26 | irresponsible
Hayoon poddał się już kilkanaście minut temu, po prostu pozwalając mi zanosić się coraz większym płaczem. Co jakiś czas zerkał na mnie, drapiąc za uchem śpiącego Tantana, którego łapki były schowane pod drobnym ciałem i gęstym futerkiem. Bardzo chciałem nad sobą zapanować, jednak nie potrafiłem. Kiedy tylko uspokajałem własny oddech, z trudem przełykając gorzkie łzy, wystarczyła raptem krótka chwila, aby wszystko wróciło do starej normy. A właściwie jej braku. Nienawidziłem siebie w tym momencie za to, że dopuściłem do tej sytuacji. Ja, nago zwinięty w kłębek w samym rogu łóżka przyjaciela, i Hayoon, również nagi, wpatrujący się w okno pustym wzrokiem.
Zapewne sprawiłem mu przykrość moim zachowaniem; wpierw rzuciłem się na niego, by już kolejny raz ujeżdżać go na miękkim, sprężynowym materacu, a kiedy było już po wszystkim, po prostu zaniosłem się płaczem i nie potrafiłem przestać. To był pierwszy raz, gdy seks nie pomógł mi poradzić sobie z okrucieństwem tego świata. Czułem, że to za mało. Potrzebowałem czegoś intensywniejszego, namiętniejszego, wyzwalającego... Czegoś, co zwykły stosunek nie był w stanie mi zapewnić, nawet jeśli doznałem spełnienia.
Tylko co mogło sprawić, że zapomniałbym o miłości mojego życia? O chłopaku, z którym byłbym już zaręczony, gdybym nie uległ pokusie tak łatwo?
– Min-Min? – Dobiegł mnie niepewny głos przyjaciela, więc podniosłem spojrzenie, czerwonych, opuchniętych oczu na jego twarz. Był dość blady, jego cudownie całujące usta wykrzywiały się w grymasie smutku, a czarne loki, będące moją nową religią, pozostawały w nieładzie po stosunku, podczas którego wplatałem w nie palce i szarpałem przy namiętnych pieszczotach.
– Umm – mruknąłem, czując, jak łzy nieprzerwanie płyną po moich policzkach.
– Nie uważam, żeby pierścionek mógł coś zmienić – szepnął, przysuwając się bliżej. – Wiem, że bardzo kochałeś... Bardzo kochasz Siwoo, ale to by niczego nie zmieniło. On wciąż byłby w Seulu, a ty tutaj. Wciąż byście się kłócili o jego współlokatora i o seks... My się nie kłócimy o takie rzeczy, my jesteśmy cały czas blisko siebie, przecież dzisiaj się do mnie wprowadziłeś i... I mogę ci kupić nawet dziesięć pierścionków, jeśli tego chcesz. Mogę wziąć z tobą ślub nawet jutro, jeśli w ten sposób sprawię, że przestaniesz płakać.
Te słowa wcale nie sprawiły, że poczułem się lepiej, ale zmotywowały mnie do kolejnej próby przełknięcie guli w gardle i zapanowania nad łzami. Mój oddech był drżący i sprawiał, że całe ciało wibrowało w jego rytm, a oczy piekły od długiego płaczu. Marzyłem o tym, by ściągnąć soczewki, zamknąć je i pogrążyć się w śnie. W śnie, w którym spałbym w objęciach Siwoo w jego pokoju w rodzinnym domu, a to wszystko okazałoby się jedynie zwykłym koszmarem.
– Przyniósłbyś mi coś do picia? – poprosiłem dziwnie zmienionym głosem.
Na twarzy przyjaciela pojawił się delikatny, czuły uśmiech.
– Gorąca herbatka dla mojego gorącego chłopaka? – dopytał, przysuwając się, by cmoknąć mnie w czubek zaczerwienionego nosa, nim zeskoczył z łóżka i wyszedł na korytarz, zakładając na siebie jedynie cienki szlafrok.
Sięgnąłem po kolejną chusteczkę z paczuszki, by się w nią wysmarkać, jeszcze bardziej zdzierając obtartą skórę, a następnie rzuciłem ją na podłogę tuż obok reszty zużytych papierków. Ciszę za uchylonym oknem przedarł nasilający się warkot sportowego silnika, przyciągając moje spojrzenie do ciemności panującej po drugiej stronie szkła. Samochód zatrzymał się tuż pod domem, zapewne jego właścicielowi nie chciało się wjeżdżać do garażu, kiedy miał ludzi, robiących to za niego, a następnie trzasnęły drzwi, by chwilę później stukot wysokich obcasów poprowadził prosto do wnętrza budynku.
Westchnąłem, mając nadzieję, że matka Hayoona odpuści sobie wcześniejsze kazanie o prezerwatywach oraz o bezpiecznym seksie, którego wciąż uparcie nie uprawialiśmy, i nie zobaczy mnie w takim stanie. Jeszcze brakowało, bym musiał się jej tłumaczyć i by kolejna kobieta ciągała mnie po lekarzach. Przyjaciel wrócił bardzo szybko i oczywiście bez herbaty, zapewne jedynie rozkazując gosposi jej przygotowanie, a już chwilę później jego słodkie wargi znaczyły te moje licznymi, czułymi pocałunkami, którymi próbował mnie pocieszyć.
– Pojedziemy jutro na zakupy – szepnął w międzyczasie w moje usta. – Kupimy nam śliczne ubranka oraz ogonki, hmm? Kupię ci wszystko, co będziesz chciał.
– Ha? – powiedziałem równie cicho, ponownie wsuwając króciutkie palce w gęste, czarne loki. – Jak szybko potrafi jeździć samochód twojej mamy?
Chłopak odsunął się ode mnie, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Zamrugał kilkukrotnie, a w jego oczach dało się dostrzec pojedyncze świetliki, które wskazywały na to, że jest bardzo zadowolony, iż może udzielić mi odpowiedzi.
– Dwieście dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę – rozpoczął swój monolog. – Do setki rozpędza się w cztery sekundy, sześciocylindrowy silnik, trzysta osiemdziesiąt pięć koni mechanicznych, sześćdziesięcioczterolitrowy...
– Wystarczy – zahamowałem go, mimowolnie odwzajemniając jego uśmiech, kiedy widziałem, jak bardzo zafascynowany był tym samochodem. – Szkoda, że twoja mama jeździ nim tak wolno. Jak ostatnio z nią jechaliśmy, wyprzedzały nas wszystkie samochody.
Przez chwilę między nami zapanowała cisza, a ja wyklinałem sam siebie, że zupełnie nie znam się na samochodach i nie potrafię pociągnąć tematu, który miał oderwać moje myśli od niespełnionej miłości do czasu, aż gosposia przyniesie mi kubek parującej herbaty. Hayoon musiał inaczej odebrać moje słowa, zdecydowanie biorąc je o wiele bardziej na poważnie, ponieważ gdy w końcu się odezwał, wyszeptał:
– Ja cię nim przewiozę – zaproponował z całkowitą powagą na twarzy.
– Ty? – prychnąłem rozbawiony, tylko przez parę sekund będąc pewnym, iż przyjaciel jedynie robi sobie żarty.
– Potrafię prowadzić samochód, uczyłem się – zadeklarował, podnosząc się z łóżka, jakby miał zamiar od razu ruszyć do pojazdu i wsiąść do niego w samym szlafroku. – Nie raz już jeździłem Porsche mamy, co prawda na pustym parkingu, ale zasady ruchu drogowego znam. Wyjedziemy na autostradę i tam będę mógł pokazać ci, jak szybko potrafi jeździć.
– Ha, twoja mama w życiu się na to nie...
– Ona o niczym się nie dowie – przerwał mi. – Samochód jest na podjeździe, więc kluczyki są na wierzchu. Teraz albo nigdy, Min-Min!
Przez dłuższą chwilę jedynie patrzyliśmy sobie w oczy; Ha zapewne czekał na moją decyzję, ja zastanawiałem się, jak mogliśmy wpaść na tak durny i nieodpowiedzialny pomysł. Dwójka nastolatków, którzy kradną samochód umiejący rozpędzić się do setki w cztery sekundy. To brzmiało bardzo źle i zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że powinienem odwieść przyjaciela od tego planu. Jednak ostatecznie nie okazałem się dużo mądrzejszy od niego, ponieważ po prostu pokiwałem głową. Zostałem obdarzony szerokim uśmiechem, który znałem tak dobrze i który przypomniał mi o starych czasach. O naszej relacji, gdy nigdy przez myśl mi nie przeszło, żeby uprawiać seks z dzieciakiem, którego ślady zębów wciąż miałem na kostce w postaci białych blizn.
– Zaraz wracam – szepnął kusicielsko, ponownie się do mnie przysuwając, by skraść wilgotny pocałunek z moich warg.
Niepewnie wstałem z łóżka, a następnie zacząłem zbierać z podłogi moją bieliznę, którą nasunąłem na siebie, podchodząc do wielkiej torby z ubraniami. Nie spodziewałem się, że świadomość utraty domu będzie mnie bolała. Przecież tak bardzo cieszyłem się, iż w końcu uda mi się uciec od wmawiającej mi heteroseksualizm matki oraz homofobicznego ojca. A jednak po wyciągnięciu czystej koszulki, zaciągnąłem się jej zapachem, tęskniąc za domem. Za ludźmi, których za dziecka podziwiałem, których kochałem, a którzy nie potrafili kochać mnie takiego, jakim byłem naprawdę.
Hayoon wrócił do pokoju, nim zdążyłem założyć spodnie. Niósł w dłoniach tacę z dwoma parującymi kubkami pełnymi ziołowopachnącą herbatą, więc od razu rzuciłem się mu na pomoc, przytrzymując drzwi i robiąc porządek na zawalonym książkami i notatkami biurku; gosposia miała zakaz sprzątania go. Chłopak wydawał się bardzo zadowolony z siebie i, kiedy odłożył nasze napoje na blat, dowiedziałem się, czemu zawdzięczał taki humor – z obszernej kieszeni szlafroka wyciągnął pilota do samochodu z charakterystycznym emblematem Porsche.
– Sukces – wymruczał, zwilżając językiem wargi, jak miał to w zwyczaju, kiedy był czymś poddenerwowany lub zestresowany. – Musimy się pośpieszyć, nim ktoś zauważy ich brak.
– To ty jesteś nagi – wytknąłem, a na mojej twarzy z zaskakującą łatwością pojawił się uśmiech.
Jak to było, że potrafiłem się uśmiechać, kiedy tak bardzo cierpiałem? Dlaczego kąciki moich ust unosiły się w radosnym grymasie, chociaż wewnętrznie rozpadałem się z rozpaczy, nie widząc nadziei na lepsze jutro? Pragnąłem jedynie cofnąć czas i wrócić do dni, które spędzałem, trzymając dłoń Siwoo.
Chciałem też o nich zapomnieć. Raz i na zawsze.
Kilka chwil później skradaliśmy się po schodach, skuleni schodząc na parter. Musieliśmy przeczekać w cieniu, aż holem przemknie gosposia, niosąca pękaty, kryształowy kieliszek oraz butelkę czerwonego wina. Gdy drzwi do salonu zamknęły się za nią, ruszyliśmy biegiem do drzwi wejściowych, rzucając się na nie, by jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Powietrze było rześkie i pachniało przyjemnie nocą, więc wypełniłem nim swoje płuca do granic możliwości, kilkukrotnie mrugając zmęczonymi po długim płaczu oczami; odnosiłem wrażenie, że teraz widzę znacznie gorzej.
Hayoon otworzył samochód odpowiednim przyciskiem, kiedy zbliżyliśmy się do białego, świeżo umytego pojazdu. Niepewnie chwyciłem za klamkę, by uchylić drzwi od strony pasażera, a już chwilę później moje ciało opadło na miękki, skórzany fotel, przyjemnie zapadając się w siedzisku, jakby było stworzone po to, aby spędzić na nim wieczność. Przyjaciel już siedział tuż obok mnie i właśnie zapinał pas, więc postanowiłem wziąć z niego przykład i zrobić to samo. Dopiero wtedy po raz kolejny nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, ostatni raz upewniając się, że naprawdę chcemy to zrobić. Gdy już nie mieliśmy wątpliwości, że jesteśmy nieodpowiedzialnymi kretynami, silnik zawarczał, przecinając ciszę niczym ostry nóż rozdzierający jedwabny materiał. Samochód wpierw wyrwał się do przodu, sprawiając, że serce podeszło mi do gardła, nim Ha przeprosił mnie pośpiesznie, naprawiając swój błąd.
Nie kłamał, mówiąc, że potrafi prowadzić. Brama otworzyła się automatycznie dzięki jednemu przyciskowi, więc już bez większych problemów wyjechaliśmy na pustą ulicę. Udało mi się rzucić krótkie spojrzenie w kierunku domu państwa Jin, nim zastąpiły go inne domy, a my zaczęliśmy sunąć wzdłuż czarnej, asfaltowej ulicy. Dopiero przy którymś zakręcie, kiedy powoli zaczęliśmy zbliżać się do autostrady prowadzącej poza miasto, zacząłem uświadamiać sobie, że naprawdę udało nam się ukraść samochód matki Hayoona, a teraz jechaliśmy na wspólną przejażdżkę, nie przejmując się późniejszymi konsekwencjami.
Pierwszy zacząłem się śmiać, a śmiech przyjaciela dołączył do mojego chwilę później. Światła latarni wpadały do wnętrza pojazdu, kiedy silnik Porsche przyjemnie warczał, a przyśpieszenie wbijało nas w fotele. Sięgnąłem do przycisku otwierającego okno, aby wysunąć przez nie dłoń. Silny opór powietrza uderzył w nią boleśnie, co tylko zwiększyło mój niekontrolowany wybuch radości, gdy nasze włosy szarpał wiatr wdzierający do środka.
– Szybciej! – zawołałem między kolejnymi falami śmiechu, kiedy w końcu dołączyliśmy się do niewielkiego ruchu na autostradzie.
Noga Hayoona od razu przycisnęła gaz, głośniejszy warkot dobiegł naszych uszu, a siła przyśpieszenia wbiła jeszcze głębiej w skórzane fotele, kiedy zaczęliśmy wyprzedzać wszystkie wlokące się pojazdy. Zacząłem wydawać okrzyki radości, niczym Indianie z bajek dla dzieci, by już po chwili zdecydować się na wrzeszczenie słów jednej z moich ulubionych piosenek. Do mojej parodii śpiewu dołączył się przyjaciel, stukając palcami o kierownice, którą musiał co chwilę skręcać, by wyskakiwać zza samochodów i zajmować wolne pasy, wyprzedzając zupełnie niezgodnie z przepisami. Wiedziałem, że jeden zły ruch lub zwykły przypadek mogą kosztować nas oraz innych ludzi życia, jednak w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło.
Może wręcz przeciwnie... Może chciałem umrzeć tej nocy, by już nigdy nie obudzić się z daleka od objęć ukochanego... Może zupełnym szaleństwem próbowałem o nim zapomnieć... Z każdym dniem przekonywałem się coraz bardziej, że tak naprawdę nie znam samego siebie.
Pociągnąłem za pas, żeby odciągnąć go od ciała i pochylić się nad udami przyjaciela. Nie odepchnął mnie, nie uderzył ani nie skrzyczał, kiedy zacząłem rozpinać jego rozporek, chcąc dostać się do interesującej mnie części ciała. Przeciwnie, wysunął swoje biodra do przodu, by zapewnić mi lepszy dostęp, i zamruczał z przyjemności, gdy wsunąłem jeszcze miękkiego członka do ust.
– Jest zajebiście – wymruczał, a jego oddech z każdą chwilą stawał się cięższy. – Tylko nie wybrudźmy tapicerki, kochanie.
Nie odpowiedziałem, całkowicie skupiając się na ssaniu twardniejącego penisa. Pragnąłem wepchnąć go głęboko do garda i krztusić się jego długością oraz grubością. Chciałem przygotować mojego partnera i upewnić się, że będzie wystarczająco twardy, nim zacznę go ujeżdżać gdzieś na pustym zjeździe z autostrady. Poczułem dużą dłoń, czule gładzącą moje włosy i zachęcającą mnie do dalszych pieszczot, więc zacisnąłem dłoń u nasady członka, znacznie żwawiej zaczynając ruszać głową. Uwielbiałem obciągać, uwielbiałem mieć penisa w ustach, zasysać na nim wargi, lizać zaróżowioną żołądź i przełykać wypływający z niej preejakulat. Uwielbiałem też to, że Hayoon był zawsze chętny i jeszcze nigdy nie odmówił mi seksu. Jeszcze.
– Zjadę... – wykrztusił z siebie podwyższonym głosem i wysunął palce z moich włosów, a chwilę później dobiegł mnie dźwięk włączonego kierunkowskazu, który przyjemnie podrażniał mój zmysł słuchu.
Uniosłem się, obdarzając przyjaciela uśmiechem pełnym satysfakcji, i przysunąłem się do jego ucha, aby wsunąć do środka śliski język. Nie byłem pewien, jak zareaguje na moją ulubioną pieszczotę, ale i tym razem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, mrucząc piskliwie z przyjemności. To zachęciło mnie do namiętniejszego wpychania się w jego przewód słuchowy i pokrywania go śliną, a skórzany fotel zatrzeszczał cicho.
– Minsu, kurwa – przeklął, dość agresywnie zatrzymując samochód, więc musiałem przytrzymać się kokpitu, aby nie uderzyć o nic. – Chcesz, żebym doszedł tak szybko?
Zachichotałem z zadowoleniem, całkowicie zapominając, jaki byłem nieszczęśliwy jeszcze kilkanaście minut temu.
– Chcesz mnie przelecieć w samochodzie matki? – dopytałem, zaciskając dłoń na twardym udzie Hayoona.
– Nie – odpowiedział, a kiedy uniosłem zdziwiony brwi, uśmiechnął się zwycięsko. – Chcę pieprzyć cię na samochodzie matki – doprecyzował. – Więc wysiadaj.
Nie zamierzałem ukrywać, iż bardzo podobała mi się ta wizja, więc pośpiesznie zacząłem odpinać pas, by z lekkim trudem podnieść się z niskiego fotela i wysiąść na samym środku niczego. Po naszej lewej stronie przebiegała jasno oświetlona autostrada, po której co chwilę przemykał samochód; nieliczne osobówki i znacznie więcej dużych ciężarówek. Powietrze było chłodne i śmierdziało spalinami, jednak nie przejmowałem się tym, przechodząc na przód pojazdu, jedynie kątem oka zerkając na majaczące w oddali zabudowania. Przy masce czekał już na mnie Hayoon, który poprawiał swoje rozpięte spodnie, z których wystawał sterczący, nabrzmiały i błyszczący od śliny penis.
Przygryzłem delikatnie dolną wargę, chcąc być bardziej uwodzicielski, a następnie, sunąc dłonią po białym, błyszczącym lakierze, oparłem się pośladkami idealnie na emblemacie Porsche. Moje nogi się rozłożyły, robiąc miejsce dla przyjaciela, który napierając swoimi wargami na moje wargi, zmusił mnie do położenia się lędźwiami na masce. Nasze języki ślizgały się po sobie, kiedy dłonie Hayoona agresywnie zsuwały ze mnie spodnie wraz z bielizną. Czułem narastające pieczenie w miejscach, gdzie jego paznokcie za mocno przesunęły się po mojej skórze, jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Z całych sił próbowałem mu pomóc; lewy but wylądował na drodze, a zbędne ubrania zawisły jedynie na prawej łydce. Zacisnąłem uda na talii chłopaka, kiedy skończył spluwać solidne porcje gęstej śliny na swoją dłoń, którą wpierw nawilżył swojego penisa, a następnie wtarł resztę w wejście do mojego ciała.
– Będzie bolało – ostrzegł, z trudem wsuwając we mnie dwa palce.
– Chcę, żeby bolało – odpowiedziałem, próbując znaleźć wygodną pozycję na samochodzie, jednocześnie delikatnie obawiając się, że wgniotę maskę tak drogiego pojazdu.
– Wedle życzenia, kochanie – szepnął, dość brutalnie rozciągając mnie czterema palcami i przygotowując na wciśnięcie do środka czegoś znacznie grubszego.
Więc znowu to się działo? Znowu uciekałem od okrucieństwa tego świata, odnajdując szczęście w cielesności? Kiedy penis w tyłku stał się moimi tabletkami szczęścia?
Początkowo myślałem, że tylko Siwoo może sprawić, że będę czuł się tak szczęśliwy. Myślałem, że wynika to z mojej miłości do niego i z jego miłości do mnie. Najwidoczniej się myliłem, ponieważ nie kochałem Hayoona, a mimo to uśmiechałem się z błogością, co chwilę cicho chichocząc, kiedy w końcu wsunął we mnie członka, wywołując nieprzyjemne pieczenie odbytu, który jedynie sprawiał, że chciałem więcej. Chciałem czuć bardziej i dłużej, chciałem, żeby ta bliskość nigdy się nie kończyła, ponieważ obawiałem się, że kiedy doznamy wspólnego orgazmu, kończąc tę chwilę uniesienia, nie będzie już mnie. Tylko ten seks i ten fizyczny ból we wrażliwym miejscu sprawiały, że istniałem, że nie rozpadałem się na miliardy drobnych kawałeczków, rozsypując po ziemi niczym pył.
Nie szczędziłem strun głosowych, jęcząc znacznie głośniej niż przyjaciel, a mój głos odbijał się echem od pustki i mieszał z szumem przejeżdżających pojazdów na autostradzie. Wbijałem palce w ramiona Ha, którymi przytrzymywał moje uda, bym nie zsunął się na ziemię ani za mocno nie naciskał na maskę samochodu, kiedy pośpiesznie uderzał kroczem w nagie, wypięte pośladki. Główka mojego penisa ocierała się o jasną bluzkę, zostawiając na niej wilgotną plamę z przezroczystego, intensywnie wypływającego preejakulatu. Jasnobrązowe włosy rozsypały się na białym lakierze, kiedy opadłem na niego plecami i przyglądałem się wszystkim martwym owadom, które rozpaćkały się na nim podczas jazdy. Z pewnością nie było to najhigieniczniejsze miejsce do uprawiania seksu i uważałem, że różne filmy przesadnie je romantyzują, ale zupełnie nie przejmowałem się tym, kiedy przyjemne ciepło robiło fikołki w moim podbrzuszu.
– Jesteś piękny... – Usłyszałem głos zasapanego przyjaciela. – Zajebiście piękny, kiedy leżysz z rozchylonymi wargami i przymrużonymi oczami na tej bieli.
Uśmiechnąłem się, przenosząc spojrzenie na jego lekko wilgotne od potu czarne loki, a następnie uniosłem wzrok na granatowe niebo obsypane milionami gwiazd, mieniącymi się jak diamenty.
– Wszystko w tej chwili jest zajebiście piękne – odpowiedziałem, będąc niewiele mniej zasapany i zdecydowanie zbyt bliski orgazmu – To najpiękniejsza chwila w moim życiu.
– Wyjdź za mnie.
– Hmm? – mruknąłem, nie wiedząc, czy się nie przesłyszałem, i ponownie zerknąłem na przyjaciela.
– Wyjdź za mnie, Min-Min – powtórzył swoje oświadczyny, nieprzerwanie poruszając się w moim wnętrzu i uderzając idealnie w prostatę. – Zostaniesz moim mężem?
Otworzyłem szeroko oczy, a serce zaczęło kołatać z nerwów.
Nie chciałem przyjmować tych oświadczyn, nie chciałem nawet myśleć, że kiedykolwiek mógłbym poślubić kogoś innego niż Siwoo, ale czułem, że nie mam wyboru. Co, jeśli odmówię, a Ha nigdy więcej się ze mną nie prześpi? Potrzebowałem go, potrzebowałem seksu, więc musiałem zgodzić się na ślub z kimś, kogo nie kochałem, a przynajmniej nie w ten sposób.
Zacisnąłem mocniej palce na rękach Hayoona, zapewne przebijając mu skórę idealnie wypiłowanymi paznokciami, kiedy biała substancja wydostała się z mojego penisa. Wystrzeliła z taką siłą, że poczułem ciepło własnej spermy na szyi i wargach oraz usłyszałem jak duże, gęste i podłużne krople uderzają w maskę Porsche. Nigdy w życiu nie sądziłem, że tak bardzo się ucieszę z niebieskoczerwonych, mrugających świateł, które wypełniły ciemność, gdzie nie sięgał blask latarni oświetlających autostradę. Syrena zawyła krótko, kiedy radiowóz zatrzymywał się tuż za skradzionym przez nas samochodem, a przyjaciel od razu wysunął się ze mnie, klnąc pod nosem, i schował nabrzmiałego członka w spodnie, chociaż właśnie zaczął szczytować, więc szybko zrobiła się na nich mokra plama. Ja nawet nie zdążyłem wsunąć na siebie bielizny, nim policjant oświetlił nasze twarze jaskrawo świecącą latarką i zacmokał z dezaprobatą, przyłapując dwóch nieletnich ekshibicjonistów na seksie w miejscu publicznym.
– A myślałem, że to będzie nudny patrol. – Tymi słowami podsumował zaistniałą sytuację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top