3 | the punishment

Wychowawca nie był przychylny temu, by przymknąć oko na moje piłowanie paznokci na lekcji koreańskiego zamiast słuchania nauczycielki i prowadzenia notatek. Musiałem ze spuszczoną głową wysłuchać jego kazania, myśląc jedynie o tym, jak rodzice zareagują na uwagę o takiej treści. Cieszyłem się jak jeszcze nigdy, że nie będzie mnie w domu i nie zostanę obdarowany tekstami ojca o manicure'u, makijażu i chodzeniu w sukienkach, z czym, jego zdaniem, wiązało się bycie gejem. Matka zapewne dodałaby od siebie coś w rodzaju myślenia o własnej przyszłości, dostaniu się na dobre studia, znalezieniu dobrze płatnej pracy i utrzymaniu rodziny, którą założę, jak tylko przejdzie mi mój „nastoletni bunt". Kiedy wróciłem pod salę, przy drzwiach czekał na mnie Hayoon, spodziewając się, że powrócę na miejsce zbrodni jak każdy winny.

– I co? – zapytał mnie, kiedy przewróciłem oczami, zatrzymując się tuż przed nim. – Aż tak źle?

Napełniłem policzki powietrzem, sprawiając, że stały się jeszcze pulchniejsze niż normalnie, a następnie wypuściłem tlen, wydając dźwięk imitujący pierdzenie.

– Dupa – odpowiedziałem, tłumacząc znaczenie wcześniejszego zachowania, które wywołało uśmiech na twarzy przyjaciela. – Kazał mi zostać po lekcjach i uprzątnąć salę z materiałami dodatkowymi.

– Na pierożki mandu, to ta sala, w której powiesił się tamten uczeń – powiedział, zasłaniając usta w teatralny sposób. – Ponoć jego duch nadal się w niej pojawia i zabija niegrzecznych uczniów zostających po zajęciach.

– Jeszcze jedno słowo, a sam cię tam powieszę – mruknąłem, a Hayoon zaczął się śmiać, uginając nogi w kolanach, by zrównać się ze mną wzrostem.

– O ile dosięgniesz do mojej szyi – dodał, więc spróbowałem uderzyć go w jego pusty, tleniony łeb. Oczywiście właśnie tego się po mnie spodziewał i zrobił unik, uśmiechając się zwycięsko.

Mimo wszystkich złośliwości, którymi wymienialiśmy się czule, uwielbiałem tego człowieka. Był dobrym przyjacielem: wiernym i oddanym. Zawsze mogłem na niego liczyć i starałem się, aby on miał we mnie oparcie. Chociaż nasza przyjaźń w większości polegała na wspólnym wygłupianiu się i dogryzaniu sobie nawzajem, zdarzały się też chwile, w których na naszych twarzach gościła powaga, a w sercach wspólnie noszony ból. Pamiętałem te ciężkie dni, kiedy jeszcze w gimnazjum niespodziewanie odszedł dziadek Hayoona, a on przez kilka godzin płakał na moim ramieniu, nie potrafiąc pogodzić się z odejściem ukochanego członka rodziny. Nie uciekaliśmy, gdy robiło się ciężko, znajdując w sobie oparcie absolutnie zawsze, i wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek zabiłbym człowieka i potrzebowałbym ukryć ciało, to mój przyjaciel od razu by mi w tym pomógł, nie zadając zbędnych pytań.

Podobnie było właśnie w tym przypadku, kiedy oboje staliśmy w progu sali z materiałami dodatkowymi, przesuwając wzrokiem po różnych mapach, gigantycznych linijkach, ekierkach i cyrklach oraz jakichś zakurzonych słownikach, o których istnieniu nie pamiętali nawet najstarsi nauczyciele, którzy w dzieciństwie bawili się z dinozaurami. Moje wargi rozchyliły się, a nos Hayoona zmarszczył, gdy doleciały do niego pyłki kurzu.

– Przypomnij mi, co my mamy tutaj zrobić? – dopytał, wchodząc jako pierwszy do środka.

– Posprzątać, Ha. Posprzątać – westchnąłem, idąc w jego ślady i oglądając się na wiaderko, mopa i miotłę, które przynieśliśmy ze sobą. – Obawiam się, że nie mamy wystarczająco amunicji.

– Tak, przyda się jeszcze miska z wodą, ścierka lub gąbka, a najlepiej ekipa sprzątająca.

– Masz namiary do jakiejś? – zapytałem.

– Myślisz, że by przeszło? – dopytał, wyciągając z kieszeni telefon, jakby naprawdę chciał zatrudnić kogoś do wykonania mojej kary. – Może nauczyciele się nie...

– Żartowałem przecież, głupku! – zawołałem, widząc, że przyjaciel już wpisał w przeglądarkę internetową odpowiednią frazę, aby zdobyć namiary do firmy świadczącej usługi sprzątające.

– Ja przecież też – odpowiedział, chociaż miałem wątpliwości co do szczerości tej deklaracji. Blondyn wsunął telefon do tylnej kieszeni spodni, ale bardzo szybko wyciągnąłem go z powrotem i odblokowałem pinem, który podpatrzyłem już wiele miesięcy temu, a Hayoon, doskonale o tym wiedząc, celowo go nie zmienił. – Co robisz?

– Nie możemy zatrudnić ekipy sprzątającej, ale możemy włączyć muzykę – powiedziałem, uśmiechając się do niego.

– Przyznaj, że to był pretekst, by zmacać mój tyłek – mruknął, poruszając w zabawny sposób brwiami, a ja zaśmiałem się głośno.

– Tyłek mojego przyjaciela jest moim tyłkiem! – krzyknąłem.

Śmiech Hayoona zmieszał się z moim.

***

Samochód Siwoo zaparkowany był pod samym budynkiem szkoły, korzystając z tego, że znaczna większość miejsc parkingowych była pusta. Pożegnałem się z przyjacielem, który podbiegł do czekającego na niego szofera, a następnie wsiadłem do Hyundaia, spoglądając przepraszająco na kierowcę. Chłopak miał zamknięte oczy i udawał, że spał, ale kąciki jego ust uniosły się nieznacznie do góry, gdy opadłem na fotel pasażera. Moje serce zadrżało radośnie na jego widok, wiedząc, że żadnego człowieka na tym świecie nigdy nie pokocha bardziej od niego, był moim wszystkim: szczęściem, ostoją, domem i tlenem, wypełniającym płuca, bym mógł żyć.

– Przepraszam – odezwałem się pierwszy, przysuwając do szatyna, by móc złożyć czułego całusa na jego ogolonym na gładko policzku. – Zeszło się nam trochę dłużej, niż przewidywałem.

Siwoo delikatnie uchylił powieki, zerkając na mnie kątem oka, i wydął wargi, obrazując swoją nieszczerą złość na mnie. Uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę z tego, co chce osiągnąć w ten sposób, i ponownie przysunąłem się do niego, by pocałować go w policzek, następnie w płatek ucha, linię szczęki, a gdy odwrócił głowę w moją stronę, jeszcze w czubek nosa, by ostatecznie przycisnąć pełne wargi do jego. Nasz pocałunek był delikatny, ale czuły i nieśpieszny, chyba właśnie takie lubiłem najbardziej...

A przynajmniej wtedy, kiedy nie uprawialiśmy seksu.

– Gdybyś nie był niegrzeczny, to nie dostałbyś kary – mruknął w moje usta, nim złożył na nich ostatniego, szybkiego całusa.

Przycisnąłem plecy do oparcia fotela, sięgając po pas, by go zapiąć, a chłopak w tym czasie odpalił samochód, warcząc dość głośno silnikiem. Czułem się zmęczony tym dniem, więc z ulgą wracałem do domu... Do domu Siwoo. Jego mama z pewnością czekała już z obiadem, traktując mnie jak członka rodziny czy jednego z domowników, którym może po części byłem. Nie wyobrażałem sobie dalszego życia, kiedy pokój mojego chłopaka będzie stał pusty, a nas będą dzieliły setki kilometrów.

Kto wtedy będzie ratował mnie z opresji, kto będzie przytulał i powtarzał, że mnie kocha, kogo będę całował i z kim się kochał? Nie chciałem, żeby wyjeżdżał i pragnąłem błagać go, by odroczył studia, ale nie miałem prawa tego od niego wymagać. Jeśli chciałem być dobrym partnerem, musiałem myśleć o tym, co będzie najlepsze dla mojego ukochanego. Dostał się na naprawdę dobrą uczelnię, na swój wymarzony kierunek, więc nie miałem prawa odbierać mu tego. Nie dla swojego widzimisię. Przecież to tylko rok... nie, to tylko kilka miesięcy rozstania, byśmy później mogli już do końca naszych dni trwać obok siebie.

– Dlaczego się nie odzywasz? – dopytał, kiedy już którąś minutę w samochodzie panowało milczenie, przerywane jedynie monologiem spikera w radiu, wręcz recytującego najnowsze wiadomości. – Tak źle?

– Hmm?

– Czy tak bardzo zmęczyło cię sprzątanie tej sali? – sprecyzował.

– Nie – odpowiedziałem szczerze. – Było nawet zabawnie.

Uśmiechnąłem się do Siwoo, wspominając Hayoona grającego na miotle niczym na gitarze i siebie śpiewającego do ociekającego wodą mopa, który robił jedynie kałuże na podłodze. Zapewne właśnie dlatego ogarnięcie sali zajęło nam aż tyle, ale nie żałowałem czasu, który zmarnowaliśmy na wygłupy, bo to one sprawiły, że kara przestała być karą, a przynajmniej częściowo.

– Powinieneś bardziej skupiać się na lekcjach...

– Błagam – przerwałem mu. – Nie matkuj mi, nasłuchałem się już tego.

– Minsu, kochanie, nie chcę ci matkować, ja po prostu się o ciebie troszczę – westchnął. – Nie będę wciskał ci kitu, że byłem nienagannym uczniem, bo doskonale wiesz, że spóźniałem się na lekcje, by całować się z tobą po kątach, ale chcę dla ciebie jak najlepiej.

– To były piękne czasy – przyznałem, wspominając początek naszego związku, kiedy jeszcze przeżywaliśmy ze sobą nasze pierwsze razy. Ten strach przed przyłapaniem nas na namiętnych pocałunkach, którymi wymienialiśmy się na przerwach, szukając przeróżnych miejsc, by ukryć się przed wzrokiem innych uczniów. Ta ekscytacja i nutka niepewności, euforia wywołana odwzajemnionym uczuciem. Nasz niedoszły pierwszy seks, który powinien zostać ogłoszony najbardziej żenującym pierwszym razem na świecie przez mój buntujący się z nerwów żołądek i jelita. – Chociaż niektórych rzeczy wolałbym nie pamiętać – dodałem, kładąc dłoń na udzie Siwoo, które było teraz zasłonięte przez sztywny materiał czarnych spodni.

– Wiem, o czym myślisz... – powiedział, a moje palce mocniej ścisnęły jego nogę.

– Nawet się nie waż o tym wspominać – warknąłem, ale uśmieszek na ustach chłopaka jednoznacznie wskazywał na to, że właśnie to zamierza zrobić.

– Kocham cię, nawet wtedy, kiedy masz biegunkę – wyznał, a ja wydałem z siebie dźwięk niezadowolenia, który przypominał ryczenie łosia.

– Nienawidzę cię!

– W zdrowiu i w chorobie, kochanie.

– Nie wiem, czy kochałbym cię, jakbyś miał biegunkę.

Siwoo zaśmiał się z moich słów, a jego dłoń na krótką chwilę z kierownicy przeniosła się na moją, którą wciąż ściskałem udo chłopaka, by móc ją przykryć i pogładzić czule. Nasze palce przeplotły się, a moje serce otuliło przyjemne ciepło, którego źródłem potrafił być jedynie ten jeden człowiek.

Czasami zastanawiałem się, co bym zrobił, gdyby nie odwzajemnił moich uczuć? Gdybym ja się nigdy w nim nie zakochał? Wierzyłem, że tylko jedną osobę w całym naszym życiu kocha się tak wyjątkowo i mocno, a każda następna miłość jest czymś znacznie mniej prawdziwym. Siwoo był moją pierwszą miłością i nie wyobrażałem sobie, bym mógł kiedyś przestać go kochać lub pokochać kogoś tak bardzo, jak jego. Jakby moje serce zostało stworzone tylko po to, by bić dla niego.

– Kochałbym cię – szepnąłem, a szatyn zerknął na mnie przelotnie, by po chwili z powrotem wbić spojrzenie w drogę przed nami. – Z biegunką – dodałem, na co uśmiechnął się tak szeroko, że mogłem dostrzec jego zaróżowione dziąsła.

– To dobrze, bo Yubin pomagała mamie ugotować obiad – powiedział, śmiejąc się. – To dziecko nie powinno wchodzić do kuchni.

– A właśnie! – Przypomniałem sobie o czymś. – Jeśli mowa o dzieciach...

– Tylko nie mów, że jesteś w ciąży! – krzyknął. – Przecież się zabezpieczamy!

– Przymknij się, głupku! – warknąłem rozbawiony. – Twój były wychowawca dostał nową klasę. Chodzi do niej taki gówniarz, który... Jak to leciało? Nie chciałbym, żeby ktoś...

– Żeby ktoś?

– Nie wiem, nie dokończył. Jak myślisz, o co mogło chodzić?

– Hmm – mruknął, marszcząc uroczo brwi i nos. – Mam być zazdrosny? Myślałem, że nie lubisz młodszych.

– Nazwał mnie pedałem, a ja nie lubię ograniczonych umysłowo debili – westchnąłem. – Ale coś ukrywa i jestem ciekawy co. Może jest z Korei Północnej i przebywa tutaj nielegalnie? Albo był świadkiem morderstwa? Albo...

– Masz szlaban na Lucyfera.

– Ej!

Chłopak już nic nie odpowiedział, zatrzymując samochód na podjeździe i odpinając pas. Poszedłem w jego ślady, łapiąc moją torbę szkolną, i wysiadłem z samochodu, by podbiec w stronę drzwi wejściowych do domu, a następnie przytulić się do pleców Siwoo, utrudniając mu chodzenie przez dodatkowy bagaż. Szatyn udawał, że wcale nie przykleiłem się do niego, wciąż prąc naprzód i ciągnąc mnie ze sobą, aż w końcu mimowolnie roześmiał się, kiedy prawie przewróciliśmy się na dwóch stopniach, które musieliśmy pokonać, by dostać się do drzwi. Wcisnąłem nos w jego łopatkę i wypełniłem płuca jego zapachem – zapachem mojego tlenu.

***

Do pokoju szedłem prawie po omacku, widząc jedynie niewyraźnie, kolorowe plamy zamiast ścian, drzwi czy mebli. Plamę przypominającą Siwoo zastałem w łóżku częściowo przykrytą plamą w kolorze jego pościeli, a kiedy podszedłem bliżej, mogłem dostrzec kolejną plamę, którą zapewne był smartfon mojej plamy-chłopaka. Usiadłem obok niego, klepiąc się po nawilżonej aloesem twarzy, a materac przyjemnie ugiął się pod ciężarem mojego ciała. Górne światło było już zgaszone, więc pomieszczenie oświetlała jedynie lampka nocna w kształcie renifera, którego nos wypełniał pokój przyjemnym, ciepłym światłem. Ów przedmiot był prezentem, który Siwoo dostał ode mnie na nasze pierwsze wspólne święta, kiedy objadaliśmy się kurczakiem z KFC właśnie w tym pokoju.

– Jestem czyściutki – poinformowałem plamę, która mruknęła cicho na potwierdzenie, iż mnie usłyszała. Wydąłem dolną wargę i odsunąłem dłonie od twarzy, aby przybliżyć się do chłopaka. Przysunąłem usta do jego ucha i, owiewając je ciepłym oddechem, wyszeptałem: – Jestem czyściutki wszędzie.

– Sekunda, kochanie – spławił mnie, wciąż wgapiając się w urządzenie, więc przewróciłem oczami w dezaprobacie.

Podniosłem kołdrę, by wsunąć pod nią nagie nogi, następnie biodra osłonięte bielizną, tułów zakryty luźną koszulką i głowę z blond włosami związanymi teraz w małą kitkę na potylicy, by kosmyki nie przyklejały się do mojej pokrytej nawilżającym żelem twarzy. Pod pościelą było ciemno. Moja dłoń wymacała ciepłe ciało Siwoo, natrafiając wpierw na jego talię, a następnie, wędrując wzdłuż brzucha aż do krocza, zsunęła z niego czystą parę bokserek, by zapewnić mi dostęp do jego zwisającego członka. Moje palce chwyciły go i zaczęły delikatnie pieścić kochanka, sprawiając, że z każdą chwilą stawał się większy i twardszy. Moje usta obejmowały sztywniejące prące, a język ślizgał się po zaróżowionej żołędzi, która wysunęła się spod pokrywającej penisa skóry.

Dłoń szatyna wślizgnęła się pod kołdrę, a jego długie palce szarpnęły moim kucykiem, gdy przygotowywałem chłopaka do zapewnienia nam rozkosznego wieczoru. Docisnął mnie do swojego krocza, kiedy włożyłem członka do gardła, chcąc objąć go wargami tuż przy samej nasadzie, wyczuwając nieprzyjemne drapanie odrastających włosów łonowych. W moich oczach zebrały się łzy, kiedy odezwał się odruch wymiotny, ale potrafiłem nad nim zapanować, więc nie miałem zamiaru odsuwać się od Siwoo. Chciałem, aby mógł idealnie wyczuć ciepło i wilgoć moich ust, nim pozbawię go tego cudownego uczucia.

Kiedy się wyprostowałem, siadając na własnych piętach, zrzuciłem z głowy kołdrę, nie przejmując się tym, że spadła na podłogę. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a dłonie Siwoo od razu chwyciły mnie za biodra, zachęcając, bym usiadł na nim okrakiem. Moje wciąż zasłonięte materiałem bielizny pośladki otarły się o jego twarde prącie, a usta wpiły w te jego, kiedy zsuwał ze mnie koszulkę. Rozdzieliliśmy się tylko na tę krótką chwilę, by pozbyć się zbędnej części garderoby, a moja ręka po omacku odnalazła okrągłą gałkę od szuflady w półce nocnej i pociągnęła za nią. W środku zaszeleściły opakowania z bezzapachowymi prezerwatywami, które mój partner z jakiegoś powodu lubił najbardziej.

– Gdzie ci się tak śpieszy? – zapytał mnie, gdy przysunąłem opakowanie do ust i rozerwałem je zębami.

– Nigdzie – odpowiedziałem, prostując się, by z powrotem usiąść na Siwoo, opadając na jego krocze całym ciężarem ciała. Wyciągnąłem z folii zwiniętą gumkę, ale nim zdołałem cokolwiek z nią zrobić, ukochany powstrzymał mnie, również podnosząc się do siadu.

Jego wargi odnalazły moją szyję, a dłonie z bioder przeniosły się na nadgarstki, bym nie mógł się mu sprzeciwić. Wiedziałem, że uwielbia kochać się ze mną nieśpiesznie, wpierw obcałowując każdy skrawek mojego ciała, nim w końcu złączyliśmy je w jedno. Zawsze uważałem to za słodkie, bo dowodziło temu, że tak naprawdę zależy mu na mojej bliskości, a nie na wepchnięciu fiuta w pierwszą lepszą dziurę. Mój oddech stał się cięższy, gdy długie palce mocniej zaciskały się na moich nadgarstkach, a szyja była wilgotna od namiętnych pocałunków, które teraz przeszły na płatek ucha, zasysając go z cichym mlaśnięciem, aż w końcu wilgotny język wkradł się do jego wnętrza, podrażniając mój narząd słuchu. Westchnąłem z przyjemności, czując, jak mój penis przyjemnie łaskocze i twardnieje w bokserkach.

To właśnie była rzecz, którą uwielbiałem, chociaż niektórym mogłoby wydawać się to niesmaczne. Język śliniący i wciskający się do przewodu słuchowego działał na mnie niczym iskra nad stosem – od razu rozpalał żywy ogień podniecenia, buchający w moim wnętrzu.

– Nie przestawaj – szepnąłem do Siwoo, czując, że z każdą chwilą pragnę go coraz bardziej. Delikatnie szarpnąłem rękoma, ale dłonie chłopaka nie pozwoliły mi wykonać żadnego ruchu. To było to, czego on chciał, a ja nie zamierzałem mu odmawiać. – Może chciałbyś mnie dzisiaj związać? – dopytałem, bezbłędnie odczytując sygnały.

– Już myślałem, że nie zapytasz – odszepnął prosto do mojego ucha, nim z powrotem wepchnął do niego język. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top