przyjemne ciepło. Sięgnąłem wskazującym palcem prawej dłoni do jego nosa o zaokrąglonym czubku, a następnie zatrzymałem go na łuku kupidyna. Lekko spękane wargi złożyły delikatny pocałunek na opuszce, sprawiając, iż porastająca ją skóra stała się wilgotna. Znowu moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Junho, a już chwilę później jego długi palec również zaczął przesuwać się po moim nosie, znacznie drobniejszym od nosa pierwszoklasisty.
– Jesteś piękny – szepnął, wpatrując się we mnie z najszczerszym zachwytem. – Im dłużej ci się przyglądam, tym bardziej mi się podobasz.
Powinienem podziękować za komplement, a nawet odwdzięczyć się za niego miłym słowem, jednak poczułem się na tyle onieśmielony, iż nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. Znowu czułem się przy tym dzieciaku, jakbym to ja z naszej dwójki był znacznie mniej doświadczony. Skinąłem głową, przygryzając delikatnie dolną wargę, a Junho poszerzył uśmiech, odsłaniając białe siekacze. Kiedy uśmiechał się w ten sposób, przypominał mi królika.
Stanąłem na palcach, żeby zbliżyć się do jego warg. Zaczęliśmy wymieniać się kolejną porcją czułych pocałunków, które z każdą mijającą minutą stawały się coraz namiętniejsze i zachłanniejsze. Język Junho bez problemu odnajdywał wspólny rytm z moim językiem. Przesuwał się po jego śliskim wierzchu, przyjemnie podrażniając kubki smakowe, wkradał się pod niego, czasami wspólnie kręcił kółka, wirując wokół siebie niczym dwójka kochanków na parkiecie. Lubił też podrażniać moje podniebienie oraz wargi, niekiedy haczył o zęby. Mogłem śmiało powiedzieć, iż młodszy chłopak znał doskonale całe wnętrze moich ust. Ciszę panującą w mieszkaniu przerywały jedynie odgłosy mlaskania oraz nasze głębokie wdechy, gdy wciągaliśmy powietrze nosami, nie chcąc odsuwać się od siebie.
Czy byłem idiotą, czując, iż mógłbym spędzić w objęciach Junho całą wieczność?
Czułem się, jakbym kolejny raz zdradzał Siwoo, ale tym razem nie robiłem tego jedynie ciałem, lecz również sercem. Nie zamierzałem kochać nikogo prócz niego. Nie zamierzałem ponownie się zakochiwać. Nie zamierzałem oddawać serca w cudze ręce. A jednak przeczuwałem, że jeśli wciąż będę spędzał z pierwszoklasistą tyle czasu, prędzej czy później oddam mu całego siebie.
Uwolniłem się z uścisku rąk partnera, by zacząć prowadzić go w stronę materaca. Zacząłem dostrzegać nutkę niepewności oraz strachu w jego czekoladowych oczach, więc postanowiłem obdarzyć chłopaka czułym uśmiechem i ponownie pozwolić się do mnie zbliżyć. Nasze wargi wymieniły się krótkim i delikatnym pocałunkiem.
– Gdybyś zmienił zdanie, powiedz mi – poprosiłem. – Nie chcę robić niczego wbrew twojej woli.
Skinął głową.
– Wiem – odpowiedział. – Ufam ci.
To jedno zapewnienie przeszyło mnie niczym rozgrzany do czerwoności metalowy pręt, trafiając prosto w serce i sprawiając, że stanęło w płomieniach, wypełniając ciepłem całe wnętrze. Nie wiedziałem, który z nas był bardziej naiwny: Junho, który zaufał mi, czy ja, który również mu ufałem, chociaż był ostatnią osobą godną tego zaufania.
Nie odrywając spojrzenia od oczu młodszego chłopaka, zniżyłem się, klękając na materacu, a następnie rozchyliłem wargi, aby wziąć przyrodzenie partnera do ust. Zamruczał z przyjemności, gdy zacząłem zasysać się na różowej żołędzi, a duża dłoń spoczęła na mojej głowie. Długie palce wsunęły się pomiędzy farbowane kosmyki, przyjemnie się nimi bawiąc, gdy sprawdzałem, jak głęboko w moim gardle mieściło się grube prącie. Stróżka gęstej śliny zaczęła spływać mi po brodzie, mieszając się z dwiema łzami, które przecięły policzki, kiedy odsuwałem się nieznacznie od Junho.
Wytarłem podbródek wskazującym palcem, który pokrył się śliską substancją, a następnie wróciłem do zaspokajania chłopaka ustami, jednocześnie zbliżając dłoń do jego umięśnionych pośladków. Poczułem delikatne szarpnięcie za różowe kosmyki, gdy zacząłem opuszką podrażniać ciepłą dziurkę, jednak żadne słowo sprzeciwu nie opuściło ust pierwszoklasisty. Jedynie wciągnął gwałtownie powietrze, gdy wsunąłem się do jego wnętrza, bezproblemowo mieszcząc tam wskazujący palec. Junho był gorący i ciasny, bez wątpienia zestresowany, ponieważ zacisnął się na mnie. Skupiłem się na sprawianiu mu przyjemności językiem, którym podrażniałem wrażliwe wędzidełko, czekając, aż się rozluźni. Liczne jęki opuszczały jego ciało, były wysokie, krótkie i przecudowne. Mógłbym słuchać je przez całą wieczność i jeden dzień dłużej.
– Minsu – wykrztusił z siebie moje imię, zniekształcone przez ciężki oddech. Trochę zbyt późno zrozumiałem, co próbował mi przekazać tym jednym słowem. Mięśnie się napięły, ciało zaczęło drżeć, a gęsta substancja wypływała prosto na język i ściekała po wardze oraz brodzie. Nie przestałem zajmować się partnerem, by zapewnić mu jak najlepszy orgazm. – Przepraszam – wyszeptał, kiedy jego oddech zaczął się uspokajać.
– Nie musisz – odpowiedziałem, wysuwając palec z ciepłego wnętrza i odsuwając się od chłopaka.
Chciałem wstać, jednak on uprzedził mnie, klękając tuż naprzeciwko i przysuwając się do moich wargi. Zaczął całować je namiętnie, ignorując fakt, iż były całe pokryte moją śliną oraz jego nasieniem. Języki z przyjemnością powróciły do wspólnych pieszczot, jakby właśnie do tego zostały stworzone. Jakbyśmy urodzili się tylko po to, żeby się całować bez końca.
Ciało Junho naparło na moje, sprawiając, iż opadłem na materac, pozwalając otoczyć się ciepłej pościeli. Nasze nogi przeplotły się ze sobą, kiedy chłopak pochylał się nade mną, wciąż nie oddzielając ust od moich, jakby i on czuł niezaspokojoną potrzebę ciągłego całowania mnie. Umięśnione uda otoczyły znacznie chudsze udo, które docisnąłem do krocza i pośladków partnera, czując narastające ciepło u nasady penisa. Westchnąłem, gdy jego kolano przesunęło się wyżej, by również móc dotykać moich genitaliów. Czułem, że rozpalam się coraz bardziej i pożądam coraz mocniej.
W tym momencie nie zależało mi jedynie na uspokojeniu nienasyconego pragnienia, które wyniszczało mnie od środka. Pożądałem Junho, jak mężczyzna może pożądać drugiego mężczyznę. Jego ciało, jego dotyk, jego język, głos oraz zapach sprawiało, iż chciałem być jego i sprawić, że on będzie mój.
– Nadal tego chcesz? – zapytałem, dysząc ciężko i odsuwając się odrobinę od chłopaka, żeby móc spojrzeć mu w ciemne oczy.
– Tak – odpowiedział cicho, a widząc lekkie zwątpienie na mojej twarzy, przytaknął dodatkowo głową, aby potwierdzić szczerość swoich słów. – Wciąż chcę spróbować, chociaż nie ukrywam, że trochę się tego boję.
– Nie ma się co bać – zapewniłem go. – Seks analny jest przyjemny. Poza tym wystarczy jedno twoje słowo, a przestaję. Nie zamierzam też mieć ci tego za złe.
– Wiem – powtórzył się. – I naprawdę ci ufam.
Skinąłem głową, pozwalając mu wrócić do całowania mnie jeszcze przez kilka długich minut. Ignorowałem ból szczęki, kiedy znowu nie potrafiliśmy, a może po prostu nie chcieliśmy, przestać. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, wspólnie uznając, iż nadeszła odpowiednia pora. Chłopak podniósł się z mojego ciała i zaczął układać się na materacu, wystawiając jędrne pośladki do góry. Uśmiechnąłem się i oblizałem mocno opuchnięte wargi, a następnie na czworaka podszedłem do przygotowanego lubrykantu oraz do mojej torby, w której zawsze trzymałem awaryjne prezerwatywy.
– Akurat wziąłem taką, która rozgrzewa – powiedziałem, przyglądając się pomarańczowemu opakowaniu. Pamiętałem, że kiedyś kupiłem kilka kolorowych gumek, by sprawdzić ich dodatkowe działanie, jednak ostatecznie nie została wykorzystana żadna z nich. Zamierzałem przetestować je z osobą, której imię już na zawsze pozostanie wyryte we mnie.
– To dobrze? – zapytał trochę wyższym głosem niż zazwyczaj.
Zachichotałem, wracając do pierwszoklasisty i jego seksownych, czekających na mnie pośladków.
– Zaraz się przekonamy – odpowiedziałem, nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
Wylałem na dłoń śliski żel, by powrócić palcem w ciasne, ciepłe miejsce. Zacząłem wsuwać go i wysuwać, chcąc mieć absolutną pewność, że nie pośpieszę się z przygotowaniem Junho do jego pierwszego razu w tej roli. Słyszałem ciężki, drżący oddech oraz szelest pościeli, gdy przesuwał się delikatnie na materacu, zaciskając pięści na kołdrze. Nic nie mówiłem, całkowicie skupiając się na sygnałach, które dawało mi ciało partnera. Co jakiś czas delikatnie całowałem lewy pośladek, tuż pod okrągłym, brązowym pieprzykiem, chcąc w ten niemy sposób przekazać, iż wszystko jest dobrze.
Gdy już się znało dobrze smak seksu, gdy dążyło się jedynie do czystego spełnienia, zapominało się, jak ważny był ten etap. Nie tylko dbałem o młodszego chłopaka, by mieć pewność, że nie sprawię mu bólu, ale również udowadniałem mu, iż naprawdę może mi zaufać oraz się odsłonić. Właśnie tym powinien być seks, jeśli nie zatracało się jego istoty dla pustego orgazmu. Chyba właśnie tak czułem się przy Siwoo na samym początku i chyba właśnie to sprawiało, że kochanie się z nim było najwspanialszym i wyjątkowym doznaniem.
Wsunąłem drugi palec w ciało Junho, dopiero kiedy miałem pewność, że jest na to gotowy. Tak samo było z trzecim, który wszedł bez stawiania oporu. Maksymalnie dociskałem dłoń do ciepłego otworu, delikatnie rozdzielając palce przy wyciąganiu ich. Każdy głębszy oddech młodszego chłopaka mówił mi więcej niż słowa, którymi co jakiś czas upewniał mnie, że jest w porządku i żebym nie przestawał. Gdy w końcu wyciągnąłem wszystkie śliskie od żelu palce i ostatni raz pocałowałem pośladek, te oddechy ustały, jakby partner wstrzymał powietrze – wyczekiwał.
Potrzebowałem użyć zębów, żeby otworzyć niewspółpracujące opakowanie ze zwiniętą prezerwatywą, dwa razy upewniałem się, że zbiorniczek na nasienie jest skierowany w dobrą stronę, a następnie spróbowałem nałożyć ją na członka. Oczywiście stres, którego próbowałem się wyprzeć, udając całkowicie opanowanego, musiał przypomnieć o sobie akurat w tym momencie. Wziąłem głębszy oddech i przymknąłem na chwilę powieki, kiedy prącie zaczęło opadać.
– Kurwa – mruknąłem, sprawiając, że Junho poderwał się jak oparzony, przekręcając się na prawy bok i zerkając na mnie szeroko otwartymi oczami. – Musisz dać mi chwilę – dodałem, czując ciepło zbierające się w policzkach.
– Co się stało? – zapytał, jednak zanim zdołałem udzielić mu odpowiedzi, sam zobaczył problem. – Och...
– To pierwszy raz, kiedy to mi się zdarzyło – wyznałem, odkładając prezerwatywę z powrotem do rozdartego opakowania. – Potrzebuję na nowo...
– Obciągnę ci – zaproponował. – Powinno pomóc.
– Powinno – przytaknąłem. – Chyba stresuję się bardziej, niż bym się tego spodziewał.
– Ty też możesz mi zaufać – odpowiedział, zaskakując mnie tymi słowami. – Wiesz, że cię lubię i zależy mi na...
– Wiem – przerwałem mu. – Nie gadaj tyle, kiedy twoje usta są potrzebne do czegoś innego – mruknąłem, brzmiąc jak skończony dupek, ale mimo to na częściowo oświetlonej twarzy chłopaka pojawił się uśmiech, jakby wiedział, dlaczego się tak zachowałem.
Wróciłem do łóżka, gdzie zostałem przyjęty ciepło przez objęcia partnera, który pomógł mi usiąść wygodnie tuż przy samej ścianie. Oparłem się o nią plecami, czując dreszcz, który wywołało zetknięcie z zimną powierzchnią. Junho znalazł sobie wygodne miejsce między moimi udami, a następnie rozchylił wargi i zaczął zasysać się na już miękkim członku. Przyglądałem się mu; ruchom głowy, umięśnionym barkom, wąskiej talii, odstającym pośladkom i skrzyżowanym w kostkach nogom. Śliski język przesuwał się po wrażliwej skórze, a wargi pieściły główkę, jednak z jakiegoś powodu przyjemne mrowienie, które powinienem czuć, zupełnie zniknęło i nie miało zamiaru wrócić. Odchyliłem się do tyłu, uderzając potylicą w ścianę, a głuchy huk rozszedł się wzdłuż pomieszczenia.
– Nic ci nie jest? – Dobiegł mnie głos Junho, na którego nie byłem w stanie patrzeć.
Czułem, że łzy zbierające się w moich oczach, wcale nie są wywołane bólem głowy. Byłem całkowicie zawstydzony i zagubiony, ponieważ moje ciało przestało działać tak, jak powinno, chociaż nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało.
– Chyba nic z tego nie będzie – wykrztusiłem przez zaciśnięte gardło.
– Nie szkodzi – odpowiedział od razu, podnosząc się do siadu. – Spróbujemy jeszcze raz, kiedy obaj poczujemy się pewniej. Najwidoczniej nie byliśmy na to gotowi.
Przewróciłem oczami, a ciepła kropla przecięła rumiany policzek. Zapragnąłem uciec stąd i nigdy nie wracać, jednocześnie nie potrafiłem wyobrazić sobie, że mógłbym przywitać ranek bez nocy spędzonej w objęciach tego chłopaka.
– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał, więc pośpiesznie pokręciłem głową, pozwalając kolejnym łzom wypłynąć. – Zrobiłem coś źle?
– Nie – mruknąłem, czując słony smak na wargach, gdy oblizałem je nerwowo. – To ja... Bardzo nie chciałem, żebyś żałował lub źle się poczuł, i chyba presja mnie przytłoczyła.
– To dobrze – stwierdził, przysuwając się bliżej i pozwalając mi wejść na niego.
Teraz się przytulaliśmy, on otaczał mnie rękoma, czule gładząc nagie plecy, ja oplatałem jego tułów nogami, siedząc na nim okrakiem. Odnosiłem wrażenie, że przez przyciśnięte do siebie klatki piersiowe nasze serca stworzyły wspólny rytm. Zaciągnąłem się zapachem ciała Junho, aby odnaleźć w nim ukojenie, i wsunąłem palce w czarne włosy.
– Bo? – odezwałem się po długiej chwili milczenia. – Niby czemu to dobrze? Co jest dobrego w opadającym penisie?
Zacząłem drżeć, kiedy Junho się roześmiał.
– Nie miałeś żadnego problemu z erekcją podczas naszego pierwszego razu – wyjaśnił. – A to oznacza, że zacząłeś się denerwować dopiero teraz, ponieważ... Ponieważ zaczęło ci na mnie zależeć.
– Wmawiaj sobie – warknąłem, a mimo tego ostrego słowa mocniej wtuliłem się w chłopaka.
– Będę sobie wmawiał – szepnął. – Tak długo, aż będę miał pewność, że następnym razem, kiedy to powiem, nie będziesz udawał, że śpisz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top