11 | sugar daddy
Pięć tygodni później.
Spacerowałem nieśpiesznie jednym z zatłoczonych korytarzy galerii handlowej, wysłuchując zażaleń Hayoona, który już w kolejnym sklepie z rzędu nie znalazł swojej wymarzonej kamizelki, mającej pasować do koszuli, którą ojciec przywiózł mu zza granicy. Byłem posłusznym przyjacielem, który dał się przekupić kubkiem mrożonej kawy z bitą śmietaną w zamian za dotrzymywanie mu towarzystwa podczas wielogodzinnych poszukiwań. Nie był zadowolony ze swoich dzisiejszych zakupów, na co wskazywał jego grymas i kilka nieprzyjemnych słów opisujących asortymenty sklepów, chociaż obaj nieśliśmy pełno toreb wypełnionych nowymi ciuchami Hayoona, który w jednym sklepie wydawał więcej, niż ja dostawałem od rodziców w przeciągu całego roku.
– Czy tak ciężko jest wybrać jakiś przyzwoity materiał na kardigan? – zapytał mnie dość nagle, a ja wzruszyłem ramionami, nie wyciągając nawet słomki z ust. – Czemu wszystkie odcienie brązu wyglądają jak stolec Tantana?
– Czym ty karmisz tego psa? – zapytałem, a Ha przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. – To już ostatni sklep, Min-Min – obiecał, kiedy przekroczyliśmy próg kolejnej placówki z markową odzieżą. – Potem pójdziemy na twoje zakupy.
– Nie mam żadnych zakupów – odpowiedziałem, uśmiechając się do ekspedientki, która mordowała wzrokiem mój kubek z kawą. – Idę usiąść w poczekalni dla znudzonych mężów, zanim mnie wyrzucą.
– Dobrze, kochanie – odmruknął, puszczając mi oczko, więc pokazałem mu język, zmierzając w stronę obitych czarną skórą foteli i kanap.
Opadłem na miękkie siedzenie, które zapadło się pode mną i zerknąłem z rozbawieniem na mężczyznę, który przysypiał kilka miejsc dalej, mając na kolanach stos eleganckich sukienek. Wygrzebałem z kieszeni telefon, aby sprawdzić, czy nie dostałem żadnej wiadomości od Siwoo, z niezadowoleniem dostrzegając pustą skrzynkę odbiorczą. Wiedziałem, że skończył już zajęcia, a to oznacza, że w tym momencie powinien się pakować na weekend, nim wsiądzie do samochodu, żeby w końcu do mnie przyjechać. Minęły dwa tygodnie, od kiedy się z nim widziałem, i umierałem ze zniecierpliwienia. Pragnąłem, aby ten dzień skończył się jak najszybciej, tylko żebym już mógł powitać sobotni poranek w ramionach ukochanego, wiedząc, że mamy prawie dwa dni na nacieszenie się sobą, nim ponownie nadejdzie nasze rozstanie. Dlatego tak bardzo czekałem, aż dostanę wiadomość od chłopaka z informacją, że właśnie wyjeżdża z Seulu i za kilka godzin już będę miał go przy sobie.
– Moja wiara w ludzkość odzyskana! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Hayoona, który rzucił torby z zakupami tuż przy moich nogach, a teraz przykładał do swojej klatki piersiowej kamizelkę w kolorze butelkowej zieleni. – Myślę, że będzie idealna.
– Jest ładna.
– Mam też coś dla ciebie – dodał, podając mi srebrną kurtkę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak folia aluminiowa, jednak im dłużej przyglądałem się strukturze materiału i rozmieszczeniu czarnych pasków, ładnie podkreślających ramiona, tym bardziej doceniałem projektanta. – Będzie genialnie na tobie leżeć, a ja już nie mogę znieść bezguścia, które na sobie nosisz.
– Nie potrzebuję nowej...
– Nie możesz trzeci rok chodzić w tym samym – przerwał mi. – Przymierz chociaż, żebym wiedział, czy rozmiar dobry wziąłem.
Przewróciłem oczami, na co przyjaciel zacmokał karcąco, i odłożyłem resztkę kawy na szklany stoliczek, by przyjrzeć się kurtce. Od razu rzucało się w oczy, że jest wykonana bardzo starannie oraz z materiału wysokiej jakości i z pewnością była czymś, co chętnie bym nosił; cóż, Hayoon znał mój gust lepiej niż ja sam. Jednak gdy tylko zerknąłem na metkę, dostrzegając na niej sześć cyfr, poczułem uderzenie gorąca, które od razu wywołało zawroty głowy.
– Hayoon – mruknąłem do przyjaciela, wciskając w niego materiał. – Moja nerka kosztuje mniej.
– Przesadzasz – odpowiedział, łapiąc mnie za nadgarstek i zmuszając tym samym do wstania, aby spróbować wepchnąć mnie w przyniesione ubranie.
– Przymierzę, ale nie stać mnie na to, Ha – powiedziałem, posłusznie wsuwając ręce w rękawy, z wielkim niezadowoleniem dostrzegając, że kurtka pasowała na mnie wręcz idealnie. – Masz oko – dodałem, przyglądając się uważnie mojemu odbiciu w lustrze i poprawiając tlenioną grzywkę.
– Wyglądasz naprawdę seksownie – podsumował, wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła. – Kupię ci ją.
– Nie jesteś moim sugar daddy – skarciłem przyjaciela. – Nie kupuj mi niczego.
– A o kawę sam się dopominał...
– Kawa kosztowała o dwieście tysięcy wonów mniej – syknąłem na niego.
– Potraktuj to, jako prezent na urodziny – westchnął, pomagając mi ściągnąć z siebie srebrną kurtkę i odłożył ją na torby z zakupami.
– Urodziny mam za pół roku.
– Szczegół. – Machnął ręką, odchodząc w stronę przymierzalni, aby ubrać na siebie kilka upatrzonych ciuchów, a ja z powrotem opadłem na fotel, wbijając spojrzenie w srebrną kurtkę.
Chciałem ją jak cholera, ale nie chciałem też wykorzystywać Hayoona. Nie przyjaźniłem się z nim dla pieniędzy, nigdy nie oczekiwałem od niego, że będzie płacił mi za naszą relację, więc ciężko było mi przyjąć tak drogi prezent, nawet jeśli wyglądałem w nim naprawdę zajebiście.
Wypuściłem głośno powietrze, sięgając po telefon, by upewnić się, że podczas tej krótkiej rozmowy z przyjacielem nie dostałem żadnej wiadomości od chłopaka, ale po raz kolejny czekało na mnie jedynie rozczarowanie w postaci ciszy. Wcisnąłem urządzenie z powrotem do kieszeni, przyglądając się butom przyjaciela, kiedy ten się przebierał osłonięty grubym materiałem, co chwilę mimowolnie zerkając na czekającą na nas kurtkę.
Nie możesz przyjąć tak drogiego prezentu, Minsu. Po prostu nie możesz.
***
– Wróciłem! – zawołałem głośno, przekraczając próg mieszkania, od razu zrzucając buty.
Gdzieś z salonu dobiegł mnie głos matki, która odpowiadała mi na moje przywitanie, przekrzykując telewizor, z którego dobiegały głosy aktorów jakiejś dramy. Wyjrzałem ostrożnie na korytarz, próbując określić położenie ojca, którego plecy dostrzegłem przy lodówce, skąd właśnie wyciągał schłodzoną puszkę z piwem. Zacisnąłem mocniej dłoń na papierowej torbie z markowym logo, w której złożona leżała moja nowa kurtka, i przemknąłem do swojego pokoju najciszej, jak tylko potrafiłem. Od razu zamknąłem za sobą drzwi, wciskając nowy nabytek pod łóżko, byleby ukryć tak drogi prezent przed rodzicami, i w końcu odetchnąłem z ulgą, wskakując na miękki materac.
Powoli dochodziła ósma, a ja wciąż nie dostałem żadnej wiadomości od chłopaka, dlatego podirytowany wcisnąłem ikonkę z kamerą, rozpoczynając video połączenie, które zostało odebrane od razu po pierwszym sygnale.
– Cześć, skarbie – przywitał się ze mną Siwoo, uśmiechając się do kamery, więc na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech, zabierając gdzieś całą złość.
– Cały dzień czekam, aż się odezwiesz – zarzuciłem mu, udając rozgniewanego.
– Przepraszam, kochanie, naprawdę mam urwanie głowy – odpowiedział mi, wzdychając ciężko. – W piątki mamy chyba najgorsze zajęcia, jakby chcieli nam dowalić na koniec tygodnia.
– Mój biedny kiciuś – powiedziałem czule, powiększając uśmiech na twarzy ukochanego, a moje serce otuliło przyjemne ciepło. – Kiedy wyjeżdżasz?
– Hmm?
– Do domu na weekend – doprecyzowałem. – Tęsknie za tobą.
– Minsu, cholera, zupełnie zapomniałem ci powiedzieć – westchnął, przecierając twarz dłonią.
– Nie przyjeżdżasz?
– Nie mogę, mój zmiennik się rozchorował, więc zaproponowali mi kolejną zmianę w ten weekend za ekstra pieniądze – odpowiedział. – Za kilka minut muszę wychodzić do pracy.
– Ale pracowałeś w poprzedni weekend – mruknąłem bardzo niezadowolony.
– Wiem, ten jest poza grafikiem.
– I w następny też będziesz pracował? – dopytałem.
– Przepraszam.
– I co? Zobaczę cię dopiero za dwa tygodnie?
– Naprawdę przepraszam, skarbie – westchnął. – Wiesz, że pracuję dla nas, żeby mieć pieniądze na naszą przyszłość. Za kilka miesięcy będziemy mieli siebie codziennie.
– Ale ja potrzebuję cię teraz, a nie za kilka miesięcy – zarzuciłem mu. – Obiecałeś, że będziesz przyjeżdżał co dwa tygodnie, nie co miesiąc.
– To tylko ten jeden raz.
– Kłamca.
– Minsu...
Nie zdążył już nic powiedzieć, ponieważ przerwałem połączenie, kiedy łzy zebrały się w moich oczach, a dolna warga zaczęła drżeć niekontrolowanie. Czułem się źle z tym, jak potraktowałem Siwoo, po raz kolejny zachowując się po prostu dziecinnie, jednak właśnie taki byłem, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tak samo, jak z tego, że go potrzebowałem, że naprawdę za nim tęskniłem i kilkuminutowe, codzienne rozmowy przez telefon lub video połączenie nie są dla mnie wystarczające. Potrzebowałem go dotknąć, przytulić, pocałować, poczuć zapach jego ciała oraz ciepło. Potrzebowałem zasnąć w objęciach ukochanego i się w nich obudzić, zamiast codziennie żegnać oraz witać dni w samotności.
Szybko wytarłem łzy z policzków, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, a już chwilę po tym, zupełnie nie czekając na żadną odpowiedź, do środka zajrzała moja matka. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, wpraszając się i zamykając za sobą, abyśmy zostali tylko we dwójkę. Jej spojrzenie przesunęło się po moim pokoju, jakby czegoś szukała, nim w końcu się odezwała:
– Niczego sobie nie kupiłeś? – zapytała zdziwiona. – Byliście na tych zakupach tak długo, aż bałam się, że wykupisz połowę sklepu.
– To Hayoon potrzebował odświeżyć garderobę, ja po prostu dotrzymywałem mu towarzystwa – odpowiedziałem, błagając w duchu, by matka nie zobaczyła torby pod łóżkiem.
– Powinieneś też sobie coś kupić – stwierdziła, siadając obok mnie. – Może chcesz, żebym zabrała cię na zakupy?
– Nie trzeba, mamo.
– Kiedyś często chodziliśmy gdzieś razem.
– Kiedyś – podkreśliłem. – Możesz dać mi pieniądze, po prostu sam coś kupię – skłamałem, odwracając wzrok od kobiety.
Każdy won, którego dostałem od rodziców lub dziadków, skrupulatnie chowałem przed nimi, aby móc dołożyć się do mieszkania, które mieliśmy wynająć z Siwoo, spodziewając się, że nie będę mógł liczyć na wsparcie finansowe moich bliskich, gdy dowiedzą się, iż zamieszkam z moim chłopakiem. Zapewne, gdybym zdecydował się mieszkać z kobietą, zapłaciliby sami za wszystko...
Na mojej twarzy przez krótką chwilę pojawił się kpiący uśmiech wywołany tą myślą. Zapewne nie zostało to niezauważone przez matkę.
– Tak właściwie, to chciałabym cię zabrać gdzieś jutro – odezwała się, dość nagle przerywając ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu, a ja zerknąłem na nią ze zdziwieniem.
– Gdzieś?
– To dla mnie bardzo ważne – powiedziała, przyglądając się mi błagalnie. – Umówiłam cię na wizytę u pani doktor, która...
– Do psychiatry? – dopytałem, unosząc wysoko brwi.
– Tak, ale...
– Mamo!
– Posłuchaj mnie – poprosiła. – Pani doktor zajmuje się młodzieżą...
Poderwałem się z łóżka, nawet nie chcąc słuchać tego, co kobieta ma do powiedzenia. W moich oczach ponownie zebrały się łzy, czując, że czara goryczy powoli zaczyna się przepełniać, a ja pokręciłem głową, wpatrując się w matkę, która nagle zamilkła, przyglądając się mi uważnie.
– Wiesz, kto powinien pójść do psychiatry? – zapytałem, patrząc się prosto w jej ciemne oczy. – Ty! Ty i ojciec! Bo to wy macie problem z zaakceptowaniem tego, kim jestem! Jestem, byłem i zawsze będę gejem, to się nie zmieni, to nie jest choroba ani chwilowa ciekawość! Kocham Siwoo, uprawiam z nim seks i nie mam najmniejszych wątpliwości, że właśnie to lubię!
Drzwi do pokoju otworzyły się nagle, kiedy stanął w nich ojciec, szybko odnajdując mnie rozwścieczonym wzrokiem.
– Dlaczego drzesz się na matkę?! – wrzasnął na mnie. – Pozwoliłem ci wrócić z podkulonym ogonem, kiedy ten pedał cię zostawił, i tak się nam odwdzięczasz!
Prychnąłem, co było wielkim błędem.
– Gówniarz i ciota, a szczeka, jakby na swoim był! – krzyknął jeszcze głośniej. – Będziesz pełnoletni, to wylecisz za drzwi w dniu swoich urodzin, zobaczysz. I w dupie będę miał, czy masz co jeść i gdzie spać.
– Kochanie, wystarczy...
– Wystarczy dopiero wtedy, kiedy ten dupodajek zrozumie, że...
– Zamknij się! – wydarłem się, wybuchając płaczem, a już chwilę później silne uderzenie trafiło prosto w mój policzek.
– Znowu zaczynasz? – zapytał mnie, ściskając mój nadgarstek, kiedy przyłożyłem dłoń do obolałego miejsca. – Jakbym porządnie sprał ci dupę, kiedy byłeś dzieciakiem, to byś nie potrzebował wpychać tam fiutów.
– Puść go! – Do kłótni wtrąciła się moja matka. – Kiedy wychodziłam za ciebie za mąż, nie byłeś taki agresywny.
– Wtedy też nie mieliśmy syna pedała – odpowiedział jej, odpychając mnie posłusznie. – Rzygać mi się chce, kiedy na niego patrzę. Może mu się coś uszkodziło w mózgu po tym, jak prawie poroniłaś. Trzeba było...
– Kochanie! – przerwała mu, uderzając męża w ramię. – To nasze dziecko. Twój jedyny syn. Kto się będzie tobą opiekował na starość?
– Na pewno nie ja – mruknąłem, łykając kolejne łzy, kiedy wyminąłem rodziców, wychodząc z pokoju i zatrzaskując się w łazience.
– Wolałbym już nie mieć syna! – Usłyszałem za sobą krzyk ojca. – Ciota jebana. Darmozjad niewdzięczny.
Usiadłem na podłodze, opierając się plecami o drzwi i zanosząc się jeszcze większym płaczem. Wróciłem do domu z braku wyboru; matka nie kłamała, mówiąc, że wezwie policję, i naprawdę mundurowi zapukali do drzwi domu rodziców Siwoo, aby upewnić się, że właśnie tam przebywam wbrew woli moich opiekunów prawnych. Mojego chłopaka już tam nie było, a chociaż jego bliscy zapewnili mnie, że ich drzwi są zawsze otwarte dla przyszłego członka rodziny, to nie chciałem sprawiać im kłopotów. Z wielkim bólem serca pozwoliłem odwieźć się do domu, gdzie matka powitała mnie niczym zaginione dziecko, prawie płacząc ze szczęścia, gdy przekroczyłem próg mieszkania.
Jednak ten teatrzyk nie trwał długo. Ojciec przez pierwsze kilka dni w ogóle się do mnie nie odzywał, zupełnie ignorując moją obecność, aż w końcu nie wytrzymał, ponownie wylewając na mnie swoją nienawiść. Właście wtedy uciekłem do państwa Han, gdzie zaczekałem na powrót Siwoo, w którego ramionach odgoniłem wszystkie złe wspomnienia. Byliśmy za sobą tak stęsknieni, że nawet nie dotarliśmy do łóżka, oddając się namiętności na podłodze, gdzie ujeżdżałem ukochanego, nie oszczędzając energii i nie tłumiąc w sobie jęków. A chociaż partner doszedł stanowczo zbyt szybko, tłumacząc się dwoma tygodniami wstrzemięźliwości i tęsknotą, pozwoliłem jego językowi wynagrodzić mi wszystko.
Wytarłem łzy, które zdążyły już zaschnąć na moich policzkach, a między rodzicami znowu zapanowało milczenie jak po każdej kłótni. Nikt nie dobijał się do łazienki, próbując mnie z niej wyciągnąć, najwidoczniej pozwalając mi poużalać się nad sobą. Marzyłem, żeby ten rok jak najszybciej się skończył, bym mógł w końcu zamieszkać z Siwoo i już nigdy więcej nie widzieć tej dwójki na oczy, spełniając największe życzenie mojego ojca – nie miałby już syna pedała. Jednak była dopiero połowa kwietnia, a to oznaczało jeszcze wiele miesięcy męczarni w miejscu, które powinno być dla mnie ostoją. Odliczałem już dni do przerwy letniej, żeby móc wyjechać do Seulu i nacieszyć się ukochanym, odreagowując odpowiednio nasze rozstanie.
Szkoda, że teraz był tak daleko. Teraz kiedy tak bardzo go potrzebowałem przy sobie. Nie mogłem już zadzwonić do niego, prosząc, żeby przyjechał po mnie. Nie mogłem nawet zadzwonić, by usłyszeć jego głos, ponieważ nie odbierał telefonów w pracy. Czułem się, jakbym został zupełnie sam, jakbym nie miał już Siwoo.
Niechętnie podniosłem się z podłogi, rozbierając się, żeby wejść pod prysznic. Ubranie rzuciłem na ziemie, wiedząc, że nie mam ze sobą nic na przebranie, ale nie przejmowałem się tym. Starałem się nie patrzeć na moje żałosne odbicie w lustrze, kiedy obmywałem twarz z lepkich łez, aż w końcu zasunąłem drzwi prysznicowe i sięgnąłem po słuchawkę, odkręcając wodę. Nie miałem zamiaru się myć, chociaż potrzebowałem zmyć z siebie wszystkie negatywne emocje, a na to był tylko jeden sposób.
Usiadłem w brodziku, opierając się plecami o zimną ścianę i rozkładając szeroko nogi, aby móc nakierować silny strumień wody na odbyt. Drugą ręką chwyciłem powoli twardniejącego członka, któremu spodobał się przyjemny napór na zaciśniętą dziurkę, i zacisnąłem mocno powieki, przywołując w myślach obraz Siwoo.
Nagiego Siwoo, który powoli obcałowuje moje ciało, rozpalając w nim podniecenie. Siwoo, który penetruje moje wnętrze wpierw palcami, nim wsunie do niego grubego, sztywnego penisa. Przywołałem we wspomnieniach jego szepty i jęki, które pieściły moje uszy podczas stosunków. Przywołałem wspomnienie cudownego uczucia, kiedy żołądź uderza w prostatę, doprowadzając mnie w ten sposób do orgazmu. Przywoływałem we wspomnieniach przyjemne łaskotanie, kiedy ciepła sperma wypływała z mojego ciała przez rozciągnięty po seksie odbyt, a penis wciąż przyjemnie drży po doznaniu spełnienia.
Doszedłem idealnie na swoją twarz, wysuwając spomiędzy warg język, aby zlizywać własne nasienie, wyobrażając sobie, iż należy ono do Siwoo.
Kiedy wyszedłem z łazienki, od razu poszedłem prosto do mojego pokoju, nie chcąc spotkać po drodze rodziców. Wsunąłem na siebie jedynie noszoną przez cały dzień parę bielizny, więc tym bardziej wolałem nie pokazywać się nikomu na oczy, aby uniknąć potencjalnych obelg, które mogłyby paść z ust ojca. W moim pokoju było ciemno, więc od razu zauważyłem mrugająca diodę na telefonie, informującą mnie, że mam nieprzeczytane powiadomienie. Sięgnąłem po urządzenie, odblokowując je i z uśmiechem zauważając wiadomość od Siwoo o treści „kocham cię". Odpowiedziałem mu, wysyłając obrażoną minkę oraz serduszko, a następnie wybrałem numer Hayoona.
Jeden sygnał. Drugi i trzeci. Czwarty.
– Halo? – Usłyszałem po drugiej stronie.
– Co robisz? – zapytałem, siadając na łóżku, by od razu opaść na nie też plecami.
– Przymierzam nowe ciuchy – odpowiedział mi lekko zaskoczony tym pytaniem. – Nie jesteś z Siwoo hyungiem?
– Nie – westchnąłem. – Nie mógł przyjechać przez pracę.
– Chujowo.
– Chciałbyś gdzieś wyjść?
– Jeśli chcesz zaprosić mnie na randkę, to bez kwiatów i czekoladek się nie obejdzie – zaśmiał się, a ja prychnąłem.
– Mogę co najwyżej dać ci kopa w dupę – mruknąłem, udając oburzenie.
– Nie podniesiesz tak wysoko nogi, kurduplu.
– Jeszcze byś się zdziwił, jak rozciągnięty jestem, wyrostku.
– Podjechać po ciebie?
– Nie, pojadę autobusem – westchnąłem. – Spotkajmy się w kinie, okay?
– Załóż nową kurtkę, inaczej nie dam się zaciągnąć do łóżka! – krzyknął.
– Głupek!
– Kocham cię, pa!
Po tych słowach się rozłączył, a ja prychnąłem rozbawiony i pokręciłem głową z dezaprobatą.
Po naszej kłótni, w której Hayoon powiedział, że nigdy by nie dotknął faceta, bardzo dziwnie reagowałem na jego żarty. Właściwie dokuczał mi w ten sposób, od kiedy przyznałem się mu do tego, że jestem gejem, a chociaż były to niewinne docinki i wygłupy, to ostatnimi dniami sprawiały, że coś wewnątrz mnie niepokojąco mrowiło, wciąż przywołując we wspomnieniach słowa przyjaciela: „nie dotknąłbym faceta", „nadal mam koszmary".
Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej, wyczuwając ukłucie w sercu.
„Kocham cię".
Ja też go kochałem. Był mi bliższy niż rodzina i nie wyobrażałem sobie, abym mógł żyć bez niego. Jednak nie potrafiłem odnaleźć tej dawnej niewinności w słowach Hayoona...
– Ogarnij się, Minsu – mruknąłem do siebie, uderzając się w policzek dla otrzeźwienia. – Hayoon jest hetero.
„Wyglądasz naprawdę seksownie".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top