42 | more lies

Junho nie odzywał się do mnie całą drogę powrotną, widząc, że jestem w okropnym nastroju. Nawet na niego nie patrzyłem, wbijając puste spojrzenie w brudną szybę pojazdu, oglądając wszystkie mijane budynki. Wargi ściągnąłem w wąską kreseczkę, a brodę podparłem na prawej dłoni. Między palce lewej wsunięte były palce młodszego chłopaka, który czule gładził moją skórę kciukiem, jakby chciał pocieszyć mnie tym gestem.

Czułem ogromny żal do matki, która przestała mnie wspierać, od kiedy wyszedłem z szafy. Nie chciała mieć homoseksualnego syna, wyparła się mnie, pozwoliła ojcu wyrzucić z domu, chociaż twierdziła, że mnie kocha. Nawet jeśli teraz chciała naprawić swoje błędy, było za późno, abym jej wybaczył. Potrzebowałem jej wtedy, dzisiaj już nie potrzebuję – już nauczyłem się cierpieć w samotności. Brak więzi emocjonalnych chronił mnie przed zostaniem zranionym. Właśnie dlatego obiecałem sobie, że już nigdy nikogo nie pokocham, ale oczywiście ktoś musiał pokrzyżować moje plany. Ktoś właśnie trzymał mnie za rękę.

Na zewnątrz panowała duchota, zwłaszcza kiedy wysiadło się z klimatyzowanego autobusu. Wysuszona ziemia domagała się deszczu, który niezaprzeczalnie zbliżał się nad miasto wielkimi krokami. Teraz nasze palce już nie były ze sobą splecione, chociaż wciąż szliśmy bardzo blisko siebie, gdy pozwalałem Junho kierować nas w stronę jego mieszkania. Powoli zaczynał się do mnie odzywać, na co odpowiadałem mu krótkimi mruknięciami lub skinieniami głowy, nie potrafiąc znaleźć w sobie na nic energii. Pragnąłem jedynie, zrzucić z siebie nieprzyjemny ciężar wspomnień, które ożywiła kłótnia z matką. Pragnąłem przestać sobie wyobrażać, jak wyglądałoby moje życie, gdyby potraktowała Siwoo tak samo, jak Junho. Może nigdy bym się z nim nie rozstał, może wciąż miałbym przy sobie miłość mojego życia i najlepszego przyjaciela.

– Chciałbym pokazać ci pewne miejsce, może się przejdziemy?

– Nie mam ochoty – westchnąłem, nie podnosząc spojrzenia z nierównych płytek chodnikowych.

– Jasne, pójdziemy innym razem.

– Mhm.

– Minsu hyung?

– Umm?

– Jesteś moim chłopakiem?

W końcu zerknąłem na pierwszoklasistę, który uśmiechnął się do mnie, a w jego piękne, czekoladowe oczy rozbłysnęły, jakby były nocnym niebem obsypanym miliardami gwiazd.

– Co? – zapytałem, marszcząc brwi.

– Powiedziałeś, że jesteśmy razem – zauważył. – Więc jesteś moim chłopakiem.

Westchnąłem.

– Po prostu... – zacząłem, ale nie pozwolił mi skończyć zdania.

– Zgadzam się – poinformował mnie, a następnie, nie czekając nawet na żadną odpowiedź, przyśpieszył kroku, przez co musiałem zacząć znacznie szybciej przebierać nogami, aby nie zostać w tyle. – Chciałbym cię lepiej poznać, hyung. Powinniśmy zacząć ze sobą chodzić.

– Pamiętasz, że nie mieliśmy angażować się emocjonalnie?

Junho zatrzymał się i obrócił tak nagle, że prawie na niego wpadłem, w ostatniej chwili wyhamowując pośpieszne kroki oraz z trudem utrzymując równowagę. Wydąłem dolną wargę w niezadowoleniu i chciałem spojrzeć na niego z wyrzutem, jednak cała złość została zagłuszona jego intensywnym wzrokiem, gdy się mi przyglądał. Jego oczy były niczym bezdenna otchłań, z której nie było ucieczki, gdy już się w nią wpadło. A ja wpadłem i całkowicie przepadłem.

– Minsu – szepnął, zwracając się do mnie bezpośrednio. – Nie potrafię nie angażować emocji, kiedy chyba cię...

– Jestem głodny – prawie wykrzyczałem pierwszą myśl, która wpadła mi do głowy, chociaż była daleka od prawdy. Junho zamarł z rozchylonymi wargami. – Chodźmy do sklepu. Kupię nam coś dobrego.

Nie miałem pojęcia, w którym kierunku znajduje się sklep, jednak od razu żwawo ruszyłem przed siebie, uderzając twardo podeszwami o płytki chodnikowe i zostawiając młodszego chłopaka za plecami. Próbowałem sobie wmówić, że szybkie bicie serca wynika jedynie z szybkiego marszu, ale w głębi siebie wiedziałem, że to było tylko kolejne kłamstwo, których w moim życiu było stanowczo zbyt wiele. Zbyt wiele wypierałem, marząc jedynie o łatwym, bezproblemowym życiu. Właśnie dlatego nie chciałem słyszeć słów, które mogłyby dzisiaj paść z ust pierwszoklasisty. Nie chciałem stawiać czoła łączącym nas uczuciom, ponieważ tak po prostu było łatwiej.

W ten sposób nie pozwolę znowu się zranić – to też było tylko kolejne kłamstwo.

***

Ostatecznie skończyliśmy, przemierzając ze spokojem osiedlowe chodniki i zajadając się lodami. Dzieci biegały między budynkami, nosząc ze sobą jakieś stare miski oraz wiaderka, które chowały w różnych miejscach, śmiejąc się głośno. Przyglądałem się temu niecodziennemu zjawisku, zastanawiając się, co ich zachowanie ma na celu, chociaż idący obok mnie chłopak w ogóle nie zwracał na nie uwagi, całkowicie pochłonięty zajadaniem się słodyczą. Z pewnością ta dzielnica nie była taka, jak ją sobie wyobrażałem: dilerzy i mordercy wcale nie czaili się za każdym rogiem, a skąpo ubrane kobiety nie wyginały się przy drogach. Ludzie tutaj żyli normalnie, inaczej, ale wciąż normalnie. Nie różnili się niczym od moich sąsiadów, jedynie mieli mniej pieniędzy, więc nie stać ich było na mieszkanie w drogiej, luksusowej dzielnicy, w której znajdował się mój blok. O domu Hayoona nie wspomnę.

Kiedy dotarliśmy pod odpowiednią klatkę, nie weszliśmy do środka. Junho usiadł na barierce odgradzającej plac zabaw, gdzie również było porozstawianych pełno plastikowych naczyń, a ja opadłem tuż obok niego, przez co stykaliśmy się ramionami. Nie odsunął się, nie powiedział złego słowa, chociaż przebywanie tak blisko przy ludziach miało prawo go skrępować. Jedynie uśmiechnął się, odsłaniając królicze zęby, jakby cieszył się, iż może mieć mnie obok.

– Po co oni to robią? – zapytałem, przegrywając z własną ciekawością, gdy dwójka dzieci wybiegła z klatki schodowej, niosąc kolejne miski.

– Będą zbierać deszcz, żeby zorganizować bitwę wodną – odpowiedział, zerkając na mnie ze zdziwieniem. – Nie robiłeś tak nigdy w dzieciństwie?

– Nie – odpowiedziałem szczerze. – Ale brzmi jak dobra zabawa.

– Tak też wygląda – mruknął, kończąc jeść loda.

– Nigdy nie bawiłeś się z nimi? – Tym razem to ja się zdziwiłem.

– Nie – wyznał. – To długa historia.

– Mamy czas.

– Więc może opowiesz, dlaczego tak bardzo ranisz swoją mamę, hyung? – zmienił temat, obracając moje własne słowa przeciwko mnie. – Nie powinieneś...

– Kiedy wyznałem jej, że jestem gejem, stwierdziła, że to chwilowe, zwykła zachcianka, która minie. Zabroniła mówić ojcu, ale i tak to zrobiłem, a on kazał mi wyjść, bo nie chciał jeść ze mną przy jednym stole. Od tego czasu traktował mnie gorzej niż śmiecia, wyzywał, bił, gardził mną i się brzydził. Pozwalała mu na to wszystko, wciąż uparcie twierdząc, że mi minie. Raz nawet przyprowadziła córkę sąsiadki, żeby nas zeswatać, aż w końcu zapisała mnie do psychiatry, żeby wyleczył mnie z homoseksualizmu – powiedziałem, czując nieprzyjemną gulę w gardle. – Jak miałbym jej to wybaczyć?

Przez chwilę zapanowało między nami milczenie. Roztapiający się lód zaczął spływać po mojej dłoni i skapywać na piasek, barwiąc go na różowo. Minęły nas biegnące dzieci, które ustalały ułożenie wszystkich ich naczyń na wodę, planując strategię na zbliżającą się bitwę, a my wciąż po prostu siedzieliśmy obok siebie. Czułem zbierającą się we mnie złość i frustrację, ponieważ wszystko, czego oczekiwałem od kobiety, to miłość i akceptacja własnego dziecka. Jednak czasu nikt nie cofnie, nikt nie da mi jej wsparcia, kiedy najbardziej go potrzebowałem.

Już otwierałem usta, żeby poprosić Junho o powrót do mieszkania, czując, że nieopuszczający mnie głód znowu zaczyna usilniej domagać się seksu, zwłaszcza kiedy odkopałem w sobie emocje, które wcześniej usilnie próbowałem ukryć. Jednak zanim zdołałem wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, młodszy chłopak mnie uprzedził:

– Nikt nie jest idealny, hyung – szepnął, zerkając na mnie czekoladowymi oczami. – Byłem dla ciebie skończonym dupkiem, a jednak pomagasz mi w nauce, całujesz mnie i uprawiasz ze mną seks. Twoja mama również nie zachowywała się w porządku, ale zależy jej na tobie, kocha cię, więc powinieneś...

– Nie mów mi, co powinienem – wszedłem mu w słowo. – Może powiesz, co z twoim ojcem? Gdzie on jest?

Junho od razu odwrócił ode mnie wzrok, wyraźnie nie chcąc poruszać tego tematu. Nie dziwiłem się mu; skoro miał tak młodą matkę, jej ciąża z pewnością nie była planowana ani chciana. Mimo to kobieta zdawała się kochać syna najbardziej na świecie i akceptowała go takiego, jakim był. Moja matka, chociaż byłem jej wyczekiwanym i upragnionym dzieckiem, o które walczyła w szpitalu, z trudem utrzymując ciążę, nie potrafiła pokochać prawdziwego mnie.

– Powinniśmy wracać – powiedział, oczywiście unikając odpowiedzi na moje pytania. – Robi się późno.

Nie protestowałem, po prostu skinąłem głową, pośpiesznie dojadając loda i ruszając za brunetem na klatkę schodową, by wspiąć się na piąte piętro.

***

Wieczorem Junho brał prysznic stanowczo zbyt długo, wystawiając moją cierpliwość na próbę. Siedziałem na materacu w jego pokoju, zasłaniając nagie ciało jedynie pościelą, a naszykowana prezerwatywa oraz lubrykant leżały tuż obok. Dźwięk lejącej się wody ucichł po raz drugi, więc odłożyłem telefon na ziemię, po raz kolejny wyczekująco wbijając spojrzenie w drzwi. Odnosiłem wrażenie, że od kiedy wróciliśmy do mieszkania, młodszy chłopak robił wszystko, aby nie zostać ze mną sam na sam. Chciałem uprawiać z nim seks, a on zdawał się o tym doskonale wiedzieć i celowo trzymać mnie na dystans. Kiedy w końcu się go doczekałem, od razu zamknął za sobą drzwi i uśmiechnął się do mnie przepraszająco.

– Długo ci się zeszło – wytknąłem.

– Widzę, że wszystko już przygotowałeś – zauważył, więc skinąłem głową. – Chyba obaj mamy przed sobą wiele tajemnic. Nadal nie zamierzasz mi powiedzieć, dlaczego seks jest dla ciebie taki ważny?

– Jeśli nie chcesz uprawiać seksu, to... – zacząłem, ale urwałem, kiedy Junho niespodziewanie zsunął z siebie czystą bieliznę, odsłaniając delikatnie zaróżowione krocze.

– Ogoliłem się dla ciebie – pochwalił się, więc parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z dezaprobatą.

– Nie musiałeś – westchnąłem, wyciągając ręce w jego kierunku, a on bez chwili wahania podszedł do materaca, aby opaść na niego i zacząć się do mnie przysuwać.

– Nie? – zapytał zdziwiony, znajdując sobie miejsce między moimi rozłożonymi nogami. Musnąłem jego spierzchnięte wargi, zanim dodał: – Jesteś ogolony, więc pomyślałem, że też powinienem.

– Ważne, żebyś ty się dobrze czuł – odpowiedziałem, wplatając palce w jego ciemne włosy.

Rozmowy odeszły na dalszy plan, kiedy zaczęliśmy wymieniać się namiętnymi pocałunkami, angażując w to języki oraz zęby. Duża dłoń chłopaka zaczęła błądzić po moim nagim ciele, przyjemnie podrażniając opuszkami skórę na udzie, pośladku oraz talii, aby ostatecznie dotrzeć do sutka, w którym tkwił srebrny kolczyk. Mruknąłem w całujące mnie wargi, kiedy kciuk zaczął podrażniać brodawkę, i mocniej zacisnąłem nogi na tułowiu partnera, pragnąc kochać się z nim długo i intensywnie. Junho rozdzielił nasze wargi, które jeszcze przez chwilę łączyła gęsta, ciągnąca się ślina, a następnie zaczął obcałowywać moją szyję, przechodząc pieszczotami wzdłuż niej aż do drugiego kolczyka, którego zaczął przyjemnie lizać samym czubkiem języka.

Intensywne ciepło rozpływało się w moim nabrzmiałym penisie, gdy rozkoszowałem się pieszczotami, na które tak długo musiałem czekać. Palące pragnienie przestało drapać mnie w gardle, pozwalając całkowicie cieszyć się chwilą bliskości. Chciałem dzisiaj czuć bardziej oraz intensywniej, chciałem krzyczeć z przyjemności na całe gardło, chciałem pamiętać tylko Junho i błogi orgazm, którego doznam w jego ramionach. Jednak młodszy chłopak, jakby robiąc mi na złość, odsunął się ode mnie, byśmy mogli nawiązać kontakt wzrokowy, a jego policzki były wyraźnie rumiane.

– Umm – mruknął, oblizując błyszczące się i nabrzmiałe wargi. – Mógłbym mieć do ciebie prośbę, hyung?

– Słucham.

Chłopak wziął głębszy oddech, najwidoczniej czując się onieśmielony, a kiedy zadawał pytanie, uciekł wzrokiem w róg pomieszczenia.

– Możemy dzisiaj uprawiać seks oralny? – wydukał.

Mimowolnie parsknąłem, a ta reakcja sprawiła, iż policzki pierwszoklasisty stały się wręcz bordowe w ciągu kilku sekund.

– Oczywiście – odpowiedziałem, sięgając dłonią do jego podbródka, aby przyciągnąć bliżej słodkie wargi, które chciałem dzisiaj całować bez opamiętania. – Bardzo chętnie włożę ci penisa do ust.

W końcu ponownie uśmiechnął się do mnie, pozwalając mi całować się jeszcze długo i namiętnie, zanim niezdarnie zaczął podnosić się z mojego ciała. Naprawdę lubiłem na niego patrzeć, chyba wszystko mi się w nim podobało. Od ciemnych włosów, przez czekoladowe oczy i popękane wargi, umięśnioną klatkę piersiową, wyrzeźbione mięśnie na brzuchu, duże dłonie, grubego penisa aż po masywne uda. Mógłbym patrzeć się na niego godzinami i po prostu podziwiać, jak pięknym i seksownym był człowiekiem. Chłonąc każdy odsłonięty skrawek ciała partnera, oderwałem plecy od materaca, żeby na nim klęknąć i znaleźć się ustami na wysokości sterczącego członka.

Zerknąłem na twarz Junho, który właśnie sięgnął do moich wypłowiałych, różowych włosów i wplątał w nie długie palce. Wysunąłem język spomiędzy warg, a następnie samą końcówką przesunąłem wzdłuż twardego prącia, wywołując przesłodki, wysoki jęk, który wydostał się z gardła chłopaka. Uśmiechnąłem się, z pewnością siebie łapiąc w dłoń penisa, by nakierować jego główkę na usta i zacząć się na niej zasysać. Poczułem delikatne szarpnięcie za kosmyki, kiedy Junho przeklął cicho, podatny na moje pieszczoty. Z przyjemnością podrażniałem wędzidełko językiem, następnie delikatnie obcałowywałem zaróżowioną żołądź, a na koniec wpychałem całe prącie do ust oraz gardła, wydając przy tym nieprzyjemne odgłosy i wytwarzając stanowczo zbyt dużo śliny. Każda trudność była wynagradzana pięknymi jękami i wulgarnymi słowami, które przeplatały się z moim imieniem, gdy sprawiałem przyjemność partnerowi. Jego uda dość szybko zaczęły drżeć, zwiastując orgazm.

– Dochodzę, Minsu – wykrztusił, odgarniając mi z czoła włosy, jakby chciał lepiej widzieć spermę wylewającą się na moją twarz.

Wysunąłem penisa z ust, pośpiesznie suwając po całej jego długości dłonią i podrażniając czubkiem języka ujście cewki moczowej, z której chwilę później wystrzeliła biała, ciepła substancja, pokrywając moją górną wargę, nos oraz prawy policzek i powiekę, przez co musiałem zamknąć oko. Junho od razu podał mi chusteczkę i sam zaczął mnie wycierać z własnego nasienia, nie potrafiąc przestać zachwycać się przed chwilą przeżytym doznaniem. Nie zawahał się przed pocałowaniem mnie, kiedy wstałem, chcąc zamienić się z nim rolami. Nie miał też oporów, by uklęknąć przede mną na materacu, chociaż wyglądał na bardzo zagubionego, gdy chwytał w znacznie większą dłoń mojego członka.

– Jakbym zrobił coś źle... – zaczął.

– Będę cię instruował, ale obciąganie nie jest niczym skomplikowanym – wszedłem mu w słowo, nie mogąc się doczekać spełnienia.

Chłopak skinął głową, również zaczynając od polizania penisa, a ja westchnąłem, czując na nim śliski i wilgotny język. Musiało mu się to spodobać, ponieważ pokrył go całego swoją śliną, od nasady aż po żołądź. Wsunął do ust wskazujący palec i wcisnął we mnie w tym samym momencie, w którym zaczął suwać dłonią wzdłuż prącia, wyraźnie zadowolony z moich reakcji. Podobało mi się to, nie tylko czułem przyjemność fizyczną, która wynikała z pieszczot narządów płciowych oraz odbytu, również patrzenie z góry na Junho, który klęczał u mych stóp i wsadzał do ust mojego penisa, było bardzo satysfakcjonujące. Miał przewagę nade mną wzrostem, posturą ciała oraz siłą, a jednak teraz czułem, że mógłbym zrobić z nim absolutnie wszystko, jakby był marionetką a ja kuglarzem. Również chwyciłem jego włosy, przytrzymując głowę partnera w jednym miejscu, a następnie zacząłem poruszać biodrami, by na zmianę wsuwać się głębiej do jego gardła i nadziewać mocniej na znajdujący się we mnie palec. Nie protestował.

– Zasłoń dolne zęby językiem – wysapałem, przyśpieszając, gdy było mi coraz przyjemniej. Od razu zastosował się do polecenia, będąc całkowicie posłusznym. – Junho! Ssij mocniej!

Nie byłem na tyle uprzejmy, aby go ostrzec. Moja sperma zaczęła wylewać się prosto do jego gardła, do którego wcisnąłem się maksymalnie, wręcz wbijając krocze w twarz partnera, który postanowił zwielokrotnić mój orgazm ruchami palca we mnie. Oddychałem ciężko, upewniając się, że ostatnia kropla nasienia opuściła mojego członka, zanim odsunąłem się od pierwszoklasisty, który zaczął wycierać ściekającą ślinę z podbródka.

– Podobało mi się – powiedział, obdarzając mnie uśmiechem. – Następnym razem nie będę dla ciebie...

– Połknąłeś? – przerwałem mu chyba setny raz dzisiaj, jednak nie potrafiłem się powstrzymać, nie dowierzając własnym oczom.

– Samo spłynęło mi do przełyku, ciężko było nie połknąć – odpowiedział, lekko zmieszany.

– Nie spodziewałem się, że nie będzie cię to obrzydzało – wyznałem, opadając obok niego na materac, czując się bardzo zmęczony dzisiejszym dniem. – Nie mam chorób wenerycznych, nie musisz się martwić.

– Skoczę do łazienki i możemy iść spać – powiedział, pochylając się nade mną, aby musnąć moje wargi. – Było naprawdę przyjemnie.

Uśmiechnąłem się, widząc szczenięcą radość w jego ciemnych, ciepłych oczach. Objąłem go w szyi, unosząc się z materaca, aby oddać mu pocałunek.

– Mi również było dobrze – zapewniłem go. – Lubię uprawiać z tobą seks.

Rozchylił wargi i nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie jedynie uśmiechnął się do mnie szerzej i ostatni raz pocałował, zanim wyszedł się ogarnąć. Gdy zniknął za drzwiami, pozwoliłem sobie przyłożyć dłoń do klatki piersiowej, gdzie wyczułem mocne uderzenia szybko bijącego serca. Zachowywało się w ten nieracjonalny sposób stanowczo zbyt często, kiedy Junho był w pobliżu. Teraz reagowało tak nawet na wspomnienie jego słów, nie pozwalając mi przestać się uśmiechać, kiedy przekręcałem się na bok i wtulałem w kołdrę, opuszczając powieki. Kiedy chłopak do mnie wrócił, przytulił się do mnie od tyłu, odnajdując moją dłoń i splatając nasze palce. Czułem się bezpiecznie w jego ramionach, ciesząc się błogim spokojem, kiedy towarzyszące mi każdego dnia pragnienie pozwoliło odetchnąć na chwilę, nim z powrotem zaciśnie się na gardle.

– Bardzo cię lubię, hyung. – Ciepły szept owiał moje włosy. – Chyba więcej niż lubię.

Delikatnie uchyliłem powieki, słysząc te słowa, jednak bardzo szybko zacisnąłem je z powrotem, udając, że zdążyłem zasnąć. Udając, że nigdy nie słyszałem tego wyznania, że moje serce nie zaczęło szaleć po usłyszeniu go, że wcale nie zaangażowałem emocji w naszą relację.

– Śpisz? – dopytał, a gdy po raz kolejny odpowiedziałem mu jedynie milczeniem, złożył czuły pocałunek na czubku mojej głowy. – Jesteś moją pierwszą miłością, wiesz? Z każdym twoim spojrzeniem zakochuję się w tobie coraz bardziej, więc proszę, patrz tylko na mnie.

***

Cały ranek czułem się przy Junho bardzo niezręcznie, chociaż on zachowywał się, jakby nic się nie stało. Musiał być naprawdę przekonany, że wczorajszej nocy spałem i nie słyszałem jego wyznania. Obudził mnie pocałunkiem, informując o śniadaniu. Sam już był ubrany, pachniał czystością i, jak się później dowiedziałem, był na nogach już od kilku godzin, pozwalając mi się wyspać. Przy stole upewnił się, że dzisiaj również widzimy się na korepetycjach, a przed wyjściem pożegnał się ze mną na zaś, całując namiętnie. Na dworze pachniało deszczem, chociaż chodniki zdążyły już wyschnąć, a jedynym dowodem nocnej ulewy były liczne miski oraz wiadra wypełnione po brzegi wodą. Krzyczące dzieciaki biegały po osiedlu, niektóre miały plastikowe pistolety, inne oblewały się z kubków, na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy. Przez chwilę nawet się obawiałem, iż również zostaniemy zmoczeni, jednak bawiące się dzieci zdawały się trzymać ode mnie z daleka, jakby się bały nieznajomego, kręcącego się w okolicy.

– Do zobaczenia, hyung – pożegnał się ze mną, kiedy na przystanek podjechał odpowiedni autobus.

– Nie spóźnij się tym razem – powiedziałem przez ramię, wsiadając do pojazdu, a gdy zająłem miejsce przy oknie, po krótkiej chwili wahania, zdecydowałem się pomachać do Junho, który od razu odmachał mi z uśmiechem.

Patrzyłem na niego, tak jak tego chciał.

Całą drogę powrotną byłem pogrążony w myślach, nie potrafiąc przestać wspominać miłosnego wyznania, od którego uciekłem drobnym kłamstwem. Wierzyłem, że będzie lepiej, jeśli nie będę na nie odpowiadał, mając nadzieję, że pierwszoklasista nie zdobędzie się ponownie na odwagę. Nie chciałem deklarować swoich uczuć, nie chciałem się angażować, nie chciałem znowu dać się zranić, szczególnie że moje serce reagowało na Junho w podobny sposób jak na Siwoo.

Po prostu tak będzie dla nas lepiej.

Kiedy otworzyłem drzwi do mieszkania, moim oczom ukazał się dobrze znany mi mężczyzna, który właśnie wsuwał na stopy buty. Znieruchomiał, przyglądając się mi uważnie, jakby nie poznawał własnego syna, a gdy w końcu się wyprostował, zrobił minę pełną zniesmaczenia i dezaprobaty, zapewne wynikających z koloru moich włosów. W jednej chwili wszystkie wnętrzności ścisnęły się mocno, serce przestało bić, płuca przestały wypełniać się powietrzem, a jelita zawiązały się w supeł, wywołując ból brzucha. Instynktownie zapragnąłem rzucić się do ucieczki, przerażony perspektywą powrotu tego człowieka do mojego życia. I może naprawdę zdecydowałbym się na to tchórzliwe rozwiązanie, gdyby nie leżąca przy nim torba podróżna wypakowana po brzegi nieschludnie upchanymi przedmiotami.

– Dzień dobry, ojcze – przywitałem się bezemocjonalnym tonem ze znienawidzonym mężczyzną. – Co tutaj robisz?

– Zabieram moje rzeczy – odpowiedział, a następnie odchrząknął, niezadowolony, że musiał mi się tłumaczyć. – Widzę, że matka przygarnęła cię z powrotem, jak tylko wyrzuciła mnie za drzwi – warknął.

Resztkami silnej woli powstrzymałem się przed przewróceniem oczami. Początkowo chciałem po tej krótkiej wymianie zdań zakończyć rozmowę z ojcem i udawać, że nigdy go tutaj nie było, jednak kiedy zamknąłem za sobą drzwi i zsunąłem z nogi pierwszego buta, dotarło do mnie znaczenie wypowiedzianych przez mężczyznę słów.

– Wyrzuciła? – powtórzyłem, zatrzymując go, gdy już sięgał do klamki, niosąc dużą torbę na ramieniu. – Myślałem, że wspólnie postanowiliście się rozejść, ponieważ do siebie nie pasowaliście.

Prychnął i zmierzył mnie wzrokiem.

– Pasowaliśmy do siebie, póki ta baba, co miała leczyć pedałów, nie zrobiła jej prania mózgu jakimiś bzdetami o tolerancji – warknął, wychodząc i nawet się nie żegnając.

Drzwi zamknęły się, elektroniczny zamek zachrobotał, a ja zostałem z powrotem sam z moimi myślami, ignorując pojedynczą łzę, która przecięła policzek i skapnęła na podłogę.

Więc... Moja mama jednak wybrała mnie, jednak mnie kochała i uczyła się akceptować...

Poczułem się, jakbym pierwszy raz od dwóch lat z powrotem mógł wziąć normalny oddech, bez ciężkiego kamienia przygniatającego klatkę piersiową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top